Wzgórza Meriandos

1
Obrazek


Łagodne kształty Wzgórz Meriandos płynnie przechodzą w majestatyczne wysokie góry Aron, tworząc spektakularny kontrast między delikatnością a potęgą natury. Ich delikatnie pofałdowane zbocza zdają się zapraszać do wędrówek i odkrywania sekretów zaklętych w ich naturze. Pokryte soczystą roślinnością, tańczącą na wietrze, sprawiają wrażenie, że cała okolica oddycha i pulsuje życiem.
Obrazek

Wzgórza Meriandos

2
POST BARDA
Spoiler:
Podróż mijała im w ponurym milczeniu. Salih przez pierwszą godzinę walczył z przyzwyczajeniem się do ruchów wierzchowca, ale w końcu opanował to na tyle, by poczuć się w siodle nieco swobodniej. Dobrze jednak wiedział, że długo będzie czuł w nieprzyzwyczajonych do takiego wysiłku nogach konsekwencje zabierania się za jeździectwo. Dużo łatwiej byłoby, gdyby mieli powóz, którym mogliby przemieszczać się na wschód, ale podróż takim zajęłaby im znacznie więcej czasu - a czas był zbyt cenny, by tracili go wyłącznie ze względu na własne wygodnictwo.
W końcu zostawili Nowe Hollar daleko za sobą, a przed nimi zaczęła rysować się linia pierwszych drzew i powoli rosnących na horyzoncie Wzgórz Meriandos. Szeroka, porządnie ubita droga była traktem do samego miasta Meriandos, ale oni się tam nie wybierali - choć może Tamna zamierzała zatrzymać się tam na jedną noc? Qadir nie był w stanie na szybko obliczyć w głowie, jak wypadała ich trasa i czy do miasta, stojącego nad Jeziorem Gwiazd, faktycznie dotrą na wieczór. Mógłby spytać, gdyby chciał, ale sam pogrążony był we własnych rozmyślaniach, a jadąca obok niego elfka ze spuszczoną głową wpatrywała się w ubitą ziemię przed sobą. Wydawała się jeszcze bardziej blada, niż zwykle. Antymagiczne obręcze wystawały spod rękawów jej płaszcza, gdy opierała dłonie o łęk siodła.
Czasem mijali jakichś podróżnych, raz wyprzedzili kilka powozów handlowych, ale nikt ich nie zaczepiał i oni też nikogo nie zagadywali. Ciężar, jaki spadł na ramiona ich trójki, był zbyt wielki, by przejmować się czymkolwiek innym.
- Powinniśmy się zatrzymać i coś zjeść - po jakimś czasie zasugerował Franko, gdy słońce znalazło się niżej, za ich plecami.
Kobieta podniosła wzrok, nieco zaskoczona, i oparła rękę na brzuchu, jakby chciała sprawdzić, czy jej żołądek na pewno potrzebuje posiłku. W końcu pokiwała głową.
- Tak. Chyba nic dziś nie jadłam - przyznała. - Nie było kiedy.
- Tamna...
- westchnął Shehl i rozejrzał się w poszukiwaniu miejsca, w które mogliby zjechać z traktu. - Tam - wskazał dłonią okolicę, w której drzewa przerzedzały się nieco. Wystarczająco daleko od drogi, by nikt nie czuł pokusy dołączania do ich małego postoju i wystarczająco blisko, by wciąż było bezpiecznie. Salih mógł się domyślać, że trudniej będzie znaleźć odpowiednią lokalizację na nocleg. Czy w jukach jego konia znajdował się dla niego namiot, posłanie? Nie sprawdził, więc nie wiedział.
Kilkanaście minut później znajdowali się już wśród drzew. Zarówno Tamna, jak i Franko zeskoczyli z koni i przywiązali je do jednej z niskich, rosnących poziomo gałęzi. Mężczyzna podszedł do Saliha, wyciągając do niego rękę, by pomóc mu zejść z siodła i przejąć jego wierzchowca, jeśli tego potrzebował.
Wtedy jednak świadomość maga znów została wyrwana z jego ciała. Ostatnim, co usłyszał, był cichy krzyk Tamny, a potem nastała ciemność.

Ciemność, która przerodziła się w obraz ciemnowłosej półelfki w jasnej sukni, unoszącej się jak marionetka nad podłogą w pięknej, przestronnej sali, o typowo karlgardzkiej architekturze. Otaczali ją głównie orkowie, na których twarzach widniała groza. Kobieta niewidzącym spojrzeniem patrzyła w górę, a z jej gardła mówił głos - głos, jaki dla Saliha był obcy i jednocześnie tak bardzo znajomy, jak tylko mógł być głos boga.
- Otwierają się mosty; otwierają się przejścia, na pięciu krańcach świata. Stańcie naprzeciw, albo patrzcie, jak ten świat pogrąża się w ciemności - przemówił przez jej usta ktoś potężniejszy od niej.
A potem świadomość Qadira znów wystrzeliła, tym razem z tamtej komnaty, prosto w szary, zwęglony krajobraz tego, co mogło być wyłącznie Fenisteą - dawną krainą leśnych elfów, do której teraz zmierzali. Poszarpany, skalny kształt rozbłysł nienaturalnym światłem i zaczęła wylewać się z niego czarna, mazista ciecz, pokrywająca spękaną ziemię i resztki roślinności, wystarczająco zdeterminowanej, by przetrwać w warunkach beznadziejnych. Potem czarna breja w zastraszającym tempie rzuciła się w kierunku świadomości Saliha, ostatecznie zalewając ją całkowicie i wpychając z powrotem do ciała.

Kiedy odzyskał przytomność, leżał na trawie obok konia, a Franko z przerażeniem przytrzymywał go w pozycji półleżącej, jednocześnie patrząc na Tamnę, która kurczowo zacisnęła obie dłonie na materiale tuniki na piersi. Ziemia pod nimi zdawała się drżeć nieco, przepełniona obcą magią, z jaką żadne z nich nie miało styczności do tej pory.
- Nie zdążyliśmy - powiedziała głucho. - Czujesz to? Nie zdążyliśmy.
- Nic nie czuję - odpowiedział przestraszony Shehl.
- Nie ty. Qadir - uniosła wzrok na maga. Po raz pierwszy, odkąd ją poznał, widział w jej oczach tak wielką trwogę. - Nie zdążyliśmy.
Obrazek

Wzgórza Meriandos

3
POST POSTACI
Qadir
Pewnego rodzaju marazm nie opuszczał czarnoskórego maga ani na krok przez cały okres ich wyprawy w stronę wzgórza Meriandos. Czarodziej praktycznie zatracił się w wizjach, których doświadczył do tej pory oraz snuł plany na najbliższe doby. Tak też pokorny rumak wiódł go we właściwe miejsce, a nasz bohater jedynie starał się zapanować nad zwierzęciem dzięki wskazówkom znajomej znawczyni arkan sztuk magicznych. W ten sposób również mijali obcych podróżników, porzucając wymianę uprzejmości na spokojniejsze czasy. Mężczyzna miał gdzieś z tyłu głowy samopoczucie panny Il’Dorai na względzie. Przecież ona wyczekiwała wsparcia ojca z innymi wykładowcami akademii, aczkolwiek… to nigdy nie nadeszło. Byli zdani na siebie, a sytuacja w Fenistei nagliła ich niezmiernie. Troskę o nową koleżankę zostawił na rozwiązanie sprawy tego wyjazdu. Trochę to potrwa, lecz Salih zwyczajnie nie mógł zgubić koncentracji przy tejże misji. Po prostu nie mógł.

Ciszę podróży przerwały słowa Franka przy późnym popołudniu. Kadeem wręcz zapomniał o strawie z zeszłego dnia niczym starzec cierpiący na demencję. Jak widać, zadanie od bogów wyrwało go od przyziemnych zmartwień. Przez to zarazem nie liczył odległości do celu, jak i od Nowego Hollar. Jedynym słusznym wyznacznikiem pozostało liczenie nocy, toteż na ten element upływu godzin poświęcił najwięcej uwagi. Yasin zerkał mimowolnie na zmieniające się niebo z ciągle tą samą kamienną twarzą. - Nie jestem głodny. - Dodał względem drugiej z wymienionych kwestii Shehla. Zatrzymać się, tak czy inaczej, musieli, chociażby żeby nakarmić wierzchowce. Niestety bez przystanków się nie obędzie. Kiedy drugi gość wskazał zjazd z traktu, Qadir podążył za nimi bez słowa, pozostawiając dietę Tamny bez słowa. Nie miał ochoty jej pilnować z posiłkami niczym znajomy właściciel stadniny. Nie był od tego. Elfka jest wszak dorosłą istotą.

Niedługo potem przemierzali skrawek lasu celem rozbicia tymczasowego obozu. Pełen skupienia karlgardczyk ruszał za towarzyszami, mijając powoli okoliczne drzewa włącznie z porastającymi dzikimi roślinami. Akurat na ten moment nie pytał o namioty, gdyż wolał wiedzieć, gdzie faktycznie stanął niedaleko drogi. Tak też spokojnie czekał na swoją kolej, aby otrzymać asystę od znawcy koni. - Dzięku… - Kiedy przyszła na niego kolej, “Pustynny Smok” złapał dłoń kompana. A wtedy… wszystko pociemniało przed piwnymi tęczówkami wieszcza. Świat uciekł z jego świadomości, a on nie mógł odpowiednio zareagować na tę utratę przytomności. Duch jasnowidza krążył wokół, zdaje się, lewitującej nieznajomej kobiety przypominającej profetę. Czyżby znajdowała się w Urk-hun? Tak, kojarzył te rejony pod kątem wystroju wnętrza. Do tego znajdowali się tam orkowie… Zaraz, czy te słowa… Nie może być. A następnie… Fenistea? Czarna maź... Obrazy ujawniane potomkowi Raaidy o dziwo mówiły mu całkiem… dużo. Nie stawiał się przekazanym informacjom od przedstawicielki rasy pół elfów. Chłonął je… łącząc z tym, co ujrzał w swym pokoju uczelni dzięki Sulonowi.

