Re: Południowy trakt

16
Dobrogost zwinął się w pozycję embrionalną chwytając za pulsujące z bólu skronia.
-Miałeś się nie ruszać... Eh... Mój łep....
Podsunał się do pozycji pół siedzącej rozgaldając się po szałasie. Trzeba będzie wkrótce wyruszyć.
-Jestem tak okropnie zmęcznony.
Spojrzał w kierunku miniaturowej istoty.
-Hej mała! Jak tam pierwsza noc w życiu? Mam nadzieję, że ci się tu spodoba. Wiele zdrowia mnie kosztowało, żeby cię tu ściągnąć. Mam dla ciebie zadanie. Rozejrzyj się wokoło czy nie ma tu czegoś do jedzenia ale nie oddalaj się za bardzo bo za niedługo się zwijamy.
Zamknął oczy czakając aż ból choć odrobinę osłabnie.
Koniecznie zajrzyj :)

Re: Południowy trakt

17
Roślinka pokiwała tylko głową, jakby dawała znać, że rozumie, po czym zeskoczyła z nóg Dobrogosta i zaczęła zwinnie wspinać się po ścianie z korzeni, aby po chwili zniknąć wśród jednej ze szczelin.

Tymczasem mag odzyskiwał powoli siły. Drgawki jakby go odpuściły, ale nadal nie było mowy o stawaniu na nogi. No i pozostawał problem zaschniętej krwi na twarzy i ubraniu.

- Powiem ci, że w życiu czegoś takiego nie widziałem. Gdzie się tego nauczyłeś?

Dobrogost usłyszał i poczuł, jak jego brzuch domaga się jedzenia, jednak nie zanosiło się na śniadanie. Noc powoli ustępowała, jednak do świtu pozostało co najmniej godzina.

Spoiler:

Re: Południowy trakt

18
Dobrogost westchnął ciężko. Miał nadzieję, że jego mała pomocnica da radę. Wątpił żeby koń uniósł dwóch ledwo przytomnych jeźdźców. Ze smutkiem spojrzał na swoje ciało. Przywykło do wysiłku ale nie miało zbyt wiele zapasów energii w postaci tłuszczu. PO chwili zamyślenia otrząsnął się z dziwnych myśli. Spojrzał na rannego próbując ocenić jego stan. Stwierdził, że skoro oboje są tak blisko śmierci, to może z nim podzielić się z prawdą albo czymś co do prawdy było bardzo podobne.
-Wiesz... Gdy byłem mały wujek próbował mnie czegoś nauczyć... no takie podstawowe rzeczy żebym mógł pracować kiedyś jako służba na dworze... Jazda konna, czytanie, pisanie... Okazuje się, że w niektórych regionach możnowładcy nie przejmują się nauką tej sztuki tylko wynajmują ludzi od tego. przynajmniej tak mi mówił wujek... no mniejsza... Ale po krótkim czasie nauki u niego okazało się, że komuś przeszkadzał... Nie wiem czemu, nie wiem co się stało, byłem za młody żeby to zrozumieć... Gdy nasz dom spłonął a rodzina zginęła ja ukryłem się w lesie i pobiegłem w głąb. Po długiej wędrówce pod koniec której niemal umarłem z głodu... Spotkałem mojego mistrza. Żył w samotni i jadł to co wyhodował lub przywieźli mu w comiesięcznych transportach. On zauważył, że mam predyspozycje. Sam nie znał się na magii. Zresztą nie da się jej nauczyć podobno od nikogo. trzeba samemu ją w sobie odkryć. Ale pomaga zrozumienie świata, więc uczył mnie tego co sam wiedział i zachęcał do samodzielnego studiowania ksiąg. Więc całe swe życie od ucieczki do samotni poświęciłem zgłębianiu magii i zrozumienia dla jej żywiołów. Gdy mój mistrz zmarł wyruszyłem z samotni na spotkanie z prawdziwym światem, poza naszą samotnią. I tak spotkałem ciebie. I popełniłem błąd. Myślałem, że od ostatniej stałem się potężniejszy i już nie bęzie tak źle ze mną ale widocznie przeceniłem swoje możliwości.... -Zamilkł nagle. -przepraszam, że tyle mówię... Nie jestem przyzwyczajony do kontaktu z kimś innym niż Mistrz.
Rozejrzał się uważnie, zastanawiając się gdzie podziała się jego podopieczna. Zbyt wiele poświęcił by teraz od tak sobie uciekła lub zginęła. Oparł głowę o ściankę próbując zregenerować choć odrobinę sił mimo dręczącego go głodu.
Koniecznie zajrzyj :)

Re: Południowy trakt

19
Darn wysłuchał całej opowieści, nie przerywając ani razu. Wciąż był nieco blady, jak ocenił Dobrogost, kiedy przyjrzał mu się uważniej, ale i tak nie było to już tak tragiczne, jak wcześniej.

