Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

181
Stał sobie spokojnie i oglądał twarz Danarima. Zastanawiał się, czy krosty to efekt jakieś choroby z bagien, czy może człowiek po prostu był wcześniej na coś chory. Nie żeby się martwił, ot zwykła ciekawość.
- Przykłady? - parsknął - Podjąłeś się zadania bez uprzedniego przygotowania, nie masz pojęcia gdzie jest to co masz znaleźć, wyjątkowo głupie zachowanie jak na kogoś kto ma pilnować ludzi. - rzucił okiem na Mordreda lecz nie zwrócił uwagi na jego słowa o dąsach i wydrapywaniu oczu.
- Wpakowałeś nas w chatkę bandytów, byli co prawda słabi, lecz fakt to fakt. - spojrzał na mgłę. Zastanawiał się czy zostawić ich w tym lesie i pozwolić mu umrzeć. Mordred mimo dziwnego zachowania we mgle potrafił sobie poradzić, a Danarim? Chwila na bagnach i już zgubił maga i zaraził się jakimś gównem. - Od początku wyglądałeś na tępego rasistę. - skomentował jego wytyki na temat niższości elfiej rasy i odsunął się na bok, puszczając go przodem, skoro chciał prowadzić, niech tak będzie. Jak coś ich zaatakuje, on oberwie, może umrze i będą mieli jeden problem z głowy. Kolejnym faktem o bezmózgowiu pana ważnego kapitana świadczyło to, że wytykał mu niezrozumienie kierunku dalszej wędrówki. Chodziło o to, że nie zamierza go więcej słuchać. Ale najwyraźniej takie rzeczy trzeba mówić mu dobitnie.
- Ciekawe co by było gdybym jednak nie sprowokował tamtego demona? - rzucił mimochodem - Może by dojechał do miasta z którego my wyruszyliśmy. - w głowię miał jedno pytanie, jaki rzeczywiście był kierunek jazdy potwora? Jeśli miasto, to czy nie ma ich już tam więcej?

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

182
Dominacja jest ucieleśnieniem przejścia prymitywnej pychy w sekwencje uprzywilejowanej pozycji nad pozostałymi członkami bractwa. Dominacja daje szerokie spektrum temu, kto krótko mówiąc rządzi drużyną. Staje się on jej naczelnikiem, przeto może kontrolować pozostałe osobowości i narzucać im działania pod siebie.
O miano dominanta, niemalże przed chwilą stanął Iscar. Mężczyzna miał na celu wzbudzić agresję słowną lub fizyczną, w wyniku jakiej objąłby prowadzenie. Notoryczne poniżanie przez przełożonego sprawia, iż tracisz cierpliwość, musisz się wyswobodzić. Szukasz czegoś co wypełni pustkę po braku poszanowania tylko dlatego, że pochodzisz z innego rejonu świata tudzież reprezentujesz odmienną rasę.
Ale jak to w życiu bywa, gigantyczne plany ulatniają się niczym popiół. Z dużej chmury jest mały deszcz, też powiadają. Pomimo agresywnego odwetu Danarima, Mordred łagodzi sytuację. Magią słowotoku zalewa żarzące się ostrza. Tak jak woda studzi zapał rozpalonej stali, czego efektem jest ten niesmaczny syk pary. Tutaj obraca się to raczej w kupę warknięć. Pierw skaczą sobie nawzajem do gardeł, a potem ruszają w wytypowanym kierunku.
Kierunku, którego wybór wiąże się z pozostającą za plecami mgłą. Wytwór matki natury z każdym krokiem oddala się od trójosbowej karawany. W końcu idą w głąb lasu, gdzie dziwnym trafem nie ma już żadnych udziwnień pogodowych, jakieś czary czy co? A może tylko mijali styk różnych mas powietrza. Ważne, że teraz widok jest czysty. Dookoła znowu śnieg, nieco cieńszy niżeli ten przy drodze, jednakże wciąż dostatecznie głęboki aby utrudniać przechadzkę. Regularne choinki również nie ułatwiają translokacji. Za każdym razem musisz złapać tę gałąź i uchronić twarz, podnieść nogę bo wystaje gruby badyl itp.
Podróż nie ma końca, towarzyszy jej niemiła wymiana zdań, bo pewnie Danarim nie odpuści odwetu za ostatnie komentarze elfa. Tylko biedny Mordred stoi między młotem, a kowadłem. No a przecież sam ma własny problem! W dodatku powraca udręka głodu, dzika wędrówka może męczyć chłopaków, więc chętnie przegryźliby choćby niewielki kęs. Tyle wystarczy, by zaspokoić wymogi żołądka.

