Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

46
Nie miał nic przeciwko niezobowiązującej rozmowie by zająć czymś czas podróży. Jego profesja nie kryła też wielkich tajemnic więc nie krępował się z odpowiedzią.

- W moim przypadku, to praktycznie rodzinna tradycja. Rodzice są najmitami, a że trzymali mnie blisko, najłatwiej mi było się tego nauczyć. - Mówił lekko. Bez napięć czy drgnięć w głosie, które wskazywałyby na jakieś mroczne tajemnice, bo w istocie nie uważał by takie posiadał.

- Co do moich preferencji zarobkowych, nie lubię mokrej roboty. Ciągnie się po tym smród jak za pospolitym ruszeniem i zostaje niesmak. Wolę złapać się czegoś względnie legalnego, czym nie narobię sobie wrogów. - Stwierdził, błądząc wzrokiem po okolicy.
- A przynajmniej nie takich których żal byłoby zabić... - Ostatnią uwagę wypowiedział półgłosem, jakby do siebie i odwołując się do czegoś niewspomnianego.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

47
Rozcierał ramiona i co chwilę chuchał na dłonie by je ogrzać. Nie pomagało. Po raz kolejny pożałował, że nie ubrał się cieplej. Zacisnął zęby by nimi nie szczękać i spojrzał na mijany przez nich krajobraz.
Za dużo śniegu. Stanowczo za dużo. Nic w tej chwili nie drażniło go bardziej niż ten przeklęty biały puch. Obiecał sobie w duchu odnaleźć ołtarz Boga odpowiedzialnego za śnieg, mróz i resztę tego tałatajstwa i obficie go sprofanować.
Spojrzał na Danarima gdy spytał ich kim są. ~Akurat cię to obchodzi.~ pomyślał i wrócił do chuchania na dłonie.
Mordred wyjątkowo szybko się odezwał, więc elf odczekał aż ten skończy mówić po czym sam zaczął.
-A czy ja wyglądam na najemnika? Jest robota to się jej łapie. - rzucił powstrzymując szczękanie zębów - W Salu byłem rybakiem, robotnikiem, kucharzem w różnych knajpach i tak dalej. - wymienił kilka zawodów, jednocześnie zdradzając miejsce z którego mógłby pochodzić.
-Jeżeli też trzeba to się biję. Lecz to raczej rzadko. - dodał bez przekonania. Nie było łatwo utrzymać taki wygląd jak jego w tajemnicy a na świecie jest mnóstwo osób które boją się tego czego nie rozumieją. A gdy człowiek się czegoś boi, najczęściej chce się tego pozbyć.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

48
Nadszedł czas, w którym wymiana informacji zachodziła nadzwyczaj naturalnie. Wciąż wyczuwalne obawy, podejrzenia oraz uprzedzenia dodają kolorytu chłopskiej gawędzie. Żaden z nich nie wybiera za przyjaciela ciszy, nawet cierpiący z powodu chłodu elf, wtrąca swoje trzy grosze.Chyba zaczyna się między nimi układać, lub udają przez wzgląd na wspólny interes. Ciekawe kiedy Panowie zaczną okazywać sobie troskę tudzież uczucia? Od zawsze wiadomo, że wspólne przygody rodzą najsilniejsze przyjaźnie. Chociaż słyszano również odmienne historie. Historie, gdzie brat zdradza brata tylko po to, żeby zaspokoić własną potrzebę, albo żeby być po prostu lepszym. Niezbadane są motywy ludzi, elfów i krasnoludów, że o orkach nie wspominając.
Bez względu na to, jakie relacje łączą i będą łączyć towarzyszy, czeka ich jeszcze długa droga, póki co sprzyjająca.
Dookoła niej rozprzestrzeniony niemal wszędzie biały puch. Przysłania on zielone drzewa, pokrywa wszystko na ziemi, włącznie z prowizorycznie oznaczonym traktem pomiędzy Saran-Dun i Qerel.
Warstwa śnieżna poza szlakiem jest o wiele większa, wszakże nie na tyle duża, aby nie dostrzec hasających po niej zwierząt.
Właśnie podczas rozglądania Iscar doświadcza widoku rodziny zajączków. Trzy szaraczki i jeden białasek, które kicają na granicy krzewów. Aż tu nagle ! Brrrrr.... Żołądek przypomina o swych potrzebach. Akurat elf był tym szczęśliwcem, jaki wyemitował wstydliwą gamę burczeń.
Co nie zmienia faktu, iż reszta chłopaków również cierpiała z powodu głodu. Wczorajsza zupka nie wystarczy na długo. Kiszki grają marsza, a przez to nawet latające po niebie wrony wydają się smakowite. Bez wątpienia musieli coś przegryźć no i się napoić, z tym że w dobie wszechobecnej zimy zdobycie wody nie jest kłopotem;" gorzej z żarciem "- pomyślał Mordred.
Ku ich zdziwieniu na horyzoncie wyłonił się inny wóz. Najwyraźniej zmierzał do Saran-Dun.
Już z daleka było widać, że woźnica to stary człek, a obok niego widnieje najprawdopodobniej sylwetka chłopca, który wcina jakieś warzywo. Podróżnicy nie powinni sprawić problemu, wręcz przeciwnie mogą udzielić wartościowych informacjami na temat dokładnego położenia mężczyzn. Taka wiedza byłaby niezmiernie przydatna w obraniu odpowiedniego tempa jazdy.
Ale zanim dojdzie do spotkania, będzie trzeba poczekać, gdyż dzieli ich nie lada kawałek drogi.
Spoiler:

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

49
Powóz sunął powoli traktem, a on strzelał od czasu do czasu wodzami aby pogonić konie. Rozmowa jakoś się kleiła, jednak był trochę zdziwiony odpowiedzią Mordreda. ~Uczciwy najemnik się znalazł, co to pancerz ma jakby na smoka polował. - Pomyślał, gdy usłyszał jego odpowiedź.
Przy tym pytaniu elf wydawał mu się bardziej wiarygodny. Robił co popadło, i gdzie popadło, byle mieć najedzenie. Przynajmniej na takiego wyglądał.
Czas mijał, a jego brzuch domagał się kolejnego posiłku. Nie zjedli zbyt wiele, a siedzenie na mrozie sprzyja apetytowi.
Na horyzoncie zauważył jakiś wóz, starszy mężczyzna z chłopcem. Prawdopodobnie to jego syn, jednak ważniejsze jest, iż wyglądają jakby mieli jedzenie, w końcu dzieciak coś tam przygryza.
Zostało mu 180 monet z tego, co komendant dał mu na wydatki przy tej misji. To powinno wystarczy, nie zamierzał dokładać ze swojej sakwy.
-Można od nich kupić jedzenie, o ile będą chętni do handlu. -Powiedział, po czym ponownie spojrzał na zbroje Mordreda.
-Gdzie dorwałeś taki pancerz, nie jednego bogatego rycerzyka widziałem, co w gorszym wdzianku musiał paradować.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

50
Na wzmiankę o zbroi na ustach pojawił mu się półuśmiech.

- Tak... Z własnej kieski bym raczej nie mógł sobie na to pozwolić. Dostałem ją od tego samego szaleńca co mój miecz. - Niemal bezwiednie powiódł dłonią po rękojeści, gestem który wydawał się wręcz czuły.

- O tyle o ile mogę stwierdzić, był bezsprzecznie obłąkany i wszystko wydawał się robić dla własnej przyjemności... - Przez moment jego oczy zamgliły się czymś co można by poczytać za odległy terror. - Kiedyś zostawił mnie w środku gorącej, wilgotnej dżungli w pełnej zbroi i kazał "zapierdalać za pinkiponkiem" jak określił mały błędny ognik który miał mnie wyprowadzić... Zanim zacznie się monsun. - Gdyby zażenowanie widoczne na twarzy Mordreda i słyszalne w jego głosie przyjęło bardziej namacalną formę, unosiłoby się teraz nad nimi jak chmura gradowa.

- W każdym razie otrzymałem je jako swoistą nagrodę za dostarczenie mu rozrywki. - Zakończył już zwyczajnym tonem.

