Komnaty hrabiego Aravatha D'arzul

1

Prywatne komnaty Hrabiego D'arzul znajdują się w południowej części królewskiego zamku, wyremontowanej jeszcze za czasów panowania Augusta II. To właśnie tam zadomowił się Aravath, po dziś dzień okupujący trzy zróżnicowane pod względem rozmiarów izby. Nietrudno trafić do czterech kątów królewskiego dyplomaty. Po przejściu przez drzwi, oczom gościa ukazuje się najpierw komnata reprezentacyjna, na którą składa się gabinet (oddzielony od reszty kotarą), część jadalna oraz przestrzeń wolna, gdzie można usiąść i odpocząć, bądź podziwiać widoki za olbrzymimi, strzelistymi oknami. To tu Hrabia przyjmuje petentów bądź zagranicznych dygnitarzy, tutaj spożywa posiłki z możnymi czy relaksuje się po ciężkim dniu. Przyłączony do niej jest również nieduży taras z balustradami. Oprawa komnaty reprezentacyjnej jest nie tyle surowa, co raczej po prostu skromna. Na ścianach wisi parę dzieł sztuki, gdzieniegdzie walają się jakieś elementy dekoracyjne (z czego znaczną część stanowią rośliny), ale pałacowy złodziej poczułby się w tym miejscu nieswojo. Kontrastuje to delikatnie z bogatym wystrojem architektonicznym tej części zamku, lecz na kaprysy i widzimisię Hrabiego nic poradzić nie można. Tuż przy wyjściu na korytarz znajdują się drzwi do małego pokoiku dla służby, a idąc schodami na piętro można dotrzeć do komnaty sypialnej, do której rzecz jasna, nikt niepowołany nie ma wstępu. Sypialnia Hrabiego nie różni się niczym szczególnym od innych sypialni bogatych szlachciców, jeśli oczywiście pominąć zainstalowaną w podłodze klapę prowadzącą do podziemnego przejścia (z wyjściem w ogrodach pałacowych), dzięki któremu Hrabia może bezpiecznie spotykać się ze swoimi informatorami podczas pobytu w stolicy.

Miejsce to pełni dość istotną rolę w zamku. Bardzo często ktoś przechodzi tędy korytarzem, albo odwiedza samego Aravatha. Wyprawiane są tutaj pomniejsze uczty, a komnata reprezentacyjna może ponad to pełnić funkcję sali narad. Zazwyczaj jest tu dość gwarno, acz miejsce to zamiera i traci na znaczeniu, gdy tylko Hrabia opuszcza zamek.



W sposób najbardziej osobliwy przedstawia się służba, bowiem składa się z byłych niewolników wykupionych na targach w Varulae. Po podarowaniu im wolności, Aravath wrócił z nimi na zamek. Jedną z tych osób była okaleczona leśna elfka. Została przyuczona do pracy przez królewskiego ochmistrza, a teraz dogląda prywatnych komnat Hrabiego, dba o porządek i zajmuje się innymi rzeczami, które wchodzą w skład kompetencji służki. W ramach wdzięczności doszkala swojego pracodawcę w języku elfów. Oprócz niej do służby zalicza się także mężczyzna w kwiecie wieku, z zawodu handlarz, który popadł w długi i skończył ze stalową obrożą na szyi. Wspiera Aravatha w kwestiach finansowych i handlowych, o których on nie ma praktycznie żadnego pojęcia. Ostatnią osobą jest młody, bo siedemnastoletni chłopak, który przypomina Hrabiemu jego samego za czasów, kiedy jeszcze nie miał siwych włosów i tylu zmarszczek. Nazwanie go podstarzałym paziem byłoby w tym wypadku stosunkowo trafne. Siedemnastolatek jest typowym chłopcem na posyłki i może wykonać w zasadzie każdą robotę. Nie jest za to najbystrzejszym młodzikiem i cierpi na zanik pamięci (nie pamięta swojej rodziny ani tego, w jaki sposób znalazł się w niewolniczej klatce). Warto zaznaczyć, że Hrabia traktuje i opłaca swoją służbę lepiej, niż powinien, dzięki czemu od sześciu lat jest ona niezmiennie lojalna i pracowita.

Re: Komnaty hrabiego Aravatha D'arzul

2
Wewnętrzny zegar hrabiego wybudził do tuż po wschodzie słońca. Dziwne, Aravath zawsze budził się tuż po wschodzie słońca. Poranny rytuał odhaczony, można w spokoju spojrzeć przez okno.
Dzień pogodny, dzień zimowy. Jak zresztą każdy od jakiegoś półrocza. Keron od jakiegoś miesiąca zmagał się z narastającym zagrożeniem klęską głodu. Nie pomagała astronomia mówiąca, że ze słońcem wszystko jest w porządku. Nie pomagała też nauka i magia, zgodnie niezdolne do wyjaśnienia fenomenu przedłużającej się zimy. Co prawda kwestia problemów żywnościowych jest kryta przed opinią publiczną jak się da, lecz już niedługo Keron stanie przed wyborem: kupować ogromne ilości pożywienia po chorych cenach (i przetrzebić skarbiec), czy oficjalnie się skompromitować i dać przeciwnikom Korony kolejny argument dla federalizacji kraju. Póki co jednak...

Rozpoczęła się obowiązkowa godzina przyjęć. Królewska kancelaria decydowała o tym, kto ma szansę stanąć przed królem, a kto nie, lecz tymi mniej ważnymi czy oficjalnymi sprawami zajmowali się wysocy urzędnicy z otoczenia monarchy. Cóż, Aravath do nich należał. Na jego barki spadało rozpatrywanie sporów i skarg na coraz to kolejne sprawy. Aż dziw bierze, że nigdy jeszcze nie przyszedł petent, który chciał tylko za coś szczerze podziękować...

Była jednak nietypowa osoba. Wśród roszczeniowych szlachciców i innych petentów zjawiła się także kobieta o dość nietypowej urodzie. Przyniosła ze sobą list opatrzony pieczęcią spółki Medioh, jednego z prężnie rozwijających się domów handlowych, z siedzibą w Kalgardzie, zwanym Klejnotem Pustyni. Z rozmowy wynikało, że Barrista, bo tak zwała się niewiasta, została wysłana tutaj przez swoich mocodawców, aby służyć Koronie pomocą w charakterze reprezentanta spółki posiadającej prawdopodobnie największą flotę handlową na kontynencie. Co więcej, hrabia dowiedział się, że nie musi być ona na widoku i dla dobra reputacji Korony może również tymczasowo zamienić oficjalną pozycję reprezentanta spółki na stanowisko dwórki. Oczywistym jednak było, że za dyskrecję przyjdzie prawdopodobnie zapłacić niejedną tajemnicą skrywaną wśród komnat zamku.

Czyli kwestia z cyklu "zbyt ważne by załatwiać za króla i zbyt delikatne, by załatwiać u króla".

Re: Komnaty hrabiego Aravatha D'arzul

3
Oto nastał kolejny, nijaki dzień. Hrabia znów musiał zwlec się z łóżka o bladym świcie. Zaczął od przeciągłego ziewnięcia i delikatnego rozprostowania kości (w końcu ma już pięćdziesiątkę na karku i nie może się specjalnie nadwyrężać). Pomimo ponurego poranka i faktu, że po raz kolejny przesiedzi w swoim gabinecie niezliczone godziny, miał jakieś dziwne przeczucie, że dziś będzie nieco inaczej. Szybko więc dokonał porannej toalety, przebrał się i spałaszował śniadanie. Służba hrabiego zawsze wstawała wcześniej od niego, bo przecież i na ich barkach ciążyło mnóstwo obowiązków. Gabinet, podobnie zresztą jak i cała komnata reprezentacyjna, lśnił czystością. Aravath czasem zastanawiał się, czy zajmowanie się tyloma komnatami nie jest czasem zbyt wymagającym zadaniem dla jednej elfki. Póki co miał jednak inne rzeczy na głowie...

