Re: Aleja Złotników i Brama Książęca

46
Zakapturzony mężczyzna od razu skorzystał z okazji i nieprzytomną niewiastę wznosi do góry. Pierw obejmuje ją w pasie, ażeby kolejno móc przerzucić, jednym zwinnym ruchem, na ramie. W taki oto sposób, z nieprzytomną na barkach elfką, próbuje opuścić śmierdzący zakątek. Jednakże napotyka kogoś na swej drodze...

Re: Aleja Złotników i Brama Książęca

47
Błyskotki. Bogaci ludzie. Uzbrojeni ludzie. Różni ludzie. Głównie te cztery obrazy przemykały przed oczami Randala kiedy przechadzał się aleją. Dobrze, że Kot pozostał w stajni – przeciskanie się przez mały tłum z koniem mogłoby sprawić niemałe problemy. Randal niemal odruchowo trzymał lewą dłoń na swojej sakiewce – wiedział, że takie miejsce jest wymarzonym łowiskiem dla kieszonkowców. Wszechobecna straż nie poprawiała jego poczucia bezpieczeństwa – korupcji nigdy nie trzeba szukać daleko. Bezimienny starał się nie zwracać uwagi na piękne towary oferowane przez kupców. Wyszedł tylko pozwiedzać. Wcześniej rzadko i krótko bywał w stolicy. Wiedział, że nie stać go na luksusową biżuterię. By ułatwić sobie obycie się z tą myślą argumentował, że wszelkie te ozdoby tak naprawdę są mocno niepraktyczne i niewarte swojej ceny.
Mimo wielu starań uwaga kuriera skupiła się na pewnej szkatule, którą jego oko przypadkiem wyłowiło spośród masy innych przedmiotów. Był to solidny kawał jubilerskiej roboty – twór przyozdobiony srebrem i klejnotami, których Bezimienny nie był w stanie nazwać. Randal szybko wycenił pudełeczko dwieście gryfów. Niestety, jego wyceny rzadko były trafne. Chciał zapytać o cenę tego cuda, jednak najwyraźniej nie było mu to pisane.
Wielu strażników ciężko było nazwać miłymi. W głowie niejednego z nich rodziło się przekonanie „jestem strażnikiem, mogę” stosowane w bardzo wielu sytuacjach. Zapewne właśnie ta myśl dudniła w głowach panów, którzy brutalnie przecięli kurs Randala. Co prawda nie upadł on, a jedynie stracił równowagę. To z kolei spowodowało kilka niezgrabnych piruetów i kroków w bliżej nieokreślonych kierunkach. Mężczyzna odzyskał stabilność, jednak tłum zrobił swoje i popchnął go jeszcze dalej. Lekko się zagubił. Po chwili udało mu się wyrwać ze stada pędzącej szlachty w jedną z odosobnionych, ciemnych uliczek.
Randal stanął przy budynku, opierając się o solidny mur. Wymruczał pod nosem serię obelg wymierzonych w strażników, ich najbliższą rodzinę i pracodawców. Po tym nastąpiła chwila refleksji i ciche westchnienie. Chamstwo zawsze będzie chamstwem i nie da się go wytępić. Nie była to jednak dobra pora ani miejsce na rozmyślanie.
Bezimienny, kierowany ciekawością, wykonał energiczny krok za róg. Równie szybko się wycofał. Widok zakapturzonego typa niosącego kobietę nie jest codziennością – przynajmniej dla Randala. Przylgnął do „swojej” ściany i ostrożnie wyglądał zza osłony. Wygląda na to, że dziewczyna jest w opałach... A naszemu protagoniście ciężko jest przejść obojętnie wobec niewiasty w niebezpieczeństwie. Czekał, aż urocza parka będzie do niego tyłem.
Gdy tylko to nastąpiło opuścił „schronienie” i cicho ruszył w kierunku postaci. Szedł na ugiętych kolanach, by lepiej obserwować to, po czym stąpa. Starał się być ostrożny, szybki i przede wszystkim cichy. Krok za krokiem, oddech za oddechem. W międzyczasie wydobył ostrze z pochwy przy pasie. Nie wiadomo czego spodziewać się po tak nietypowym zjawisku, więc uważnie obserwował ruchy domniemanego porywacza, będąc w gotowości do obrony lub ewentualnego pościgu.
Gdy para znalazła się w zasięgu ramion Randala, ten się nieco wyprostował. Lekko uniósł lewą rękę, zaś prawą dłonią mocniej uścisnął sztylet. Jego serce zaczęło przyspieszać. Nie do końca wiedział co robić – nigdy nie zdarzyło mu się atakować kogoś, kto niesie „zakładnika”. Rzadko w ogóle atakował! Wezwanie pomocy nie wchodziło w grę, gdyż mogłoby spowodować więcej złego niż dobrego. Poza tym czas był tym, czego w tej chwili najbardziej brakowało. Nadszedł czas na spontaniczną decyzję.
Kurier wstrzymał oddech, zacisnął zęby i psychicznie przygotował się na wszystko. Zaczął od kopniaka wymierzonego w nogi porywacza, na wysokość kolan. Miał on za zadanie przewrócenie go – co wydawało się bardziej prawdopodobne, ze względu na dźwigany przez niego ciężar – lub co najmniej pozbawienie równowagi. Tuż po tym oplótł lewym ramieniem szyję napastnika. Ścisnął ją mocno, chcąc poddusić jegomościa. Jednocześnie dłoń ściskająca sztylet jak najszybciej znalazła się w okolicy lędźwi przeciwnika i delikatnie go ukłuła – miał poczuć, że niespodziewany gość ma broń, która, co gorsza, znajduje się bardzo blisko jego organów. Akcje te Randal wykonał w dość dziwaczny sposób, ze względu na nietypowy ładunek na ramionach celu, jednak starał się jak mógł – improwizował.

