Re: Droga ku Zaavral

106
Savin siedział przy improwizowanym drewnianym stoliku i coś popijał.

- Chodź, Aradielo. Spróbuj tych ziółek. Działają dobrze na skupienie - i nalał tego "czegoś" w drugi gliniany kubek. -Smakuje to dość wątpliwie... Ale przy niczym się tak dobrze nie myśli!

Rzeczywiście, w wielkim skupieniu słuchał słów swojej wnuczki. Patrzył jej głęboko w oczy, potem zaś je zamknął, najwidoczniej nad czymś się głęboko zastanawiając.
- Kasir uważa, że to przeze mnie zginęła jego żona. Ale to nieprawda. To był wypadek. To było wtedy, kiedy wraz z twoją babką Eulaią budowaliśmy naszą posiadłość w Nowym Hollar. Kasir był wtedy u nas wraz z żoną i synami, bo chcieliśmy wziąć u niego pożyczkę. Niestety, w jednym miejscu nie wytrzymały rusztowania i doszło do tragedii. A Kasir całą winę zrzucił na mnie, że to niby ja do tego doprowadziłem, bo kilka lat wcześniej pertraktowaliśmy w sprawie małżeństwa jego z moją siostrą, Laktras. Więc że niby chciałem zabić mu żonę, żeby to jeszcze lepiej przemyślał, co było absurdem, bo Laktras była już wtedy mężatką - mówił to z takim spokojem, jaki jednak zwykle nie towarzyszy tego typu wyznaniom. Większość osób ma jednak w takich przypadkach jakieś wyrzuty sumienia... Trudno więc było powiedzieć, czy na pewno można mu wierzyć.

- Oczywiście, Zaavral to niemal ich prywatne miasto. I właśnie dlatego uważam, że sojusz z Alvairem to jedyne w tym momencie rozsądne rozwiązanie. Salenowie z kolei chcą iść do Turonu dokładnie z tego samego powodu - ich kontakty handlowe w tym mieście spokojnie zapewnią im wielkie wpływy. Ale wobec twojej nieugiętości nie mogli sobie pozwolić na taką podróż, bo rozdzielenie byłoby w tej chwili najgorszym, co może nas spotkać i doskonale zdają sobie z tego sprawę. Dotarcie do Zaavral uczyni z Alvaira przywódcę, to pewne. Dlatego właśnie spodziewam się, że Salenowie i Elansarowie będą próbowali za wszelką cenę opóźnić nasze dotarcie na miejsce. - przechylił kubek do ust raz jeszcze. - Już ci wyłożyłem swój punkt widzenia na sprawę - kopanie dołków pod Alvairem jest, moim zdaniem, najgorszym co w tej chwili Arano mogą zrobić. Tylko trzymając z nim jesteśmy w stanie coś osiągnąć. Ale oczywiście, postąpisz jak zechcesz. Moje dni są już policzone...

- To dobrze, to dobrze...
- tylko w ten sposób dziadek skwitował jej wypowiedź o żywności i zapasach.

Re: Droga ku Zaavral

107
Aradiela wysłuchała z widocznym niezadowoleniem wypisanym na twarzy to co miał jej do powiedzenia Savin. Zarówno względem tego co wydarzyło się między nim a Kasirem, a także o majętnościach posiadanych przez Vessów w Zaavral i ich politycznej władzy w tamtym miejscu. A powodów do niezadowolenia miała doprawdy mnóstwo. Prawdę mówiąc, jej dziadek posłał ją na rozmowy i negocjacje, których wygrać nie mogła z powodu braku informacji i wiedzy. Czymże więc mógł ryzykować jeśli posyłał ją i mówił - rób co chcesz? I tak nie mogła im zaszkodzić w żadnej mierze.

- I kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć? Doskonale wiesz, że połowę mego życia spędziłam zarówno w Hollar jak i poza nim, a przez to nie do końca znam wszelkie powiązania między poszczególnymi rodami. Cóż, z pewnością nie zmieniłoby to mojej decyzji odnośnie marszu do Zaavral, ale zawczasu mogliśmy coś zrobić w kierunku zabezpieczenia naszej przyszłości tam, a teraz jedyne co możemy zrobić, to zdać się na łaskę Alvaira. - Aradiela prychnęła. - Łatwy do manipulacji? Łatwy?! - Elfka świdrowała Savina wzrokiem. - Ten łatwy do manipulacji elf, nieopierzony młodzian, jak go traktowaliście, maszeruje dokładnie tam gdzie chce. Tam, gdzie są jego majątki i wpływy, tam, gdzie inne elfie rodziny nie będą miały nic do powiedzenia i zdane będą na jego łaskę lub niełaskę. A ty traktujesz małżeństwo z nim jako wspaniałą okazję i nawet nie wiem dla kogo. Dla Arano? - Powiedziała ze smutkiem. - Cała nasza rodzina pozostała za nami w Hollar. Będziemy jedynymi, którzy dotrą do Zaavral. Ty sam mówisz, że lękasz się o to czy dożyjesz nawet dotarcia tam. Odnoszę wrażenie, że jestem sama. Ostatni Arano... I wychodzi na to, że dla dobra wszystkich elfów tutaj, jedyne co mogę zrobić, to wyjść za Alvaira. - Aradiela pokręciła głową zasmucona.

Re: Droga ku Zaavral

108
- Nigdy o to nie pytałaś, Aradielo - odpowiedział Savin, zamykając oczy. - Ale żebyś nie miała najmniejszych wątpliwości - wszystkie moje i Kasira prywatne spory nie będą miały najmniejszego znaczenia dla wydanego przeze mnie wyroku. Zresztą sama dobrze wiesz, jak to działa. Nawet jakbym chciał, nasze prawo mi to uniemożliwia.

To częściowo prawda, bo procesy pomiędzy klanami odbywały się na zasadzie wzajemnej dyskusji między stronami rozstrzyganej przez kolegialny organ, jakim był Trybunał. Składał się on z trzech członków wybieranych drogą głosowania. Zasada była tylko jedna - żaden z trzech członków Trybunału nie może pochodzić z klanu będącego stroną konfliktu. Był też zwyczaj, raczej powszechnie praktykowany, że głównym sędzią - osobą przewodniczącą obradom, choć w praktyce będącą tylko jednym z trzech osób w Trybunale, był najstarszy spośród obecnych na miejscu i właśnie dlatego rola ta przypadła Savinowi. Po przedstawieniu przedmiotu sporu, przedstawieniu dowodów, zakończeniu mów i zeznań świadków, Trybunał decydował drogą głosowania czy oskarżony jest winny, czy niewinny. Odbywało się to przez podniesienie ręki przy zasłoniętych oczach, żeby głosy pozostałych na nikogo nie wpływały. Jeśli zaś uznano winę, na takiej samej zasadzie głosowano nad karą dla oskarżonego.

- Cieszę się, że to rozumiesz - tak tylko skwitował ostatnie zdanie Aradieli. W tej samej chwili poły namiotu odsunęły się i stanął w nich...

- Alvair! - powitał gościa Savin. Faktycznie, młody wódz klanu stanął w ich namiocie pełen gracji, w lśniącym kirysie, na który opadały jego ciemne włosy. Uśmiechnął się lekko, skłaniając głowę najpierw przed Savinem, potem przed Aradielą. - Czemu zawdzięczamy ten zaszczyt?

- Czcigodny Savinie, boska Aradielo, chciałem spytać, czy rozważyliście moją propozycję trwałego przymierza przypieczętowanego małżeństwem moim i tego oto chodzącego cuda - tu wskazał na Aradielę. Mówił tak spokojnym, ciepłym i przejrzystym głosem, że aż trudno było uwierzyć, że to dokładnie ta sama osoba, która wściekła na Kasira i Elansara w puszczy przy Nowym Hollar wydzierała się na całe gardło ewidentnie nad sobą nie panując. - Bo jeśli oferta miałaby zostać przyjęta, musimy ustalić wielkość poślubnej daniny.

Poślubna danina była pewną tradycją praktykowaną na Herbii wśród arystokracji, nie tylko elfickiej, polegającej na tym, że mężczyzna po nocy poślubnej składa swojej żonie podarunek, którego wartość ma oddać poziom jego satysfakcji rzeczonym wydarzeniem. W praktyce jednak jej wysokość zawsze była z góry ustalona.

- Pozdrawiam cię, Alvairze, dziedzicu Vess! Lecz ta decyzja nie ode mnie już zależy. To Aradiela nosi pierścień naszego rodu - odpowiedział Savin, choć wzrok jakim spojrzał na Aradielę wyraźnie wskazywał, że bardzo źle zrobi, jeśli się na to nie zgodzi.

- Jeśli tak, to niech obok rodowego pierścienia z herbem Arano zabłyśnie na jej palcu także i drugi! - klasnął trzy razy w dłonie, a do namiotu wszedł jakiś mały elf. Dziecko, miał na pewno nie więcej niż piętnaście lat, za to przyniósł na małej, pomarańczowo-zielonej (połączenie kolorów obu rodów, zieleń Vess - nadzieja i pokój, pomarańcza Arano - ambicja i wielkość) poduszeczce pierścień. - Wręczył mi go mój ojciec, zanim umarł. Przywołał mnie wtedy do siebie i zapytał mnie tylko o jedno - jakie jest najważniejsze zadanie przywódcy klanu. Odpowiedziałem mu wtedy w swojej głupocie: "rozszerzyć nasze wpływy, wypędzić ludzi i orków z Herbii, podporządkować gobliny i niziołki elfom!". Ojciec wtedy pokręcił głową i odpowiedział mi: "synu mój, wszystko to o czym mówisz, jest ważne, nawet bardzo, ale jest jeszcze jedna rzecz, ważniejsza od nich wszystkich - spłodzenie dziedzica, czystej krwi elfa". Wiedział, co mówi... Dał mi wtedy ten pierścień z poleceniem, bym przekazał go elfce, którą uznam za godną zrodzenia rodowi Vess potomka. Przeto pytam cię, Aradielo, czy przyjmiesz ten pierścień? - i uklęknął przed nią na jedno kolano, przejmując poduszeczkę z pierścieniem od dziecka.

Re: Droga ku Zaavral

109
Wyglądało na to, że dzisiejszego dnia miała nie mieć wcale spokoju. Jak tylko skończyła rozmawiać z Savinem, to poły namiotu rozsunęły się, a przed nimi stanął Alvair. Coś w duszy Aradieli właśnie umarło. Należało jednak zachować twarz, skoro nie było innego wyjścia. Musiała teraz zapomnieć o Ellarionie i dbać o swój lud, a także o rodzinę. Nie mogła się jednak powstrzymać przed uszczypliwością w stronę młodzieńca, który wszedł przyodziany jak na wojnę - w pięknym, lśniącym kirysie. W końcu to jedyne co w swej trudnej sytuacji mogła zrobić i nie zamierzała z tego zrezygnować. Ot jej ostatnie podrygi, dzikie miotanie się zwierza zamkniętego w klatce ku uciesze gawiedzi.

- Wyglądasz jakbyś miał kogoś zabić. - Powiedziała z jedynie lekko kpiącą nutą i wstała z zajmowanego przez siebie miejsca, spoglądając z pozoru obojętnie na Vessa. W rzeczywistości z trudem się powstrzymywała by nie prychnąć na jego słowa. Były zbyt gładkie i było ich zbyt wiele. Jej dziadka być może oszukał, ale nie ją. Był zdecydowanie kimś więcej, niż wskazywały na to pozory i z powodu tych pozorów wszyscy go lekceważyli. Niestety teraz było na wszystko za późno. Aradiela wysłuchała mowę Alvaira, a także podarek jaki jej przyniósł i patrzyła się jak przed nią klęka. Wszystko to działo się zbyt szybko i choć żyła ponad sto lat, to nic nie przygotowało ją na to, co teraz następowało. Nie miała nawet zamiaru udawać, że to co się działo jest spełnieniem jej marzeń. Zachowywała się tak jak na damę przystało. Ze spokojem wymalowanym na twarzy, bez zbędnych uśmiechów podała swą dłoń Vessowi by ten nałożył na nią pierścień. - Mam nadzieje, że nasze małżeństwo okaże się owocne. Nie tylko dla naszego ludu w tych ciężkich dla niego chwilach, ale także... i... dla nas. Przyjmuję twój dar, jak i ciebie, jako swego przyszłego męża.