Jak na przykład rzesza Kerończyków, która regularnie korzystała ze swojego prawa do składania oficjalnych skarg, bądź przychodziła w innych, mniej lub bardziej istotnych sprawach. Niestety, to właśnie ludzie tacy jak hrabia D'arzul musieli stawiać im czoła.

Drzwi do komnaty reprezentacyjnej pilnował siedemnastoletni Butch, najmłodszy z całej służby Aravatha. Akurat kiedy ten ostatni pozbył się wyjątkowo natrętnego mieszczucha, do gabinetu weszła ona... Było w niej coś niezwykłego. Może specyficzna uroda, może sposób, w jaki się poruszała - trudno sprecyzować. Hrabia jednak niemalże od razu wyczuł wyjątkowość kolejnej petentki. Powstał, gdy tylko się zbliżyła i powitał ją lekkim skinieniem głowy, wskazując jednocześnie dłonią, by usiadła naprzeciw niego. Po wymianie uprzejmości, zaproponował wino.

W kwestiach handlowych hrabia nie błyszczał, dlatego przywołał do siebie byłego kupca, który aktualnie dla niego pracował. Poprosił go, by usiadł obok niego, w razie czego służąc radą. Następnie Aravath postanowił w ciszy przestudiować list, a potem zamienił parę słów z Barristą.

- Muszę przyznać, że pani wizyta w stolicy okazała się dla mnie sporą niespodzianką. Nikt na dworze królewskim nie wspominał o pani przybyciu - poinformował ją, starając się brzmieć na tyle łagodnie, na ile potrafił. Swoją drogą, wszystko to wydawało mu się nieco podejrzane. Znikąd pojawia się reprezentantka Medioh, od razu chce zawiązać współpracę, a w dodatku wygodniej byłoby, gdyby pozostawała tutaj incognito.

Hrabiego mocno zaintrygowała ta sytuacja. Czekając na reakcję Barristy, układał sobie w głowie przyswojone do tej pory informacje. Już teraz wiedział, że będzie musiał poważnie porozmawiać ze swoimi informatorami...
Obrazek

Re: Komnaty hrabiego Aravatha D'arzul

4
Kobieta nie była ani zmieszana, ani przerażona, nie wykazywała ani cech dominy, ani uległości... Przekazywała jedynie informacje. I piła jakiś przygotowany przez służbę napar z ziół.
-Panie Hrabio, w kupieckim fachu, podobnie jak w polityce, nie zawsze warto działać z zapowiedzią. Dowiedzieliśmy się o... poważnych niedoborach spichlerzy Keronu, lecz nie posiadamy w Sarah Dunn własnej filii. To utrudnia dyplomację. Gdybyśmy zaś ją otworzyli wzbudzilibyśmy tym zainteresowanie innych spółek, co doprowadziłoby co prawda do wzrostu liczby ofert, jednak negatywnie odbiłoby się na ich jakości, nie mówiąc już o spadku reputacji samego kraju. Widzi pan, statut naszej spółki zakłada w pierwszej kolejności takie cnoty jak przejrzystość, jakość i inne. Z założenia nie planujemy bawić się w spekulacje odstraszające w skali długoterminowej klientów, a chcemy sobie wyrobić opinię solidnej firmy. Jako że i tak będziemy mieli z tego zyski spółka Medioh będzie gotowa sprzedawać zboże po cenie rynkowej, nie spekulacyjnej.

-Z tego też powodu wysłano mnie, bym mogła na miejscu robić za kontakt ze spółką, lecz bym jednocześnie nie przyciągała uwagi handlowców, a tym samym niepotrzebnego zainteresowania wokół problemów Keronu z wyżywieniem.


Wtedy wtrącił się kupiec.
-Skąd na południe dotarła informacja o niedoborach? Raporty ze spichlerzy nie są informacją jawną.
-Handel ma wiele wspólnego z polityką. Również to, że warto... wiedzieć. Każde z nas ma swoje sposoby by zdobywać potrzebne wieści.
-Shia'tsu?
-Możliwe. -sięgnęła do torby-Proszę, oto kopia statutu naszej spółki.


Tak, Shia'tsu mógł być odpowiedzią. Na wpół legendarny handlarz informacji z południa dysponował ogromną siatką szpiegów. Dostatecznie, by bardzo często przewijał się w raportach Wywiadu Korony. Po pobieżnym przejrzeniu statutu Hrabia odniósł zaś wrażenie, że w porównaniu z innymi instytucjami handlowymi ta jest nieomal charytatywna.

Re: Komnaty hrabiego Aravatha D'arzul

5
Gdy tylko gość hrabiego zażyczył sobie naparu z ziół zamiast wina, gospodarz uśmiechnął się delikatnie i natychmiast polecił elfce przygotowanie takowego. Jeżeli Barrista zawitała w Saran Dun wyłącznie by się czegoś napić, nie mogła trafić w lepsze miejsce. Długoucha bowiem jak nikt inny miała smykałkę do przyrządzania napitków, zwłaszcza tych z naturalnych składników. Tak czy inaczej, nie o napoje się tutaj przecież rozchodzi, a o znacznie poważniejsze sprawy...

- To wszystko brzmi bardzo rozsądnie. Przynajmniej w teorii. - Aravath zakręcił swoje wąsiska i wstał z siedzenia, by rozprostować nieco nogi. Jednocześnie pozwolił kupcowi zadać pytanie. Cieszył się z podjętej przez niego inicjatywy. Z drugiej strony zaniepokoiło go imię, które padło przy wymianie zdań. Skoro i tak Barrista wiedziała jaki jest stan królewskich spichlerzy, hrabia postanowił zagrać z nią w otwarte karty. Przynajmniej przez krótką chwilę. - Tu nie trzeba kontaktów z Shia'tsu, żeby zauważyć problem. Wystarczy wyjrzeć przez okno. Jeszcze trochę i będzie można otwarcie mówić o regionalnym kryzysie - stwierdził, wzdychając głośno.

Chwilę później, Aravath miał już w rękach statut Medioh. Wspomógł się swoim monoklem, by przypadkiem nie przegapić niczego, co zostało w owym statucie zapisane. Czytał stosunkowo wolno i w całkowitej ciszy. Następnie przekazał go kupcowi, by także mógł się z nim zapoznać. Trzeba przyznać, że dokument ten różnił się od innych mu podobnych, które hrabia w swoim życiu widział. Póki co, postanowił to spostrzeżenie zachować dla siebie.

- To co powiedziała pani wcześniej brzmiało... cóż, powiedzmy, że interesująco. Podczas pani wypowiedzi nie padło jednak jedno kluczowe słowo, które kilka razy przeszło mi przez myśl. Monopol - skończył, pozwalając sobie na długą pauzę. Miał nadzieję, że podczas niej reprezentantka spółki handlowej odniesie się do tej uwagi. - Mam też pewne obawy wobec tej całej klauzuli jawności. Jak sama pani zauważyła, informacje można sprzedawać albo kupować. Istnieją osoby, które prędzej czy później dowiedzą się nawet o najpilniej strzeżonym sekrecie. Proszę wybaczyć mi moją bezpośredniość, ale sprzedaż zboża na tak dużą skalę nigdy nie pozostanie tajemnicą. Keron ma co jeść, a Medioh się bogaci. Wystarczy połączyć dwie kropki. - D'arzul rozłożył ręce i oparł je na swoich biodrach, spoglądając na Barristę. Chwilę jeszcze podreptał sobie w jedną czy drugą stronę, najwyraźniej starając się zrobić w podłodze dziurę, by zaraz potem przysiąść z powrotem obok kupca.

