Niewielki, tłoczny pokoik, który gdyby mógł, opowiedziałby niezliczoną ilość historii, jakie miały miejsce w tych skromnych, czterech ścianach pokrytych grzybem, kurzem i gdzieniegdzie pleśnią. Wysokie okno spozierało mętnym okiem na brudne ulice, rzędy domów mieszkalnych oraz zasłane dymem z kominów niebo. Zaludniona przez korniki podłoga skrzypiała wraz z każdym postawionym krokiem, gdzieś w kącie między sufitem a ścianą, wisiał ledwie dostrzegalny welon pajęczyny. Łóżko, szeroki parapet pełniący funkcję biurka, pęknięte zwierciadełko wiszące obok i krzesło z wyłamaną nogą zastąpioną kolumienką książek. Czegoż chcieć więcej? Ach, oczywiście. Kolejnego wędrowca! Czyją historię tym razem nam opowie?
Celem należytych przygotowań, Vincent Eluard wszedł do wynajmowanego przez siebie kawałka ziemi niczyjej. Brud, kurz, smród (w razie konieczności kolejność zamienić)- chleb powszedni każdego, kto nie miał zamiaru zagrzać miejsca na dłużej, niż kilka dni. Ale czy to było ważne? W imię Jego Najjaśniejszej Mości oraz interesów królestwa, należało przygotować się do misji, a spać można kiedy indziej. Wspaniale byłoby, gdyby płacono za leżenie odłogiem, prawda?
Zawiasy klapy w podłodze zarżały dziko, kiedy tymczasowy lokator przekroczył próg, omal nie trafiając stopą na główkę leżącej gdzieś w kącie miotły, kubeł na odpadki i pustą butelkę średniej jakości trunku, o której pochodzeniu młody agent wolał w sumie nie pamiętać, a już na pewno dochodzić, skąd do jasnej cholery wziął się u niego muszkatel produkowany w Irios.
"Pewnie rozwodniony sikacz."
Wprost nieproporcjonalne uczucia napotkały go, gdy zobaczył też zmierzwione fałdy kołdry na pryczy, a pośród nich, porzucony element kobiecej garderoby. I weź tu człowieku żyj z samym sobą. Pędzone gorzałą, niekontrolowane wspomnienia zdawały się tańczyć jak chciały. A Vincent musiał jeszcze pamiętać o wieczornym spotkaniu z Arivaldem...
Póki co, czekała go jednak ważniejsza praca. Zmiana tożsamości do pracy, do jakiej go przydzielono.
Spoiler: