Re: Dolne Miasto — Dzieciństwo.

16
Każdy najmniejszy element, dla innych nie będący ciekawym, dla Salyah był obiektem najwyższego zainteresowania. Jak małe dziecko dotykała wszystkiego i oglądała ze wszech stron, dziwując się niezmiernie, jak coś takiego można było stworzyć. W jej rodzinnej chatce miewała przeróżne przyrządy do użytku domowego, lecz co innego najzwyklejsza, żeliwna patelnia, na której jej matula smażyła mięso, a co innego graty gnoma, tak niezwykłe, jak cała cywilizacja. Trudno było więc dziwić się niewychowanej wśród dominujących gatunków na Herbii panience, że jest zachwycona czymś, co innym wydaje się być zgoła normalne. A przecież nie widziała nawet jednej tysięcznej tych wszystkich cudów.

Na krańcu stołu stało naczynie, w którym coś skwierczało i wyglądało tak intrygująco, że nie sposób było nie przejść obok tego obojętnie. Srebrzysty płyn drgał co chwila, hipnotyzując tym samym Salyah, która ze świeczkami w oczach podeszła do tego i już chciała wsadzić do środka łapkę. Na szczęście dla niej ubiegł ją Sebastian, rozpraszając jej uwagę swoją paplaniną. Naraz cofnęła dłoń od cieczy i odwróciła rozczochraną głowę w jego stronę, wgapiając się w niego z szeroko otwartymi oczami.

- Reteńć – powiedziała do menzury, kompletnie ignorując poprawki gnoma i jakby próbując zapamiętać, co to jest. Jeszcze raz przyjrzała się temu dokładnie, po czym słysząc o termometrze, który chwila temu lizała, wzięła go do ręki i bez wahania wsadziła do rtęci, chcąc zobaczyć, jak to oddziałuje na siebie. Skupiona na tym, puściła mimo uszu dziwne słowa Smarova, lekceważąc je kompletnie. Jej umysł to zakodował, lecz jak na razie nie śmiała się zastanawiać, o co też im chodziło.

Termometr zostawiła w naczyniu, nagle straciwszy nim zainteresowanie. Zamiast tego podeszła do gnoma i pociągnąwszy go za rękaw, jakby próbowała zwrócić na siebie jego uwagę, zaczęła paplać. - Spotkaj mnie ze Staruszkiem. Muszę znaleźć tatę. Bo on jest królem, tak jak Pan Namiestnik, wiesz? Tylko siedzi tam na górze, w tym dużym domu. Po co mu taki duży dom? Lasy są lepsze. Duszno w takich domach. Czemu nie przeniesiecie się do lasu? I po co ci tyle tych rzeczy?

Re: Dolne Miasto — Dzieciństwo.

17
Natłok pytań wyraźnie irytował gnoma mniej niźli gmeranie w jego zbiorach. Mogłoby się wydawać, iż tak czy owak ma on nieporządek, jednak to był jego nieporządek, w którym się orientował. Teraz natomiast, gdy dziewucha przyszła i zaczęła gmerać to w pudle z narzędziami szlifierskimi, a to znowu w cennym zbiorze minerałów, chaos będący ładem stawał się po prostu chaosem.

- No już. Może kiedy indziej pogrzebiesz sobie w moich zbiorach. - Złapał dziewczynę za ramiona i posadził na jednym z niewielu wolnych siedzisk. Zerknął jeszcze kilka razy w miejsca, gdzie jego przedmioty zmieniły swe położenie, starając się zapamiętać co będzie musiał uporządkować.

Kiedy już upewnił się, że Salyah nie opuści swego obecnego miejsca przez najbliższy moment, udał się do kuchni. Wyjął naczynia, które raczej przypominały fiolki do zabiegów alchemicznych, niż do użytku spożywczego. Nie była to też chyba żadna nowość, gdyż jak gdyby nigdy nic nalał sobie wygrzebaną zza sterty rondli karafkę. Zwartość miała czerwonawo-brunatny kolor, delikatnie mętną konsystencję i z całą pewnością coś drobnego w niej pływało, co dało się zobaczyć po kilku chlupnięciach podczas nalewania. Gnom zerknął w stronę dwójki gości i wskazał gestem karafkę.

