Re: Komnaty hrabiego Aravatha D'arzul

16
* * * Ciężkie czasy nastały dla Keronu. Wprawdzie włościaństwo wszelakie czasy trudnymi zwykło w swej praktyce mownej mianować, jednakże sytuacja na dworze królewskim osiągnęła już stan takiej nerwowości, iż miało się wrażenie, że zaraz pęknie jako zszarpana struna instrumentu, którą zwyrodniały rzępoła bezlitośnie w drganie wprawił.

Jakkolwiek położenie niedogodnym się zdawało, przecie powinności w dalszym ciągu wykonywać należało, a któż miał przezwyciężyć ten ambaras jak nie Aravath, urzędnik królewski z długoletnią eksperiencją na swym politycznym sumieniu? Niepomny na milczącą a zbyteczną histerię pałacową dyplomata najspokojniej w świecie wykonywał swe codzienne obowiązki, a przyjąwszy dziś już wszystkich petentów wieczorną porą zasiadł w swych komnatach do mniej oficjalnych zadań, które w rutynę się wpisawszy, w udatnym sprawowaniu przez niego funkcji niezbędne bywały.

Wychodząc z założenia, iże w tej grze wygrywa ten, któren więcej wie aniżeli mniej, zapoznawał się właśnie z raportem spraw bieżących, który jak zawżdy odebrał ze zmówionego uprzednio miejsca. Dawno się ze swym „arcyszpiegiem” nie spotykał, aliści czynił to przeważnie wtedy dopiero, gdy lakoniczne doniesienia potrzebowały uzupełnienia. Kartelusz zaś tym razem tako śpiewał:

A.,
Admonicję racz darować, zwłoka z raportem przez roszady w kręgach mych informatorów.

Ab Iove principium. Gędziec, który na dwór ostatnimi czasy przybył, podejrzanym mi się zdaje. Nie daj się zwieść jego szarmowi, śmiem bowiem przypuszczać, iż z inną jakowąś misją incognito zawitał, gdyż w kręgach bardów nie jest on znany.

W Qerel nasilenie niepokojów, Reynard Vlangrer powrócił do stolicy książęcej prowincji. Możliwa granda.

Qerel ponownie, szpiedzy Aidana z jego siatki brutalnie szlachtowani.

Drobiazg ad extremum. Kapliczka Krinn znaleziona w podziemiach zamku. Wyznawca (wyznawcy?) nieznany. Król niepoinformowany.

Tibi et igni
S.


Takież to zagwozdki otrzymał Avarath do rozwikłania, choć dane w nich zawarte skąpo przez Slytha zostały przedstawione. Podczas gdy pierwsze dość ważkimi się jawiły, ostatnia wiadomostka stanowiła jak gdyby deser na dobitkę, który niczym bretnal wbije się w pierś władcy, gdy dojdzie do jego uszu w porę nierozwiązany. W gestii dyplomaty leżało teraz, cóż z przedstawionymi faktami zamierzy dalej poczynić.
Obrazek

Re: Komnaty hrabiego Aravatha D'arzul

17
Kolejny dzień pracy Aravatha zbliżał się ku końcowi, choć im późniejsza godzina, tym czas zdawał się hrabiemu płynąć wolniej i wolniej. Być może jakiś sprytny czarownik spowalniał jego upływ, pozwalając dyplomacie dopiąć na ostatni guzik wszystkie sprawy, a może to tylko rutyna, którą bujna wyobraźnia próbowała jakoś usprawiedliwić? Nie miało to większego znaczenia, bowiem przed wypoczynkiem królewski urzędnik miał do załatwienia najlżejszą robotę i wolał się skupić właśnie na niej, niźli na abstrakcyjnych kontemplacjach.

Zapaliwszy fajkę i zasiadłszy na krześle w swojej kancelarii, ówcześnie odprawiając dla świętego spokoju służbę, zabrał się za czytanie korespondencji. Na sam koniec zostawił sobie raport od informatora. Często przymykał oko na małe opóźnienia w składaniu meldunków, aczkolwiek Slyth odwdzięczał się mu za to rzetelnym wypełnianiem obowiązków i poważnym podejściem do pracy.

Ponury wyraz twarzy hrabiego idealnie odzwierciedlał przekaz sprawozdania. Jednak nie tak łatwo było wytrącić go z równowagi, zwłaszcza, że ostatnimi czasy podobne wieści stały się dlań chlebem powszednim. Miast wyrywać sobie z głowy resztki włosów, postanowił na szybko przeanalizować każdy problem z osobna. Z pewnością zamierzał zająć się kapliczką Krinn, jako że był na miejscu, a sam ewenement jej istnienia można było rozwiązać bez angażowania w to niepotrzebnych osób. Jeśli dopisze szczęście, król o niczym się nie dowie i obejdzie się bez sensacji czy awantur. Z kolei wydarzenia w Qerel stanowiły już większe zmartwienie. Ani ich, ani zamętu w związku z nową, nieznaną osobistością na zamku, nie dało się załatwić pstryknięciem palca. By w ogóle podjąć jakiekolwiek kroki w tym kierunku, Aravath zamierzał spotkać się z Lordem Havelockiem, Cieniem Korony (de facto przełożonym wszystkich szpiegów Aidana) oraz z Yurayą, królewską doradczynią, specjalistką od tej mniej kolorowej strony polityki.

Póki co, myślami oddalał się co raz bardziej w kierunku łóżka, a był to znak, którego nie mógł zignorować. Na wpół przytomny na pewno nie zbawi świata. Dlatego też po spopieleniu raportu i szybkiej toalecie planował wpełznąć pod pierzynę, by jutro wstać skoro świt i nie narzekać na niewyspanie.
Obrazek

Re: Komnaty hrabiego Aravatha D'arzul

18
Ranek zaś przyniósł wieści od jednego z zauszników Aidana, który przybywszy do komnat Aravatha w godzinach, w których pewien był już, iż dyplomata w pełni się oporządził, zakomunikował mu, iż król najpóźniej jutro spodziewa się przybycia przedstawiciela księcia Jakuba. Dalej przekazywał, iż władca przeprasza, atoli sprawa Varulae nazbyt jego czas teraz absorbuje, tuszy więc, iż Aravath właściwie gościa w imieniu króla podejmie, nazbyt zuchwałe żądania swą niezłomnością stonując, a przy tym zbędnych napięć nie powodując. Oczywista nie brakło też fraz z rodzaju tych, iż król ma pełne zaufanie do Aravatha, do których dyplomata nadto już nawykł, by owe cukrowanie w jakiś sposób go poruszało.

Gdy pośrednik zniknął, tym razem to Aravath posłał swych łączników, by wezwali Lorda Havelocka i Yurayę „do bezzwłocznego przybycia”, do ich zjawienia podejmując tylu petentów, ilu zdoła. Ledwo po dwóch uderzeniach godzinnika czeladź obwieściła, iż szlachetna Yuraya (jakkolwiek zwrot ten przekładał się na rzeczywistość) stawiła się w jego progach, toteż Aravath zamknął przedwcześnie swą kancelarię, wywołując tym samym falę jęków i wyrazy żałości na facjatach niespełnionych petentów.

