Re: [Górne Miasto] Ciemna ulica

16
Sytuacja rozwijała się w dosyć nieoczekiwany dla gnoma sposób. Kto by pomyślał, że w tak głębokim nigdzie trafi na tak cenne znalezisko? Co prawda nie był pewny gdzie ani też kiedy dokładnie natknął się na informacje o kocie ale wizja łatwej gotówki od razu zwróciła jego pełną uwagę. Niestety tylko na chwilę.

- NIIEEEE!!!! - Wrzasnął widząc szczura celującego w zwierze. - Ten kot jest cenny! - Chciał krzyknąć. Chciał ostrzec. Chciał odwołać się do jednej z tych rzeczy, które wykraczały poza wiek, płeć czy nawet gatunek. Do jednej z uniwersalnych wartości wszystkich istot myślących. Do chciwości.

Równocześnie ogłupiały abstrakcyjnością sytuacji w jakiej się znajdował co chwila tracił z oczu najważniejszy w tym momencie aspekt - uzbrojonego potwora mogącego w każdej chwili odebrać mu życie - i skupiał uwagę na znacznie mniej istotnych szczegółach. Dla przykładu dzierżona przez futrzaka kusza. Zdecydowanie nie byłą to taka zwykła, typowa broń jakiej pełno było na polach bitew. Pomimo dosyć praktycznego wydźwięku i miało finezyjnych kształtów konstrukcja wyróżniała się i wpadła mu w oko. Przez chwilę zastanawiał się, czy jakaś z jego zdolności znalazła by odniesienie w kwestii ulepszenia dla przykładu cięciwy. Hmmm czy obdarzenie broni dystansowej aspektem szczęścia zwiększyło by ogólną celność użytkownika?

Rozmyślając przesuwał się wzrokiem wzdłuż konstrukcji w pewnym miejscu kolby trafiając w reszcie na łapę jej użytkownika. Dopiero wtedy oprzytomniał ponownie uświadamiając sobie że znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Nie było to najprzyjemniejsze z doświadczeń.

- Nie zabijajcie! Miejcie litość mości... - Słowo "szczurze" utknęło mu w gardle. Właściwie nie miał pojęcia czym była abominacja z którą właśnie się borykał a wolał nie obrazić tego czegoś poprzez umniejszenie jego gatunku.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Re: [Górne Miasto] Ciemna ulica

17
Krzyk gnoma nie zdążył rozproszyć Śrut-śruta. Bezbłędny strzał z kuszy przeszył zwierzątko i targnął nim na odległość kilkunastu kroków – na ratunek było zbyt późno. Skoro głupie puchate kociątko zabłąkało się w ciemnej ulicy, to spotkał je taki koniec, jaki mu się za tę nieostrożność należał wedle reguł tego świata. Krwawy, bolesny, w rozdzierającym pisku i lamencie.

Przeminął świst, przeminęły dźwięki agonii, krzyk Idena opuścił jego krtań i ucichł, a świat na chwilę zamarł w mroźnym milczeniu. Z nieba bezgłośnie i gęsto spadały coraz większe płatki śniegu. Z tej białej zawiei wynurzyła się, stukając obcasami o zmarznięty bruk i pobrzękując czymś (lecz czym, tego żaden z tych dwóch nie wiedział), postać starszej kobiety.

— Dziękuję za pomoc, chłopcy — rzekła chrapliwym głosem. — Wyręczyliście mnie.

Z chrzęstem metalu uklękła przy kocim truchle, wprawnie rozdarła je nożem i wyciągnęła zeń parujące serce. Następnie zapakowała je do wydobytego spod płaszcza słoika, a wtedy gnom i szczur w ułamku chwili dojrzeli, że jest podobnymi, wypełnionymi czymś słoiczkami wręcz obwieszona, że to one tak pobrzękują. O siebie nawzajem i o kryjącą ciało kobiety zbroję.

— Masz — wręczyła Idenowi słoik. Przywiązana do niego karteczka z napisem "Zjedz mnie" nie budziła zaufania. Tym bardziej, że małe kocie serduszko rozdęło się gwałtownie, tak że nagle wypełniało szkło aż po brzegi, a przy tym przyjęło zielonkawy odcień i wypuściło z siebie syczący dziwnie płyn. Słój zrobił się tak gorący, że niemal parzył ręce gnoma. — To prawda, był cenny. Może cenniejszy, niż ci się zdaje, chłopcze.