- Jest jeszcze jedna kwestia, którą pragnę poruszyć. Zdaje sobie pani sprawę z faktu, iż jestem tylko królewskim urzędnikiem, prawda? Gdyby w mojej gestii leżało samodzielne podejmowanie decyzji w tak istotnej materii, być może rozmawialibyśmy teraz w królewskich komnatach, a ja miałbym na głowie koronę. Wobec tego, czego pani ode mnie oczekuje? - zapytał, opierając ręce o stół i starając się zachować w miarę łagodny wyraz twarzy.
Obrazek

Re: Komnaty hrabiego Aravatha D'arzul

6
Rozmowa z Barristą była dość nietypowa, nie tylko przez wzgląd na to, że wysłano akurat kobietę, lecz także to, że była ona... kimś nietypowym. Roztaczała ona wokół siebie tę specyficzną aurę tajemniczości, która sugerowała znacznie większą wiedzę niż mogło się wydawać na pierwszy rzut oka.
-Faktycznie, nie potrzeba specjalnych informacji, żeby zauważyć problem. Czym innym jednak jest samo spostrzeżenie, a czym innym jego analiza sprawy i wyciągnięcie wniosków. Na ile starczą posiadane przez Koronę zapasy? Za jaki czas będzie zmuszona do zakupu zboża? Ile żywności mogą trzymać utajone magazyny? Te i inne informacje dotyczą już kwestii nie poufnych, a tajnych. Według naszych informacji Keron będzie w stanie utrzymać aktualny poziom racji przez jakiś miesiąc. Oczywiście, może dłużej, lecz zmniejszenie dziennego przydziału zaowocuje paniką i jedną wielką falą spekulacji na rynku zbożem.

Siedziała na tym krześle i pomimo zachowania wszelkich manier oraz protokołu wydawała się być kimś, kto zupełnie nie przynależy do świata polityki. Uśmiech zdawał się być zbyt szczery, głos zbyt miękki, a lekko stwardniałe dłonie zdradzały kogoś, komu nieobca była fizyczna praca.
-Oczywiście też nie widzimy sensu w ukrywaniu motywacji w postaci chęci zarobku, w końcu to biznes. Akcjonariusze jednak zgadzają się co do tego, że nie jest w interesie spółki wydrenowanie skarbca Keronu kilkukrotnie przesadzonymi cenami. Cytując jednego z właścicieli "wyjałowiona ziemia nie przyniesie kolejnych plonów". Spółka chce przeze mnie zawrzeć z Koroną kontrakt na dostarczanie zboża po cenie rynkowej. Kiedy reszta gildii się zorientuje co robimy my planujemy mieć już podpis na obopólnie korzystnym kontrakcie.

I padła sugestia o niemocy Aravatha w kwestii samego podpisywania umów handlowych. Tutaj wysłanniczka kupieckiej gildii upiła łyk naparu i odpowiedziała prawdopodobnie już wcześniej przygotowaną frazą.
-Owszem, ma pan rację. W pańskich kompetencjach nie leży ani składanie obietnic tej rangi, ani podpisywanie kontraktów w imieniu Korony. Ma pan panie Hrabio jednak możliwość zorganizowania prywatnej audiencji u króla Aidana z pominięciem w tym procesie królewskiej kancelarii. Zapewniłoby nam to nie tylko przydatną dla reputacji Keronu dyskrecję, ale także pozwoliłoby uniknąć przedwczesnego zdradzenia planów naszej spółki innym, konkurencyjnym.

-Mamy poważne powody podejrzewać, że niejeden urzędnik pracujący pod Kanclerzem ma powiązania z gildiami handlowymi, a w interesie Medioh jest, by informacje o ewentualnym kontrakcie były utajone aż do momentu rozpoczęcia jego realizacji. Tylko tyle. -powiedziała bez specjalnego zastanawiania kobieta i niewinnie się uśmiechnęła- Czy ma pan jeszcze jakieś pytania?

Re: Komnaty hrabiego Aravatha D'arzul

7
Atmosfera w gabinecie nieco się zagęściła. Barrista faktycznie nie była typową przedstawicielką spółki handlowej. Aravath słuchał swojego gościa cierpliwie i z należytą uwagą, jednak sama rozmowa przebiegała dosyć ciężko. Głównie dlatego, bo kobieta na wszystko odpowiadała bardzo wymijająco, a w dodatku korzystała wyuczonych frazesów. Z drugiej strony natomiast jej osoba jakoś nie pasowała do tej całej sfery polityczno-handlowej. Hrabiego nieco zmartwił fakt, z jaką łatwością zbyła kwestię monopolu, zupełnie się do niej nie odnosząc. Irytowało go także bezustanne wspominanie o dyskrecji oraz reputacji Keronu. Czy zakup zboża, zwłaszcza w obecnej sytuacji, to zbrodnia? Być może będzie to znak dla reszty świata, że państwo Aidana przeżywa trudne chwile, ale co z tego? Transakcji na tak dużą skalę nie da się ukryć. Umierających z głodu poddanych też nie. Aravath najchętniej odprawiłby petentkę z powrotem na południe, jednak miał przed sobą ofertę, dzięki której mógłby poprawić sytuację w kraju i jednocześnie wejść w partnerski układ z jedną z gildii. Dlatego postanowił nie działać pochopnie.

- Nie mam już żadnych pytań. Bardzo dziękuję za wizytę. Decyzję podejmę w przeciągu następnych dwóch dni, a Butch ją pani przekaże. - Wskazał palcem na chłopaka przy drzwiach, przy okazji groźnie łypiąc na niego okiem, by się nie garbił. - Do tego czasu proszę nie opuszczać stolicy. Najlepiej byłoby, gdyby udała się pani do najbliższej karczmy i powołała na moją godność. Pracuje tam ktoś, do kogo mam zaufanie. Koszt zakwaterowania pokryje Korona - dodał po chwili, wstając z krzesła. Lekko otrzepał ubranie, odchrząknął i wskazał dłonią wyjście z gabinetu. - Odprowadzę panią.

Jak powiedział, tak zrobił. Żegnając Barristę obdarzył ją łagodnym uśmiechem i zapewnił, że liczy na owocną współpracę. Gdy tylko drzwi do komnaty z powrotem się zamknęły, z twarzy hrabiego natychmiast zszedł uśmiech, a on sam pozwolił sobie na ciche westchnięcie.

- Butch! - przywołał do siebie odźwiernego, przechodząc za kotarę, by zatrzymać się przed jednym z olbrzymich okien. Przez moment nic nie mówił, tylko wpatrywał się w bliżej nieokreślony punkt na zewnątrz. - Pójdziesz się przejść na miasto. Odwiedzisz każdą gospodę, dopóki nie trafisz na łysego faceta w średnim wieku. Przedstawia się jako Slyth. Kiedy już go znajdziesz, przekaż mu, że w ogrodach pałacowych zakwitły przebiśniegi. Będzie wiedział o co chodzi. Tylko narzuć na siebie coś ciepłego i się nie pomyl. I przekaż innym, że dziś już nikogo więcej nie przyjmuję! Zmykaj! - Klepnął chłopca po ramieniu i z wolna ruszył w kierunku swojego biurka.

Zdecydował się na przeczytanie otrzymanego listu raz jeszcze. Potem zaś wcisnął go w ręce byłego kupca i kazał mu znaleźć na zamku kogoś, kto potwierdzi autentyczność samego dokumentu, jak i pieczęci. Elfce polecił przypomnienie zwyczajowej trójce o popołudniowym spotkaniu małej rady. Miał nadzieję, że hrabia Rhaetyr pojawi się na nim o własnych siłach. Najbardziej jednak zależało Aravathowi, by Butch odnalazł jego informatora. Bez jego pomocy zakres działań królewskiego urzędnika mocno się uszczupli.
Obrazek

Re: Komnaty hrabiego Aravatha D'arzul

8
Kobieta ładnie podziękowała i pożegnała się z dyplomatą niemal-idealnym dworskim ukłonem. Poinformowała jednak Hrabiego, że już wczoraj zadbała o swoje zakwaterowanie i podała adres razem z numerem pokoju.