Lewa, prawa, lewa, prawa, krzak omijasz, lewa, prawa, lewa, prawa. Wycierasz nos, bo smarki lecą z zimna. Zgniatasz własne palce by pobudzić krążenie. Przełykasz ślinę i oglądasz, jak para bucha z ust. Powoli oczy spowija magia snu na skutek zapadającego wieczoru. Księżyc wije się na szczyty chociaż jeszcze jasno. Aż tu nagle otępienie!!! Przed mężczyznami widnieje stos... No właśnie czego? Bardzo licznego żelastwa, zaczynając od skórzanych pancerzy przez wielowymiarowe kolczugi po tęgie hełmy z klapą na twarz. Co więcej, zestaw ściśle przydatnej broni: kilkanaście jednoręcznych szabel, długie łuki, strzały z dębu, sztylety i utwardzane kije bojowe. Nie zapominając o 9 skrzyniach z nieznanym asortymentem, wszystkie zamknięte na kłódkę. Całość ułożono w spójny stos, który otaczają cztery wkopane w ziemie kryształy o szmaragdowej poświacie. Natomiast,na jednej ze skrzyń, centralnie w stosunku do pozostałej czwórki kryształów, usytuowano większy, tym razem niebieski kamień.
Takowy widok przywitał naszych bohaterów, aż oczy świecą się na owe skarby. No właśnie, nie tylko oczy, albowiem spadająca na krainę noc odsłania dziwne zjawisko. Od czasu do czasu widać, jak pomiędzy otaczającymi zbiór kryształami przedziera się mistyczna fala błękitnej poświaty/ energii. Lepiej zachować ostrożność, gdyż tuż obok materiałów leży martwa wiewiórka, jakby spalona żywcem. Toż to dziwne, bo nie da się wznieść w tych warunkach płomieni...
Z resztą, nie pierwsza anomalia i nie ostatnia. Może zwierze się czymś zatruło, dlatego wygląda, jak potraktowane piorunem. Ważne, że cel został osiągnięty! Cel, którego granice wyznaczają skałki ziemne, co ciekawe niebieski minerał jest na wyciągnięcie ręki od granicy nakreślonej przez te kamienie.

Spoiler:

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

183
Ruszył przodem, nie chciał iść zbyt blisko elfa, który cały czas mu coś zarzucał.
Buty powoli przemakały mu od śniegu, który co chwile się roztapiał. Cieńskie skórzane obuwie nie było odpowiednie na takie warunki, ale nie spodziewał się, że ładunek może być schowany głęboko w lesie, pośród śniegu.

-Elfie, elfie, elfie..., zarzucasz mi jakieś pierdoły. Widocznie twój elfi zmysł nie zadziałał i sam nie odkryłeś, iż farmer i jego synowie to pieprzeni bandyci.
Zasnąłeś podczas warty na krześle, syn farmera Cie prawie zabił, i jeszcze sprowokowałeś demona, twoją przydatnością mogę sobie co najwyżej dupę podetrzeć.

Obrócił się na moment i spojrzał na elfa.
-Sugerujesz, że demon pozabijał by ludzi w mieście? No i co, kurwa, z tego? Im więcej by ich zdechło, tym mniej by zostało do pilnowania, nie dbam o to.
Przyspieszył tempo i ruszył dalej za rozrzedzającą się mgłą.

Ja rasistą, pieprzony elf, zero tolerancji dla mojej nietolerancji, i dziwić się, że nikt elfów nie lubi. - Powiedział do siebie w myślach. Elf starał się sprowokować Danarima do rękoczynów, przynajmniej tak myślał strażnik. Ale arogancja człowieka i jego poczucie wyższości nad elfami sprawiały, że każde słowo z ust Iscaira jedynie prowokowało agresywny odzew, a następnie spływało po nim jak woda po kaczce.