Yuraya czekając chwilę swym zwyczajem pozwoliła sobie na lekką dezynwolturę w komnatach d’Arzula, częstując się winem z karafki stojącej na dostojnie błyszczącym blacie komnaty reprezentacyjnej. Lord Havelock natomiast nie przybył, toteż Aravath odwrócił się po to ino, by uświadomić sobie, że tenże osobnik jednak przybył, w czym nie przeszkadzał szpiegowi fakt, iż nikt nie widział, jakoby wchodził do pomieszczenia. Inną kwestią było też to, że przecie niezależnie tę dwójkę do siebie wzywał, konkretnej pory ni godziny nie podając, co snadź nie wadziło Lordowi w idealnym zsynchronizowaniu swego zjawienia się z Yurayą.

- A więc? – królewska doradczyni uniosła brew, doskonale wiedząc, iż nie zaczyna się zdania od „a więc”, z kolei niepomny na konwenanse Havelock miłczał, choć swym kostycznym wyrazem na licu dobitnie dał do zrozumienia, iż owszem, „bezzwłoczne przybycie” do zamkowych pieleszy Aravatha przysporzyło mu nieco subiekcji.
Obrazek

Re: Komnaty hrabiego Aravatha D'arzul

19
Aravath wybudził się ze snu na kilka chwil przed wschodem Słońca. Zanim jednak wstał z łóżka, przez kwadrans leżał jeszcze pod pierzyną i rozmyślał o masie nowych problemów, którymi będzie się musiał zająć. Wydawało mu się, że z dnia na dzień mnoży się ich co raz więcej. Trudno mu było ocenić skąd one wszystkie się biorą i czy naprawdę nie ma kogoś innego, kto mógłby rozwiązać chociaż małą część z nich. Napięta sytuacja w Qerel, bałagan w Ujściu, niepokój na wschodzie, kłopoty z kerońskimi spichlerzami – to tylko wierzchołek góry lodowej...

Hrabia zastanawiał się, czy nie jest już na takie zabawy za stary. Lubił swoją pracę nawet wtedy, gdy pod koniec dnia ledwo stał na nogach. Niewiele rzeczy dawało mu taką satysfakcję. Dużo starsi od niego trzymali się jeszcze na stanowiskach, więc dlaczego nie on? Nie chciał szukać wymówek, acz z drugiej strony nie mógł pozwolić sobie na zaniedbywanie własnego zdrowia. Zdarzało się, iż odczuwał dziwną niemoc lub osłabienie, co mogło być skutkiem otrucia w przeszłości, z którego nigdy do końca się nie wyleczył.

Karcąc się w myślach za marnowanie czasu na bezsensowne gdybanie, przeciągnął się lekko, oporządził i ubrał. Nie czekając dłużej, udał się do swojego gabinetu, gdzie czekała na niego służba. Aravath wyznaczył wszystkim zadania: elfka miała zająć się przygotowaniem śniadania (czego nawet nie trzeba było jej mówić, bo robiła to codziennie), kupiec został oddelegowany do pomocy w kancelarii hrabiego Rhaetyra, a młody Butch miał otrzymać zadanie specjalne.

— Posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie. Przejdziesz się po karczmach w Dolnym Mieście i poszukasz kilku robotników specjalizujących się w rozbiórce i wyburzaniu. Powiesz im, że na zamku czeka na nich robota, za którą dostaną dniówkę z góry oraz dodatkową gratyfikację w wysokości sześćdziesięciu gryfów od łebka, jeśli wykażą się kompetencją. Możesz powołać się na moje nazwisko, jeśli nie będzie chętnych. Przyprowadź mi ich na dziedziniec w południe. Zrozumiałeś? To w takim razie zmykaj, już! — Klepnął go po ramieniu, sugerując, by się pośpieszył. W ostatnim momencie przypomniał sobie o czymś jeszcze, co wypadło mu z głowy kilka dni temu. — Jeszcze jedno, Butch. Od następnego tygodnia będziesz pobierał lekcje u nadwornego fechmistrza. Najwyższa pora, by cię ktoś przyuczył machania mieczem — stwierdził, zakręcając swoje wąsiska i uśmiechając się ciepło.

Po śniadaniu, zanim jeszcze Aravath otworzył swoją kancelarię, sporządził dwa malutkie pisemka. Jedno miało charakter typowego upoważnienia, natomiast drugie zawierało tylko kilka słów: "Z podziemi łatwo jest trafić do lochów..." Hrabia miał w planach przekazać je najmłodszemu ze swojej służby, kiedy rzecz jasna ponownie się z nim zobaczy i wyjaśni mu, do czego owe dokumenty mu się przydadzą. Pierwszy ze świstków został opatrzony pieczęcią, a drugi zwykłym, czystym stemplem, z wiadomych przyczyn.

Do spotkania z Yurayą i Havelockiem, dyplomata zdążył przyjąć niewielu petentów, chociaż był zadowolony z tej odmiany. Naturalnie rzecz jasna planował ich podjąć w komnacie reprezentacyjnej, aczkolwiek nie przewidział, że oboje zjawią się w tym samym czasie. Havelock jak zwykle wykazał się przy tym wielką awersją do drzwi, a doradczyni królewska nie omieszkała spróbować wina. Do obu tych rzeczy Aravath był już na szczęście przyzwyczajony. Z wdzięczności za szybkie przybycie, przeszedł od razu do meritum.

— A więc Qerel. Co się tam dzieje? Kiedy udało się tej żmii Vlangrerowi z powrotem wypłynąć na powierzchnię? Cóż to za wysłannik Jakuba ma do nas zawitać? Jaki jest powód jego wizyty? I kim u diabła jest ten nowy grajek na zamku? Czy możecie odnieść się do tych kwestii i wyklarować sytuację? — hrabia przerwał lawinę pytań, wziął głębszy oddech i powolutku wypuścił powietrze z płuc. Nie był ani zdenerwowany, ani zniecierpliwiony, chociaż specjalnie zabarwił ton swego głosu w taki sposób, by dać odbiorcom do zrozumienia, że to nie czas na mitręgę lub żarty.
Obrazek

Re: Komnaty hrabiego Aravatha D'arzul

20
Owych adresatów najwyraźniej krotochwile się w tych czasach się nie imały, a samą kanonadę słów Hrabiego przyjęli w milczeniu. Atmosfera zabarwiła się natomiast nutą złośliwości i bynajmniej nie za sprawą instrumentu enigmatycznego trubadura, otóż bowiem stała się rzecz zgoła niespodziana. Jeśli sposób bycia Lorda Havelocka i fakt jego ignorancji wejść do pomieszczeń zżymał niekiedy Aravatha, oczekiwany dzień pomsty finalnie nastąpił.

Usłyszawszy, iż dyplomata upodobał sobie akurat o Qerel indagować, wnet prysła cała nonszalancja szpiega, spełzł jego wszechwiedzący półuśmieszek z oblicza, wargi jak gdyby zwężały w kurczowym ścisku, a lico mrocznej, owianej ponurymi plotkami postaci… pokraśniało?
Nie, Hrabia nie musiał się wcale wyzłośliwiać. Od tego miał Yurayę.