- A wracając do tamtej dwójki... - Gestem dłoni wskazał na drugi wóz - Istotnie dobrze byłoby zakupić żywność. Może nawet mieliby coś czym nasz zmarznięty elf mógłby się okryć. - Zamilkł na moment w zastanowieniu, jednak wkrótce mówił dalej. - Nie wiem jak stoimy z funduszami, ale można spróbować zaoszczędzić, na zasadzie "przysługa za przysługę". Tych dwoje nie wygląda na specjalnie silnych. Może zechcą użyć silniejszego ramienia albo dwóch, choćby do pomocy z wozem. Przy czym trzeba pamiętać, że ewentualnej pomocy, będziemy mogli użyczyć tylko my dwaj. Iscar raczej nie zdoła utrzymać nic w rękach w tym stanie. - Zakończył swój dość długi jak na niego wywód, w zamyśleniu przypatrując się zającom które przed chwilą dostrzegł Iscar.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

51
Na białych połaciach w końcu pojawiła się jakaś odmiana. Wóz. Elf dojrzał na nim starszego mężczyznę i młodego chłopaka. Jeżeli to kolejni bandyci to będą przygotowani. Zabijanie kolejnych, teoretycznie niewinnych ludzi mijało się z kodeksem moralnym elfa, który był co prawda elastyczny, lecz mordowanie rzadko w nim występowało. Chciał coś powiedzieć na temat zbliżających się ludzi ale przerwało mu głośne burczenie. Dopiero po chwili zorientował się, że to z jego własnego brzucha.
-Jeżeli nie będą chętni do handlu to mogę z nimi porozmawiać. - zaproponował - Jestem dosyć dobry w naginaniu innych do mej woli. - wraz z pytaniem Danarima spojrzał na pancerz Mordreda. Wcześniej mu się nie przyglądał zbyt uważnie, lecz zbroja nie wydawała mu się tak ciekawa jak oręż czarnowłosego. Przyglądał się w milczeniu mieczu mrużąc oczy i słuchając wywodu jego właściciela.
-Dziękuje za troskę. - zwrócił się do pomysłodawcy zakupienia ubrania -I nie martw się. Utrzymam w rękach to co będzie wymagane. - uśmiechnął się przekrzywiając głowę lekko na bok i nie przerywając przyglądania się mieczowi.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

52
Obcy powóz powoli zbliżał się do podróżników. Co prawda wciąż pozostając daleko, ale ciągle w tym samym tempie pokonywał tę samą trasę. Spotkanie było tylko i wyłącznie kwestią czasu. W dodatku jeden z wozów będzie przymuszony do zjechania lub przystania. Spowodowane jest to faktem ,iż drogą po jakiej kursują jest zwyczajnie za wąska dla dwóch bryczek. O tym, póki co nie pomyślał żaden z kompanów. Natomiast poruszyli oni temat zbroi Mordreda i dalszego postępowania. Wciąż bez konkretów, gdybali o "dupie marynie". Aż do momentu, gdy czarny wojownik zauważył, iż jeden z pobratyńców przenikliwie analizuję jego oręż.
" Co on tam widzi? Może coś wie ? Nie... Niemożliwe " - pomyślał.
Spoiler:

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

53
Powóz sunął po trakcie, a koła zapadały się w śnieg. Wlekli się jakby to muły go ciągnęły, a nie konie. Jednak drugi wóz był coraz bliżej, a trakt nie pomieści ich obu. Ktoś będzie musiał zjechać na pobocze i ustąpić drugiemu.
Zamachnął się wodzami, aby popędzić konie. Jego nogi powoli drętwiały od siedzenia w jednej pozycji, chciał je trochę rozprostować, ale jeszcze kawałek drogi przed nimi.
Postanowił, że będą jechać środkiem traktu, w tym celu szarpnął lekko wodze, aby konie skręciły równo na środek. Woźnica drugiej bryczki powinien zorientować się, że nie zamierzamy zjechać. A gdy znajdą się na poboczu będzie można spokojnie porozmawiać o wymianie handlowej.
-My mamy złoto, oni jedzenie. Prosta i szybka wymiana, nie mam zamiaru wdawać się w kolejną walkę, czy im w czymś pomagać. Każda chwila zwłoki działa na naszą niekorzyść. - Wszystko było już ustalone, ale zamiast myśleć o transakcji i dogadaniu się z przejezdnymi, on rozmyślał o tym co powiedział Mordred. Nie wiedział czy to jakaś bzdurna historyjka i kpina w jego kierunku. Nie jedno w życiu widział, ale cała opowiastka brzmiała dosyć dziwnie. Chociaż wygląd Mordreda był równie dziwny i może nawet pasuje on do tego o czym opowiadał.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