Re: Aleja Złotników i Brama Książęca

48


Przemierzał mąż aleję złotników. Tutaj mnogo od błyskotek, jak i tych, których one przyciągają. Stąd nadprogramowa ostrożność była wielce pożądana. Jednakże owa alejka należała do górnego miasta, a tutaj mniej szemranych typów niżeli w dolnej partii. Mądrzy świata powiadają, że jeśli kogoś o coś podejrzewasz to sam byś tak postąpił na jego miejscu. Wspomniana mądrość nie stawia Randala w dobrym świetle. No ale prawdę powiedziawszy, czego można się spodziewać po "kurierze".

Otumaniająca oczy blaskiem biżuterii podróż, zdawała się nie mieć końca. Aż w końcu Randal odetchnął w jednej z miejskich uliczek. Niepasująca do okolicy, brudna ścieżka pomiędzy dwoma budynkami. Musiała ona spełniać rolę jakiegoś łącznika z dolnym miastem lub tym podobnym.
Prócz wystroju, uwagę mężczyzny przykuła parka ludzi. Zakapturzony facet z nieprzytomną kobietą na plecach zmierzali w nieznanym kierunku. Pewnie tym prowadzącym do dolnego miasta, bowiem oddalali się od alei złotników. Bohater doszedł do wniosku, iż niewiasta musiała zostać uprowadzona. Nie widział jej twarzy, bo zwisające włosy całkowicie zakryły głowę. Przewieszona przez ramie dyndała z każdym krokiem oponenta. Niewiele myśląc, Randal postanawia wspomóc kobietę.
W tym celu powoli zakrada się. Wychodzi mu to nadzwyczaj zgrabnie, żaden szelest nie wymsknie się spod podeszwy jego buta. A stawia kolejne i kolejne kroki, dzięki którym znajduje się coraz bliżej oprawcy. Nagle, w ułamku sekundy przyspiesza, wyprowadza śliskie kopnięcie, by kolejno objąć drania za szyję. Zdezorientowany mężczyzna wypuszcza Eysę z rąk, przeto upada ona na ziemię. A sam klęczy na jednym kolenie na skutek kopnięcia. Żeby zabawie nie było końca, ostrze styka się z lędźwiowym odcinkiem kręgosłupa. Jeden fałszywy ruch i możesz zostać kaleką do końca życia. Niekomfortowe położenie dla zakapturzonego gacha. Doskonale zdaje sobie sprawę, co może go teraz czekać. Na szczęście nie wie kim jest Randal, różne pomysły przychodzą mu do głowy. Może to strażnik, a może inny gwałciciel?
Najważniejsze, że rywal jest obezwładniony. Randal ma nad nim całkowitą kontrolę, a opuszczona Eysa wraca do życia. Powoli wznosi głowę do góry, przez co bezimienny dostrzega urok elfki. No właśnie, uratował on elfkę, nie człowieka! Czy będzie to miało wpływ na ich znajomość?


