Re: Dolne Miasto - gospoda "Dobre Piwo" i okolice

31
Wpuszczając dziewczynę do środka lekko się zmartwił. Nie. To nie było zmartwienie. Stał się bardziej podejrzliwy i czujny, wyczuwając gdzieś nieopodal jakieś niewidzialne zagrożenie, czające się na zewnątrz - wśród ognia świecy, której światło wpłynęło do jego pokoju za Janną. Zmarszczywszy czoło zamknął drzwi, przekręcając również klucz w zamku. Odwrócił się do dziewczyny i poczuł lekkie ukłucie bólu. I wtem nadejdzie dzień, gdy płomienie sprawiedliwości i prawa rozgorzeją na ciałach grzeszników. Tych, którzy ukryją się przed mym młotem. Pomyślał, pocieszając samego siebie - takie egoistyczne zdarzały mu się rzadko, ale zdarzały się. Chciałby mieć ich wszystkich dla siebie - tysiące grzeszników, którym łamałby palce i ich bólem oraz cierpieniem podarować im łaskę. Wyrządzić im więcej bólu, niż oni sami wyrządzili. Ciekawe, czy w piekle będę miał swój młot. Chociaż pycha to grzech, to wydaje mi się, że Sakir wybaczyłby mi moje żądne chwały oraz sławy myśli. W głowie Inkwizytora pojawił się obraz. Jego obraz, stojącego dumnie wśród piekielnych płomieni, ze swoim wiernym Młotem na Czarownice naprzeciwko wszelkim demonom i bogom Dwimira, z którym chętnie by się spotkał, by spojrzeć mu nieustraszenie w oczy, cierpiąc piekielne katusze. Starczy przyjemności na dzisiaj. Nawet gdybym stanął na przeciwko boga przeciwnemu Sakirowi, nie mam pewności, że byłbym w stanie trzymać strach na wodzy. Niemniej nadal bolało go, ile grzechu i cierpienia znajduje się w ludziach. Na przykład taka Janna, którą pewnie biorą sami łajdacy, następnie ją bijąc.

Słysząc jej słowa, zmienił wyraz twarzy na tak pobłażliwy, na ile tylko pozwalała mu jego budowa i umiejscowienie brwi, które od wiecznej powagi i gniewu były nie przyzwyczajone do troski i współczucia. Swój młot postawił obok krzesła, na którym usiadł, długą, masywną dłonią sięgnął do twarzy dziewczyny i przesunął nią po jej policzku, próbując zetrzeć łzy - Jestem człowiekiem boga. Jestem jego sługą i jego synem. Jam jest Młot Boży, syn Sakira. Moje życie należy do niego. Składałem przysięgi oraz śluby, które nie pozwalają mi na to, bym miał tak intymny kontakt z kobietami. Nie mogę ich złamać, przykro mi. Nie oznacza to oczywiście, że Ci nie zapłacę. Zapłacę Ci tyle samo, nawet podwójnie. Tylko, że za rozmowę. Porozmawiamy sobie, poznamy się. Może wydaje Ci się, że niczego nie wiesz, ale ja sądzę, że dowiem się od Ciebie paru istotnych rzeczy, które wydają Ci się nieważne - zakończył swój monolog z uśmiechem odsuwając się od łóżka i siedzącej na nim Janny, mimowolnie rzucając zaniepokojonym spojrzeniem w kierunku drzwi. Wstał, zasunął delikatnie zasłony i ciężko usiadł ze skrzypnięciem mebla. Nie każdy pokój przygotowany został na istnego olbrzyma.

- Dawno nie rozmawiałem z żadną kobietą w środku nocy. Ale, przejdźmy do sedna... Jak zapewne wiesz, cierpię na duży brak informacji. Wiem, wiem - tutaj zatrzymał gestem dłoni i delikatnym uśmiechem wszelakie odpowiedzi i próby zaprzeczenia przez dziewczynę. Każdego da się oszukać. Każdego da się przesłuchać. Przyjaźnią, miłością, pieniądzem, torturami. Musiał się dowiedzieć czegokolwiek, a z nią nie pomogą żadne brutalne metody, których i tak nie chciał używać - ona była tutaj pokrzywdzoną, której losem się przejął - Nie musisz się mnie bać. Nie chcę, byś czuła się skrępowana. Widzę na Twojej twarzy siniaki. Z pewnością powiesz, że to nic. Niemniej Ci, którzy zadali Ci ten ból, mogą coś wiedzieć. Nawet jeśli nie będą wiedzieć, to trudno, mogę zaryzykować. Możesz mi powiedzieć, gdzie ich znajdę. Przejdę się do nich z moim młotem, dowiem się czegoś, lub nie. Na pewno pozbędę się nudy i przesiadywania w tej karczmie. To jak będzie? - zapytał zachęcająco, unosząc lekko brwi. Nad odpowiedzią Janny zastanawiał się tak samo twardo, jak nad tym, czy dobrą podjął strategię do tego, by się czegokolwiek dowiedzieć w sprawie śledztwa. Miał nadzieję, że dowie się czegoś przed kolejnym morderstwem, które wypłynie bardzo szybko.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Dolne Miasto - gospoda "Dobre Piwo" i okolice

32
Janna wzdrygnęła się, kiedy silna dłoń Septima zaczęła ścierać łzy z delikatnych policzków, ale nie cofnęła twarzy i pozwalała mężczyźnie na ten delikatny zabieg. Być może ze strachu, a być może spodobało jej się to, potrzebowała takiego współczucia i troski, nawet jeśli wargi zadrżały z trudnego do rozpoznania powodu. Z oczu aż ział smutek zmieszany z bólem i niechęcią. Dłonie miała jednak zaciśnięte, paznokcie wbiła w skórę tak mocno, że z pomiędzy palców zaczęły skapywać kropelki krwi. Zamilkła i zatrzęsła się. Przegryzła wargę i tym razem czerwona stróżka zaczęła skapywać z delikatnej brody.
- To Gren, mąż mojej siostry, Lothy, tak mnie urządził. My... kłóciliśmy się. Ją często bił, mnie rzadziej, bo mu oddawałam, ale głównie go unikałam. Kochałam moją siostrę i siostrzenicę, ale nie udało mi się jej uratować. Był prawdziwym potworem. Gwałcił Lothę nawet, kiedy była brzemienna. Gwałcił wiele kobiet. Mnie się nie udało, a próbował trzy razy. Lotha miała przed tym wiele dzieci... - Janna urwała nagle i zaczęła szlochać, trzęsąc się mocniej, zupełnie jakby znajdowała się na zewnątrz. Jej głos jednak pełen był gniewu, energiczny, dawał wyraźny znak, że kobieta mocno przeżywała wydarzenia, z których właśnie zwierzyła się Septimowi. Bardzo mocno. Objęła się ramionami i niemal skuliła na łóżku.
Poważną atmosferę przerwało głośne pukanie do drzwi.
- Szanowny Mistrzu Inkwizytorze, przyniosłam jadło i wino. Pańscy ludzie powiedzieli mi, że może być pan głodny i spragniony. - Głos należał do kobiety, zapewne jednej ze służących.
Janna jęknęła cicho i z szeroko otwartymi oczyma spojrzała na Septima. Twarz miała bladą, a źrenice rozszerzone.