Re: Droga ku Zaavral

110
Alvair uśmiechnął się lekko wstając z powrotem na nogi, a Savin cicho bił brawo.

- Doskonale więc, widzimy się wieczorem, kiedy po zakończeniu procesu zdrajcy ogłosimy wszystkim radosną nowinę. Żegnaj ukochana, do zobaczenia Savinie! Później się rozliczymy... - powiedział Vess kłaniając się obojgu, zdając się zupełnie nie zwracać uwagi na zgryźliwe słowa Aradieli. Wyszedł z namiotu razem z chłopcem, dziewczyna została więc sama z dziadkiem. Ten po chwili milczenia w końcu się odezwał:

- Słońce, dlaczego ty go tak nie znosisz? - zapytał, wzdychając ciężko. - Przecież sama to przyznałaś, że to jedyna droga do tego, żeby nie zepchnąć naszego rodu do podrzędnej roli. A on przecież nie jest wcale taki zły! Zależało mu na tym ślubie do tego stopnia, że nawet posagu się nie domagał!

Re: Droga ku Zaavral

111
Aradiela odprawiła Vessa wzrokiem i spojrzała się na klejnot zdobiący jej dłoń. Symbol jej zniewolenia i największego poświęcenia dla elfów z jej strony. Właśnie oddała swe własne szczęście na rzecz szczęścia jej ludu. I nikt nawet się o tym nie dowie. Nikt nie będzie wiedział. W każdym razie zdecydowana większość nie będzie zdawała sobie sprawy, że ten akt małżeński był podyktowany machinacjami politycznymi i miał utrzymać ich grupę razem. Elfka wzięła ciężki wdech i z trudem powstrzymała łzy.

- Czy to, że jest jedyną szansą dla Arano oznacza, że mam padać mu do stóp i je całować? Nie przemawia do mnie, że ma zostać naszym przywódcą w drodze do Zaavral, to mało? Fakt, że musiałam poświęcić osobiste szczęście, bo banda mężczyzn o wybujałym ego nie mogła dojść do porozumienia w wyborze "tymczasowego" przewodnika? - Aradiela prychnęła. - Mam wszelkie powody by go nie znosić i jest to zdrowe podejście, gdyż ty zdajesz się go uwielbiać. Alvair jest niebezpieczniejszy niż się może zdawać i fakt, że nie naciskał na posag jest mi tym bardziej podejrzany. Nie wątpię, że zależało mu na mariażu. W końcu skonkludowałeś, że to jedyna droga dla zachowania jedności grupy. W posagu Arano da mu jedność i władzę, a ty będziesz sądził Kasira. Nie sposób wątpić jak będziesz głosować, czyż nie? Alvair wszystko dostał i nie potrzebuje jakiegoś śmiesznego posagu od zrujnowanego ucieczką z Hollar Arano, gdy w Zaavral czeka go majątek.

Re: Droga ku Zaavral

112
Savin jedynie westchnął, najwidoczniej uznając, że nie ma sensu gówniary przekonywać. Zbliżała się wyznaczona godzina i zaraz miało rozpocząć się kolejne posiedzenie. Oby załatwili to jak najszybciej... - większość sobie powtarzała. Wszystkich tu przycisnął głód i nie mogli się doczekać opuszczenia tego miejsca i pomaszerowania w górę rzeki, w stronę jeziora Keliad. Tam pewnie będą się zastanawiać, co robić dalej. Zapewne już z Alvairem jako jedynym przywódcą...

Słońce już zachodziło. Wszyscy zbierali się już na oddalonej od obozu o kilkaset metrów polanie, na której obradowali poprzedniego wieczoru. Elfy z gwardii Alvaira przyprowadziły na miejsce Kasira, już nie spętanego, ale otoczonego jakimiś dziwnymi lśniącymi jak księżyc paskami, najwidoczniej stworzonymi w magiczny sposób i mającymi zapobiec jego ucieczce. Sam Alvair stał pośród swoich, ubrany dokładnie w taki sam sposób jak wtedy, kiedy przyszedł oświadczyć się Aradieli, ale do tego miał jeszcze zieloną pelerynę, tak żeby nikt nie miał żadnych wątpliwości z jakiego klanu się wywodzi. Podobnie zresztą Elansar, który przybył na miejsce w srebrzystym płaszczu przywodzącym na myśl jakiegoś dostojnika z Północy, bo pod spodem bez wątpienia miał futro, tak samo srebrzystobiałe. W ręku trzymał kostur tegoż samego koloru. Jako pierwszy zajął miejsce sędziego. Savin przyszedł dopiero po jakimś czasie, zachodząc Aradielę od tyłu i wkładając jej pomarańczową pelerynę, adekwatną do tej noszonej przez Alvaira. Sam zresztą nosił nosił taką samą, ale ze złotą zapinką. Dopiero później, wspierając się na lasce, pozdrowił Elansara i stanął przed środkowym miejscem dla głównego sędziego.

- Wybierzmy trzeciego sędziego! - zawołał. W tej chwili elfy uniosły ręce ku górze, inicjując tym samym magiczny rytuał. Ukazał się nad nimi świetlisty ognik, który miał spaść na wybranego z największym intelektem i uczciwością. I padł na...

- Aradielo Arano, oto zostałaś trzecim sędzią! Podejdź! - głównie wśród Elansarów słychać były ciche pomrukiwanie, że jak to w ogóle może być - dwójka przedstawicieli tego samego klanu w Trybunale? A jednak, decyzja ognika była wszystkich wiążąca. Co ciekawe, stojący najdalej od miejsc Trybunału Salenowie, klan którego przywódcą był sądzony tutaj Kasir, w ogóle takiego protestu nie podnieśli. Było ich tu zaledwie kilku, żaden z nich nie nosił peleryny, czerwonej w tym przypadku, ta bowiem cały czas należała do Kasira. Trwało to przez jakąś minutę, po czym sędziowie usiedli, a Savin oddał głos Alvairowi.

Młody elf, przemawiając bardzo składnie, doniośle, ale i spokojnie wyłożył przed całym zgromadzeniem swoją teorię - Kasir poprzez drogę do Turonu wiodącą przez Biały Fort miał doprowadzić do tego, że elfy miały trafić w ręce Zakonu Sakira (a wcześniej mówione było o Callisto, to ciekawe...). Przemawiał tak przez kilkanaście minut, choć pomiędzy kolejnymi de facto powtórzeniami dokładnie tego samego, wtrącał tam kolejne dowody na to, że to w Zaavral elfy odbudują swoją siłę i tylko Vess nigdy z nich wszystkich nie współpracowali z Callisto (no nie dało się ukryć, że Kasir mówił dokładnie coś innego, więc któryś z nich kłamał).

- Co więcej, - mówił - mogę przedstawić bardzo wiarygodnego świadka, elfa należącego jak do tej pory do bezpośredniego otoczenia oskarżonego, który potwierdzi jego winę! Nazywa się Tranos, pochodzi z klanu Salen i jest właścicielem dwóch magazynów w Turonie i Thirongadzie, a prywatnie jest bratankiem oskarżonego.

