Południowy trakt

181
POST POSTACI
Constantin
Rycerz niemal bezmyślnie kiwał głową, kiedy docierały do niego kolejne słowa Ortenberga. Zdecydowanie nie miał już dziś siły, by rozmówić się z Finem. Holscher nie odwrócił głowy w stronę Inkwizytorki, która odezwała się o krok bądź półtora zza jego pleców.
- Niech jedno z was pośle po pojętną, zaufaną osobę. Zakonne woluminy są bez wątpienia warte przestudiowania, ale nie jest to misja godna twego czasu, siostro - odezwał się po krótkiej chwili namysłu. - Trzeba będzie też zorganizować kilku zbrojnych, by zadbać o bezpieczeństwo naszego... kuriera, ale to rozumie się samo przez się i zostawię to w waszej gestii. Jeśli coś znajdą, mają kierować się prosto do Kruczego Fortu.
Przeszedł jeszcze kilka kroków i zatrzymał się nagle, by zadziwiająco sprawnym ruchem obrócić się w stronę inkwizytorki. Gwałtowne poruszenie się okupił małą eksplozją bólu w piersi, ale nawet nie drgnęła mu powieka.
- W tej chwili nie stać nas na odrzucanie jakiejkolwiek ekspertyzy, nawet gdyby miała pochodzić z tak plugawych ust. Nawet jeśli jej nie ufam, wierzę, że może być przydatna... Co zaś tyczy się Inkwizytorium, za radą siostry rozmówię się jutro z bratem Finnem, dziękuję - kiwnął głową, po czym odwrócił się z powrotem ku kierunkowi swojej wędrówki i z cichym westchnieniem ruszył do przodu.


Holscher rzucił jeszcze ciche 'doskonale' nim Ortenberg ruszył w swoją stronę, po czym wszedł do namiotu, prowadząc Gallę za sobą.
Jego oddech znów stał się chrapliwy, gdy uwijająca się przy nim służka na moment oswobodziła go z duszącego uścisku bandaży. Przez krótką chwilę milczał, wsłuchując się w świst powietrza opuszczającego jego ciało. Idealne świadectwo kruchości i niedoskonałości ciała. Winien był dziękować Sakirowi za to, że uchronił go przed śmiercią w tamtym wybuchu, ale w jego głowie dominowały myśli o tej przeklętej słabości mięsa.
Drgnął lekko na słowa Gallii. Na krótką chwilę zmarszczył czoło. Cierpienie było nieodzowną częścią życia, od którego nie winien się odżegnywać. Jego obecny stan mógł być pokutą za błędy popełnione podczas wyprawy, ale... Nie miał teraz czasu na to, by pozwolić naturze na powolne odbudowywanie tego, co zostało strzaskane. Na potrzeby powierzonej mu misji musiał być w najlepszej możliwej kondycji, nawet jeśli to nie mieczem, a językiem przyjdzie mu teraz wojować.
- Byłbym siostrze wdzięczny. Obawiam się, że nie mam czasu na tę... pokutę - chrapliwy dźwięk, który wydobył się z jego umęczonego gardła musiał być śmiechem, bądź jakąś jego namiastką.
Kiwnął głową do służki w podzięce za jej służbę, po czym narzucił na siebie koszulę.


Z uwagą obserwował twarz kobiety, przez którą przewijała się cała masa różnych emocji. Był nieco rozczarowany tym, co usłyszał, ale nie dał tego po sobie poznać. Podrapał się w zamyśleniu po brodzie.
- Tam, w tym drewnianym pudle... - niemal wypluł z siebie to ostatnie słowo - ...byłem wręcz przekonany, że ktoś sięga do mojego umysłu. Patrzy moimi oczyma na to, com przeżył. Myślałem, że to siostra. - zamilkł na chwilę, by w końcu pokiwać do siebie głową. - Nie zmienia to faktu, że twe talenta wciąż jawią mi się jako przydatne w przesłuchaniu. Złamiemy tego potwora, zmiażdżymy jego słaby umysł. Jestem tego pewien... - zastukał palcami w stół, uciekając wzrokiem w jakiś bliżej niezidentyfikowany punkt na płachcie namiotu.
- Jakie sztuczki umysłu? - zapytał jeszcze i raz jeszcze zamilkł na pewien czas, słuchając uważnie jej słów.