Re: Dolne Miasto - gospoda "Dobre Piwo" i okolice

33
Siedząc na przeciwko niej, zachowywał kamienną twarz, tak jak uczył się na niejednych lekcjach w Srebrnym Forcie. Pomimo tego, delikatnie się ucieszył, tylko przez chwilę. Zanim radość została zastąpiona przez ukłucie smutku i gniewu, to uznał, że odniósł pewien sukces, który nakreślał mu lepiej rysy tej sprawy. Wiedział jednak, że Janna nie powiedziała mu wszystkiego, oraz jest ważnym ogniwem tej historii. Wiedziała dużo, czego mu jeszcze nie powiedziała, a teraz próbowała. A więc to tak. Septim pokiwał głową, drapiąc się palcami prawej dłoni po brodzie, skubiąc jej włoski. Oczy jego wędrowały po oczach Janny, aby wyczytać z niej jak najwięcej. Coraz więcej informacji, które mogłyby mu pomóc. Janna płacze. Boi się i ją to boli. Wielce. Jej siostra miała więcej dzieci. Można uznać, że poprzednie dzieci również straciła w dziwne sposoby, być może w podobnych rytuałach. To zaniepokoiło Septima jeszcze bardziej, pomimo jego małego sukcesu. Jeżeli więc jej siostra miała więcej dzieci, mogło to oznaczać, że grupa heretyków działała w tym mieście od dawna, oddając cześć mrocznym siłom, a dopiero teraz została odkryta. Gren pojawiał się więc jako kolejne, nowe ogniwo, a rozmowę z nim trzeba było przeprowadzić bardzo szybko. Ale wtem pojawiła się pewna informacja - czyżby Gren nie był na wojnie i nie zaginął? Być może to była jego droga do tego, by uciec przed kultem heretyków.

Chciał coś powiedzieć. Zapewne coś pocieszającego, zapewniającego o bezpieczeństwie dziewczyny. Wtem też rozległo się pukanie. Strach w oczach Janny wyrażał więcej, niż słowa. Wróg u bram. Wróg się zbliża. Mądrze. Oni znaleźli mnie pierwsi. Co jednak z moimi ludźmi? Czyżby martwi? Nie. Nie poginęliby bez walki. Usłyszałbym. A byle kto nie zabiłby mojego oddziału. Gdzie zatem są? Potruci i uśpieni? Czy może ktoś przekradł się, gdy oni byli zajęci, bądź śpią już w pokojach? Szurania, kroki, świece na korytarzu. Śledzili ją. Zagrozili jej. Tak, prawdopodobnie pokiwał głową Septim, a jego twarz wykrzywiła się w gniewie. Nie chciał jednak bardziej straszyć dziewczyny, więc rozpogodził się nieco i przejechał palcem po jej policzku, uśmiechając się do niej delikatnie, kiwając głową z ojcowską troską, palcem nałożonym na swoje usta pokazując, by zachowała ciszę - Jeżeli wiesz, kto przyszedł, zrób to teraz. Dam radę. Do tego zostałem stworzony. Jeśli to oni, wyłapię ich i pozabijam - nachylony do niej szeptał, patrząc jej prosto w oczy, po czym kończąc wziął głęboki oddech, chwytając dłońmi za leżący obok młot, sięgając również ze stęknięciem po oddaloną lekko tarczę, łapiąc obie bronie w gotowości. Wypuszczając oddech oczyścił głos z uczuć, by nabrać aktorskich umiejętności - Kurwya! Więcej! Więcej wina! Zara otwieram! Haha! Jakem Aodis - krzyknął głośno, śmiejąc się, wymuszając ten śmiech. Samo powiedzenie Haha mogłoby być zbyt sztuczne. Dodał nacisk na słowo Aodis, po czym zakasłał potężnie, a jego twarz ściągnęła znów powaga oraz gniew. Spojrzał na Jannę z wyczekiwaniem i zachęcająco pokiwał głową, wymuszając lekki uśmiech. Ona się bała. Musiał jednak mieć pewność, zanim młot rozbije pierwszą czaszkę. W głowie przemknęło mu Pańscy ludzie mnie przepuścili. Powoli wszystko układało się w pewną układankę, do której nie miał wystarczającej ilości puzzli. Królował tutaj strach i niepewność. W każdym. Oraz niekoniecznie z powodu samego Septima. Karczmarz, Janna. Kto jeszcze był w to uwikłany?
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Dolne Miasto - gospoda "Dobre Piwo" i okolice

34
Janna jęknęła cicho, widząc gniewną minę rozmówcy, ale palec na ustach skutecznie ją uciszył. Niemniej zrobiła się jeszcze bladsza, a oczy miały jej za chwilę wypaść z oczodołów; zaczęła trząść się tak bardzo, że mogło to uchodzić za konwulsje. Strach atakował ją teraz z dwóch źródeł: pierwszego, które podejrzewał Septim oraz drugiego - jego samego. Chociaż ucichła, wręcz sparaliżowana, to delikatny uśmiech i ojcowskie nastawienie nie zadziały zbyt efektownie. Spuściła głowę. Inkwizytor w tym czasie pochwycił swe bronie i rozpoczął małą grę aktorską.
- Dobrze, panie, proszę się pospieszyć - odpowiedział spokojny i uległy kobiecy głos zza drzwi.
- To zło... - wyszeptała Janna i, ciągle przestraszona, skuliła się w kącie za plecami Septima.
Menethil próbował otworzyć drzwi, co sprawiało mu małą trudność biorąc pod uwagę trzymane bronie; trochę się namęczył nie chcąc ich upuścić. W momencie, kiedy był już bardzo blisko wykonania czynności, rozległ się odgłos upuszczanej tacy, rozbijanego dzbanka i rozrzuconych kubków, a następnie słychać było serie szybkich kroków skierowanych w stronę schodów wiodących na dół budynku, do głównej sali. Kiedy drzwi zostały otwarte całkiem, a Inkwizytor jak tylko mógł zasłonił się tarczą, nikogo w progu nie było. Do pokoju zaczęła wpływać różowata ciecz, zapewne będąca winem.
Janna, skulona i trzęsąca się, z twarzą przyciśniętą do podkurczonych nóg kiwała się wprzód i w tył.