Obudziwszy się w obliczu zlecenia ze środka transportu, wróżbita rozejrzał się dookoła z szeroko otwartymi oczami wraz z zapewne obolałymi plecami. Spróbował podnieść się z trawy, ewentualnie dając Frankowi podpórkę w formie ramienia, gdyby ten także chciał stanąć na równe nogi. - Brama została otwarta… ale to nie koniec. - Odpowiedział bladej niewieście, kiedy to spojrzenie brodacza zawisło w kierunku płynącej energii pod nimi. Liczył na brak utrudniających kontuzji z powodu lekcji spadania na glebę. - Istnieje pięć portali w różnych częściach świata. Las Fenistei jest pierwszym odblokowanym przejściem Mrocznych do tego wymiaru. Nie zdążyliśmy… To prawda. Nie ma jednak odwrotu. Te portale muszą zostać zamknięte. Inaczej… - Uczeń Zakkuma przerwał nagle, przymykając powieki. Jako specjalista w szkole astralnej miał pomysł oraz wgląd w pewne aspekty tego typu zaburzeń czasoprzestrzeni. I nie chodziło o sam talent przepowiadaczy przyszłości, a wiedzę o magii w dogłębnym znaczeniu tego pojęcia.

Człowiek rozpoczął chodzenie w jedną, drugą stronę jak podczas zajęć na uniwersytecie. Schował podbródek w dłoni, pogrążając się w zamyśleniu po raz kolejny. - Powtórz, ile zostało nam dni do celu? - Salih zaczął do brata Elaine, przechodząc dialogiem do przestraszonej znajomej. Zbliżył się do szpiczasto uchej, lustrując jej oblicze uważnie. - Nie poddawaj się strachowi. Potrzebuję cię w pełni twych możliwości, Tamna. - Westchnął pokrótce, kładąc rękę na tunice młódki. Chciał grzecznie oderwać palce dziewczyny od ubrania. Po co? Za chwilę zdradziłby powód. - Odpoczniemy tu zgodnie z pierwotnym założeniem. Ruszamy niedługo. - Obwieścił, prosząc kolejno potomkinię założycieli szkoły magicznej w Keronie o zajęcie miejsca na ziemi po spożyciu jadła. Oczywiście dał jej kilka minut na dojście do siebie, łącznie z zapełnieniem brzucha potrawami. - Chcę, abyś spróbowała się rozluźnić. Oddychaj głęboko. - To prawdopodobnie jedyne wyjście, którego chciał teraz zasięgnąć odnośnie do kajdan buntowniczki. Profesor o ciemnej karnacji skóry nabrał powietrza w płuca. Gałki oczne znowu skryły się za naturalnymi zasłonami zwanymi powiekami. Wiedział doskonale, że byle przelanie magii nie pozbawi ją tych ciężkich obręczy. Co zatem można zrobić? Oprze się na starej szkole, którą poznał przed laty. Najważniejszym jest… ukazanie, że coś jest możliwe. Zmiana rzeczywistości poprzez… własną wolę. Pochodzący z pustyni obcokrajowiec wyobraził sobie w głowie, iż metalowe zapięcia… zamieniają się w piasek rozsypujący przed nimi. Użyłby do tego dotyku fizycznego. Coś jak… próba opracowania nowego czaru, niemającego odzwierciedlenia w prywatnym arsenale wynalazcy. Skoro tego nie umie, to być może korzystanie z manifestacji magii zdoła podołać temu zadaniu? Przeleje manę na własne pragnienie? Umysł był potężnym narzędziem. Wtedy te słowa kreatora elfów dodawały mu otuchy:
₴łłę, Ø ₭₮óⱤą ₱ⱤØ₴ł₴Ⱬ, JɄż ₥₳₴Ⱬ.
Obrazek

Wzgórza Meriandos

4
POST BARDA
- Pięć...? - powtórzyła Tamna słabo, blednąc jeszcze bardziej, co w jej przypadku było sporym wyczynem. - Pięć portali?
Kontuzji jako takiej Qadir się nie dorobił - niczego sobie nie złamał, nie nadwyrężył na tyle, by miał trudność z poruszaniem się. Wierzchowiec był wysoki, więc istniało tylko jedno wyjaśnienie: Shehl kontrolował maga, gdy ten zsuwał się z siodła i nie pozwolił mu z pełnym impetem spaść na ziemię. Mimo to, Salih czuł ból w biodrze i stopie, bo Frankowi ewidentnie w zaskoczeniu nie udało się utrzymać całego ciężaru wyższego od niego mężczyzny.
Nie przeszkodziło to magowi podnieść się z ziemi i podejść do Tamny, nawet jeśli przez chwilę miał jeszcze nieco kuleć. Jakoś udało mu się rozplątać jej kurczowo zaciśnięte na tunice dłonie.
- Osiem dni, jeśli będziemy się spieszyć i ograniczać postoje do minimum - odpowiedział Shehl na pytanie. - Ruszać jeszcze przed świtem i jechać tak długo, jak będziemy w stanie. Ale konie muszą odpoczywać. My też musimy, jeśli mamy stawić czoła temu... czemuś.
Elfka uniosła na Qadira spojrzenie, tak zagubione, jak nigdy do tej pory się jej nie zdarzyło, przez cały czas trwania tej ich krótkiej znajomości. Nie miewała wizji od Sulona, za to poczuła uderzenie magii, gdy znajdująca się niedaleko brama została otwarta i pod ziemią zadrżała ciemna, nieprzyjazna energia. Wiedziała, z czym wiąże się ta informacja i to odbierało jej teoretycznie naturalną i wrodzoną umiejętność swobodnego oddychania.
- Jest nas tylko dwoje. Co zrobimy? Nie zburzymy bramy. Nie zamkniemy jej za pomocą magii. Potrafię manipulować żywiołem ziemi, ale co mi po tej umiejętności, skoro...? - uniosła jedną z rąk, a spod rękawa wynurzyła się metalowa obręcz, zaciśnięta na jej nadgarstku.
Dopiero teraz Salih zauważył, że część jej dłoni była zakrwawiona, kostki przy kciukach w szczególności. Musiała po drodze próbować za wszelką cenę ściągnąć kajdany z rąk, mimo bólu, jaki jej to sprawiało, ale nic to nie dało - były zbyt ciasne. Podążali na wschód i nie patrzyli na siebie przez większość czasu, więc żaden z jej towarzyszy tego nie zauważył. A szkoda, bo może ktoś powstrzymałby ją przed bezsensownym krzywdzeniem samej siebie.
Franko podał elfce worek z jej prowiantem. Wyjęła z niego bułkę i wgryzła się w nią bez przekonania, ale po zjedzeniu połowy odłożyła ją z powrotem do środka. W międzyczasie uspokoiła się nieco, więc gdy Salih wrócił do niej z zamiarem przetestowania zaklęć, których nie znał, jej spojrzenie było już tylko zmęczone i zrezygnowane. Wyciągnęła ręce w jego stronę, ale nie wyglądała, jakby wierzyła, że uda się mu cokolwiek osiągnąć.
Gdy mag zamknął oczy, z dłońmi zaciśniętymi na metalowych obręczach, czuł ich tłumiącą siłę, nawet gdy skierowana była ona do wewnątrz. Żywioł energii zaczął przepływać przez niego znajomymi, pulsującymi falami, które zrównywały się z rytmem bicia jego serca. Mrowienie we wnętrzu jego dłoni sugerowało, że coś zaczynało się dziać, ale nie podnosił powiek, nie chcąc przerywać skupienia.
Najpierw usłyszał ciche syknięcie kobiety, potem głośniejsze, a potem Tamna krzyknęła z bólu i wyszarpnęła swoje ręce z jego uścisku. Kiedy Salih otworzył oczy, obręcze parowały, rozgrzane prawie do czerwoności, do temperatury, której sam Karlgardczyk nie czuł. Elfka zerwała się z ziemi i potrząsała rękami, usiłując poradzić sobie z nowym źródłem bólu, ale nie było to takie proste.
- To nie działa! - syknęła. - Jasna cholera, jak to piecze!
Franko zadziałał tak szybko, jak był w stanie. Doskoczył do niej i polał kajdany zimną wodą z bukłaka. Buchnęła para, ale musiało pomóc, bo elfka odetchnęła głębiej i uniosła poparzone ręce w górę, by móc przyjrzeć się skutkom działań Qadira. Niestety, nic nie rozpadło się w piach, ale zmarszczone brwi i skupienie w oczach elfki świadczyło o tym, że coś na pewno uległo zmianie.
- Co zrobiłeś? Są jakieś... pionowe rysy. Jakby metal poprzedzielany był... szkłem? - w bólu zacisnęła dłonie i zęby, ale nie narzekała. Prawdopodobnie była już na etapie rozważania połamania sobie dłoni, żeby zdjąć kajdany, więc zadrapania i poparzenia w ogólnym rozrachunku nie były takie straszne. - Może teraz da się to jakoś rozwalić?
Obrazek

Wzgórza Meriandos

5
POST POSTACI
Qadir
Imaginacje profety z pewnością przyprawiały o lęk istoty znające potęgę wynikającą z otwarcia takich astralnych “dziur”. Większość śmiertelników wolałaby nie witać nawet dawnych mieszkańców lądów, zwłaszcza jeśli ich pojawienie się miałoby zaburzyć aktualną rzeczywistość. Był to niechciany dodatek do już istniejących konfliktów pomiędzy mocarstwami takimi jak, chociażby Zakon Sakira i Nowe Hollar. Tamna doskonale zdawała sobie z tego sprawę, gdyż jako pierwsza skomentowała w stronę Saliha przykrą wieść. A więc w istocie była istotnym elementem tejże układanki, a nie wyłącznie drobnym wsparciem.

Uświadomiony co do jej emocji z tym związanych, karlgardczyk podzielił się szerszą wiedzą względem wizji wraz ze szczegółami. Elfka nie przyjęła tego pozytywnie, lecz człowiek na tym nie poprzestał. - Tak, pięć. Każda z nich uaktywnia się w jednej ze znanych nam krain oraz na wyspach Archipelagu. Być może byłbym w stanie je zlokalizować… Nie będzie to proste. Najwięcej wyniosę z bezpośrednich oględzin okolicy portalu, do którego się wybieramy. Tam są pożądane tajemnice. - Westchnął, rozmasowując kości przy dolnej części sylwetki w lekkim bólu. - W każdym razie musimy zająć się tymi kwestiami po kolei. I mieć nadzieję, że nie jesteśmy jedynymi, którzy podejmują się takiej misji. - Miał obecnie za zadanie podnieść się z gleby, aby skrócić dystans do kobiety. Jak ze stanem gościa? Miał prawo kreować się na znacznie gorszy. Obite nogi z biodrami nie stanowiły największego zmartwienia. W niedalekiej przyszłości użyje swego remedium na fizyczne kontuzje. Dopóki posiadał talent magiczny z odpowiednim czarem, tego typu wypadki zazwyczaj nie są obarczone wielkim ryzykiem.