Spoiler:

Re: Aleja Złotników i Brama Książęca

49
Gilles przydreptał stąd.

Na mieście gwar narastał w miarę podchodzenia do targu. Im dalej od straganów - tem ciszej. W miejscu, do którego konieczność poniosła Gillesa, hałasu dało się ledwie uświadczyć. Złotniczą ze wszech stron otaczało zbiorowisko pnących się w górę zabudowań, stanowiących swoistą barierę dla echa wrzasków. Bohater stał przed gmachem banku, do którego nie został wpuszczony. Drab sterczący pod drzwiami, na wierchu stromo porozstawianych schodów, nie musiał nawet przekonywać go do pozostania na zewnątrz. Wiarus - oceniając grubość warstw błota na swoim ciuchu - postanowił poczekać aż Ralt sam pokaże się na podwórzu. A Ralt nie kazał mu wcale długo na siebie czekać.

Gilles dostrzegł jak po stopniach schodzi mała postać. Gnom - bo nim w istocie okazał się bankier - przemaszerował w stronę niedoszłego brata zakonnego, po drodze przeglądając się w oszklonym oknie sklepu z biżuterią. W jego oczach znajdował się ten sam blask, co w porozkładanych na widoku pierścieniach, wisiorach i broszach. Pokurcz stanął w odległości paru kroków od poparzonego i zaczął grzebać w woreczkach uwiązanych do pasa. Jego ręce, poplamione atramentem, długo nie opuszczały wnętrza sakiewek. Dopiero po minucie lub dwóch pokazał swoje palce oraz ściskaną w nich karteczkę - zabrudzoną niebieskim tuszem w równym stopniu, co skóra długonosa.

- Jestem Ralt - gnom podał Gillesowi upaćkaną prawicę, w lewej ręce dzierżąc wciąż skrawek papieru. - Pan to kto?

Re: Aleja Złotników i Brama Książęca

50
Jeśli uznać mającą parę chwil temu sytuację za kłodę rzuconą przez los, Gilles był nawet wdzięczny, iż skończyło się tylko na spaleniu karczmy, uratowanie jakieś grubaski, której tłuszcz i tak nie pozwoliłby na jakąkolwiek krzywdę, oraz uwaloną błotem odzież. Gdyby natomiast uznać, że najgorsze komplikacje jeszcze przed nim, a wcześniejsze wydarzenia to zwykły pech, niezdarność, wynik stresu i złośliwość matki natury, można z ogromną łatwością wywnioskować jak bardzo Gilles pragnął znaleźć się w łóżku, z butelką wina i najlepiej jakąś dziewką, a ponieważ takich do komandorii nie wpuszczają, wystarczyłby mu młody zakonnik; lub chociaż jakiś dodatkowy koc.
Dodatkowa ilość błota miała nawet swoje zalety. Dzięki temu wyglądał jak jakiś brudas, który w desperacji szuka roboty. Ma miecz, więc wiadomo jaka praca go interesuje, ale jest na tyle głupi lub biedny, bądź to i to, by się umyć. Zresztą, nie raz chodził pobrudzony wiele dni, a do bali z wodą jakoś nigdy szybko mu się nie spieszyło. Brał głębokie oddechy, oczyszczając umysł. Wyprostował się, ale nie chciał wyglądać na straszniejszego; mimo kaptura pozwalał, by część jego twarzy pozostawał widoczna. Nie miał jednak najmniejszej intencji straszyć potencjalnego informatora. Na całe szczęście nawet nie musiał.
Gilles również podał rozmówcy dłoń, kryjąc zaciekawienie karteczką.
- Witam, panie Ralt - powiedział spokojnym, przyjacielskim głosem, ukazując absolutny brak wrogich intencji. I tak podświadomie czuł się gorszy, słabszy i mniejszy od całej inteligencji, wliczając w to wszelkich urzędników i bankierów. - Nazywam się Sellig - oznajmił, używając wymyślonego już wcześniej fałszywego imienia, licząc na trudność w jego odkodowaniu - i chciałbym panu potowarzyszyć. Nie mam złych zamiarów, a choć noc piękna, ochrona zawsze się przyda. Liczę, że zechce pan porozmawiać z takim skromnym i nieuczonym osobnikiem jak ja, chociażby dla samej rozrywki. A kto wie? Być może będziemy mogli pomóc sobie nawzajem.

