Re: Droga ku Zaavral

121
Aradieli nie pozostało nic jak podporządkować się wyrokom magii. Cóż, skoro zawyrokowała ona karę dożywotniego więzienia, to być może Kasir był winny? Choć wydawało się jej to nieprawdopodobne, to oto wyrok zapadł, a samej elfce wydawało się, że oto stała się właśnie jednym z wrogów publicznych jej ludu, występując w roli adwokata demona. Czyż jednak mogło być inaczej? Polityczne przepychanki, walki o władzę, tym żyły Wysokie Elfy. Wyglądało na to, że nic nie miało się zmienić. Aradiela spuściła wzrok, oczekując nieuniknionego.

Z drugiej jednak strony, cicho liczyła na to, że Alvair po tym wszystkim co miało miejsce, nie odważy się na ogłoszenie zaręczyn. Spodziewała się raczej, że będzie wściekły i da sobie spokój ze ślubem z taką "wariatką" jak ona, ale nic takiego nie miało miejsca. Zaręczyny zostały oficjalnie ogłoszone, choć bez powszechnego aplauzu. Prawdopodobnie oto Alvair został właśnie przywódcą całej ich gromady. Elfka pozostała jeszcze chwilę na miejscu, oczekując rozwoju wypadków, choć sama nie wiedziała co mogło się dziać. Gratulacje z okazji zaręczyn? Wątpiła. W każdym razie nie wypadało jej teraz odejść. Pozostała więc jeszcze chwilę na swoim miejscu, a jeśli nic się dziać nie miało, udała się do siebie, na spoczynek. Jutro mieli ruszyć nad jezioro. A może jeszcze dziś? Alvair obecnie stał się bohaterem ludu odkrywając zdrajcę i złowrogie zapędy Kasira, decyzja najpewniej należała do niego.

Re: Droga ku Zaavral

122
/ dla Skove /

Niespodziewany widok zaskoczył ją. Chwila pogrążonej w ciszy przerywanej mlaśnięciami bosych stóp obserwacji wywołała pełznący wzdłuż kręgosłupa dreszcz, ni to obrzydzenia, ni strachu. Czarodziejka mimowolnie poszukała kontaktu wzrokowego z Aldra'ilem i Milvą, chcąc sprawdzić, czy i oni widzą dziwnego jegomościa. Wszak pośród tych ponurych, mięknących od deszczu i wszechwładnej entropii zgliszczy nietrudno było o majaki.

Tylko patrzeć jak zaraz zaroi się tu od świczków — pomyślała Erzsébet, rozglądając się niespokojnie. Słońce skryło się już za ścianą lasu, okolica pogrążona była w szaroburym zmierzchu. Ogniska nie rozpalili, mieli odpocząć tylko chwilkę. Teraz żałowała, jakby ogień mógł podnieść ją na duchu wobec posępnej atmosfery tego miejsca.

Czarodziejka nie wychodziła spod daszku swej „kwatery”. Fikuśnie ufryzowane mlecznobiałe włosy były już wystarczająco nadwyrężone absurdalnym poziomem wilgoci w powietrzu. Nie odrywała jednak wzroku od mężczyzny w łachmanach, śledząc każdy jego ruch. Naraz przyszło jej na myśl, że może trafili na jakiegoś lokalnego wariata albo ukrzywdzonego wojną czy inną ruchawką człeka i odrobinę się rozluźniła. Nie przestała jednak żałować, że nie pojechali dalej. O tej porze wylegiwałaby się już pewnie w balii albo chociaż zzuwała buty z obolałych nóg. Przyjemności musiały niestety poczekać.