Re: Dolne Miasto - gospoda "Dobre Piwo" i okolice

35
Poczuwszy tą wspaniałą, znaną mu już dobrze mieszankę gniewu, radości i adrenaliny, która buzowała w żyłach, nie mógł powstrzymać się od delikatnego uśmiechu, który schował się za jego gęstą brodą. Razem z mym młotem niesiemy przebaczenie. Czego jednak mogę się spodziewać za drzwiami? Przez chwilę się zawahał, gdy usłyszał za drzwiami ten miły, kobiecy głos. Demony przybierają różne kształty i formy, by jak najbardziej zaszkodzić gatunkowi ludzkiemu. Słowa Janny jednak sprowadziły go na ziemię i wytyczyły mu cel, który przez chwilę mu umknął - zabicie tych, którzy robią innym krzywdę. Za drzwiami prawdopodobnie będzie kilka osób, uzbrojonych zapewne w noże i sztylety, przeznaczone do zadźgania go, gdy wyjdzie pijany, zmęczony i nieprzygotowany, pozbawiony pancerza i broni. Może będzie tam kusza, która często pojawiała się w zasadzkach, gdzie było dużo czasu na przygotowania. Będzie musiał twardo zaprzeć się tarczą w drzwiach, a swoim młotem uderzyć w jak najwięcej celów, zanim zdążą zareagować. Pomyślał o boskiej energii, której mógłby użyczyć od Sakira, a która na pewno sprowadziłaby na nich śmierć. Mogłoby to jednak być kłopotliwe. Sądząc po tym miejscu i warunkach, jakie tu panowały, cios jego młota rozbiłby podłogę i naruszyłby ściany. Nie chciał przekonywać się, czy jego obawy okazałyby się słuszne. Nie chciał ryzykować tego, że gospoda się zawali. On może by przeżył, ale co z resztą? Jego oddział był zbyt cenny. Zbyt dużo czasu spędził na ten oddział, by go tak łatwo stracić. Tu pojawiło się kolejne ukłucie obawy. A co, jeśli są już martwi? Zadźgani w śnie? Nie chciał wierzyć w to, że karczmarz został zamieszany w tą zasadzkę. W końcu wydawał się zbyt przerażony. Był ktoś, kogo bał się bardziej? Jak zatem ta kobieta dotarła tu tak łatwo? Nie czas jednak było spekulować. Czas było zabijać.

Słysząc ucieczkę i otwierając drzwi spojrzał prędko na ciecz. Rozumiem. To taka zasadzka. Wykrzywił twarz w gniewie i już chciał gonić za kobietą, ale przypomniał sobie, że w pokoju była i Janna. Zastanowił się chwilę. Różowata ciecz. Być może żrący kwas. Być może trujące opary. Albo i zupełnie coś nowego. Jego wahania trwały może sekundę, gdy rzucił spojrzeniem przez ramię w kierunku łóżka, oraz okna. Wyskoczę przez okno. Duże ryzyko kontuzji, a nie wiem też, co stanie się z Janną. Ruszył ku niej jednym susem i korzystając z jej obecnej pozycji, chwycił ją na ręce, unosząc na klatkę piersiową. Udał się w kierunku różowatej cieczy, gotowy do odskoku do tyłu, gdyby okazało się, że ta przebije jego barierę ochronną. Nie upuszczając młota wyszeptał pod nosem zaklęcie Błogosławieństwa Tarczy, po czym o ile warunki pozwalały, przeskoczył przez plamę, ruszając wraz z ochroną i Janną na ramionach w dół, do głównej sali, tam ją zostawiając, o ile się na nikogo nie natknie. Spojrzeniem będzie szukał kobiety, która była tutaj chwilę temu. Zostawiając dziewczynę w tamtym miejscu spróbuje znaleźć domniemaną trasę ucieczki, by ruszyć śladem kobiety, która rozlała różową ciecz.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Dolne Miasto - gospoda "Dobre Piwo" i okolice

36
Janna opierała się, kiedy Septim brał ją na ręce. Prosiła o zostawienie, o zapomnienie o niej, zapłakana i zasmarkana. Szarpała się, ale nie odważyła się podnieść ręki na swego wybawiciela, a kiedy zrozumiała, że nie oprze się sile jego ramiona, poddała się i, spokojna oraz sztywna, pozwoliła się nieść. Inkwizytor musiał zostawić swoją tarczę. Choć był silny i postawny, nie potrafił nieść kogoś mając zajęte obie dłonie, zwłaszcza, że w drugiej ciągle trzymał swój młot.
Aktywował zaklęcie dopiero po błyskawicznym przeskoczeniu przez plamę, bowiem inaczej nie zmieściłby się w progu. Magiczna, chroniąca bańka była akurat na tyle duża, by objąć go i trzymaną na rękach kobietę, w dodatku na styk mieściła się między dwiema ścianami, niekiedy o nie hacząc. Na korytarzu panował mrok, więc Inkwizytor musiał poruszać się powoli. Nie doszedł go żaden dźwięk, z wyjątkiem tych, które sam wydawał. Janna łkała cicho, trzymając dłonie przyciśnięte do twarzy.
Już kiedy znalazł się na schodach prowadzących na parter, do jego nozdrzy doszedł przeraźliwy smród. Wymiociny zmieszane z kałem. Odruchowo marszczył nos, bowiem choć miał silną wolę i w tych czasach mało kto przebywał w luksusowych warunkach, odchody i wymiociny ludzkie leżące na podłodze, w nieprzyjemny sposób oddziaływały na organizm, obrzydzały i prowokowały odruchy wymiotne u każdego, kto miał nieprzyjemność znaleźć się w tak zaniedbanym higienicznie miejscu. Septim wciąż poruszał się powoli i ostrożnie, a jedyne co mu towarzyszyło to mrok. Nawet dziury w dachu nie przepuszczały świateł księżyców, zasłoniętych przez ciężkie, zimowe chmury. Mroźny wiatr szeleścił w tej części budynku, jeszcze bardziej obniżając temperaturę.
Kiedy Menethil znalazł się na parterze, usłyszał ciche jęki kilku ludzi. Nic nie widział, nigdzie nie znajdowało się nawet najmniejsze źródło światła, a Błogosławiona Tarcza, choć delikatnie widoczna, nie pomagała w niczym. Zorientował się, że jacyś ludzie leżą na ziemi, zapewne również ktoś na stole. Poruszali się powoli i ciągle stękali, a smród dochodzący od strony ław był najsilniejszy. Od tego miejsca i źródeł odgłosów dzieliło go parę metrów.
Postawił Jannę, która natychmiast, ciągle łkając, zaczęła na siedząco cofać się w ciemność utrudniającą jakiekolwiek akcje, zmuszającą do powolnych ruchów, budującą napięcie niebezpieczeństwa i grozy oraz powodującą szaleństwo instynktu.

Re: Dolne Miasto - gospoda "Dobre Piwo" i okolice

37
Bądź mi tarczą Panie mój na nieboskłonie, jak i ja jestem tarczą dla krainy człowieka. Ja swą zgubiłem. Bądź mi odwagą w mym sercu, jak i ja jestem odważny, by wykonywać twą wolę. Nie musisz być mym młotem. Pozwól, że ja użyję swojego. Smród który dotarł do jego nozdrzy początkowo nie był dla niego zagrożeniem. Uznał, że to przeciwnik, którego należy zmiażdżyć. Nie raz spotkał się z cuchnącymi mordercami, na których nie było słów, które mogłyby określić ich złe do cna serca, albo z równie cuchnącymi stworami i demonami, pełnymi futra posklejanego z własnym kałem. Tutaj jednak pierwsza cząstka strachu zakradła się do jego serca tej nocy - to są jego ludzie, którzy zostali zapewne otruci. On nie jest w stanie zginąć od tak, po prostu. On jest wysłannikiem Boga. Ale oni byli bardziej podatni na takie sztuczki. Byli dobrymi ludźmi w służbie Zakonu, a ich śmierć, sama możliwość ich śmierci sprawiała wielki żal w duchu Inkwizytora. A kto go zna, ten wie, że żal zamienia się w gniew.