- Zjadłeś dziś coś niestrawnego, Havelocku? – zapytała tak niewinnie, iż jad sączący się z wypowiedzi wręcz spływał na kosztowny dywan komnaty reprezentacyjnej. – Czy może po prostu nie pochwaliłeś się jeszcze, jak ostatnimi czasy umiejętnie rozpracowałeś ruch oporu w Qerel?
- Działam na wszystkich możliwych frontach, a pali się wzdłuż i wszerz królestwa. Wszystkie siły pochłonęło mi Varulae, zaś rozwiązanie problemu Qerel to tylko kwestia czasu, którego ostatnio miałem za mało – próbował eksplikować Lord Havelock, bardzo nieskutecznie należy dodać, bowiem Yuraya dalej poczyniała sobie urągowisko z jego persony.
- A widzisz, Vlangrer z kolei miał go na tyle dużo, by odesłać królowi twego - jak go tam zwałeś? - „najprzebieglejszego szpiega w tamtych stronach”, w kawałkach na dodatek, coby łatwiej było przewieźć jego zewłok.

Havelock spurpurowiał jeszcze bardziej i milczał – cóż, trafiła wreszcie szpiclowska kosa na podobny sobie kamień, a łacno było wyimaginować sobie, jak po czymś takim musiała wyglądać jego rozmowa z królem. Zadzierzysta doradczyni dała mu wreszcie pokój, choć ani chybi nie z miłosierdzia, a pragmatyzmu, czas bowiem nieubłaganie uciekał.

- Ad rem. Od jakiegoś czasu docierały do nas wieści o nasileniu antyrojalistycznych nastrojów w książęcej prowincji, które zbagatelizowaliśmy - wszak zawżdy tak bywa, gdy wybucha jakiś konflikt zbrojny. Szkopuł w tym, że te całe niepokoje to wcale nie taka bezładna masa, jak nam się początkowo wydawało, a coraz skuteczniej zorganizowany ruch oporu, na czele którego stoi nasz stary druh. Wszyscy zdążyliśmy zabyć istnienie Vranglera, a tu proszę, po tylu latach okazuje się, że gad przemierzły nie tylko nie wyzionął ducha, lecz na dodatek uczynił powrót w wielkim stylu do Qerel.
- Zaprzaniec przez te wszystkie lata ukrywał się na Archipelagu – wtrącił Lord Havelock.
- Niezwykle użyteczna dygresja, Havelocku, i jakże w czas pozyskana informacja – przypiekła mu Yuraya, wracając do rozpoczętego wątku. – Reasumując, mamy podejrzenie nadchodzącego buntu, rokoszu, przewrotu, rewolty – mniejsza jak to zwać. W końcu najprościej za wszystkie bieżące klęski, wliczając w to nawet klimat, obwinić Aidana. Sama sytuacja sprzyja potencjalnym rotacjom na tronie, które co gorsza miałyby miejsce za powszechnym przyzwoleniem społecznym. Umieszczenie korony na skroni Jakuba miast wichrzyciela Aidana, co to zamach niby zlecił na barona Varulae niektórzy poczytują wręcz za złoty środek na zakończenie wojny.

- Natomiast o tym, z jakimi żądaniami przybędzie do nas dyplomata Jakuba, przekonamy się wkrótce, najpewniej od ciebie – przejął mównicę Lord Havelock. – Oficjalnie Jakub na rozkaz Aidana potępił działania Vlangrera, jednakże poza naszym wejrzeniem pozostaje na razie wiedza, jak się ta sprawa w rzeczywistości miewa w ichnich kuluarach.

Pytanie o grajka jak gdyby umknęło dygnitarzom królewskim, przytłoczone chwilowo przez kwestię Qerel ciężarem swej wagi ino wojnie z Varulae ustępującą.
Obrazek

Re: Komnaty hrabiego Aravatha D'arzul

21
Hrabia D'arzul słuchał uważnie tego, co mają mu do powiedzenia zarówno Yuraya, jak i Havelock. Nie spodziewał się jednak, że dostanie tak niewiele informacji, a w rekompensacie tak dużo jadu. W gruncie rzeczy zignorował przekomarzanki i jędzowatość królewskiej doradczyni, bo nie spodziewał się cudownego uzdrowienia jej paskudnego charakteru, a i rzadko kiedy można było ujrzeć Mistrza Szpiegów z twarzą w kolorze dojrzałego pomidorka. Aravath momentami miał nawet ochotę uśmiechnąć się kącikami ust, trochę z politowania, a trochę z powodu męskiej solidarności, ale ostatecznie wygrał profesjonalizm, którym kierował się w swoim zawodzie.

— Dość już tych słownych przytyków. Widzę, że nie tylko wewnątrz kraju nam się pali, ale i na granicy. Skoro już poruszyliście ten temat, to jak mają się sprawy na południu? Co z Ujściem, kerońską armią, orkami? I jak to jest z samym przeciwnikiem? Walczymy z Varulae czy z całym Urk-hun? — hrabia zasypał swoich rozmówców kolejną serią pytań, tym razem niezwiązanych z głównym tematem spotkania, acz równie istotnych.

Siwowłosy dyplomata najchętniej dokonałby teraz magicznej multiplikacji swego ciała i umysłu, aby w jednym momencie być w stanie rozpracować kilka problemów dręczących obecnie Keron, chociaż był w pełni świadomy, iż nigdy takich zdolności nie posiadał i prawdopodobnie nigdy nie posiądzie. Zamiast tego, cierpliwie czekał na odpowiedź gości, by po chwili znów dorzucić coś od siebie.

— Odłóżmy Qerel na bok, bo dopóki nie porozmawiam z tym całym rzecznikiem Jakuba, to nic odkrywczego w tej kwestii żadne z nas już nie przedstawi. Do omówienia pozostaje chyba tylko nowy muzykus dworski, co się ostatnio na zamku pojawił. Czy wiecie kim ten szanowny bard jest i czy nie truje właśnie zupy naszemu kochanemu królowi? Sprawdził go ktoś? — Aravath wstał i pozwolił sobie odejść na moment od dwójki zebranych, by zza kotary poprosić długouchą służkę o napar z ziół. Tak swoją drogą, to wybitnie ziołowy był nasz hrabia. Od fajki, poprzez różne wywary i napitki, kończąc na... nie, surowych ziół nie jadał. Pewnie dlatego, bo były raczej mało sycące. Szybciutko powrócił do dysputantów, by nie wykazać się brakiem kultury, a następnie z powrotem zamienił się w słuch.
Obrazek

Re: Komnaty hrabiego Aravatha D'arzul

22
Dwór królewski zapewne takoż ubolewał nad faktem, iż multiplikacja Hrabiego nie jest możliwa – zaiste w tych czasach mnogość Aravathów wielce wskazaną by była. Co zaś tyczy się Lorda Havelocka, z dostrzegalną wdzięcznością przyjął zmianę tematu i chwilowe zmitygowanie języka Yurayi przez dyplomatę, o czym świadczyło jego oblicze, które de novo studziło otoczenie swą niewzruszalną bladością.

