[Górne Miasto] Ciemna ulica

1
- Droga zamknięta - zawarczał mężczyzna w szarawej kurcie, nie zmuszając się nawet do zwodniczego uśmieszku. Serena już od pierwszego momentu wiedziała, z kim tak w zasadzie ma do gadania. Paszcza sterczącego przed nią draba - podziobana szramami i znakami po krostach - od dłuższego czasu pojawiała się na ogłoszeniach rozdawanych przez strażników. Bandzior stał się ostatnio zmorą całego Górnego Miasta, a bohaterka miała tego pecha, że przez nieostrożność wpadła na niego właśnie wieczorową porą. Bo choć wieczór nie zamieniał się jeszcze w noc, to za sprawą chmur bruki Saran Dun schowano już pod cieniem.

Serena maszerowała przez miasto, mając w głowie niedawne słowa rodzica oraz małą karteczkę w sakiewce. Karteczkę również dostała od niego. Przedzierając się przez bazar zerknęła jeszcze na notkę, chcąc upewnić się czy dobrze zapamiętała cenę, którą ma odebrać od znajomego handlarza. Sto dwadzieścia srebrników - będące zapłatą za parę prętów i podkucie dwu wierzchowców - to dobra cena nawet dla kowala obeznanego w rachunkach. Serena, abo raczej Erart, przepracował niezłą robotę. Panience dostał się obowiązek dokończenia interesu - dlatego też szła przez Górne Miasto z pustą sakwą, która miała za niedługo zostać napchana monetą.

Może brązowowłosa nie uważała na otoczenie, bo zainteresowała się barwą zachmurzonego nieba, a może - tak po prostu - co innego miała akurat w głowie. Jednakowoż, nie ważne z jakiego powodu, znalazła się w tarapatach. Nie dostrzegła niebezpieczeństwa na czas. Zmierzając na spotkanie z kupcem, weszła w boczną odnogę deptaka. A tam czekało na nią zagrożenie w postaci poszukiwanego przez władzę rabusia oraz jego koleżków. Dla dopowiedzenia - czterech wielkoludów z gatunku homo-beczko-sapiens. Ciemność przeszkadzała nieco Serenie w dostrzeżeniu drobnostek. Nie widziała ona ani oręża rzekomych napastników, ani żadnego patrolu stróżów. Została pozostawiona sama sobie. No, chociaż nie tak do końca...

- Panienka Serena? - Do uszu bohaterki doleciał głos. Znała go, ale potrzebowała paru sekund na zastanowienie się. Rozwiązanie spadło na nią jak grom. Los sobie zażartował. Oprócz pięciu przestępców w cieniu stała jeszcze szósta osoba. Pod ścianą sterczał on - handlarz, do którego została oddelegowana i którego zamierzała znaleźć. Nie musiała już go szukać. - Pamiętasz mnie? Jestem Armin, kupczę z twoim ojcem. Miałaś odebrać ode mnie...

- Morda w kubeł - przerwał mu jeden z mężczyzn. - Czego tu chcesz, dziewucho? Szef powiedział, że droga jest zamknięta!

Re: Ciemna ulica [Górne Miasto]

2
Widok draba z pooraną bliznami gębą wpierw przyprawił Serenę o dreszcz. W sekundę potem, gdy zorientowała się kim jest, poczuła przypływ adrenaliny; jej serce zaczęło walić jak oszalałe, z twarzy odpłynęła krew. Nie potrafiła przypomnieć sobie jego imienia - o ile kiedykolwiek je znała - ale doskonale wiedziała kim był. Kimś, kogo nie powinna była spotkać o tej porze.
Przeklęła swój los, bowiem nigdy dotąd nie zdarzyło jej się wpaść o tej w porze w tarapaty. Czując drżenie kolan zerknęła za siebie, lecz nie dostrzegła nikogo, kto mógłby jej pomóc. Ani też nikogo, kto zagradzałby jej drogę. Jej kolana i mięśni drgnęły, i już wykonałaby pierwszy krok w stronę wolności, gdy powstrzymał ją dobrze jej znany głos.

Wzrok Sereny, skierowany na twarz handlarza, wyrażał wpierw rezygnację, po czym niepewność.
"Uciekać, czy nie uciekać? Przecież nie mogę mu pomóc, byłoby nas dwoje na pięciu! Jedynie zawiadamiając straż..." - jej rozmyślania przerwał ostry głos jednego z bandziorów. Dziewczyna spojrzała na niego, zastanawiając się parę sekund nad sensem jego słów.

- Em... Zabłądziłam - wydukała, robiąc pierwszy krok w tył. Słysząc swój własny głos, który wbrew pozorom się nie załamał, poczuła przypływ pewności siebie. - Skoro jest zamknięta, pozwolicie, że zawrócę razem z nim, - Serena wskazała ruchem głowy Armina. - a wy będziecie mogli cieszyć się niezakłóconym spokojem. I złotem.
Doskonale wiedziała, jaką sumę niósł przy sobie Armin, oraz że była już stracona.

Re: Ciemna ulica [Górne Miasto]

3
Ciemność okazała się mieczem obosiecznym. Serena z trudem przewiercała pomrokę wzrokiem niebieskawych oczu, ale banda zbirów też nie miała przez to ułatwionego zadania. Bohaterka szukała w cieniu twarzy kupca Armina i dostrzegła ją tylko dlatego, że Zarul - zimowy księżyc Herbii - rzucał z nieba blask akurat na tę część Saran Dun. Usta handlarza, nawet z daleka dobrze widoczne spod krzaczastego wąsa, otworzone w połowie, zdawały się wrzeszczeć bezdźwięcznie. Serena mogła jednak zakładać, że nie jest on wcale bardzo przestraszony. Zdania składał bez seplenienia i nie panikował. A choć miał szanse na ucieczkę - ulica za jego plecami stała przecież pusta - to chyba nie zamierzał dawać nóg za pas. Dał co innego. Dał bandziorom sakwę ze srebrem.