Z niewielkiej grupy Salen wystąpił rzeczony elf. Podobnie jak wszyscy Salen, miał dość jasne włosy, ale było w nim coś takiego, co kazało Aradieli widzieć w nim pewne fizyczne podobieństwo do Alvaira. Savin przywołał go do siebie, a ten złożył przysięgę i zeznał, że Kasir utrzymywał korespondencję z Zakonem, sprzedając im broń i chcąc wydać im współbraci z innych klanów, aby Salen mogli prowadzić bezpieczny handel na Północy, nie nękani przez Sakira. Na dowód przedstawił zbiór rzeczonych listów opatrzonych rodową pieczęcią.

- Zwróć uwagę, Wielki Trybunale - ciągnął Tranos, ukazując Savinowi, Elansarowi i Aradieli listy - że pieczęć została przybita tłokiem. Wiecie przecież doskonale, że żaden inny elf nie może przybić takiej pieczęci, jak tylko przywódca klanu. Do tego wielmożny Alvair dysponuje listami rachunkowymi Kasira, które zostały przechwycone przez gwardzistów podczas przeszukiwania jego rzeczy. Zwróćcie proszę uwagę na identyczny charakter pisma...

Faktycznie, tego podważyć się nie dało - wszystkie te teksty zostały spisane tą samą ręką.

- Dziękujemy świadkowi. Czy oskarżony ma coś do powiedzenia na swoją obronę? - zwrócił się Savin do Kasira. Ten jednak zzieleniał na twarzy i najwidoczniej w ogóle nie zwracał uwagi na to, co dzieje się dookoła. Patrzył cały czas w kierunku Tranosa, teraz już będącego pośród swojego klanu, a z jego ust dawało się odczytać w kółko powtarzane słowa podły zdrajca. Minęło trochę czasu, a Savin jeszcze dwa razy spytał o to samo, ale Kasir nie odpowiedział nic.

- Oskarżony nie zabiera głosu. Ogłaszam zatem przerwę, po której wydamy wyrok - zawołał Savin. Wszystkie znaczące persony tego procesu rozpoczęły wtedy akcję cichej propagandy...

Re: Droga ku Zaavral

113
Do zmierzchu czas Aradieli minął szybko, zbyt szybko. Wraz z nim miał nadejść czas osądzania Kasira Salena, a także ogłoszenie jej oficjalnych zaręczyn. Podobnie jak reszta elfów i zgromadzenia, stawiła się na polanie, na której miał odbyć się cały spektakl i cierpliwie, ale i z ciężko bijącym sercem, obserwowała upływ czasu i wraz z nim powiększający się tłum. Wkrótce stawić się mieli wszyscy. Spętany Kasir, piękny i pewny siebie Alvair w srebrzystym kirysie i zieloną peleryną, a także i pozostali członkowie ich społeczności, nierzadko pogrupowani w klany i rody. Prawie na samym końcu stawił się i główny sędzia, Savin, który zaszedł ją od tyłu i podarował jej płaszcz w barwach ich rodu. Aradiela jedynie uniosła do góry brwi zaintrygowana tym podarunkiem, ale podejrzewała, że miało to związek z formalnym ogłoszeniem zaślubin między nią i młodym Vessem. Miała się, jak na obozowe warunki, godnie reprezentować. Elfka paroma delikatnymi ruchami poprawiła pelerynę by lepiej leżała i obserwowała jak jej dziadek podchodzi do drugiego sędziego, Elansara, zamienił z nim kilka słów i ogłosił konieczność wyboru trzeciego sędziego.

Aradiela niemalże zapomniała o pradawnym zwyczaju jaki miał się teraz odbyć. Savin, jako najstarszy elf, miał pierwszeństwo i zasiadał jako główny sędzia. Nie do końca rozumiała wyboru Elansara jako drugiego sędziego, prawdopodobnie wiązało się to z również jakimiś elfimi prawidłami, tradycjami lub rytuałami, których teraz mogła do końca nie pamiętać. Wszak historia, kultura i tradycja jej ludu była ogromna i nierzadko potrzeba było wielu elfów o znacznej wiedzy by stosownie ją porządkować i mądrze korzystać. Wiedziała jednak co miało teraz nastąpić, a przynajmniej z grubsza pamiętała. Wybór trzeciego sędziego przez wzgląd na jego uczciwość i przenikliwość umysłu. Elfka, śladem i innych, uniosła ręce ku górze i już wkrótce nad zgromadzonymi pojawił się świetlisty ognik, który pomknął ku niej. Aradiela ze zdziwieniem spoglądała na ognika. Doprawdy, czyżby szczerość jej intencji była tak wielka, że magiczny rytuał, który miał właśnie miejsce, uznał ją za godną by zasiadać w sądzie? Szczególnie, że zasiadał tam już jej dziadek? Elfka spojrzała się na Savina, który ją wywołał. Tradycja była tradycją. Została wybrana. Kobieta! Serca co poniektórych starszych elfów musiały zacząć bić ze zdwojoną szybkością ze złości. Okazała się godna... Z drugiej strony, czy to znaczy, że gdy przyjdzie do głosowania, będzie musiała głosować wbrew swemu dziadkowi?

Aradiela zasiadła na swym miejscu. Nie omieszkała zauważyć, że Elansarowie protestowali z powodu takiego obrotu sprawy. Być może właśnie dlatego, że była kobietą. Z drugiej strony reakcja członków rodu Salen była zgoła inna co ją zaskoczyło. Wszak oba rody były sojusznikami, a nikt stamtąd nie protestował. Nie dając jednak nic po sobie poznać, elfka poczęła z uwagą obserwować spektakl, który właśnie miał miejsce.
- Ekhm. - Odchrząknęła Aradiela, by przerwać wywód Alvaira i zwrócić na siebie uwagę. - Proszę mi wybaczyć, że przerywam twe słowa, ale rzecz tyczy się rzekomej zdrady Kasira, a nie tego jak nam się będzie żyć w Zaavral lub tego, że ród Vess współpracował lub też nie z Callisto Morganister. Sądzę, że gdybyśmy teraz mieli dochodzić spraw politycznych orientacji z Hollar, to w obecnej sytuacji nikt nie miałby twarzy przyznać się do tego czy jej działania popieraliśmy lub nie. Wszyscy jednak przez nie cierpimy. - Przerwała mu roztaczania pięknych wizji Zaavral i robienia z sądu spektaklu, których miał podbudować jego pozycję w oczach innych elfów. - Przepraszam też jeśli mnie coś ominęło, ale pierwotne oskarżenia mówiły chyba o współpracy Kasira z Callisto, a nie z Zakonem Sakira, mylę się? - Aradiela popatrzyła się na pozostałych sędziów i skinęła młodzieńcowi głową by ten kontynuował. Przez potęgę magii została wybrana przez swą uczciwość i czystość intencji. Będzie więc i tak działać w imieniu tego, co drogie duszy każdego elfiego czarodzieja.

