[Wyspa Ząb Olbrzyma] Zachodnie Wybrzeże i okolica

1
.
Region Zęba Olbrzyma obejmuje kamienne plaże, równiny, zielone lasy, wzgórza dookoła ogromnej góry Berdstan i niekończące się rzeki. Jego granicami są: od północy reduta Val-Sharok z zatoką Heliar, port Kassel na południu, obrzeża miasta Alam od wschodu oraz cieśnina Epoit z zachodu. Jest to spokojna kraina, bogata w czarnoziem, wolno płynące, szerokie rzeki i setki małych jezior, które we mgle przypominają lodowiska. Nie brakuje tu dzikiej rogacizny, na którą polują nie tylko wygłodniałe wilki, ale również wielkie niedźwiedzie brunatne. W ostatnich latach rolnicy zmagają się z plagą brązowych królików, które zawleczono z kontynentu. Na skutek braku naturalnego wroga, gatunek ten w niedługim czasie rozprzestrzenił się niemal po całym Zębie Olbrzyma. Stąd część mieszkańców, jaka dotąd parała się rybołówstwem, przemianowała się na łapaczy zająców. Co ciekawe, brązowe zające, które zdominowały okolicę wokół Berdstan, na przestrzeni lat znacząco przerosły swych kontynentalnych kuzynów, uważa się ponadto, że ich mięso jest słodsze i bardziej pożywne. Gospodynie z miasta Alam, jak i z okolicznych posiadłości rolnych, nauczyły się przyrządzać zające na dziesięć sposobów! Są to ich popisowe dania, których nie spotkasz nigdzie indziej.

Środkowa część zachodniego wybrzeża.
Spoiler:
Na wyspie nie znajdzie się żadnych dużych miast, wyłącznie rozciągnięte przechodzące w okoliczne posesje miasteczko Alam. Tereny zajęte są przez włodarzy ziemskich o wielkich polach uprawnych, na których najmują się pozostali mieszkańcy Zęba Olbrzyma. Ubogie scentralizowanie sprawia, że poza kilkoma większymi ośrodkami włodarzy blisko miasteczka, pozostała ludność żyje w odosobnieniu. Pojedyncze domy przekazywane z pokolenia na pokolenie, usytuowane są losowo. Z tego względu region ten ma tendencję do bycia postrzeganym jako odcięty od reszty świata. Ludzie szanują swoją prywatność i nieczęsto wchodzą w interakcję z sąsiadami.

Jako że Ząb Olbrzyma był niegdyś kolonią karną, potomkowie watażków wznieśli dość marne siedliska. Infrastruktura regionu jest uboga. Większość posesji oraz domów zbudowano z desek. Krzywe, niewykończone budowle kamienne można znaleźć w miasteczku Alam. Wyłącznie reduta Val-Sharok prezentuje zgoła odmienną architekturę. Wielka kamienna forteca, złożona z czterech niezależnych filarów, wznosi się na ostrych klifach zachodniego wybrzeża. Obiekt od wielu lat należy do zarządcy wyspy - niejakiego hrabiego Augusta Krollocka.

reduta Val-Sharok z czarnego kamienia.
Spoiler:
O rządach hrabiego wiadomo niewiele. Sami mieszkańcy rzadko widują swojego zwierzchnika. Nie ingeruje on w politykę kontynentu, ani nie nawiązuje kontaktów z pozostałymi monarchami. Handel na wyspie leży w rękach mieszkańców. Mimo że wyspa jest regionem bogatym w kruszce, żyznym i gęsto zasiedlonym przez zwierzynę, te dobra praktycznie w ogóle nie opuszczają rodzimej ziemi. Popularny jest z kolei handel bronią, którą tutejsi watażkowie nabywają od kupców z kontynentu. Można śmiało rzec, iż to interesanci z Keronu nadają kierunek wymianie w porcie Kassel.