- No patrzcie, jaka mądra dziewka nam się znalazła - powiedział dowódca drabów, ten z ospowatą mordą. - Widać, że ma głowę na karku. Jeszcze. Dobrze gada, co nie, panowie?

- Ta jest! - Wrzasnął oprych sterczący obok bliznowatego. - Dawaj pieniądze, Armin. Następna rata za miesiąc, jak zawsze. Nie znikaj z miasta, dobrze ci radzę, bo znajdziemy cię nawet w dżunglach Tsu'rasate. A tam żadna zagubiona dziewczyna ci nie pomoże. Jasne?

Kupiec, biorąc sobie tę groźbę do serca, przekazał woreczek ze stu dwudziestoma Gryfami w ręce drabów. Widać - cenił sobie własne życie nieco ponad tę wcale niemałą kwotę. Brzęk monet w ciemnej uliczce rozbrzmiewał nienaturalnie głośno. Przestępca, w którego łapskach pojawiła się sakiewka, uśmiechnął się paskudnie i na odchodne trzasnął Armina w twarz. Jego ręka huknęła z ogromną mocą w skroń biednego handlarza. Sterczący przed Sereną rabusie uniemożliwiali bohaterce jakąkolwiek reakcję - mogła ona jeno patrzeć jak znajomek osuwa się na bruk. Zaraz potem przesłonięta cieniem aorta prawie opustoszała. Banda bandziorów przemaszerowała w inną stronę, bardzo szparko znikając córce kowala z oczu.

Armin nie postradał świadomości - na ziemię posłała go sama energia włożona w cios. Wstał niebezproblemowo, a potem stanął na rozedrganych nogach, pocierając ogromnego guza na czaszce. Szok spowodowany atakiem jeszcze nie zdołał z niego opaść - kupiec nie zdawał sobie do końca sprawy z tego, że Serena wciąż jest obok niego. A ona sterczała opodal i mogła usłyszeć to, co wąsacz mówił sam do siebie.

- Psia krew - zawarczał najsampierw. - Cholerne kundle Aidana, niech im matki poumierają! Ktoś powinien zrobić z nimi wreszcie porządek, kurwa. Żeby tak porządnego handlarza napadać, okradać i szantażować. Straż się sprzedała, a nam, mieszczanom, nie ma kto pomóc. Zatrudnię chyba jakiegoś ochroniarza abo najemnika, bo to przerasta już ludzkie pojęcie... Ach, panienka Serena, no tak. Proszę się nie przejmować, to, to nic takiego - dodał zaraz po swoim monologu, dostrzegając ustawioną w mroku bohaterkę.

Re: Ciemna ulica [Górne Miasto]

4
Spokój Armina zaskoczył Serenę, lecz jego opanowaną kooperację wytłumaczyła sobie rozsądkiem - bo co by mu dała ucieczka? Dziewczyna ufała własnym nogom, lecz wątpiła by handlarz prześcignął kilku umięśnionych drabów. Jej zleceniodawca doszedł zapewne do podobnego wniosku.

Czuła napięcie w klatce piersiowej, niczym obezwładniające pęta, utrudniało jej oddychanie i paraliżowało ruchy. Dopiero widząc jak Armin oddaje bez sprzeciwu sakiewkę, rozluźniła się minimalnie i wypuściła długo wstrzymywane powietrze. Obawiała się, że handlarz zacznie się wykłócać, co w jego położeniu byłoby przepustką do zaświatów.
Mimo to nadal była napięta, nadal stała w pogotowiu, nadal przypatrywała się ciemnym obrysom opryszków i wyczekiwała ich ruchu. "Odejdźcie, odejdźcie, od..."
Jej powtarzaną w myślach, trywialną litanię przerwało dawno już wypowiedziane słowo, które jednak dopiero teraz do niej dotarło: rata. Zaskoczona Serena zamrugała kilkakrotnie, a zdumienie spowodowało, że mięśnie jej się rozluźniły, a sylwetka wyprostowała. Rata? Jak to?

"Nie napadli go. Po prostu jest im winny pieniądze," przemknęło jej przez myśl. Pięści Sereny zacisnęły się, a gdy handlarz upadł zwalony potężnym ciosem, przez jej ciało przeszedł kolejny dreszcz. Odczekała krótki moment aż drabie oddalą się w przeciwną stronę, po czym rzuciła się w stronę Armina by pomóc mu podnieść się z bruku. Wydawało się jednak, że nie odniósł żadnych poważniejszych obrażeń - był w stanie stać o własnych nogach i rzucać mięchem bez zająknienia.
W odpowiedzi na jego zarzuty cofnęła dłonie. Gdyby nie półmrok skrywający jej twarz, handlarz dostrzegłby w jej oczach pytanie.

- Czyli nie ma pan długów? - uwolniła swe myśli niepewnym głosem. Chciała faktycznie puknąć się w czoło; dlaczego nawet nie przyszło jej do głowy, że draby zwyczajnie zbierały haracz? Przez moment była zła na samą siebie.
- Kim byli ci ludzie? - spytała nabierając wigoru, po czym nie dając mu czasu na odpowiedź, wyrzuciła z siebie jeszcze pewniejszym głosem:
- To na pewno nie tak, jak pan mówi! Przecież to przestępcy. Straż miejska po prostu nie może być wszędzie. Jeśli żwawo znajdę jakiś patrol, póki ci są na drogach, może jeszcze uda się ich złapać.