Mężczyzna uniósł lekko brew, kiedy Galla przestąpiła z nogi na nogę, zmieszana jak jakaś młódka. To co powiedziała później, sprawiło, że odwrócił na moment wzrok.
- Chodzący przykład gorejęcej wiary... O, Sakirze! Jeszcze przed paroma tygodniami chyba bym ją wyśmiał. Czmuś wybrał akurat mnie? - kącik ust uniósł mu się w nieznacznym uśmiechu. Od zawsze był oddany idei Zakonu, ale wiara była w tym wszystkim drugorzędna. Oczywiście, podpierał swe wyroki i czyny fragmentami świętych pism, jednak zdecydowanie bardziej interesowały go sprawy ziemskie, niźli zgłębianie, czy choćby oddawanie się tajemnicom wiary.
Teraz... Teraz było inaczej.
- Niezbadane są ścieżki naszego Pana... - odrzekł tylko, po dłuższej chwili ciszy. - Niech to, co siostra poczuła, nie zaślepi jej zbytnio. Będę potrzebował przy sobie ostrych umysłów i... dialogu. Łaska naszego Pana nie czyni ze mnie człowieka nieomylnego - pokiwał do siebie głową, po czym spojrzał kobiecie w oczy.
- Możesz odejść


Następne minuty przelatywały mu jak piasek między palcami. Służka wróciła z nowymi bandażami i po kąpieli pomogła mu się w nie zawinąć. Jadł coś, czego istota umknęła jego pamięci, a później porwało go to zwalające z nóg zmęczenie. Zasnął, nim przyniesiono mu przybory do pisania.

***

Po powstaniu z łóżka, od razu podszedł do biurka. Pochwycił po drodze jakiś owoc i puchar z rozcieńczonym winem, które ułożył obok siebie przy stoliku. Bez ociągania się otworzył zapieczętowaną tubę i przeleciał wzrokiem po sporządzonej dla niego liście nazwisk.
Podkreślił parę nazwisk zaprawionych w bojach mężów i przepisał je na kartkę obok. Oczywiście nie będzie miał ze sobą wystarczająco dużego oddziału, by pragnąć oddelegować pod ich dowodzenie jakichkolwiek ludzi, zamierzał raczej wykorzystać ich jako namiastkę osobistej gwardii, mogącej towarzyszyć mu również poza drogą, w miastach i rezydencjach lordów.
Po chwili namysłu zakreślił również nazwisko pewnej kobiety, która służyła w Zakonie pod Inkwizyturą, gdzie jednak miast ścigać apostatów, czy czarownice, zbierała informacje na temat kerońskich możnych. Tak, potrzebował kogoś, kto znał te plugawe pijawki.
Zastukał palcami w biurko.
Wybrał parę najbardziej wyróżniających się medyków i uzdrowicieli, nie zagłębiając się jednak zbytnio w detale.
Uniósł kielich do ust i pociągnął głęboki łyk.
Pozostawała kwestia przedstawicieli Inkwizytorów. Oczywiście zamierzał zaangażować Gallę, ale potrzebował jeszcze kogoś doświadczonego w prowadzeniu długich, trudnych przesłuchań i kogoś, kto zajmował się ściganiem plugawych magów i apostatów. Jeśli mieliby w swych wędrówkach skrzyżować miecze z tymi potworami spod ziemi, należało być w pełni gotowym na odparcie ich plugawej magii. Podkreślił interesujące go nazwiska i sporządził krótką notkę dla Fina, w której pytał go, czy przedstawiciele Inkwizytorium, którzy zwrócili jego uwagę w raporcie Ortenberga w istocie nadadzą się do zadań dla nich przeznaczonych.

Odchylił się do tyłu na krześle i wgryzł w soczyste jabłko. Sok pociekł mu po brodzie.
Komtur Ulvarr wydał mu się wybitnie nieinteresującą postacią, której na tą chwilę nie poświęcał nawet zbytniej uwagi.
Sporządził dodatkowy liścik dla Ortenberga, w którym dopytał go o możliwość zorganizowania drużyny na którą składałyby się dwa tuziny zbrojnych i tuzin strzelców. Droga do Kruczego Fortu była na tyle krótka, że zapasy nie powinny stanowić większego problemu.