- Macie ochotę? - Widząc jednak miny Salyah i Sebastiana dodał - Sok z malin, najlepszy jaki dostaniecie w stolicy. Sam robiłem. - Nie zaczekał nawet na odpowiedź i nalał kolejne dwie fiolkowate szklanki.

- No dobrze, a więc po kolei. Szukasz taty, który mieszka w dużym domu na górze i jest królem tak jak Pan Namiestnik. - Ostatnie określenie wcale nie podpowiedziało wiele gnomowi co widać było po jego minie, ale dostrzegłaby to raczej osoba, która codziennie obcuje z ludźmi i jest w stanie odczytać co się z nimi dzieje w środku, po ich języku ciała. Salyah niestety nie miała tego doświadczenia, więc nie zwróciła uwagi na tąż reakcję. - I chcesz abym zaprowadził Cię do staruszka, który zaprowadzi cię do twego ojca. Dobrze, dobrze. Trzeba będzie skontaktować się w takim razie z przyjacielem Mglaka. - Zapatrzył się gnom w zawartość naczynia, powąchał, delikatnie skrzywił i zrobił porządny haust, po czym znowu się skrzywił, tym razem mocniej. - Późna już pora więc trzeba będzie się śpieszyć, jeśli mamy przedostać się za drugi mur jeszcze dzisiaj. - Kolejny łyk przerwał wypowiedź Benna, a kolejne skrzywienie wydłużyło milczenie o dodatkowe dwie sekundy. - Będzie trzeba się chyba zbierać. Jak najszybciej. Sebastianie? Zostaniesz tu i popilnujesz mego dobytku.

- No wiesz ty...

- Cicho. Długo mi to nie zajmie. Przynajmniej mam taką nadzieję. Muszę jeszcze dokonać obróbki kwarcu i spróbować spreparować substytut siarki. A ty dziewczyno, po drodze dokładniej opowiesz mi kogo mamy szukać. Na górze w zamku mieszka wielu ojców, czasem nawet nie są tego świadomi.
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Dolne Miasto — Dzieciństwo.

18
Zaskoczona Salyah nie oponowała, gdy ten sadzał ją na krześle. Dała się tam poprowadzić, po czym popatrzyła zdziwiona na gnoma, zastanawiając się, co też on wyczynia. Siedząc już na swoim siedzisku, nie ruszała się stamtąd, znaczy nie wstawała, ponieważ wierciła się, wszystko wokół oglądając uważnie. Starała się dotrzeć wzrokiem wszędzie, nawet w najciemniejsze kąty pomieszczenia. Fascynowała ją pracownia Smarova, czemu poniekąd trudno było się dziwić. Miała małe pojęcie o cywilizowanych domach czy miejscach pracy, prócz tego, w którym mieszkała... a choć jej matka starała się jak tylko mogła, by było tam bezpiecznie i przytulnie, nijak miało się to do przeciętnego domu tutaj, w Dolnym Mieście. Dosłownie wszystko było dla niej nowe, dotąd niepoznane. Nawet łyżka, inna od tej, którą jadła, mogłaby ją zafascynować.

Nie dano jej odpowiedzieć, czy chce ten sok. W sumie to nawet chciała i dlatego od razu przyjęła kubek, który chwyciła w obie ręce. Nie zastanawiając się zbytnio, przytknęła usta do krawędzi naczynia i duszkiem wychłeptała jego zawartość, nawet nie będąc pewną czy to alkohol czy sok z malin. Ot, chciało jej się pić, więc wypiła. Potem wierzchem dłoni starła resztki napoju z okolicy warg, reagując zależnie od zawartości kubka i przekrzywiła lekko głowę, słuchając odpowiedzi Smarova.

Tak, tata tam mieszka. A kim jest Mglak i jego przyjaciel? Pomogą nam, tak? — zapytała, po czym zmarszczyła zdziwiona brwi. — Czemu Sebastian nie idzie? Chcę żeby poszedł.