Serena obejrzała się jeszcze raz za bandziorami. Zniknęli. Szukanie straży miejskiej naprawdę wydawało jej się najlepszą opcją. Już chciała podążyć ich śladami, lecz spojrzała jeszcze raz na Armina, dając mu ostatnią szansę dojścia do słowa.

Re: Ciemna ulica [Górne Miasto]

5
Górne Miasto - nawet wieczorową porą - pozostawało pełne kroków oraz wrzasków dochodzących z targowiska. Dawniej - bo kwestia ta uległa zmianie odkąd na Królestwo Keronu spadło z nieba prześcieradło nietopniejącego śniegu. Wieczna zima dawała się we znaki również mieszkańcom Saran Dun, choć to poza miastem - na podgrodziach i wsiach - zbierała większe żniwo. Biała masa powlekająca ulice, rozdeptana setkami butów oraz rozgnieciona setkami wozów, dawno już zamieniła się w brązowawe błoto. I w takim stanie rozlewała się po bruku. Ludziom nie podobało się brodzenie po kostki w śniegowej mazi - dlatego też domostwa opuszczano jeno w razie konieczności. Żaden mieszczuch nie szwendał się bez powodu. Serena też miała przecież konkretną motywację ku temu, ażeby z mieszkania przenieść się na mroźne podwórze. Miała znaleźć Armina. Choć porozstawiane gęsto zabudowania stanowiły przeszkodę dla wiatru oraz kropiącego wolno deszczu, to spacerowanie w takich warunkach nie sprawiało nikomu radości. Nie to, co zawczasu - jesienią. Wesoła wcześniej aura Górnego Miasta stała się aurą marazmu oraz zepsucia. Bohaterka, wraz z poturbowanym kupcem, znalazła się niechcący pośrodku smutnego miasta, znalazła się w centrum ponurego stanu rzeczy.

Armin oparł się o mur i spróbował zetrzeć z twarzy zaschnięte błocko. Poszło mu słabo. - Co, długów? Nie, pod żadnym pozorem. Porządny handlarz nie zaciąga pożyczek. To niebezpieczne, dość duży procent potrafi doprowadzić nawet ogromny majątek do zera. Podpisom nikt nie zawierza, a weksle są mało opłacalne... - wąsacz zaczął mówić po swojemu, mową biznesową. Zawodowe zboczenie nie poniosło go jeno dlatego, że Serena zaraz potem przerwała jego słowotok.

- Ludzie? Brudne prosięta, psia ich pać, a nie ludzie. Ten z poranioną mordą to Garnuch, a cała reszta, to jego służalce. Od dawna płacę im za ochronę. Nie ja jeden, zresztą. Wielu mieszkańców Górnego ma ten sam problem - Armin zaniósł się krótkim kaszlem. - Rzecz jasna, gówniarze niczego nie chronią. Zabierają nam za to ostatnie srebro, czasem towar. Skaranie boskie z nimi...

Serena, zainteresowana głównie rozmową z handlarzem, nie spostrzegła odgłosów dochodzących zza rogu - z głównego deptaka. A tam para butów głośno stukała o ziemię. - Jesteś urocza w tej swojej naiwności - powiedział Armin cicho. - Straż wie o tej bandzie. Sam wielokrotnie latałem do odwachu, żeby im o nich powiedzieć. Wie nawet, gdzie mieści się ich nora, ale jak dotąd nic się nie dzieje. Żadnego odzewu. Straż abo nie może się im przeciwstawić, abo z jakiegoś powodu nie chce tego zrobić... - handlarz zakaszlał znowu, tem razem bardziej paskudnie.

Bohaterka znowu obejrzała się przez ramię za bandziorami. Co prawda, nie dostrzegła żadnego z nich, ale wzrok jej - ku zaskoczeniu - napotkał samotną postać sterczącą przed wejściem do ciemnego zakamarka. Kobieta - obłe kształty widać dało się od razu - stała w bezruchu, otoczona światłem Zarula. To, co zaabsorbowało uwagę Sereny jako pierwsze, dziwna osoba miała założone na głowę. Dziewczyna nosiła stożkowatą czapę - taką samą, jaką ubierają czarodzieje w dziecięcych wyobrażeniach - z czubem opadającym jak umierający kwiat.

- Co tu się dzieje? - Wrzasnęła ze swojego miejsca. - Potrzebna wam pomoc? - A głos miała naprawdę przyjemny.

Re: Ciemna ulica [Górne Miasto]

6
Zdezorientowana Serena przysłuchiwała się Arminowi, przestępując z nogi na nogę. Rewelacje handlarza były dla niej nowością, jej ojciec nigdy nie miał problemów z byciem szantażowanym przez przestępców - przynajmniej nigdy jej o tym nie wspominał... Wierzyła Arminowi. Nie wyczuwała w nim ani ziarnka kłamstwa, raczej bezradną złość i żal. Te emocje, tak realistyczne i zrozumiałe w tej sytuacji, skłaniały ją do ufności.

Co nie znaczyło, że nie mógł się on mylić. Straż może mieć jakieś konkretne powody dla których nie zwalcza drabów - ale jakie? Nic nie przychodziło jej do głowy.
- Może te zbiry są poszukiwane, lecz... Nieudolnie - zaczęła z wahaniem, szybko jednak milknąc. Odnosiła nieprzyjemne wrażenie, że Armin nie myli się odnośnie jej naiwności. "Upartość jest wielkim ograniczeniem", mawiała jej matka. A bycie ograniczonym wielką ujmą, dodała Serena w myślach. Tylko że racja handlarza oznaczałaby ich kompletną bezsilność, zaś będąc bezsilnym nie można nijak działać.
- Może powinniśmy jednak zameldować to zajście? - Zdawała sobie sprawę z beznadziejności propozycji, szczególnie biorąc pod uwagę relację zdarzeń Armina, lecz nic lepszego nie przychodziło jej do głowy.