W nadmorskich tawernach na kontynencie krążą plotki, jakoby hrabia August Krollock był wampirem. Nikt dotąd nie potwierdził ani nie zaprzeczył owym doniesieniom. Historie te zahaczają również o żyjące na wyspach inne wampiry oraz wilkołaki. Wiele legend głosi o okrutnych potworach zamieszkujących lasy na wyspie. Prawdopodobnie są one wynikiem kontaktu żeglarzy z kalekami pochodzącymi z kazirodczych związków, których na wyspach niemało. Obraz zdeformowanego dziecka wystarczy prostemu handlarzowi z Keronu do opowiadania bajeczek o straszliwych kreaturach zza morzem.

Pozostałe informację na temat wyspy.

[Wyspa Ząb Olbrzyma] Zachodnie Wybrzeże i okolica

2
POST BARDA
Jesień 89 roku zachwiała dotąd jednostajnym żywotem Klausa. Wzrok nieprzyjaciół, zwanych potocznie Sakirowcami, zwrócił się ku jego włościom. W Meriandos, jak nigdy dotąd, wypytywano o kruczowłosego jegomościa o trupiobladej cerze. Zbrojne ramię zakonu obrało za cel zweryfikować plotki o rzekomo nieludzkim pochodzeniu wpływowego magnata. Im dłużej zwlekał, tym więcej ryzykował. Zdawało się, że lada chwila ktoś zastuka do drzwi willi Haisebluda. Nie wiedział, kto go wydał, ani dlaczego. Dotychczas wszelakie kontakty trzymał w szachu, groźbą czy interesem. Doprawdy trudno było uwierzyć, że komuś opłacało się wydać wampira, albowiem całe misterne przedsięwzięcie było dla wtajemniczonych iście lukratywne.


Padał deszcz, prawdziwe oberwanie chmury. Padało dzisiaj i przez całą podróż statkiem. Koła wozu tonęły w grząskim gruncie. Konie uważnie stawiały kopyta, jak i maszerujący dookoła ludzie kroki. Kohort panicza, jego oddana świta towarzyszyła mu na obczyźnie. Pośród onego gnojowiska miał odnaleźć spokój. Zapomniany przez świat, nieścigany przez zakon. Rozpoczęto spisywanie nowego rozdziału. Tu. Teraz.

[Wyspa Ząb Olbrzyma] Zachodnie Wybrzeże i okolica

3
POST POSTACI
MERIANDOS Żyłem w tych okolicach wiele dziesięcioleci, nie wadząc nikomu, a nawet przyczyniając się do poprawy ogólnej sytuacji lokalnych mieszkańców czy to za sprawą datków na cele rozwojowe wsi czy dochodząc do porozumienia z nękającymi okoliczne tereny grupkami zbójeckimi. I pomyśleć, że wszystko szło pomyślnie, do czasu, aż nie nawiedzili nas ogarnięci manią służenia swojemu bożkowi, siewcy i strażnicy pokoju. Ich agenci niczym psy zaczęli węszyć niebezpiecznie blisko jedynej dobrze prosperującej posiadłości, dopytując się często o jej właściciela - czyli mnie. Trudno mi bowiem wymyślić przyczynę tego stanu rzeczy. Do możliwych rozwiązań dopuszczam równie zdradę jakiegoś z moich partnerów handlowych lub moje pochopne działanie, które w głupi sposób mogło przyczynić się do zwrócenia na siebie uwagi. W każdym razie podjąłem decyzję o tymczasowym opuszczeniu rodzinnych stron i udaniu się w miejsce pozbawione tychże maniaków, pałających się w głównej mierze wznoszeniem stosów.

List do najdroższego sługi
Spoiler:
*** WYSPA ZĄB OLBRZYMA Towarzysząca możnowładcy ulewa niezbyt mu się naprzykrzała, w porównaniu do reszty załogi statku i później najętym do niesienia bagaży parobkom. Lubił, gdy słońce było przykryte gęstą warstwą ciemnych chmur, gdyż wtedy i za dnia jako tako mógł poruszać się po świecie, bez konieczności unikania nasłonecznionych miejsc, co dawało mu szersze pole do działania i osobistego załatwienia prywatnych spraw.