Nagle znaleźli się przed tym czego szukali, stos broni, miecze, łuki, sztylety, kije bojowe, dla każdego coś dobrego. Kilka zamkniętych skrzyń, i dziwny kamyk oraz spalona wiewiórka.
Danarim zaczął powoli łączyć fakty, nie znał się na magii, ale przyszło mu do głowy coś dziwnego.
-Może ta mgła to część zabezpieczenia tego ładunku? - Powiedział do towarzyszy, po czym zaczął odsłaniać śnieg pod nogami. Szukał jakiegoś małego kamyka, gdy tylko go znalazł, rzucił w kierunku skrzyń. Chciał sprawdzić, czy nie ma tutaj jakiejś pułapki, lub innego magicznego zabezpieczenia.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

184

Strażnik pochylił się po kanciasty kamyk, po czym z zamachem ciska nim w kierunku ładunku. Ku zdziwieniu jego oraz towarzyszy, skalny odłam rozpada się na ziarna piasku. W momencie styku z nakreśloną przez wkopane kamienie granicą, ujawniła się turkusowa kopuła, która otacza żelastwo. Niestety widać ją przez ułamek sekundy, po rozbryzgu kamyka znika, a sprzęt nadal wygląda niewinnie.

Spoiler:

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

185
Wzajemne docinki między strażnikiem i elfem, działały na sfrustrowanego już Mordreda jak chmara komarów. Siłą woli wstrzymywał się by nie odwinąć w łeb jednemu i drugiemu. Na szczęście dla wszystkich, nareszcie znaleźli to czego szukali. Górę złomu w środku lasu. Genialnie.

Mimo to jednak, jego humor nie uległ poprawie. Dotarli do celu nie dzięki swoim zdolnościom ale szczęściu głupców. Nie było jednak czasu na zżymanie się na własną niekompetencję. Mieli przed sobą kolejną trudność - towar był magicznie zabezpieczony. Nic więc dziwnego, że Mordred podsumował chyba wszystkich tu obecnych w jednym słowie.

- Kurwa.

Kamień rzucony przez Danarima, nie stał się kamieniem węgielnym a wręcz przeciwnie, zmienił się w kupkę pyłu. Wyglądało to jednak inaczej niż w przypadku martwej wiewiórki która wyglądała na spaloną. Czy mieli do czynienia z magią o konkretnych właściwościach, czy to po prostu czysta energia?

- Zapytam wbrew wszelkiej logice i szablonowi, który pokazuje, że wszystko w tej podróży mamy mieć pod górkę... Czy twój zwierzchnik nie zostawił ci jakiegoś hasła bądź klucza by dostać się do tej cholernej sterty którą sobie zażyczył? - Zwrócił się do Danarima z wyrazem twarzy ociekającym sarkazmem. Nie bardzo mógł winić o to samego kapitana, gdyż Danarim miał przesrane na równi z nimi. Mordred zastanawiał się więc nad jego odgórnym dowódcą. Czy był tak roztargniony, że nie tylko nie wskazał im dokładnego miejsca ładunku, ale też nie wspomniał nawet o barierze? A może pokładał w Danarimie tak wielkie nadzieje, że uznał to za zbędne? A może po prostu liczył na to, że kapitana szlag trafi w całej tej podróży.

Niestety Mordred nie mógł sobie pozwolić na bezkarne przejście się do tej całej szychy i walnięcie mu w ryj. Nie miał dość siły by potem bezkarnie wycinać sobie drogę przez całą straż miejską i unikać pościgu przez resztę życia.

Na razie zresztą musiał skupić się wraz z kompanami, na ominięciu bądź rozbrojeniu przeszkody. Pozwolił myślom krążyć, zajmując ręce rozplątywaniem Iscarowego łańcucha, który teraz nie był już potrzebny.