— Ty możesz wziąć to — dodała, rzucając zdartą z kociej szyi obróżkę w stronę szczuroludzia. Teraz obydwaj zobaczyli wyraźnie, że złota zawieszka ma kształt królewskiej korony.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Górne Miasto] Ciemna ulica

18
Zadowolony ze swojego strzału, niemal z triumfalnym uśmiechem opuścił broń, a następnie przewiesił ją przez ramię, człapiąc powolnym krokiem w stronę gnoma, który na widok szczuroludzia widocznie zaczął panikować. Dobył mizerykordii, będąc gotowym puścić się w pościg. Broń syknęła cicho przy wysuwaniu ze skórzanej pochewki, wieszcząc kolejnej istocie rychły koniec.

To, co wydarzyło się potem, kompletnie zbiło z tropu odmieńca. Bo oto w połowie drogi wyskoczyło jakieś ludzkie babsko, wycięło serce jego ofierze, a następnie zaczęło coś gadać do parszywego gnoma. DO GNOMA!
Wyszczerzył kły, wydając z siebie niezadowolony warkot. Nie tyle z powodu faktu, iż czuł się zignorowany, ale dlatego, że zakłócono mu polowanie, a w dodatku położono łapska na JEGO zdobyczy!
I dosyć prawdopodobne, iż rzuciłby się z bronią na kobietę, gdyby nie kolejny impuls, który wprawił go w zakłopotanie- u jego nóg wylądowała obróżka kota.
- Ooo! Świecuszka!
Skomentował, biorąc do łapy suwenir i oglądając uważnie z każdej strony, po czym niezwykle szybkim i łapczywym ruchem schował to to do sakiewki, nie bardzo zaprzątając sobie głowę widniejącym nań symbolem korony. Będzie na później dla kogoś. Może wymieni to kiedyś z jakimś ludzikiem? Za rybkę? Albo dwie? Albo orzechy? Albo coś na pchły... albo... o, o! Może na jakieś mechaniczne cosie!
Na tę myśl jego oczy aż się powiększyły, a tajemnicza postać kobiety zyskała pewne zainteresowanie Śrut-śruta. Ale, ale- najpierw drobne formalności.

Po pierwsze, dopełzał szybciutko do truchła zwierzęcia, celem wydobycia zeń bełtu. Amunicji nie miał przesadnie wiele, więc nie należało jej marnować. Po drugie, odszedł sobie na bok razem z ciałem, z którego bardzo szybko wyciął łebek, ogon oraz łapki, a następnie wykorzystując nacięcie zrobione wcześniej przez kobietę, przejechał mizerykordią wzdłuż brzucha ofiary od zadka aż po szyję, i jednym szybkim ruchem zdarł zeń skórę, którą zarzucił sobie na ramię. Bezwiedne truchło rzucił w kąt.
Ekhm, dobrze. Teraz mogli rozmawiać.
- Ludzka samica dużo słoik. Po co ludzka samica tyle słoik? Słoik brzęczeć, robić hałas bo nie sakiewka. Głupi słoik. Tak-tak. I kto być ludzka samica? Kto-kto? Hm? Przyszła z gnom? Hm, hm? HM?!
To mówiąc, kątem oka spojrzał na zawartość słoja wręczonego Idenowi, raczej nie okazując ani krzty współczucia czy choćby zazdrości. Z punktu widzenia szczura, wynagrodzony został lepiej, wszak obrożę zdoła sprzedać albo wymienić. A pulsujący kawałek mięsa z czyjegoś ciała? Pf, na co to komu?! Ani ładne to, ani wartościowe!
Obrazek

Re: [Górne Miasto] Ciemna ulica

19
Przerażony, ogłupiały i kompletnie zagubiony w całej tej sytuacji gnom obdarzył starszą kobietę bezmyślnym spojrzeniem i bez zastanowienia przyjął od niej słoik. Przez chwilę gapił się na zachodzące z sercem przemiany nie potrafiąc zrozumieć co tu się tak właściwie dzieje aż w końcu trybiki napędzające jego umysł ruszyły a sam Iden wyprostował się w nagłym zrozumieniu. Fala ulgi, radości i spokoju zalała go na tyle mocno, że odchyliwszy się w tył spojrzał w niebo wybuchając maniakalnym śmiechem.