Spoiler:

Re: Aleja Złotników i Brama Książęca

51
Stercząca na górze schodów sterta ciała oraz żelastwa, która w założeniu ma strzec drzwi do banku przed niechcianą osobą abo zorganizowaną bandą takich person, obserwowała rozmowę Gillesa vel Selliga z gnomem. Choć drab nie dorwał uchem nawet jednego słowa z tego, co zostało powiedziane, to nie spuszczał wzroku zakapturzonego odkąd jeno kazał mu usunąć się spod progu. Może działo się to tak za sprawą niecodziennego, bo przecież uwalonego błotem ubioru zakonnika, a może powodu należało się doszukiwać w zachowaniu jednego lub drugiego pana. Jednakowoż Gilles, pod pozorem bezrobotnego obdartusa, dostał się wreszcie do swego informatora. Jego zadanie polegało, rzecz jasna, na dowiedzeniu się od gnoma czegoś ciekawego, na zebraniu choć paru cennych wiadomości.

- Eee, no dobra - powiedział bankier niepewnie i nieśmiało. Pomimo starań bliznowatego dało się dostrzec zaniepokojenie w ruchach gnoma. - Moja ochrona stoi tam, na schodach. No i przeszła mi jakoś ochota na spacer. Pańskim towarzystwem gardzić nie będę, to masz pan u mnie jak w banku, hehe, ale równie dobrze można rozmówić się tu, bez łażenia po mieście. Zresztą - Ralt schował brudną notatkę z powrotem do kieszeni - jaką sprawę pan ma do mnie?

Gilles nie mógł mieć bankierowi za nietaktowne tego, że ten wzmógł nagle swą ostrożność. Niebezpośrednia, zakluczona, śmierdząca potajemną robotą wstępna gadka musiała naprowadzić go na odpowiednie rozumowanie. Gnom zerkał teraz na zniekształconą twarz Gillesa z dziwną manierą i pewnie zastanawiał się, kto dał mu odpowiednie rekomendacje. Ralt przewertował w pamięci masę spraw, w które został celowo lub mimowolnie zaangażowany i dopiero po momencie zorientował się, jaki rozkaz mógł naprowadzić Selliga na jego trop. Umazana atramentem karteczka na powrót znalazła się w jego ręce, pognieciona i mocno już poturbowana, jednak bankier nie zamierzał jeszcze się z nią rozstawać. Musiał przecież mieć doskonałą pewność, że rozmawia z właściwą i wiedzącą o zadaniu osobą. Ralt spoglądał raz po raz przez ramię, na sterczącego u frontu zabudowań, zapewne dobrze opłacanego, wartownika. Notatka chowała się w klatce jego palców. Gnom czekał aż Gilles zaspokoi jego ciekawość i gotował się do ewentualnego brania nóg za pas, połączonego z paniczną salwą wrzasków o pomoc.

Teraz nadeszła kolei Gillsa na mówienie.

Re: Aleja Złotników i Brama Książęca

52
Ucieszył się, że po pierwsze gnom nie narobił w gacie, a po drugie mogli przejść do konkretów. Gilles nie miał zamiaru dłużej silić się na aluzje, bawić w jakieś gierki i przesadną ostrożność, ale doszedł do wniosku, że i prosto z mostu nie wypada wypalić. Musiał zdobyć się na subtelność, bo takie słowo i definicję poznał niedawno, spodobało mu się i od razu zrozumiał, że stosować się do tego będzie musiał w swoim marnym życiu jeszcze nie raz.
- Panie Ralt, sprawa jest prosta - zaczął pewnie Gilles. - Szukam pracy i pomyślałem, że taki poczciwy obywatel jak pan pomoże mi w tym. Interesuje mnie właściwie wszystko, nie wiem jak to określić. O, albo wiem. Lubię zwierzęta, płazy najbardziej, albo gady to są... generalnie jaszczury - zaakcentował ostatnie słowo i spojrzał porozumiewawczo na rozmówcę. - Wie pan, gdzie znajdę jakieś?
Ciągle starał się nie wykonywać żadnych zbędnych ruchów, mówić powoli i jak najbardziej przyjaźnie. Przecież nie chciał zabijać nieszczęsnego ochroniarza, a jeszcze bardziej pragnął nie robić krzywdy Raltowi, z którego, kiedy zajdzie taka potrzeba, będzie zmuszony własnoręcznie wydusić informacje.