- A gdyby tak podkopać jeden z tych kryształów? Rozbić ziemię z bezpiecznej odległości na przykład kijem lub mieczami od strony zewnętrznej nie ogarniętej barierą, tak by stracił pozycję? - Byłoby to rozwiązanie aż rażąco łatwe, jednak właśnie z tego względu, powinni chyba od niego zacząć... I mieć nadzieję, że bariera nie zacznie nagle strzelać w nich promieniami energii lub błyskawicami jako zabezpieczenie przed takim podejściem.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

186
Iscar uważnie przygląda się temu magicznemu kompleksowi, podczas gdy Mordred nie pozostaje obojętny względem przełożonego Danarima. Ich pomysły zdają się być logiczne, aczkolwiek niebezpieczne. Nie można popełnić błędu w zaistniałej sytuacji. Wszyscy widzieli, co stało się z leżącą pod kopułą wiewiórką oraz rzuconym chwilę temu kamieniem. Jeżeli ktoś masz odwagę dotykać tych kamieni, niech robi to na własne ryzyko.
Innym ciekawym faktem, jaki dostrzegł elf jest strawa, że żywa materia w postaci wiewiórki, nie jest totalnie spalona na wiór; pozostały po niej szczątki. W przeciwieństwie do kamienia, który natychmiast uległ rozproszeniu w nic nieznaczący pył. Czyżby bariera inaczej oddziaływała na to co żywe? Zaiste tak jest, lecz kto jest na tyle głupi by wtargnąć na mistyczny areał, no kto?
Ludzie, elfy nie posiadły zdolności regeneracji, jeżeli bariera spali ich ciało, to już go nie odzyskają. Persaldo, czeka ich śmierć.
Chyba tyle i aż tyle szło wyczytać z mimiki białowłosego. Wstrzymywał się on od głosu, aż finalnie zarzucił jednym komentarzem.
Iscar:
- Moje zdanie i tak niczego nie zmienia wobec wszechwiedzącego kapitana, więc powiem coś po raz ostatni. Chcecie to podkopywać? Hmmm. Wydaje mi sie, że ten klejnot w środku, ten na wyciągnięcie ręki (od bariery), co stoi na skrzynce. On właśnie jest centrum. Gdyby nie był ważny, chyba nie byłby niebieski? Bo ta reszta, co otacza i wyznacza granicę bariery jest zielona...
Wtedy zakończył wywód i oparł się o jedno z drzew, tak jakby nic go już nie interesowało.

Spoiler:

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

187
Obszedł trochę barierę z dystansem, trochę z lewej strony, trochę z prawej. Wyglądało na to, że w każdym miejscu jest jednolita. Dodatkowo z kamienia nic nie zostało, wiec podobnie może stać się z nimi, gdy tylko dotknął magicznej bariery.
-Niestety, mój przełożony momentami zachowuje się jak paranoik, co właśnie widać. A rozkaz dostałem pośrednio, nie było nic o żadnej barierze, ani innym zabezpieczeniu, nie podano mi nawet dokładnej lokalizacji, ale to tym mówiłem wcześniej. - Spojrzał na Iscara, który wolał nie nadstawiać tyłka i oparł się o drzewo.
Szkoda mu było nawet śliny aby splunąć w kierunku elfa. Irytacja wcześniejszą rozmową powoli mu przechodziła.

-Kopuła może okazać się kulą, wiec podkop też jest ryzykowny. Tutaj nie potrzeba faceta z mieczem, ale jakiegoś maga co zna się na tym całym magicznym ustrojstwie.
Przez moment przeszła mu myśl aby dotknąć bariery prawą ręką, jednak wolał nie ryzykować. Gdyby teraz została ona po części zdezintegrowana, musiałby poczekać aż odrośnie, a w każdej chwili może nadejść potrzeba dobycia miecza.
Wytrzeszczył lekko oczy i zaczął drapać się po głowie, ciągle wpatrywał się w niebieski kamień, ale nic mu nie przychodziło na myśl.
-Nie mam pojęcia co możemy tutaj zrobić. Skoro wiewiórka nie spaliła się cała, a kamień rozleciał w pył. To możemy wrzucić jakieś zwierze do środka, tylko, że wpadnie tam już martwe, a to nam za wiele nie da.
Obrócił się i spojrzał na Mordreda. -Jakieś sugestie?