Nigdy nie poznała przedstawiciela płci przeciwnej. Sebastian był tak jakby pierwszym samcem, nie licząc oczywiście dziadka Garnucha, którego spotkała i z którym niemal od razu się zaprzyjaźniła. Nie chciała rozstawać się z młodzieńcem, ale gdzieś tam głęboko w środku wiedziała, że jej ojciec jest ważniejszy i jeśli naprawdę będzie się musiała rozdzielić z Namiestnikiem Bezhołowia, to zrobi to. Nie przybyła w końcu do Saran Dun dla niego, lecz dla Aidana.

Salyah poczuła ukłucie niepokoju, gdy Ben powiedział jej o ilości ojców mieszkających w zamku. Jeśli jest tam więcej królów... a przecież może być, a przynajmniej tak twierdziła podświadomość dziewczyny, która choć znała szczątkowo ustrój Keronu, to nie wiedziała, jak to jest z zamkami i pałacami. Nie omieszkała o to zapytać.

A ilu jest tam królów? Dużo? Mówiłam, mój tata jest królem, mama mówiła, że takim ważnym. Ale ja nie wiem jak on wygląda, chociaż mama mówiła, że przypominam go trochę. To może znasz go, skoro jest ważny? — fakt, Salyah miała sporo ze swojego ojca. Była wręcz krew w krew do niego podobna. Rysy, włosy, oczy... tylko tej charyzmy jej brakowało. I cóż, być może Ben to zauważy, szczególnie, że cały czas powtarzała o "ważnym królu"... bo w końcu ilu tam królów, takich ważnych, może być?

Re: Dolne Miasto — Dzieciństwo.

19
W czasie kiedy Salyah dopijała swoją porcję "soku malinowego", Benno zaczął się rozglądać po swym lokum. Wyraźnie czegoś szukał, jednak pamięć najwyraźniej postanowiła się z gnomem podroczyć i uniemożliwiała przypomnienie sobie lokacji przedmiotu. Dało to trochę komiczny efekt, gdyż kręcił się w miejscu drapiąc się, a to po głowie, a to po brodzie, mrucząc coś do siebie. Hym, hym. Ostatnio byłem...

- Potem musiałem wyczyścić ostrza... Hym.

Pierwsze słowa nawet do Smarova nie dotarły, tak był pochłonięty poszukiwaniami. Jednak na szczęście po kilku sekundach na jego twarzy pojawił się grymas zwiastujący olśnienie. Skierował się do części mieszkania skierowanej naprzeciwko wejścia. Pod ścianą znajdowała się dość pokaźna, bo sporych rozmiarów, dębowa skrzynia, a obok niej trochę już skromniejsza, lecz nadal porządna komoda.

- W takim razie, tu albo tu... - Nadal mówiąc sam do siebie, Benno otworzył najpierw skrzynię, w której nie znalazł jednak tego czego szukał. Następnie zajrzał do drugiego mebla, zawierającego kilka płaszczy, fartuchów potrzebnych do jego eksperymentów chemicznych i zwykłe codzienne ubrania. Szybko przejrzał pierwsze wieszaki, ściągnął z jednego czarną kapotę i z uśmiechem zwrócił się w stronę dziewczyny. - Mglak moja droga to mój... Jakby to... Klient. A jego przyjaciel, który tu rezyduje, ma dostęp do pałacu i on właśnie zaprowadzi cię na miejsce. Odpowiadając zaś na twoje pytania. Król jest jeden, chociaż jest jeden, który też pretenduje do tego tytułu. Ha, pewnie jeszcze wielu widziałoby się z koroną na głowie. Ale, wszystkiego dowiesz się na miejscu, a teraz wstawaj i idziemy, zanim zamkną bramę.

Benno zarzucił ciuch na siebie i ruszył w stronę drzwi. Klepnął Sebastiana i uprzedził, żeby uważał na ludzi Faciemusa. Najwidoczniej gnom podejrzewał, iż mogą złożyć mu wizytę w czasie domowej nieobecności. Czego mogliby jednak szukać? Tego już nikt z obecnych, poza gnomem wiedzieć nie mógł.