54
- Ty trzymasz złoto. Jak uważasz. - Odparł wzruszając ramionami. Nie widział sensu wykłócać się z pracodawcą o swoją luźną sugestię. Na tyle na ile zaobserwował, Danarim przejawiał naturę raczej nieustępliwą, a Mordred nie miał ochoty na przepychanki o rolę barana przewodnika w stadzie. Jeśli ich mała grupka miała funkcjonować, powinni unikać zgrzytów o pierdoły. Jeśli to Mordred musiał być w tym względzie elastyczny, jakoś to zniesie o ile nie będzie to kolidować z jego własnym systemem. Choć osobiście uważał, że strażnik mógłby być mniej oporny wobec zwykłych ludzi. Na przykład nie upierać się w zajmowaniu drogi. Ale cóż, bywają takie charaktery. Pewnie pomaga mu w obchodzeniu się z półświatkiem. Póki co Mordred miał nadzieję, że drugi wóz, zdoła ich wyminąć. W przeciwnym razie mogą być zmuszeni do wycofywania się i przepychania i diabli wiedzą co jeszcze. Niestety nie mógł przewidzieć sprawności drugiego pojazdu.

Zauważywszy spojrzenie Iscara, odwrócił się w jego stronę.
- Coś cię ciekawi? - Zapytał bez przygany czy groźby. Za samą ciekawość łbów nie urywał... Bez wyraźnego ostrzeżenia.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

55
Przesuwali się powoli do przodu. Dosyć mozolnie. Dopiero po chwili elf zorientował się, że oba wozy nie zmieszczą się na drodze i jeden będzie musiał zjechać na pobocze. Po krótkiej znajomości z Danarimem mógł bez wątpienia stwierdzić, że ich wóz nie zjedzie, choćby mieli się zderzyć. Trudny charakter i wycieranie sobie gęby tytułem Kapitana Straży były aż nazbyt widoczne.
Wcześniejsze wproszenie się do domu wieśniaków bez wyraźnego "Czy moglibyśmy..." i późniejszy samosąd i zabicie tego starca. Uczciwy strażnik miejski chyba tak nie postępuje, prawda?
Te i podobne myśli zaprzątały głowę Iscara aż z zamyślenia wyrwał go głos Mordreda.
-Ciekawi? - zdziwił się i zorientował, że przez cały czas patrzył się na oręż czarnowłosego - Nie...nic. - powiedział wciąż lekko zamyślony co mogło dosyć podejrzanie wyglądać.
Spojrzał na zbliżający się w ich stronę wóz ~Zapewne pan świecący przykładem kapitan straży skonfiskuje im jedzenie gdy nie będą chcieli handlować, oczywiście dla "dobra ludu" błyśnie znakiem straży i po kłopocie.~ pomyślał teraz gapiąc się na wóz.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

56
Koła wozu podskakiwały na kamieniach z traktu, by ponownie zapaść się pod śnieg. Wozy zbliżały się powoli w swoich kierunkach. Danarim zaczął spowalniać konie. Miał nadzieje, że starzec nie odbierze tego jakoś źle. Z daleka ich trójka mogła wyglądać dosyć podejrzanie.
Zaczął przyglądać się koniom, jakie były przypięte do wozu, który jechał z naprzeciwka. Przez głowę przeszła mu pewna myśl, którą szybko zbył.
Dopiero teraz uświadomił sobie, że mogą oni mieć zapasy tylko dla siebie, a ich wóz może być zupełnie pustym środkiem transportu. Trochę go to zaniepokoiło, nie chciał zabierać resztek jakimś wieśniakom.
Przez głowę przechodziło mu wiele myśli. Również zaczął rozważać, czemu został wysłany sam i zmuszony do wynajęcia osób trzecich. Ciągle miał podejrzenia do transportu zaopatrzenia, który miał odebrać i dostarczyć. Chociaż znał też głupotę nowego komendanta, wiedział, że jest on zdolny do wysłania jednej osoby po coś ważnego, bez żadnej ochrony.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