Witaj, dobry człowieku — rzekła do tajemniczego przybysza, starając się jednocześnie wyczuć najmniejsze nawet wahnięcia magii w otaczającej ich aurze. — Kim jesteś i po cóż marnujesz czas na znakowanie tych ruin? Sioło od dawna opuszczone, sądząc po stanie chałup. Tu żywego ducha nie ma. Nam tu na popas wypadło się zatrzymać, lecz wnet ruszamy w drogę. A ty? Skąd jesteś i dokąd zmierzasz?
Obrazek

Re: Droga ku Zaavral

123
/dla Aradieli

Wszyscy zaczęli się już rozchodzić. Straże zaprowadziły Kasira z powrotem do namiotu, w którym dotychczas przebywał. Cóż, tak postanowiła magia, od tego wyroku nie było odwołania... Na Aradielę zdawał się nikt nie patrzeć, może tylko Savin czy Alvair rzucili jej jakieś szybkie spojrzenia, jednak widząc jej zrezygnowanie chyba postanowili jej nie irytować. W końcu następnego dnia mieli udać się nad jezioro, tam gdzie czekało to, czego w tej chwili tak bardzo potrzebowali - jedzenie. Jeśli Alvair właśnie został przywódcą, musiał się teraz wykazać nie lada sprytem i inteligencją, żeby zdobyć zapasy nad jeziorem nie zwracając na siebie uwagi. I czy ktokolwiek tu jeszcze będzie pamiętał kto tak naprawdę doprowadził do znalezienia tego miejsca? Okaże się jutro... Na razie trzeba iść spać.

Tej nocy Aradiela miała dziwny sen. Odwiedził ją w nim Ellarion i jej bracia, którzy trzymając się za ręce tańczyli wokół stosu, na którym płonął Alvair. Czy miał zostać schwytany przez Sakira? I co oni wszyscy tam robili? To wszystko zależało zresztą od tego, czy elfka w ten sen uwierzy... Następny dzień zaś przywitał ich mgłą tak gęstą, że można by ją nożem pokroić...

Re: Droga ku Zaavral

124
Aradiela siedziała jeszcze chwilę na swoim miejscu, ale ostatecznie nic się nie wydarzyło, także ciężko podźwignęła się ze swojego miejsca i udała się do swojego namiotu, nie zwracając przy tym uwagi ani na Savina ani na Alvaira. Zatopiła się w swoich rozmyślaniach. Myślała nad wyrokiem który zapadł, nad magią, która zadecydowała za nich, nad rozbiciem ich elfiego społeczeństwa, chęcią władzy. Rozmyślała nad wszystkim co miało miejsce podczas ostatnich tygodni, a było tego doprawdy mnóstwo. Wszystko działo się tak szybko, a ona mogła tylko patrzeć jak czas umyka jej przez palce. Dziwne. Żyła ponad sto lat, a teraz nagle brakowało jej czasu...

Aradiela obudziła się następnego poranka ze świadomością, że w nocy miała doprawdy dziwny sen. Elfka zamknęła oczy i rozcierała skronie w zamyśleniu, starając się go sobie przypomnieć - I tak oto widziała Ellariona, swych braci, tańczących na stosie wokół Alvaira. Aradiela nie była zwyczajną czarodziejką, zwykło się mawiać, że posiadała trzecie oko, dar. Potrafiła wejrzeć w przyszłość i choć sny, szeroko pojęta onejromancja nie była jej specjalizacją, w końcu ona wróżyła z wody, to nie mogła po prostu ignorować snów i ich podszeptów. Co miała jednak w związku z tym zrobić ze snem? Prawdopodobnie jedyną możliwością było poszukanie odpowiedzi na to, czy rzeczywiście była to wizja, która jakimś sposobem wemknęła się do jej umysłu lub też zwykły sen. Koszmar lub marzenie. W jaki sposób jednak można było tego dokonać?