Chwycił Jannę surowo i mocno za rękę, mówiąc głośno, by zrozumiała i usłyszała jego słowa poprzez swój strach - Schowaj się z tyłu, z dala od ław! Prędko - po czym dysząc ze wściekłości i trzymając w dłoni młot ruszył z ochronną powłoką wokół siebie. Zastanawiał się, czy wybiec i szukać sprawczyni, czy może skupić się na własnych ludziach. Podchodząc do nich próbował odszukać swojego Młodszego Inkwizytora, którego dopadając, o ile nic mu nie przeszkodzi, chwyci go za głowę, próbując użyć najsilniejszego znanego zaklęcia, które nie posiada jednej inkantacji. Modlitwy i prośby do Sakira. Salem był również Inkwizytorem, znającym się na lecznictwie. Jeżeli uda się pomóc jemu, to ten zapewne poradzi sobie z uratowaniem reszty oddziału, a sam Septim będzie mógł udać się w pogoń - Sakirze, Panie tego, co żywe wszędzie wokół mnie. Błagam Cię, pokornie Cię błagam, byś w tej chwili, gdy najbardziej potrzebuję Cię nie ja, lecz moi podwładni, ochronił ich od złego uroku. Proszę Cię, najwyższy z wojowników niebios, pomóż Salemowi, który jest oddanym Twym sługą i Inkwizytorem Zakonu. Obudź go ze snu! Wybudź go ze snu. Daj mu siłę. Panie. Daj mu siłę. Błagam. Bądź wola Twoja. Bądź wola Twoja. BĄDŹ. WOLA. TWOJA - mówił gorączkowo, głośno, szukając wzrokiem kogoś, kto potrzebuje równie pilnej pomocy. Niemniej, to Salem znał się na pomocy lepiej, niż Septim. To on był tutaj najbardziej potrzebny. Gniew.
Rozdział Czternasty. Inkwizytor Hug-bat. Gniew potęguje moc, lecz zwęża umysł. Skondensować Palec Boga.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Dolne Miasto - gospoda "Dobre Piwo" i okolice

38
Janna, sapiąc jakby przebiegła niezliczone mile, nerwowymi ruchami na czworaka schowała się gdzieś w kącie sali. Z jej ściśniętego gardła wydobywały się uwięzione piski, a sama trzęsła się tak mocno, iż niemal było to wyczuwalne w powietrzu. Septim, trzymając jej słabą, zimną rękę, mógł wyczuć najgorsze lęki i strachy przerażonej na śmierć dziewczyny. Nie wyglądało jednak na to, by zmotywowało go to bardziej od gniewu spowodowanego złym stanem, a nawet śmiercią, towarzyszy. Septim nie przysięgał chronić niewinnych. Przysięgał niszczyć zło. Chwilę później miał się przekonać, jak wielkiego błędu dokonał. Błędu, który mógł podważyć całą jego istotę jako oficera Zakonu Sakira.
Niewiele było widać w ciemnościach. Dach był dziurawy, owszem, lecz Zarul i Mimbra ustawiły się na niebie w sposób nie dający zbyt wiele światła pod odpowiednim kątem. Septim widział tylko zarysy. Właściwie, najbardziej w oczy rzucała się jego własna para wydychana z ust. Mróz był trudny do zniesienia. Silny, wytrzymały Inkwizytor z pewnością nie odczuwał tego tak bardzo, jednak zwykły człowiek trząsłby się niewyobrażalnie. Między innymi to inny obłoczki pary, małe, ledwo dostrzegalne, pozwoliły Menethilowi zlokalizować jego towarzyszy, dokładne położenie ich ciał. Salem leżał akurat przy brzegu ławy. Akurat w momencie, gdy został spostrzeżony, Błogosławieństwo Tarczy zniknęło.
Powietrze przeszyła głośna, żarliwa modlitwa. Drobiny śniegu wlatywały przez dziury w dachu, delikatnie iskrząc się. Wylatująca z ust Septima para przypominała ognisty oddech smoka. Zrobiło mu się gorąco, zupełnie jakby sam mróz opierał się niewidzialnej sile płynącej ze szczerej modlitwy. Gniew zaszalał we wnętrzu Sakirowca.
- Mistrzu Menethil... oni... trucizna... - wybełkotał wpół przytomny Salem.
Niespodziewanie Septim odczuł coś jeszcze, coś, co przebiło się przez jego gniew. Silne, kłujące uczucie, niepodobne do żadnego innego. Doświadczył tego uczucia nie raz, wiedział, co ono oznacza, czego jest zwiastunem. Zatańczyło taniec z intuicją Inkwizytora, współdziałało z nią. Mężczyzna mógł poczuć się jak zwierze, na którego poluje myśliwy, w którego wlepia swoje rządne mordu oczy.
Młot na czarownicy wyczuł za sobą obecność czegoś demonicznego.
W tym samym czasie powietrze przeszył krzyk Janny. Krótki odgłos szarpaniny, tłumione łkanie. Septim nie widział dokładnie co się dzieje, ale w odległości paru metrów od niego stała Janna i ktoś jeszcze. Właściwie "coś" emanującego demoniczną mocą, bardzo słabą, ale wyczuwalną.
- Odejdź, sługo Sakira. W tej chwili. Inaczej zabiję dziewczynę, a twoi ludzie umrą. Odejdź, a przeżyją. Antidotum znajduje się zakopane pod zachodnią ścianą karczmy, na zewnątrz. Odejdź czym prędzej. - Głos należał do kobiety, mimo szorstkości i nienaturalności, zupełne jakby mówczyni cierpiała, jednocześnie mówiąc w gniewie.

Re: Dolne Miasto - gospoda "Dobre Piwo" i okolice

39
Krople łez niewinnych w strachu przed demonami, są jak krople krwi sączące się z serca Inkwizytora. Gdy świetlista powłoka rozstąpiła się, spodziewać by się mogło, że nadejdzie teraz zimno i trucizna. Niemniej, modlitwa, będąca najsilniejszą bronią każdego prawdziwie i właściwie wierzącego chroniła go obecnie przed tymi czynnikami. Mróz zamieniał się w gorąc, płatki śniegu w krople wody, niczym łzy kapiące wokół Septima, jak płacz z samego nieba. Zmarszczył czoło i brwi, spoglądając z wygiętą smutkiem i gniewem twarzą na Salema. Trucizna. Mój Salem. Mój oddział. Chociaż wcześniej Septim był pełen podziwu co do działalności demonologicznej organizacji, ciesząc się, że spotkał kogoś bardzo wymagającego, to teraz ta ostatnia krzta szacunku jako dla przeciwnika w tym chwalebnym pojedynku zamieniła się w kolejną dawkę gniewu. Oddychając ciężko ruszał się cały, niczym wielki byk, a para z jego ust i nosa buchała w powietrze jak ognisty dech samych smoków. Wtedy też, gdy żar okalał go niczym ochronny całun, poczuł to. Poczuł to, co czuł nie raz, więc odruchowo jego oczy rozszerzyły się, a dłoń pewniej chwyciła młot w tych ciemnościach. Śmierć. Jestem młotem w ręku Sakira, który rozbija czaszki jego wrogów. Otwarte usta wyrzucały przez zęby nieliczne krople śliny i wielkie obłoki pary, gdy dyszał, trzęsąc się z gniewu, wyczuwając w powietrzu demoniczną woń jak najgorszy smród z najgorszego burdelu. Odwrócił się lekko na pięcie w kierunku, z którego dochodził głos, unosząc lekko ręce do góry i do przodu, w geście bezbronności i poddania - Proszę... Nie rób im krzywdy... Moje statystyki, nie mogę wrócić z całym oddziałem zabitych. Wyjadę - mówiąc to język prawie spuchł mu, jakby sam nie dowierzając, co wydaje z siebie Inkwizytor. Mistrz Inkwizytor.

