POST POSTACI
Constantin
Rycerz niemal bezmyślnie kiwał głową, kiedy docierały do niego kolejne słowa Ortenberga. Zdecydowanie nie miał już dziś siły, by rozmówić się z Finem. Holscher nie odwrócił głowy w stronę Inkwizytorki, która odezwała się o krok bądź półtora zza jego pleców. Constantin
- Niech jedno z was pośle po pojętną, zaufaną osobę. Zakonne woluminy są bez wątpienia warte przestudiowania, ale nie jest to misja godna twego czasu, siostro - odezwał się po krótkiej chwili namysłu. - Trzeba będzie też zorganizować kilku zbrojnych, by zadbać o bezpieczeństwo naszego... kuriera, ale to rozumie się samo przez się i zostawię to w waszej gestii. Jeśli coś znajdą, mają kierować się prosto do Kruczego Fortu.
Przeszedł jeszcze kilka kroków i zatrzymał się nagle, by zadziwiająco sprawnym ruchem obrócić się w stronę inkwizytorki. Gwałtowne poruszenie się okupił małą eksplozją bólu w piersi, ale nawet nie drgnęła mu powieka.
- W tej chwili nie stać nas na odrzucanie jakiejkolwiek ekspertyzy, nawet gdyby miała pochodzić z tak plugawych ust. Nawet jeśli jej nie ufam, wierzę, że może być przydatna... Co zaś tyczy się Inkwizytorium, za radą siostry rozmówię się jutro z bratem Finnem, dziękuję - kiwnął głową, po czym odwrócił się z powrotem ku kierunkowi swojej wędrówki i z cichym westchnieniem ruszył do przodu.
Holscher rzucił jeszcze ciche 'doskonale' nim Ortenberg ruszył w swoją stronę, po czym wszedł do namiotu, prowadząc Gallę za sobą.
Jego oddech znów stał się chrapliwy, gdy uwijająca się przy nim służka na moment oswobodziła go z duszącego uścisku bandaży. Przez krótką chwilę milczał, wsłuchując się w świst powietrza opuszczającego jego ciało. Idealne świadectwo kruchości i niedoskonałości ciała. Winien był dziękować Sakirowi za to, że uchronił go przed śmiercią w tamtym wybuchu, ale w jego głowie dominowały myśli o tej przeklętej słabości mięsa.
Drgnął lekko na słowa Gallii. Na krótką chwilę zmarszczył czoło. Cierpienie było nieodzowną częścią życia, od którego nie winien się odżegnywać. Jego obecny stan mógł być pokutą za błędy popełnione podczas wyprawy, ale... Nie miał teraz czasu na to, by pozwolić naturze na powolne odbudowywanie tego, co zostało strzaskane. Na potrzeby powierzonej mu misji musiał być w najlepszej możliwej kondycji, nawet jeśli to nie mieczem, a językiem przyjdzie mu teraz wojować.
- Byłbym siostrze wdzięczny. Obawiam się, że nie mam czasu na tę... pokutę - chrapliwy dźwięk, który wydobył się z jego umęczonego gardła musiał być śmiechem, bądź jakąś jego namiastką.
Kiwnął głową do służki w podzięce za jej służbę, po czym narzucił na siebie koszulę.
Z uwagą obserwował twarz kobiety, przez którą przewijała się cała masa różnych emocji. Był nieco rozczarowany tym, co usłyszał, ale nie dał tego po sobie poznać. Podrapał się w zamyśleniu po brodzie.
- Tam, w tym drewnianym pudle... - niemal wypluł z siebie to ostatnie słowo - ...byłem wręcz przekonany, że ktoś sięga do mojego umysłu. Patrzy moimi oczyma na to, com przeżył. Myślałem, że to siostra. - zamilkł na chwilę, by w końcu pokiwać do siebie głową. - Nie zmienia to faktu, że twe talenta wciąż jawią mi się jako przydatne w przesłuchaniu. Złamiemy tego potwora, zmiażdżymy jego słaby umysł. Jestem tego pewien... - zastukał palcami w stół, uciekając wzrokiem w jakiś bliżej niezidentyfikowany punkt na płachcie namiotu.
- Jakie sztuczki umysłu? - zapytał jeszcze i raz jeszcze zamilkł na pewien czas, słuchając uważnie jej słów.
Mężczyzna uniósł lekko brew, kiedy Galla przestąpiła z nogi na nogę, zmieszana jak jakaś młódka. To co powiedziała później, sprawiło, że odwrócił na moment wzrok.
- Chodzący przykład gorejęcej wiary... O, Sakirze! Jeszcze przed paroma tygodniami chyba bym ją wyśmiał. Czmuś wybrał akurat mnie? - kącik ust uniósł mu się w nieznacznym uśmiechu. Od zawsze był oddany idei Zakonu, ale wiara była w tym wszystkim drugorzędna. Oczywiście, podpierał swe wyroki i czyny fragmentami świętych pism, jednak zdecydowanie bardziej interesowały go sprawy ziemskie, niźli zgłębianie, czy choćby oddawanie się tajemnicom wiary.