Mowa Alvaira przeszła do przedstawiania świadków i Aradiela z zainteresowaniem pochyliła się do przodu, gdy jeden z członków rodu Salen miał zamiar wystąpić przeciw Kasirowi. Było to niewiarygodne, zdrada własnej rodziny, własnej krwi. Była ciekawa co z tego wyniknie. Słuchała więc z uwagą, jednocześnie obserwując Tranosa i reakcje Kasira, który, co naturalne, był wściekły. Elfka z pewnością także by się tak zachowała na jego miejscu, a może i gorzej, kiedy własna krew by ją zdradzała.
- Handel z Zakonem Sakira niewątpliwie jest niesmaczny, ale z całą pewnością nie zakazany. - Powiedziała nim zwróciła się do oskarżonego. - Kasirze, mogę się spytać, jakie dokładnie relacje łączą cię z bratankiem? Żeby być precyzyjną, gdyby hipotetycznie sąd uznał cię winnym zdrady, a wszyscy wiemy jaka kara spotyka zdrajców, to kto objąłby po tobie schedę klanowego przywódcy i wszystkich dotychczasowych interesów? - Elfka była ciekawa czy Tranos miał prywatny interes w pogrążeniu Kasira. Innej możliwości nie uznawała by bratanek pogrążał swego stryja. Było to jednakże obrzydliwe...

- Mogę? - Elfka była ciekawa co rzeczone listy, jak i księgi rachunkowe dokładnie zawierały, choć w pewnym momencie zaczęła chichotać. - Przepraszam, ale to zabawne. Podczas, gdy ród Arano z Hollar ratował kosztowności i co cenniejsze manuskrypty i traktaty magiczne, to ród Salen ratuje... księgi rachunkowe. Doprawdy, mieliście zamiar po dotarciu do Zaavral dokonać rozliczenia i odprowadzić podatek miłościwie nam panującemu? - Zachichotała raz jeszcze. - Uf. Przepraszam. Dobrze, że mamy tę księgi rachunkowe i możemy porównać oba pisma. Przepraszam Tranosie, mówiłeś, że jesteś zarządcą dwóch magazynów w Turonie i Thirongadzie? Dobrze też, że Kasir jest głupcem, który nie spalił listów zawierających dowody jego spiskowania z Zakonem Sakira. - Elfka dziabnęła księgi rachunkowe, jasno sugerując, co to może znaczyć. - Swoją drogą wielmożny Kasir ma ambicje. Żeby używać tłoka do lakowania swych listów. Sądziłam, że to monarszy przywilej. Ja używam ku temu swego pierścienia. I z tego co wiem, każdy szlachetnie urodzony elf ma takową pieczęć wygrawerowaną na pierścieniu... - Lodowaty wzrok elfki spoczął na Tranosie.

Ostatecznie zarządzono przerwę. Elfa wstała sztywno ze swojego miejsca i zmierzyła długim spojrzeniem Kasira, ale znacznie krótszym Alvaira, nie próbowała nawet patrzeć na Savina, podejrzewając jaką ma minę i co będzie próbował teraz zrobić. Przemawiać jej do rozsądku.

Re: Droga ku Zaavral

114
Kiedy Aradiela przerwała wywód Alvaira, ten spojrzał na nią, spokojnie wysłuchując tego, co trzeci sędzia ma do powiedzenia. Kiedy zaś skończyła, wydawał się tym kompletnie nie przejmować. Uśmiechnął się tylko, lekko skłonił głowę i kontynuował. Nie dało się jednak ukryć, że przez zgromadzonych przewinął się drwiący szept. Pytanie tylko, czy drwili z Alvaira, czy z Aradieli...

- Jeśli chodzi o Callisto - tutaj Alvair podjął już wyzwanie, wyraźnie nie pozwalając Tranosowi dojść do głosu - to wszyscy wiedzą, że Kasir Salen od zawsze się jej sprzeciwiał. Nie zmienia to jednak faktu, że ugodowa względem ludzi polityka Kasira prowadziła nas do katastrofy! Macie przecież na to wyraźne dowody!

Na stwierdzenie Aradieli, że umowy z Zakonem Sakira nie są niczym złym, już nie było żadnych wątpliwości w kierunku kogo rzucane są głosy (tym razem już wcale nie szeptem) oburzenia. Gwardziści Arano i Vess musieli interweniować, by nie doszło do ataku zgromadzonych na Trybunał i wykopania stamtąd trzeciego sędziego. Kiedy sytuacja wreszcie się uspokoiła, głos zabrał nie Kasir, ale Tranos.

- Przecież wiadomym jest od dawna, że przywódcę klanu wybierają jego członkowie! No ale cóż, trudno oczekiwać od kobiety, żeby znała się na naszych prawach...

W tym momencie z jednej strony rozległy się głosy ewidentnie niesprzyjające Tranosowi, z drugiej - byli też tacy, którzy bili mu brawo. Savin wstał oburzony, podobnie zresztą uczynił Alvair.

- Tranosie, udzielam ci upomnienia! Jeśli jeszcze raz obrazisz sędziego, spotka cię odpowiednia kara! - zawoła Savin, wskazując na niego swoją laską. Alvair również rzucił mu wymowne spojrzenia, sam Tranos zaś zrobił głupią minę i już się uciszył.