Wtedy też, chociaż decyzję podjął i nie zamierzał jej zmieniać, przypomniał sobie pewien zamek, a właściwie małe ruiny zamku daleko na południowych granicach, gdzie zawędrował w latach młodości, wraz z grupą zakonników. Pamiętał wampira, którego oszczędził, by ratować jedno, pojedyncze dziecko z wioski, by nocy następnej być świadkiem masakry na całej wiosce. Ulice spłynęły krwią niewinnych, a wszystkie dzieci porwane, wraz z tym, które Septim ocalił. Pomimo tygodniowej pokuty i wielokrotnych modlitw potem nigdy nie potrafił zapomnieć tego, że mógł postąpić inaczej. Nie wiem, jakie decyzje są prawidłowe. To jednak cecha człowieka wierzącego - podejmowanie trudnych wyborów, niezależnie od następstw.

Wtedy też westchnął głęboko, wdychając w swoje płuca powietrze, by poznać jego smak - ognia tutaj nie widział, ale był tu wcześniej, więc substancja unosząca się w powietrzu nie powinna być łatwopalna. Decyzję podjął już dawno - wyniesione ręce do przodu pokazywały, że w rękach ma tylko młot, a palec wskazujący skierowany był ku Jannie i demonicznej osobie - Ona cierpi. Jest poddana albo demonicznej mocy, albo mojej mocy. Nawet jeśli to nie jej wina, nie mogę stracić tak wielu. Uratowanie jednostki jest nieopłacalne, kiedy mogę uratować tyle istnień. Czas zatańczyć z przeznaczeniem. Sakirze, panie mój, daj mi moc, której potrzebuję. Daj mi wiedzę, której potrzebuję. I zabierz mi gniew, którego mam aż za wiele

- Proszę, puść ją, odejdę. Na poparcie moich słów powiem, że na zewnątrz drży cała okolica, a przestrzeń poszarzałą rozdarła błyskawica - zaciskając bardziej brwi wysłał impuls do swojego palca wskazującego, kierując go bezpośrednio na demoniczną postać. Zgodnie z naukami magicznymi powinien być w stanie zrobić to, co chciał. Gdy mówił słowa rozdarła błyskawica użył na przeciwnikowi zaklęcia Palec Boga, wzburzając swój gniew w ramieniu w postaci nadchodzącej burzy, uwalniając ją z boskim przykazaniem. Nie używał jednak pełnej mocy zaklęcia - używał o wiele zmienionego i osłabionego czaru. W swoim zamyśle miał zamiar wysłać wiązkę mocy na tyle silną, by ogłuszyć i zranić demoniczny byt, ale na pewno nie zabić, tak jak by to było w przypadku zwykłej wersji zaklęcia. Z palca wysłał więc wiązkę małej błyskawicy, wycelowanej w demona, tuż obok Janny, gotów jednak był zmienić lekko tor lotu zaklęcia gdyby wróg, którego zamierzał ogłuszyć, próbował odskoczyć na bok, bądź schować się za samą dziewczyną - trafienie jej dawało prawdopodobieństwo, że ogłuszy obie. W końcu, kto stanie na drodze burzy, prowadzonej za uprząż przez smoka?

Niezależnie od tego, czy zaklęcie się uda, Septim skoczy do przodu z uniesionym młotem jednym, długim susem próbując pokonać dystans, by następnym doskokiem naprzeć na przeciwnika, celując, w zależności od odległości i dostępności, albo w ramię, albo w nogę, próbując młotem połamać kości, lecz nie trafiać w korpus czy głowę. Jeżeli cel zostanie powalony, Septim Menethil nadeptuje na kostkę swoim obcasem. Na usta wdziera się śpiewnie pojedynczy ryk - SAKIR!
Jestem Mistrzem Inkwizytorem.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Dolne Miasto - gospoda "Dobre Piwo" i okolice

40
Mistrz Inkwizytor ani przez moment nie miał zamiaru wycofać się z pola bitwy. Statystyki statystykami, przyjaciele i towarzysze martwi, lecz prawdziwy wojownik Sakira widzi przed sobą jedynie cel, z prowadzącą ku nim ścieżką usłaną trupami. Septim po raz kolejny podjął decyzję, licząc na wynik inny niż przed lat. Gotowy na konsekwencje, podjął wyzwanie rzucone przez demoniczny byt. Pozorując wycofywanie się, zogniskował energię magiczną i w najmniej spodziewanym momencie wystrzelił w kierunku wroga wiązkę błyskawic.
Już na samym początku musiał nieco zmienić cel. Gdy tylko pierwsze iskry rzuciły delikatne smugi światła, Menethil błyskawicznie zorientował się, iż coś stoi za Janną. Zaklęcie wystrzeliło tuż obok, trafiając w drewnianą ścianę karczmy i wywołując delikatną eksplozję ognia. Światło płomieni pozwoliło Inkwizytorowi zobaczyć, jak dokładnie ma się sytuacja. Jednocześnie, w tym samym momencie już szarżował na przeciwnika. Wszystko trwało zaledwie sekundy.
Septim mógł ujrzeć pulchną kobietę, tą samą, która wcześniej szorowała podłogę. Wyginała ona Jannie ramię, młoda dziewczyna krzywiła się z bólu, choć zdecydowanie to strach ją paraliżował. Patrzyła na swego wybawiciela wielkimi, czerwonymi i załzawionymi oczyma. Usta szeptały prośby o ratunek. Właściwie, na swego niedoszłego wybawiciela, który był ostatnim widokiem jaki oglądała tuż przed tym, jak pazury stojącej z tyłu kobiety głęboko wbiły się w młodą szyję. Menethil to widział. Widział fontannę krwi. Widział nienaturalnie żółte oczy z cienkimi, pionowymi źrenicami po środku. Spoglądał w nie. Widział szeroki uśmiech ostrych ja brzytwa zębów niczym u dzikiej bestii, wręcz błyszczących na tle szarej, poprzecinanej fioletowymi żyłkami twarzy. Rzucona w jego stronę jak worek ziemniaków Janna odbiła się od wielkiego cielska. Septim szybko dotarł do celu i uderzył młotem.
Kobieta, czy cokolwiek to było, kierowana siłą uderzenia odleciała na dobre dwa metry w lewą stronę. Jej ramię zwisało bezwładnie, wcześniejszy, charakterystyczny trzask sugerował złamanie. Ale dziwna kobieta nawet się nie skrzywiła, ciągle szczerzyła swoje zębiska. Po uderzeniu nawet się nie zachwiała. Spojrzała w stronę Septima, prychnęła jak krzyżówka kota i niedźwiedzia, po czym błyskawicznie ruszyła przed siebie. Prosto w stronę stołów i ław, na których spoczywali otruci kamraci Menethila. A odległość była niewielka.
Palący się fragment ściany dawał wystarczająco światła, przynajmniej do czasu, aż targany zimnymi wiatrami płomień nie zgaśnie. Na podłodze w powiększającej się kałuży krwi leżało ciało Janny, z twarzą wykrzywioną w grymasie przerażenia, bólu i umierającej nadziei na ratunek.