Serena spojrzała krytycznie na handlarza oceniając jego stan i będąc gotową zaoferować mu własne ramię, gdyby ten miał problemy ze stawianiem kroków. W którąkolwiek stronę by nie ruszyli, poruszać się mogli. Zerknęła ostatni raz w koniec alejki, lecz jej wzrok nie zastał jej, jak się spodziewała, pustej. Przed nimi stała dziwaczna czarownica - a może i "normalna", ale o dziwacznej czapce i zachowaniu, bo reszty Serena nie była w stanie dostrzec. Jej głos brzmiał sympatycznie, ale czemu miałaby ich zagadywać? Czyżby wyglądali podejrzanie?
- Zależy o jaką pomoc się rozchodzi - odpowiedziała podniesionym głosem, starając się jednak by brzmiał on przyjaźnie. Nie wiedziała dlaczego, jednak nie chciała przedstawiać całej zaistniałej sytuacji osobie, której twarzy nawet nie widzi.

Re: Ciemna ulica [Górne Miasto]

7
Armin nie skomentował słów Sereny w żaden sposób - pewnie przez grzeczność - choć po jego minie dało się łatwo rozeznać, że miał już w ustach parę nietaktownych zdań. Szacunek do panny z dobrego domu, która dodatkowo przed momentem uratowała mu skórę, nie pozwalał handlarzowi na uwolnienie natłoku bluzg zebranego na końcu jęzora. Znudzony wzrok kupca dodatkowo potwierdzał to, że podobnych domniemań na temat niewinności strażników nasłuchał się on już zawczasu. Nie raz i nie dwa zwracał się przecież do nich z prośbą o rozwiązanie wiadomego problemu. Bez widocznego skutku. Częste błaganie o ratunek z pewnością weszło mu w krew i zaczęło go denerwować. A mimo to...

- Zameldować? Jasne. Nie zaszkodzi znów przypomnieć tym leniom, że po mieście biega wolno banda rzezimieszków!

Serena nie miała powodów, ażeby martwić się zanadto stanem zdrowia wąsacza. Choć oberwał on w czerep, to nie stała mu się żadna uraza. Po prostu - dostał porządnego sińca. Naprawdę porządnego. Purpurowa plama otaczająca niedużego guza sięgała od skroni kupca aż do połowy jego czoła. Zdrowiem Armina po prawdzie przejmować się nie musiała, ale na horyzoncie pokazała się nieznana osoba. I ona akurat mogła napawać córę kowala obawą. W końcu nie codziennie widzi się personę tak dziwnie ubraną. Bo nawet skoro nieznajoma deklarowała pomoc, to kto wie, co jej tam w istocie po głowie chodzi i jakie ma zamiary. Czarownica - jak nazwała ją Serena - nie stała długo w bezruchu. Nie doczekawszy się jednoznacznej odpowiedzi od żadnej z zainteresowanych osób, przemaszerowała po prostu w ich stronę. Armin zareagował na obecność obcej ciszą, ale nie spuszczał z niej zamglonego wzroku. Serena znajdowała się parę kroków od niosącej ratunek dziewczyny. Teraz mogła już dostrzec zarówno twarz oraz całą resztę ciała owej postaci. Zresztą, ciała wcale ponętnego...

Wąska buzia nieznajomej - schowana w cieniu ostro zwieńczonego kapelusza - niosła na sobie parę brązowawych oczu oraz drobne usta umieszczone nieco poniżej nosa i pomalowane na czerwono. Ciasna szara kurta ochraniała ją przed chłodem. A chłód odczuwać musiała, bo odziała się jeno w długą do kolan, czarną suknię. Nawet obuwie miała niedobre do chodzenia po śniegu. Pokazała się tak nagle, ubrana nieadekwatnie do warunków, jakoby została przeniesiona tu wprost z zamkowych salonów. Jednak za dworską damę na pewno uchodzić nie mogła - na balach wiedźmie kapelusze uchodzą pewnie za modną prowokację. Może więc Serena miała rację i kobieta w rzeczywistości jest czarownicą?

- O pomoc dobrowolną i nieodpłatną - odpowiedziała dziwna panna swoim trelem. - Możesz mówić mi Fenne.

Re: Ciemna ulica [Górne Miasto]

8
Nie trzeba być uzdrowicielem żeby wiedzieć, że uraz Armina mógł być poważniejszy niż na to wyglądał. Serena miała świadomość, że cios w głowę może zakończyć się wstrząśnieniem mózgu, którego w przeciwieństwie do sińca nie widać. Ale na tym jej wiedza się kończyła. Biorąc pod uwagę fakt, że nie miała pojęcia co robić w wypadku takiej kontuzji, oraz że Armin nie wykazał szczerego entuzjazmu odnośnie propozycji odwiedzenia posterunku straży miejskiej, dziewczyna postanowiła skupić całą swoją uwagę na tajemniczej nieznajomej.