- Na południu bez zmian – odparł arcyszpieg. – Wygląda na to, że ten ukartowany casus belli w postaci morderstwa Zummala jest wystarczającym pretekstem do przekroczenia granicy tylko dla Varulae. Ujście tonie w zamieszkach, chwilowo muszą jednak radzić sobie sami. Wojska kerońskie, najemne i zakonne formują się kilkanaście kilometrów za Oros, na co zieloni nie pozostają obojętni, bowiem zmieniają swój szyk i ustawiają się dokładnie w stronę naszych sił. Czas już wkrótce pokaże, jak rozstrzygnie się ta patowa sytuacja.

Natomiast inkryminacje, jakoby grajek pozostawał poza zainteresowaniem zamkowych speców od inwigilacji chyba nieco ubodły mistrza szpiegów, co dało się poznać po tonie, którym wypowiadał pierwsze zdania responsu. Rychło jednak zreflektował się, najwyraźniej przypominając sobie, iż to przecież Hrabia uciszył królewską doradczynię, a wróg mojego wroga moim przyjacielem, przeto z Aravathem łączyły go w tym momencie niezwykle przyjazne stosunki.

- Właśnie truje, ale ino rzyć królewskim dostojnikom w sprawie szczegółów występu na raucie, który przypuszczalnie wydarzy się po przybyciu Jakubowego dyplomaty. Wszak prócz spodziewanego wysłannika już teraz gościmy na zamku znaczące persony zarówno z Oros, jak i Srebrnego Fortu. A odnośnie naszego muzykalnego ptaszka to ćwierkać i pobrzękiwać na strunach umie, acz tolerujemy go jeszcze na zamku z tej tylko przyczyny, iż ciekawi nas, kto tu do nas przysłał tego nicponia. Stąd suponujesz zapewne, i słusznie dodam, że typek pod ciągłą obserwacją się znajduje.
- Pewnie pracuje dla Baronii, w końcu to tak nieoczywiste – skrzywiła swe piękne usteczka Yuraya.
- Pewne to wcale nie jest, lecz bez wątpienia prawdopodobne. Tym baczniej strzec będziemy również dyplomaty Jakuba, w razie gdyby grajkowi zachciało się z nim układać bądź na jego żywot czyhać. A gdy już złapiemy bardzika in flagranti bądź znudzi nas wreszcie ta gierka ani chybi pozwolimy spełnić się muzykowi jako źródło informacji w zamkowych lochach. Na razie niczego nie kombinował i zachowywał się tak, jak na wzorcowego rzępołę przystało.

W pewnym sensie całkiem zabawnym mogło zdawać się to, że żadne z nich nawet nie brało pod uwagę innej możliwości. Mianowicie takiej, że muzyk ten dla nikogo nie pracuje, a przybył jeno jak wielu mu podobnych zdobyć sławę muzyczną na dworze królewskim. Cóż, w tym mętliku nie pozostawiały wątpliwości tylko dwie rzeczy – to, że wiele niewiadomych stało przed Hrabią do rozsupłania oraz fakt, że po tym wszystkim ani chybi potrzebny mu będzie długi i pozbawiony trosk wczas, co uświadomił sobie z wdzięcznością przyjmując przyniesiony przez elfkę napar z ziół.
Obrazek

Re: Komnaty hrabiego Aravatha D'arzul

23
Chcąc nie chcąc, Aravath notował sobie w głowie każdą drobnostkę odnośnie konfliktu zbrojnego na granicy Keronu. Od dawna wiedział, że to informacja rządzi światem i lepiej wiedzieć, niż nie wiedzieć, nawet jeśli kwestie Ujścia nie były priorytetem na tym spotkaniu. Tak naprawdę w ogóle nie miały być przedmiotem dyskusji, jednak rozsądny dyplomata zawsze wykorzystuje nadarzające się okazje, by dowiedzieć się czegoś nowego. Nie inaczej było w przypadku hrabiego, który poświęcił swojej pracy znaczną część swojego życia. Chociaż nigdy nie przeceniał swoich sił jeśli chodzi o politykę, to mimo wszystko miał jakieś poczucie własnej wartości i wiedział, że zdolności oraz uporu nigdy mu nie brakowało. Stąd po części brała się jego skuteczność w tej dziedzinie życia.

Havelock z kolei mógł się dąsać zarówno na niego, jak i na Yurayę, ale to własnie D'arzul miał więcej powodów, by srogo marszczyć brwi patrząc na Mistrza Szpiegów. Wszak o nowym grajku dowiedział się od osoby, która nie była związana z królewskim dworem w żaden sposób. Raz jeszcze hrabia w duchu podziękował sobie za osobistą siatkę informatorów, która nie raz uratowała mu rzyć, w przenośni, jak i dosłownie.

Kilka słów o obgadywanym muzykusie nieco uspokoiło dyplomatę. Nawet jeśli podejrzany faktycznie coś knuje, nie zdąży zrealizować swoich niecnych planów, o ile rzecz jasna ktoś nie spartaczy roboty tak jak to stało się w Qerel. Istniała oczywiście i taka możliwość, że bard nie jest nikim szczególnym i zwyczajnie zjawił się w Saran Dun z powodów, dla których zjeżdżają się tu inni artyści. Przyjęcie tej opcji za pewnik byłoby jednak wyjątkowo nieprofesjonalne ze strony hrabiego. On sam nie zakładał absolutnie niczego, lecz z doświadczenia skłaniał się bardziej ku mniej pozytywnym alternatywom, dzięki czemu w razie potrzeby będzie w stanie w porę zareagować. Co prawda zbyt duże skupienie uwagi na jednym problemie mogłoby doprowadzić do zaniedbania innych, niemniej i z tym królewski dostojnik umiał sobie radzić. Umiejętne zarządzanie zasobami ludzkimi i podzielność uwagi to tylko niektóre z jego licznych atutów.

— W takim razie, lżej mi z wiedzą, iż nie na wszystko jeszcze w tym zamku przymykane jest oko. Bardzo dziękuję, że stawiliście się tak prędko w moich komnatach. W razie gdybyście mnie potrzebowali, na pewno szybko mnie znajdziecie. No, ale nie trzymam was już dłużej. Możecie wracać do pracy — Aravath pożegnał swoich gości, odprowadzając ich do wyjścia (tym razem pilnując Havelocka, by mógł zapoznać się z funkcjonowaniem drzwi oraz klamki). Nie kryjąc wdzięczności, z uśmiechem przyjął ziołowy napar od elfki. Mając jeszcze trochę czasu przed południem, zamierzał dodatkowo przyjąć kilku solicytatorów, a następnie udać się na dziedziniec, aby o ustalonej porze spotkać się z Butchem.
Obrazek

Re: Komnaty hrabiego Aravatha D'arzul

24
Wśród licznych osiągnięć Hrabiego D’arzul znajdowało się jeszcze jedno, nieco skromniejsze niźli jego słynne wyczyny dyplomatyczne. Otóż sukces ten polegał na tym, iż jako jedna z nielicznych person w całej Herbii mógł spokojnie rzec do Lorda Havelocka „możesz wracać do pracy”, wiedząc, iż tej samej nocy nie usłyszy „nie możesz wracać do życia” wypowiedzianych w pewnych bardzo niesprzyjających życiowo okolicznościach.