Re: Dolne Miasto - gospoda "Dobre Piwo" i okolice

41
Obrazek
Błyskawica, która godzi w ląd, jest szeptem nieba wobec ziemi - dobrotliwym słowem okrucieństwa i niszczycielskiej mocy, pokazanej po to, by trzymać zło na wodzy, świadome tego, jak silny jest przeciwnik. Jak silny jest bóg, któremu służył Septim. W tej sytuacji wystarczyło tylko trafić, by zneutralizować chociaż chwilowo cel i dać tym samym czas na to, by zmiażdżyć demoniczne nasienie w tym samym miejscu, w którym wykiełkowało, jak niechciany chwast. Jakże zdziwiony był Mistrz Inkwizytor, gdy błyskawica, którą chciał posłać w kierunku swojego przeciwnika chybiła celu, w ogóle nie trafiając - zarówno samego demonicznego bytu, jak i dziewczyny, która była przetrzymywana. Gdyby to Janna dostała błyskawicą, to i to coś za nią również. Tym razem jednak szczęście było dalekie od Septima, co go jeszcze bardziej rozgniewało, czując w powietrzu tyle zła, że prawie zatykało mu uszy i nos, próbując odwrócić jego uwagę. Jestem Septim. I jestem wściekły.

Gdy Janna umierała, zabolało to Septima. Nie mógł jednak myśleć o takich drobnostkach. Jest przecież narzędziem w rękach swojego Pana, Sakira - jeśli nie zabije tego czegoś, a także jego pozostałych pobratymców, to dziesiątki takich dziewczyn, jak Janna zostaną wykorzystane bądź zamordowane. Musiał to zakończyć jak najszybciej, by wyprzedzić ruchy swoich przeciwników - nie spodziewał się, że zaatakują tak szybko. Miał do czynienia z być może największym wyzwaniem swojej kariery w Zakonie Sakira. Młot uderzył z mocą wystarczającą, by powalić każdego śmiertelnika - kobieta nie upadła, jak powinna. Inkwizytor zastanawiał się wtedy, z czym dokładnie ma do czynienia.

Uderzyła o ścianę, ale nie poczuła bólu - była kierowana siłą czystego zła. Demon niższej kategorii, z kasty duchowej. Silniejszy demon dawałby większe sygnały i dużo wcześniej, dając mi znać o swojej obecności przy pierwszych oznakach pojawienia się. Tutaj jednak dało się go wyczuć dopiero przy ostatnich momentach walki. Pojawiał się i być może znikał, bądź chował w cień. Mogło być wiele wytłumaczeń, ale najbardziej prawdopodobny był Ośmiokręgowiec, który opętał ciało tej kobiety i używa jej jak naczynia, albo demon, którego siła bądź obecność zanika, zdolny się przeobrażać. Tak czy inaczej, trzeba go zabić. Nie jestem bezimiennym ostrzem. Jestem Septim Menethil, zwany Młotem Bożym. Jak przynieść śmierć, by zapanowało ocalenie?

Gdy kobieta ruszyła do przodu, miał chwilę zwątpienia, nie wiedząc, co zrobić. Jedno wiedział na pewno - nie może dopuścić, by to wyszło stąd żywe, albo zabiło więcej osób. Jedną kwestią byli zwykli ludzie, a inną jego własny oddział. Brygada Uderzeniowa musiała trwać. Życie, czy życie? Zabijanie magów przychodziło łatwo - zwłaszcza z pomocą magii, która była najczęstszą bronią poza mieczem. Musiał działać szybko, więc nie miał czasu, by się zastanawiać, wysuwając do przodu swoją lewą dłoń, czując nerwowe szarpnięcia po skórze, gdy energia zmieniła barwę z czarnej na białą - Ręka Boga! SAKIR! - ryknął na samym końcu, a gdy zaczynał frazę, uwolnił magiczną energię zaklęcia Palec Boga, celując wprost w plecy stworzenia. Chciał je obezwładnić, a nie zabić. Co prawda uderzenie młotem powinno je powalić, ale porażenie mogło zaowocować tym, żeby przewrócić bestię - tylko tyle potrzebował, by je zatrzymać i dotrzeć do niego na długość młota. Do zaklęcia nie użył całkowitej siły. Być może jedną piątą, więc błyskawica powinna być destrukcyjna, ale nie śmiertelna. Dzięki temu powinien móc używać tego zaklęcia również później, nie zużywając swojej całkowitej energii magicznej. Był palcem wskazującym Sakira.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Dolne Miasto - gospoda "Dobre Piwo" i okolice

42
Wyścig z czasem się rozpoczął. Dla Septima były to zwykłe sekundy, jednakże tak ważne, tak kluczowe w odegraniu roli Młota Bożego. Dla jego załogi, cierpiącej katusze, nieświadomej zagrożenia, te sekundy oznaczały życie lub śmierć. Wyścig ze śmiercią. Menethil pełnił nie tylko rolę ścigającego się - był również sędzią. Nieświadomy swej drugiej roli i ciężaru na niej spoczywającego, w imieniu towarzyszy broni miał zadecydować, kto wygra wyścig. Jednakże, wpierw by to zrobić sam musiał go wygrać. Musiał wywalczyć sobie prawo do stania się władcą życia, pokonując pędzącą, krwiożerczą bestię. Tym razem nie dla siebie, jego walka z pewnością będzie trwać dalej. W wyścigu nagrodą było życie lub śmierć, a ta znajdowała się teraz bardzo, bardzo blisko. Można by się zastanawiać, czy któryś z członków Białych Oczu już czuł jej oddech.
Septim Menethil reagował błyskawicznie. Doświadczenie Inkwizytora żyło niemal własnym życiem. Palący się, a właściwie gasnący, kawałek drewnianej kolumny dawał niewiele światła. Przeciwnik poruszał się niezwykle szybko, miał jasny cel. Inkwizytor miał swój własny. Wyciągnął palec i wycelował. Magiczne zaklęcie przybrało postać wiązki błyskawic, które ruszyły prosto w plecy potwora. I trafiły. Ubranie na plecach - zwykłe, znoszone łachmany - eksplodowało ogniem. Cel - przeciwnik - stracił równowagę, lecz nie upadł. Zawahał się, ale biegł dalej. I dobiegł, a Septim usłyszał charakterystyczny, mięsisty plusk, zmieszany z odgłosem pękających kości. Trwało to zaledwie ułamek chwili. Zaklęcie Młoda Bożego, celowo osłabione, okazało się zbyt słabe by wyrządzić krzywdę czemuś, co oznaczało się nadzwyczajną sprawnością, wytrzymałością i niewrażliwością na ból, widocznymi zresztą podczas reakcji na potężny cios Sakirowca.
Septim dostrzegł zamach przeciwnika, nie widział jednak z tej odległości, kto stał się ofiarą bestii. Nie dostrzegł, kto zapłacił za jego błąd. Ponownie.