Wyznanie Franka nie należało do satysfakcjonujących, aczkolwiek drugi mężczyzna wyłącznie przedstawił fakty. W tej chwili nie mogli założyć, że wyrobią się ze wszystkim w lekko ponad tydzień. Yasin zmarszczył brwi, gdy już znalazł się bliżej potomkini założycieli akademii. - Czyli powinniśmy liczyć około 10 - 11 dni? Nie mamy wyjścia… - Pokręcił rozczarowany głową na boki, przyznając rację Shelhowi. Powrócił uwagą do bladej piękności. Mina czarnoskórego maga posępniała odrobinę, jakoby chciał ją odwieźć od tego typu myśli surową wypowiedzią. Oczywiście nie nosiła ona w sobie złości, a wyłącznie dużą powagę. - Nie jest powiedziane, iż poza nami nikt nie wyczuł tego zjawiska. Poza tym, skąd wiesz, co nam się uda? Twoje słowa nie niosą nawet krzty pewności siebie. - Spauzował z wyraźnym zlustrowaniem jej spojrzenia. Tak, jakby czarnoksiężnik pragnął zajrzeć w głąb duszy szpiczasto uchej dziewczyny. - Brakuje ci wiary w swoje możliwości. Popracuj nad tym. Nie masz pojęcia, co zastaniemy na miejscu. I nie masz pojęcia co lub kto nam pomoże. A do tego… jeszcze mnie nie poznałaś zbyt dobrze. Ani ja ciebie. - Wtedy obywatel Urk-hun uśmiechnął się kątem ust, choć uczynił to bardziej w formie pokrzepienia kobiety. Nadal mogła ona mieć obraz towarzysza jako kogoś unoszącego się pychą, jako profesora znamienitej szkoły. Jak zazwyczaj to bywa prawda leżała gdzie indziej. “Pustynny Smok” nie zakładał samodzielnego uporania się z bramami. Robił to, co mu kazali stwórcy. Czynił to najlepiej, jak potrafił.

Niemniej obecnym twardym orzechem do zgryzienia pozostawały nieszczęsne obręcze blokujące przepływ vitae u panny Il’Dorai. Pozostawienie czarodziejki z tym utrudnieniem plasowało się w sferze dużej utraty sprawności podróżniczki pod kątem umiejętności. Na to Kadeem nie mógł sobie pozwolić. Poprosił damę o pozwolenie na delikatne złapanie jej za dłonie tam na powierzchni antymagicznych zapięć. Gdy po skończeniu trawy wraz z rozluźnieniem przez nią mięśni rozpoczął przelewanie many do złamania blokady, efekt okazał sie zgoła odmienny, niż pierwotnie oczekiwał. Syn Raaidy uchylił szerzej powieki na skutek, analizując zaistniałą sytuację. Skinął głową na znak podziękowania do właściciela stadniny na błyskawiczną reakcję z ochłodzeniem poparzenia u przedstawicielki drugiej płci. - Zanim opuścimy ten las, chciałbym cię uwolnić z tych okowów. - Przyjrzał się dokładnie zniszczeniom bransolet. Nabrał powietrza w płuca. - Wróć do mnie. Trzeba to powtórzyć. Materiał nadal nie jest wystarczająco słaby. - Qadir uznał drugie podejście za konieczne. Mogli próbować rozbić metal, lecz ile szans mieli na faktyczne połamanie rąk znawczyni magii? Dość wysokie. Przybysz z pustyni zaczął otaczać się błękitną aurą w koncentracji. - Franko, przygotuj kolejne wiadro wody… A ty usiądź i wyobraź sobie zrywanie maneli. Współpracuj ze mną. - Chodziło o to, aby młódka uruchomiła swe pokłady energii do łatwiejszego przypływu. Wymagało to zaufania z jej strony. Opcja jednak kusiła nad wyraz, bo ten ciężar stali na nadgarstkach nie oferował niczego poza dyskomfortem.

Gdyby smukła poszukiwaczka przygód zgodziła się na stanowczą sugestię praktykanta arkan sztuk magicznych, ten facet powtórzyłby proces… z większym wkładem czystej esencji własnego ducha. Salih nie miał strachu przed utratą kontroli nad mocą. Obawiał się wyłącznie końcowego efektu. Przez to nad wyraz próbował skupić fale vitae na poprzedzielany szkłem stop pierwiastków. Wtem wytworzył w głowie manifestację odrobinę lżejszą niż przedtem. Tym razem kajdany bez łańcucha miały rozpaść się niczym szkło po uprzednim popękaniu. Ślepia śmiertelnika ujrzały światło dzienne w formie koloru bliskiego do otaczającej go poświaty. Mrowienie w dłoniach postępowało coraz bardziej. Brodacz starał się trzymać nerwy na wodzy. Liczyło się nieprzerwane działanie.
Obrazek

Wzgórza Meriandos

6
POST BARDA
Tamna potrząsnęła głową i zmarszczyła brwi, wbijając w maga zdezorientowane spojrzenie.
- Skąd ty to wszystko wiesz? Mówisz, jakbyś był tego pewny. To tylko drżenie linii vitae pod naszymi stopami, jak możesz z tego wyczytywać cokolwiek więcej?
Nie miała pojęcia o jego wizjach i o tym, że był poniekąd wybrańcem Sulona, choć może nie do tego stopnia, co niektórzy znani na całym świecie wróżbici. Przesunęła spojrzeniem po jego sylwetce, ale nie skomentowała faktu, że był nieco obolały. Nie mieli teraz czasu na użalanie się nad sobą.
- Na pewno nie jesteśmy jedyni. Na pewno wiedzą o pozostałych... albo się dowiedzą lada moment. Wszyscy magowie musieli poczuć to samo, co my - powiedziała cicho. - A przynajmniej ci, którzy są wystarczająco mocno związani z magią wewnątrz siebie, by wyczuwać jej zmiany dookoła. Tego... tego nie dało się nie poczuć. Mam wrażenie, że moje serce stanęło na chwilę.
- Spróbujemy dotrzeć tam szybciej
- wtrącił Shehl, zerkając w kierunku pustego w tej chwili traktu. - Zobaczymy, jakie będą warunki. Może pogoda będzie nam sprzyjać.
Tamna odwzajemniła intensywne spojrzenie Saliha, ale szybko opuściła wzrok, jakby nie była gotowa udowadniać mu, że ma w sobie siłę, której po prostu chwilowo nie potrafiła odnaleźć. Widział, jak zaciska zęby z bólu, gdy przyglądała się dziwnym, szklanym rysom na obręczach, starając się nie zwracać uwagi na fakt, że jej jasna skóra pod nimi była poważnie poparzona niesprawdzonym zaklęciem Qadira.
- Może masz rację. Nie wiem, co i kogo zastaniemy na miejscu - przyznała cicho. - Po prostu... myślałam, że będzie nas więcej. Magów. Że pojedziemy tam dużą grupą i wspólnie rozwiążemy ten problem tak, jak powinniśmy. To jest nasz obowiązek, chronienie naszego świata, a nie to, co robi Ignaz. Władza uderzyła mu do głowy, jemu i Callisto. Myślałam... że będzie z nami mój ojciec - dodała jeszcze ciszej. Jej ostatnie słowa były niewiele głośniejsze od szumu wiatru wokół nich.
Potrząsnęła głową, tym samym dając Salihowi do zrozumienia, że nie chciała, nie potrzebowała kontynuować tego tematu. Znali się krótko, ale zdążyła się już nauczyć, że jej emocjonalne rozterki są mu raczej obojętne. Zerknęła tylko krótko w kierunku Franka, który z pewnością stanowiłby lepsze ramię do wyżalenia się... o ile w ogóle miała to w planach.
Mężczyzna posłusznie stanął przy nich z otwartym bukłakiem, wpatrując się wyczekująco w blokujące magię kajdany. Tamna westchnęła tylko, ale sama też zamknęła oczy, dobrze wiedząc, że nic nie jest w stanie zdziałać, dopóki miała je na nadgarstkach, więc koło bezradności się zamykało. Mimo to, Qadir poczuł nikły ślad jej magii, z którą miał już do czynienia wcześniej; niemal niezauważalne dotknięcie jej vitae, błękitnej, pachnącej jak mięta. To pozwoliło mu skupić się i nawiązać nić kontaktu, cieniutką, ale wystarczająco silną, by kolejna próba zakończyła się powodzeniem.
Pod palcami czuł, jak metal się nagrzewa, jak zaczyna drżeć, jakby każdy jego milimetr poruszał się w niezależnym kierunku i we własnym tempie. Gdzieś zza zasłony słyszał stłumiony krzyk Tamny, z trudem starającej się ignorować niemożliwy do zignorowania ból palonej skóry. Swąd poparzeń dotarł do maga chwilę przed tym, jak obręcze pękły, jedna po drugiej, a ich fragmenty wystrzeliły we wszystkie strony i chyba tylko cudem udało im się uniknąć tego, by kawałki metalu powbijały się w ich ciała.
Oczy elfki, która dotąd maksymalnie skupiona była na próbach zaczerpnięcia własnej magii, nagle rozbłysły bielą, a jej stłumiony krzyk przeszedł w pełne ulgi westchnięcie. Świat wydawał się zatrzymać wokół nich na moment, w dziwnym wrażeniu, jakby wszystkie drzewa pochyliły się wokół nich, w powietrzu zatrzymały uniesione liście, a ptaki zamarły w locie. Dopiero dwa uderzenia serca później wszystko wróciło do normy, liście opadły, świat rozprostował się, ptaki odleciały. Tylko konie parskały, zaniepokojone.
Tamna oddychała ciężko, a na jej policzkach widniały dwa podłużne, mokre ślady, ale zamiast szlochu z jej ust wyrwał się pełen ulgi śmiech. Oparła dłonie przed sobą, wbijając palce w ziemię, a otaczająca ich trawa zafalowała, jak poruszona silnym wiatrem.
- Dziękuję - szepnęła. - Na bogów, dziękuję, Qadir.
Podniosła ręce do Shehla, który oblał je wodą. Rany były paskudne, ale musiały być niczym w porównaniu do odcięcia od magii, która była jej częścią od zawsze.
Obrazek

Wzgórza Meriandos

7
POST POSTACI
Qadir
Mag mógłby w tej chwili opowiedzieć jej o sobie w większych detalach, podkreślając niezwykły dar otrzymany od bogów. Potęga Saliha głównie opierała się na tym, co panteon mu wręczył, lecz tutaj porozumienie Z tymi mocami wiązały się niemałe obowiązki. Niektórzy śmieliby twierdzić, iż całokształt posługi czarnoksiężnika uplasował się w sferze zwyczajnej manipulacji ze strony wyższych bytów, a czarnoskóry znawca magii stał się marionetką w rękach kapryśnych kreatorów. Taka opinia zależała najbardziej od perspektywy. Niemniej Yasin przywyknął do tego, kim jest. Tożsamość mężczyzny stała się dla niego czymś oczywistym już od młodzieńczych lat. Zaakceptował fakt oraz kwintesencję własnego istnienia.