Tak, rozmówczyni w rozmowie z Hrabią zdecydowanie za dużo mówiła o reputacji. Kiedy jednak Aravath czekał na efekty swoich wici miał dość czasu, by spojrzeć na jej słowa z nieco innej perspektywy. Cóż wiedział o Kalgardzie? Że jest to miasto oparte na kulturze orków. Co zaś do tak niedawna kształtowało orkowe cywilizacje? Kult siły, dominacji, władania nad innymi, lub choć iluzji tychże. Nie było tajemnicą, że Keron przeżywa ciężkie czasy. Nie było także tajemnicą, że jego posiadające szeroką autonomię prowincje od zawsze toczą ze sobą spory o pozycję w kraju. Mniej krwawo i w przeciwieństwie do orkowych klanów głównie na szczeblach władzy, ale jednak. Dodać do tego trzeba było nieustającą kampanię zabezpieczającą przed demonami granicę na północy oraz szalejącą we Wschodniej prowincji zarazę, która stała się kolejną okazją do ostrych starć magów z zakonnikami. Lekko to na pewno Koronie nie było.

Po zastanowieniu się postępowanie kobiety mogło być podparte brakiem dostatecznego doświadczenia w prowadzeniu takich rozmów z mieszkańcami północy oraz postrzeganiem Keronu przez pryzmat jej własnej kultury. Prawdopodobnie w osobie księcia Jakuba dostrzegała czekającego do ataku na tron konkurenta, mogła też w Zakonie i magach z Uniwersytetu widzieć dwie gotowe rzucić się sobie do gardeł frakcje, które to powstrzymywała przed tym jedynie Korona. To akurat nie było znowu tak dalekie od prawdy. Jeśli tak dodać wszystko do siebie wychodziło, że faktycznie mogła uważać przedwczesne, honorowe zabezpieczenie się przed klęską głodu za najlepsze rozwiązanie, a negocjowanie stawek, kiedy jest się nieomal pod ścianą wychowanica południa postrzegała jako publiczne przyznanie się do słabości i narażenie na destabilizację kraju.
To była najpewniejsza teoria. Inne jakie mogły przyjść do głowy były zdecydowanie bardziej niepokojące, bowiem albo pani Barrista znała się na grze polityki znacznie lepiej niż się zdawało, albo wiedziała coś ważnego i kluczowego dla całej sprawy.

Wracając na ziemię.
Pierwszy przyszedł specjalista na co dzień pracujący w skarbcu. Przytachał ze sobą całą skrzyneczkę różnych miarek, szkiełek i pergaminów wzorcowych, a kiedy dowiedział się że ma weryfikować dokument z Kalgardu z radości aż pisnął i od razu zabrał się do pracy. Nieco mówił przy pracy, więc Aravath miał okazję się dowiedzieć, że pisma z Perły Pustyni, jak niekiedy zwą Kalgard, są często nawet dla takich jak nasz specjalista prawdziwym wyzwaniem. Shia'tsu, znowu padło to miano. Chyba świadczył usługi kompleksowe. W każdym razie pracownik skarbca dokładnie sprawdził dokument nie omieszkując sprawdzić także takich rzeczy, jak grubość papieru czy materiał z którego wykonana została pieczęć. To, jak i widoczne pod magicznymi szkiełkami znaki wodne oraz podpisy jednoznacznie wskazały na autentyczność dokumentu. Po zakończeniu analizy pracownik skarbu zadał sakramentalne "Czy mogę w czymś jeszcze służyć", a w razie braku pytań zebrał narzędzia i wrócił do swojej jaskini wesoło pogwizdując. W końcu nie co dzień ma się okazję sprawdzać list z Kalgardu!

Później przyszedł Butch, który raz się pomylił i musiał tłumaczyć straży z "prób zalecania się do wielebnego Slytha". Zabawne, że w Sarah Dunn znalazł się drugi łysy mężczyzna w średnim wieku, który siedział w karczmie i przedstawiał się dokładnie tym samym mianem. W każdym razie ostatecznie sługa znalazł odpowiedniego osobnika i przyniósł od niego informację, że rumianek jest dobry na katar. Czyli wszystko działa jak Hrabia przewidywał. W ogóle który z nich dwóch wymyślał takie hasła? W każdym razie nie było pewnym czy chłopak zasługiwał na reprymendę, bo pomimo swojej pomyłki wypełnił polecenia co do joty. I bardzo się teraz stresował.

Elfka zaś posłusznie ruszyła na tournee po zamku. Po powrocie poinformowała, że poza tradycyjną trójką (stary sekretarz dzisiaj nawet był na spacerze! O lasce, ale zawsze) pojawi się na niej także jeden z braci Havelocków, który tylko sobie znanym sposobem już wiedział o zebraniu i poinformował o swojej obecności idącą korytarzem służkę. Czyli do tradycyjnego kręgu polityków dołączy podczas tego posiedzenia także mistrz szpiegów.

Re: Komnaty hrabiego Aravatha D'arzul

9
Hrabia tylko przytaknął na informację, którą podała mu Barrista. W sumie mógł się spodziewać, że nie wpadła do jego gabinetu prosto z powozu. Postanowił więc zapamiętać adres wraz z numerem pokoju, bo nic więcej zrobić nie mógł.

Ciesząc się z chwili wolnego czasu, włożył na siebie lekki kożuch i wybrał się na taras, by zapalić fajkę. Musiał się nieco odstresować. Pogoda była nieprzyjemna, a widok za oknem nie napawał optymizmem. Aravath wolał łagodniejsze dni. Dni stosunkowo ciepłe, podczas których wieje lekki wiaterek, a powietrze jest rześkie i czyste. Hrabia zdecydowanie potrzebował w swoim życiu wiosny. Chociaż na miesiąc. Z pewnością czułby się lepiej niż teraz, wypuszczając z ust dym i narażając się na odmrożenie nosa.

Skończywszy palić, D'arzul wrócił do komnaty reprezentacyjnej. Nikogo w niej nie zastał, toteż zdecydował się zrobić porządek w dokumentacji którą trzymał na swoim biurku. Przekładając to i owo z miejsca na miejsce, rozmyślał nad Barristą, Medioh, Shia'tsu, zbożem oraz Koroną. Starał się wszystko sobie poukładać w głowie. Niektóre rzeczy nie dawały mu spokoju, inne natomiast intrygowały. Cała sprawa była jedną wielką niewiadomą.

Wizyta specjalisty ze skarbca zakończyła się w sposób, który hrabia przewidział. List faktycznie nie był podróbką. Warto jednak mieć pewność i zapewnienie profesjonalisty, czyż nie?

Niedługo później do gabinetu wrócił Butch. Z początku Aravath nie mógł uwierzyć w historię chłopaka, ale szybko machnął na to wszystko ręką, bo nie była to pierwsza (i pewnie nie ostatnia) taka pomyłka z jego strony. Żeby tylko wielebny Slyth nie przyszedł jutro złożyć skargi...

- Ja ci tu daję ważne zadanie do wykonania, a ty idziesz kokietować jakiegoś klechę? - Hrabia oparł ręce o biodra, a jego wyraz twarzy zdawał się jeszcze bardziej surowy, niż zwykle. Słusznego wzrostu szlachcic patrzył właśnie z góry na młodzika. Wyglądało to tak, jakby zaraz miał przełożyć go przez kolano i wymierzyć kilka klapsów. Skończyło się jednak tylko na delikatnym potarganiu za ucho i rozczochraniu włosów. - Ty to wiesz jak człowieka zaskoczyć... Jesteś wolny, Butch, do wieczora możesz robić co chcesz, w granicach rozsądku rzecz jasna. Nie będę cię więcej wyciągał z rąk gwardzistów, jak to było ostatnim razem. No już, pryskaj stąd! - odprawił chłopca, zamykając za nim drzwi. Potrzebował odrobiny spokoju...