Nowy przewodnik stał w progu, spoglądając badawczo na dziewczynę. - To idziesz czy nie? - Kiwnął głową i ruszył na zewnątrz, dodając tylko, aby zamknęła za sobą drzwi.
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Dolne Miasto — Dzieciństwo.

20
Wzrok młodej dziewczyny wodził za Smarovem, gdy ten pałętał się po swojej pracowni wte i wewte, szukając najwyraźniej czegoś. Cierpliwie, nawet jak na nią, czekała, choć co jakiś czas wierciła się na swoim miejscu i poprawiała albo swoją pozycję, albo coś przy plecaku. Czuła rosnące wewnątrz podekscytowanie – w końcu była już tak blisko! Znalazła się w onieśmielającym mieście, którego już od ujrzenia go na horyzoncie nie lubiła, lecz to właśnie tutaj mieszkał jej tato i była pozytywnie nastawiona do tego wszystkiego.

Czy przyjaciel Mglaka to Staruszek? — zapytała, niemal od razu zrywając się z siedziska i motylkami w brzuchu ruszając do wyjścia. Wręcz ją roznosiło, czemu jednak nie można było się dziwić. Naiwna myślała, że jeszcze dzisiaj wieczorem spotka się z tatą! — To... to tata to chyba ten właściwy, nie? Tak myślę. I myślę, że będę wiedziała, jak go spotkam. Aha, tak. I tak! Chodźmy do taty! — a do Sebastiana rzuciła jeszcze na odchodne wielce radosnym głosem. — Cześć!

Zamknęła za sobą drzwi i żwawym, skocznym krokiem podążyła za Benno w nieznane...

Nie było jak tego wydłużyć, sorka :<

Re: Dolne Miasto — Dzieciństwo.

21
Sam król? Hmm. Córka? Dziwne, chociaż może i tak. Ale kiedy, jak? Rozmyślania nawiedziły gnoma jak tylko wyszedł z domu. Ta dziewka zdawała mu się jakoś znajoma, acz nie był w stanie stwierdzić kogo może mu przypominać. Teraz jednak ta gadka o królach, zamkach etc. zaczęła działać na jego wyobraźnię. W pierwszej chwili fakty, które zdawałoby się nie mają powiązania, w następnej, tworzą jedną spójną całość. Jedno tylko nie pasowało w teorii Benna. Salyah może i mówiła coś o królu, ale jest wielu wariatów na tym świecie, twierdzących, że oni sami są władcami, a nie tylko ich krewni. W dodatku dziewczyna wydawała się dziwna, trochę jak jedna z tych szurniętych. Gnom spojrzał na nią badawczo, próbując ocenić i porównać jej zachowania, ruchy, mimikę.

Jako, że wieczór już zapadł, tedy i ludzie powoli opuszczali ulice. Ostawali się najbardziej wytrwali w próbie sprzedania swych towarów oraz zbyt pijani, którzy zataczali się jakby dostali misję mierzenia szerokości drogi. Nie ma co wspominać oczywiście o żadnych strażach miejskich, gdyż na najniższy poziom miasta się one nie zapuszczały. No i trzeba jeszcze doliczyć do tej mieszanki społecznej żebraków i niedołężnych, przemykających to tu, to tam.

Od czasu do czasu jakiś handlarz starał im się wcisnąć "najświeższe" owoce, "najwytrwalszy" materiał lub inne badziewie, które jest naj. Oczywiście najskuteczniejszą metodą było klasyczne darcie mordy mające zagłuszyć darcie mordy konkurencji. Na szczęście gnoma i dziewczyny, krzyków było niewiele, bo ludzi było mało. Tylko co chwilę dało się słyszeć Ziemnioki! Pulchne ziemnioki! Tylko tutaj takie świeże! Prosto z wozu!, a kawałek dalej dochodziła odpowiedź Warzywka! Świeże warzywka! Nie jakieś stare pyry! Prosto z ziemi!