Niestety z pewnych sobie znanych powodów niechętnie udzielał informacji na te tematy. Przeniósł wzrok piwnych oczu na zszokowaną elfkę, układając usta w coś podobnego do bezradności. - Nie mogę ci powiedzieć. Każda jednostka z tą wiedzą byłaby potencjalnym zagrożeniem dla naszej misji. Musisz mi zaufać. Ciężko mi to przechodzi przez gardło, ale tak jest po prostu… lepiej dla naszej grupy. - Zaiste nie takiej odpowiedzi oczekiwała Tamna, co mogło wzbudzić w niej zdenerwowanie. Profeta nie dawał nawet sugestii co do wrodzonego talentu. Kobieta mogła wyłącznie się domyślać, o ile chciała. Z zewnątrz stwierdzenie naukowca miało prawo brzmieć jak kiepski żart, aczkolwiek takim nie było. Nadal trzymał swe sekrety blisko siebie. Czy faktycznie był jednym z wybrańców? Na to wyglądało. Może jego siła tkwiła jednak w tym, że nie miał światowej reputacji? Szersze spektrum posłannictwa karlgardczyka dopiero się zaczynało.

Osowiały nieco Kadeem nie omieszkał pociągnąć jedynie kwestii pozostałych praktykantów arkan sztuk magicznych. Po rozmasowaniu mięśni stanął w pobliżu towarzyszy, próbując się wyprostować pomimo dokuczliwego bólu w wymienionych wcześniej okolicach. - Ja straciłem na chwilę przytomność. Prawdopodobnie doświadczyłem czegoś podobnego… - I znowu nie uchylił rąbka tajemnicy odnośnie do obrazu Marii Eleny. Tę wieszczkę kojarzył z opowieści łącznie ze wzmiankami o jej osobie pośród kolegów akademii. Panna Il’Dorai zapewne też o niej słyszała. W każdym razie nie tak wielu ujrzało przepowiednię. A przynajmniej tak się mogło wydawać indywidualnie tym… obdarzonym lepszą percepcją. W międzyczasie “Pustynny Smok” także spoglądał na nadkruszone przezroczystym nieorganicznym materiałem bransolety. Bił się przysłowiowo w pierś za nieudane rozpoczęcie procesu niszczenia metalowych zapięć. Będzie kontynuował lada moment w zgodzie z młódką. Nie mieli zbytnio pola do manewru w tej sprawie.

- To jest nasz obowiązek. Zgadzam się z tobą. - Przytaknął na początek wywodu niewiasty, choć nie podnosił wątku związanego z władzami Nowego Hollar. Widocznie nie miał tu czegoś do dodania. Dalej wysłuchał czarodziejkę uważnie z rozluźnionymi brwiami. Mężczyzna o ciemnej karnacji skóry znajdował się teraz w takim miejscu, gdzie sprawiał wrażenie nieobojętnego. Tylko coś go blokowało przed podjęciem bardziej “uczuciowego” dialogu. Na chwilę uczony zamilknął, szukając prawidłowego doboru słów z wyraźnym zakłopotaniem na twarzy. - Postaram się dowiedzieć gdzie... - Wtem przeczące pokiwanie głową przez białowłosą ujrzało światło dzienne, toteż brodaty wróżbita przerwał zdanie w połowie. Jedyne co uczynił później, to wydobył z ust ciche westchnięcie, aby w końcu otrząsnąć się z mimowolnej przerwy na naturalnie ludzkie podejście do pięknej potomkini Rathala. Krótko mówiąc, odpuścił, odkładając tę zagwozdkę na kiedy indziej.

Nadszedł czas na kolejną próbę z nowym zaklęciem. Bez ogromnego przygotowania trudno oczekiwać błyskawicznego pozytywnego rezultatu. Stres podskoczył do wysokiego poziomu, gdy wreszcie blada dziewczyna z powrotem zasiadła naprzeciwko niego. Ciemnowłosy czarownik poinstruował drugiego chłopa względem wody oraz przekazał wytyczne uwięzionej. Nabrał pokłady vitae w swe dłonie, przykładając mocno energetyzowane palce do maneli. I wtedy rozpoczęło się cierpienie niewiasty. Rozgrzewana z każdą sekundą stal blisko stykała się ze skórą na rękach buntowniczki, powodując poważne oparzenia. Zewnętrzna warstwa powłoki ciała damy zaczęła poddawać się wysokiej temperaturze, pobudzając nerwy w niewyobrażalny sposób. W koncentracji Qadir nie mógł przerwać tej krwiożerczej czynności. Uprzednie wyczucie many Tamny dało mu lepszy wgląd w strukturę kajdan, a co za tym idzie, pomogło przełamać antymagiczną biżuterię. Gromadzona magia w potomkini założycieli Nowego Hollar praktycznie… wybuchła, objawiając się tęczówkami z blaskiem wraz z zamarciem środowiska w bezruchu. Jedyne co syn Raaidy mógł uczynić to starać się odskoczyć do tyłu celem uniknięcia kawałków obręczy, które ku uciesze zebranych nikogo nie poharatały w trajektorii chaotycznego lotu. Przeładowanie czarem przedmiotów zakończyło się sukcesem. Po kilku sekundach facet przysunął się do kobiety. Odetchnął z ulgą. W istocie dzięki bogom magini nie utraciła górnych kończyn. - Jesteś pod moją opieką. Nie dziękuj za to. To mój obowiązek. - Oznajmił z cichym westchnięciem. Ponownie uraczył panienkę stonowanym podejściem, choć gromki ton głosu dojrzałego badacza wyrażał… troskę.

O dziwo tym razem wyglądał na nad wyraz przejętego. Na koniec całego zdarzenia próbował wyrównać swój oddech po nagłej eksplozji aury. Podniósł się zarazem, siadając znacznie bliżej koło babeczki. Mimowolnie wychylił czekoladowe łapy w jej stronę, kiedy te po raz trzeci tego dnia zaczęły rozbrzmiewać kolorem nieba. - Zaraz poczujesz się lepiej. - Przysuwając swą sylwetkę w tym ruchu, Salih uwolnił promienie o morskim kolorze z zakończenia paliczków. Te wyglądały niczym zorze polarne na gwieździstym niebie. Wyjaśnienie? Poczynił dodatkowy krok, aby z użyciem formuły Uzdrowienia załatać pozostałe rany oraz blizny sztuk mistrzyni. Definitywnie uczucie niebagatelnego ukojenia ogarnęłoby organizm Tamny. Należało to zrobić, dopóki obrażenia po akcji ratunkowej pozostawały świeże i plastyczne. - Złap oddech. Wypocznij tak długo, jak to konieczne. - Skinął głową do brata Elaine na znak powtórnej wdzięczności. On także spisał się należycie. - Tamna, ja… Ech, nieważne… - Po nieudanym wykrztuszeniu czegoś z siebie oddalił się do konia, biorąc swój kostur. Wraz z nim udał się na kolejną medytację. Ta miała trwać zaledwie parę minut. Niedługo po tym asystowałby tamtej dwójce w rozstawieniu namiotów. Przed nocą czuł nową potrzebę samotnej kontemplacji w pewnej odległości od podróżników. Coś go… tknęło w środku.
Obrazek

Wzgórza Meriandos

8
POST BARDA
Użycie magii w formie czaru, którego nie posiadał w swoim arsenale, w dodatku na antymagicznych obręczach, które dodatkowo tę magię pochłaniały, kosztowało Saliha dużo wysiłku i wyraźnie to poczuł, gdy postanowił zaleczyć poparzone nadgarstki Tamny. Choć samo zaklęcie uzdrowienia było jednym z prostszych, tak tym razem nie przyszło mu ono z taką łatwością, jak zwykle. Sen, czy dłuższa medytacja powinna pozwolić mu wrócić do pełni sił, choć na to miał jeszcze poczekać. Grunt, że elfka była wolna od tego, czym pokarał ją Ignaz za chęć uratowania świata przed mroczną zarazą.
Widział na jej jasnej twarzy wyraz ulgi, gdy brzydkie bąble poparzeń zaczęły znikać, a skóra wracać do normalności. Kilka minut później jedynym, co pozostało po kajdanach rektora, były tylko odłamki metalu, porozrzucane wśród trawy, i lekko zaróżowione nadgarstki Tamny. Kiedy Qadir skończył, ostrożnie przesunęła palcami po wewnętrznej stronie swojego przedramienia, jakby chciała sprawdzić, czy nadal boli. Wyglądało na to, że nie.
Uniosła na niego wzrok, początkowo zbyt roztrzęsiona wydarzeniami, żeby coś odpowiedzieć. Skinęła tylko głową, trochę w ramach podziękowania, a trochę zgodzenia się ze stwierdzeniem, że musi po tym wypocząć. Odprowadziła go spojrzeniem, przez długi czas jeszcze nie podnosząc się z ziemi.
- Nie martw się - powiedziała do niego, gdy odchodził. - Nie będę już balastem.
Kiedy on zabrał się za medytację, białowłosa pozbierała odłamki metalu, a potem utkwiła wzrok w bliżej nieokreślonym punkcie w oddali, nieruchomiejąc na moment. Skupiony na przepływie vitae wokół siebie, Salih poczuł, jak wąska strużka magii wypływa od niej, ulatując gdzieś daleko, poza granice jego postrzegania. Cokolwiek zrobiła, poświęciła na to kilka chwil, a potem wstała, by zanieść rozerwane obręcze do juków swojego wierzchowca, z jakiegoś powodu nie zamierzając zostawiać ich tutaj.