- Rozumiem - powiedział młodzieniec, kiedy jego rozmówca umilkł. - Nie masz za co przepraszać, ja z natury jestem gadatliwy, więc to chyba ja powinienem się pilnować. Nie możesz sobie chyba też zarzucić słabości, bo takich cudów, jakie dokonałeś, to wielu, łącznie ze mną, na oczy nie widziało wcześniej. Powietrze to wręcz wibrowało od magii, jakby burzą zajeżdżało. Osobiście, to na niczym się nigdy nie znałem, poza walką mieczem, ale i w tym nie byłem mistrzem. Ty przynajmniej znalazłeś się tutaj przypadkiem, a o śmierć otarłeś się, żeby ratować obcego ci człowieka... - Zamilkł, jakby dalej nie chciał mówić, po chwili jednak przełamał się i kontynuował. - Ja jestem tu przez kobietę. Ukochaną. Zakazana miłość, jak w tych śmiesznych bajkach dla małych dziewczynek, rozumiesz? Normalnie identyczna sytuacja. Rodzina nie chciała się zgodzić na nasz związek, więc odszedłem... Ach, to zagmatwane. I coraz częściej myślę, że cholernie głupie. Co teraz zrobisz? To znaczy, kiedy odzyskasz siły? Dokąd się udasz?

Mały stwór Dobrogosta przecisnął się przez szczelinę, spadł na ziemię i podskakiwał energicznie, wskazując przy tym kierunek wschodni. Nie mówiła, a jedynie skakała i pokazywała, jakby chciała ich gdzieś zabrać. Problem polegał na tym, że Dobro tworząc szałas zaprojektował go bardzo szczelnym, żeby wytrzymywał napór deszczu i wiatru, a teraz stał się ich więzieniem.

Re: Południowy trakt

20
Pierwszym większym przystankiem południowego traktu było Nowe Hollar, można powiedzieć, stolica Wysokich Elfów. W połowie drogi pomiędzy nim a Saran Dun stał, otoczony zewsząd rzadkim lasem i pagórkami, niewielki pałacyk należący do jednego z odłamów rodu Vicenti. W jego stronę zmierzał Septo, z nożem na gardle trzymanym przez Gildię Bandytów z Saran Dun. Pozostałe dwa dni na wykonanie zlecenia i spłacenie długu krwi wydawały się wystarczać w zupełności. Pewny siebie łucznik nie spodziewał się jednak, że po drodze napotka to, co teraz widniejąc przed jego oczami napawać mogło go nie tyle zdziwieniem, co nawet strachem.
*** Jeden dzień jazdy na południe od Saran Dun droga stawała się mniej wyraźna. Udeptane ścieżki gubiły się w zaroślach i pomiędzy wzniesieniami. Wiekowe drzewa przysłaniały dalszą drogę, a znaki, które dawniej stawiano w regularnych odstępach nie wskazywały już niczego, gdyż były kompletnie zniszczone. Podróż tymi rejonami bez przewodnika mogła okazać się zgubna.

Septo, wyjechawszy na pokaźną górkę, aż przystanął z wrażenia. Miejsce to nie przypominało niczego, z czym miał do czynienia w swoim życiu – obumarłe czarne drzewa, krzewy i trawy, a do tego smród zgnilizny niesiony wiatrem. Potworny widok. Nim zdążył się zastanowić co tu jest grane, gdzieś nad głową Neherisa coś warknęło, coś pisnęło. Z początku nie można było namierzyć źródła dźwięku. Niebo było pochmurne, choć nie zbierało się na opady. Wtedy, pod gęstą chmurą pojawił się niewielki obiekt. Pikował w dół z ogromną prędkością. To on wydawał te straszliwe dźwięki, które przyprawić mogły o ciarki na skórze. Słabły one z każdą chwilą, aż w końcu ucichły po krótkim, niemiłym charknięciu. To nie mógł być ptak – najdurniejszy chłop ze wsi by to wywnioskował. Było to coś innego, znacznie większego i bezwładnie opadało. Prosto na Septo.

Re: Południowy trakt

21
- Wyprawa dzień pierwszy... -

Jadąc w kierunku zlikwidowania swojego celu napotkałem na dziwne zjawisko. Było to nic innego jak obraz jakiejś katastrofy.