- HAHAHAHAHAHAHA! SEN! Hahaha! Aaahhhh co za szalony, szalony sen! - Kpiąc z samego siebie, swojego irracjonalnego przecież strachu oraz tego w jak chorym wytworze własnej wyobraźni właśnie się znalazł chwycił za słoik, odkręcił go i dobył kociego serca. Było... cóż. Jakby nie patrzeć był to po prostu dobrze ukrwiony, miękki kawał mięsa. Mięso się je prawa? Wszystko jasne. Serca zresztą też. Co prawda nie z kotów i nie na surowo ale skoro to był sen to właściwie i tak wszystko jedno. Wciąż odchylony zaczął pożerać organ równocześnie z rozbawieniem myśląc o obecnej sytuacji.

Co taki sen może symbolizować? Szczur zabija kota? No dobra, to ma być może jakiś artystyczno - filozoficzny wydźwięk ale starsza kobieta? Słoje z sercami? Dlaczego w ogóle ma zbroję? A szczur kuszę? No i przede wszystkim dlaczego do jasnej cholery nie wyśnił jej sobie jako młodej, pięknej i skąpo ubranej a serca jako wybitnie smacznego? Poza tym to jego sen! To on jest tutaj bogiem! Po co ma poddawać się sytuacji skoro sam może ją kształtować? Kończąc swój niecodzienny posiłek wyprostował się wyszczerzony z szaleńczym uśmiechem i mlasnął obserwując otoczenie. Wytężając skupienie spróbował zebrać wokół siebie całą, okoliczną energię magiczną i podporządkować ją swojej woli. Teoretycznie w śnie nie potrzebował zasobów do czynienia cudów ale ten sposób wydał mu się ciekawszy i bardziej zabawny.

Kto wie? Może tragiczny rozwój całej tej podróży był tylko jednym, wielkim koszmarem? Zwykłym efektem jego martwienia się i presji tak odpowiedzialnego zadania, jakie mu powierzono? Nawet jeśli nie czas na martwienie się tym będzie rano. Na razie trzeba skupić się aby wyśnić sobie jakieś wygodne mieszkanko i doborowe - he he - towarzystwo!
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Re: [Górne Miasto] Ciemna ulica

20
I nagle – bez żadnego błysku, świstu, bez niczego, tak po prostu – stało się tak, że szczuroludź nie trzymał już wcale kociej skóry, a coś znacznie większego. Sprawdził: skóra była zdarta z bladej istoty otulonej parą błoniastych, rdzawych w kolorze skrzydeł. Z dziewczyny, Do bruku przymarzały jej odrąbane ręce i nogi, jak również piękne rude loki, spomiędzy których błyskał przymilny uśmiech – ozdoba oderżniętej od reszty ciała, rzuconej do rynsztoka głowy.

Krew, która spływała Śrut-śrutowi po plecach, zabulgotała, zawrzała, nieprzyjemnie go poparzyła. I przysiągłby, że jak zdejmie ubranie, to znajdzie na nim powypalane ślady.

— Tak — oznajmiła staruszka, komentując niniejsze zajście. — Upolowaliście sukkuba. Przeklętego demona. Parszywy pomiot Krinn. Gratulacje. Nie było łatwo wywabić tę cholerę z zamku, wierzcie mi, ale takie już moje zadanie, troszkę się na tym znam — zarechotała, teraz intencjonalnie unosząc poły płaszcza i prezentując swoją kolekcję wypełnionych organicznymi okropnościami słoiczków, jakby miało to wystarczyć za całe tłumaczenie. — Beze mnie już by was wszystkich zeżarły.

To chyba szczęście, że było dość ciemno i nie mieli okazji przyjrzeć się z bliska temu, co tam trzymała. W każdym razie śmierdziało zgniłym mięsem, i to nie ludzkim, nie gnomim, nie elfim. Nie nie. Od razu znać było, że jakimś obcym, ohydnym, nie z tego świata, nieporównywalnym do niczego zwyczajnego. Co tu dużo gadać, cuchnęło truchłami demonów i tyle. I jeszcze jakąś substancją, w której były zakonserwowane.