Qadir kończył już swoją regenerację, gdy źdźbła trawy przed nim poruszyły się, a pod ziemią coś drgnęło. Spomiędzy gęstej zieleni wychyliła się łodyga z małym pąkiem, pnąc się górę, aż rozwinęła się w niewielki, biały kwiat o wąskich płatkach. Kwiat, co do którego mag mógł być prawie pewien, że nie rośnie w tych okolicach geograficznych. Może nawet nigdy dotąd takiego nie widział. Za plecami usłyszał ciche kroki i nie musiał się odwracać, by wiedzieć, że podeszła do niego Tamna. Franko raczej nie potrafił zrobić czegoś takiego.
- Wiem, że uważasz mnie za zło konieczne - odezwała się kobieta cicho. - I wiem, że potrafię być... irytująca, więc pewnie dlatego nie chcesz ze mną rozmawiać. Ale chciałam, żebyś wiedział, że jestem ci wdzięczna. Za uwolnienie mnie z tamtego pokoju, za zdjęcie tych obręczy, za to, że zgodziłeś się ze mną jechać do Fenistei. Za to, że jesteś po mojej stronie, a nie po stronie Ignaza.
Przez chwilę wyglądała, jakby chciała oprzeć dłoń na jego ramieniu w przyjaznym geście, ale ostatecznie z tego zrezygnowała. Na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu, ale szybko zniknął, gdy odwróciła się i poszła w swoją stronę. Został kwiat, skrzący się w przebłyskach słońca wśród koron drzew.

To nie był postój wieczorny, a jedynie przerwa na popas, odpoczynek dla nich i dla koni. Zaraz więc ruszyli dalej, traktem na wschód. Tamna nie odzywała się do Qadira więcej, ale widać było po niej, że odżyła. Siedziała w siodle pewna siebie i wyprostowana, z determinacją w oczach. Po drodze minęli dużą karczmę, która stanowiła pewną możliwość noclegową, ale jak Salih stwierdził, czas był tu priorytetem - nie zatrzymali się więc tam, decydując się noc spędzić dalej, wśród drzew.
Kilka godzin później, gdy słońce zaszło już za horyzont, a ich otoczyła wieczorna szarość, Franko zarządził zjechanie ze szlaku głębiej w las i znalezienie miejsca, w którym będą mogli rozbić namioty. Jak się okazało, mag miał przygotowany też jeden zestaw dla siebie, łącznie z posłaniem i całą resztą ekwipunku podróżnego, choć będąc w stadninie nie wpadł na to, żeby o to poprosić.
- Potrzebujesz pomocy z namiotem? - zagadnął go Shehl, zerkając na niego znad swoich juków.
Obrazek

Wzgórza Meriandos

9
POST POSTACI
Qadir
Ku uciesze wszystkich cały proces przebiegł z sukcesem, nawet jeśli wiązało się to z niemałym cierpieniem elfki. Ta jak widać była w stanie to znieść w swej rezygnacji, byleby otrzymać należytą wolność, bo w istocie nie mogła za wiele podziałać w tych okowach jako czarodziejka. W ten oto sposób Salih podjął bardzo surową decyzję o przeładowaniu magią obręczy, podejmując się jednocześnie wielkiego ryzyka. Nie wiedział dokładnie jaki będzie finał tegoż przedsięwzięcia, lecz mag dobitnie starał się pomóc kobiecie przy użyciu własnego talentu. Drugie podejście okazało się bardziej gwałtowne lub też intensywne w przerwaniu metalu. Niemniej Yasin uwolnił Tamnę dzięki pokładom vitae w dość… brutalny sposób. Była to jedyna opcja na ten moment? Najwidoczniej tak, skoro nie posiadał odpowiedniego czaru na tę okazję. Czarnoskóry uczony miał za to kolejną formułę zaklęcia gotową do dalszych praktyk. W każdym razie pozostawił ćwiczenia na spokojniejsze czasy. Aktualnie miał za zadanie objąć leczeniem towarzyszkę, a zatem bez dłuższej chwili objął poparzenia kojącą falą energii. “Pustynny Smok” wyraźnie zaczął odczuwać senność w ramach utraty sił po tej czynności.

Blada piękność mogła zauważyć przebłysk wizerunku karlgardczyka, który zerka na nią spod powiek z nader wybijającą się mimiką twarzy sugerującą wyczerpanie. Nikt z nich nie oberwał rykoszetem oraz innym latającym obiektem przy tej eksplozji, także mieli dużo szczęścia. Qadir dokonał swej woli. Stopniowo podniósł się z ziemi po zakończeniu łamania maneli z użyciem many. W międzyczasie czuł potrzebę, chociaż złapania oddechu podobnie jak to zasugerował damie. - Nigdy nie sądziłem, że byłaś. - Skwitował krótko jej wypowiedź, wreszcie oddalając się kawałek dalej od postoju podróżników. Medytacja w jego przypadku działała najlepiej w pojedynkę albo w totalnej ciszy, gdzie drugi warunek był cięższy do spełnienia. Zasiadł na gołej ściółce pomiędzy drzewami, unosząc oblicze ze wzrokiem zawieszonym na tutejszej florze. Profesor zamknął w końcu oczy, odpływając do krainy własnych myśli. Tabula rasa… Kontakt z rzeczywistością ograniczony do minimum… Pełne katharsis…

Rozpoczęcie transu trwało zaledwie kilka minut, a może nawet mniej. Na tę chwilę nie posiadał zbyt wielu bodźców zewnętrznych, które miałyby sprawić Kadeemowi jakiekolwiek problemy. Niekiedy przebywanie w pobliżu natury działało nad wyraz sprzyjająco, dopóki żaden kataklizm go nie dosięgał łącznie z dzikimi zwierzętami. Przy czym ten nieskazitelny porządek ciszy miał zostać… poruszony z braku lepszego słowa. Bez chwilowej wizji naukowiec od razu nie zauważył wyrastającego kwiatu, aczkolwiek dźwięk łodygi wraz z płatkami rozkładającymi się niczym przy przyśpieszonym cyklu kwitnięcia przykuły uwagę profety. Ten lekko ujawnił piwne ślepia, pozostając w tej pozycji przez resztę tego wydarzenia. Mieszkaniec Urk-hun nawet nie drgnął na zbliżającą się dziewczynę, tak jakby wiedział, kto to jest. Tonacja kroków mogła to zdradzić. Chyba że zwyczajnie założył, iż miała ochotę przy nim zagościć członkini wyprawy. Przebywając po turecku na ziemi, syn Raaidy nie odezwał się na czas wypowiedzi znawczyni magii. Po prostu… zastygnął w miejscu jak wyryta w kamieniu rzeźba. Dopiero jak elegancka niewiasta udawała się z powrotem w znaną sobie lokację, przyjaciel Vorona zerwał kwiecie z jednoczesnym wąchaniem jej wierzchu. Następnie wykładowca Nowego Hollar schował roślinę ozdobną w głąb poluźnionej koszuli, kontynuując stan zen.

Niedługo potem musieli ruszać dalej, toteż czym prędzej wskoczył z asystą Franka na konia, kierując się za lepszymi jeźdźcami. I tak jak poprzednio spędził ten odcinek wyprawy w milczeniu. Nie wiadomo jakie dodatkowe przyczyny stały za tą rezerwą czarnoksiężnika. Prawdopodobnie tego potrzebował i nie miał ciekawego tematu do dyskusji. Sam sprawiał wrażenie kogoś nieczującego satysfakcji ze zwykłych pogawędek o pogodzie lub ostatnich przebojach kerońskiej magnaterii. Tak więc po kilku dobrych godzinach spokojnej jazdy podążył za dwójką towarzyszy w kawałek kolejnego dzikiego skrawka lądu. Kiedy stanęli w czymś w rodzaju polanki albo kotliny, nasz bohater postanowił wziąć się za przygotowanie własnego posłania w formie namiotu. Przynajmniej takie miało być główne przeznaczenie tej zasłony przed wieczornym niebem. - Nie, dziękuję. W razie trudności dam znać. - Napomniał delikatnie z odmową, racząc drugiego faceta lekkim uśmiechem. Przy pomocy podstawowych narzędzi, wróżbita rozpoczął rozstawianie jurty. Nie można go nazwać specjalistą od przetrwania, choć rozciągnąć podłogę razem ze wbiciem kołków potrafił, o ile tak to schronienie działało. No i potem ustawienie go w należytym pionie.

Pragnął jeszcze przed pełnią nocy coś zjeść, a później udać się w poszukiwaniu dębowej gałęzi albo czaszki zwierzęcia. Miał ku temu cel, którym się nie podzielił z innymi. Powróciwszy z jednym z przedmiotów (lub czymś na miarę tych wcześniej wspomnianych) przygotowałby… nowy rytuał bez wkładu postronnych. Salih wpierw rozłożyłby znalezisko przed sobą na podłożu pałatki, aby… zainicjować inkantację boskiej eksklamacji. Wówczas kolejno pozbył się górnej części odzienia, smarując ręce oraz tors pobliską glebą sprzed wejścia do namiociku. Symbole z ziemi stały się… tymi znanymi dla panteonu linii stwórcy elfów. Kto wie… Może to forma protekcji albo raczej bycia przychylnym istocie, do której składa się prośbę? Do kogo tym razem miał zamiar się odezwać szeptem pośród szumiącego wiatru? Czyżby podejmował duże ryzyko po raz drugi?

Loliuszu.... Potomku Sulona… Panie Lasów oraz Dziczy… Jestem ci posłuszny...