A ta wyglądała jak nie z tego świata; jak z bajki. Nieczęsto widzi się takich cudaków na ulicy. Odziana salonowo o tej porze roku i z dziwacznym kapeluszem na głowie prowokowała wręcz do gapienia się, co też Serena czyniła. Starała się ocenić jej wiek, oraz zastanawiała się, czy nie jest jej zimno. Biorąc pod uwagę jej kuriozalny strój oraz to, jak niemal zmaterializowała się na końcu uliczki, kowalka nie zdziwiłaby się, gdyby nieznajoma po prostu jakoś ogrzewała się magią. Jedno było pewne - przybyszka była urodna, na co jednak zdezorientowana jej strojem Serena nie zwróciła zbytniej uwagi. Innym tego powodem był fakt, iż trudno jej było oderwać wzrok od krwistoczerwonych ust nieznajomej. Widok tak mocnego makijażu był dla niej niecodzienny i w pewien sposób hipnotyzujący.

- Serena - przedstawiła się lekko roztargnionym głosem, po czym zmusiła się do odwrócenia wzroku od ust Fenne. Przydałoby się skleić jakieś sensowne zdanie, nieprawdaż...?
- Pomoc się przyda, o ile znasz się na uzdrawianiu. Mój znajomy uderzył się w głowę - wyjaśniła wymijająco, przyglądając się Arminowi. Jego zaćmione spojrzenie upewniło ją w przekonaniu, że cios lekko go ogłuszył.

Ciekawa co odpowie nieznajoma, wróciła do niej wzrokiem. Nie omieszkała jednak spojrzeć przedtem w niebo - ciemność, której tak nie znosiła, powoli się zagęszczała. To sprawiło, że poczuła się jeszcze gorzej, a wydarzenia ostatnich minut przecież i tak już mocno zachwiały jej duchową harmonią. Uliczka w której się znajdowali nie miała żadnych lamp - takich miejsc starała się wieczorem unikać. Powstrzymała chęć zapalenia płomyczka lub zaproponowania natychmiastowej zmiany lokalizacji, nie chcąc ujawnić swojej słabości.

Re: Ciemna ulica [Górne Miasto]

9
Nieznajoma - znana od teraz jako Fenne - odwdzięczała się bohaterce równą dozą zainteresowania. Choć Serena nie miała krwistoczerwonych ust ani dziwacznego stroju, to jednak panienka w kapeluszu nie spuszczała z niej wzroku orzechowych oczu nawet na moment. Przez parę sekund panie koncentrowały uwagę na sobie nawzajem, w mimowolnym odruchu podziwiając się lub oceniając na podstawie drobnostek widocznych w ubiorze. Właśnie na podstawie wizerunku sterczącej przed sobą dziewczyny Serena rozpoznała jej wiek na jakieś dobre dwadzieścia parę roków. Choć - biorąc pod uwagę pomrokę i zaszokowanie - mogła pewnie nie zgadnąć poprawnie. Jednak starsze panie przeważnie nie noszą się w takich sukniach i z tak prowokującą barwą szminki. Zachowanie Fenne również poświadczało o tym, że jest ona raczej osobą dość młodą. Oraz nieco nierozważną. Lub po prostu zwariowaną.

- Ha! Tak się składa, że znam. - dziewczyna przestała spoglądać na bohaterkę i podeszła blisko do Armina. Jego posiniaczona głowa niemal od razu rzuciła się czarodziejce w oczy. Wąsacz nie próbował umknąć przed drobną, ozdobioną pierścieniem dłonią, która ni stąd ni zowąd znalazła się na jego czole. Zamiast tego zacisnął mocno szczękę czekając aż zacznie boleć. Ale nie zabolało. Fenne szepnęła coś pod nosem, a potem oderwała palce od fioletowego guza. Podczas czarowania, bo z pewnością było to czarowanie, Serena poczuła mrowienie wzdłuż obu rąk. Prawdopodobnie zareagowała tak na magię, choć wcześniej nie doświadczała podobnego swędzenia.

- Zrobione. Móżdżek ocalał, a czaszka się nie rozłamała. Będzie dobrze. To kwestia czasu aż rana się zagoi.

- Dz-dziękuję - powiedział Armin po cichu, oczekując pewnie znacznie gorszego rozwiązania sprawy.

Kowalce tego wieczora nie udało się uniknąć zagrożenia. Pech chciał, że spotkała na swej drodze bandę Garnucha. Ale coś innego - bo na pewno nie pech - spowodowało, że spotkała dziś również tę dziwną czarownicę. Dla Sereny znalazła się świetna okazja. Fenne widocznie znała się na magii nieco lepiej niż ona, a sekret ognia krzesanego przez bohaterkę wciąż pozostawał dla niej niewiadomą. Może dziwna panna okaże się dobrą mentorką? A może wręcz odwrotnie - przekaże wiadomość o zdolnościach Sereny do uniwersyteckich magów i skaże ją na długie lata przymusowego szkolenia? Bohaterka wciąż nie znała zamiarów cudaczki w kapeluszu...

- Ciemnawo tu trochę. I zimno - czerwonousta otoczyła się ramionami. - Potrzebna wam jeszcze moja pomoc? A może dacie się zaprosić na grzane wino do mojego warsztatu? To wcale niedaleko, parę przecznic stąd. Mam kota, na pewno wam się spodoba! No, chodźcie, chodźcie, tak dawno nie miałam tam normalnych gości! - Nalegała przestępując z nogi na nogę.