Re: Aleja Złotników i Brama Książęca

53
Ponieważ Gilles odnalazł w sobie niespodziewane upodobanie do zakonspirowanego działania, jego obecne zadanie nagle stało się znacznie prostsze i nie aż tak bardzo zagmatwane, jak zdawało się na początku. Niemierne zdolności aktorskie bohatera, połączone ze szpiegowską pogadanką oraz garścią kontrolowanych niedopowiedzeń, nakierowały bankiera na stosowne rozumowanie. Gnom uśmiechnął się pod nosem - rozpierała go duma, ponieważ poznał w rozmówcy podstawionego agenta. Zadowolenie na jego twarzy upodobniało się do tego, które cechuje nagradzanych medalem bohaterów abo strażników na dzień przed awansem. Ralt zagwizdał na pokaz, chcąc pewnie zwrócić na siebie uwagę zakonnika, choć ten i tak nie spuszczał z niego wzroku nawet na moment. Pokojowo nastawionego, przepełnionego ogromną nadzieją na łatwe załatwienie spraw Gillesa otucha wręcz walnęła w mordę. Gnom rozprostował cenną karteczkę, zerknął na zapisane szeregi znaków, a potem podał ją poparzonemu. Ku zaskoczeniu pana Selliga, okazał jakąś tam chęć do współpracowania oraz ewidentną niechęć do stwarzania bezsensownych problemów.

- Ja to za gadami nie przepadam - powiedział, czekając aż zakonnik dobierze się do notatek. - Zwłaszcza wężów nie znoszę. Nie obchodzi mnie: gady czy płazy. Jak dla mnie, te węże to bandziory i trzeba w końcu zrobić z nimi porządek. Na kartce masz pan rozpisane hasła, które udało nam się rozpracować. Mniemam, że chcesz, śladem poprzednich cwaniaków, zniszczyć tę bandę od środka? Skoro tak, to przed dołączeniem będziesz musiał podać im poprawne hasło. To jedno z tych - bankier wskazał palcem na skrawek papieru. - Udało nam się zebrać te dane, ale za chuja nie mogę odgadnąć jak działa ten ich system rekrutowania nowych członków. Przepraszam, ale będziesz musiał sam to zbadać. Wiadomo nam, że jeden z nich ma swój stragan na targu. Gość jest od jakiegoś czasu pod naszą obserwacją, ale jeszcze nie doprowadził nas do żadnego tropu. Jak chcesz, to możesz z nim porozmawiać, może dasz radę coś ugrać. Facet prowadzi stoisko garbarskie. Taki z niego chuderlak bez włosów, na pewno rozpoznasz...

Ralt przestał momentalnie nadawać i przez parę sekund patrzał się na zacienioną ścianę przed sobą. Gilles wtenczas próbował rozczytać nabazgrolone na kartce słowa, trudno widoczne w wieczornej pomroce. Gnom nagle ocknął się z dziwnego zapatrzenia i odruchowo zerknął przez ramię. Bankowego ochroniarza nie dostrzegł na schodach. Z ust niskiego wzrostem, ale wielkiego duchem agenta uleciało głośne westchnięcie, które zmusiło zakonnika do zaprzestania zabawy z notatką.

- Ten szmaciarz poleciał na skargę do szefa. Psia krew! Dobra, panie Sellig, ja muszę wracać na stanowisko, bo mi pensję zabiorą. Jest coś jeszcze, o czym chcesz pan wiedzieć, czy mogę się odmeldować? W razie problemów, służę pomocą. Znajdzie mnie pan w banku. No, chyba, że dziś jeszcze stracę robotę.