Znajduję się obecnie w twej domenie jako wyznawca pokoju pomiędzy człowiekiem a naturą… Chciałbym móc przetrwać ten zachód słońca razem z mymi kompanami, którzy użyczyli twej ziemi jako daru tego świata. Pozwól nam nie zginąć od twojego potomstwa prowadzącego nocny tryb życia. Nie jesteśmy myśliwymi… Podróżujemy do miejsca splugawionego przez nieczyste siły… Chcemy uratować waszą spuściznę… Jesteśmy ci posłuszni…

Istnieją jednostki, które chcą zagłady tego świata… Powiedz mi, gdzie się znajdują… Czy podążają za nami… Czy chcą przerwać moją misję, przekraczając w pośpiechu jak my bramy twojego królestwa?... I gdzie jest wasz sługa Rathal? Jego ślad jest ci widoczny? Daj mi wiedzę o tych, którzy zaburzają twój dom… Jestem ci posłuszny…

Twoje dobra od wieków zapewniały byt moim przodkom. Teraz ja szukam u ciebie ukojenia wraz z mądrością… Twoja wola jest ostateczną, jako że wszedłem na twą domenę. Jakie jest twe życzenie? Jestem ci posłuszny… Na zawsze…
Obrazek

Wzgórza Meriandos

10
POST BARDA
Nikt nie przeszkadzał Qadirowi w ustawianiu namiotu. Faktycznie, nie było to tak trudne, jak mogło się wydawać komuś, kto nie miał dotąd do czynienia z nocowaniem w dziczy. Pewne rzeczy były intuicyjne, przy innych wystarczyło zerknąć, jak radzi sobie Franko i Tamna. Może jego niewielki namiot nie był był tak dobrze naciągnięty, jak pozostałe dwa, ale stanowił wystarczające schronienie. Wewnątrz było zaledwie tyle miejsca, by zmieściło się jego posłanie i najważniejsze bagaże, których nie chciałby zostawiać przy siodle.
Nikt nie przeszkadzał mu także w jedzeniu, ani przygotowaniu rytuału. Tamna trzymała się z daleka, skupiając się na własnych sprawach. Zjadła, na chwilę zniknęła w namiocie, a potem usiadła przed wejściem z pustym pergaminem i ołówkiem, zapewne próbując z pamięci odtworzyć notatki, które zostały w jej kwaterach na Akademii. Obok miała rozwiniętą mapę, na którą zerkała raz po raz. Nie zwróciła nawet uwagi na to, że Salih wysmarowuje się błotem, choć gdy wciągał do namiotu dużą gałąź, spoglądała na niego znad swoich kartek. Nic jednak nie zrobiła z tym, co zobaczyła, zakładając, że jej towarzystwo nie jest magowi miłe i cokolwiek robi, nie potrzebuje jej pomocy. Nie wyglądała na urażoną tym faktem. Mieli wspólny cel i to on był w tym momencie najważniejszy.
Franko natomiast w międzyczasie przyszykował ognisko i rozpalił je, by rozproszyło mroki zbliżającej się nocy, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że Tamna pracowała i musiała widzieć, co robi.
- Jak się dzielimy? - usłyszał jeszcze Qadir przez materiał namiotu, gdy rozkładał komponenty do rytuału.
- Wezmę pierwszą część nocy - zaproponowała elfka.
- Nie zaśnij znowu - odparł Shehl z rozbawieniem.
- Bardzo śmieszne. Nie zasnę. Coś czuję, że nie zasnę nawet później, jak będę chciała.
- Musisz odpocząć. To, co robiliście, wyglądało na... wyczerpujące.

Elfka milczała przez chwilę.
- Bo takie było. Ale teraz jestem wolna i odzyskałam swoją magię, więc było warto.
Franko odpowiedział coś ciszej, na co Tamna odpowiedziała równie cicho, nie pozwalając Salihowi na rozróżnienie słów. Rozmawiali jeszcze przez chwilę o czymś, aż w końcu na zewnątrz zapadła cisza, pozwalająca Karlgardczykowi się skupić.

Pierwszym, co poczuł po swoim zawołaniu, był chłód wpływającego do namiotu wiatru. Płachty materiału załopotały, a ruch powietrza szarpnął posłaniem, jego włosami i brodą, ale gałąź pozostała w miejscu. Tym razem jednak nie porwała go wizja - może Loliusz nie porozumiewał się w ten sam sposób, co Sulon, którego mag prosił o wskazówkę wcześniej? Nie miał dotąd okazji kontaktować się akurat z tym bogiem. Chłód podniósł włoski na jego skórze, wdarł się pod materiał spodni i zerwał z jego piersi skrawki błota, którym Qadir się naznaczył.
Odpowiedzi były inne, subtelniejsze, ale bardziej konkretne, jak potwierdzenia, bądź zaprzeczenia na zadawane przez maga pytania. Nie usłyszał ani słowa, nic nie zostało mu ukazane, ale czuł intencję w krążącym w namiocie powietrzu.
Czy podążają za nami? Tak.
Czy chcą przerwać moją misję? Tak.
Jego ślad jest ci widoczny? Tak.
Bardziej skomplikowane pytania pozostały bez odpowiedzi, zostawiając Qadira w niepewności. Mógł odprawiać rytuały, prosić o zostanie zauważonym, ale boskie istoty inne miały sprawy na głowie, niż rozwiewanie wątpliwości maluczkich. Wiatr szarpnął ponownie, gwałtownie, odrzucając gałąź pod brzeg namiotu i wyrywając jedną z jego materiałowych ścian z bolców wbitych w ziemię. Jedna strona schronienia opadła pionowo, Qadirowi na głowę.
Obrazek

Wzgórza Meriandos

11
POST POSTACI
Qadir
Działania Saliha przed końcem dnia mogły wzbudzać zdziwienie, chociażby Franka, który niekoniecznie pojmował tego typu czynności. Sam fakt smarowania przez maga skóry ziemią wyglądał nad wyraz jak rytuał lub coś podobnego, więc co najwyżej mógł założyć, iż to część “magicznych zwyczajów”. Oczywiście niejaki Shehl miał prawo posiadać także większą wiedzę na te tematy, przy czym nie podzielił się tym z nowo poznanym czarnoksiężnikiem. Niemniej najważniejszym pozostawał fakt, że żadna z pozostałej dwójki nie przeszkadzała Kadeemowi w tym procesie, czego wszak profeta oczekiwał. Wprawdzie poza zdobyciem cennych informacji o wrogu z Nowego Hollar, mężczyzna chciał spełnić prośbę Tamny. Dlaczego? Złożył jej obietnicę, toteż nie sprawiał w ten sposób nikomu problemu, a wręcz przeciwnie. Misja nadal była w toku, gdzie jedno dodatkowe pytanie miało rację bytu przy już podjętym ryzyku kontaktu z bóstwami. W tym wypadku słusznie Yasin obrał wizerunek Loliusza — Pana Lasów. Będąc na terenie wyższego bytu, wróżbita pragnął w ten sposób otrzymać kilka wskazówek co do potencjalnych przeszkód podążających za nimi. Ze względu na konieczność koncentracji wraz z dużym nakładem odpowiedzialności, nie wsłuchiwał się dokładnie w początek konwersacji towarzyszy. Ot zwyczajnie wyłapał słowa panny Il’Dorai mówiące o jej pierwszej warcie. Nabrał dużo powietrza w płuca, przygotowując miejsce obrzędu. Uprzednio zjadł wegański posiłek, odstawiając od swych racji mięso. Z niewiadomych reszcie przyczyn Qadir po prostu nie konsumował zwierząt. Kwestia wierzeń lub światopoglądu, czyż nie? Tak można było założyć. Wręcz tego typu scenariusz pozostawał zapewne najbliższym rzeczywistości.

Racząc swe ciało symbolami panteonu poprzez naturalne malowidło, uczony usiadł po turecku na podłodze namiotu wewnątrz zadaszenia. Wciągnął gałąź do wnętrza jurty, ustawiając kawałek drzewa przed sobą. Z przymkniętymi powiekami rozpoczął cichą… medytację bliższą w formie do modlitwy i… czekał na efekt. Zdawał sobie sprawę z przymusu utrzymania skupienia do zakończenia kontaktu z jednym z kreatorów. Tak też zawisnął w tym marazmie do momentu, gdy posłyszał coś w rodzaju przebłysku myśli. To nie był głos rozbrzmiewający pośród zmysłów karlgardczyka niczym sądne świadectwo stwórcy elfiej rasy. Mężczyzna w pewnej chwili… rozpoznał odpowiedź samoistnie, tak jakby wiatr przyniósł mu eurekę. “Pustynny Smok” przyjął ten fakt jako prawdziwy, notując w zakątkach pamięci sposób rozmowy z potomkiem Sulona. Przynajmniej nie miał zbytnio innego punktu odniesienia poza tym doświadczeniem.

Co jeżeli boska rada nie chciała mieć go na uwadze w tej dobie? Mogli już mieć spokój od swego posłannika, bo ta ludzka istota nie zamierzała już mącić w królestwie architektów świata. Ogólnie przez mózg wizjonera przeszedł dreszcz, kiedy tkanina opadła na niego z jednej strony. Sygnał stał się nad wyraz jasny. Pozostało użytkownikowi vitae naprawić swe posłanie poprzez wbicie wyrwanego bolca, a potem obmyć się przy pomocy wody z bukłaka. O ile ktoś spoglądał na oblicze syna Raaidy, dojrzałby narastające zmartwienie jako przymrużone piwne oczy.

Facet zaczekał z nawiązaniem kontaktu z kobietą lub drugim przedstawicielem swej płci aż do zmroku po transie wykonanym w tym odstępie czasu. Akurat profesor odczuł potrzebę konwersacji ze szpiczasto uchą na osobności. Przez to urodzony w Urk-hun wieszcz udał się w stronę namiotu córki Rathala, po tym, jak właściciel stadniny udał się na spoczynek w oczekiwaniu na własną wartę. Trzydziestolatek przykucnąłby w pobliżu wejścia do namiociku damy. - Nie będę ci zanadto przeszkadzał, lecz potrzebuję, byś poświęciła mi kilka minut. Mam kilka wieści… - Rozpoczął nieco grobowym tonem w stronę bladej dziewczyny. - Ignaz lub jego poplecznicy są w drodze do nas… Możliwie z Callisto lub osobiście. Bez względu na to, co się wydarzy w Fenistei z bramą, będziemy zmuszeni z nimi walczyć… Jest na to duża szansa. - Nie można tego nazwać pozytywnym zakończeniem zachodu słońca. Wiadome jednak było, iż Salih nie wypowiadał takich danych na marne. Daleko było wykładowcy akademii do głupich żartów. - Twój ojciec… też za nami podąża. Nie wiem tylko, jak daleko znajduje się od naszej pozycji. Zapewne dotrze do naszego celu… Mam nadzieję tylko, że się myliłem odnośnie do jego pojmania. Oby był… wolny w swej ekspedycji. -

Zależało naszemu bohaterowi, aby Tamna miała, chociaż cień nadziei. Odrobinę otworzył się przed nią z bardziej ciepłym tonem głosu niż wcześniej. Wciąż nie wyjawił w pełni, jak doszedł do tych wniosków, aczkolwiek prawdopodobnie przedstawiał to poprzez zaufanie do kompanki. Jak ze snem? Nie chciał na razie uciekać świadomością do krainy koszmarów. Potowarzyszyłby członkini rodu założycieli magicznej szkoły, jeżeli kobieta na to przystanęła. Inaczej wróci do siebie na dalsze studiowanie w połączeniu z odzyskiwaniem pokładów many.
Ostatnio zmieniony 23 cze 2023, 8:49 przez Qadir, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