Re: Ciemna ulica [Górne Miasto]

10
Serena nierzadko przyciągała na siebie wzrok, więc była przyzwyczajona do bycia obserwowaną, jednak spojrzenie ten konkretnej kobiety mocno ją krępowało. Było one głębsze, tak jakby nieznajoma wiedziała więcej na temat życia Sereny, niż ona sama. Niebieskooka ledwo wytrzymała te kilka sekund, po czym odetchnęła w duchu, gdy Fenne odwróciła się w stronę Armina. Była zdezorientowana sytuacją i nagły akt magii prawie by jej umknął. W ostatnim momencie zdała sobie sprawę z tego, co nieznajoma czyni. Oczy Sereny poszerzyły się lekko, zaś na jej dłoniach pojawiło się mrowienie. Spuściła na nie wzrok i poddała krótkiej obserwacji, jednak wyglądały całkiem zwyczajnie. Podrapała się po wierzchu jednej z nich, lecz nie przyniosło to spodziewanej ulgi. Było to bowiem inne mrowienie.
Magia...

Już dawno pogrzebała pomysł znalezienia dla siebie nauczyciela. To, co osiągnęła w zaciszu pobliskich lasów i we własnej kuźni, jakoś ją już satysfakcjonowało. Obietnica złożona matce nie była dla niej wielkim ciężarem, bowiem zostanie czarownicą nigdy nie było jej marzeniem. I chociaż przyglądanie się czarującej kobiecie z tak bliska było czymś niezwykłym, to nie przyszło jej nawet do głowy, by jej talent powiązać jakoś ze swoim. Jedyne o czym myślała to to, czy Fenne nie jest przypadkiem Czarodziejką. Nie wyglądała na takową, aczkolwiek członkowie tej konkretnej kasty zapewne mogli sobie na wiele pozwolić, również jeśli chodzi o wybór stylu i zachowania.

Przyjemny głos brązowookiej wyrwał ją z zamyślenia. Serena spojrzała zaskoczona na Fenne, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie słyszała. Czarownica jakby nigdy nic zapraszała ich na napitek. Jak często zgarnia cię ktoś z ciemnych uliczek, by uraczyć cię w domu winem, nie wspominając już, że tym kimś jest osoba tak dziwaczna jak Fenne? Serena już otwierała usta by odmówić, lecz z pomiędzy nich wypłynęły słowa, których wcale nie planowała.

- Wino nam obojgu dobrze zrobi.

O dziwo była pewna słuszności tej spontanicznej decyzji. Nie wiedziała co ją podkusiło, przecież niebawem powinna była wracać, a stojąca przed nią kobieta była jej całkowicie obca - ba, mogła nawet być Czarodziejką, która wyniucha jej skrupulatnie kryty sekret. Serena odgrodziła się od ponurych podejrzeń, wychodząc z założenia, że teraz i tak się na nic nie zdadzą. Nie miała zamiaru nagle zmieniać zdania.

Odwróciła się w stronę Armina.
- Niech się pan na razie nie przejmuje naszą umową. Opowiem wszystko ojcu, z pewnością nie będzie miał nic przeciwko przesunięciu płatności o parę dni. Przykro mi, jednak na chwilę obecną nie jestem w stanie udzielić panu większego wsparcia...
W jej głosie dało się usłyszeć szczery żal. Mówiła prawdę, zajścia ostatnich minut mocno nią wstrząsnęły, pozostawiając po sobie gorzki smak bezsilności. Chciała pomóc, lecz nie wiedziała jak.

- Chodźmy się rozgrzać - dodała po krótkiej chwili zastanowienia zachęcającym głosem. Jeszcze kilka sekund temu chciała, by Armin odmówił propozycji czarownicy - nie miała pojęcia co podkusiło ją do chęci zostania z nieznajomą sam na sam. Niemniej teraz jej zdrowy rozsądek krzyczał, iż jest to, na przedziale ostatnich kilku miesięcy, jeden z jej najgorszych pomysłów. Powinna postarać się zatrzymać kupca przy sobie.

Re: Ciemna ulica [Górne Miasto]

11
Choć jeszcze żadna z nich - ani Serena, ani Fenne - nie przemarzła na kość, to wspomnienie grzanego trunku odebrało im ochotę pozostania na zewnątrz. Rozmowa w domu, obok rozpalonego pieca i nad talerzem ciasteczek zdała się nagle bardzo zachęcającą opcją. Nawet skoro bohaterka wciąż nie ufała nowo poznanej dziwaczce, to nie mogła zmusić się do odrzucenia kuszącego zaproszenia. No, po prostu nie mogła. Armin, zresztą, również nie stawiał oporu i nie oponował. Pewno jemu również przestało się już podobać siedzenie na mrozie.

- Ja oddam, oddam na pewno... - zarzekał się kupiec. - Mam w domu, jutro doniosę.

Wąsacz nie musiał wcale nalegać. Z rodzicielem Sereny znał się szmat czasu, więc nie raz i nie dwa przeciągał nieco termin oddawania zadłużeń. Jeszcze parę lat temu - w dobę gospodarczego rozleniwienia - zaciągał u niego koleżeńskie zobowiązania i każde uczciwie zwracał, często dodając do pobranej sumy jakiś procent w ramach podziękowania. Bohaterka znała Armina raczej z widzenia, jako że pojawiał się u nich w chacie w odwiedzinach. Nie miała powodów do oceniania go, ale od maci dowiedziała się, że jest on osobą dobrą oraz nawet doświadczoną. Sam kupiec po prawdzie stwarzał pozór właśnie takiego człowieka - uczciwego i nieco zmęczonego niesionym na plecach bagażem doświadczeń.

- Jasne! Chodźcie za mną. To naprawdę niedaleko.

I w ten sposób Serena wraz z kupcem Arminem dotarła do domu wróżbiarki Fenne.