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

188
- Nie wiem jak bardzo selektywna jest ta bariera... - Odparł. - Ale czy gdyby była kulą, to nie zapadałaby się coraz głębiej, bo pole niszczyłoby ziemię od dołu?
- Poza tym, nie myślałem o podkopie. Jeżeli niedokładnie się wyraziłem, wyobraź sobie słup wkopany w ziemię. Jeżeli rozbijesz i rozkopiesz ziemię z jednej jego strony, nawet nie dotykając samego słupa, powinien się wywrócić, bo braknie mu solidnego oparcia. Myślałem by ruszać samą ziemię, na nieosłoniętym obszarze, możliwie blisko kamienia by dało się go wydłubać. Zresztą, kto wie... Może ziemia stanowi izolację... Wiemy, że rozbija kamienie ale trzeba by rzucić bryłką samej gleby by zobaczyć jak zareaguje.
- No chyba, że chcesz łapać wiewiórki i ciskać nimi by strącić ten niebieski kryształ. - Parsknął rozbawiony, na moment odzyskując humor, gdy wyobraził sobie tą sytuację. - Jak Iscar sam zauważył jest to pewnie najważniejszy element... Chociaż gdyby tak... - Mordred umilkł na chwilę rozważając coś w myśli i wreszcie odezwał się z namysłem. - Rośliny są żywe. Gdyby tak uciąć gałąź z drzewa, może zdołałaby utrzymać się w polu dość długo by strącić niebieski kryształ ze swej pozycji albo umożliwić obruszenie tych zielonych. Nie wiem jak bariera rozpoznaje cele, ale spróbować by można. Jak sądzisz?
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

189
-Rozkopanie ziemi z jednej strony może trochę potrwać, nie mamy łopat, dodatkowo jest zima, więc ziemia może być twarda jak mur. - Odsunął butem trochę śniegu, po czym kopnął nogą kilka razy ziemie, aby sprawdzić jej twardość, następnie wziął trochę gleby i śniegu, aby ziemia się nie rozsypała. Tak uformowaną kulkę.
-Cóż rośliny są żywe, ale może to działa tylko na zwierzęta, tego nie wiadomo, chociaż możemy wszystkiego spróbować.
Najlepiej byłoby wrzucić tam elfa, i tak jest nieprzydatny, nawet jak się częściowo spali to może kawałek doleciałby do kamienia.
-Zobaczmy czym reaguje też na samą glebę. - Wziął mały zamach i rzucił wcześniej uformowaną kulką ziemi w kierunku niebieskiego kamyka.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

191
Mordred przetarł palcami oczy. Nie wiadomo czy ze zmęczenia czy frustracji.

- Dobra. To też nie wyszło. No to spróbujmy z tą gałęzią.

Zlokalizowawszy względnie świeżo (na obecne warunki) wyglądające drzewo, ułamał gałąź i wrócił do swoich kompanów.

- Jeżeli to nie zadziała, chyba naprawdę zacznę szukać wiewiórek... - Mruknął wrzucając patyk w barierę.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

192
Rzucony patyk w ułamku sekundy zmienia się w pył. Najwyraźniej próba wprowadzenia rośliny to niepoprawna metoda wyciągnięcia niebieskiego klejnotu z bariery. Klejnotu, który jest na wyciągnięcie ręki. Jego eliminacja z pewnością zaburzy skomplikowany system tych mistycznych pól energetycznych, w wyniku czego liczne skarby będą ogólnodostępne.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

193
Przyglądał się w milczeniu temu dziwnemu polu i kryształom. Obszedł je dookoła lecz nie zauważył nic interesującego czy dziwnego co mogłoby im pomóc. Raz po raz patrzył jak pociski rzucane przez towarzyszy zmieniają się w pył gdy tylko przekroczą ową barierę. Wewnątrz umysłu przetrawiał słowa Mordreda i Danarima. Coś w jego pamięci świtało. Nie był tylko pewny co, lecz gdy usłyszał słowo izolacja olśniło go.
- Izolacja. Mordred, o to może chodzić. - powiedział nagle po dłuższej chwili milczenia - Pole, jeżeli jest kulą, nie zapada się bo ziemia to uziemienie. - powiedział odrobinę nieskładnie nie potrafiąc przekazać swoich myśli w odpowiedni sposób. Spojrzał teraz na przeszkodę z zupełnie innej perspektywy a co za tym idzie wraz z nowymi możliwościami - Przedmioty martwe się rozpadają a żywe umierają ale to nieważne, chodzi o ziemie i o to jak przedostawały się przez pole - powiedział szybko, jego mózg pracował teraz na najwyższych obrotach. Powoli zaczynał go boleć płat czołowy. Już dawno nie wysilał tak umysłu.
Podszedł do jednego z kamieni i przysiadł na nim po czym patykiem narysował na śniegu kółko i przekreślił je w środku.
- Spójrzcie, to bariera - pokazał koło - a to poziom ziemi - wskazał linie biegnąca przez koło.
Prze chwilę układał w głowię zdanie aż w końcu je wypowiedział.
- Może musimy być w stałym kontakcie z ziemią by przekroczyć pole? Przelatujące przedmioty się rozsypały. - przetarł oczy i westchnął. Pomysł był prosty, lecz nie oczywisty więc ktoś kto mógł stworzyć to pole mógł też na niego wpaść.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