Port, do którego przybili, nosił nazwę Kassel i różnił się od tego w Helliar w znacznym stopniu. Znakomitą większość budowli stanowiły licho wykonane szopki oraz niskie i krzywe domostwa, potwierdzając teorię, że miejsce to nie grzeszyło dbałością wykonania i ilością wykształconych inżynierów, zdolnych do wzniesienia porządnej konstrukcji. Zresztą, czego można było wymagać od potomków najzwyklejszych w świecie marginesów społecznych. Obserwując z wnętrza karocy ludność, Klaus odniósł wrażenie, że są jacyś tacy inni i szpetni. Jeśli nawet nie bieda przyczyniła się do ich stanu, to z pewnością za ich wygląd odpowiadała zaraza lub napotkała kara za kazirodcze związki. Zanim bowiem podjął dostateczną decyzję co do obrania miejsca ucieczki, Haiseblud dobrze przestudiował historię każdej z interesujących go mieścin, wywiadując się o najmniejsze szczegóły, tak żeby nic nie mogło go zaskoczyć.

- W pierwszej kolejności wstąpimy do z rzadka przyzwoitego w tym mieście gościńca, polecanego przez samego sir James'a. Tam zasięgnę języka i przeczekamy do następnej nocy. Następnie udamy się do przybytku lokalnego hrabiego
- oznajmił osóbce siedzącej naprzeciwko niego, jedynej niewolnicy i zarazem żywicielce, jaką ze sobą zabrał.

Ów dziewczę siedziało ze spuszczoną głową, podnosząc ją jedynie na krótką chwilę, w celu wykonania szybkiego gestu przytaknięcia. Ubrana w skromną, aczkolwiek dobrej jakości szatę, trzymała zaplecione dłonie na ściśle przylegających do siebie kolanach. Jej długi włos koloru słomy nachodził na delikatną twarzyczkę, z której błyskała para szmaragdowych oczu, wiecznie nieobecnych i pozbawionych nadziei. Namiętne wargi pozostawały bezustannie zlepione, tylko raz po raz rozwierając się, gdy panna chciała zaczerpnąć głębszego tchu lub przejęte widokiem nędzy mieszkańców.
Spoiler:
Klaus doskonale pamiętał ich pierwsze spotkanie. Wtedy siedząc na swoim tronie w podziemnej arenie i obserwując kończący się aktualnie pojedynek, między jakimiś dłużnikami pewnego herszta, na arenę została wprowadzona ona z przeznaczeniem na sprzedaż lub wcielenia się w rolę gladiatora. Szlachcic, który wtenczas trzymał nad nią pieczę, słynął ze sprowadzania tego typu towaru, jednak tym razem przeszedł samego siebie. Obnażywszy zdobycz z odzienia, wywołał istną falę ekscytacji. Elfki bowiem uchodziły za rarytas, zwłaszcza tak urodziwe. Jak zapewniał handlarzyna ta sztuka została dokładnie przez niego przebadana i nie dopatrzył się w niej żadnych uchybień, chociaż co się kryło przez słowo przebadana, pozostawało tylko w sferze domysłów, gdyż zapewniano, że dziewczyna nadal pozostawała nienaruszoną. By dodatkowo podnieść związane z nią emocje domniemanych nabywców, powiedziano, że nim została ujarzmiona, zdołała położyć trzech jego ludzi. I znów zachodziło pytanie, jakimi środkami się posłużono, aby ją ujarzmić, wszakże na jej ciele nie widniało żadne głębsze rozcięcie, prócz kilku siniaków i śladów po czyiś brudnych dłoniach.