Re: Aleja Złotników i Brama Książęca

54
Gilles przez moment poczuł, jak sam Sakir stępuje z gdziekolwiek-teraz-przebywa i kładzie dłoń na jego ramieniu, z dumą kiwając głową, a spod srebrnego hełmu na byłego najemnika spoglądają błękitne oczy pełne wiary i zadowolenia, tak jak ojciec patrzy na syna, który znalazł zgrabną, ładną i cycatą dziewczynę. Pierwsza próba wcielenia się w agenta z krwi i kości zakończyła się sukcesem. W prawdzie nagła szczerość i otwartość Ralta zaskoczyła Gillesa, ale dzięki temu otucha spłynęła na niego niczym nasienie samego Sulona. Musiał mocno postarać się, by nie westchnąć z ulgą i wciąż utrzymywać przyjazny, w miarę inteligentny wyraz twarz. Gdyby nie fakt, iż intensywnie koncentrował się na dalszych słowach, pozwoliłby, aby łezki, które zebrały się w kącikach jego oczu, spłynęły istnymi strumieniami. Karteczkę oczywiście przyjął z podziękowaniem, natychmiast zabierając się za rozszyfrowanie widniejących na niej zapisków. Nie omieszkał też trzymać ją ostrożniej, na wypadek, gdyby wybuchła ogniem; w przelotnej myśli ucieszył się, iż nie znajdują się wewnątrz banku, bowiem spalenie takiego przybytku mogłoby wyrządzić o wiele większe szkody niż karczma.
- Mam jeszcze szybkie pytanie. Otóż otrzymałem już wcześniej kartkę z prawdopodobnym hasłem, miało jedno zdanie. Co z waszą kartką, z którego hasła powinienem skorzystać? - zapyta z nadzieją na odpowiedź. Jeśli ją otrzyma to będzie wszystko, a jeśli nie... to ma problem. - To wszystkie panie Ralt, bardzo wam dziękuję. Szepnę o was dobre słówko gdzie tylko będę mógł. Przepraszam za problemy, ale możecie być pewni, że zrobię ogromny użytek z tych informacji. Sakir z wami! - powiedział, żegnając się z gnomem.
Po skończeniu rozszyfrowywania karteczki, Gilles zgniecie ją i schowa ją głęboko do mieszka, w celu późniejszego zniszczenia. Następnie ruszy w stronę targu, który o tej porze będzie raczej opustoszały, niemniej mężczyzna ma zamiar tylko się rozejrzeć, zapamiętać topografię terenu. Jeśli nie zauważy nic ciekawego i nie stanie się nic nowego, wróci okrężną drogą do komandorii, na noc, uważając, by nikt go nie śledził, a z samego rana pojawi się na targu.

Re: Aleja Złotników i Brama Książęca

55
Nie wiem! - Wrzasnął gnom przez ramię w zaawansowanym biegu. - I z duchem twoim!

Teraz Gilles został sam na sam z karteczką oraz swą poparzoną mordą. Nadeszła dla niego sposobność do świętowania małego - acz jak bardzo cieszącego! - sukcesu w zawodzie podstawionego kolaboranta. Bankier oddalał się na swoje stanowisko w pośpiechu i wdrapał po schodach prawie na czworaka - ze zręcznością godną kogoś znacznie mniej posuniętego wiekiem. Do zakonnika - sterczącego za rogiem pod osłoną nocnego cienia - docierało echo jego kroków. Starania wiarusa, zawierające w sobie improwizowaną grę aktorską oraz mnóstwo niewidomego szczęścia, doprowadziły go do tego, że oto stoi właśnie w zakamarku ogromnego miasta i w świetle Zarula zastanawia się nad znaczeniem czterech imion zanotowanych na podarowanej mu przez gnoma karteczce.


