Droga ku Zaavral

1
Regis opuścił Dębową Chatę i był w drodze od jakichś czerech dni, w tym już drugi dzionek jechał wzdłuż długiego, zdawałoby się, że nieskończenie wręcz długiego jeziora Keliad. Szczęście, że lato już minęło - przynajmniej podróżnego nie nękały komary, z których ta okolica była znana.

Było popołudnie, a dzień zupełnie pochmurny i ciemny. Gęsta masa obłoków odbijała się w gładkich wodach jeziora. Szpaler drzew, posadzonych przed laty równo wzdłuż traktu, w tej okolicy przechodził w las - niezbyt wielki, ale jednak las. Żadnej gospody nie było widać, najbliższe wioski - gdzieś hen, po drugiej stronie tego pieruńskiego jeziora. A głód pomału zaczynał podróżnikowi doskwierać i Regis coraz częściej wracał myślami do owego przepastnego wora z prowiantem, który przyszykowała mu karczmarka Ida. Kasztanek też coraz wolniej stąpał. Cóż, tym razem przyjdzie chyba odpoczywać w lesie...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Droga ku Zaavral

2
Pierwsze cztery dni wędrówki były całkowicie spokojne, pozbawione wymuszonych przystanków i spotkań z typami spod ciemnej gwiazdy. Widoki podczas podróży umilały samotny powrót do domu. Tylko od czasu do czasu Regis rzucał jakieś zdanie w kierunku Kasztanka, a koń jakby ze zrozumieniem, a to parskał, a to rżał. Mężczyzna nawet trochę żałował, że nie jechał z nim, nieco nieokrzesany Merley, w końcu miałby z kim porozmawiać, nawet jeżeli rozmówca miałby w co trzecim zdaniu wielbić jedną z posiadanych przez siebie cech.
- Wieczór za pasem, więc chyba na pierwszej pobliskiej polance zrobimy popas i odpoczniemy do rana. - mruknął de Ragnar, na co koń tylko się żachnął - Tak, tak mi też odpowiadały kolacje w "Dębowej Chacie" przygotowane, przez wcale niebrzydką Idę, chociaż wolałbym młodszą.
W końcu Regis odnalazł odpowiednie miejsce, gdzie mógł się zatrzymać. Przywiązawszy konia do niskiego konaru, począł szukać coś na przegryzienie. Swojemu pupilowi rzucił jabłko, natomiast sam wziął się za kilka plasterków suszonego mięsa oraz za niezwykle pożywne suchary, które dobrze zapakowane nie psuły się nawet po dwóch tygodniach. Nie pożałował sobie także wody, gdyż ta była pod dostatkiem. Przebył mniej więcej połowę drogi, więc w Zaavral będzie za cztery, może pięć dni. Gdy zaczęło się ściemniać, rozpalił niewielkie ognisko, przygotowując sobie nieco więcej chrustu, by dokładać go w nocy.
- Tylko żebyś mi nie sięgał po to zielsko, dwa metry na prawo od ciebie. - zagroził Regis Kasztankowi, kiwając palcem - To barszcz Grinewelda. Już samo jego dotknięcie powoduje oparzenia, a spożycie w najlepszym wypadku kończy się poparzeniem przełyku. Czuwaj i zbudź mnie za 2 godzinki, wtedy się zmienimy.
De Ragnar znał swoje zwierzę od źrebia. Nie raz już nocował na łonie natury, wypracowując z Kasztankiem bardzo pożyteczny system. W razie jakiegokolwiek zagrożenia czy niepokoju, ogier starał się obudzi pana, jednak w taki sposób by nie narobić za dużo hałasu. Inteligentny właściciel, to inteligentne bydlę... - pomyślał mężczyzna z Daugon, przymykając oczy.
Postać:
Regis z Daugon

Re: Droga ku Zaavral

3
Późnym wieczorem zrobiło się mokro i chłodno, co gorsza mgła znad jeziora, nocna rosa i ogólna wilgoć w powietrzu stłumiły wątły płomień. Ognisko znacząco przygasło, już tylko resztki patyków żarzyły się w mroku...