194
-Nah - parsknął pod nosem i pokiwał głową. Był wkurzony, że elf wysunął całkiem logiczną teorie. Jednak cierpliwość Danarima powoli zaczynała się kończyć.
Podszedł do bariery i zaczął uważnie przyglądać się barierze. Podchodził jak najbliżej miejsca, w którym był klejnot, trzymał się na dystansie niecałego metra od bariery.
Cóż, wiewiórka zazwyczaj skacze z drzewa na drzewo, mogła nie być uziemiona, jednak glina rozleciała również się spopieliła. Dużo nie zaryzykuje, ale warto spróbować. Mam już dość biegania po lesie z elfem za jakimiś skrzynkami.
-Oby ryzyko się popłaciło. - Powiedział, po czym przykucnął lekko i włożył prawą rękę w barierę. Jeżeli nie została od razu z popielona, to spróbował chwycić kamień, który tworzył magiczną barierę. Nie było to najrozsądniejsze z jego strony. Zastanawiał się kto zostawia barierę, która niszczy kamienie i zabija zwierzęta, a przepuszczała by człowieka, tylko dlatego bo jest uziemiony i trzyma stały kontakt z ziemią. Wkładając rękę wgłąb bariery wstrzymał oddech i zmrużył oczy, mógł mieć tylko nadzieje, że w razie nie powodzenia spopielona zostanie tylko ręka, a nie on cały.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

195
Wprowadzona na obszar bariery dłoń, powoli zaczyna tracić wierzchnie warstwy okrywające.
Z każdym zagłębieniem, z każdą sekundą coraz to większa ilość kończyny ulega degradacji.
Począwszy od dłoni aż po ramię, bohaterowie mogą dostrzec, jak naskórek rozpływa się w powietrzu, niemalże ulega spaleniu. Tuż po nim przychodzi czas na skórę właściwą; widok okropny, bowiem mistyczne energie zdzierają czerwonawą powłokę ciała. Z tej powłoki wydzielają się płyny, żółtawe gluty ściekają na śnieg, to świadczy o przedarciu się do warstwy podskórnej. A spadający płyn jest niczym innym, jak tłuszczem. W dodatku bardzo śmierdzącym podczas spalania, aż stojący nieopodal towarzyszę mogą wyczuć ten niemiły smrodek.
Pomimo tego wszystkiego, Danarim wciąż nie ustaje, tym samym opuszkami palców sięga za niebieski klejnot. Kryształ jest śliski, więc ciężko go posiąść. Fortunnie tężyzna fizyczna oraz wytrwałość w dążeniu do celu owocuje całkowitym przejęciem kamienia. Ale co to? Wzniesienie wraz z próbą wyciągnięcia nie zmieniają niczego, bariera nadal egzystuje. Czasu jest coraz mniej, bowiem ręka zaraz zniknie na zawsze. Przeto kapitan stawia wszystko na jedną kartę, resztkami sił tudzież resztkami kończyny wyciąga kryształ poza obszar kopuły. Wnet bańka pęka, a siła wybuchu odrzuca człowieka na dwa metry; oszołomiony ląduje na śniegu. Co z tym fantem poczną jego towarzysze, czy elf pomoże koledze? Zwłaszcza, że będzie owej pomocy potrzebował, gdyż jego ręka przypomina oskubaną ptasią nóżkę, same wiszące ścięgna na kosteczkach.
Ale to nie koniec niespodzianek!!!
Bańska zniknęła, a jednocześnie z nią znika wszechobecna mgła. Teraz droga po wóz jest prosta, można go przyprowadzić i załadować ekwipunek.

Wróć do „Saran Dun”