Co tu było dużo mówić na ten temat. Wyglądało to jakby coś zdecydowanie poszło nie tak. czujne oki Septo sprawiło że zatrzymał się już jakiś dystans przed tym splugawionym obszarem wjeżdżając na sporą górę. Zwyczajnie miał wrażenie że jego plany się zmienią znacznie zmienią. – Widzisz to Geno, cholernie niepokojące. Czyżby Kariila postanowiła w końcu się nas wszystkich pozbyć ? A może to dzieło człowieka który postanowił zniweczyć domenę boga ? Niedobrze. – Wówczas Septo u słyszał dziwny pisk gdzieś nad nim. Odwróciwszy wzrok w tym kierunku dostrzegł że coś leci z tego co rozumiał w jego kierunku... co mógł zrobić Septo ? Gwałtownie ale lekko nie za szturchał nogą konia aby ten ruszył. Samemu dobierając łuku i srebrnej strzały, zaczął spierdzielać w kierunku miasta modląc się w duchu coby nie ruszyło na niego. Septo obserwował jednak to coś dalej, dostrzegł coś dziwnego. To wielkie coś spadało. Jakby martwe. Sprawiło to iż zatrzymał konia odwracając go w kierunku w wzgórza w które prawdopodobnie uderzy ten opadający stwór. Aż koń nieco zarżał na taki manewr jednak usłuchał jak to wierna klacz miała w zwyczaju. A sam łucznik z już wyciągniętą srebrną strzałę i łukiem wstał z siodła jak to bywało w przypadku jeźdźców konnych aby zamortyzować ruch który mógł za chwilę nastąpić wycelowywał w ten obiekt. Jeszcze nie wzbogacił strzały o magię jeszcze nie rozumiał co to spada... Może to istota z nieba jakiś anioł czy półbóg ? A może jakaś poczwara albo przyczyna tej katastrofy okolicy. Septo nie wiedział a chciał się dowiedzieć. Fenistea tam było podobnie ale bardziej gwałtownie... Tam też bogowie odwrócili się od elfów czy teraz odwrócą się od ludzi ?
Obrazek

Re: Południowy trakt

22
Tuż przed uderzeniem, Septo dostrzegł odcienie zieleni spadającego obiektu. Nie miał już wtedy wątpliwości, że to jakaś poczwara i to nie byle jakich rozmiarów. Gruchnęła ona o glebę, wzniecając w powietrze masę suchego pyłu, piachu i ziemi. Gdy kurz opadł, sylwetka stwora wyłoniła się w pełnej krasie. Ogromna wiwerna, prawie dwukrotnie większa od Septo.

Dokładniejsze oględziny wykazały dziwne zwyrodnienie potwora. Jego ciało było częściowo zgniłe – liczne plamy czarnej martwicy, pogubione łuski, ciemne żyłki na błoniastych skrzydłach, sącząca się ciemna, gęsta i potwornie śmierdząca wydzielina z popękanych pęcherzy. Był już definitywnie martwy, choć jeszcze pośmiertne odruchy delikatnie wierzgały jego ogonem zwieńczonym zabójczym i toksycznym żądłem, z którego skapywały ostatki jadu. Co tu zrobić z taką bestią?

Re: Południowy trakt

23
Jak łuppnęło wzrok łucznika dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego co to właśnie upadło obok niego.
O kurwa Smok
Wypowiedział głośno jakby w szoku nie zdając sobie sprawy z tego co się stało. Septo jednak dość szybko zdał sobie sprawę że to chyba nie jest smok podobne ale jakieś takie inne. -Małe to jakieś to chyba nie jest smok jakieś zmutowaciałe macha tym ogonem dziwnie sączy czymś jak jakimś żądłem, to nie smok... -
Nie zaraz to wiwerna, mała coś jeszcze chora
Septo wymamrotał zdając sobie sprawę z tego że obszar na który wyjechał jego cel jest raczej cholernie nieprzyjazny dla ludzi... A możliwe że właśnie teraz pan Gerard drapie się po dodatkowej głowie. Znaczy się naroślu wielkości głowy czy innym takim czymś. Septo przestraszył się nie na żarty. - Przecież jechanie w ten obszar to samobójstwo... Z drugiej strony jeśli wrócę do Saran Dun minie termin i gildia mnie zabije. Nawet nie wiem czy już nie zaraziłem się tym przekleństwem. - Sprawiło to że stał jak wryty starając się wymyślić co robić. Zdawał sobie jednak sprawę że nie ma pojęcia gdzie przeżyje dłużej. Septo przełknął ślinę i pomyślał muszę jakoś wylosować. Nagle Septo aż zesztywniał.
Przecież to jest wiwerna... Niedawno otrzymałem dziwne przedmioty jak to jest kurwa możliwe. Ktoś wiedział że znajdę się w tej sytuacji ? Kto niby mógł coś takiego przewidzieć. To nie może być przypadek.– Wypowiedział sam do siebie powoli tracąc resztki rozsądku. To było nieco zbyt wiele dla Septo który cechował się jednak niską odpornością na takie sytuacje. Był w pewnym sensie osobą korzystającą z magii douczoną. To sprawiało że nie wierzył w przypadki. Wzrok Septo uniósł się w górę w miejsce z którego spadła Wiwerna. A następnie Septo postanowił zrobić coś co niemal że każdy uznał by za dziwactwo jak i szaleństwo. Kiedy tylko wiwerna przestała miotać ogonem Septo zsiadł z konia i zaczął wyciągać wszystkie przedmioty które otrzymał w dziwnych okolicznościach. Septo przyglądał się nim zadziwiony. Następnym co rozbił było chwycenie kołczanu z strzałami z grotami ze srebra. Następnie rozpoczął wbijać je dookoła siebie i wiwerny tworząc krąg z strzał wbitych ostrzami w dół. Rozłożył je nie bez powodu Septo miał sporą wiedzę o Mistycyzmie. A przez to znał swoiste podstawy rytuałów. Nie były to jednak jakieś zaawansowane informacje absolutne podstawy podstaw. A w śród nich było coś co pewni nazwali by umiejętnością z korzystania z przedmiotów magicznych. Dlatego też w pewnym sensie wiedział jak działają takie przedmioty. Krąg z strzał miał za zadanie zatrzymać jego energię w wnętrzu kręgu jednak to nie było wszystko Septo znał się również na magi powietrza i wody sprawiło to że postanowił stworzyć dodatkowy element wzmacniający siłę kręgu. Zdawał sobie w końcu że ciężko będzie mu zrobić coś w tak improwizowanych warunkach. Septo układał plan swoiście nawiedzony plan wyczuwał że jeden z przedmiotów który posiadał cechował się potężną magią. Tak to była ta moneta której się bał. Septo zamierzał jej użyć. W końcu w jego rozumowaniu albo wszystko było już stracone albo to miejsce zostało zaplanowane z góry. Sprawiło to że z swoiście obłędnym zapałem chwycił za bukłak z wodą który spoczywał na jego wiernej klaczy wziął również i flakonik trucizny. A następnie naciął sobie dłoń wlewając o wody swoją krew następnie jad wiwerny po czym naciął jeszcze martwą wiwernę spuszczając nieco jej krwi do nauczenia. Kolejnym co zrobił to zamknął i wymieszał odkładając na razie na bok. Septo chwycił wówczas swojego konia i odprowadził w dół z górki i przywiązał do drzewa. Nie chciał aby mu coś się stało wiedział że rytuał z bliska mógł spłoszyć konia. Choć sam nie miał pojęcia co zwiastował mu los.