Choć było mu zimno, Regis spał spokojnie, śniąc o swoim wuju, który zdawał się w tym śnie dużo młodszy i bardziej energiczny od niego samego. U boku Marvala wciąż przewijała się drobniutka dziewczyna o twarzy tamtej młodej barbarzynki z placu egzekucyjnego. Oboje, wuj i dziewczyna, chichotali ciągle jak opętani, a kiedy Regis zaczął się dopytywać, o co im chodzi, z niewiadomych powodów poczęli go szturchać. Lekko, nawet nie agresywnie, ale irytująco, zwłaszcza, że stali nad skrajem przepaści, bo w górach od tego ich śmiechu powstała potworna rozpadlina... Jeszcze jeden krok, jeszcze jedno dotknięcie...

Mężczyzna zerwał się gwałtownie, przebudzony sugestywnym uczuciem spadania i poszturchiwaniem Kasztanka. Pysk jego wierzchowca dygotał ze strachu, ale na pierwszy rzut oka nic strasznego nie było widać. Dopiero po chwili, której potrzebował na strząśnięcie z siebie resztek snu, pan de Ragnar dostrzegł, że jego dobytek jest rozwleczony po okolicy. W pobliskich zaroślach posłyszał natomiast jakieś niepokojące szelesty i pomrukiwania.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Droga ku Zaavral

4
Regis już niejedno w życiu widział. Miał nieco za złe Kasztankowi, że tak późno go zbudził, chociaż sen czy też koszmar, który mu się śnił musiał mocno wpłynąć na postrzeganie rzeczywistości. De Ragnar spokojnie rozejrzał się po okolicy, dziękując w duchu, że nie zabrał ze sobą więcej rzeczy osobistych. Na szczęście zawsze, nawet podczas snu, miał pod ręką miecz.
- Spokojnie koniku, cokolwiek tu się dzieje jest do opanowania. - rzekł cichym, jednak opanowanym tonem mężczyzna i począł skradać się w kierunku krzaków, skąd dochodziło jakieś rzężenie. Sądząc po pozycji Księżyca, do świtu było jeszcze dobre trzy godziny, może nawet trochę więcej. W końcu nadchodziła jesień i siłą rzeczy dzień robił się krótszy kosztem nocy.
Powoli, krok po kroku Regis zbliżał się do miejsca, gdzie powinno znajdować się coś bądź też ktoś, kto był odpowiedzialny za cały nieporządek w obozie i naruszenie rzeczy osobistych. Choć 28-latek miał okazję uczestniczyć już w wojnie, a także loklanych potyczkach, nigdy nie przepadał za rozlewem krwi. Nie mniej znał granicę poczucia bezpieczeństwa, na której z czystym sumieniem sięgał po oręż, w celu zażegnania zagrożenia.
Postać:
Regis z Daugon

Re: Droga ku Zaavral

5
Mimo nadejścia zmierzchu, Lerath nie zaprzestawał wędrówki. W pobliżu brak jakiegokolwiek bezpiecznego miejscu do noclegu, a sen pod gołym niebem to również nie najlepszy pomysł. Bandyci szukający okazji do łatwego zarobku czają się wszędzie. Poza tym Lerath tak mocno pragnął wreszcie ujrzeć cel podróży - Srebrny Fort - że na samą myśl reagował bardzo emocjonalnie i nie mógłby zmrużyć oka. Wielodniową podróż komplikowały złe warunki pogodowe, zwłaszcza dla osoby podróżującej pieszo przez nieznane tereny.