Gdy więc jedna część sali podbijała ceny, druga wrzeszczała, że chce ją zobaczyć podczas walki. W tym czasie gospodarz zachowywał milczenie. Wpatrując się dogłębnie w oczy koloru świeżej trawy, doszukał się w nich tylko smutku i wspomnienia tragicznych wydarzeń. Lecz co więcej, dostrzegł coś jeszcze, czego zwykli śmiertelnicy nie mogli zauważyć, a raczej wyczuć. W żyłach pochwyconej płynęła dobra krew. Niezabrudzona domieszkami obcych ras, śladami przebytych chorób i jałowości pospólstwa. Kobieta należała do wyższego rodu elfów.

Skoczywszy na arenę, podszedł do obiektu kłótni przekrzykujących się ludzi i chwyciwszy pannę za szyję, podniósł do góry. Naciąwszy delikatnie okolice jej obojczyka, posmakował wypływającej posoki i uśmiechnąwszy się z zadowolenia, podał mieszek złotych monet sprzedającemu, tym samym dając reszcie do zrozumienia, że od teraz elfka należy do niego.

Szanując ograniczoną zasobność tak wspaniałej jakości krwi, Klaus posilał się dziewczyną tylko w wyjątkowych i uroczystych sytuacjach. Dbając szczególnie o zapewnienie jej wygód i odpowiednich warunków do pozostania w pełni formy, sprawił, że ta wyjątkowo długo utrzymywała się i utrzymuje nadal w nienagannym stanie. Niestety, opuszczając rodzinny dom, musiał pozbawić się innych zasobników pożywienia, by czasem nie narobić kłopotu lokajowi. Mając więc tymczasowo ograniczoną ilość źródeł, tym bardziej zobowiązany był do dbania o elfkę, zwłaszcza że patrząc po tutejszych ciemnych uliczkach, które mijali, niebezpieczeństwo zbezczeszczenia ciała pozostawało na wysokim poziomie, a co wtedy? Tak cenny okaz nadawałby się tylko do pozbycia lub sprzedaży oraz przymus przejścia na gorsze jakościowo pożywienie, zanim znalazłoby się coś równie okazałego.
Ostatnio zmieniony 18 lip 2021, 22:31 przez Telion, łącznie zmieniany 1 raz.

[Wyspa Ząb Olbrzyma] Zachodnie Wybrzeże i okolica

4
POST BARDA
Niebo gwizdało od grzmotów.
Wąskie uliczki z ubitej ziemi, wiodące ku poleconej gospodzie, ziały mgłą jakoby dymem. Z nieba cisnęła sycząca błyskawica. Uderzyło niedaleko, zupełnie jakby bogowie próbowali zatrzymać karawanę Klaussa. Płomienie pożerały ciasno skupione strzechy dawno opuszczonych domostw, lizały drewniane płoty. Od wschodu, od strony przydrożnego lasku, narastał wrzask, odgłosy gorzkiej rozpaczy, głuche, wstrząsające zielonymi krzewami, które trącone traciły liście i leciwsze gałęzie. Ktoś jednak zamieszkiwał ten konglomerat desek zwany chatą. Nikt z najętych nie zwrócił uwagi na rozgrywający się nieopodal melodramat. Wyłącznie jedna jedyna członkini eskapady podniosła się. Ściągnąwszy kaptur rzuciła spojrzeniem po okolicy, szukając źródła udręczonego wołania. Leśna elfka o złotych jak pszenica w blasku lipcowego słońca włosach, przeszyła głębokim zielonym spojrzeniem Klaussa. Był on jednak pusty. Do znudzenia zimny. Niezmienny, jak ten idealnie wyszlifowany nadmorskim piaskiem kamień przydrożny, który nigdzie się nie rusza. Nie miał on zgoła zamiaru interweniować w nieszczęście jakiegoś zawszonego mieszkańca Zęba Olbrzyma. Zbliżali się do gospody, była niedaleko.