— Jestem Ludgarda. Dawniej – siostra Ludgarda, ale to już przeszłość — dodała z odcieniem zadumy w głosie. — No cóż, nieważne, kim się jest, a kim się już nie jest. Ważne, że się wie, co należy robić. Co się powinno. Kogo chronić i przed czym. Rozumiecie, o co mi chodzi, chłopcy? Ja to wiem i nikt mi nie będzie mówił, czy mi wolno, czy mi nie wolno. Człowiek jest młody, to wszyscy się do niego modlą i chcą słuchać, jak rozmawia z nieśmiertelnymi, każą prowadzić, hołubią, budują ołtarze. A zestarzeje się, znudzi, i już nikt o niego nie dba. Wszyscy zapomną. Nie wiadomo, kiedy to się dzieje, ale któregoś dnia już nie jesteś Jasnymi Oczami Naszego Pana, tylko nagle pomyloną staruchą. Tak tak, zobaczycie, jak będziecie w moim wieku, chłopcy... Och.

Zdaje się, że Ludgarda dopiero teraz zorientowała się, że Śrut-śrut wygląda jakoś dziwniej niż większość spotykanych w ciemnych uliczkach chłopców. Nie zareagowała jednak lękiem ani wstrętem. Troskliwie odgarnęła tylko kaptur z jego pyska, zbliżyła się i wytężyła wzrok.

— Masz ci los. Co ci się stało w buźkę?

Tymczasem Iden, który niewiele myśląc pożarł serce świeżo wyrwane z piersi ukrytej w ciele kota demonicy, nagle padł na ziemię jak długi.

Członki odmówiły mu posłuszeństwa i zaciążyły, jakby wypełnił je kto ołowiem. Głowa za to zrobiła mu się okropnie, okropnie leciutka. Frunęła do nieba. Jak płatek śniegu, tylko w drugą stronę. Ale czy góra dół, pion i poziom, czarne i białe, lekkie i ciężkie, czy to wszystko to nie są tylko złudzenia? Świat to jedność, teraz gnom doskonale o tym wiedział i dziwił się, że mógł kiedykolwiek sądzić inaczej, przecież to takie oczywiste. Dostrzegał całą Prawdę tak jasno i wyraźnie! Magiczna moc zbierała się wokół niego i nie dość, że ją wyczuwał, to nawet, po raz pierwszy w życiu, zwyczajnie widział. Czuł z nią bliskie pokrewieństwo. Była to moc, która unosiła się ze stygnących zwłok. Wyglądała jak cienkie czarne wężyki z czerwonymi oczkami podobnymi rubinom. Frunęła do niego, prześlizgiwała się po jego ciele, oplatała mu ręce i znikała gdzieś w jego pulsujących, rozpalonych trzewiach. Robiło mu się jednocześnie gorąco i bardzo zimno – ale przecież to wszystko to samo, przecież naprawdę nie ma przeciwieństw. Widział niebo z żarzącą się konstelacją Poinsecji, która natychmiast wzeszła, ledwie czerń nocy przegnała ostatnie smugi czerwieniejących na zachodzie chmur. Niecierpliwa. Widział z oddali, jak gorące Wschodnie Wody mieszają się z lodowymi morzami Północy.

Widział królewski zamek, nad którym kłębiły się czarne węże, tym razem zbyt duże, by mógł je do siebie przywołać i wchłonąć. Szkoda.

Wiele widział, ale to jedno wciąż mu nie wychodziło: siwiejąca kobieta wciąż nie chciała zmienić się w rozchichotaną gnomkę-dzierlatkę, a jej zbroja w krótką sukienkę. Zaś pokryty lodem bruk za nic nie zamierzał przedzierzgnąć się w puchowe poduszki. Iden bardzo się starał, tak się wytężał, ale nic z tego: cała zebrana moc poszła w pustkę. Cała para w gwizdek. Puf!

Śnieg padał mu na twarz. Gwałtownie zadrżał od stóp do głów. Przejął go chłód i pilnie zachciało mu się rzygać.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Górne Miasto] Ciemna ulica

21
Sposób w jaki gnom zaczął pożerać organ, sprawił, że szczuroludź momentalnie przybrał postawę obronną i schował się za kobietą, warcząc na tę dziwną abominację. Gnom jedzący serca? O... co co tu do cholery chodziło?!
Ilekroć poczuł, że coś jest nie tak, momentalnie zrzucił z siebie zdobycz, chociaż o uniknięcie poparzeń było już stanowczo za późno. Obrócił spojrzenie na truchło, które jeszcze przed chwilą było zwykłym kotem. A teraz zaś, przypominało istotę wyjętą z piekła rodem.
Jaką stanowiło to różnicę dla Śrut-śruta? Nie będzie futerka. A niech to!