Słońce zaszło jakieś dwie godziny temu. Jedynie dzięki blaskowi księżyca i gwiazd Lerath mógł cokolwiek zobaczyć. Twarz wojownika zdecydowanie jakby prosiła "chociaż mały postój", ale żelazna wola utrzymywała resztę ciała w pełnej gotowości do dalszego wysiłku.
Lerath kroczył przed siebie do momentu, gdy dostrzegł w oddali coś odbiegającego wyglądem od otoczenia. Szybko dostrzegł, że małe obozowisko, a w pobliżu... zdecydowanie zaniepokojony nieznajomy. Aby nie zostać zauważonym, Lerath schował się pośród bujnej na tych terenach roślinności.
Ostatnio zmieniony 15 wrz 2013, 9:51 przez Nesarius, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Droga ku Zaavral

6
Przez cały czas, aż do tej pory, poprzez gęste chmury świecił tylko jeden księżyc - smutny, niebieski Zarul, otoczony zielonkawą poświatą i przez przesądnych uznawany za zwiastuna nieszczęść, smutku i śmierci. Teraz jednak na niebo ponad lasem wspiął się ten drugi, większy, ciepły i pomarańczowy strażnik nocy - Mimbra. Od razu zrobiło się nieco jaśniej, choć obydwa księżyce były tej nocy zaledwie cienkimi sierpami.

Regisowy Kasztanek, nad wyraz rozsądne zwierzę, powoli się odsunął i skrył gdzieś za drzewami po przeciwnej stronie drogi niż ta, z której dobiegały podejrzane odgłosy. Jego pan za to, sięgnąwszy po broń, zagłębił się pomiędzy wysokie buki i krzaki jeżyn, by wyjaśnić zagadkę.

I nagle szlachcic zobaczył sprawcę całego bałaganu. Co gorsza, niemal w tej samej chwili ów sprawca zobaczył, a może wywęszył również jego...

A było to potężne zwierzę, jedno z większych, jakie można było obecnie spotkać w tej okolicy. Wielki niedźwiedź keroński - szlachcic poznał od razu po gęstym, ciemnobrązowym futrze i charakterystycznych dla jego gatunku jaśniejszych pasach wzdłuż pyska. Najwyraźniej Regis zapomniał o porządnym zasznurowaniu worka z żywnością, a jej woń musiała zwabić stworzenie, które wyszło wieczorem na żer. Niedźwiedź, przed chwilą pałaszujący suszone mięso z rozdartej torby, teraz obrócił się do przebudzonego mężczyzny, stanął na tylnych łapach i ryknął.

Lerath, rzecz jasna, także usłyszał ów ryk. Z jednej strony zmroził on krew w jego żyłach, ale z drugiej... przynajmniej odegnał zmęczenie, zastępując je natychmiastową czujnością i gotowością do działania.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Droga ku Zaavral

7
Czego jak czego, ale Regis niedźwiedzia się nie spodziewał. Doskonale wiedział, iż zwierzęta te bardzo słabo widzą w ciemnościach i na żer zwykle wychodzą popołudniem gdy słońce oświetla jeszcze ziemię. Choć tętno mężczyzny wyraźnie przyspieszyło, to de Ragnar zachował stalowe nerwy. Znalazł już pierwszy punkt przewagi, jakim był wzrok zwierzaka. Kolejnym pozytywnym aspektem było to, że do najbardziej agresywnych należały samice, w otoczeniu których były młode. Na szczęście nie wyglądało na to, by w pobliżu miały znajdować się małe sierściuchy.
Choć szlachcic nie miał na sobie zbroi, to w duchu cieszył się, że ma pod wierzchnim ubraniem podpinkę, która w pewnym stopniu mogłaby złagodzić ewentualne draśnięcie zadane łapą niedźwiedzia. Człowiek z Daugon przypomniał sobie opowieści o polowaniach na te piękne zwierzęcia. Najpewniej było celować z broni dystansowej w serce, gdy łup stał na dwóch, tylnych nogach. Co odważniejsi, po wystrzeleniu strzał, podbiegali do będącego w agonii bydlęcia, by wepchać im sztylet pod lewą łopatkę. Sęk w tym, że Regis prócz miecza i sztyletu, nie miał ani łuku, ani kuszy, ani tym bardziej strzał (tudzież bełtów) do rozwiązania patowej sytuacji.
De Ragnar postanowił nie wykonywać żadnych nerwowych ruchów. Ostatecznie po prowiancie przygotowanym w "Dębowej Chacie" zostały jedynie okruszki, a jako zielarz doskonale poradziłby sobie w przyrządzeniu żelaznej racji, złożonej z korzonków i dzikich owoców. Wędrowiec postanowił bardzo powoli wycofać się, by stanąć w pobliżu solidnego drzewa, za którym mógł się skryć przed pierwszym atakiem, w razie szarży niedźwiedzia kerońskiego. Sporo zależało też od tego czy futrzak przejdzie do ofensywy, czy też odprowadzi wzrokiem człowieka, zadowalając się resztką z jedzenia. Regisowi ciągle przez głowę przechodziło jakim cudem dziki mieszkaniec lasu wyszedł o tej porze na żer. Ostatecznie poprawił raz jeszcze chwyt miecza i wykonał jeszcze jeden krok w tył.
Postać:
Regis z Daugon