- W tych księgach rachunkowych - zaczął odpowiadać Tranos z lekkim uśmiechem na ustach dość prychającym tonem sugerującym, że odpowiada na coś, co dla prawdziwego elfa, a nie jakiejś tam kobiety powinno być oczywistą oczywistością - spisane są wszystkie nasze źródła dochodów, wszystkie umowy, jest tam cały spis posiadanych przez nas towarów, no i spis dłużników. Gdyby zostały utracone, każdy mógłby nas oszukać. Sama zobacz zresztą - raczej nieprzypadkowo otworzył księgę na stronie, gdzie jeden z wpisów brzmiał:
Ja, Savin Arano, mistrz senior klanu Arano, syn Metrusa, mąż Eulai, ojciec Ithiriela, właściciel posiadłości w Nowym Hollar, potwierdzam swoim podpisem i pieczęcią, że jestem winny Kasirowi Salenowi siedemdziesiąt pięć tysięcy gryfów. Zobowiązuję się przy tym zwrócić całą pożyczoną sumę wraz z wynoszącymi jej piętnaście procent, to jest dwadzieścia sześć tysięcy dwieście pięćdziesiąt gryfów, w ciągu lat stu trzydziestu od dnia zawarcia umowy. W przeciwnym wypadku za każdy rok zwłoki cena pożyczki wzrośnie o pięć procent, to jest o trzy tysiące siedemset pięćdziesiąt gryfów. W przypadku zaś niezwrócenia pożyczki w ciągu lat stu siedemdziesięciu, wielmożny Kasir Salen staje się jedynym właścicielem posiadłości w Nowym Hollar. Podpisano i zapieczętowano w 1317 roku II ery
Kasir Salen
Savin Arano
- Natomiast jeśli chodzi o pieczęć - tu znów musiał wyjaśnić kolejną oczywistość - w naszej tradycji tłokami posługują się przywódcy klanów. Chociaż... no tak, waszą zapewne przejęła już Callisto, co nie czyni was raczej klanem wiarygodnym...

Po ogłoszeniu przerwy Kasir w zasadzie nie ruszył się z miejsca, cały czas otoczony tymi srebrzystymi pasami, a Alvair pozostał w towarzystwie swoich elfów. Nieco bardziej nerwowy był za to Tranos, którego w tym momencie chyba najbardziej interesowało zdobycie poparcia w Salen.

Re: Droga ku Zaavral

115
Aradiela nie przejmowała się elfim tłumem gdy zadawała swoje pytania. Była sędzią, który został formalnie wybrany przez wszystkie elfy tu zgromadzone. Prawem pradawnego rytuału i magii. Mogli na nią prychać i szeptać, jednak czy tego chcieli lub nie, to formalnie sami podjęli decyzję odnośnie tego kto teraz zasiadał w trybunale i nie można była tego cofnąć. Sama zaś Aradiela miała zamiar postępować zgodnie ze swym sumieniem i uczciwością. A choć można było Wysokie Elfy podejrzewać o brak skrupułów w polityce, to ona sama starała się odciąć od niektórych, niemądrych, działań jej ludu. Szczególnie teraz, gdy nie chciała by jej współplemieńcy zachowywali się jak Callisto - mordowali się wzajemnie w drodze o władzę, a tym sprawa Kasira jej śmierdziała od samego początku.

- Alvairze, możesz raz jeszcze sprecyzować swoje stanowisko? - Spojrzała się na niego, lekko przekrzywiając głowę i mrużąc oczy. - Twoje pierwotne oskarżenie mówiło, że Kasir współpracuje z Callisto i słuchając jej rozkazów chce zaprowadzić nas wprost w ręce Zakonu Sakira. Obecnie zaś twierdzisz, że działał samodzielnie, w swoim interesie. Jednocześnie jednak w swojej mowie twierdziłeś, że tylko Vessowie sprzeciwiali się polityce Callisto w Hollar, tylko po to by za moment powiedzieć, że wszyscy doskonale wiemy, że Kasir Salen się jej od zawsze sprzeciwiał. Jakkolwiek nie wiem czy wszystkie tu zgromadzone elfie rody, tak małe i duże popierały tą Wiedźmę, to stanowisko które reprezentujesz lub reprezentowałeś było dość odważne. - Elfka zamilkła na moment by zaraz zadać ostateczne pytanie. - Możesz więc, zwięźle, w dwóch, trzech zdaniach, jako oskarżyciel znajdującego się tu szanownego Kasira Salena, przedstawić ostatecznie sformułowany akt oskarżenia?

- Drogi Tranosie... - Odpowiedziała chłodno na jego docinki. - Tradycja, tradycją. Wszystkie elfy jej chylą czoła, ale doskonale wiemy, jak wygląda rzeczywistość. Nierzadko wybór to formalność i w zależności od czasów lub danego rodu, przywódcą zostaje bezpośredni spadkobierca w prostej linii, najstarszy członek rodu lub spotkać można jeszcze inną formę wyboru lidera. Pytanie było jak najbardziej zasadne. Twoje docinki wskazują jedynie na brak szerszej perspektywy i jeszcze większe braki w dobrym wychowaniu.

- Interesujące... - Powiedziała Aradiela, gdy Tranos przedstawił jej księgę rachunkową z długiem zaciągniętym przez Savina. Elfka przejrzała go wzrokiem, chcąc się zorientować w co wplątał się jej dziadek, a potem ponownie spojrzała na Tranosa, jednocześnie kładąc swoją rękę na otwartej stronie. - Powiedz mi Tranosie proszę... - Mówiła z początku serdecznie, jak to na nią, ale zaraz ton jej głosu począł nabierać lodowatego tonu, a jej oczy poczęły patrzeć się na niego z coraz to rosnącą pogardą. - ... jak TO wiąże się ze sprawą Kasira? Nie widzę tu spisów umów między nim, a Zakonem, co jak ustaliliśmy - takie praktyki byłyby obrzydliwe, ale prawnie nie zakazane. A patrząc się na to tutaj... Szczególnie biorąc pod uwagę okoliczności i nie widząc pokwitowania spłaty przedstawionej mi tu umowy, która biorąc pod uwagę okoliczności w jakiej mi zostaje przedstawiona, nie sposób nazwać przypadkiem. Czy jest to przypadek, Tranosie? Jest tu kwit spłaty rzeczonego zobowiązania? Jeśli nie, to zachowując grzeczny ton, którego jak widać tobie brakuje, sugeruję, że próbujesz właśnie wywrzeć jakąś formę nacisku na jednego z członków Trybunału, co jest całkowicie niedopuszczalne. - Jeśli nie było informacji o spłacie zobowiązania, elfka na koniec dodała. - Szanowni sędziowie, jeśli chcecie możecie zobaczyć co zostało mi właśnie przedstawiono. Wnoszę przy tym o odsunięcie zeznań Tranosa od sprawy lub uznania ich co najmniej za mało wiarygodne.