Septo powrócił na miejsce, w którym upadła wiwerna, nie było ono również nie było przypadkowe. Było to było szczególnie blisko elementu wiatru w końcu ciężko o tak majestatyczny widok z góry na umierający las. Strzały tkwiły w ziemi niczym obumarłe drzewa stojąc bez liści. Założył wówczas zbroję z łusek wiwerny i położył przed sobą dzwonek dokładnie na środku położył obok niego delikatnie kulkę. A co najważniejsze monetę której to magi prawdopodobnie zawierzał resztki swojego niepewnego życia. Następnie zajął się spokojną poprawą kręgu, wyciągnął menzurkę z wodą zmieszaną z krwią i trucizną. Rozlał łącząc srebrne głownie strzał cieczą tworząc w ten sposób krąg magiczny który opierał się na krwi i wodzie. Będący usytuowany w miejscu gdzie domena wiatru wydawała się silna. Następnym co zrobił to przysiadł w dość charakterystycznej pozie zapewniającej skupienie w kręgu i rozpoczął zwykłą medytację. Musiał wyciszyć umysł aby przeprowadzić to w miarę możliwie jak najbardziej kontrolowany sposób. Choć zdawał sobie sprawę że było to niemożliwe. W końcu zaczął rozpoczął zaczynając prostą inkantację do zaklęcia które znał. – Agnoscis quid suus 'sinistram – Poczuł jak jego zmysły wyostrzają się i tak podniósł monetę. I rozpoczął coś co mogło wydawać się bardzo dziwne śpiewał, była to stara modlitwa do Kariili, znał ją w końcu nie raz przebywał z rolnikami z tych stron którzy zawsze szanowali właśnie tą boginię. I to właśnie w jej domenę uderzało to co działo się dookoła. Ktoś splugawił życie samo w sobie. Podczas tej modlitwy Septo zaczął starać się przelać jak najwięcej swojej many do monety a krąg który był wokoło niego miał uniemożliwić ucieczkę tej energii uwięzić ją za pomocą krwi w nim i w wiwernie. I tak w końcu rzucił monetę czekając na jej upadek.


Orzeł czy Reszka ? Zapytacie.
Obrazek

Re: Południowy trakt

24
Gdyby ktoś teraz obserwował, uznałby go za jakiegoś szaleńca albo, co gorsza, plugawego czarodzieja, nekromantę czy innego wypaczonego czarnoksiężnika. Nie można mu było chociaż odmówić finezji w przygotowywanym, a właściwie to wymyślonym naprędce rytuale. Wiele w tym było sensu. Podstawy rytuałów stanowiły jeden z przedmiotów w każdej ze szkół magicznych, stąd Septo miał niejakie pojęcie w tej materii.

Utworzony krąg ze strzał, wody i krwi zdawał się być solidny i szczelny. Septo czuł, jak jego wewnętrzna energia wspomagana była siłą wiatru, który nagle, niby przypadkiem, wzmógł się. Jeszcze nigdy wcześniej nie czuł takiego przypływu magii. Przekazując ją tajemniczej monecie zaczął powoli odpływać i niemal zemdlał, jednak orzeźwiający wiatr uderzył w jego twarz i pomógł mu utrzymać świadomość. Urk-huński ząb drżał tak, że niemal sam mógłby podskoczyć. Po podrzuceniu, moneta obracała się chwilę w powietrzu. Trwało to nadzwyczaj długo. W końcu opadła na jego otwartą dłoń. Orzeł.