Bo i powiedzmy sobie szczerze- mimo strzępków inteligencji kryjących się gdzieś pod tym futerkowym łebkiem, pojęcie walki ze złem jako takim praktycznie nie istniało. Był sukkub, nie ma sukkuba. Do widzenia, następny.
No więc stał tak, zapatrzony tępo w coś, co wcześniej było kotem, z początku nawet ignorując ból promieniujący z oparzelin, aż kobieta nie postanowiła wejść z nim w kontakt dotykowy. Cofnął się gwałtownie, nie dając zrzucić sobie kaptura. Syknął, dając do zrozumienia Ludgardzie, że jeśli go tknie, dojdzie do przemocy. Te dziwne smrody bijące od jej słoików tylko utwierdzały go w przekonaniu, iż powinien uważać.

Na matki wszystkich kanałów, on chciał tylko sera i trochę świecuszek! A dostał dziwną, ludzką samicę tytułującą się byłą siostrą, demoniczną istotę (o której nawet przez chwilę pomyślał, że byłaby przydatna przy łapaniu gołębi) i niziołka, który po swoim okropnym posiłku najwyraźniej miał zamiar go zwrócić wraz z treściami żołądkowymi.
Obrazek

Re: [Górne Miasto] Ciemna ulica

22
- Nosz kurwa. - Jęknął piskliwie Iden gnąc się w pół i walcząc z rewolucją w żołądku. Co do wszystkich demonów było nie tak z tym snem? Miała być piękna kobieta i owszem, była ale dlaczego to martwy i rozbebeszony kot się w nią zmienił a nie ta widocznie szurnięta starucha? Miała być też moc ale moc natury. Potężna. Czysta. POSŁUSZNA. Zamiast tego leżał na chłodnym i niewygodnym bruku obleziony jakimiś wężami i skręcał się z bólu. Oczywiście trzeba przyznać, że uczucie jedności i pełnego zrozumienia było niezwykle przyjemne ale nie potrafił pozbyć pewnego bardzo specyficznego wrażenia. Rozgrywające się tu wydarzenia sprawiały wrażenie jak gdyby ten sen z założenia miał być straszydłem i chociaż częściowo poddawał się woli śniącego to cała jego tendencja nadal utrzymywała się w mrocznych barwach.

Czując kolejne szarpnięcia wnętrzności gnom spiął się w sobie stawiając zdecydowany opór odruchom wymiotnym. To był jego sen i nie zamierzał mu się poddawać. Skoro już zeżarł serce a węże wlazły w niego bez pardonu to nie pozwoli im wszystkim od tak wydostać się na zewnątrz. Klnąc niczym jego ojciec po wyjątkowo spektakularnej porażce rzemieślniczej wił się na ziemi zwinięty w kulkę i zmagał żołądkiem. Tyle dobrze, że ten chory kocur gdzieś się schował.

Podczas swojego konwulsyjnego tańca kilka razy przejechał wzrokiem po zdewastowanym sukkubim ciele i jej odciętej głowie. Brrr. Straszne. Obrzydliwe. Smutne. Smutne jak diabli. Takie piękne ciało... tyle dobrych i ciekawych rzeczy mógłby z nim zrobić gdyby ta przeklęta nocna mara poddała się w końcu jego woli!
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Re: [Górne Miasto] Ciemna ulica

23
— Przepraszam, chłopcze. No już, już. — Kobieta cofnęła rękę, nie dążąc na siłę do konfrontacji z płochliwym stworzeniem. — Nie dotykam. Nie bój się.

Tymczasem Idenowi zdawało się przez moment, że jego wizja zdążyła się już rozwiać jak dym... A jednak za każdym razem, kiedy walczył i zwyciężał z kolejną falą wymiotów, jej okruchy znów nawiedzały jego świadomość. Dosłownie jakby mu się nią odbijało. Węże, które znalazły się w jego wnętrzu, powłaziły mu chyba w żyły i tętnice, a teraz przepychały się nimi w różne strony po całym jego biednym ciele. Fizycznie czuł się nieopisanie źle. Tragicznie jak nigdy w życiu. Ale to, co działo się w jego głowie, było co najmniej interesujące.