Teraz... Teraz było inaczej.
- Niezbadane są ścieżki naszego Pana... - odrzekł tylko, po dłuższej chwili ciszy. - Niech to, co siostra poczuła, nie zaślepi jej zbytnio. Będę potrzebował przy sobie ostrych umysłów i... dialogu. Łaska naszego Pana nie czyni ze mnie człowieka nieomylnego - pokiwał do siebie głową, po czym spojrzał kobiecie w oczy.
- Możesz odejść
Następne minuty przelatywały mu jak piasek między palcami. Służka wróciła z nowymi bandażami i po kąpieli pomogła mu się w nie zawinąć. Jadł coś, czego istota umknęła jego pamięci, a później porwało go to zwalające z nóg zmęczenie. Zasnął, nim przyniesiono mu przybory do pisania.
***
Po powstaniu z łóżka, od razu podszedł do biurka. Pochwycił po drodze jakiś owoc i puchar z rozcieńczonym winem, które ułożył obok siebie przy stoliku. Bez ociągania się otworzył zapieczętowaną tubę i przeleciał wzrokiem po sporządzonej dla niego liście nazwisk.
Podkreślił parę nazwisk zaprawionych w bojach mężów i przepisał je na kartkę obok. Oczywiście nie będzie miał ze sobą wystarczająco dużego oddziału, by pragnąć oddelegować pod ich dowodzenie jakichkolwiek ludzi, zamierzał raczej wykorzystać ich jako namiastkę osobistej gwardii, mogącej towarzyszyć mu również poza drogą, w miastach i rezydencjach lordów.
Po chwili namysłu zakreślił również nazwisko pewnej kobiety, która służyła w Zakonie pod Inkwizyturą, gdzie jednak miast ścigać apostatów, czy czarownice, zbierała informacje na temat kerońskich możnych. Tak, potrzebował kogoś, kto znał te plugawe pijawki.
Zastukał palcami w biurko.
Wybrał parę najbardziej wyróżniających się medyków i uzdrowicieli, nie zagłębiając się jednak zbytnio w detale.
Uniósł kielich do ust i pociągnął głęboki łyk.
Pozostawała kwestia przedstawicieli Inkwizytorów. Oczywiście zamierzał zaangażować Gallę, ale potrzebował jeszcze kogoś doświadczonego w prowadzeniu długich, trudnych przesłuchań i kogoś, kto zajmował się ściganiem plugawych magów i apostatów. Jeśli mieliby w swych wędrówkach skrzyżować miecze z tymi potworami spod ziemi, należało być w pełni gotowym na odparcie ich plugawej magii. Podkreślił interesujące go nazwiska i sporządził krótką notkę dla Fina, w której pytał go, czy przedstawiciele Inkwizytorium, którzy zwrócili jego uwagę w raporcie Ortenberga w istocie nadadzą się do zadań dla nich przeznaczonych.
Odchylił się do tyłu na krześle i wgryzł w soczyste jabłko. Sok pociekł mu po brodzie.
Komtur Ulvarr wydał mu się wybitnie nieinteresującą postacią, której na tą chwilę nie poświęcał nawet zbytniej uwagi.
Sporządził dodatkowy liścik dla Ortenberga, w którym dopytał go o możliwość zorganizowania drużyny na którą składałyby się dwa tuziny zbrojnych i tuzin strzelców. Droga do Kruczego Fortu była na tyle krótka, że zapasy nie powinny stanowić większego problemu.
Przez jakiś czas siedział bez ruchu, wpatrując się w kolejną pustą kartkę, którą przed sobą rozłożył. W końcu, z ciężkim westchnieniem zanurzył pióro w kałamarzu i począł stawiać pierwsze litery. Na moment z jego twarzy zsunęła się maska chłodu i obojętności, a w jego stalowych oczach błysnął smutek.
Spoiler:
Zawinął papier w rulon i opieczętował go. Podniósł się ze stolika, ubrał się, narzucił na siebie płaszcz, wcisnął list do sakwy, a resztę liścików i notatek pochwycił w rękę.
Wyszedł przed namiot i skinął głową stojącym na straży mężczyznom.
- Przekaż to von Ortenbergowi. Pilne - wcisnął jednemu z żołnierzy zagiętą kartkę z nazwiskami oficerów, medyków i prośbą o zbrojnych. Przez chwilę patrzył na drugi świstek papieru w swojej dłoni, ale po chwili namysłu wcisnął go do sakwy obok listu.
- Ty zaś poprowadź mnie do namiotu Oveuriego, muszę się z nim rozmówić.