Re: [Górne Miasto] Ciemna ulica

12
Późne popołudnie nie zwiastowało nic nadzwyczajnego. Miasto tętniło, a właściwie rozbrzmiewało sobie życiem, miejscami przygasając, a gdzie indziej zyskując na wskutek migrujących połaci mieszkańców, którzy po pracy mogliby chcieć odpocząć przy kufelku piwa i półmisku ciepłej strawy. Ostatnie widoczne chmury pełgały po karmazynowym niebie, zwiastując swymi barwami powolne przybycie pory nocnej, a krążące po ulicach koty...
No właśnie.

Koty.

Cholerne, niewdzięczne, pozbawione gracji, pokrywające się śliną, cuchnące, zapchlone awanturniki. Już dawno sobie obiecał, że jak tylko zdoła uzbierać odpowiednią ilość tych cholernych futer, to zrobi sobie z nich kołdrę. Albo poduszkę. Albo całe łóżko!
Szedł (choć określenie "pełzał" pasowałoby tu bardziej, z racji na aparycję tegoż osobnika) ciemną uliczką, trzymając się najbliższego rzędu ścian, by w razie czego móc szukać osłony- czy to za starą beczką, czy jakimiś innymi rupieciami. Bo powiedzmy sobie szczerze, rzadko to bywało, aby widok odmieńca budził odruchy sympatii. Tak właściwie, to najczęściej chwytano za pochodnie i najbliżej leżące narzędzie, którym można zadawać krzywdę. W każdym razie- takie miejsce jak to, było idealne do w miarę bezpiecznej przechadzki, a dawało możliwość przydybania jakichś miejskich opryszków próbujących robić nielegalne interesy. I nie, nie chodziło o walkę z bezprawiem... ino o możliwość odstrzelenia komuś czterech liter celem zdobycia pożywienia (jednego razu okradł gościa, który miał w kieszeni garść suszonych orzechów z jakiegoś egzotycznego kraju- matko kanałowa, jakie to było dobre!) albo ciekawych przedmiotów. No i świecuszek. Świecuszka ważno-istotne dla ludzików. Tak, tak.

Jakby specjalnie na tę myśl, pogładził pazurkami starą monetę przyszytą do skrawka kaptura.
A potem ruszył dalej, rzucając ukradkowe spojrzenia na otoczenie przed nim, czy to czasem strzygąc uszami, w obawie przed zbliżającym się patrolem straży miejskiej. W każdym razie, to konkretne miejsce było teraz jednym z jego największych sprzymierzeńców do momentu zapadnięcia całkowitych ciemności. Dopiero wtedy pomyśli się o wspinaczce. Albo o czymś... ciekawszym.

No to co? Jest tu w końcu jakiś kot?
Pociągnął nosem w typowy dla siebie, urywany sposób.
Obrazek

Re: [Górne Miasto] Ciemna ulica

13
Niski mężczyzna wzdrygnął się lekko przemierzając podejrzanie wyglądającą uliczkę. Było chłodno, miasto śmierdziało i powoli robiło się ciemno. Zdecydowanie nie z tym kojarzyły mu się słowa "podróż służbowa". Ruszając do Saran Dun spodziewał się wygodnego łóżka w porządnej gospodzie, ciepłego piwa z miodem i ewentualnie kobiecego towarzystwa. Przecież umowa handlowa jaką przyjechał tu załatwiać nie była byle czym, bo powierzono mu dogadanie się z lokalnym dostawcą kamieni szlachetnych. Co prawda Turon był dosyć daleko i koszty oraz niebezpieczeństwa transportowania takiego towaru były spore ale oferowana przez faceta cena stanowiła propozycję nie do odmówienia.

Taki był plan. Tak to się miało odbyć. Nie dziwi zatem, że śmierdząca noclegownia do której trafił gnom z miejsca zepsuła mu humor a teraz wracał od dostawcy z pustymi rękoma. Fakt, proponowany przez niego towar rzeczywiście był nieporównywalnie tani ale jakość tych kamieni czyniła je całkowicie bezużytecznymi dla reprezentowanej przez Idena pracowni. Na tym wyjeździe zmarnował sporo czasu i energii tylko po to, żeby tułać się teraz po jakiś zadupiach i wrócić do domu z pustymi rękoma.

Planowo miał spędzić tu przynajmniej trzy dni i w tym czasie miasto opuszczać będzie również karawana z którą zamierzał wrócić do Turonu tak więc zostały mu jeszcze dwa pełnie dni na... właśnie. Właściwie na co? Sam nie miał pomysłu co zrobić z wolnym czasem. Jadąc tutaj przygotowany był na zarezerwowaną gospodę i spędzanie czasu ustalając szczegóły umowy handlowej. Biorąc to pod uwagę zabrał ze sobą tylko pieniądze na drobne wydatki. Był spłukany, zmarznięty i wkurzony. Najbliższe dwa dni nie zapowiadały się zbyt przyjemnie. Na dodatek w swoim zamyśleniu wpadł na kogoś.

Podnosząc wzrok z kompletnym szokiem odkrył, że to na co wpadł nie było człowiekiem. Dziwna kreatura przeraziła go na tyle, że na jej widok zrobił trzy kroki w tył i potykając wywrócił na tyłek. Z szeroko otwartymi oczami gapił się na stworzenie nie wiedząc co powiedzieć. Mimo ogarniającego go strachu Odczuwał również fascynację. Był dosyć ciekawskim osobnikiem gustującym w dziwnych i nietypowych rzeczach.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Re: [Górne Miasto] Ciemna ulica

14
Tak, zdecydowanie był tu kot.

Wyczulony węch szczuroczłeka wyłapał tę woń tak nagle, że przyrzekłby, iż dokładnie w tej chwili zjawiła się znikąd. Ale takie były koty, prawda? Pojawiały się znikąd właśnie. Jak gdyby przechodziły między tym i jakimś innym światem tylko sobie znanymi i tylko dla siebie dostrzegalnymi ścieżkami. Jak gdyby kroczyły samą granicą cienia i rozpływały się w mroku w zupełnie dowolnym momencie. Cuchnące, zapchlone, zaślinione awanturniki... Z reguły. Ten kot był inny. Nie pachniał rynsztokiem, lecz cieplutkim domkiem. Nie zgniłą rybą, stęchlizną i gnojem, a tłustą śmietanką, drogimi damskimi perfumami i niedawną kąpielą.