Prawdopodobnie jedynie samej naginając czas ku swej woli by ten odsłonił przed nią swe wyroki. Elfka powstała ze swego posłania i ruszyła na zewnątrz, gdzie natknęła się na niewiarygodnie gęstą mgłę. Aradiela spoglądała na nią podejrzliwie, nie do końca wierząc, że to zwykłe, nieszczęśliwe zrządzenie losu, które mogło im opóźnić wyprawę nad jezioro. A może wręcz przeciwnie? Miała ona osłonić ich marsz przed ciekawskimi spojrzeniami? W takich warunkach jednak nie było mowy o ruszaniu nad rzekę, mogłaby się zgubić. Miała więc dwie możliwości... Napełnić jakąś miskę wodą z bukłaka lub... Krew. Sen dotyczył Alvaira, jeśliby więc użyczyłby jej krwi do wróżby, to z pewnością bez trudu nagięłaby czas do ukazania jego przyszłości.

Przez długą chwilę Aradiela się wahała. Wizja pozbycia się młodego Vessa była kusząca, ale z drugiej strony jego śmierć mogła nieść ze sobą daleko idące konsekwencje. Czy miała być ona tylko finałem tragedii ich ludu? A może początkiem? Musiała się upewnić, czy sen jaki miała był tylko zwykłym snem czy też okruchem czasu w nią rzuconym. Elfka zdecydowała - ruszała do Alvaira. O ile znajdzie go w tej mgle...

Re: Droga ku Zaavral

125
Dzień, oprócz tego że mglisty, cały czas był jeszcze blady, w związku z czym zbyt wiele elfów poza namiotami nie było. Jedynie jakieś pojedyncze przypadki postanowiły lepiej przygotować się do wyprawy, wcześniej wstając. W dostaniu się do namiotu Alvaira Aradiela nie miała żadnych problemów. Przed nim stało dwóch strażników, jednak uznali oni zapewne za normalne wizytę narzeczonej ich pana w jego namiocie, nie zareagowali zatem nijak, kiedy doń się zbliżyła. Sam Alvair siedział przy niewielkim stoliku przy wiecznej lampce, pisząc coś na jakimś zwoju.

Re: Droga ku Zaavral

126
Aradiela z trudem pokonała odległość dzielącą ją do namiotu Alvaira, głównie z powodu mgły, która utrudniała możliwość orientacji się w terenie. W końcu jednak, po kilku zakrętach zrobionych w złą stronę i rozpytaniu się paru Elfów, na których się natknęła tak wczesną porą na zewnątrz, w końcu zdołała dotrzeć tam gdzie miała zamiar i wkroczyła do namiotu swego "narzeczonego", który także już nie spał, a... pracował? Elfka omiotła zwój młodzieńca wzrokiem, zainteresowana cóż mógł on skrobać z samego rana.
- Widzę, że nie tylko ja nie mogę spać i wstaję bladym świtem. A może wcale nie spałeś? - Zapytała się, w gruncie rzeczy retorycznie. Miała ważniejsze sprawy na głowie niż wdawanie się w kurtuazyjne dyskusje z... nim. - Mam nadzieję, że to nic ważnego, bo jestem zmuszona ci przeszkodzić. - Aradiela spoglądała przeciągle na Elfa, zastanawiając się jak ubrać całą sprawę w słowa i czy miała ochotę robić to po co tu przyszła. Jednakże, skoro już stanęła w podwojach jego namiotu...- Miałam wizję, a przynajmniej tak sądzę, że była to wizja. Przyszłość nie zawsze jawi się w prosty i dosłowny sposób, a interpretacja tego co się widziało, jest najtrudniejszym zadaniem proroków i czarodziejów zajmujących się przewidywaniem. Czasem nawet ciężko powiedzieć, czy to co się widziało było wizją lub tylko majakami. Dlatego też przyszłam się tu upewnić - wizja dotyczyła ciebie i prawdopodobnie, pośrednio, także i innych elfów tu zgromadzonych. - Aradiela rozejrzała się za jakimś naczyniem - kielichem, pucharem, miską... - Nie boisz się chyba skaleczyć, prawda? Będę potrzebowała trochę twojej krwi do przeprowadzenia dywinacji.

Wróć do „Królewska prowincja”