Po jakichś dziesięciu minutach drogi między ludźmi, gdy w końcu zostali we dwójkę, Benno mógł porozmawiać z towarzyszką. Zakładał, że jeśli jest jakakolwiek szansa, że jego teoria jest prawdziwa i rzeczywiście prowadzi właśnie córkę króla, to lepiej będzie jeśli tylko nieliczna grupa osób będzie o tym wiedzieć. Mglak będzie w razie czego wiedział z tym zrobić.

- Słuchaj mała. Tak sobie dedukuję, że skoro twój ojciec jest królem, to mama musi być królową? No a skoro nie było cię w mieście to gdzieś się podziewałaś przez te, ile, trzynaście, czternaście wiosen?
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Dolne Miasto — Dzieciństwo.

22
Salyah miała mieszane uczucia względem Saran Dun. Z jednej strony była zaintrygowana tą aglomeracją, jej mieszkańcami, ich zajęciami i życiem codziennym. Ciekawiły ją boczne uliczki skrywające zapewne jakieś tajemnice, odgłosy dochodzące z wnętrz domostw, nawet zapachy i dochodzący zewsząd hałas. Zaś z drugiej strony czuła się przytłoczona tym wszystkim. Bała się ludzi, ich dziwnych w myślach Salyah zachowań, tego, co robią na co dzień. Mrok wylewający się z zaułków przerażał ją, wszechobecny hałas przyprawiał o ból głowy, smród potu, zgniliziny i fekaliów uderzał z zaskakującą mocą w jej nozdrza. Budynki były ściśnięte, chyliły się ku sobie, zamykając dostęp do wieczornego nieba oraz świeżego powietrza; zbliżały się ku sobie, przyprawiając Salyah o narastającą w niej panikę. Zbliżyła się do Smarova i chwyciła go za rękę, momentalnie ściskając ją tak mocno, jak tylko potrafiła. Za dużo ludzi, pomyślała, rozglądając się z przestrachem, lgnąc do Benna, jakby ten był co najmniej jej strażnikiem lub tarczą, za którą mogła się schować. Dopiero, gdy natężenie motłochu zelżało, pozwoliła sobie na głębsze odetchnięcie i rozluźnienie mięśni. Puściła dłoń gnoma i wytarła swoją spoconą o udo. Wciąż lekko kręciło jej się w głowie, po której przelatywały miliony podobnych do siebie myśli ograniczających się do niedowierzania, jak można tutaj mieszkać. Zerknęła raz jeszcze na górujący ponad Dolnym Miastem pałac i pomyślała, czy tam jest podobnie. Miała nadzieję, iż można tam oddychać świeższym powietrzem niż tutaj, a pomieszczenia i korytarze nie są tak ciasne i nie będą jej ograniczać. W to, że jest tam wiele ludzi, prawie tak wiele, jak jest w tej dzielnicy, nie wątpiła, choć na razie się tym nie przejmowała... lub wolała nie myśleć o tych tłumach.

Mama chyba nie była królową, przynajmniej nic mi o takich rzeczach nie mówiła. Chociaż to dziwne, że tata jest królem, a ona nie, prawda? — mruknęła niby do gnoma, a jednak do siebie, rozglądając się bacznie. — A ja mieszkałam w Fenistei. Ale nie z elfami, tylko obok tak jakby. Mama czasem do nich chodziła, ale jednak częściej w góry, bo ich nie lubiła chyba, tak przynajmniej mówiła. A ja kiedyś widziałam takiego elfa, tylko bałam się podejść. Zresztą mama nie lubiła, jak się zbliżałam do jakichś wiosek. Mówiła, że to złe i że tamci są źli i mnie skrzywdzą, jak zobaczą. Ale na przykład tutaj nikt mnie jeszcze nie skrzywdził. Tylko coś duszno tutaj i brzydko i ciasno. Więc w sumie to ja już nie wiem... — ostatnie zdanie wymruczała niby do siebie i wpadła w zadumę, zaledwie przed sekundą wesoło trajkocząc poniekąd nie na temat. Zaś w tej oto chwili po raz pierwszy w życiu zwątpiła w w słowa swojej matuli. Jednakże przed sobą miała niezwykle długą drogę do zrozumienia, jak bardzo toksyczna była względem niej tamta kobieta...