Ujrzał, jak z królewskiego zamku, który znów zarysował mu się przed oczami, wydostała się gigantyczna błyskawica. Tak oślepiająco jasna, że aż ciemna. Tak szybka, że ledwo myśl mogła za nią nadążyć. Tak potworna, że gotowa zniszczyć cały świat. Okrążyła sześćset razy Królestwo Keronu, podpaliła łąki, pola, wsie i miasteczka. Później przybyła po nią karoca z siedmioma milionami brylantowych koni i w diabelskim rechocie, który dobywał się chyba spod ziemi, porwała ją hen, daleko poza Herbię.

A Herbia płonęła czarnym ogniem, tylko nikt jeszcze o tym nie wiedział.

— Cholera, twój kolega chyba naprawdę źle się poczuł... Ale nie kazałam mu tego żreć, możesz poświadczyć! Prawda, że nie kazałam? Ja mu tylko to dałam, ale nie mówiłam nic, żeby to... Zeznasz tak, jakby co, dobra?

Ludgarda popatrzyła na szczuroludzia z przejęciem, jakby w głowie już układała, co powie straży, jeśli zaczną ją przesłuchiwać na okoliczność znalezionych w uliczce zwłok nieszczęsnego gnoma. Jak gdyby jego ewentualna śmierć po niefortunnym posiłku była jedynym budzącym pytania elementem tej sytuacji. Chwilę później kobieta westchnęła i w zamyśleniu podrapała się w ucho.

— Niech to, ale faktem jest, że nie zdjęłam ze słoika etykiety po ciastkach. Mógł źle zrozumieć. Czyli trochę moja wina... Będzie tak dalej leżał, to go tu zasypie przecież. Na dobrą śnieżycę się dzisiaj zbiera. Eh. Weź go za nogi, ja wezmę za ręce, zaniesiemy go do mnie, niech trochę odpocznie. Obaj odpoczniecie. Ogrzejecie się przy piecyku. Zgoda? Pogadamy sobie... Odkąd nie jestem w zakonie, najbardziej towarzystwa mi brakuje, wiecie? A może się polubimy, hm? Może się zakolegujemy? Jeden nieśmiały, drugi niemądry, ale dobre z was chłopaki, widać.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Górne Miasto] Ciemna ulica

24
To, co na chwilę obecną działo się z niziołkiem, pozostawało jedynie w sferze domysłu dla szczuroludzia. Głupek, zeżarł jakieś dziwne mięcho i dziwić się, że leży. Zresztą, kogo to do cholery obchodzi? Toż to gnom. Niech zdycha, przynajmniej będą nogi na zupę. Chociaż nie, fuj. Zganił się w myślach za ten wybitnie głupi pomysł, po czym podreptał nieco dalej, uważnie pociągając nosem w nadziei na zwietrzenie jakiegoś tropu.

W momencie gdy ludzka samica wspomniała o zeznawaniu czegokolwiek, wzdrygnął się wyraźnie, a przy tym zastrzygł uszami. O nie, on nic nie będzie zeznawać! Znaczy się, jeśli na najbliższym posterunku straży miejskiej mieliby dobrego kata albo po prostu zdolnego walipiąchę, to prawdopodobnie nie musieliby nawet używać siły żeby szczur im wszystko wyśpiewał. Ot tchórz, aby tylko zapewnić sobie pięć minut życia dłużej... które najpewniej wykorzystałby na buchnięcie kluczy któremuś z oprawców. Och, jak to dobrze było sprawiać wrażenie głupiutkiego!
Ale nie... nie, nie. On nic nie będzie zeznawać! ŻODYN!
Szczuroludź potarł siekaczami o rząd dolnych zębów, zgrzytając przy tym dosyć głośno, a jednocześnie wyrażając w ten sposób dezaprobatę.