57
Lakoniczną odpowiedź elfa przyjął wzruszeniem ramion. Gdy Danarim także milczał, przez chwilę zapanowała cisza. Mordred jednak przerwał ją by poruszyć temat który chodził mu po głowie odkąd zobaczył zające.
- Powinniśmy zaopatrzyć się w broń dystansową. Można by coś upolować. Szkolili was w straży w korzystaniu z kuszy? - Z tym pytaniem zwrócił głowę bezpośrednio w stronę Danarima.
- Ja pewnie umiem załadować i wystrzelić bez zepsucia jej, ale z celowaniem gorzej. Niestety nie sądzę by ktoś z nas potrafił zastawiać sidła by złapać coś bez użycia bełtu...

Po tych słowach, opierając brodę na dłoni, ponownie zamyślił się, szukając alternatyw i planów awaryjnych, na wypadek niepowodzeń.

Danarim jako przedstawiciel władzy, najlepiej będzie działał w terenach miejskich, gdzie może użyć autorytetu. Ale na tych pustkowiach, jak dowiódł przykład z chaty, respekt dla strażnika nie jest trwałą walutą. Potrafi walczyć, ale nie wszystko da się załatwić siłą.

On sam najczęściej był tarczą. Jeśli mógł się czymś szczycić, to wytrzymałością i uporem w utrzymaniu się przy życiu, choćby miał się czołgać do lazaretu. Ale zwykle dobierał mocodawców tak, by oni mogli zająć się zaopatrzeniem gdy on pełnił rolę ich stróża. Tym razem zaopatrzenie było praktycznie nieistniejące i na co komu tarcza jeśli to głód i pogoda ich morzy? Nie sądził by zdołał w razie czego zawlec obu towarzyszy naraz w bezpieczne miejsce o ile takie tu istnieje. Nadludzkich sił nie miał a determinacja może nie wystarczyć.

Iscar był na razie elementem niewiadomym. Wiadomo tylko tyle, że potrafi dać w łeb tym kijem. Ale to czyniło z nich tylko trzech wojaków bez prowiantu. Ponadto elfy opierają się głównie na zręczności a taki mróz bardzo tępi refleks i ręce sztywnieją, więc sprawność bojowa i ewentualne nieujawnione jeszcze zdolności ich kompana, są nadszarpnięte. Nie mówiąc już o tym, że grozi mu hipotermia...

Na chwilę obecną nie widział żadnego wyjścia. Bez pewnej dozy szczęścia, jeżeli będą co rusz napotykać trudności, to szlag ich wszystkich trafi nim nawet dojadą do Qerel...

Swoimi obawami nie obarczał jednak kompanów, bo nie zmieniłoby to nic za wyjątkiem dorzucenia im na plecy dozy przygnębienia i irytacji. Jedynymi zewnętrznymi przejawami jego zmartwień było nieznaczne zgrzytnięcie zębami i bezwiedne dotknięcie rękojeści swojego bastarda.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

58
Spojrzał na Mordreda gdy ten zaczął wywód o broni dystansowej i polowaniu. Dosyć gadatliwy jak na barbarzyńce. Na zwykłego wojownika Iscarowi nie wyglądał na rycerza tym bardziej, więc barbarzyńca było najlepszym określeniem.
Wóz podskoczył na kamieniach co wyrwało elfa z zamyślenia.
-Zaraz się wystarczająco zbliżymy. - odchrząknął - Zdało by się coś zrobić. - rzucił i usiadł wygodniej.
Nie podobało mu się tu. Było zimno i nieprzyjemnie. Do tego ta cała sytuacja. Powinien być już dawno w byłym domu i wypytać co się stało z ojcem. Dokładnie. Taki sukinsyn na pewno nie umarł śmiercią naturalną. Elf zastanawiał się tylko czy zabiła go matka, któraś z córek czy ktoś z poza rodziny?
- Mordred, nie sięgaj po broń gdy tylko spotykamy kolejnych wieśniaków. - zauważył, że czarnowłosy tyka swej broni - Nie każdy to przecież przestępca. - zaakcentował ostatnie słowa z wyraźnym wyrzutem. Pytanie tylko czy do Mordreda czy do Danarima?