Przez jakiś czas siedział bez ruchu, wpatrując się w kolejną pustą kartkę, którą przed sobą rozłożył. W końcu, z ciężkim westchnieniem zanurzył pióro w kałamarzu i począł stawiać pierwsze litery. Na moment z jego twarzy zsunęła się maska chłodu i obojętności, a w jego stalowych oczach błysnął smutek.
Spoiler:

Zawinął papier w rulon i opieczętował go. Podniósł się ze stolika, ubrał się, narzucił na siebie płaszcz, wcisnął list do sakwy, a resztę liścików i notatek pochwycił w rękę.
Wyszedł przed namiot i skinął głową stojącym na straży mężczyznom.
- Przekaż to von Ortenbergowi. Pilne - wcisnął jednemu z żołnierzy zagiętą kartkę z nazwiskami oficerów, medyków i prośbą o zbrojnych. Przez chwilę patrzył na drugi świstek papieru w swojej dłoni, ale po chwili namysłu wcisnął go do sakwy obok listu.
- Ty zaś poprowadź mnie do namiotu Oveuriego, muszę się z nim rozmówić.
Obrazek

Południowy trakt

182
POST BARDA
Jak orzekł Constantin, tak się stało - nawet, jeśli tego teraz nie zrobiono, tak już dnia następnego ktoś prawdopodobnie pośle po wystarczająco szybką osobę, by ta pognała do stolicy Zakonu w poszukiwaniu zakurzonych ksiąg na temat bestyj z koszmarów. Galla także odesłała służkę mężczyzny, gdy tylko skończyła oporządzanie, dając krótkie instrukcje, kogo i gdzie mniej więcej szukać - obiecany uzdrowiciel, który miałby skrócić męki i doczesne bóle. Męczennikiem wszakże mógł być każdy, lecz jak dobrze skonstantował Constantin, ktoś musiał mieć ostry umysł, a ból, chociaż uszlachetnia, to także potrafi nieźle otępić.

Inkwizytorka na stwierdzenie o patrzeniu jego oczami przestąpiła z nogi na nogę. — To ja zaglądałam, nieco brutalnie na polecenie Mistrza. Chociaż muszę przyznać, iż wcale tak łatwo nie było, Wasz umysł był tak otulony... to nawet nie była walka, a próba przebicia się przez gorące mury — kolejne słowa ważyła, ale w końcu stwierdziła, że chyba nie zaszkodzi to powiedzieć. — Nic mnie szczerze tak nie wykończyło do tej pory. A sztuczki umysłu... tak jak mówiłam, mogę zaglądać do wspomnień i łamać psychikę. Głównie manipuluję odczuciami i emocjami, stąd moje wcześniejsze wspomnienie o pomocy w przesłuchaniach. W wielkim skrócie ja czytam umysły i je łamię, ale też mogę sprawić, że zapomną o czymś, czy to bolesnym, czy przyjemnym. Władam też nieco bardziej fizycznym ogniem, ale moja ekspertyza nie leży na przednich liniach.

Ukłoniła się, gdy Constantin stwierdził, iż musi mieć ostry umysł. Nawet na jej zabliźnionej twarzy pojawił się lekki uśmiech. — Zdołałam wejrzeć w Wasz umysł wystarczająco podczas próby, by wiedzieć to najlepiej. Mimo wszystko emocje są trudnym przeciwnikiem, a ja... od zawsze jaśniałam gorejącym płomieniem wiary i poczuć go na własnej skórze to cudowne uczucie. Postaram się jednak... traktować Was bardziej przyziemnie, dla dobra Keronu. — Kłaniając się, gdy tylko Holscher nie chciał niczego więcej, wyszła. Służka po powrocie oznajmiła, iż uzdrowiciel zawita do zakonnika jutro rano. Musiał więc jeszcze chwilę pocierpieć z wewnętrznymi ranami.

Lista interesujących go nazwisk z samego rana została sporządzona, a tuż po niej - kolejny, być może mniej surowy list, którego adresatkę Constantin mógł nawet nie wiedzieć, gdzie znaleźć, wszakże ominął go dobry rok, w jego oczach kilka sekund. Przybył natomiast uzdrowiciel, który bez zbędnych ceregieli zabrał się za magiczne naprawienie ran - Constantin musiał tylko wskazać, gdzie go bolało. Sam proces nie był najprzyjemniejszy, szczególnie, gdy przyśpieszony proces gojenia żeber dawał się we znaki, ale w końcu został wypuszczony, niemal jak świeżo narodzony, gotowy do działania.