Po krótkim, acz niezbyt czułym pożegnaniu z członkami Małej Rady pojawienie się jego osoby w poczekalni dla petentów wywołało prawdziwą euforię, której pogłos ani chybi niósł się przez kilka pobliskich komnat. Smutna puenta tego niezbyt porywającego fragmentu historii polegała na tym, iż pierwsza z przyjmowanych męczydusz, przez Aravatha zwanych kurtuazyjnie solicytatorami, utknęła w jego gabinecie na godzinę, wywołując tym samym prawdziwe odium ze strony reszty petentów. A kiedy wreszcie nadzieja na zmniejszenie się kolejki ponownie wezbrała po wyjściu znienawidzonego marudy, wówczas sam Hrabia bezwzględnie obwieścił koniec przyjęć, co spowodowało jeszcze głośniejszy jęk zawodu aniżeli uprzednie uniesienie powodowane jego powrotem. Taka kolej rzeczy - takie same katusze w urzędach przechodzi się bez względu na czasy.

Pora na wyjście była jednak akuratna – dziesięć minut przed dwunastą Hrabia już kroczył sobie znanym skrótem, który drogę na dziedziniec czynił dwa razy krótszą. Minąwszy ostatnią archiwoltę, dokładnie z pierwszym wybiciem godzinnika poczuł pod stopami bruk dziedzińca, który regulaminowo odśnieżono, atoli niezbyt regulaminowo zamienił się w zwilgłą chlapę. Nic to, szczęśnie Butch z oddali machał już ręką z radosnym okrzykiem „Panie Hrabio”, zaś stojąca za nim trójka jegomościów oddawała się na oko niezbyt górnolotnej konwersacji. Punktualność godna podziwu, snadź obietnica lekcji u nadwornego mistrza fechtunku uczyniła z pętaka prawdziwego mężczyznę jeszcze nim choć uchwycił miecz w dłoń.
Obrazek

Re: Komnaty hrabiego Aravatha D'arzul

25
* * * - Dziadzia-dobra porada znany także jako hrabia Rhaetyr nie żyje. – Subtelna jak zawżdy Yuraya, czarny kruk pałacowych wieści, z sobie charakterystycznym wyczuciem oznajmiła sensację Aravathowi. – Krinn wie, co mu się naprawdę przygodziło, ponoć serce przystanęło, co niby winno nie dziwić w tym jego nadmiarze chorób. Havelock musi ruszyć swe wtyki u bóstw, by się wywiedzieć.

Pomyślałby kto po tonie głosu, iże w ogóle jej ta nowinka nie wzruszyła, lecz Hrabia swoje wiedział – palce nerwowo stukające w blat stołu komnaty reprezentacyjnej demaskowały wewnętrzne poruszenie królewskiej doradczyni, poza tym nawet nie poczęstowała się nonszalancko winem. Nigdy dość problemów w tej pałacowej branży, mieczy Damoklesa więcej tu niźli bitewnego oręża. Ledwo co zima wydała swe ostatnie tchnienie, a tu miast poprawy nowe kłopoty inkorporowały stare, bowiem wiosenny medykament przyniósł jeno paliatywne działanie. Brak było pożywienia i jego ostatnie zapasy zawłaszczało wojsko, teraz czekać, aż lud wyjdzie na ulice, a Keron pogrąży się w rokoszach i tumultach. Te rozłamy wewnętrzne nie sprzyjały napięciom zewnętrznym, lecz cóż czynić, gdy sam Jakub odmówił stolicy dzielenia się żywnością, choć owoców morza u niego pod dostatkiem. Wszak rzekomo wystarczają tylko na potrzeby mieszkańców Qerel. Stan Skarbca również pozostawiał wiele do życzenia, toteż zwykłe kupno zboża przysparzało niemożliwych trudności.

W związku z powyższym król Aidan oczekiwał od Małej Rady jakiegoś nadzwyczajnego rozwiązania. I śmierć hrabiego Rhaetyra ani chybi do takowego się zaliczała, szkoda tylko, że chyba nie o ten rodzaj siurpryzy monarsze chodziło.
Obrazek

Re: Komnaty hrabiego Aravatha D'arzul

26
— Doprawdy? Niesłychane! A powiedz mi no, jak tam twoje lekcje fechtunku, Butch? — Aravath zapytał swojego rozmówcę, który od dobrych kilku minut przeszkadzał mu w pracy. Ostatnimi czasy, z powodu natłoku obowiązków, hrabia często musiał przeganiać urwisa, nie mogąc poświęcić mu zbyt dużo uwagi. Chłopiec odchodził wtedy, nieco przygaszony, ale zanim wąsaty dyplomata zdążył pomyśleć o chwili odpoczynku, młodzieniec wracał go nagabywać. Sytuacje te powtarzały się regularnie, aż po dzisiejszy dzień, w którym to wytrwałość starszego jegomościa przegrała z determinacją podopiecznego. — Żebyś jeszcze chociaż do rachunków i czytania się przyłożył, tak jak do wywijania mieczem, to może by coś z ciebie wyrosło! — rzekł tylko na odchodne, kiedy Butch w biegu opuszczał komnaty Hrabiego, przypominając sobie o pewnym obiekcie zainteresowań, który niedawno wpadł mu w oko i który za kwadrans miał opuszczać pałac, by razem z rodziną powrócić do Irios. Ach, smarkateria i te ich pierwsze miłostki...

Drzwi nie zdążyły się jeszcze zamknąć, kiedy ich próg przekroczyła Yuraya. Doradczyni miała w zwyczaju zapowiadać każdą wizytę, lecz kilkukrotnie już zdarzyło jej się pojawić bez uprzedniej notyfikacji, przynosząc przy tym ponure wieści. Z tego też powodu, Aravath od razu wiedział, że do kotła z problemami maści wszelakiej będzie musiał dorzucić kolejny.

Zaprosiwszy gościa wgłąb komnaty reprezentacyjnej i zaoferowawszy wino, hrabia niezwłocznie odpalił fajkę, przygotowując się na coś, czego usłyszeć wcale nie chciał. Po prawdzie spodziewał się wielu innych, gorszych rzeczy, niż śmierć Rhaetyra, ale i na to nie potrafił zareagować obojętnie, choć z przyzwyczajenia i po części zmęczenia nie dał po sobie niczego poznać, przynajmniej na samym początku. Długo milczał, wystawiając na próbę cierpliwość Yurayi. W końcu podszedł do jednego z olbrzymich, przeszklonych okien, mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem, zanim wyrzucił z siebie kilka słów, których nigdy nie wypowiedziałby w innych okolicznościach.