W międzyczasie podziękował elfce za przebieżkę po pałacu i poprosił o przygotowanie jakiegoś skromnego posiłku. Nie chciał, by podczas spotkania (zwłaszcza, że miał w nim uczestniczyć także mistrz szpiegów) rozpraszało go burczenie w brzuchu. Starał się nie martwić na zapas, aczkolwiek średnio mu to wychodziło. Po zachodzie Słońca miał się również zobaczyć ze swoim informatorem, więc do tego czasu musiał zachować niezmącony umysł.
Obrazek

Re: Komnaty hrabiego Aravatha D'arzul

10
Elfka przygotowała poczęstunek na przybycie gości, a mianowicie jakąś mieszankę smażonego ryżu, warzyw i odrobiny kurczaka. "Curry", jak sama to nazwała. Plus zorganizowała jakieś ciasteczka oraz przygotowała napoje.

Czas mijał dość szybko, na tyle by Hrabia nawet nie zauważył, kiedy usłyszał znajoma melodię. To znajdujący się na jednej z wież zamku ogromny zegar wybijał czwartą po południu. Majestatycznie wybijał, trzeba przyznać. zawarty w środku złożony mechanizm wydzwaniał każdej godziny nieco inna melodię, a ponadto nigdy się nie spóźniał. Czasem przykro było pomyśleć, że nie ma już komu budować podobnych mechanizmów, a i pracowników do opieki nad nim powoli zaczyna ubywać. Jak i do doglądania każdej pozostałej machiny zbudowanej przez mistrzów z podbitego przez demony Morlis, gdyż rzadko który z ludzi był zdolny choć w ułamku pojąć ideę tej mieszanki magii i techniki. Na północy nie działo się dobrze.

Czwarta po południu była zaś także umowną godziną, kiedy mała rada zaczynała się zbierać. Co prawda zawsze spotkanie startowało jakiś kwadrans później, lecz ten czas był z reguły owocnie wykorzystywany na inne rozmowy. Pierwszy przybył, o dziwo, Hrabia Rhaetyr. Stary już, połowicznie ślepy i muszący się poruszać o lasce pierwszy sekretarz Korony, mianowany dożywotnio na to stanowisko jeszcze przez ojca króla Aidana. Wielkości jego dokumentacji medycznej mogła dorównywać tylko lojalność wobec rodziny królewskiej, która sprawiała, że przez ostatnie dwadzieścia lat rękami i nogami zapierał się by nie przydzielano mu asystenta.
Ostatecznie jednak coraz bardziej niedołężniał, zdał sobie sprawę że nie będzie żył wiecznie i chyba zaczął się w końcu przekonywać do pomagającego mu, a prześwietlonego wcześniej na każdy możliwy sposób, skryby. Tego jednak Aravath nie miał na liście gości, więc młody urzędnik został posadzony na ławce na korytarzu, a dojść do krzesła pomogła Rhaetyrowi służąca gospodarza.
-Niech zgadnę... Dzisiejszym tematem przewodnim będzie... zima? Tak jak tydzień, dwa i miesiąc temu? -Tak, gdyby datować pierwszego sekretarza cynizmem miałby jakieś pięć tysięcy lat.

<tu wstaw powitanie i parę ciepłych słów na ataki wrzodów>

Druga przybyła panna Yuraya. Na oko trzydziestoletnia, piękna kuzynka króla (tak w sumie to ród D'arzul także był spokrewniony z królem. Jak i połowa szlachty była mu piąta wodą po kisielu). Krążyło na jej temat tyle plotek, ile wokół reszty dworu razem wziętej. Chyba głównie przez to, że nigdy nie zdarzyło się by powiedziała o swojej przeszłości coś prawdziwego... Była jednak specjalistką od tej mrocznej strony polityki i nie było lepszej intrygantki niż Yuraya, więc miejsce w małej radzie miała całkiem zasłużenie. Sprawiała na pierwszy rzut oka chorobliwie ambitnej, choć kto wie, może to była tylko kolejna z jej gier?
Kiedy się pojawiła jak zwykle dał się wokół niej poczuć zapach cynamonowych perfum. Tym razem przyszła w ciepłej, szkarłatnej sukni, a na szyi miała jeden z tych swoich amuletów-łańcuchów. Znak rozpoznawczy, choć zrozumiałby chyba dla innych niż obecni na spotkaniach. Była jak zwykle- nieco złośliwa, nieco uprzejma, a częciowo żartobliwa.

Trzeci pojawił się zaś Baron Aldristan. Jednostka podobna chrakterem do Aravarha, wresztą jego dobry przyjaciel i współpracownik. Często zdarzało im się działać razem, co znacnzie usprawniało ich działania, gdyż wzajemnie się uzupełniali- o ile podczas negocjacji Hrabia był z reguły nieubłagany, o tyle Baron preferował bardziej ugodowe metody załatwiania spraw. Uprzejmie przeprosił za bycie ostatnim, wyjaśnił że zatrzymała go rozmowa z jedną z praczek i zajął swoje miejsce, po czym w krótkim czasie wydrenował leżąca na stole paterę z każdego kawałka marcepanu.

Z kolei Lord Havelock... nie przyszedł. Aravath mógłby przysiąc, że się zmaterializował. Po prostu nagle cała czwórka dyplomatów zauważyła postać w kruczoczarnej szacie, która stała pod oknem i obserwowała padający z lekka śnieg. Kiedy już został spostrzeżony lekko odchrząknął i począł zmierzać ku stołowi obrad. Choć Hrabia nigdy nie słyszał żeby ten człowiek przejmował się etykietą teraz zauważył, jak mistrz szpiegów się lekko skłonił.
-Witam państwa, z góry dziękuję za możliwość uczestniczenia w porządku obrad. Ze swojej strony sugeruję aby na początku zostały omówione sprawy bieżące, a dopiero wtedy przedstawię swój problem.

A ponieważ pozostała trójka zgodziła się na taki układ wszyscy spojrzeli wyczekująco na gospodarza dzisiejszego spotkania. Cóż miał on im do zakomunikowania?

Re: Komnaty hrabiego Aravatha D'arzul

11
Zamyślony Aravath czekał z niecierpliwością na spotkanie małej rady. By złagodzić efekty tego stresującego dnia, postanowił uciąć sobie drzemkę, chociaż w sen nie zapadł do końca dobrowolnie, a głównie z powodu zmęczenia. Obudził się tuż przed czwartą. Krzątał się po komnacie, dopóki zegar nie zaczął wydzwaniać melodyjki. Trzeba przyznać, że dźwięki wydawane przez tę konstrukcję były bardzo donośne, lecz hrabiemu osobiście niezwykle przypadły do gustu. Uważał, że na swój sposób są kojące, zwłaszcza w porównaniu do nieustającego zgiełku na ulicach kerońskiej stolicy.
* Rhaetyr nie zawsze przychodził ostatni, ale nigdy jeszcze nie pojawił się u Aravatha jako pierwszy z zasiadających w radzie. Dzisiejszy dzień był tylko wyjątkiem potwierdzającym regułę, aczkolwiek mimo tego na twarz dyplomaty wpełzł delikatny uśmiech. Być może sekretarz ma się dzisiaj lepiej? Biorąc pod uwagę złośliwe pytanie, które zadał, trudno powiedzieć.

Wkrótce do towarzystwa dołączyła także Yuraya i Aldristan, którzy przywitani przez gospodarza zajęli swoje miejsca przy stole. Ten ostatni zaś wymienił szybko uprzejmości z królewską doradczynią i korzystając z okazji, poszedł porozmawiać z baronem, zmartwiony stanem zdrowia jego córki.