Wzgórza Meriandos

12
POST BARDA
Gdy Qadir opuścił swój naprawiony namiot, by porozmawiać z Tamną, ta siedziała w pobliżu ogniska, zatopiona w lekturze tego, co napisała do tej pory. Potrzebowała światła zapewnianego przez ogień, by cokolwiek widzieć, bo noc była wyjątkowo ciemna, zupełnie jakby po otwarciu demonicznych bram wszystkich gwiazdy postanowiły schować się przed śmiertelnikami. Nad koronami drzew, na które padał nikły blask ogniska, panował już absolutny, kompletny mrok.
Elfka uniosła wzrok na Saliha, napotykając jego zmartwione spojrzenie. Początkowo patrzyła na niego bez szczególnych emocji, ale w chwili, w której wspomniał jej ojca, brwi kobiety powędrowały w górę w nieukrywanym zaskoczeniu.
- Skąd wiesz to wszystko? - spytała, odkładając swoje zapiski na ziemię obok. - Skąd masz takie informacje? I nie mów mi o żadnej tajemnicy, o żadnym zagrożeniu dla grupy. Masz kontakt z kimś z Akademii? Potrafisz widzieć odległe miejsca? Śledzić, tak samo jak oni śledzą nas?
Obróciła się w jego stronę. W nocy, w świetle ogniska, nie wydawała się tak blada, jak za dnia, ale musiało to być tylko złudzenie. Jej skóra wciąż była niemal tak biała, jak jej włosy.
- Wiem, że mój ojciec żyje. Wysyłałam mu wiadomości, odkąd zerwałeś ze mnie kajdany. Jestem w stanie wyczuć, kiedy docierają do odbiorcy, a kiedy nie, nawet jeśli nie dostaję odpowiedzi. Te dotarły. Nie przekazywałam mu żadnych konkretów, w razie gdyby był pojmany i przesłuchiwany, gdyby ktoś zaglądał mu do umysłu, ale chciałam, żeby wiedział, że będziemy działać, nawet jeśli oni do nas nie dołączą.
Przeniosła wzrok na ogień i milczała przez chwilę. Jeśli chciał zostać z nią, nie powstrzymywała go, choć prawdopodobnie gdyby podejrzewała Qadira o chęć pozostania na nogach przynajmniej przez część tej nocy, inaczej rozdzieliliby warty. Zacisnęła mocniej płaszcz na ramionach. Nawet nocne ptaki milczały, jakby porażone były wydarzeniami, jakie miały miejsce w pięciu krańcach Herbii.
- Potrafisz walczyć? - spytała nagle Tamna. - Ignaz... jest potężnym magiem. Trzy razy starszym ode mnie.
Nie musiała mówić nic więcej. Jeśli rektor podążał za nimi osobiście, byli w bardzo, ale to bardzo złej sytuacji. Nieważne, jak potężni byli we dwoje, Keli mógł zebrać znacznie większą grupę popleczników i z pewnością to zrobił. Odpoczynek był ogromnym ryzykiem, ale też koniecznością. Konie nie były w stanie jechać całą dobę, bo padłyby w połowie drogi, oni też nie mogli być zbyt wykończeni, gdy staną naprzeciw bramy. Z każdą decyzją stąpali po ostrzu noża.
- Mam opracowane niewiele zaklęć ofensywnych. Defensywnych, owszem. Użytkowych też, zwłaszcza w podróży. Ale ofensywne... - skrzywiła się i naciągnęła kaptur na głowę. - Nigdy nie musiałam walczyć. Jestem badaczką, nie magiem bitewnym.
Obrazek

Wzgórza Meriandos

13
POST POSTACI
Qadir
Wprawdzie mężczyzna posiadał źródło światła do rozpalenia w pobliżu swego namiotu, lecz na potrzeby rytuału siedział we względnym mroku. Dopiero teraz jego obmyta sylwetka ujawniła się Tamnie, gdy podchodził do ogniska z zamiarem głębokiej rozmowy. Koszula dopiero zaczęła się układać na torsie karlgardczyka po wyschnięciu skóry. Po okresie solidnego wyciszenia wraz z medytacją był jednak gotów do gładkiego powrotu do bycia sobą. Wszak każdy kontakt z kreatorami poruszał stabilność umysłu wizjonera. Nagłe bodźce mogłyby źle na niego wpłynąć przy niektórych wydarzeniach, dlatego mag odczekał odpowiedni czas na przywrócenie równowagi swym zmysłom. Kiedy już zapadł zmrok, postanowił wykorzystać te chwile na przekazanie informacji elfce. I ku jej zaskoczeniu został postawiony w sytuacji podbramkowej. A więc miała kontakt z Rathalem? To wiele wyjaśniało, toteż po uzyskaniu tej wiedzy czarnoksiężnik jedynie zaakceptował ten fakt, który potwierdził część przypuszczeń nauczyciela.

Potomek Raaidy westchnął w międzyczasie, szukając słów na dociekliwość czarodziejki. Z pozycji kucającej uznał za stosowne podzielenie się z nią skrawkiem ziemi w formie usadzenia ciała tuż koło niej na wejściu do schronienia dziewczyny. Kobieta zauważyła przeszywające spojrzenie piwnych oczu czarnoskórego profety. Ten wzrok nie oznaczał o dziwo upiornej próby wymuszenia uległości panny Il’Dorai, a coś zupełnie odmiennego. “Pustynny Smok” znowu nabrał powagi w postawie, sugerując podzieleniem się ważkimi elementami własnej historii. - Nie chciałem się tym dzielić z powodu naszego zadania, lecz… nie dajesz mi wyboru. W porządku. - Nabrał dużo powietrza w płuca. Kadeem prawdopodobnie uległ presji w ich jakże burzliwej dotychczas relacji. - Nie mam bezpośredniego kontaktu z istotami wewnątrz Akademii. Prawda jest taka, że… jestem kimś takim jak Maria Elena, o której pewnie słyszałaś. Zwykli śmiertelnicy zwą nasz wieszczami lub prorokami, aczkolwiek… uważam, że bliżej nam do tych wybranych przez bogów do dopełnienia ich woli. Większość z nas rodzi się z tym talentem. - Spauzował, pozwalając niewieście przetworzyć te dane na spokojnie. Co prawda każde zdanie przechodziło przez gardło brodacza z wielkim trudem. Wyglądało to tak, jakby lękał się tym dzielić z towarzyszką. - Bóstwa niekiedy potrafią mi przekazać wizję tego, co nadejdzie. Zazwyczaj objawia się to różnymi symbolami lub wybranymi obrazami. Tak jak wtedy, gdy spadłem z konia… Widziałem przepowiednię. I dojrzałem, gdzie te bramy się znajdują… Poniekąd. To nie jest zawsze klarowne. - Odczuwał ogromne zmęczenie samą konwersacją, co przy tak zdrowym przedstawicielu rasy ludzkiej było nie do pomyślenia. Widocznie emocje go aktualnie przytłaczały. Całkiem słusznie, skoro wyjawiał swój sekret.

Pytanie pozostało — słuszne jest zaufanie bladej piękności? - Nie mogłem tego wcześniej wyjawić ze względu na naszą misję. Keli może chcieć to wykorzystać przeciwko nam. Jako szpieg Urk-hun bardzo tego pilnowałem. Dlatego teraz nalegam… Nie mów tego nikomu, nawet swemu tacie. O ile będzie im dane, to dowiedzą się wszystkiego w swoim czasie bądź też nie. Mam nadzieję, iż to dla ciebie teraz oczywiste… - Przysunął się bliżej podróżniczki, gdy ta spoglądała w palenisko w stanie kontemplacji. Odruchowo złapał ją za dłoń poprzez powolne, a również delikatnie ujęcie jej palców. Poczuła ciepło wypływające z dłoni praktykanta sztuk magicznych. Miał zarazem przejść do kolejnej wypowiedzi szpiczasto uchej damy. Uprzedni gest nad wyraz mówił w swej formie, że potrzebował bliskości przy tym otwarciu się na nią. - Prawdziwej potęgi rektora możemy się wyłącznie domyślać. Mam tylko podejrzenia wysnute przez mego mentora Zakkuma odnośnie do ich rzeczywistej przewagi nad nami. Niemniej najważniejsze pozostaje zamknięcie bramy przed ich przybyciem… Walką będziemy bardziej zamartwiać się, gdy nie zdążymy. - Oznajmił, przenosząc wzrok na ciemne niebo.

W tym wypadku mieli możliwość podzielenia się zaklęciami, chociażby krztą informacji o swych zdolnościach. Nauka tychże mogła, tak czy inaczej, nie nastąpić z powodu braku dni na zagłębienie się w studiowaniu nowych czarów. - Potrafię odnaleźć się w bitwie, co nie zmienia faktu, iż zazwyczaj nie uciekam się do takich rozwiązań. Naszym najlepszym wyjściem będzie zastawienie pułapki w Fenistei. Podobnie jestem wykładowcą, a nie magiem walczącym na froncie… Będziemy robić co w naszej mocy… Sulon powiedział mi wprost o mej sile. Posiadam ją już. Użyję tej, by ratować ten świat od zła. Taka jest ich wola. Nawet jeśli mam wtedy umrzeć. - Pochylił się nad jej głową, przystawiając zmartwioną buzię w okolicę jej ucha. Potomkini założycieli Akademii posłyszała gromki głos o bardziej przyjemnym tonie niż przedtem. - Przepraszam za to, jak zostałaś przez mnie potraktowana… To nie tak, że chcę być typowym zadufanym w sobie profesorem z uczelni. Ja… muszę taki być. Chcę, byś wiedziała, że jestem ci wdzięczny. Za twoją obecność. - I nagle zrobił coś zaskakującego. Otóż złożył mały pocałunek na czole badaczki, zaciskając śródręcze prawicy na ręce magini. Niedługo potem gotów był udać się do siebie, nie zawracając jej dalej głowy. - Jakbyś chciała to też przejmę za ciebie wartę. - Zrobił już wystarczająco dużo jak na kilkanaście minut z pozoru prostej dyskusji. Mieli też potrzebę odpoczynku. I człowiek z pustyni będzie udzielał im wsparcia, by każdy odzyskał energię na dalszą wędrówkę.
Obrazek