Pomysł noszenia niziołka też mu się nie spodobał. Nie kazali żreć, a żarł. I nieważne czy słoik miał etykietę wskazującą na ciastki. Przed zjedzeniem trzeba obwąchać. Tak, tak!
Kończąc niuchanie odwrócił się w stronę kobiety, która już teraz chwytała Idena pod ramiona. I w tym momencie do głowy Śrut-Śruta wpadła dosyć kusząca myśl.
A gdyby tak po prostu napiąć kuszę i zastrzelić to babsko? Nie wyglądała na szczególnie biedną, a skoro bawiła się w polowania na jakieś dziwne istoty ze skrzydłami to kto wie? Może ma świecuszka? DUŻO świecuszek!
Zaraz potem jednak uświadomił sobie, że aby napiąć swoją kuszę, potrzebowałby czasu- wystarczająco dużo aby Ludgarda zdołała zrozumieć co się dzieje, sięgnąć po oręż i go zarżnąć. A ona przecież nie chciała zrobić im krzywdy. Wręcz przeciwnie- chciała pomóc. A co jeśli będąc w ukryciu po zastrzeleniu sukkuba uznałaby szczuroczłeka za kolejne zagrożenie do eliminacji?
Mało było ludzi życzliwych, przynajmniej na tyle, aby na starcie nie chcieć przerobić go na dywan. A w takiej sytuacji MUSIAŁ ważyć korzyści oraz zyski. Dokładnie jak szczur podchodzący do pułapki, na której zatknięto serek.

Westchnął ciężko i przystanął obok kobiety i nieprzytomnego nizioła. Bezpośrednio przy nich nabił kuszę tym samym bełtem, który zużył przy ostatnim strzale, a następnie ruszył przed siebie, eskortując nowych "towarzyszy". W ten sposób dał jednak też do zrozumienia, iż nie ma zamiaru dotykać gnoma. Po pierwsze, z obrzydzenia do niziołka. Po drugie- było ciemno, a ta pora bardzo sprzyjała ulicznym rzezimieszkom. Ktoś z całej tej trójki musiał mieć broń w pogotowiu.
Obrazek

Re: [Górne Miasto] Ciemna ulica

25
Iden coraz to mniej ufał swojej teorii snu, równocześnie skłaniajac się ku koncepcji narkotyków w obiedzie albo szczególnie toksycznego zatrucia pokarmowego. Tłamszony bólem umysł usilnie starał się pozbierać w spójną całość obrazy, jakie stawały przed oczyma gnoma. Po kolei. Wielkie, potężne zło w zamku. Tia. "To się nazywa "polityka" i faktycznie pasuje do wizji kłębowiska węży. Co dalej?

Błyskawica sprowadzająca czarny ogień? Chwila przerwy od myślenia na gwałtowne spazmy bólu. Dobra. To na czym to... A tak. "O kurwa jebne węże, jak to boli". Nie, czekaj. Ogień. Tak, ogień i karoca. Keron czekała jakąś katastrofa. To niechybnie znak, że lepiej być gdzie indziej. Tylko co to wszystko miało wspólnego z nieszczęsnym gnome? - Ahhh znowu te węże! Wlazłyście we mnie, więc jesteście moje skurwysyny! Spokój! - Szarpał się z myślami. Te czarne gnidy pełzały w jego krwi. W JEGO krwi? Krew była potężna. Była przewodnikiem magii a gnom, chodź nie praktykował sztuki w typowy sposób znał się całkiem nieźle na arkanach.

Męczony przez ataki nie potrafił w pełni skupić się na wizji zbyt realistycznej, by być przypadkową więc po prostu postarał się zapamiętać ją i przelać uwagę na węże. Ktoś inny będzie głowić się nad jej znaczeniem. Może starucha? Tak czy inaczej Keron nie był jego problemem. Węże były. Wiedział, że wypuszczenie ich pewnie rozwiązało by sytuacje kończąc cały ten dyskomfort ale uparta ciekawość zwyciężyła lenistwo. Zresztą jak zawsze. Bez tego nie został by zaklinaczem.

Właściwie nie wiedział, kiedy dokładnie stracił kontakt ze światem zewnętrznym. Kiedy czerń płomieni pochłonęła wszystko pozostałe ale miał wyraźny cel. Chwytając za źródła mocy tak te w sobie, jak i poza sobą chciał zmusić swoją krew do stania się wiem. Niczym pędzący wiatr wzbogacona magią posoka miała uwięzić wewnątrz siebie przeklęte, czarne twory. Tak bardzo chciały tam być? Niech zostaną. Nigdzie się nie wybierają. Chciał je ograniczyć i wprawić w ciągłe wirowanie aby... No właśnie. Aby co? Nigdy nie zajmował się magią wody. Nie potrafił by ich wchłonąć. Nie wiedział nawet gdzie zacząć. Znalazł się przecież tylko na wietrze. Na potędze wolności, naturalnej magii i kształtowaniu jej w runy. Wtedy wpadł na pomysł. Bardzo, bardzo głupi i ekstrawagandzki pomysł. Zmagając się z dziwną ni to mocą, ni magią uderzył w nią siłą wiatru i mieszając ze sobą spróbował przekształcać w runy. Nie jakieś konkretne, odpowiadające za specyficzne efekty a te najbardziej podstawowe. Napędowe. Trzymające magię w ryzach i zmuszające do posłuszeństwa.