Pozycja lorda Havelocka zobowiązywała chyba do niekorzystania z drzwi. Dla kogoś, kto najwyraźniej potrafi się teleportować, przechodzenie przez próg musi być wyjątkowo niemodne... Tak czy inaczej, mistrz szpiegów został wreszcie dostrzeżony przez zajmujących się swoimi sprawami radnych i dołączył do nich, witając się lekkim ukłonem. Aravath z początku stał tylko ze zdziwioną miną. Niewątpliwie nie podobał mu się fakt, że ktoś może w niezauważony sposób prześlizgnąć się do jego prywatnych komnat. Ostatecznie jednak pokręcił tylko głową w niezrozumieniu i widząc na sobie spojrzenie zebranych, postanowił rozpocząć obrady. Nie zajął swojego miejsca przy stole. Zapowiadał się dłuższy monolog, a hrabia D'arzul nie cierpiał przemawiać w pozycji siedzącej. Sprawdził, czy uwaga gości nadal skupiona jest na jego osobie, po czym zaczął mówić:

- Czasu mamy niewiele, toteż pozwólcie, że przejdę od razu do meritum. Kilka godzin wcześniej odwiedziła mój gabinet przedstawicielka spółki handlowej z Karlgardu. Zaoferowała współpracę i rozwiązanie problemu kurczących się zapasów pożywienia. Co więcej, proponowana cena za zboże dla Korony byłaby co najmniej zadziwiająco korzystna dla królewskiego skarbca - zatrzymał się w tym momencie, pozwalając innym przyswoić to, co właśnie powiedział. W czasie pauzy przeszedł kawałek w jedną stronę i zwrócił, przygotowany do dalszego strzępienia języka. - Wszystko to brzmi może bardzo pięknie, ale jest parę rzeczy, które mnie martwią. Jak choćby to, że sama przedstawicielka pragnie utajnić swoją tożsamość na czas przeprowadzania operacji handlowych, przebywając jednocześnie na zamku jako dwórka. Oprócz tego, zaprezentowany przez nią statut spółki wyróżnia się na tle innych gildyjnych dokumentów tego rodzaju. Można powiedzieć, że jest nieco oderwany od panujących obecnie handlowych realiów - dopowiedział. Podczas wypowiadania ostatniego zdania podszedł do lorda Havelocka i przekazał mu zarówno list, jak i statut (mając nadzieję, iż mistrz szpiegów załapie od razu, że inni także czekają na swoją kolej, by obejrzeć oba świstki).

Zapadła długa cisza. Aravath wreszcie usiadł na krześle, wzdychając. Przekazał najważniejsze informacje i liczył, że temat zostanie podjęty, padną jakieś pytania, a cały problem zostanie potraktowana z należytą powagą.

- Mam mętlik w głowie, przyznam szczerze. Brakuje mi odpowiednich środków by zweryfikować, czy tym razem ktoś rzeczywiście wyciąga w stronę Keronu pomocną dłoń, czy może wbija nam nóż w plecy. Przykrywka, spisek, drugie dno. Tego się obawiam.
Obrazek

Re: Komnaty hrabiego Aravatha D'arzul

12
Lord Havelock nie przeglądał długo dokumentu, studiował je poświęcając na to może jedno uderzenie serca od strony. Jego dalsze wypowiedzi sugerowały jednak, że tyle czasu starczyło aby zapamiętać tekst co do słowa. Albo miał dostęp do tekstów już wcześniej, kto wie... Jedyne pytanie z jego strony dotyczyło autentyczności, co też Hrabia D'arzul mógł z czystym sumieniem potwierdzić.

Potem dokumenty ruszyły dalej, jeden poszedł jedną, a drugi drugą stroną stołu. Stary sekretarz specjalnie wyjął z butonierki zmyślne okulary i założył je na nos. Ponoć był to podarek od profesora Ravela, notabene chyba jedynego ocalałego członka kapituły Akademii Technicznej w Morlis. Ponoć w przeciwieństwie do innych, te okulary same dostosowywały się do wady wzroku użytkownika i odległości od obserwowanych przedmiotów. Jakby nie było Rhaetyr widział w nich naprawdę dobrze i bardzo sprawnie szło mu czytanie obu pism.

Szybko wszyscy zapoznali się z dokumentami i... rozpoczęła się dyskusja.
-Zabawne, że nie tylko Medioh złożyli nam taką ofertę. -zaczęła Yuraya- Reprezentant Feros z Archipelagu także do nas przybył z podobną ofertą sprzedaży po cenie rynkowej i także wolał pozostać w cieniu...

-Wydaje się że jesteśmy dla handlarzy zbożem bardzo łakomym kąskiem. -Rhaetyr podsumował zdanie intrygantki i lekko mlasnął.- Czemu jednak obie spółki chcą pozostać niewidocznie? Ach tak, przecież chcą mieć z tego jak najwięcej zysku! Słyszałem taką sytuację jakieś piętnaście lat temu, wtedy to Archipelag został zaatakowany przez jakieś pasożyty żerujące na zbożu. Wtedy też wielu się biło o zostanie monopolistą w kwestii transportu zboża. Cała sprawa działa się jednak oficjalnie, a rolnicy z każdego zakątka Herbii szybko o niej usłyszeli... Ceny z marszu skoczyły trzykrotnie, zaś z długów wyciągnął się Archipelag tylko odkryciem nowych pokładów rud żelaza.

-Czyli mówisz, że dla bezpieczeństwa skarbca powinniśmy zadbać o utrzymanie informacji w tajemnicy aż do zakończenia skupu ozimin i rozpoczęcia realizacji kontraktu?

-Właśnie tak. Ork, elf, człowiek, diabelstwo... Wieśniacy każdej rasy mają to do siebie, że nie znają umiaru. O wiele łatwiej negocjować z kimś kto myśli kilka kroków naprzód niż zwykłym chłopem dbającym jedynie o swoją własną zagrodę.

-Ale nadal, po co sprzedawać nam po cenie rynkowej?


Tu sekretarz Korony spojrzał na Barona z pobłażaniem.
-Marża coś ci mówi, Aldristanie? Tak ogromny kontrakt dałby ogromne zyski nawet przy pięciu procentach marży, a ta z reguły wynosi jakieś dwadzieścia. Ponadto problemy wielu spółek handlowych są podobne, więc chyba możemy przyrównywać sytuację Medioh i Feros do naszej Kompanii Handlowej. Z raportów podatkowych wynika, że rok w rok około jednej czwartej zgromadzonych w magazynach ziarna i mąki ulega zniszczeniu poprzez żerujące na produktach robactwo i gryzonie. Ta grupa handlowców, która sprzeda wszystko na pniu, nawet po cenie rynkowej, będzie do przodu o małą górę złota.

Odchrząknęła i Yuraya.
-Pytanie pozostaje jedno: czy wiemy cokolwiek o tych spółkach i kto za nimi stoi? Jedna ma siedzibę w Kalgardzie, druga w Taj'Cah, każda z nich może być marionetka na sznurkach odpowiednio Shia'tsu i Proroka. Wiemy coś więcej o tych instytucjach? Może Lord Havelock ma nieco informacji?

Wszyscy zwrócili się w stronę mistrza szpiegów, który akurat żuł ciasteczko. Dziwny to był widok, kiedy jedna z najgroźniejszych osobistości na dworze królewskim jadła ot tak biszkoptowego zajączka. Havelock przełknął, odłożył bezgłowe ciasteczko na talerzyk i przez moment skanował własną pamięć.
-Feros i Medioh są bardzo... młodymi spółkami. obie powstały niewiele ponad dwa lata temu i obie zyskały na obszarze swojego działania spore wpływy. Możliwe, że obie są w jakiś sposób podległe siatkom wywiadowczym Uruk-Hun i Archipelagu, jednak nie zdołaliśmy ich jeszcze zinfiltrować na wyższych szczeblach.

-Siatkom wywiadowczym? Shia'Tsu podlega Baronom południa?

-Można raczej podejrzewać odwrotną zależność z Baronem Kalgardu. To nietypowy handlarz informacją, dysponujący niebezpiecznie rozległą siatką informacyjną, wpływami, nawet siłą zbrojną o charakterze specjalnym, więc... Tak, jest właściwie moim odpowiednikiem w Uruk-Hun.