A wyścig trwał dalej.


Spoiler:

Re: Dolne Miasto - gospoda "Dobre Piwo" i okolice

43
Obrazek
A cała ziemia w podziwie powiodła wzrokiem za Bestią,
A dano jej usta mówiące wielkie rzeczy i bluźnierstwa,
Dano jej możność przetrwania czterdziestu dwu miesięcy.
Zatem otworzyła swe usta dla bluźnierstw przeciwko Bogu,
by bluźnić Jego imieniu i Jego przybytkowi, i mieszkańcom istnienia.
Pokłon oddali Smokowi, bo władzę i istnienie dał Bestii.
I Bestii pokłon oddali, mówiąc:
Któż jest podobny do Bestii i któż potrafi rozpocząć z nią walkę?

A synowie istnienia rozstępując się wybrali Bestii najbardziej podobnego, by w nierównym boju poległ, ofiarę składając, bądź zwyciężyć próbował, choć próżny to był trud. Bestię bowiem nie potęga, a słabości pokonać mogły.

Ja... Ja... Ja jestem Septim Menethil. Jam jest Młot i sługa Boży, który rozrywa wrogów Boga jak stare nicie na krośnie życia. Jakiż to błąd, jakiż to grzech musiał Septim popełnić, by Sakir nagrodził go takim niepowodzeniem i klęską wręcz podczas tej misji. Może i demon zostanie zabity, może i wytropi ich tutaj więcej i roztrzaska im czaszki. Problem jednak był trochę innej natury - jak mógł pozwolić na to, by tyle osób zginęło, a zapewne i więcej zginie, jeżeli nie wszyscy. On nie zginie - on nie mógł jeszcze zginąć. Nie dotarł jeszcze do Wieży, by rozbić jej fundamenty. Oni jednak zginą - jego wierni druhowie, którzy przy jego boku walczyli za wiarę i o wiarę, zabijając i grzesząc, tak jak on, ściągając na siebie kolejne grzechy, byle tylko panował ład i bezpieczeństwo.

Jedna osoba z Białych Oczu już teraz była martwa. On jednak nie mógł się na tym skupiać. Skupiać się musiał na walce z bestią - ściągając brwi na czerwonej od wściekłości twarzy zawył jak dzikie zwierzę, skacząc do przodu, z uniesionym w prawicy młotem. Młot na Czarownice - oręż, który był jego symbolem, jego wizytówką, teraz lśnił złotym blaskiem, przechwytując blask od płomieni, które eksplodowały na potworze. Teraz rozumiał, że nie tak łatwo będzie to coś zabić, a nawet zranić było trudno. Zaklęcia takie, jak Ręka Boga są destrukcyjne, ale mogą albo nie uczynić prawie nic, albo zabić poczwarę. A on chciał spróbować jeszcze raz. Raz jeszcze dać szansę temu, by Bestia przeżyła dostatecznie dużo. Nie mógł jej pozwolić na to, by zginęła z informacjami, które mogą ocalić dużo więcej istnień. Potwór był odwrócony bokiem, a błyskawice mogły go usmażyć, albo znowu nic prawie nie wywołać. Rozwiązanie mogło być takie, jak planował Septim Menethil, gdy jego ręką przeszedł impuls. Niebieskie, ledwo widoczne światło objęło ciepłym całunem złocistą powierzchnię młota. Nozdrza rozszerzyły się, tak samo jak źrenice, tkwiące błyszcząco jak gwiazdy na teraz dziwnie wykrzywionej twarzy. Błękit oczu żarzył się złowrogo, rozjaśniając w umyśle Septima otaczającą go ciemność. Energia wpłynęła do oręża, który podarował mu jego Bóg. Poczuł, jak energia zmagazynowana tam jest w stanie niszczyć góry i wysuszać morza gdy uderzona tafla wody falami wyleje się poza granice brzegów.

- Udzielam Ci rozgrzeszenia! - wydał z siebie ryk w języku piekielnych zastępów, runął w kierunku demona, gotów do uderzenia swoją bronią, celując tak, by najlepiej trafić w korpus, który był największą płaszczyzną - musiał też celować tak, by demon ani nie odskoczył do tyłu, ani też nie minął się z młotem, doskakując do Inkwizytora. Musiał spróbować powalić i omamić Bestię, zanim ją zniszczy gniewem Jedynego. W duchu, w tyle głowy wręcz, chował myśl, by się nie rozpraszać - myśl ta przypominała mu o tym, by rzucić zaklęcie ochronne, gdyby młot trafił w coś innego, albo sprawy przyjęłyby zły obrót.

Śmierć albo śmierć. W jednym z przypadków Septim radość będzie czuł i spełnienie. W innym jedynie smutek, że tak krótko mógł świat oczyszczać, zanim Sakir go w progi zaprosił, by wraz z nim na ludzi spoglądał, z należnej mu pozycji - kogoś lepszego, niż przeciętny człowiek.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Dolne Miasto - gospoda „Dobre Piwo” i okolice

44
Sakir poddawał Septima próbie. A może nie istniało żadne Bóstwo? Może Menethil nie mógł zostać ukarany niepowodzeniem przez coś innego poza własną słabością i niekompetencją? Tak naprawdę, nie miało to żadnego znaczenia. Istniejący Bóg lub zwykły, ślepy fanatyzm. Sigvurdowi, który nigdy już nie ujrzy świata, nie robiło to różnicy. Leżącej w kałuży własnej krwi Jannie również. Dziesiątkom głodujących i marznących dzieci oraz bitych i gwałconych kobiet, też - ich modlitwy nigdy nie zostają wysłuchane. Tajemnicza siła zwana Losem po raz kolejny zakpiła z ludzkości. Osoba, która z pełnym oddaniem wierzy w coś, czego nigdy nie widziała, nie ma wpływu na życie słabszych. Gdyby Septim nie zareagował, potwór nikogo by nie skrzywdził. Z pewnego punktu widzenia to właśnie sługa Sakira odpowiada za śmierci dwóch niewinnych, dobrych osób. A jednak bitwa między potworami toczy się dalej, jeden dzierży młot, a drugi uzbrojony jest w pazury. Jednego napędza szczera wiara, drugiego spaczona krew. Tak, dla tysięcy biednych, umierających z zimna i głodu ludzi, ta dwójka w gospodzie "Dobre piwo" jest taka sama. Jednakże, od tego kto wygra może zależeć wiele żyć w przyszłości. Zwycięzca ustali nowe zasady. Septim musi oczyścić się w ogniu wiary, zapłacić za błędy, uratować ludzi, by spłacić zaciągnięte długi.
Inkwizytor jeszcze bardziej spiął stalowe mięśnie. Krew w jego żyłach przypominała szalejącą rzekę, ciało reagowało instynktownie, kierowane doświadczeniem zdobytym w ciągu lat walk i dochodzeń. Młot zalśnił błękitnym blaskiem, metal został opętany przez malutkie błyskawice, a w powietrzu zawitała magia. Septim ruszył na wroga z całą swoją mocą, jeszcze nim pazury wyszarpnęły się z szyi leżącego na stole Sigvurda. Potwór wydawał się zaskoczony tak ogromną energią emanującą od Menethila. Właściwie, przeciwnik zdał sobie sprawę z tego, iż za wszystkim stoi determinacja i gorący żar wiary, który urósł niewyobrażalnie, buchając niewidocznym słupem ognia zezwalającym na pokonanie własnych barier. Potwór nie mógł uciec dalej, gdyż drogę zastawiały mu ciała i ławki. Chcą ruszyć w stronę wyjścia, musiałby odsłonić swoje wciąż palące się i dymiące plecy, a to byłoby równoznaczne z samobójstwem. Ucieczka w drugą stronę wyglądała podobnie, a próba starcia się z pędzącym wojownikiem była istnym szaleństwem nawet dla tej bestii. Ze względu na doświadczenie, siłę i sprawność w posługiwaniu się bronią, unik nie zadziałałby przeciwko Młotowi na czarownice. Po szybkiej kalkulacji maszkara zdecydowała się przyjąć atak. Napięła wszystkie mięśnie, przyjęła postawę, umożliwiając zamortyzowanie siły uderzenia poprzez jednoczesny odskok w swoje prawo oraz stanęła tak, by cios przyjąć na pokiereszowaną już lewą rękę. Jeśli wśród morza gniewu zalewającego umysł Septimowi udało się przepuścić jedną myśl, z pewnością było to stwierdzenie, iż nie miał do czynienia z jakimś głupim stworem.
Uderzył. Całą siłą i mocą Młota. Stwór wrzasnął głośno. Cios spotęgowany magiczną falą uderzeniową odrzucił ciało na bok, na kilka metrów, niemal pod ścianę. Zimne powietrze na moment zdawało się eksplodować, ciemność rozproszyła się, ustępując miejsca światłu. Ciężkie cielsko walnęło o podłogę z hukiem. Jedynym źródłem światła wciąż był coraz słabiej palący się kawałek drewnianej ściany. W półmroku Septim dostrzegał, iż wróg wciąż żyje, rusza się i próbuje stanąć na nogi, sapiąc, dysząc i jęcząc.