Kolejny gwizd. Piorun z sykiem przyciął powietrze. Smród palonego drewna chybko rozszedł się po okolicy. Ściągali błyskawice niczym ser myszy w kuchni. Pośrodku onego przesmyku runęło drzewo. Prosto na trakt, prosto przed karawaną. Jeźdźcy pognali ogiery.
Okryte czarnymi kropierzami konie przeleciały nad zaporą jak upiory, jasne, rozmigotane od stali kopyta miażdżyły pomniejsze fragmenty powalonej na trakcie kłody. Wampir poczuł, jak wiozący go w karocie woźnica spina gwałtownie konia. Usłyszała jego krzyk.
Trzymaj się, krzyczał. Trzymaj się, paniczu! Każdy wstrząs, każde szarpnięcie, każdy skok konia rwał do bólu dłonie zaciśnięte na
siedzisku. Nogi w bolesnym przykurczu nie znajdowały oparcia, oczy łzawiły od dymu płonącego konaru. Dookoła narastał krzyk, taki, jakiego nie słyszała nigdy dotąd. Jeźdźcy wyli jak hieny. Nagle coś zarzuciło karocą, przez chwilę wzbili się w powietrze, tego Klauss był pewien, gdy już w następnej sekundzie zaryli o grunt. Elfka podskoczyła, lądując pod stopami wampira.

Znowu szczęk podków, chrap koni, odgłos łamanych gałęzi.

Wstrząs, mlaśnięcie błota, gwałtowne zderzenie z ziemią, przerażająco nieruchomą po dzikiej jeździe. Przejmujący chrap i wizg konia usiłującego unieść zad. Dudnienie podków, migające pęciny i kopyta. Ostre zatrzymanie wozu na zadzie wierzchowca.
Jesteśmy na miejscu!

Gospoda z wierzchu przypominała bardziej stodołę niżeli znane z kontynentu przyczółki. W środku nie było lepiej. Leciwe siedziska z drzewa na przemian ze snopkami siana. Gdzieniegdzie brakło i stołów. Po wielkiej izbie latały prosiaki i kury, które ganiał wielki gruby rudy kocur.
Zebrani ożywili się. Kupcy zza baru, poszeptawszy miedzy sobą, wytoczyli przed ladę pokaźny antałek piwa. Jeden z nich wskazał przybyłym miejsce do spoczynku. Poznali też lokalizację kwater na piętrze. Rozpoczęła się biesiada członków karawany, a pośród onego Klauss z leśną elfką u boku.

Po drugiej stronie izby trzepotała gniewnie po byle przytyku prymitywnie odziana czereda. Krzywe ryje w łachmanach, skórzanych pasach w najróżniejszych miejscach ciała, w tym twarzy. Bladzi, nieurodziwi, o krzywych nosach i z licznymi ubytkami w uzębieniu. Z wydzierganymi na pożółkłej skórze tatuażami. Menelstwo wymachiwało przed sobą toporami w gromkim bełkocie. Rozwalane na łbie gliniane dzbanki z piwskiem odstraszały zwierzęta. Zresztą tropione przez kocura kurczaki nie ośmielały się tam choćby udać na sekundę.
Wszyscy w izbie zgodnie zachowywali rezerwę wobec łobuzerki. W śród nich też bynajmniej nie obserwowało się integracji. Aż do czasu...

Od tych przypominających armię lasem wznoszących grabi, wideł i cepów, odstąpił pewien jegomość. Dość niedojrzały, widać było z daleka, aczkolwiek z dziesiątkami blizn oraz bruzd. Z malkontenckim uśmieszkiem, bujając zwiewnie tęgim toporem w dłoni, kroczył przed siebie w kierunku baru aż nie zarzucił spojrzeniem na przyboczną wampira elfkę. Drobne dziewczę, niespotykana na wyspie egzotyka, od razu przykuła uwagę gacha. Obrał więc zgoła inny kierunek przemarszu.
Klaussowi nie obce były tego typu zbiorowiska. Naczelni bandyci, samozwańczy najemnicy, hultaje. Ci prezentowali się źle, jak najdziksze dzikusy. Może dlatego wszyscy woleli ich unikać, może byli naprawdę niebezpieczni. Ale o tym Klauss miał się dopiero przekonać.