Wzgórza Meriandos

14
POST BARDA
- Maria Elena...? - powtórzyła Tamna z nieukrywanym zaskoczeniem. Wiedziała, o kim mówił, wiedziała, z czego ta półelfka była znana. Uniosła wzrok na mężczyznę, wsłuchując się w jego wyjaśnienie, a przez jej jasną twarz przelewał się kalejdoskop emocji. Mogła spodziewać się wielu rzeczy, ale z pewnością nic takiego nie przyszło jej do głowy. Byłoby to najpewniej ostatnim z jej przypuszczeń. I choć na pewno miała natychmiast dziesiątki pytań, to nie zadała żadnego, dając mu przestrzeń na wypowiedzenie się bez presji, bo wyraźnie było po nim widać, ile trudu go to kosztuje.
- Och - podsumowała tylko, nie wyrywając dłoni z chwytu Qadira, ale przenosząc wzrok z powrotem na ogień. - Tak. Teraz to... zrozumiałe. Nie do końca, ale przynajmniej wiem, skąd zdobywasz te informacje. Nikomu nie powiem. Nikt nie musi wiedzieć.
Nie skomentowała ani rewelacji o byciu szpiegiem z Urk-hun, ani przypuszczeń dotyczących rektora. Milczała przez chwilę, wpatrzona w ogień, nieruchoma jak alabastrowa rzeźba, z którą w odpowiednim świetle można by ją było pomylić. Tylko mrugające powieki i poruszająca się w spokojnym oddechu klatka piersiowa przez chwilę świadczyły o tym, że u boku Saliha siedziała żywa osoba.
- Czyli to bogowie kazali ci mnie uwolnić i ruszyć ze mną na wschód? - spytała w końcu cicho. - Wszystkie twoje decyzje podyktowane są wyłącznie tym, czego wydaje ci się, że od ciebie chcą?
Ciężko było stwierdzić, jakiej odpowiedzi oczekiwała. Ogień odbijał się od jej dziwnie smutnych oczu i tych kosmyków włosów, które wysunęły się z warkocza i wystawały teraz spod kaptura.
- Posiadasz siłę, żeby zamknąć bramę? Posiadasz umiejętności, znasz odpowiedni czar? Powiedział ci to konkretnie? Czy może chodzi o szersze tego rozumienie? Nie znam się na tym, ale z tego co wiem, to słowa, jakie wypowiada Maria Elena, niejednokrotnie są przewrotne i rozumienie ich dosłownie dla wielu kończy się tragedią. Lepiej, żebyś nie umarł tylko dlatego, że pójdziesz za słowami Sulona, bez myślenia o konsekwencjach. Co, jeśli twoją siłą wcale nie jest twoja magia i tylko doprowadzisz do tego, że...
Urwała, gdy Salih przysunął się do niej niespodziewanie, a potem, gdy dostała w czoło całusa, na którego absolutnie nigdy w życiu nie mogłaby być gotowa, zabrała rękę i spojrzała na maga tak, jakby wyrosła mu właśnie druga głowa. Nie wiedziała, czy traktował ją jak dziecko, czy jak skrzywdzoną przyjaciółkę, czy był jeszcze jakiś inny powód, jaki usprawiedliwiał takie zachowanie.
- Możesz być taki, jaki chcesz - mruknęła. - Nie jesteś już na uczelni i raczej nie zapowiada się, żebyś prędko na nią wrócił. Ale powiedzmy... że to wiele tłumaczy. To, że zachowujesz się w sposób, którego nie pojmuję, zarówno wcześniej, jak i teraz.
Owinęła się ciaśniej płaszczem i odwróciła z powrotem do ognia, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Jestem badaczką, nie magiem bitewnym - powtórzyła. - Nie wiem, za co ta wdzięczność.
Pokręciła przecząco głową.
- Nie zasnę teraz. Wrócę do tego, co robiłam dotąd... za chwilę. Możesz wziąć część warty jutrzejszej nocy, jeśli będziesz czuł się na siłach.
Jeśli chciał z nią posiedzieć, nie miała nic przeciwko, ale też nie zatrzymała go, gdyby uznał, że czas wrócić do namiotu i położyć się spać. Odprowadziła go spojrzeniem, w milczeniu, przy akompaniamencie trzaskającego ogniska.
- Qadir - usłyszał nagle, gdy już przekraczał próg swojego schronienia. Elfka patrzyła na niego, w dłoniach ściskając kawałek zwiniętego pergaminu. - Ja... doceniam, że mi to wszystko powiedziałeś. Naprawdę. Odpocznij teraz. Jutro o świcie zaczynamy wyścig z czasem.
Obrazek

Wzgórza Meriandos

15
POST POSTACI
Qadir
Zdradzenie powodu swego istnienia należało do kwestii niebywale trudnych dla czarodzieja, szczególnie kiedy jego “jestestwo” mogło zaważyć o jego rychłej śmierć, a w tym… niepowodzenia misji. Elfka dobitnie zauważyła zmianę w zachowaniu maga podczas wylewności mężczyzny. Całokształt wyznania przywiódł humor Karlgardczyka bliżej ziemi, gdzie w końcu kobieta dojrzała motywy oraz… swoiste człowieczeństwo, którego mu brakowało na początku ich znajomości. Teraz uczony nie kreował na sobie łatki bezdusznego naukowca, jak to zostało wcześniej wspomniane. Co za tym idzie, użył jedynie prawdy w całej wypowiedzi. Nie dało się wyczuć krzty kłamstw w słowach Saliha, ponieważ ten osobnik nie miał powodu czy też celu falsyfikowania takiego dialogu. Niemniej podjął się sporego ryzyka, ujawniając te dane na głos. Kto wie, czy właśnie nie są podsłuchiwani magią przez potężne istoty z Nowego Hollar.

Gorszym scenariuszem jednak nadal pozostanie… szpiegowanie szpiega z Urk-hun przez władze akademii od rozpoczęcia zatrudnienia. O ile rektor z zarządczynią byli o krok do przodu w trzymaniu oku na Kadeemie to będą wtedy kompletnie ugotowani. - Wszystkie boskie obrazy nie będą do końca zrozumiałe. Ja również nie potrafię odczytać każdego symbolu, a na pewno nie od razu. Te wizje są… bardzo skomplikowane. Umysł śmiertelnika tu… niekiedy zawodzi. - Niektórych spraw nie dało się pojąć poprzez podstawowe zmysły, prawda? Następnie odruchowo przytaknął z delikatną ulgą. - Dziękuję. - Bardzo mu zależało na tym, żeby ta wiedza nie została szeroko rozpowszechniona. Potomek Raaidy nie szukał takiego rozgłosu jak znany światu mieszaniec. Motywy czarnoskórego znawcy arkan sztuk magicznych wychodziły w tym wypadku na zupełnie inne tory. Można rzec, iż nawet słusznie bacząc po podjętym zadaniu.

Konwersacja w pobliżu paleniska o tak późnej porze dawała poczucie intymności. Prawdopodobnie dlatego wola ukazania rąbka prawdziwego oblicza jakoś została poprowadzona do przodu. W cichym szumie gałęzi poruszonych przez wiatr, wraz z odgłosami natury w tle, kontynuowali bliższe zapoznanie. Kolejne zapytanie dziewczyny miało praktycznie wydźwięk szlochu. Czy leżało to w sferze pretensji? A może chęci tej… jedności ze swym wybawcą? - Wciąż mam wolną wolę. Me decyzje zależą wyłącznie od tego, z czym przychodzi mi się mierzyć. W każdym razie… zaakceptowałem swe powołanie. I ono dopełnia mnie w tym, kim chcę być. Nie uciekam przed przeznaczeniem. - Poniekąd nie zerkał na buzię panny Il’Dorai. Skupił piwne oczy na żarze płynącym z palącego się na stosie drewna. Dopiero po paru chwilach obrócił twarz w jej kierunku z wyraźnym zmęczeniem. - Odkąd napotkałem stwórcę twej rasy w transie, poczułem… że jest to możliwe. Nie potrafię opisać tego doznania. Po prostu wiem. Pozostało nam wspólnie odkryć właściwe rozwiązanie. Czasami czysta logika niczego ci nie rozjaśni. - Spauzował na moment w zadumie. Czarnoksiężnik chciał córce Rathala zaznaczyć, jak ważnym staje się patrzenie na szersze spektrum. Niewiele istot pojmowało, jak wielką rolę w magii grały emocje, uczucia lub… bogowie. To plątanina ogromu czynników, z czego kawałek z nich był nieprzewidywalny. - Konsekwencje podążają już za nami. A kolejna ich część dosięgnie nas w lasach Fenistei. Teraz możemy spróbować je zmniejszyć. - Dodał po paru sekundach.

Nagłe zbliżenie się sylwetki wróżbity wybiło szpiczasto uchą z równowagi. Nie była przyzwyczajona do przełamywania przez obcych jej przestrzeni osobistej, czyż nie? Salih wykonał gest opiekuńczości. Nadal kurczowo trzymał się obietnicy złożonej tacie damy, toteż nie nosił on żadnego nieprzyzwoitego podtekstu. Kto wie, miał prawo w sumie chcieć…nawiązać nić przyjaźni? Niezbyt subtelne dla co poniektórych, lecz szczerze w tej formie. Prawie jak ojciec dający miłość dziecku. - Zauważyłem już w stołówce twoje… intencje. Sprawiło to, iż postanowiłem ci zaufać. Wcześniej miałem więcej w sobie… lęku, by ci to przekazać. Chyba… muszę być bardziej otwarty. Z natury lubię bliskość. - Powoli zaczął się zbierać na potwierdzenie chęci utrzymania przez młódkę warty. Mężczyzna zamierzał w istocie udać się na należyty spoczynek bez dłuższego zaburzania spokoju badaczki. Na pozostałe komunikaty pokiwał jedynie twierdząco głową, czyli przyjął to do wiadomości.

Gdy już maszerował po ściółce do własnego namiotu, zastygnął błyskawicznie przy wejściu do jurty. Usłyszawszy swe imię, obrócił się powoli na pięcie, zatapiając spojrzenie na alabastrowych polikach pięknej użytkowniczki vitae. - Tamna… - Westchnął ciszej. - Ja chciałem cię uwolnić z komnaty. Tak samo zdjąć te kajdany. Wiec tylko, że nie pozostajesz mi dłużną… - Tuż po dyskusji zniknął w odmętach cienia rzuconego przez wnętrze struktury. Ostatecznie pomedytowałby przez kilkanaście minut, aby wreszcie udać się do krainy snów. Wyścig z czasem już trwał. Profeta potrzebował pełni energii.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Królewska prowincja”