Ząb wyparował, a w chmurach zagrzmiało. Później był tylko błysk, trzask, wrzask i długi, długi sen.
*** Veriana delikatnie gładziła jego policzek. Leżała tuż obok, całkiem naga, jak wtedy, po niesławnym przyjęciu w górnym mieście. Septo czuł się tak dobrze, jak nigdy przedtem. Żadne zmartwienia nie zaprzątały jego głowy. Ciepło bijące od ciała kochanki wzbudzało w nim pożądanie. I wziął ją w swoje objęcia i jeszcze raz przeżyli tę noc. Tym razem z jeszcze większą przyjemnością i intensywnością. Kochali się do rana, dopóki za oknem nie ryknęła wiwerna. Wiwerna?
*** Neheris obudził się z bólem głowy. Właściwie to bolało go wszystko. Leżał z twarzą w trawie, a doznania jakie mu towarzyszyły mógłby porównać do potwornego kaca. Kiedy się podniósł, ujrzał cielsko wiwerny. Żywe. Czy raczej – półżywe.

Stwór stał z uniesionym pyskiem, spoglądając na łucznika w zbroi z wiwernich łusek. Oczy miał puste, a ciało wciąż gnijące i okropnie śmierdzące, ale ruchliwe i chyba znów całkiem mobilne. Bestia po chwili zatrzepotała swoimi czarniejącymi skrzydłami i uniosła się w przestworza. Choć zniknęła Septo z pola widzenia, ten czuł, że jest gdzieś w pobliżu, że coś go z nią łączy i było to uczucie tak nienaturalne i straszne, że aż poczuł mdłości i zwymiotował.

Otoczenie zmieniło się od ostatnich wydarzeń. Wszystkie strzały o srebrnych grotach zniknęły, a właściwie to spłonęły. Trawa ubarwiona była szarym popiołem, drobinkami czarnego węgla i promieniowała też jakąś dziwną, różnokolorową poświatą. Dzwonek i kulka, które Septo ułożył przed sobą w czasie przygotowywania rytuału, leżały na swoim miejscu nienaruszone. Jedyne czego już nie miał, to wiwerniego jadu, który w całości zużył do przeprowadzenia tego jakże spontanicznego i dziwnego obrzędu. Obrzędu, który najwidoczniej zadziałał. Jakoś.

Re: Południowy trakt

25
Stało się, moneta uderzyła o jego dłoń, orzeł ? Septo nie był pewien co to oznacza jednak, teraz było za późno na cofnięcie się. Moneta zniknęła, wówczas jak łomotnęło tak Septo stracił absolutnie kontakt z rzeczywistością.
*** Dom, łózko przyjazne miejsce, miłe poduszki pościel, a do tego kobieta. Septo kompletnie nic nie rozumiał, nawet nie zdawał sobie sprawy z tego co działo się przed chwilą. Kto by jednak narzekał kiedy miał w łóżku kobietę. Kto by zadawał pytania ? Prawdopodobnie wydawało mu się że właśnie trwała kolejna noc. Reszta była dość oczywistym przebiegiem gdy dwojga młodych ludzi przeciwnej płci ląduje w łóżku. Nic w tym dziwnego. Choć długość trwania mogła nieco zaskakiwać, Septo jednak młody był krzepki. Więc i to było bardzo prawdopodobnie, w końcu kto liczy czas w takiej chwili. Wówczas stało się coś dziwnego. Septo usłyszał ryk a to z kolei poruszyło w nim zwykłe myślenie.
*** Septo obudził się, jedno było pewne czuł się jak by ostro zabalował, do tego również zmęczony, zupełnie jak gdyby ta noc którą pamiętał była prawdziwa, zakrapiana do tego alkoholem nieznanego pochodzenia i kiepskiej jakości. Trawka jednak w tym momencie wydawała się jak mięciutka pościel. Mimo tego Septo zorientował się że coś jest nie tak. Poderwał wzrok patrz a TAM WIWERNA. Septo z lekkim przerażeniem poderwał się do przykucnięcia. Już miał brać łuk i strzelać ale nie było go na miejscu. Za to wiwerna stała i patrzyła na swój sposób tępo na niego.
Zaraz a Ty czasem nie byłaś martwa, chyba cie jakoś ożywiłem. – Złapał się za głowę powoli przypominając sobie wydarzenia dnia wczorajszego. Septo również popatrzył tępo i wtedy wiwerna postanowiła odlecieć.
Nie za rozmowna... – Pomyślał i wówczas poczuł coś dziwnego. Coś co niemal od razu przyprawiło go o wymioty. Może to skutek użycia magii ? Sam nie wiedział. Mogło być tym albo czymś gorszym. Miał jednak uczucie jak by był z nią swoiście połączony, było to cholemie dziwne uczucie. Tak miał wrażenie że to właśnie to swoiste przeczucie czy czucie sprawiło że Septo zwrócił cześć z tego co zjadł o poranku.