Daria
Ewa
Maria
Lena


Zaduma Gillesa nie trwała jednak w nieskończoność. Skrawek brudnego papieru znalazł się w jego kieszonce - zapamiętane słowa natomiast w jego głowie i to tuż obok zdań z poznanego wcześniej pisma. Wiarus miał więc do rozwiązania więcej niż jedną zagwozdkę. Napisana na spalonej zawczasu kopercie sentencja naprowadziła go na szlak do wężowego gniazda. A słowa schowane w kopercie? Ich znacznie - podobnie jak znaczenie imion czterech dziewcząt - zakonnik będzie musiał dopiero poznać. Sam lub z drobną pomocą. Ale ta zabawa może zaczekać. Na razie Gilles dostał trop-pewniak i to za nim zechciał zdążać. Poszlaka ta zawiodła go aż na targowisko...

Aleja Złotników i Brama Książęca

56
Aleja Złotników w Saran Dun, znamienita w całym mieście ulica, wzdłuż której mieściły się warsztaty i sklepy detaliczne najznamienitszych jubilerów w stolicy. Dziś, w czasie nieustających niepokojów, głodu, tajemniczej plagi i mgły wojny wiszącej nad Keronem, była opustoszała jak nigdy wcześniej. I nic dziwnego, bowiem mało kogo stać było na kupno drogocennej biżuterii i kamieni szlachetnych, kiedy żywność drożała z tygodnia na tydzień, a ludu wciąż przybywało.
Przy tej ulicy mieściła się wąska kamienica, wciśnięta pomiędzy dwa zamknięte warsztaty. Liczyła trzy kondygnacje, dach miała pokryty rudą dachówką, a okna wyposażone w prawdziwe, przezroczyste szkło. Fasada była wykończona w typowym kerońskim stylu. Nad drzwiami wejściowymi widniał gipsowy ornament, przypominający gałązki bluszczu. To tutaj właśnie mieszkała Hermiona Vicenti, według informacji, jakie Septo otrzymał od Józefiny.
Po przekroczeniu progu, Neherisa przywitał lokaj w białej koszuli i czarnej kaszmirowej kamizelce. Głowę miał ogoloną, a twarz jego zdobił gruby wąs, spod którego ledwo widać było wąskie usta.
W czym mogę pomóc? — zapytał i ukłonił się uprzejmie.
Wzrok miał czujny, nie spuszczał go z Septo ani na moment. Kiedy Neheris miał czas mu się przypatrzeć, zauważył że mężczyzna nosi przy pasie krótką szablę schowaną w skórzanej pochwie.
Czy jest panicz umówiony? Nie przypominam sobie, by Panna Vicenti spodziewała się gości. Pańska godność?

Aleja Złotników i Brama Książęca

57
Zastając w własnej szafie taki strój z takim a nie innym wykończeniem dość szybko pożegnał myśli o tym że Heriona puszczała nago kochanków. Postanowił więc przymierzyć. Strój zdawał się odpowiedni do sytuacji w końcu jako przyszła szlachta musiała się reprezentować. Upewnił się że strój dobrze leży. Aby następnie wyruszyć w tą potrzebną podróż. Znów poczuł się jak by nici przeznaczenia trochę go pchały w tym kierunku sprawiło to że czuł się pewnie.
Niestety przybyłem do miasta zaledwie dziś i trochę nie mam czasu na umówienie. Septo Neheris.
Odpowiedział dość dostojnie na pytania lokaja, Oczekując na jego reakcję stonowanym zachowaniem. Septo wyjątkowo poszedł niemal nie uzbrojony zostawił sobie jedynie sztylet. W końcu szedł do bogatej dzielnicy, a i był magiem wiedział jak w razie czego próbować uniknąć kłopotów. Tudzież jakoś się przed nimi bronić. Łuk jednak nie zawsze mu przystoi. Była to w końcu dość typowa broń.
Obrazek