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

59
Nad traktem zbierały się ciemne chmury, oświetlone przez promienie porannego słońca. Mimo nadchodzącego zachmurzenia, światło przecinało tę stłoczoną rozpadlinę gazów. Oczywiście nikt nie zauważył, jak pogoda ulega pogorszeniu. Wszyscy skupili się na nadchodzącym spotkaniu. Spowodowało ono nawet nie lada dyskusje, która ostatecznie zbiegła na inne, bardziej osobiste tematy. Polepszając jak i rujnując męskie relacje.
Całe szczęście więcej rozmów nie będzie, bo na przód wysuwał się biały wóz, jakby z brzozy albo innego drzewa. Z zewnątrz siedział starzeć wraz z młodzieńcem, a za nimi coś na styl karety z wbitym parasolem. Również biały, łopotał na wietrze i słabo chronił przed potencjalnym siekącym śniegiem, ale nie przeszkodziło to woźnicy w rozkoszowaniu się widokami. W ogóle staruszek sprawiał wrażenie człowieka, który nie przejmuje się spotkaniem albo je specjalnie ignoruje. Być może był na tyle stary, że wszystko mu jedno, albo na tyle głupi, że nie zdawał sobie sprawy z zagrożeń jakie panują na tych trasach.
Tak czy siak konie obcowały zbyt blisko siebie, więc w celu zniwelowania zagrożenia związanego ze stłuczką; Starzec ściągnął wodzę w lewo, prze to jego wierzchowce zrobiły to samo. Powoli okrążały wóz z Danarimem, Mordredem i Iscarem. Ostatni z trójcy zauważył, w wymijającym ich transporterze, roztrzaskane okno przez które wpadał wiatr. Czyżby ktoś wcześniej ich napadł? W niszach z szaro-białego drewna udało się również dostrzec trochę książek i zamkniętych skrzynek, lecz bez wyeksponowanego jedzenia. Reakcja podróżników wymagała dynamiki, bo lada chwila pożegnają czterokołowca.

Spoiler:

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

60
Wóz powoli zwalniał, a drugi zbliżał się z naprzeciwka. W między czasie zastanawiał się, czy pytanie Mordreda było poważne. Jakoś nie zamierzał biegać po lasach za zwierzętami.
Człowieka wytropiłby w dżungli, czy w górach podczas śnieżycy, znał się na tym. Jednak z polowaniem na zwierzęta nie miał żadnej styczności.
-Strzelać z kuszy każdy wieśniak potrafi, ale trafić, to już inna sprawa. - Odrzekł dosyć wymijająco. Znał się trochę na mechanice, to i sidła potrafiłby skonstruować. Gorzej u niego z wiedzą gdzie je zastawić, czym zakryć i kiedy sprawdzać.
Zauważył, że pomimo niezbyt szerokiego traktu, woźnica próbuje ich wyminąć. Nie miał za wiele czasu na reakcję. Szybko poderwał się z siedzenia i zostawił lejce.
Obrócił się w kierunku przejeżdżającego obok wozu. Mógł gwałtowanie zawrócić konie co doprowadziłoby do lekkie zderzenia obu wozów i zatrzymania ich, lub mógł też przeskoczyć na niego i kazać woźnicy go zatrzymać. Zauważył jednak, że są to jacyś biedni ludzie, a ich wóz nie był w najlepszym stanie.
-Zatrzymaj wóz, musimy go przeszukać! - Krzyknął poważnym tonem, po czym spojrzał na woźnice.
Gdyby powiedział, że chcą handlować, woźnica mógłby ich zignorować i pojechać dalej, a zatrzymanie wozu pod pretekstem przeszukania powinno przynieść lepszy skutek.

Wróć do „Saran Dun”