Po tym, gdy lista została odesłana do Ortenberga, Constantina poprowadzono przez las namiotów do większego, gdzie miał urzędować Fin Oveurie, doradca Eckarda. W środku urządzone z kunsztem biuro i sypialnia w jednym było okupowane właśnie przez biurokratę, który przeglądał raporty mówiące niewiele z perspektywy Constantina. Starszy mężczyzna owinięty w wełniane ubranie miał aktualnie na sobie okrągłe okulary i puchar na biurku. Na wchodzącego komtura zerknął pobieżnie, czekając, aż jego przewodnik zniknie im z pola widzenia. Jego mina niewiele się zmieniła od ostatniego spotkania. To, co zaś mógł odczuć mężczyzna, to wrażenie, jakby stał przed sędzią - takim z prawdziwego zdarzenia, który właśnie waży jego serce na szali, ale nie ocenia emocjonalnie, tylko chłodno kalkuluje. I taki właśnie był Fin, przeorany doświadczeniem, które kazało mu prowadzić się w masce obojętności i centryzmu... o ile to była maska.

Witam cię Constantinie. Rozumiem, że przyszedłeś skonsultować dobór kadr, wedle sugestii Eckarda? — biurokratyczność wręcz biła z jego słów.

Południowy trakt

183
POST POSTACI
Constantin
Nawet specjalnie się nie krzywił, kiedy medyk swoją magią składał do kupy jego poobijane ciało. Zdawało mu się, że czuł jak pokiereszowane kości przemieszczają mu się pod skórą i ponownie łączą w całości. Doświadczenie o tyleż bolesne, co w przedziwny sposób niekomfortowe, nienaturalne w swojej szybkości. Raz za razem pokazywał medykowi kolejne bolące miejsce, a ten doprowadzał je do porządku. Holscher nie potrafił powiedzieć, jak długo właściwie trwał cały ten proces, ale z pewnością w pełni go rozbudził, nim wyszedł z namiotu. Z przyjemnością odetchnął pełną piersią, wciągając nosem ciężkie, śmierdzące powietrze obozu. Dobrze było być w stanie zrobić to bez krzywienia się z bólu.

W kilku słowach rozmówił się ze strażnikami stojącymi przed jego namiotem, po czym dał poprowadzić się jednemu z nich w głąb gęstego obozu. Constantin nie rozglądał się na boki, mieląc w głowie kwestie organizacyjne nadchodzącej wyprawy. Miał nadzieję, że jego prośby i sugestie nie napotkają żadnego niepotrzebnego oporu z góry, ale nawet mimo wstawiennictwa wielkiego mistrza nie mógł być niczego pewien.
Z drugiej jednak strony, nie sądził, by którakolwiek z jego próśb mogła wydać się jakkolwiek ekscesową. Bezpieczeństwo i profesjonalizm, tylko tego wymagał.

Wkroczył do namiotu Fina i powitał siedzącego za biurkiem mężczyznę lekkim zgięciem karku, przyciskając jednocześnie zaciśniętą w pięść dłoń do piersi.
- Bądź pozdrowiony, bracie Oveurie - rzekł, podchodząc bliżej. Sięgnął do sakwy i wyciągnął zeń kartkę, na której przed paroma chwilami wypisał interesujące go nazwiska przedstawicieli świętego inkwizytorium. Poczekał, aż prowadzący go tutaj strażnik usunie się z namiotu, po czym kiwnięciem głowy odpowiedział na pytanie mężczyzny.
- W rzeczy samej. Wypisałem nazwiska kilku interesujących mnie osób, których ekspertyza zdała mi się przydatna w nachodzącej misji. Jak widzisz... - podsunął kartkę Oveurie'owi, po czym ponownie cofnął się o pół kroku - ... sięgnąłem niemal do każdego ramienia inkwizycji, ale... wierzę w waszą skuteczność. Nigdy nie dano mi powodu, bym sądził inaczej. Na własnej skórze poczułem też sprawność Gallii... - pozwolił sobie na lekki, krzywy uśmiech, nim splótł dłonie za plecami.
- Jeśli chodzi zaś o resztę, opieram się jeno na zwięzłym raporcie, który sporządził dla mnie von Ortenberg. Jak mniemam, wybrałem jedną z sióstr, która ma doświadczenie w kontaktach ze żm... z przedstawicielami szlachty oraz dwóch braci, odpowiedzialnych za przesłuchania i ściganie plugawych magów. Istoty, z którymi przyjdzie nam się mierzyć, niestety sprawnie posługują się magyją, z którą sam jeszcze nie miałem styczności. Nie muszę więc chyba podkreślać, jak ważnym jest, by w szeregach mojej niewielkiej drużyny znalazł się ktoś, kto będzie w stanie tę magię zniwelować. Jeśli masz, bracie, jakiekolwiek uwagi, bądź sugestie inne, od nazwisk które zaproponowałem, zamieniam się w słuch.
Stalowe oczy Holschera spoczęły na chłodnej twarzy Fina.
Obrazek