— Słowo daję, już zaczynałem podejrzewać tego tetryka o fizyczną atanazję. Lepszego momentu, by umrzeć, ewidentnie nie było... — burknął, odwracając się przodem do doradczyni. Hrabia D'arzul porzucał dworską etykietę jeno od wielkiego dzwonu, aczkolwiek kiedy tak się działo, nawet najbardziej ograniczony umysłowo człowiek miał świadomość, iż wyprowadzenie nobila z równowagi w tym momencie, to proszenie się o katastrofę. Po samym głosie Aravatha ciężko było ocenić, czy faktycznie ma za złe innemu szlachcicowi, że odszedł z tego świata. Jednakowoż, Yuraya dobrze wiedziała, że te dwa gorzkie zdania nic tak naprawdę nie znaczyły. Siwowłosy dyplomata wyrażał w ten sposób niezadowolenie w obliczu tego niefortunnego zbiegu okoliczności oraz bezsilność wobec losu i jego knowań. — Wiele potrafię uczynić, ale do życia przywracać nie umiem. Przeczucie nadto zdradza mi, że pragniesz podzielić się ze mną czymś jeszcze. — Przemieścił się w stronę kobiety, z odrobinę łagodniejszym wyrazem twarzy, niż zwykle. Głos także miał spokojniejszy. Chłodną głowę posiadał z natury, a z emocjami radził sobie w mgnieniu oka, choćby i w niewiarygodnie skrajnych warunkach. Ponad to, był osobą praktyczną, z ogromnym szacunkiem do czasu. Nie przepadał za jego marnowaniem, toteż przeszedł do konkretów kiedy tylko wyczuł w członkini Małej Rady dozę niepokoju i zafrasowania, których źródłem niekoniecznie musiała być śmierć Sekretarza Korony.
Obrazek

Re: Komnaty hrabiego Aravatha D'arzul

27
Lubo intuicja Hrabiego podpowiadała mu, iże coś jeszcze frasuje wewnętrznie Yurayę, niekoniecznie pałacowa intrygantka zrazu skora była do podzielenia się owym źródłem alteracji z Aravathem. Wahanie swe skryła pod woalką łyku wina, na które chętnie przystała, gdy podle zasad królewskiego poloru keroński dyplomata jej zaoferował. To była jeno sekunda, efemeryczna chwila, lecz wystarczyło to Hrabiemu - personie o bogatej eksperiencji i wręcz magicznych zdolnościach - by dostrzec niezauważalną dla innych wewnętrzną rozterkę, a może niepewność co do osoby Aravatha. Nie ufała mu? Czy coś do ukrycia miała? W tych trudnych czasach, w których Keron zawisł inter spem et metum, nawet sojusznika nie można było być pewnym.

- Dziś wieczorem wystawią Rhaetyra w kaplicy pałacowej, natomiast ceremoniał funeralny rozpocznie się jutro z rana. Nie wątpię, że egzekwie przyciągną twoją zainteresowaną duchowym aspektem żywota osobę – rzuciła niewinnie Yuraya, znając doskonale podejście dyplomaty do religii. Na jej oblicze wychynęło kilka kropel potu, pobladła też nieco – czyżby Hrabia wreszcie miał dowiedzieć się, co niepokoi pałacową zołzę? Fortunnie wzięła kolejny łyk wina, dzięki czemu rezolwowała się jednak rozsupłać swój jadowity język.

- Tak między nami to zejście Rhaetyra jest nieco dziwne. Staruszek jeszcze w dniu swojej śmierci, to znaczy wczoraj wezwał do siebie Havelocka i nawet przy tym swoim standardowym skupisku chorób trzymał się niezgorzej. A potem nagle wieczorem znaleźli go martwego przy sekretarzyku, nad stosem papierów i zapaloną świecą. – Yuraya wzięła kilka ciężkich oddechów, jak gdyby mówienie o tym sprawiało jej trudność, a potem przygryzła lekko wargę. – Dziś rano miałam się z nim spotkać, a tu służba informuje mnie, iż hrabiego Rhaetyra nie ma już z nami na tym padole... łez. Mam... – Yuraya znów poczyniła chwilę przerwy na oddech, a w Aravathu pojawiło się nieprzyjemne przeczucie, że coś jest nie tak – ...podej... żżż.. ttt.. al...

Yuraya gwałtownie chwyciła się za gardło, nie mogąc złapać oddechu i strasząc kakofonią dławiących dźwięków. Podjęła próbę podniesienia się z krzesła, lecz zdrętwiałe mięśnie odmówiły jej posłuszeństwa. Miast tego upadła razem z krzesłem na ziemię, a z jej ust wytoczyła się zawartość żołądkowa okrutnie zabarwiona krwią. Źrenice wpierw uległy zwężeniu, a zaraz potem rozszerzeniu, lecz Aravath dostrzegł w tych oczach coś jeszcze – dozę czystego przerażenia. Cała pewność królewskiej doradczyni, cała ta jej efronteria – wszystko to topniało potulnie in articulo mortis, zwinięte na podłodze w paroksyzmie bólu, z dłońmi zastygłymi kurczowo na gardle.

To nie wyglądało dobrze. Hrabiemu przypomniał się pewien podobny i równie nieprzyjemny epizod z jego własnego żywota.
Obrazek

Re: Komnaty hrabiego Aravatha D'arzul

28
— Ależ oczywiście, jak mógłbym nie stawić się na kolejnym pogrzebie, już chyba setnym w tym roku... — Aravath żachnął się, pozwalając sobie na okraszenie wypowiedzi kostyczną ironią, którą oboje z Yurayą tak bardzo miłowali. Hrabia często zastanawiał się, czym mógłby zająć się, gdy dopadnie go matuzalowy wiek. Na myśl przychodziło mu jedynie pisanie persyflaży. Królewska doradczyni z kolei doskonale znała podejście wąsatego dyplomaty do wszelkich religijnych obrządków. Wiedza to była powszechna, iże Hrabia równo honoruje wszystkie rytualne celebra, acz jednocześnie uważa je za stratę czasu, stojącą w opozycji względem praktycznej sfery egzystencji.

Wypaczenie zawodowe Aravatha sprawiło, iż zanim jeszcze dotarła do niego śmierć bliskiego współpracownika, sam jej fakt wymusił na nim intensywne refleksje na temat tego, ile dodatkowych problemów znajdzie się na jego barkach po zejściu ze świata tak ważnej dla Keronu persony. Nie miał pojęcia, co za chwilę miało się wydarzyć. Słysząc znaczące zawahania w głosie powiernicy tajemnic Aidana, Hrabia od razu zaczął podejrzewać, że coś tu jest nie tak, jak być powinno.

— Czy wszystko w porz... — nie dokończył pytania, prędko wychodząc z gorzkiej zadumy. Kiedy tylko do jego uszu dotarły odgłosy wydawane przez dławiącego się gościa, natychmiast ruszył mu na ratunek, choć nie zdążył ocalić przed upadkiem na posadzkę. Serce Hrabiego zaczęło bić nieco szybciej. — Yurayo?! — wypowiedział imię najmłodszej członkini Małej Rady pod wpływem impulsu, łapiąc ją za barki i gorączkowo starając się udzielić jej pomocy. Żaden był z niego konsyliarz, a i widząc w jakim stanie jest kobieta, wiedział, że tylko cud może ją teraz uratować. Umysł Aravatha zaatakowały wspomnienia z przeszłości, ale bezzwłocznie je przegnał, stentorowym okrzykiem godnym krasnoludzkiego psalmisty przywołując do siebie służbę. Głosem nieznoszącym sprzeciwu nakazał kupcowi w te pędy sprowadzić tutaj nadwornego medyka i straż, a następnie powiadomić barona Aldristana oraz gwardię przyboczną władcy. Dla elfki miał natomiast inne zadanie...