Kiedy już lekko się ogarnął i oprzytomniał zaczął przyglądać się zgliszczom. Właściwie to sam nie wiedział jak to nazwać z jednej strony przypominało jakiś osadzony dym z ogniska, z drugiej było to kolorowe. Sprawiło to że Septo starał sobie przypomnieć przebieg rytuału który zrobił. Przypomnieć jak zachowała się magia, skąd się wezbrała, jakie były jej pływy. W pewnym sensie starał się stwierdzić co tak właściwie się wydarzyło. Z racji tego że był niemal pewien że przesadził z energią na razie robił to bez użycia magii. Zwyczajnie prowadził obdukcję kręgu. Uczył się i powoli zbierał argumenty które mogły hipnotyzować co mogło się wydarzyć.
I tak też delikatnie sztyletem starał się sprawdzić czy pozostało cokolwiek z srebrnych grotów strzał w ziemi. Również zaczął zastanawiać się jak zebrać próbkę tego kolorowego pyłu. Czym on w końcu był starał się go zidentyfikować. Wydawał się po części węglem jednak to mogło być trudniejsze niż się wydawało. Po chwili również spojrzał na swoją dłoń na której złapał monetę i przyglądał się jej w końcu wydawało mu się że moneta tam zniknęła... To było już wręcz fenomenalnym zjawiskiem. Nie był pewien czy zniknęła na stałe czy może ona jakoś zmetamorfizuje się. Szukał praktycznie wszystkiego co było podejrzane. Zdawał sobie w końcu sprawę z tego że raczej nigdy nie powtórzy tego wyczynu. Jeśli coś ominie to może nigdy nie będzie w stanie odkryć co się właściwie stało. Właśnie obserwacja i zapamiętywanie przebiegu wydarzeń magicznych było tym w czym Septo się specjalizował, jeśli chodzi o magię.
Obrazek

Re: Południowy trakt

26
Próba odtworzenia przebiegu rytuału była nie lada wyzwaniem, zważając na to, że przez jego sporą część Septo był nieprzytomny. Pamiętał jednak jakieś urywki wydarzeń, a z czasem jak je odkrywał, wiedział i rozumiał coraz więcej. Krąg magiczny zadziałał perfekcyjnie i cała energia, jaką Septo zdołał zebrać ze swojego wnętrza jak i otoczenia, została w nim uwięziona. Neheris pamiętał, jak powietrze się elektryzowało i wręcz drżało. Podobnie jak on sam. Wrażenie wibrowania całego ciała towarzyszyło mu, dopóki nie spadł grom z nieba i go oślepił. Wtedy też utracił świadomość, a to, co działo się później, miało pozostać zagadką już na zawsze.

Podczas obdukcji kręgu Septo mógł ustalić jedynie, że pręty strzał uległy spopieleniu, zaś same groty stopiły się i zmieszały z ziemią. Po rozgrzebaniu gruntu nożem, można było znaleźć grudki srebra, które już niczym nie przypominały swojej poprzedniej formy. Widać taka była cena ich użycia. Popiołu i zwęglonych resztek trawy oraz strzał było bardzo mało i nie było to niczym niezwykłym, w przeciwieństwie do tajemniczej kolorowej poświaty, jaką emanowało podłoże. Nie miała ona swojego źródła, po prostu tam była. Zanurzona w niej dłoń zaczynała się mienić i migotać tysiącem kolorów. Być może była to jakaś resztka przetworzonej energii magicznej. Trudno było to określić. W kilka minut, po oględzinach miejsca rytuału, całkowicie zniknęła, wcześniej powoli wygasając, i nie pozostawiła żadnego śladu, nawet magicznego.

Co z monetą? Septo nie mógł jej nigdzie znaleźć. Nie było jej w dłoni, w trawie, nie wisiała też w powietrzu. Zwyczajnie wyparowała. A może chwilowo nie dała się odnaleźć, by po pewnym czasie dać się odnaleźć w kieszeni? Był to przedmiot wyjątkowo potężny. I nieprzewidywalny. Zupełnie jak los.

Przed utratą świadomości było prawie południe. Teraz słońce miało się ku zachodowi i już zaczynało się kryć za obumarłą częścią pobliskiego lasu. Gniada klacz Geno czekała wciąż pod drzewem i skubała trawkę. Tylko coś tutaj nie grało. Teren zaczernionej i zgniłej roślinności powiększył się na tyle znacząco, że sięgał teraz niemalże do uczepionego drzewa konia, a ten zdawał się w ogóle nie przejmować niepokojącym stanem przyrody w tym rejonie.