Południowy trakt

184
POST BARDA
Oveurie wyprostował przygarbione barki, przerywając wertowanie dokumentów, po czym nachylając się nad biurkiem, sięgnął po darowaną mu listę inkwizytorium, którym zainteresowany był Constantin. Podczas gdy ten mówił, doradca Eckarda wertował uważnie nazwiska, czubkiem palca sunąc po kolejnych pozycjach. — Dobór Galli był spodziewany. Jej umiejętności mogłyby być co prawda przydatne w naszej bitwie, ale wierzę, że w przesłuchiwaniu plugastwa spod ziemi sprawdzi się lepiej — Nie podniósł nawet głowy znad listy, słuchając dalej. Dopiero, gdy Constantin skończył swój wywód, chwycił kielich i upił z niego łyk, po czym oparł się wygodniej.

Brat Gartier, zasłynął podczas interwencji w Oros. Jego techniki interogatorskie są skuteczne, aczkolwiek dla słabej duszy ostrzegam, że mogą uchodzić za brutalne. Osobiście liczyłem na jego selekcję, szczególnie, że wiedza teoretyczna Gartiera o nielegalnych technikach magicznych mogą się tutaj przydać. Nie wątpię również, iż odgrywanie dobrego inkwizytora przeszkodziłoby tylko. Jeśli chodzi o wybór o siostry Sattine, jej obycie ze szlachecką, czy jak nieomal wymsknęło się tobie, bracie Holscher, żmijami jest nieocenione, aczkolwiek nie jestem pewien twoich motywów w doborze takiej ekspertyzy — czujne i chłodne oczy Fina zerknęły oczekująco na zakonnika. Wymagał odpowiedzi.

Dostawszy jej, kontynuował z trzecim nazwiskiem. — Karro, swoją karierę spędził na polowaniu w mniej cywilizowanych terenach, ma doświadczenie z czarnoksiężnikami dzikimi, nieobytymi z uniwersytetem, ale nadal niebezpiecznymi. Ciekawy wybór, patrząc na jego subtelne dary tropienia. Z własnych sugestii rozważyłbym również Ambrozego, weterana spod Wieży. Jego doświadczenie i wiedza demonologa również mogłaby być cenna, natomiast obawiam się, iż nie więcej niż trzech to tłum. Czterech... jeszcze mogę się zastanowić. Przypominam, że nas także czekają wyzwania.

Jeśli Constantin zakończył gdybanie i dobór personelu, Oveurie zapytał sam: — Czy w jakiejś jeszcze kwestii mogę pomóc? Jeśli to wszystko, sugerowałbym przygotowanie się do podróży. Listy zostały wysłane, a konwój przygotowywany i prawdopodobnie gotów do drogi z samego świtu.

Południowy trakt

185
POST POSTACI
Constantin
Mężczyzna zgiął lekko kark w podzięce za oddelegowanie siostry Galli do jego drużyny. Po odbyciu z nią rozmowy nie miał najmniejszych wątpliwości, że będzie bardzo wartościowym wsparciem.
- Składam więc bratu dzięki za odesłanie jej pod moje dowodzenie w tych… wymagających chwilach.

Jego ściągnięte w kreskę usta rozciągnęły się powoli w niewielkim uśmiechu, kiedy myślał o nadchodzącym przesłuchaniu. Bynajmniej nie uważał się za sadystę. Na co dzień nie czerpał przyjemności z cierpienia innych, nawet jeśli jego serce pozostawało głuche na rozdzierające uszy wrzaski tych niefortunnych dusz, które postanowiły wystąpić przeciwko Bogu i koronie na podległych mu ziemiach.
Myślał jednak o boskiej sprawiedliwości, która dosięgnie tego plugawego pomiota z otchłani.
I było to dobre.