Re: Dolne Miasto — Dzieciństwo.

23
Mała Salyah widocznie czuła się nieswojo w całkiem nowym otoczeniu. Przyzwyczajona to towarzystwa zwierząt i leśnego spokoju, tutaj, w Saran Dun, sprawiała wrażenie przytłoczonej. Początkowo nie rzucało się to tak w oczy, lecz teraz, gdy przedzierała się ze swym przewodnikiem przez innych przechodniów, aż złapała gnoma za rękę. Oczywiście go to zaskoczyło, lecz zdążył się już zorientować, że ma do czynienia z nietypowym dzieckiem. Przemilczał ten fakt, bowiem powoli zaczynał chyba rozumieć o co chodziło w całej tej niecodziennej sytuacji.

Pytania Smarova nie pozostały oczywiście bez odpowiedzi. Dowiedział się właściwie wszystkiego co mogło go zastanawiać. Było to dla niego kolejnym zaskoczeniem, gdyż kto normalny otwiera się całkowicie przed nowo poznaną osobą. Jednak potwierdzało to tylko jego przypuszczenia. Fenistea? To ci dopiero.

Resztę drogi oboje pokonali w milczeniu. Benno zbyt zajęty łączeniem kawałków układanki w całość, która w jego głowie miała zbyt wiele wersji. Salyah natomiast chłonęła wszystko co było wokół niej. Ludzi było już naprawdę mało, więc jej stres prawie całkowicie zniknął i mogła w spokoju obserwować poszczególne osoby, zajęte własnymi obowiązkami. Dziewczyna sprawiała wrażenie, jakby interesowały ją nawet tak banalne czynności jak zbieranie towarów ze straganów czy tawerniane przepychanki.
*** - Stać! - Brama przed którą oboje stanęli nie była jeszcze zamknięta, jednak widocznie nie puszczano byle kogo. Czterech strażników uzbrojonych w krótkie miecze i gizarmy stało centralnie na przejściu, blokując całkowicie drogę. - Coście za jedni i jaki macie interes w górnym mieście?

- Baranie ty jeden ty. Toż to ja zapity bucu. - Odpowiedź Smarova wyraźnie wskazywała na to, że zna on tego strażnika, o ile nie wszystkich. - Toż przechodzę tędy prawie regularnie. Sam zgadnij jaki mam interes w mieście...

- Hmm. - Czerwony nos, podniszczona cera oraz niezbyt świeży zapach rzeczywiście mogły wskazywać na skłonności nałogowe tegoż strażnika. Sylwetka wieprza również utwierdzała w takim przekonaniu. - Rzeczywiście, to ty Benno. Tak czy owak, nie poradzę no, nie poradzę. Rozkazy to rozkazy. Ktoś zabił dwie osoby z rady, próbował tego samego z królem, ale nie wyszło. Przełożonego nam zmienili i się trochu pozmieniało. To jak, mówisz o co chodzi czy zawracasz?

- Ty kanalio utyta! Niech no się Mglak o tym dowie... Widzisz tą dziewuchę? Ojciec zostawił ją i jej matkę. Drań mieszka gdzieś w górnym mieście, ale nie wiem który to. Idę do Marevuka, może on będzie w stanie coś zaradzić.

- Opuszczone dziewuchy mało mnie interesują. Sam pewnie kilka zrobiłem. Czemu ma mnie obchodzić kolejna sierota? Ona znajdzie ojca, ja wyląduję w lochu razem z byłym dowódcą. Nie kulkuluje mi się to. wcale a wcale. - Strażnik obrzucił Salyah przeciągłym spojrzeniem od dołu do góry i z powrotem, widocznie zatrzymując oczy na wysokości jej pasa i piersi. Błysk w jego ślepiach od razu pokazał co mu po głowie za pomysły chodzą. - Chyba, że zostawisz mnie z nią sam na sam. Jeśli poklęczy przede mną dość długo, to może przypomnę sobie, że jest bratanicą któregoś kupca. - Na koniec, jak gdyby cała sytuacja nie była dość nieprzyjemna, oblizał językiem popękane wargi, pożerając dziewczynę wzrokiem.