Re: Południowy trakt

27
Septo podczas badania miejsca wydarzeń coraz to bardziej zastanawiał się jak do tego wszystkiego doszło. Wyglądało na to że poszło nie najgorzej, tylko czyżby zbyt wiele mocy skumulowało się w kręgu ? A może to tak miało być. Sam nie był pewien, nadal jednak miał przeczucie że jakaś niewidzialna ręka pokierowała go tutaj. I że nic tutaj nie dzieje się przypadkiem. Mimo tego dowody wydawały mu się zanikać. Jedyne co pozostawało to stopione groty w ziemi w formie swoistego zlepku srebra które zlepiło się z ziemią. Septo zaczął dość szybko wygrzebywać groty zdając sobie sprawę że to jedyny dowód. Możliwe że w nich zostało jakieś echo tego co się wydarzyło. Kiedy już wygrzebał wszystkie zdał sobie sprawę z czegoś cholernie przerażającego.

Nie dość że mrok pochłaniał okolicę to jeszcze do tego zepsuta ziemia zbliżała się coraz bliżej. Sprawiło to że Septo niemal od razu podjął decyzję. - Kurwa moja klacz Geno. Powinienem uciekać. - Łucznik bał się tego co nadchodziło, nie miało znaczenia czy to gniew boga, czy może dzieło jakiegoś człowieka czy szarlatana. To coś zabijało na swojej drodze. Roślinność umierała, a Wiwerna wydawała się również umrzeć od czegoś w tym rodzaju. Sprawiło to że pośpiesznie Septo wziął wszystko co pozostało część wepchnął do kieszeni, a część spakował to do jednego z koszów na koniu, Septo zdał sobie jednak sprawę z tego że musi się przebrać. Zbroja z łusek wiwerny nie wydawała mu się idealnym ubraniem do powrotu, jak i była groźna dla konia. Zdjął ją pośpiesznie ale i ostrożnie z przeszywanicy odkładając do worka. Następnie szybko ruszył konno w kierunku miasta. Był przerażony. Teraz liczyło się aby oddalić się od plagi. Septo jechał w lekkiej panice i rozważaniach spory dystans. Zdecydowanie musiał pozmawiać o tym co nadciągało. Zamierzał najpierw udać się do akademii w Saran Dun poinformować o tym co nadciągało.
Obrazek

Re: Południowy trakt

28
Podczas ściągania tej jakże wyszukanej i śmiercionośnej zbroi, wydarzyło się to, czego Septo obawiał się w niej najbardziej. Odsłonięty nadgarstek Neherisa musnął po zielonej łusce. Czując jej szorstką fakturę na skórze powinien być już gotowy na śmierć, bądź w najlepszym wypadku na utratę ręki w ciągu następnych kilku minut. Nic takiego się jednak nie wydarzyło i natychmiast wzbudziło u łucznika myśl: czy stałem się odporny? Nie było czasu, by nad tym dywagować. Można to było zrobić później. Niebezpieczeństwo w postaci czarnego zepsucia wciąż poszerzało swoje wpływy i to ono obecnie było największym zagrożeniem. Neherisowi wydawało się, że cały proces gnicia zachodzi na jego oczach, płynnie i nieustępliwie. Albo było to tylko złudzenie przerażonego umysłu.

Gnał przez półmrok na swojej gniadej klaczy. Wiedział, że nie dotrze do Saran Dun tego dnia. Od miasta dzielił go jeden dzień drogi. Musiał więc spędzić noc pod gołym niebem albo błądzić w całkowitej ciemności na zaniedbanym trakcie. Ciężko powiedzieć, co było gorsze. Tajemnicza plaga była już nieco ponad godzinę drogi za Septo. Przed łucznikiem rozpościerały się teraz rozległe wzniesienia, a na nich pola uprawne, na których całkiem niedawno posiano ozime odmiany zbóż. Wzdłuż drogi rosły potężne, wiekowe dęby. Najbliższa wieś była spory kawałek dalej, co najmniej dwie godziny drogi.

Wysoko na sklepieniu błysnęła pierwsza gwiazda. Pomarańczowa łuna, którą słońce pozostawiło ponad horyzontem powoli gasła, a świat pochłaniał mrok nocy.

Re: Południowy trakt

29
Zranienie, nie polepszało stanu paniki, a jedynie dorzucało kolejny element do zmartwień. Znając jednak właściwości jadu Wiwerny Septo wydawało się że koniec jest już bliski... Mimo tego coś było nie tak... Nie rozumiał czyżby coś pominął. Teraz jednak nadal miał to swoiste poczucie że coś go goni. Powoli jednak nieubłaganie niczym noc która już nadeszła. Godzina drogi konno sprawiała jednak że łucznik powoli zaczynał odzyskiwać zdrowe zmysły. Czas leczył panikę, może nie do końca leczył, jednak zdecydowanie dawał czas do przemyśleń. Zdał sobie sprawę że jest daleko, a wykończenie konia karkołomną jazdą to najzwyklejsza głupota. Dlatego Septo zmniejszył forsowanie swojego konia i postanowił że postara się dojechać nocą do wioski. To właśnie tam skierował swojego konia. Starając się pozostać w miarę czujnym mimo tego że do najlepszego rodzaju wypoczynku tej utraty przytomności by nie zakwalifikował. Musiała ona wystarczyć aby jakoś dał radę tam dojechać czujny. Aż mu się przypominały lata spędzone na wojnie z elfami. Septo w sumie nie odbierał nocy jako absolutne zagrożenie jednak mimo wszystko musiał wypocząć choć trochę.
Obrazek