Spoiler:

Re: Dolne Miasto - gospoda „Dobre Piwo” i okolice

45
- Olhe paramim. Vittu* - wyryczał przez zmęczone wiekiem, dymem i ilością przełkniętego do swojego środka zła gardło, wydobywając głos przez zaciśnięte zęby i gęste, ciemne kołtuny jego równie wiekowej i zmęczonej dymem brody. Śmierć mogła być jego przeznaczeniem - być może Sakir zaplanował to, by został teraz zgładzony. Przestało go interesować to, czy faktycznie może zginąć. Oczywiście, jego zadaniem było żyć i oczyszczać świat z demonicznego i złego wpływu. Jego obowiązkiem było przeżyć. Ale jeśli Sakir, Pan Światła miał zamiar go poświęcić dla innych celów i planów, których Septim nie rozumiał, to w porządku. Podda się jego woli. Umrze dzisiaj, jeśli ocali to resztę jego towarzyszy. Towarzyszy, którzy poświęcili dla niego życie. A przynajmniej jego część.
Sigvurdzie. Oby Twoja służba u mego boku została doceniona. Byśmy wkrótce się spotkali. Bramy niebios rozewrą swe złote wrota, by onieśmielić nas swym blaskiem. Księgi i przemowy ukształtowały w jego głowie upragniony i wymarzony obraz. Światłości i błogiego, pozbawionego złego omenu cienia. Kolorów bieli i złota. Oczy jego pałały tą żądzą. Nie mógł poradzić na to, że chciał dostać się do bram niebios. Był istotą ludzką i nie uważał się nigdy za coś więcej. Jednakże jego misja była czymś więcej. Z woli Jedynego Słusznego Boga miał używać swojej ludzkiej agresji i zapalczywości. Przelać ją w Młot na Czarownice.

- Na Sakira! Wzywam Was do powstania! Niech oczyści Was wiara! - krzyczał, gdy stwór, który był teraz jego przeciwnikiem i prawdopodobnym zabójcą w tej walce. Walce między dwiema stronami, prawdopodobnie też między dwiema siłami bogów. Septim był teraz wybrańcem Sakira. Był jego czempionem. Nie zasługiwał jednak, by nazywać się jeszcze jego awatarem - taki zaszczyt nie spotka go z tego samego powodu, dla którego Sakir wybrał go na swojego czempiona w walce z demonami. Był pełnym agresji człowiekiem. Grzesznikiem jak wszyscy inni. Pożądającym. Nienawistnym. Był człowiekiem. Teraz zamierzał przelać to wszystko, co tkwiło w ciemnych zakamarkach jego duszy na demona, który zabił jednego z jego towarzyszy. Jednego z ludzi, którzy mu zaufali. Jednego z przyjaciół, których miał niewielu. Znacznie mniej, niż wrogów.

Gdy bestia powstała wiedział, że ma chwilę, by wykonać następny ruch. Nie zamierzał dać jej uciec. Wyciągnąwszy jedną rękę w kierunku płonącej ściany (o ile rozumiem, ściana jest po mojej prawej, stoły po mojej lewej, a ja jestem na przeciwko bestii), wzniecił w niej za pomocą swojej magii więcej ognia, by buchnął jasnym płomieniem, oświetlił pomieszczenie i przyzwyczaił się do magicznej woli Septima. By zapamiętał ten magiczny impuls, dochodzący z jego dłoni. Równocześnie ruszył szybkim krokiem na skos, w kierunku wroga, ale też pomiędzy niego a leżących po ławach i stołach znajomków. Musiał ich obronić. Całym swoim gniewem i nienawiścią obronić. Nie mógł pozwolić, by zginęło jeszcze więcej dobrych ludzi.

Ruszył do przodu, skupiając się zarówno na bestii, jak i na ogniu. Jego wola walki była teraz podzielona na magiczny ogień, oraz na potwora. Miał jeszcze krótką chwilę na to, by zdecydować, jaką strategię przyjmie. Skoczywszy na przeciwnika sięgnął w jego kierunku lewą ręką, po czym zamknął na krótką chwilę oczy, kumulując w opuszkach palców białe, mleczne światło, które pośle na pysk tej przebrzydłej gnidy. Światło generować będzie za pomocą energii magicznej. Po posłaniu światła, co powinno trwać stosunkowo krótko, otwiera oczy, cofając rękę - lewą, stara się pochwycić nią prawą rękę stwora albo jego ramię - tak, by nie mogło go dosięgnąć, korzystając z oszołomienia przeciwnika. Natychmiast, gdy tylko nadarzy się okazja na w miarę, stosunkowo bezpieczny cios, uderza obuchem, by roztrzaskać albo nogę, albo uderzyć w głowę. Zależy to od tego, co będzie w jego pojęciu bliższe i łatwiejsze do trafienia. Tak, by jeszcze bardziej oszołomić poczwarę i ją osłabić. Lewą dłonią zaś Septim przeprowadza na demonie Egzorcyzm. Stara się jednak nie zabić demona, a poważnie go zranić. Na prawdę poważnie go zranić.

*Spłoń w ogniu Boga. Śmierć/Zdychaj/Spierdalaj
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Wróć do „Saran Dun”