-Czyli nie możemy niczego stwierdzić definitywnie, pozostaje pilnie obserwować.
-podsumowała kobieta- Wpadłam jednak na pewien pomysł. Jeżeli obie spółki są zainteresowane sprzedażą po cenie rynkowej... Można by spróbować nieco ją obniżyć.

-Co masz na myśli, Yurayo?

-Popyt kształtuje podaż. Jeżeli zmanipulujemy nieco zależnośc między nimi... Na przykład gdyby nad Archipelagiem i Uruk-Hun rozeszła się plotka, że powtarza się ta sama plaga zbożowa, co ta wspomniana przez Rhaetyra? Rolnicy na gwałt zaczęliby sprzedawać zboże w obawie przed utratą całości zysków przez plagę, spółki handlowe siła rzeczy dyktowałyby niższe ceny skupu... Wszyscy byliby do przodu, a szczególnie skarbiec Korony.

-Wszyscy poza rolnikami. Wielu stoczy się przez to na skraj biedy! Dodatkowo nie uwzględniasz efektów dyplomatycznych takiej akcji.

-A kto mówił, że nie można rozsiać takiej plotki potajemnie? Południe chwilowo nie ma problemów, zaś nasi mieszkańcy powoli umierają od przysłowiowych "powietrza, głodu, ognia i wojny". Potrzebujemy pełnego skarbca i autorytetu wewnątrz kraju, bo inaczej stoczymy się podobnie jak Salu, które by przetrwać musiało dać azyl nekromantom. Południe przeżyje brak tego, co jest dla nas niezbędne. A ty, Aravath? Co twierdzisz o tym pomyśle?

Re: Komnaty hrabiego Aravatha D'arzul

13
Aravath siedział w milczeniu, z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Od czasu do czasu notował sobie to, co przykuwało jego uwagę, a były to między innymi pojedyncze słowa Havelocka, uwagi Rhaetyra, bądź koncepcje Yurayi. Uważnie słuchał wszystkich, nawet nadwornej intrygantki, do której nie pałał zbytnią sympatią. Hrabiego rozeźlił delikatnie fakt, iż sprawa skomplikowała się jeszcze bardziej. Dzisiejsze zebranie małej rady miało wyklarować pewne kwestie związane z problemem żywnościowym Keronu, ale póki co zapowiadało się na coś zupełnie odwrotnego. Zapytany o zdanie, z początku nic nie odpowiedział, drapiąc się jedynie po skroni i biorąc kilka głębszych oddechów. Nie chciał jednak przedłużać spotkania, toteż w końcu się odezwał.

- Nie na moją głowę takie rzeczy... - burknął z początku, przygryzając wargę. Zawsze tak robił, kiedy intensywnie się nad czymś zastanawiał. - Możemy się chyba wszyscy zgodzić z tym, że niemożliwym jest stworzenie w dwa lata dużej spółki handlowej bez odpowiednich zasobów, prawda? Pomijam już kwestie typowo inwestycyjne, ale zaufania kupić nie można. Skąd Medioh posiada tyle statków? I jaką możemy mieć pewność, że za jakiś czas nie będziemy mieć do czynienia z flotą wojenną, a nie handlową? - zapytał, chociaż od razu podniósł do góry palec, gestem tym informując, że jeszcze nie skończył. - Tu się po prostu nic nie dodaje. Nikt mi nie wmówi, że obie gildie po prostu wyczuły łatwy zysk i przybiegły złożyć nam ofertę. Nasza pozycja na arenie międzynarodowej osłabła. Wydaje mi się, że obie strony chcą to w jakiś sposób wykorzystać. Najgorsze jest jednak to, że potrzebujemy tego zboża. Musimy o nie zagrać i nie ma co do tego żadnej wątpliwości. Pytanie tylko, jak wyjść z tej gry zwycięsko?

Kolejne ciastko padło ofiarą brutalnego morderstwa. Tym razem skończyło w ustach samego Aravatha. Hrabia mlasnął cichutko, konsumując niewinny wyrób cukierniczy i wgapiając się przez moment w leżące na talerzu okruszki. Do tej pory nie powiedział raczej nic odkrywczego, a i nie odniósł się do pomysłu Yurayi. Zaznaczył tylko swoje wątpliwości, jednakże mówić oficjalnie nie skończył.

- Z całym szacunkiem dla chłopów uprawiających ziemię na całym świecie, na dzień dzisiejszy obchodzą mnie tylko włościanie kerońscy. Jak na wyspach ktoś od czasu do czasu pochodzi głodny, to nic mu nie będzie, nam w najgorszym wypadku grozi rewolta, może nawet pod przywództwem samego Jakuba. Potrzebujemy pieniędzy w skarbcu i zboża w spichlerzach. Jeśli nawet będzie trzeba wywołać na południu prawdziwą plagę, żebyśmy wyszli na swoje, to będę pierwszą osobą, która przyłoży do tego rękę. W zasadzie to nawet im się należy za ten atak na Ujście. W gruncie rzeczy potrzebujemy solidnego planu działania. Ryzyko będzie wpisane w każdą operację, której się podejmiemy. Trzeba tylko pamiętać, że do stracenia jest znacznie więcej, niż do zyskania. Póki co, nie posiadamy solidnej ekspertyzy, a punktów odniesień jest dosłownie kilka. To tak, jakbyśmy próbowali grać w szachy samymi pionkami - stwierdził, kręcąc przecząco głową. Powiedział to, co obecnie leżało mu na sercu. Potem zaś capnął za kolejne ciastko i schrupał je jeszcze szybciej, niż ostatnie. Zerknął na widok za oknem, wykrzywiając przy tym usta w grymasie. - Ta zima nie jest normalna. Czasem mam wrażenie, że ktoś gdzieś pomylił jakieś zaklęcia, a teraz wygrzewa się w Taj`cah i śmieje z całego Keronu...
Obrazek

Re: Komnaty hrabiego Aravatha D'arzul

14
Cóż, czyli było dwa do dwóch. O ile Yuraya sugerowała rozwiązanie bardzo opłacalne, o tyle Aldristan jak zwykle szukał możliwości kompromisu, a sekretarz już obliczał polityczne konsekwencje w razie wypłynięcia na wierzch dowodów na udział Korony w całej szopce. Cóż, w końcu Keron już i tak był w bardzo chwiejnych stosunkach z innymi krajami. Z jednym wielkim miał wojnę, a z drugim niedawny skandal dyplomatyczny... Rhaetyr chrząknął.
-Nie możemy podejmować decyzji pochopnie, w tej kwestii prawdopodobnie wszyscy się zgodzą. Potrzebujemy informacji z kilku różnych, niezależnych źródeł. Od przeszłości finansowej spółek po życiorysy ich przedstawicieli wysłanych do Keronu. Zakładam, że przynajmniej część wątpliwości zdoła rozwiać pan Havelock, prawda? Co do reszty... Potrzebujemy nieco czasu na obserwację obu reprezentantów wraz z przybocznymi, a do tego dwór królewski jest kiepskim miejscem. Ktoś ma jakieś pomysły?

Yuraya na początku chciała coś powiedzieć, ale powstrzymała się i wypowiedziała swoją kwestię na końcu. Przedtem pozostali z uczestników rozmowy zgodnie potwierdzili, że nie są zdolni zapewnić dobrych warunków do dyskretnej obserwacji. nawet Aravath musiał pogodzić się z faktem, że poza dworem nie ma nawet dla siebie miejsca, a co dopiero dla innych.
-Może... Jestem w posiadaniu urządzonej i utrzymanej w porządku rezydencji jakieś pięć mil od bram miasta. Lojalna służba, ładna przestrzeń i mnoga ilość kryjówek pozwalających na skrytą obserwację.
-Co? Skąd masz taki majątek?
-Pyta ten, który każdy ważniejszy raport finansowy poznał zanim jeszcze specjalny kurier ruszył z nim z macierzystego biura do rąk nadmonety. Każde z nas ma swoje sposoby, a kimże bym była, gdybym zdradzała źródła swoich atutów, Rhaetyrze?
-To w takim razie czemu nie mam informacji o tej nieruchomości w twoim spisie majątkowym?
-Prawdopodobnie ktoś kiedyś zawieruszył tę kartkę i zgubił ją w jakimś rzadko doglądanym przez ciebie miejscu. Ale jest w archiwum, to bezsprzecznie. Gdybym miała szukać, to ta karta powinna się znajdować w służącym za podporę stołu tomiku "Savoir Vivre". O ile podpowiada mi intuicja... między stroną czterdziestą trzecią, a czterdziestą czwartą.
-Pod moim okiem, pod moimi urzędnikami? Niech cię diabli...
-Mi też miło.