— Weź srebrną tacę ze stołu, połóż na niej wino i kielich, przykryj atłasową płachtą, a potem wynieś stąd i ukryj w bezpiecznym miejscu. Im mniej osób zobaczy cię po drodze, tym lepiej. Później wszystko wytłumaczę — zapewnił długouchą, po czym kiwnął głową, by zabrała się do roboty. Dlaczego Hrabia zdecydował się na manewr, za który później może zapłacić głową? Z tych samych powodów, dla których Yuraya z początku nie chciała podzielić się z nim swoimi domniemaniami. Wino było potencjalnie narzędziem zbrodni, jak i ważnym dowodem. Jeżeli to zajście jest efektem większego spisku, brak zaufania do śledczych, którzy prędzej czy później będą oficjalnie weryfikować tą sprawę, to stosunkowo naturalne podejście. Jednej rzeczy trucicielowi nie udało się wyprorokować. Morderstwo w swoich prywatnych komnatach Hrabia potraktował śmiertelnie poważnie, a co ważniejsze, wyjątkowo personalnie. Ani chybi zaangażuje się w odnalezienie winnego tudzież osób współodpowiedzialnych za przeprowadzenie tejże intrygi. W poszukiwaniach będzie niezłomny, a biada temu, kto upór Hrabiego D'arzul ośmieli się poddać próbie ognia, albowiem spadnie nań gniew srogi, niczym karząca prawica samego Turoniona.
* W oczekiwaniu na strażników, Aravath towarzyszył Yurayi w jej ostatnich chwilach, trzymając w lekkim uścisku dłoń damy. Trudno było mu stwierdzić, czy doradczyni już wyzionęła ducha. Brak tętna i zastygłe w bezruchu ciało nie zawsze oznaczały śmierć, chociaż z pewnością nie sugerowały dobrego stanu. Wiedząc, iż podobna okazja się już nie powtórzy i kierując się nieufnością wobec wywiadowców Korony, Hrabia pobieżnie przeszukał nieboszczkę, licząc na znalezienie czegoś, co pomoże mu w dochodzeniu. Był przy tym nadzwyczaj czujny – starał się mieć oczy dookoła głowy, wypatrywał zagrożenia i nasłuchiwał kroków. Zastanawiał się też nad winem, którego spożycie prędko doprowadziło Yurayę do agonalnego stanu. Czy było skażone? Jeżeli tak, to dla kogo zostało przeznaczone? Dyplomata nie wykluczał, iż w pierwotnym zamierzeniu to właśnie on był celem mordercy. Wszystko mogło być również zaplanowane w taki sposób, by to jego wmanewrować w zabójstwo. Wino nie musiało mieć też żadnego znaczenia – być może Yuraya spożyła coś zatrutego już wcześniej, albo napitek miał tylko wywołać gwałtowną reakcję organizmu, pobudzając truciznę do działania i nie był nią sam w sobie. Możliwości było nieskończenie wiele, lecz Hrabia poprzysiągł sobie, że nie spocznie, póki osobiście nie dorwie głupca, który odważył się w tak podły sposób podnieść rękę na Keron...
Obrazek

Re: Komnaty hrabiego Aravatha D'arzul

29
W przeciwieństwie do lorda Havelocka, który zajmował czołowe miejsca w światowych rankingach na najbardziej niewygodne persony Herbii, co implikowało chęć zabicia go przez każde istniejące środowisko w Keronie, pula wrogów hrabiego Aravatha prezentowała się o wiele skromniej, dzięki czemu ustalenie sprawców tego incydentu było całkiem realne. Nolens volens utajony antagonista mógł jednakowoż poważnie zachwiać nieskazitelną reputacją dyplomaty, oddając ją na pochłonięcie pałacowemu lewiatanowi plotek i kalumnii politycznych. Ci, którzy twierdzą, że utrata żywota jest końcem wszystkiego, zapominają, że ludziom pokroju Aravatha może grozić los znacznie gorszy – śmierć cywilna.

W owej kaduczej chwili uznanie należało się szlachcicowi za przytomność umysłu, która podszeptywała słuszne kroki, takoż i wiernej służbie, która w mig połapawszy się w powadze sytuacji, nie zadając pytań spełniała nadzwyczajne ordynanse hrabiego szybciej niźli sługi samego Sulona. Oczekując na pierwszych wezwanych, Aravath dokonał czegoś, na co w inszych okolicznościach bon ton niewątpliwie by mu nie pozwolił – mianowicie nie dość, że przeszukał umierającą damę, to jeszcze bez obecności przyzwoitki. I to skutecznie, bowiem w jednej z modnych ostatnimi czasy kieszonek w sukni udało mu się znaleźć dwa kartelusze.
1. Na jednym świstku znajdowała się dzisiejsza data, godzina ósma wieczorem oraz niewielki szkic przedstawiający lokalizację jednej z komnat w południowym skrzydle zamku.
2.Zawartość drugiej kartki obfitowała w statystyki – przy nazwach kerońskich regionów dopisano liczbę zamieszkującego tam chłopstwa. Pozycje z listy o najwyższej liczbie zakreślono w kółko, okraszając je na marginesie dopiskami – nazwiskami, a chybkie opatrzenie wzrokiem wystarczyło, by zmiarkować, że owe miana należały do najmożniejszych rodów Keronu.

Tyle na razie podpowiedziało hrabiemu pobieżne spojrzenie w papiery, bowiem na bardziej szczegółową indagację w tej chwili już nie miał czasu. Oto bowiem chwilę później usłyszał pospieszne kroki, za którymi nastąpił ekspresywny trzask, oczy zasię przesłały informację, że do środka wartko wbiegł, bezprecedensowo otworzywszy dźwierza, zamkowy medyk ze swym pomocnikiem. Aravath poczuł się nieco zignorowany, gdy tamci, ujrzawszy katatoniczkę, jej ino atencję poświęcili, hrabiemu wskazując gestem dłoni, by się odsunął.
- Co się konkretnie stało? – zapytał eskulap, i nie czekając na respons szlachcica przystąpił do działania. Z torby wyciągnął węgiel i obaj poczęli go w misach rozkruszać, zaraz mieszając go z płynną substancją. Takoż rychło w odmętach materiału odnalazł lejek, który przyłożył do skrwawionych ust schorzałej.
- Podawaj nieprzerwanie, choćby zwracała – rzucił do swego asystenta, który posłusznie wykonał polecenie. Oby nie było za późno...

Tik-tak. Tik-tak. Minęło nieco ponad pięć minut od feralnego upadku Yurayi, a hrabiemu zdawało się, jakby przeleciały co najmniej dni, jak nie tygodnie. Kupca dalej nie było, powróciła natomiast elfka i z niemym przerażeniem wpatrywała się w rozpaczliwe próby uratowania królewskiej doradczyni. Aravath znów usłyszał kroki na korytarzu, o znacznie większej intensywności niźli poprzednio, a jego pielesze zaszczyciło tym razem dwóch strażników pałacowych, którzy stanowili swoiste preludium przed prawdziwą i jedyną gwiazdą tego spektaklu.