Na koniec elfka dotknęła listów w których rzekomo Kasir miał spiskować i kontaktować się z Zakonem Sakira i powiedziała. - Sądziłam, że listy powinno się wysyłać, a nie gromadzić i lakować swymi pieczęciami. - Prychnęła na koniec z uwagi na to jak cała intryga była grubymi nićmi szyta i nawet gdyba była mniej uczciwa i miała bardziej pragmatyczne podejście do całej sprawy, to byłoby jej szkoda skazywać Kasira za zdradę. Ona wiedziała już jak zagłosuje.

Re: Droga ku Zaavral

116
- Oskarżenie wobec Kasira - zaczął Alvair cały czas spokojnie, choć wewnętrznie musiało się w nim już gotować - to oskarżenie o działanie na szkodę naszej społeczności poprzez próbę wydania nas w ręce Zakonu Sakira za wolne prawo do handlu.

Uśmiechnął się lekko, po czym ukłonił lekko w kierunku Trybunału i wrócił na miejsce pośród Vess. Tranos za to wysłuchał wszystkiego, co mówiła Aradiela z dość starannie ukrywaną, ale jednak wyraźnie widoczną irytacją.

- Jeśli państwo pozwolą, niech tę sprawę rozsądzi Trybunał, który, jak wszyscy wiemy, składa się z trójki sędziów - powiedział to takim tonem, jakby wyraźnie chciał dać do zrozumienia, że Aradiela jest niekompetentna i dlatego nie zamierza odpowiadać na jej zarzuty względem jego osoby, bo ta dyskusja jest poniżej jego poziomu i do niczego nie zmierza.

Po mniej więcej dwudziestu minutach Savin zarządził koniec przerwy. Wszyscy ponownie zajęli swoje miejsca.
- Teraz Trybunał podejmie decyzję. Sędziowie głosować będą przez podniesienie ręki - w tej chwili Elansar, który podczas rozprawy ani razu się nie odezwał, uniósł swoją laskę do góry, a z jej końca wystrzeliły trzy srebrzyste mgiełki, które opadły na ich oczy. Aradiela czuła się jak pijane dziecko w mgle tak gęstej, że można ją było nożem pokroić. Zabieg był oczywiście jasny - głosy pozostałych sędziów nie mogą wpływać na podejmowaną decyzję.
- Kto jest za uznaniem winy oskarżonego i wyrokiem skazującym? - zapytał głos Savina dochodzący jakby z innego świata. - Dziękuję. Kto jest za oczyszczeniem oskarżonego z zarzutów?

Re: Droga ku Zaavral

117
Aradiela nie oddalała się zbytnio od swego miejsca i tak, gdy Savin zarządził koniec przerwy, była pierwszym z sędziów, który zajął swoje miejsce. Nadszedł czas decyzji i elfka rozmyślała, czy postępując przeciw Alvairowi podjęła słuszną decyzję. Z pewnością była to decyzja nie pozbawiona uprzedzeń w jego stronę i przez to na wstępie nieobiektywna, z drugiej zaś strony, na podstawie dowodów, nie wierzyła w zdradę Kasira. Skazanie swego współplemieńca za zdradę, gdy ten był niewinny i w konsekwencji na śmierć było dla niej niedopuszczalne. Nie była Callisto. Nie kierowała nią żądza władzy... A może kierowała, ale nie była nią tak przeżarta by sięgać po nią z zbroczonymi krwią rękoma? Aradiela odetchnęła ciężko. Tego dnia podjęła mnóstwo ciężkich i możliwe, że były one złe. Teraz zaś wyglądało na to, że nadszedł oto czas na wielki finał tego koszmaru.
Savin za pomocą kostura wystrzelił w powietrze magiczną mgiełkę, która zasłoniła każdemu z sędziów oczy. Jego głos dobiegał jak zza mgły, a ją samą oślepiło. Nie widziała nic poza czubkiem swego nosa. Nadszedł czas głosowania. Aradiela nie podniosła swej ręki, gdy Savin zapytał się o uznanie Kasira winnym. Nie wierzyła w jego winę, głosowała za jego uniewinnieniem, choć serce waliło jej jak młotem, bojąc się, że jej uczciwość mogła pogrążyć ją, jej ród, a co gorsza, ich społeczność.

Re: Droga ku Zaavral

118
Trwało to kilka sekund. Mgiełka z oczu Aradieli cały czas nie opadała, ale elfka bardzo wyraźnie słyszała głos tłumu wołający:winien! winien! winien!

Cóż, to Kasir sam zadecydował, że w ogóle nie zamierza się bronić. Głos osamotnionej Aradieli i tak nie mógł przesądzić o sprawie wobec zdecydowania dwóch pozostałych sędziów. Zdecydowania, bo czy przekonania o faktycznej winie? Trudno powiedzieć. Może gdyby Kasir postanowił jednak powiedzieć coś na swoją obronę... Ale nawet nie zakwestionował przedstawionych przez Tranosa listów i ksiąg rachunkowych. Trudno się spodziewać, żeby po czymś takim, nawet w przypadku jego uniewinnienia przez Trybunał, elfy nie rozniosły go na nożach. Albo gorzej...

Mgła po chwili opadła i Aradiela już wszystko widziała. Savin wstał z miejsca i zawołał:
- Wielki Trybunał głosami sędziów uznał winę Kasira Salena. Nasze prawo za tego rodzaju przestępstwo przewiduje karę śmierci, która może jednak zostać zamieniona na nieco łagodniejszą w przypadku uznania okoliczności łagodzących. Czy sędziowie chcą coś w tej sprawie powiedzieć?

Po raz pierwszy w trakcie całej rozprawy odezwał się Elansar:
- W przypadku skazania Kasira na banicję, wszyscy wiemy jak się to skończy. Ucieknie na Północ i tam znów będzie spiskował. Roztoczył już tam swoje wpływy i może działać przeciwko nam. Jednak wobec słabnącej siły naszej rasy niewskazane jest go wieszać. Nie chcemy chyba stworzyć precedensu do zabijania się nawzajem. Ze swojej strony proponuję zatem pozbawienie oskarżonego wszelkich przysługujących mu w klanie Salen godności oraz karę dożywotniego więzienia.

Potem głos zabrał Savin:
- I tak mamy już wystarczające kłopoty z zaopatrzeniem, a do Zaavral jeszcze dobre kilka dni ciężkiego marszu przez góry. Zużywanie zatem pożywienia i wody przeznaczonych dla nas i naszych zwierząt, a także wysiłki naszych gwardzistów w pilnowaniu więźnia byłyby zbędne, a wręcz uciążliwe. Zatem moja propozycja to śmierć przez ścięcie głowy mieczem lub rozstrzelanie.