Rozmowa robiła się ciekawa. Cięty sekretarz i cięta intrygantka, każde z nich grające na swój sposób. On tym wiecznym sarkazmem na ustach, a ona tak genialnie udawanym zdziwieniem, że gdyby Aravath jej trochę nie znał, to pewnie dałby się przynajmniej rozkojarzyć. Aldristan poczuł się zobowiązany przerwać napiętą wymianę zdań.
-W każdym razie mamy w końcu miejsce niezależne od dworu i dobre do zbierania informacji o naszych... gościach. Pytanie pozostaje: jak niby ściągnąć tam badanych nie wzbudzając jednocześnie ich podejrzeń? Moja propozycja to zorganizowanie tam negocjacji. Niech dowiedzą się o sobie, niech negocjują z nami i konkurują między sobą, także przez obniżenie stawek, jeśli i tak zarobią krocie nawet na stawkach poniżej rynkowych. Nie potrzeba nam tutaj siania fermentu i niszczenia życia niewinnym rolnikom. Nawet jeśli ich los nie jest nam jakoś bliski to uważam, że możemy załatwić sprawę inaczej niż sugeruje Yuraya. Wierzę w prawa rynku, a nie skurwysyństwo.
-Zawsze możemy połączyć obie taktyki i wyjść na tym jeszcze lepiej...
-Niech cię, kobieto, przestań! Wiem że masz rację, lecz zimna bezwzględność to nie jest droga którą powinniśmy kroczyć!
-Już już, spokojnie, nie unoś się tak, bo znowu ci się wrzody odezwą... Prowadzenie silnej polityki to aktualnie jedyne sensowne rozwiązanie. Nie przeczę, że kompromis pozwala na wiele, lecz wymaga o wiele stabilniejszej sytuacji. Zakon jest silny militarnie, Oros ostatnimi laty kwitnie, komunikacja z Fenisteą jest odcięta, a kraje południa mają do nas postawę conajmniej roszczeniową. Korona z kolei znajduje się na skraju śmierci głodowej. Nie oszukujmy się panowie, Keron to papierowy tygrys, a naszym zadaniem jest dać mu czas na zostanie prawdziwym.


Minutka ciszy. Tej specyficznej, ssącej, pragnącej zostać zapełnioną, lecz jednocześnie niemożliwej do zatkania. Cóż, wszystko zostało powiedziane. Za to dałoby się nawet postronnym zauważyć, że choć Aldristan i Yuraya są zdecydowanymi antagonistami, to jednak darzą się jakąś specyficzną odmianą szacunku płynącego z rywalizacji. Rhaetyr z kolei podzielał stanowiska obu stron, lecz jednocześnie moralność walczyła w nim z poczuciem lojalności wobec Korony. Havelock po prostu podobnie jak Aravath obserwował zebranych. Wszyscy jednak chyba się zgadzali co do pomysłu wywołania konkurencji wśród kupieckich spółek. Znowu ciszę przełamał Aldristan.
-Inna sprawa, że ktoś z nas musi nadzorować przebieg negocjacji. Ja niestety wczoraj dostałem już glejt i niedługo jadę do Wschodniej Prowincji, by w jakiś sposób zapobiec małej wojnie domowej. Zakon i magowie ponoć niemal skaczą sobie do gardeł, a burmistrz Meridanosu <miasta stołecznego prowincji, pełniącego również funkcję namiestnika, przyp. tłum.> powoli nie daje rady. Rhaetyr?
-A czy ja ci wyglądam na kogoś, kto będzie się tłuc po wioskach? Poza tym Korona mnie potrzebuje, muszę pozostać na miejscu i możliwie odwlec naszą finansową katastrofę. Yuraya? To twoja posiadłość na litość boską!
-Owszem, lecz mogę tam być jedynie gospodarzem. Tradycje Uruk-Hun i Archipelagu, choć wynikają z innych kultur, są zgodne co do tego, że negocjacje odbywać się mają na neutralnym gruncie. Jestem praktycznie pewna, że będzie to idealny argument do przeniesienia tam rozmów o kontrakcie, a także że jest to jedyny nie wzbudzający podejrzeń. Ktoś inny musi reprezentować Koronę oficjalnie.


I tutaj wszyscy spojrzeli na Aravatha...

Re: Komnaty hrabiego Aravatha D'arzul

15
Zebranie małej rady przerodziło się w spotkanie krzykaczy. Rozmowy były prowadzone w nieco karczemny sposób, jednak wszyscy byli do tego przyzwyczajeni i każdy odnajdywał się w obecnej sytuacji. Nawet hrabia D'arzul, chociaż odzywał się tylko czasami, wiedział, że całość zmierza w dobrym kierunku. Bardziej martwiłby się, gdyby każdy z zebranych nagle zaczął ściśle przestrzegać dworskiej etykiety. W tym wypadku nigdy by do niczego nie doszli, a tak, dyskusja zaczynała przynosić owoce.

Aravath zaśmiał się w duchu na przekomarzanki Yurayi i Rhaetyra, do których został potem wciągnięty również baron Aldristan. Poza niezaprzeczalnym walorem humorystycznym, miały one także inną wartość. Sam hrabia dowiedział się paru ciekawych rzeczy, o których wcześniej nie miał pojęcia. Dalej zaś padło parę kwestii związanych z planowaniem, moralnością, jakieś za i przeciw, natomiast później zapadła cisza. Nie trwała specjalnie długo, bo znów odezwał się Aldristan. Wcześniej jednak gospodarz zdążył dorzucić swoje trzy grosze.

- Trudno stosować prawa rynku, kiedy stoimy na skraju bankructwa, nasi obywatele głodują, dostajemy wciry na każdym froncie, a najlepsi synoptycy nie potrafią przewidzieć, kiedy wreszcie się ociepli. Skończył się czas na półśrodki. Nie ma miejsca na rozterki, liczy się tylko Korona. Wobec tego, jestem za realizacją obu taktyk. Niemniej, rozsiewanie plotek rolniczych wykracza niestety poza moje kompetencje. Nie muszę rzecz jasna mówić, iż obowiązuje pełna dyskrecja, prawda? Absolutnie zero powiązań z Keronem.

Kiedy Aldristan wspomniał o nadzorze i fakcie, że wyjeżdża do Wschodniej Prowincji, Aravath już wiedział, dokąd to wszystko zmierza. Następne wymówki tylko utwierdziły go w tym przekonaniu. Znowu potrzebują kogoś do brudnej roboty.

- Jak trwoga, to do boga. A jak nie do boga, to i ja się nadam, nie? - burknął pod nosem, mrużąc oczy i przekrzywiając głowę w geście dezaprobaty. Zaraz jednak zaśmiał się cicho i pogładził po swoich wąsiskach, kręcąc przecząco głową. I tak miał się zgłosić na ochotnika. - Zajmę się tym. Ściągnę do rezydencji przedstawicielkę Medioh, a któreś z Was musi zrobić to samo z drugą stroną. Najlepiej chyba będzie, jeśli obie spółki dowiedzą się o wspólnych negocjacjach dopiero, gdy będzie już za późno, by mogły się z nich wycofać.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Saran Dun”