Holscher nie przerywał Oveurie, kiedy ten mówił o słynnym nawet wśród przedstawicieli inkwizycji interogatorze. Ograniczył się jeno do delikatnego potrząśnięcia głową na wspomnienie o brutalności jego technik. Makabra nie była problemem, tak długo, jak ich obiekt pozostawał przy życiu… Za co winna odpowiadać inna część jego małej drużyny. Był przekonany, że jeśli elf wiedział cokolwiek, na temat tego, co miało nadejść, uda im się to z niego wyszarpnąć.
Na pytanie o siostrę Sattine, Constantin wyprostował się nieco i splótł ręce za plecami.
- Zdaję sobie sprawę z pewnych niedociągnięć mego charakteru. Niewątpliwie jednym z nich jest, jak brat słusznie zauważył, pewna doza niechęci do szlachetnie urodzonych, która w najgorszym wypadku mogłaby mi utrudnić odpowiednią współpracę z nimi. Nie jestem pewien, czy zawsze byłbym w stanie znaleźć z nimi wspólny język, a wsparcie naszej sprawy… czy raczej zwrócenie ich uwagi na nowy problem, który narasta pod naszymi nosami, jest kwestią najwyższej wagi. Z doświadczenia wiem, że nie raz i nie dwa, stawali mi kulą u nogi, gdy próbowałem pracować ku chwale naszego Pana i tego królestwa. Nawet w stolicy, kiedy zajmowałem się kwestią zarazy – starał się zachowywać kamienną twarz, ale jego usta drgnęły lekko w wyrazie pogardy, kiedy wspomniał wydarzenia z Saran Dun. – W związku z tym wierzę, że siostra Sattine mogłaby pomóc mi w wypracowaniu… dialogu. W chwilach, gdy moja cierpliwość zbliżałaby się do granicy. Może wykorzystałbym ją jako emisariuszkę, może jeno pytał o ekspertyzę i wskazówki, jak dobić się do co mniej… światłych osobników, którzy mogliby stanąć na naszej drodze. Wierzę, że jej obecność będzie korzystna dla misji – zakończył swój przydługi wywód, po czym zamilkł raz jeszcze.
Zmarszczki na czole Holschera pogłębiły się, kiedy doradca Eckarda wspomniał, że nie będą w stanie oddelegować mu wszystkich ludzi, o których prosił. Karro, jako tropiciel magów-apostatów, byłby oczywiście nieocenionym nabytkiem, nie tylko ze względu na zdolności tropicielskie, ale obycie z plugawą magią, na którą mogą się natknąć.
Powoli uniósł dłoń na wysokość twarzy i pomasował sobie oczy przez opuszczone powieki.
W perspektywie zderzenia się z nieznanym, zarówno Karro jak i weteran spod Wieży zdawali się być zdecydowanie bardziej przydatni od siostry Sattine, która służyła raczej za oczy i uszy Zakonu wśród kerońskich wieprzy.
Westchnął cicho.
- Oczywiście, rozumiem. W takim wypadku… Myślę, że bezpieczeństwo naszej grupy winno być największym priorytetem. Wycofuję prośbę o oddelegowanie mi siostry Sattine – zacisnął lekko zęby na samą myśl o użeraniu się z tymi knurami. – Bardzo zależałoby mi jednak na tym, by zarówno Ambroży, jak i brat Karro znaleźli się w mojej kompanii. Sakir mi świadkiem, że potrzebować będziemy zarówno miecza, jak i tarczy, ludzi obytych w walce z plugawą magią. Nie zdziwiłoby mnie też wcale, gdyby te plugawe pomioty wchodziły w konszachty z demonami.


Myślę, że to wszystko, bracie. Dziękuję za twój czas. Niechaj Sakir będzie z nami – przyłożył zaciśniętą w pięść dłoń do serca, pozdrawiając doradzę Eckarda w tradycyjny, zakonny sposób, po czym obrócił się na pięcie i wyszedł, by rozpocząć przygotowania do podróży.
Obrazek

Wróć do „Królewska prowincja”