Benno bez słowa złapał Salyah za ramię i odprowadził kilka kroków z dala od bramy, tak aby strażnicy nie mogli ich usłyszeć. Czas ani okoliczności nie sprzyjały w obecnej chwili, tak więc gnom na szybko uprzedził swą tymczasową podopieczną jak ma dotrzeć do domu Marevuka, który jej pomoże. - Masz się powołać na moje imię. Benno Smarov. Nie zatrzymujesz się nigdzie, nie rozmawiasz z obcymi, idziesz prosto do niego. Jeśli będzie miał wątpliwości lub ci nie uwierzy, to masz powiedzieć, że Mglak będzie chętny ci pomóc. Marevuk, Benno Smarov, Mglak. Zapamiętaj. - Po upewnieniu się, że dziewczyna słyszała poprawnie wszystkie trzy imiona, przedstawił jej swój prowizoryczny plan odwrócenia uwagi strażników. Na jego znak miała pognać ile sił w nogach przed siebie, nie patrzeć za siebie, przy gospodzie z sową na drewnianym szyldzie, skręcić w prawo i zatrzymać się dopiero na placu z fontanną. Był to dystans na tyle niedługi, że młoda osoba nie powinna mieć problemu z pokonaniem go, a na tyle niekrótki, że strażnicy, mający różne niezdrowe nawyki, raczej nie powinni jej dogonić.

Na widok podejrzliwego spojrzenia wieprzowatego, Smarov odparował jedynie, że musiał wytłumaczyć dziewczynie o co chodzi, bo pochodzi z wioski na zachodzie, w której prawie nie było mężczyzn, przez co nie wiedziałaby co robić. Reakcja strażnika w postaci szerokiego uśmiechu, utwierdziła gnoma, iż tamten nic nie podejrzewa. Zostawili trzech kompanów z posterunku, którzy już zaczęli rechotać między sobą, wyraźnie zazdroszcząc szefowi. Gdy tylko przeszli na drugą stronę murów i przeszli za róg, znikając reszcie z oczu, Benno wyciągnął z kieszeni niewielką fiolkę. Po kilku krokach potknął się, prosząc o pomoc. Poprosił wartownika o pomocną dłoń, a z chwilą stawania na nogi, chlusnął mu zawartością szła prosto w twarz.

Sam upadek miał być znakiem, jednak Salyah trwała u boku opiekuna. - Biegnij dziewucho, raz! - warknął gnom, siłując się z ofiarą swego podstępu. Zasadniczo miała tylko dwie opcje do wyboru: uciec lub pomóc goblinowatemu w wydostaniu się z objęć przeciwnika. Pozostała trójka jeszcze się nie zjawiła, lecz wystarczyłoby im kilka sekund, żeby dotrzeć na miejsce.
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Dolne Miasto — Dzieciństwo.

24
Salyah z wyraźnym zaciekawieniem przysłuchiwała się wymianie zdań dwóch mężczyzn. Nadal była pod wrażeniem tego wszystkiego, ludzi, budynków, smrodu, tłoku... dużo by wymieniać, sama dziewczyna z trudem nadążała za własnymi myślami i tym, co tutaj widziała. W każdym razie, stała za Bennem, gapiąc się bezwstydnie na strażników, zastanawiając się, czy każdy samiec jest tak brzydki, gdy do jej uszu doszły słowa o próbie morderstwa króla. Drgnęła, wyraźnie zaniepokojona. Jednakże zaraz rozluźniła mięśnie, które natychmiast się spięły, gdy zrozumiała, że to była tylko próba. Znaczy, nieudana. Tak czy siak niepokój zalągł się z tyłu jej głowy, gdyż taka próba oznaczała, że ktoś jej taty nie lubił. I tego Salyah nie rozumiała. Po co zabijać? Przecież nie z głodu, co było zrozumiałe u zwierząt. Ludzie raczej siebie nie jedli, więc dlaczego? Taki oto dylemat toczyła wewnątrz siebie, gdy doszło do dosyć nieprzyjemnej sytuacji.