Do komnaty reprezentacyjnej dostojnie wkroczył osobnik, o którym baron Aldristan z racji swej awersji zwykł wyrażać się nie inaczej niż „ten leszcz”. Gorman Truart, trzydziestopięcioletni kapitan straży pałacowej, rzucił na sprawę nieco światła pochodzącego z idealnie wypolerowanego napierśnika. Najpierw spojrzał na medyków ze wszystkich sił ratujących Yurayę, potem na stojącego nieopodal Aravatha, pokręcił wąsem z namysłu, i wówczas zdało się, jakby w owym czarnowłosym, idealnie przygładzonym czerepie urodziło się genialne rozwiązanie całego problemu.
- Hrabia Aravath D’arzul? – zapytał kabotyn protekcjonalnym tonem, który prosił się o respons „Nie, nieślubna córka Krinn”. – W imieniu Korony jesteś aresztowany.
Obrazek

Re: Komnaty hrabiego Aravatha D'arzul

30
Pula nieprzyjaciół Hrabiego D'arzul rzeczywiście prezentowała się dość licho, zwłaszcza w porównaniu do Cienia Korony. Dyplomata bowiem nigdy celowo nie szukał z nikim zwady i jeżeli sytuacja na to pozwalała, z każdą z poznanych osób starał się wypracować przynajmniej neutralne stosunki. Rzecz jasna, co jakiś czas natrafiał na serca niepokorne – jednostki całkowicie odporne na próby skonstruowania jakichkolwiek pozytywnych więzi międzyludzkich, gardzące zarówno wyciągniętą doń pomocną dłonią, jak i też osobniki pozornie kierujące się niechęcią do całego świata i wszystkiego, co oddycha. Zdarzali się i tacy, którzy nie przepadali za Aravathem zwyczajnie dlatego, bo mogli. Z kolei bycie prawdziwym wrogiem królewskiego dostojnika to coś, na co nie mógł pozwolić sobie przeciętny obywatel Keronu. Persona aspirująca do tego miana musi dysponować potężnym majątkiem, olbrzymim posłuchem, a w dodatku powinna być odważna i sprytna. W całej Herbii można z powodzeniem znaleźć ludzi bądź nieludzi, którzy spełniają te kryteria, a mimo tego, zapytany o to Hrabia D'arzul nie potrafiłby przypomnieć sobie nikogo, kto ongiś starałby się otwarcie doprowadzić jego polityczne oraz osobiste życie do ruiny.

Niestety, nie był to dla Aravatha najlepszy czas na analizę własnych znajomości. Jego umysł działał sprawnie, pomimo grobowej atmosfery. Pomysł z przeszukaniem Yurayi był co prawda odrobinkę spontaniczny, ale jakże przy tym trafiony! Oba świstki zostały szybko przejrzane przez reprezentanta Korony, który postarał się jak najwięcej z nich zapamiętać, a następnie ukryte w kieszeni. Tymczasem do grona bohaterów tego przedstawienia zdążył dołączyć nadworny medyk. Oddalając się od zausznicy Aidana, Hrabia postanowił kulturalnie udzielić odpowiedzi na postawione mu pytanie, zwięźle relacjonując całe zdarzenie w trzech czy czterech zdaniach. Nie przeszkadzał przy tym pracującym uzdrawiaczom; milczał, przestępując z nogi na nogę, marszcząc brwi i raz po raz rozkładając bezradnie ręce, tylko po to, by zaraz potem ponownie skrzyżować je na piersi. Poruszył się dopiero, gdy wróciła elfka. Podszedł do niej i objął ramieniem jej barki, starając się ją nieco uspokoić. Nie mógł pozwolić, by opanowały ją emocje, ponieważ miał dla niej przygotowane kolejne zadanie...

— Nie potrafię przewidzieć co stanie się w najbliższej przyszłości, dlatego wierzę, że darzysz mnie pełnym zaufaniem i wykonasz to, o co ciebie poproszę. Odszukaj Slytha w jednej z karczm w Górnym Mieście, opowiedz mu o wszystkim, wskaż miejsce ukrycia wina i powierz to. — Wcisnął długouchej kawałki papieru znalezione przy Yurayi. — Przekaż mu, żeby zajął się tym w podskokach, bo za każdą zwłokę możemy zapłacić kolejnym życiem. Udostępniam mu do wykorzystania wszelkie środki, włącznie z tajnym przejściem w ogrodach, w przypadku gdyby planował zakraść się do Pałacu — szepnął, prowadząc elfkę w stronę wyjścia z komnaty. Na koniec przekazał jej, by odnalazła także Butcha i zakazała mu powrotu na Zamek do czasu wyjaśnienia całego zamieszania. Przestrzegając ją, by uważała na siebie i sprawdziwszy czy korytarz jest pusty, rozstał się z nią i udał z powrotem do medyków, aby nie wzbudzać podejrzeń.

Ledwo zdążywszy wypuścić służkę z pomieszczenia, Aravath musiał stawić czoła kolejnemu problemowi. Okazał się nim być nie kto inny, jak Gorman Truart we własnej osobie. Hrabia nie darzył kapitana straży pałacowej zbytnią estymą (zupełnie na odwrót względem poprzednika), mówiąc oględnie. Zasadniczo rzecz biorąc, to nigdy nie sympatyzował z ludźmi, którzy kłócili się z rozsądkiem tak często, jak właśnie Truart. Stąd też kiedy obwieszczono mu, że zostaje zatrzymany, poczuł się jedynie lekko urażony, a nie zdziwiony. Początkowo musiał się mocno hamować przed zasugerowaniem kapitanowi, by dla odmiany przysłużył się społeczeństwu i spróbował zaaresztować swój mózg (za liczne zbrodnie popełniane przeciwko szeroko pojętemu rozumowi), ale ostatecznie zrezygnował, podając w wątpliwość istnienie tego narządu u dowódcy strażników. Miast tego, obdarzył go jedynie ciepłym uśmiechem, nie przerywając obserwowania efektów ratowania Yurayi. Ignorował Truarta na tyle długo, by ubodło to jego dumę, lecz jednocześnie na tyle krótko, by nie mógł zareagować na ten chwilowy brak ogłady dostojnika dworskiego. Jednakowoż, dłuższe udawanie nieistnienia Gormana mogło wyłącznie zaszkodzić Aravathowi, toteż ten ostatni postanowił wreszcie skonfrontować swoje problemy z rzeczywistością.

— Chcesz aresztować mnie? — zapytał, symulując przy tym zdumienie i konsternację. Naraz obrócił się na pięcie i w kilku krokach znalazł się tuż przy strażnikach, świdrując wzrokiem tego w najbardziej świecącej zbroi. Mierzący blisko siedem stóp Hrabia D'arzul spoglądał właśnie z góry na Gormana Truarta, miażdżąc go twardym spojrzeniem, którego nie powstydziłby się żaden z panujących obecnie władców Herbii. — Nie możesz tego zrobić bez okazania pisemnego orzeczenia, ponieważ chroni mnie immunitet. Chyba, że oddam się w ręce prawa dobrowolnie, co jestem gotów uczynić natychmiast, jeżeli tylko przyznasz, iż jesteś świadomy konsekwencji pozbawienia wolności niewinnego urzędnika Korony. — Aravath wyciągnął przed siebie prawicę, ukazując wewnętrzną część dłoni, czym zdradzał, że nie ma nic do ukrycia i jednocześnie jest całkowicie gotowy na doraźny wyrok.
Ostatnio zmieniony 30 gru 2016, 15:30 przez Hrabia Wąs, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Saran Dun”