Teraz wszystkie oczy zwróciły się na Aradielę. To ona w praktyce miała przesądzić o losie Kasira. Mogła poprzeć jedną z wcześniejszych propozycji lub zaproponować swoją, wtedy ponownie wezwany by został ognik. Ale jednego nie dało się ukryć - tłum elfów zgromadzony na polanie głośno domagał się śmierci Kasira. Nie wyłączając bynajmniej Salenów.

Re: Droga ku Zaavral

119
Aradiela nie widziała w jaki sposób głosuje jej dziadek lub Elensar, ale z głosów jakie pomału poczęły ją dobiegać poczęła dochodzić do niej smutna rzeczywistość. Kasir został uznany winnym. Mgiełka poczęła opadać, a Elfka myśleć nad tym co właśnie miało miejsce. Nadszedł czas ogłoszenia wyroku, nadszedł czas kary. To czy wierzyła w jego winę lub nie, to nie miało już znaczenia. Sam Kasir się nie bronił, wyrokiem sąd został uznany winnym i nic nie mogło już tego zmienić, a biorąc pod uwagę reakcję tłumu, dzikiej tłuszczy... Do czego ich rasa upadła by zachowywać się jak bydło? Jak ludzie na widok krwi? Zawsze byli kimś lepszym, a teraz zachowywali się jak barbarzyńcy żądając jego głowy. Z jednej strony, czy mogła ich za to winić? Zdrada własnej rasy na rzecz ludzi, na rzecz Zakonu była straszliwą zbrodnią w oczach ich wszystkich. Z drugiej strony wciąż był jednym z nich.

Nadszedł tedy czas ogłoszenia wyroku. Pierwszy raz zabrał głos Elansar ze swoją propozycją pozbawienia Kasira godności, a także dożywotniego uwięzienia. Jak wypunktował jej dziadek, rozwiązanie trudne do wykonania, ale miało ono jedną, zasadniczą przewagę nad karą śmierci przez niego zaproponowaną - byłby to precedens, którego jej zdaniem należało uniknąć. Nie mogli uprawomocniać kary śmierci względem siebie samych, zabijaniem własnej rasy nic nie zyskają.
- Czy po to opuściliśmy Nowe Hollar, uciekając przed reżimem Callisto i zbrodniami jakie popełniła przeciwko nam, mordując naszych braci i nasze siostry byśmy sami mieli teraz skazać jednego z nas na śmierć? Egzekucja, nawet jeśli są do tego podstawy, jest zaprzeczeniem naszej tradycji i kultury. Nigdy do tego nie doszło i całkowicie zgadzam się z szanownym Elansarem, że dojść nie powinno. To by oznaczało nasz całkowity, moralny upadek. Szczególnie, że nie przyniesie ona nic prócz zaspokojeniu naszych pierwotnych instynktów - pragnienia zemsty.
Nie zgadzam się na egzekucję szanowny Savinie, ale nie sposób też odmówić ci racji, że w naszej obecnej sytuacji więzienie byłoby tylko trwonieniem naszych zasobów. Kasir wystąpił przeciwko nam i naszej społeczności, dopuścił się zdrady lub też próbował to zrobić, ale szczęśliwym zbiegiem okoliczności nie dopiął swego celu. Miast bowiem maszerować na północ, obraliśmy inny cel. Nie wątpię też w to, że wciąż możemy wykorzystać Kasira dla naszego własnego dobra.
Elensar sugeruje więzienie, Savin śmierć, ja odkupienie win. Kasir wciąż ma przed sobą lata życia. Nie zapomnimy o tym co zrobił, ale wciąż może spróbować naprawić swoje przewinienia. Dla niektórych, dla tych, którzy mają naszą własną krew na rękach, jest już za późno.
- Aradiela popatrzyła się na swego dziadka zrezygnowana. - Niech magia, która jest nam tak droga i pradawne rytuały zadecydują.

Re: Droga ku Zaavral

120
Co nietrudno było przewidzieć, Trybunał nie był w stanie osiągnąć porozumienia. Musiały zatem elfy odwołać się do potęgi magii. Savin wstał i przemówił:
- Ponieważ nie rozstrzygnęliśmy sprawy wyroku głosami członków Trybunału, wszyscy ponownie zasięgniemy głosu ognika - wtedy wszyscy ponownie podnieśli ręce do góry, wzywając płomienia, dzięki któremu Aradiela zasiadła w gronie sędziowskim. I podobnie jak za ostatnim razem, pojawił się on nad nimi po środku, błyszcząc i mogąc w dawaniu światła w nocy spokojnie zastąpić księżyce i gwiazdy. Ze środka skierował się on w kierunku Trybunału, gdzie ostatecznie spoczął na postaci... Elansara.
- Wielka potęga magii podjęła decyzję - zawołał znów Savin. - Oskarżony Kasir Salen zostaje skazany na infamię, pozbawiony wszystkich tytułów, godności i majątków. Skazujemy go także na dokonanie żywota w więzieniu w Zaavral. Egzekucją tego wyroku zajmie się Alvair Vess, który od początku sprawował pieczę nad sprawą Kasira.

Alvair wyglądał tak, jakby musiał się nad tym poważnie zastanowić, zanim cokolwiek powie. Za to Tranos był zdecydowanie niezadowolony z takiego obrotu spraw. Nie dało się nie odnieść wrażenia, że oni dwaj wysyłają porozumiewawcze znaki między sobą. Alvair gestami chciał mu chyba powiedzieć spokojnie! Po chwili jednak wstał i odezwał się z promienną twarzą i spokojem w głosie.
- Wielmożny Savinie, jeśli Trybunał chce nałożyć na mnie tę odpowiedzialność, z wielką chęcią przyjmę na siebie ten ciężar. Moi gwardziści doprowadzą Kasira razem z nami do Zaavral, gdzie zostanie osadzony w więzieniu. Teraz jednak chciałbym serdecznie podziękować ci za tak wielki dar, jaki został złożony w moje ręce. Mam wielką przyjemność ogłosić wobec was wszystkich naszych braci i sióstr tu zgromadzonych moje zaręczyny z Aradielą Arano. Kiedy tylko dotrzemy do Zaavral, wszyscy jesteście zaproszeni na wielkie wesele, które się tam odbędzie! - zapewne nie czegoś takiego spodziewał się Alvair, ale pośród elfów rozległy się tylko ciche oklaski kilku z nich, w tym Savina, a nie gromki aplauz. Nie mniej samo wydarzenie zostało podane do publicznej wiadomości...

Wróć do „Królewska prowincja”