Witam przybyszów z kontynentu! — zakrzyknął chudy jak tyka drągal w błękitno-brązowej kamizelce, ozdobionej wilczym futrem, zajęczą skórą, czerwoną przewieszką w pasie i dużym złotym medalionem na piersi.

Czego dusza szuka?
Spoiler:

[Wyspa Ząb Olbrzyma] Zachodnie Wybrzeże i okolica

5
Ostatni odcinek podróży nie należał do najprzyjemniejszych. Roztańczone pioruny co rusz bijące w ziemię jak i rozszalały wiatr podkładający pod koła karocy najróżniejsze przedmioty zdawały się jakby z premedytacją powstrzymywać podróżnych przed dotarciem do upatrzonego przyczółku. Na szczęście, nieprzychylne warunki pogodowe nie mogły trwale powstrzymać determinacji, z jaką woźnica sterował parą zaprawionych w ciężkiej pracy ogierów i nawet z nagła obalone drzewo, przez które zwierzęta najzwyczajniej dały susła, nie zdołało ukrócić wyprawy.

Podczas gdy woźnica dobrze się bawił, pasażerom towarzyszyły zgoła inne doznania. Trzęsawka, jaką im znienacka zafundowano, sprawiła, że ci obijali się o wnętrza wozu, jego ścianki i latające w powietrzu luźne przedmioty. Kruczowłosy chwyciwszy w żelazny uścisk kraniec siedziska, dawał jako tako radę pozostać na miejscu, w porównaniu do swej służebnicy, która przeskakiwała to od jednego, to do drugiego końca, w ostateczności lądując u stóp swego pana.

Na całe szczęście stan tej rzeczy nie trwał długo i wkrótce szaleństwa nastał kres. Pomógłszy powstać pannie na nogi, Klaus ze skrupulatnością zegarmistrza dobrze ją obejrzał w poszukiwaniu wszelkich siniaków i groźniejszych ran. Za wszelkie poniesione szkody na zdrowiu elfki, nie omieszkał zbesztać woźnicy, ale po uchyleniu drzwiczek, nie zdołał wydusić z siebie chociaż słówka, bo oto wpadł w zadumę na widok czegoś, co miało przypominać rzekome przyzwoite miejsce do odpoczynku.

- Toż to chlew, a nie żaden gościniec - wycedził między zębami.

Nim odważył się otworzyć frontowe wrota, pierw wypłacił przewoźnikowi należność za dzisiejszy dzień, wydając mu przy tym rozkaz wniesienia dobytku do najętej izby lub właściwiej boksu dla zwierząt, gdyż i tego mógł się spodziewać, iż zamiast wygodnego posłania, zmuszony będzie przetrwać noc na stogu siana.

Wnętrze gospody wcale nie prezentowało się lepiej od jego zewnętrznych murów. Salka ozdobiona stolikami z nieoheblowanego drewna, walające się wszędzie siano i hasająca wokół niego trzoda chlewna wręcz zniechęcała, aby postawić jeden krok w tej zapuszczonej ruderze. I pewnie nawet pan popędziłby pachołków do dalszej drogi, jednakże przez wzgląd na delikatny towar został zmuszony do zdzierżenia tak poniżających warunków.

Ledwie zasiadłszy na miejsce, Haiseblud zamówił porcję posiłku dla partnerki, samemu pozostając o suchym pysku, gdyż swój specjalny przydział zamierzał spożyć na osobności, z dala od zbędnej publiki.