Śrut-śrut zrobił kilka powolnych kroków, jeszcze się nie odwrócił. A kot szedł za nim, bezgłośnie stąpając po zalegającym uliczkę śniegu. Niewidzialne wstęgi jego woni falowały w mroźnym powietrzu i zdawały się intencjonalnie oplatać szczuroludzia, dawać mu znać o swojej obecności. Wreszcie rozległo się ciche miauknięcie.

Niemądre stworzenie. Żadnego instynktu przetrwania... Zaraz, co to za hałas? Czego ten kot tak piszczy?

No tak, w uliczce znalazł się ktoś jeszcze.
* To, na co wpadł Iden, nie było człowiekiem. Było kotem.

I to takim kotem, którego raczej nikt się nie spodziewa, krocząc uliczką ciemną i złą. Rzekłbyś raczej – koteczkiem. Malutkim, tłuściutkim, puchatym, dygoczącym na mrozie i ewidentnie zagubionym. Ewidentnie nie stąd. Jego rude futerko nie było posklejane brudem, jak u bezdomnych miejskich dachowców. Żaden z typowych czteronożnych bywalców tej ulicy nie nosiłby również wysadzanej perłami obróżki ze złotą zawieszką... Dziw, że i jemu jeszcze nikt tego absurdalnego cacka nie ściągnął. Wzrok Idena padł najpierw właśnie na tę misterną ozdobę, później na ciemną plamkę na czole zwierzątka, w końcu na jego wielkie, roziskrzone oczy, które podobne były do oczu płaczącego dziecka. A dopiero później na istotę, która stała nad nim.

Na potwornego, przerośniętego szczura o niby-ludzkiej postawie, odzianego w łachmany. Ten też nie wyglądał na kogoś, kogo spotyka się codziennie.

Chwila, chwila – przypomniało mu się – gdzieś widział te wielkie oczy, te łapy, te same wąsy, ten sam ogon, to samo futro... Na jakimś obrazku. Na ogłoszeniu, tak, tylko gdzie... Ktoś chciał za niego zapłacić dużo pieniędzy. Ktoś go szukał.

Kota, nie szczura, rzecz jasna.
* To, na co padł mijający rudego kota wzrok Śrut-śruta również nie było człowiekiem. Gorzej. Było gnomem.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Górne Miasto] Ciemna ulica

15
No dobra. Zaczynało się robić bardzo ciekawie, choć jeszcze nie na tyle, by stanowiło to jakąś niesamowitą odskocznię od zwykle przytrafiających się mu sytuacji.
Szczur pociągnął nosem jeszcze kilka razy, aż wyczuł obecność stworzenia. Stanął niemal jak wryty, nie czyniąc właściwie żadnego gwałtownego ruchu. Ot, bardzo powolutku odstawił kuszę, ustawiając ją pionowo wylotem do bruku. Przełożył stopę przez ucho. Dobył korbki. A potem wolnymi, acz bardzo silnymi ruchami zaczął pracować, obserwując jak łuczysko ulega odkształceniu.

tik, tik, tik, tik, tik...

klik, klik, klik, klik...

kling, kling, kling, kling, kling...

Ding!

Cięciwa wylądowała posłusznie w orzechu. Sięgnięcie po bełt. Ułożenie pocisku.
Wszystkie te czynności to zaledwie parę sekund. W czasie otwartej walki całkiem sporo, ale tutaj miał czas. Przyzwyczaił się już do tego, że jeśli coś w mieście stanowiło dla niego zagrożenie, to zwykle ruszało nań bez ostrzeżenia. Jak nieme spełnienie wróżby, usłyszał miauknięcie. Bingo.
Momentalnie odwrócił się, z zabójczą bronią wymierzoną w stworzenie, którego szukał i cel zdawał się być bardziej niż oczywisty. Do momentu, aż ślepia szczuroludzia nie powędrowały trochę wyżej, w stronę jakiegoś pokurcza, który też wszedł w uliczkę.

E, dziecko. Ale zaraz... ta postura, ta delikatna woń. Ta twarz...
Gnom. Cholerny gnom.
Ślepia szczuroludzia uległy zwężeniu, pysk wykrzywił grymas obrzydzenia, zęby wyszczerzeniu, a z dolnej wargi ściekła mu stróżka śliny. Futro Śrut-śruta zjeżyło się momentalnie, ogon zatoczył powolne koło po bruku wokół swego właściciela, jakby w geście obronnym. Koniec. Bezapelacyjnie ktoś dzisiaj zginie.
A potem pociągnął za spust, zwalniając bełt. Cięciwa wydała głośny trzask, wyrzucając śmiercionośny pocisk... w kota. A dokładnie jego tułów. Zresztą nieważne gdzie się trafi- siła strzału powinna zmieść futrzaka z powierzchni ziemi, a wręcz przebić go na wylot.

Gnom może poczekać. Byli z dala od centrum zainteresowania ludzików. Nie ucieknie. W każdym razie niezbyt daleko.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Saran Dun”