Nawet takie dzikie, nieobeznane z rodzajem ludzkim dziewczę poczuło dreszcz niepokoju przebiegający po jej plecach pod naporem spojrzenia strażnika. Popatrzyła na niego wilkiem, nie lubiąc tego, co mówił, jak się zachowywał, co robił i w ogóle jego. Nie rozumiała, o czym rozmawiał ze Smarovem, o jakim klęczeniu mowa, lecz jej intuicja twierdziła, że to zły człowiek jest, taki, przed którym mama ją ostrzegała. O ile Dziadek Garnuch był dla niej interesującym zjawiskiem, o tyle ten tutaj... nie. Po prostu nie. Wręcz z ulgą dała się odciągnąć od strażnika i stanęła przed Bennem, słuchając uważnie jego instrukcji.

Benno Smarov, Mglak, Maveruk. Zapamiętam — powiedziała, mając szeroko otwarte oczy. Zmarszczyła brwi, gdy usłyszała wołanie strażnika. Następnie dała się poprowadzić za bramy miasta, wyglądając na lekko niezorientowaną o co chodzi. Po prostu, wyglądała, jakby rzeczywiście szła, by obciągnąć strażnikowi, ale nie wiedziała, jak to dokładnie zrobić. Troszkę chyba zaplątała się w swoich myślach, gdyż ominął ją moment upadku gnoma, który miał zwiastować jej ucieczkę w głąb miasta. Ocknęła się dopiero wtedy, gdy ten krzyknął na nią. Podskoczyła i zerknęła najpierw na szamoczących się, potem na miasto, a potem jeszcze raz.

Nikt nie powiedział, że to może być takie trudne. Salyah rozdziawiła usta i stała niezdecydowana, czując się strasznie, wręcz okropnie. Przecież lubiła tego niziołka i nie chciała, żeby źli ludzi zrobili mu krzywdę... pomógł jej, wbrew temu, co matula mówiła. A Salyah była przecież dobrą dziewczyną i chciała się odwdzięczyć mężczyźnie, chociaż ten wydał jej wyraźny rozkaz.

Krok i dwa ruszyła do przodu, lecz nie w stronę miasta, tylko gnoma, ignorując jego polecenie. Wiadomym raczej było, że niski wzrost brunetki nie pozwalał jej na chociaż taką przewagę, lecz miała ona atut, o którym nikt jeszcze nie wiedział. Podeszła więc do walczących, prawą dłonią wyciągając swój sztylet bardziej w odruchu, niż świadomie i szarpnęła strażnikiem.
Zostaw go! — chwyciła go za rękę i w akcie desperacji użyła magii. Zaklęcia, które wykorzystywała dosyć często, ale nigdy na takim skupisku energii. Nie miała w sumie na kim trenować, co było jak najbardziej zrozumiałe. Tak więc teraz skupiła się tak bardzo, jak tylko potrafiła w tym momencie i sięgnęła po swą magię. Gdy tylko poczuła, jak niesamowita energia skupia się w jednym miejscu, pozwoliła jej wydostać się na zewnątrz. Wypuściła macki magii energii w stronę strażnika, dotykając go, jak do tej pory dotykała drobnej fauny i flory lasu. Sięgnęła po jego energię życiową, chwytając ją i zabierając do siebie. Nigdy wcześniej tego nie robiła i bała się. Bała, jakby zaraz miała zginąć. Wcześniej wysysała życie właśnie z roślin i owadów, myszy, a nie z takiego rosłego mężczyzny. Nie wiedziała, co może się stać, gdy i z niego pragnie zrobić uschnięty badyl, a przynajmniej osłabić go fizycznie... ale to właśnie robiła, będąc zdecydowaną pomóc Smarovowi.
Spoiler:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Saran Dun”