Re: Droga ku Zaavral

8
Lerath do tej pory obserwował sytuację z bezpiecznej odległości, ale nie zamierzał w taki sposób czekać na rozwój wydarzeń. Zaczął w głowie obmyślać plan obalenia zwierzęcia. Nie miał dużo możliwości przy tak skąpym wyposażeniu. W pochwie zaledwie zerdzewiały miecz, a odzienie... kilka skór połączonych w całość. Postanowił wykorzystać każdą istniejącą przewagę.
Von Dreiss w końcu wpadł na pomysł - zaatakować zwierzę po cichu, od tyłu, do póki jest skupione na nieznajomym. Kilka mocnych ciosów ostrzem w potylicę i powinno paść. Zawsze jednak istniała możliwość, że coś pójdzie nie tak i role walczących się niespodziewanie odwrócą.
Lerath ruszył z miejsca powolnym krokiem z nadzieją, że nie zostanie spostrzeżony i wypatroszony przez bestię. Sprzymierzeńcem sytuacji z całą pewnością była teraz noc i okoliczna roślinność.
- Niehonorowo atakować z zaskoczenia, ale czy dotyczy to również zwierząt? - pomyślał.
Gdy Lerath był już przodem skierowany do niedźwiedzia, wyciągnął powoli miecz i na ugiętych nogach przesuwał się ku ofierze. Z każdym krokiem odczuwał większe zdenerwowanie, ale starał się zachować zimną krew na tyle, na ile było to możliwe. Nie powinien teraz okazywać strachu.
Gdy zbliżył się do zwierzęcia wystarczająco blisko, wycelował ostrze i bez najmniejszego zawahania wyprowadził szereg ciosów mających przeszyć okolice potylicy i szyi. Teraz musiał działać przede wszystkim szybko i precyzyjnie.

Re: Droga ku Zaavral

9
Kiedy Regis próbował zrozumieć, co skłoniło słabo widzące zwierzę do pożywiania się o tak niecodziennej dla niego porze, przypomniała mu się zasłyszana kiedyś, jeszcze w szczenięcych latach, opowiastka. Mówiła ona o trójce dzieciaków, które zbudowały sobie w lesie szałas, niby-chatę, gdzie chodziły się bawić. Któregoś wieczora każde z nich zwinęło z domowej spiżarni jakieś smakołyki, ktoś przyniósł nawet dziadkowe wino z mirabelek. Dzieciarnia zrobiła więc sobie ucztę, ciesząc się niezmiernie, że nikt nie będzie kazał im wreszcie sprzątać stołu po jedzeniu. Na dodatek popili się i posnęli... Koniec był taki, że stary niedźwiedź wywąchał porozrzucane resztki żywności, zjadł, co zostało, i na dodatek dwójkę dzieciaków również. Trzeci wrócił z płaczem do domu i wszytko opowiedział, po czym dostał wielkie lanie.

Była to historyjka o licznych i niezaprzeczalnych walorach wychowawczych. No ale Regis był już przecież o wiele za stary na takie naiwne opowieści z morałem... Jedna rzecz, którą mu to wszystko przypomniało, to to, że niedźwiedzie - a wielki niedźwiedź keroński w szczególności - mają naprawdę czuły węch i chętnie dobierają się do nie dość szczelnie spakowanych resztek prowiantu.