Ale runy muszą być na czymś. Już kiedyś tworzył na płynnych metalach. Tyle tylko, że krew to nie metal a wypalenie w niej znaków runicznych... Cóż. Skoro powiedziało się A... Co tu mogło pójść nie tak? No nie okłamujmy się. Właściwie wszystko. Chciał tworzyć runy z żywej, aktywnie opierającej mu się mocy. Mocy, której do końca nie rozumiał. Chciał rzeźbić je wiatrem we własnej krwi. Tego chyba jeszcze nikt nie robił. Nikt nie próbował. Brakowało mu punktów odniesienia I musiał stawiać na mieszankę instynktu z doświadczeniem. Ryzykowne. Jak każde nowe odkrycie.

Tymczasem jednak Ciało gnoma czekała wątpliwe przyjemna podróż do podejrzanego domu, podejrzanej kobiety. Razem z mówiącym szczuroludziem. Może to i lepiej,, że o tym nie wiedział?
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Re: [Górne Miasto] Ciemna ulica

26
— Czyli nie pomożesz? — rzuciła Ludgarda, aby upewnić się, czy właściwie zrozumiała zgrzytanie zębów i wzdychanie szczuroludzia. Wyglądało na to, że jak najbardziej właściwie, zatem będzie musiała ciągnąć Idena w pojedynkę. Pokręciła głową z dezaprobatą. — Eh, ta dzisiejsza młodzież. Kiedyś to... aaa, zresztą, co ci będę gadać. Dobra, to trzymaj chociaż tę kuszę jak należy. Huhu, powiem ci, że twój kolega niby taki mały, a całkiem tłuściutki, swoje waży, powodzi mu się chyba... Albo rzuca się bez pomyślunku z paszczą na wszystko, co mu się wyda jadalne. Aj, niemądrze, chłopaku, niemądrze.

Mądrze czy nie, na pewno boleśnie.

Pomysł gnoma był piękny, błyskotliwy, ambitny, lecz zabrakło praktyki, by ugryźć sprawę jak należy. Rzeźbienie run wiatrem we własnej krwi? Szaleństwo! To znaczy, może mogłoby się to kiedyś udać, gdyby rozpracować to na spokojnie... a może chłopak był wciąż jeszcze na haju po wizji mistycznego zjednoczenia ze światem, stąd ten optymizm. Jedyne, co Idenowi udało się faktycznie osiągnąć, to rozpędzenie zawartości własnych żył, aby ta stała się dzikim wirem. Węże musiały być nieco zdezorientowane, kiedy serce gnoma zerwało się nagle do szalonego galopu i czerwony nurt porwał gadziny ze sobą. Nie zniknęły na dobre, tego mógł być pewien, ale zdawało się, że przynajmniej chwilowo miał je w szachu. Samemu Idenowi jednak również nie wyszło to na zdrowie: do wszystkich dotychczasowych dolegliwości dołączyły teraz latające mu pod powiekami mroczki, ogromna trudność złapania oddechu, zawroty głowy i obezwładniająca słabość. Ledwo kojarzył, że nowa znajoma łapie go pod ramię, Co później? Nie wiedział.

— Niech cię cholera, obżartuchu — dotarło do niego na ostatek przez mgłę przy akompaniamencie pobrzękiwania szkła i metalu. — Jeszcze dobry słoik mi potłukłeś, a mógłby się nadać na powidła. Hehe, żartowałam, nie przejmuj się. No chodź.

Śrut-śrut w przeciwieństwie do Idena był w stanie zachować stałą czujność, a więc widział i wiedział, dokąd zmierzają, zresztą kobieta wcale nie robiła z tego sekretu. Miała pokoik wynajęty w pewnej karczmie w Dolnym Mieście (ale niedaleko, jak cały czas zaznaczała; zupełnie bliziutko, właściwie tuż przy granicy z Górnym Miastem, w którym akurat przebywali!). A była to karczma "Pod Krzywym Zwierciadłem".
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Saran Dun”