Aleja Złotników i Brama Książęca

58
Lokaj zmierzył Septo podejrzanym wzrokiem i ukłonił się nie znacznie, by zaraz potem odwrócić się na pięcie i zniknąć za jednymi z drzwi. Wrócił za parę chwil, z zupełnie innym wyrazem twarzy, wyraźnie bardziej życzliwym.
Panna Vicenti czeka w salonie. Bardzo proszę za mną. — Ukłonił się, tym razem niżej, i wskazał ręką kierunek.
Wnętrze kamienicy było urządzone w podobnym stylu do dawnej rezydencji Vicentich. Ściany zdobiły liczne obrazy, arrasy i gipsowe, malowane reliefy. Meble wykonane były z wysokiej jakości drewna. Bogate, karmazynowe zasłony i dywany były wizytówką tego domostwa. Hermiona bardzo upodobała sobie ten kolor, bo dominował niemal w każdym z pokojów, jakie Septo było dane zobaczyć.
Pani domu siedziała na obitym skórą fotelu. W ręce trzymała puchar i sączyła z niego czerwony trunek. Ubrana była w gustowną, długą suknię w kolorze głębokiej, oczywiście, czerwieni. Uśmiechnęła się przyjaźnie, zapraszając Septo gestem dłoni.
Mam nadzieję, że strój się podoba — odezwała się jako pierwsza. — Jak widzę, bardzo dobrze leży.
Do pomieszczenia wszedł lokaj. Płynnym krokiem przemierzył pokój, otworzył gablotę, wyciągnął czysty, miedziany puchar i zapytał:
Życzy sobie pan wina? Czerwone? Białe? Słodkie? Wytrawne? Dysponujemy całą gamą smaków winiarni Vicenti.
Rozgość się, Septo. — Wskazała Hermiona na przeciwległy fotel. — Co cię do mnie sprowadza?

Aleja Złotników i Brama Książęca

59
Widząc jak lokaj zniknął na chwilę czekał w końcu wypadało. Kiedy powrócił spokojnie ruszył za nim podziwiając kunsztu budowli. Chyba zwolniło się sporo dobrych budynków. Jednak Septo zdawało się że możliwe że to przez fundusze które jej zwrócił. Cóż tak było lepiej. Pieniądze przychodziły i odchodziły. Za to problemy bywały niezmienne. Dlatego też kiedy ja spostrzegł odpowiedział jej z lekkim uśmiechem.
-Hermiono, bardzo dziękuję za prezent. Leży cudnie ale i idealnie trafiłaś w mój gust.
Ukłonił się nawet dość uniżenie, skoro zasiadała w fotelu i była w własnym domu. Widział że raczej będzie musiał posiedzieć skoro proponują wino jak i miejsce.
-Czerwone, może być wytrawne.
Odpowiedział lokajowi następnie jednak nieco smutniejąc. Wchodząc w dość poważny nastrój. Nie był tu balować.
-Hermiono, jest coś o czym będę musiał z tobą porozmawiać, zgaduję że tobie plaga doskwiera równie mocno co mi?
Powiedział chcąc ją nieco wybadać ale i zaintrygować. W końcu o swoim liście zapewne wie. Jednak skąd nagle słowa o pladze i ta powaga. Sądząc po tym że ród Hermiony prowadził winnicę zapewne jest dla niej plaga bardzo upierdliwa. Zupełnie jak dla rodziny Neherisa. Septo popatrzył jednak na Lokaja jak by chciał go nieco przegonić wzrokiem.
Obrazek

Aleja Złotników i Brama Książęca

60
Oczywiście, już podaję — odparł lokaj.
Mężczyzna zniknął za drzwiami i za chwilę wrócił z metalowym garncem pełnym czerwonego trunku. Napełnił kielich Septo i położył na stole. Odstąpił kilka kroków do tyłu i stanął pod ścianą z rękoma założonymi za plecami.
Gustavie, możesz nas zostawić samych — powiedziała pani domu, widząc niewerbalny przekaz Septo.
Mężczyzna skłonił się i opuścił pokój, zamykając za sobą duże, dwuskrzydłowe drzwi z ciemnego dębu. W salonie pozostała jedynie dwójka rozmówców.
Doskwiera biznesom i stabilności dochodów — odparła krótko i rzeczowo. — Rynek spożywczy podupada, plony są coraz mniejsze, a i nie ma komu pracować, bo choroba odbiera kolejne życia. Dalej szkodzi to mnie i rodzinnym interesom, bo spiżarnie winiarni już dawno opustoszały i skupujemy owoce z Oros i Meriandos po horrendalnych cenach. Nie mówiąc już o tym, że często docierają do Saran Dun przegnite i nie nadające się do przetworzenia. Szukam sposobu na przebranżowienie albo przeniesienie manufaktury w bardziej dogodne miejsce, odległe od problemów Królewskiej Prowincji.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Saran Dun”