Pan de Ragnar wycofywał się powoli, ale zwierzę z jakiegoś powodu nie zamierzało dać mu spokoju. Szło za nim.



Cóż, Lerath był szkolony w honorowych, rycerskich pojedynkach, ale podkradanie się do dzikich zwierząt i atakowanie z zaskoczenia zupełnie nie leżało w zakresie jego doświadczeń i zdolności. Z jednej strony, na jego korzyść działał niby fakt, że niedźwiedź był zupełnie zaabsorbowany tamtym, wycofującym się powoli podróżnikiem. Do tego, jak skojarzył młodzieniec, zwierzęta tego rodzaju raczej słabo widzą w ciemnościach... Sęk w tym, że i on sam wcale dobrze nie widział. Lerath był człowiekiem licznych zalet, lecz niestety ostre zmysły absolutnie do nich nie należały... Roślinność, owszem, była sprzymierzeńcem młodzieńca - dopóki pod jego butami nie zaczęły piekielnie szeleścić suche liście i trzaskać drobne patyki, których przedtem nie zauważył. W nocnej ciszy to wszystko hałasowało dużo bardziej, niż normalnie.

Ale odwagi i zimnej krwi nie można było mu przynajmniej odmówić. W efekcie zardzewiałe ostrze von Dreissa zdążyło zadać potężnej bestii jedną sporą, choć mało precyzyjną ranę pod uchem i drugą, mniejszą, w okolicach prawej łopatki, nim zwierzę zachwiało się i odwróciło z ogłuszającym rykiem. Olbrzymie, broczące krwią cielsko górowało nad Lerathem, nawet mimo wysokiego wzrostu chłopaka. Pazury ostre jak szable już mknęły w jego stronę, potężny łeb z mnóstwem kłów zbliżał się, gotów gryźć i zagryźć na śmierć...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Droga ku Zaavral

10
Niedźwiedź, mimo spokojnych ruchów Regisa, wciąż kierował się ku niemu. Zwierzę, z każdą chwilą zmniejszało dystans do człowieka. W pewnym momencie, mężczyzna wiedział, że konfrontacja jest nieunikniona i przestał się cofać, poprawiając chwyt miecza. Gdy wydawało się, iż bestia rzuci się na podróżnika, z tyłu została zaatakowana przez odważnego nieznajomego.
Teraz królewskie zwierzę zwróciło swą uwagę ku napastnikowi. Choć obcemu udało się zadać dwa ciosy, to raniony niedźwiedź stał się jeszcze bardziej niebezpieczny i napastliwy niż przedtem. Nie było czasu na głębsze przemyślenia. De Ragnar prędko podbiegł ku 'zagrożeniu' i silnym pchnięciem wbił swój srebrny nóż pod lewą łopatkę futrzaka. Zwykle był to niezawodny i praktycznie bezbolesny, dla każdego większego zwierzęcia, sposób na jego uśmiercenie. Dla pewności szlachcic zamachnął się jeszcze swym mieczem, tnąc na odlew przez plecy bestii.
Regis miał świadomość, że w akcie agonii niedźwiedź keroński może odrzucić go łapą na ładne kilka metrów. Taki lot mógł skończyć się różnie, jednak jak przystało na członka rodziny, która w herbie miała orła oplatanego czerwonymi wstęgami, symbolizującymi siłę, ochronę i gotowość do poświęcenia, postanowił zaryzykować i ocalić życie przybyszowi, który przed paroma sekundami sam postąpił identycznie, odwracając uwagę sierściucha.
Postać:
Regis z Daugon