Re: Południowy trakt

30
Trakt po raz kolejny wkroczył w gęstwinę, w wiekowy olchowy las. Gwiazdy błyszczały na bezchmurnym niebie. Na jednym z drzew zahuczała sowa. Było chłodno. Wiatr zrywał z drzew pożółkłe liście i obsypywał nimi ziemię. Czasem jeden z listków trafiał na zmęczonego konia i jego jeźdźca. Gdzieś w oddali zawył wilk. Chwilę potem drugi, z zupełnie innego kierunku. Coś spadło z drzewa i uderzyło w miękką ściółkę. Chwilę potem trzasnęła jakaś gałązka, zaszeleściły krzewy, dwie skrzeczące wrony przeleciały nad głową Septo.

Wybujała wyobraźnia potrafiła płatać figle. Bowiem noc jest ciemna i pełna strachów. Cienie drzew, głazów, krzaków i innych nieokreślonych obiektów formowały się w straszne zjawy, czarne, majaczące potwory. Choćby Septo wkładał cały swój wysiłek w wmawianie sobie, że to tylko iluzja zmęczonego umysłu i ciemności, kształty te napawały go lekkim strachem. Pomiędzy przemijającymi z lewej strony drzewami pojawiła Mimbra w pierwszej kwadrze. Tańczyła ona między koronami, rzucała światło i je zabierała, jak gdyby bawiła się z niestrudzonym podróżnikiem. Później ponad gruntem zjawiła się mleczna mgła. Przykryła one wystające korzenie drzew, opadłe liście i trawy. Śnieżnobiała szata Króla Olch wkrótce zakryła i ubitą ścieżkę.

Zdezorientowany koń zwolnił do stępu i szedł tak długo. Zbyt długo. Księżyc wisiał już wysoko ponad głową podróżnika. Septo nie przypominał sobie, by las, który mijał zeszłego dnia, był aż tak duży. Nie przypominał sobie też, by po drodze było bagno. Koń wpadł jednym kopytem w głęboką kałużę i przechylił się na prawo, niemalże straciwszy równowagę. Pozbierał się szybko, stając na równym podłożu, ale nie chciał jechać dalej. Mgła rozrzedziła się lokalnie i odsłoniła rozległe moczary, rozświetlone przez blask księżyca

I jakimś cudem okazało się, że najwidoczniej nie tylko Septo się zgubił. Gdzieś pomiędzy drzewami zamigotał blask ognia i dało się zasłyszeć jakieś rozmowy. Echo leśne i wiatr niosły słowa prosto do uszu Neherisa.

– ... to chyba jakiś żart. Kto cię, kurwa, debilu niedouczony, uczył nawigacji, he? – powiedział jakiś mężczyzna, a chwilę potem powietrze przeszył odgłos siarczystego pacnięcia. Septo miał dziwne wrażenie, że skądś kojarzył ten głos.

– Ej, ej! – krzyknął drugi. Pojawiły się odgłosy lekkiej szarpaniny. – Jeszcze raz mnie tkniesz, a wylądujesz twarzą w tym błocie. Szacunku trochę! Gdyby nie my, gniłbyś teraz razem z tamtymi roślinkami. Nic a nic mnie obchodzi twoje urodzenie, twoje osobiste problemy, a szczególnie twoja gruba rzyć. Zapłaciłeś za eskortę, to ją dostaniesz. Tymczasem stul pysk i nie wychylaj się. Narobiłeś już dość hałasu.

Pierwszy głos umilkł. Gdyby Septo stał bliżej, z pewnością usłyszałby jego głośne przełknięcie śliny i otrzepywanie ubrań.

– Ciemno tu. Mógłbyś trochę przyświecić? Znasz pewnie jakieś czary, te, czary świetlne, co? – ujawnił się trzeci głos, tym razem żeński.

W powietrze wystrzelił jasnoniebieski ognik i zawisnął w przestrzeni. Cienie drzew wydłużyły się znacznie, ale za to dały się zauważyć sylwetki innych zagubionych we mgle. Jechali na skromnym wozie ciągniętym przez jednego konia. Pięć osób, w tym jeden woźnica. Łucznik wraz z koniem byli skryci w cieniu, jednak nie mogło to trwać długo. Powóz zmierzał od strony, z której nadjechał Septo, a jasny ognik podążał nad nimi, rozświetlając okolicę.

Wróć do „Królewska prowincja”