Re: Droga ku Zaavral

11
Nastał otwarty pojedynek, nikt nie myślał już o myśliwskich podchodach. Rozjuszone zwierzę wymachiwało olbrzymimi łapskami, próbując ranić leżącego wojownika. Lerath świadomy zagrożenia, widząc zbliżający się pysk bestii, ścisnął rękojeść starego miecza jeszcze mocniej i machnął przed jej oczyma próbując ranić twarz, po czym przeturlał się bokiem na niewielką, ale względnie bezpieczną ogległość.
Przewaga giermka polegała na braku opancerzenia, które mogłoby krępować ruchy i utrudniać unikania silnych ciosów niedźwich szponów. Kilka sekund później Lerath już stał z mieczem w dłoni, szykując się do ataku. Tym razem pomyślał o innymi schematami.
-Pokonamy bestię jeśli powalimy ją na ziemię. Póki góruje nad nami, niewiele zdziałamy. - Pomyślał.
Postanowił wykorzystać fakt skupienia zwierzęcia na nieznajomym. Podbiegł do ofiary i podciął jej kilkakrotnie ścięgna umiejscowione po drugiej stronie kolana.

Re: Droga ku Zaavral

12
Cięcie wyprowadzone przez von Dreissa, które miało zranić pysk niedźwiedzia, chybiło zupełnie i przecięło jedynie ze świstem nocne powietrze. Całe szczęście, że giermkowi udało się odtoczyć na bezpieczną odległość - w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą leżał, stała teraz łapa zwierza, która niewątpliwie by go zgniotła na miazgę.

Srebrny nóż Regisa utkwił w olbrzymim cielsku zwierzęcia, dokładnie tam, gdzie miał się znaleźć. W tej samej chwili Lerath, planujący podcięcie ścięgien pod kolanami niedźwiedzia, usiłował przemknąć obok ryczącej i rozszalałej bestii, by znowu zająć pozycję od strony jej pleców. Nie zdążył. Szlachcic z Zaavral szybko ciął zwierzę przez grzbiet, tym razem już najzupełniej skutecznie, ono zaś z rykiem zaczęło się obracać znów w jego stronę.

Tym sposobem pazurzasta łapa, która agonalnym ruchem miała uderzyć w de Ragnara, zresztą zgodnie z jego przewidywaniami, w zamian rozharatała właściwie nieopancerzone plecy von Dreissa. Lerath poczuł okropny ból i ciepło spływającej po prawej łopatce krwi, a siła ciosu na chwilę odebrała mu dech. Nieco zamroczony zdołał jeszcze wbić miecz w łapę niedźwiedzia, a ten, z regisowym nożem w sercu, runął na ziemię martwy.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Droga ku Zaavral

13
Nie było czasu na świętowanie triumfu, choć z pewnej perspektywy było to zwycięstwo pyrrusowe. Tętno Regisa wciąż było dalekie od normy, natomiast gdy zaczęła opadać adrenalina, poczuł jak bardzo jest zmęczony, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Nie mógł jednak siąść pod drzewem, gdyż widział jak straszliwą ranę zadał niedźwiedź nieznajomemu. Szlachcic sprawdził puls oraz przytomność von Dreissa. Ostatecznie sprawa nie wyglądała aż tak krytycznie.
- Odważni jesteście, ale w kluczowym momencie drgnęła wam ręka... - mruknął de Ragnar, rozdzierając wierzchnią szatę przybysza. Sięgnął za pazuchę, wyciągając niewielki flakonik z zielonkawą miksturą. Był to napar, przygotowany z igiełek sosny, liście kurzośladu polnego, mięty oraz wielu innych roślin. Substancja miała właściwości dezynfekujące i antyseptyczne. Regis wolał dmuchać na zimne, kto wie gdzie grzebały pazury tej kerońskiej bestii.
Następną czynnością było obwiązanie rannego, jego rozdartymi szatami. Niestety Daugonianin nie miał przy sobie wystarczająco długich opatrunków i bandaży, by tamować krwawienie z tak długiej rany, a zgodnie z dobrą szkołą, w takich wypadkach najlepiej korzystać z ciuchów poszkodowanego. Choć mężczyźnie z Zaavral zdawało się, iż wszystko trwało krótką chwilę, mrok powoli zaczął ustępować. Gdzieś nieopodal usłyszał spokojniejsze rżenie własnego Kasztanka. De Ragnar, podczas gdy nieznany mu z imienia podróżnik zapadł w sen, nazbierał chrustu i rozpalił ognisko. Na szczęście niedźwiedź nie rozwlókł wszystkiego po okolicy, więc dosyć szybko znalazł podręczny kociołek, w którym mógł zagotować wodę wraz z licznymi ziołami.
- Hmm, może wcale nie będziemy musieli jeść tylko korzonków koniku. - rzekł 28-latek - W jeziorze muszą być jakieś smakowite ryby. Gdy nasz ranny się przebudzi i powie kilka słów o sobie, postaram się coś złowić.
Postać:
Regis z Daugon

Re: Droga ku Zaavral

14
Pojedynek zdecydowanie wygrali wojownicy. Lerath przypłacił to jednak zdrowiem i czasem, który mógł wykorzystać na dotarcie do Srebrnego Fortu. Ta walka uświadomiła jednak niedawno zwolnionemu ze służby giermkowi, że zanim zostanie prawdziwym, walecznym rycerzem o wielkich umiejętnościach bitewnych, musi dużo trenować. Oczywiście, najprawdopodobniej pojedynek ze zwykłym rabusiem lub kieszonkowcem byłaby znacznie łatwiejszy, ale członkowie Zakonu Sakira podczas wielomiesięcznych podróży spotykają dużo poważniejsze zagrożenia. Jeśli nie są gotowi stawić im czoła, zwykle tracą życie.
Raniony szponami niedźwiedzia Lerath chwilę leżał na ziemi, ale na szczęście z pomocą przybył mu nieznajomy. Mężczyzna wyczerpany walką i odniesionymi obrażeniami nie miał siły nic powiedzieć. Niedługo później zasnął.

Re: Droga ku Zaavral

15
Kiedy Regis zbierał po krzakach swój porozrzucany dobytek, niespodziewanie znalazł coś jeszcze. Otóż okazało się, że jego przedwcześnie poczynione spostrzeżenie, iż w okolicy nie ma żadnego niedźwiedziego potomstwa, którego bestia mogłaby tak zaciekle bronić, rozmijało się nieco ze stanem faktycznym.

Oto młody, puchaty niedźwiadek, właśnie pozbawiony matki i zupełnie bezbronny, kulił się gdzieś pod drzewami. Zważywszy na to, że wielki niedźwiedź keroński, inaczej niż większość niedźwiedziowatych, młode wydaje na świat zwykle latem, a nie w środku zimy, ten tutaj mógł mieć pewnie ze dwa-trzy miesiące. Póki co nie był dużo większy od kota. No, może dwóch kotów. Dużych kotów. Jego futerko było jasne, żółtawe, jaśniejsze od tego, jakie miała niedźwiedzica, a podobne w kolorze bardziej do tych liści, które zasnuwały ziemię. Paski, jakie zdobiły pysk niedźwiedziątka, były zupełnie białe.

Opatrzenie i zdezynfekowanie rany przez de Ragnara na pewno wyszło Lerathowi na zdrowie. Zasnął. Odpoczynek mu się należał, w końcu giermek tak długo był dziś na nogach, tak długo w podróży, i to jeszcze pieszo, a na koniec te zmagania z niedźwiedziem wielkim jak góra... Ale nie spało mu się dobrze. Przeciwnie - sen jego był płytki i niespokojny, przerywany fantastycznymi koszmarami i zupełnie realnym cierpieniem. Bo bolało, bolało paskudnie. Z każdą chwilą coraz bardziej. Od ziemi ciągnęło chłodem i leżący w liściach von Dreiss czuł to coraz wyraźniej, ale do wstawania jakoś mu się też nie spieszyło. Do tego serce łomotało mu jak wściekłe. Ha, może i w walce umiał zachować zimną krew, ale stłumione emocje kiedyś musiały znaleźć ujście.

Wreszcie, kiedy niebo poszarzało, obwieszczając nadchodzący poranek, a obydwa księżyce na niebie pobladły zupełnie, wtedy równie pobladły Lerath von Dreiss pojął z absolutną pewnością, że póki co nie zmruży już oka, choćby nie wiadomo jak bardzo chciał. Koniecznie musiał się czegoś napić.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Wróć do „Królewska prowincja”