Obserwując z pozorną obojętnością resztę gości, prędko wychwycił zgoła niepasującą do wychudłych tubylców zgraję prymitywów, znacznie odstających swoim zachowaniem chociażby i od dzikich świń oraz fizjologiach zbliżonych do szczurów, aniżeli ludzi. Parszywe mordy, do których Klaus zdążył już się przyzwyczaić na przestrzeni lat, bez jakichkolwiek ogródek wytrzeszczały ciemne gały w stronę urodziwej dziewki. Wampir niemal od razu wyczuł zgniliznę ich myśli. Pozornie śledząc przemykające między sękami desek obszarpanej lady robactwo, w rzeczywistości patrzył z ukosa na trupę szkaradnych kanalii, z której właśnie najodważniejszy lub też najgłupszy postanowił skierować swe kroki w stronę nowo przybyłych.

Ktoś nieposiadający nawet wyostrzonych zmysłów mógł bez większych przeszkód wyczuć nieprzyjemną woń bijącą od ludzkiej gnidy. Patrząc po jego posturze, należał on do osób raczej pochopnych w działaniach i bazujący na wywoływaniu poczucia strachu. Możny znał już niejednego o takim uosobieniu, toteż nie poddając się ogólnemu widokowi natręta, machnął na barmana, by ten nalał mu kolejkę piwa, którą następnie pchnął w stronę oprycha, przed tym jednak niezauważalnie roniąc doń kilka kropel własnej krwi z przeciętego naprędce palca.

- Siądź z nami przyjacielu i napij się... na mój koszt - z fałszywym uśmiechem na ustach Haiseblud zachęcał tutejszego do wspólnego biesiadowania, rzecz jasna stale mając na uwadze odległość jego brudnych łap od elfki oraz kierunek wychylenia gałek ocznych.

Degenerat żadną miarą nie wyglądał na takiego, co grzeszy rozumem, toteż jego hipnoza powinna nie stanowić dla wampira problemu.

- Szukam niejakiego Augusta Krollocka z val-Sharok, mam z nim do pomówienia - mówił najzupełniej spokojnie, przy okazji rozpoczynając proces przejęcia nad rozmówcą kontroli. - A że wyglądasz na obytego z lokalnymi terenami, zastanawiam się, czy nie zechciałbyś mi opowiedzieć nieco więcej o nim jak i reszcie tejże wysepki - ciągnąc rozmowę, mazał dyskretnie rozciętym paluchem po spodniej części blatu oraz rozbryzgując kilka zwisających z koniuszka kropel krwi wokół siebie, tak aby w razie konieczności mógł użyć tychże plamek w celu wykreowania dziesiątek szpil, zadaniem, których byłoby przytrzymanie koleżków bandziora na odległość, zanim Klaus zdążyłby go pochwycić i doprowadzić do wewnętrznego krwawienia za sprawą cząstki posoki, jaką zaaplikował w wątpliwej jakości trunek.

[Wyspa Ząb Olbrzyma] Zachodnie Wybrzeże i okolica

6
POST BARDA
Manewr upuszczenia krwi do kubła był iście ryzykowny. Dewiant dokładnie śledził wzrokiem poczynania Klaussa. Samo wezwanie barmana zostało odebrane swarliwie o czym mogło świadczyć zmarszczenie i tak przypominającego harmonijkę czoła. Pomimo tego, rzezimieszek nie interweniował. Z lekka speszony acz wciąż czujny monitorował serwującego trunek człowieka. I gdy wszystko było już ukartowane, a Klauss naciął powłoki ciała pod stołem, pozostało nasączyć trunek tym wyjątkowym magicznym składnikiem - wampirzą krwią. Nie mógł jednak tego uczynić, gdyż przypominający węszącego wilczura jegomość, ciągle patrzył na ręce.
W ostatniej chwili z pomocą przyszła zniewolona elfka. Odsunąwszy się kawałeczek od swojego pana, zarzuciła lśniącym blond włosem. To wystarczyło, ażeby spragniony jej ciała mężczyzna odwrócił wzrok od blatu, na którym dokonywał się sabotaż.
Spoiler:
Czemu się odsuwasz maleńka? Nie podobam ci się? — pytał delikatnie przekręcając w bok głowę, niczym doglądająca polnej myszy sowa po zmroku. Dziewczyna szybko pokraśniała, kryjąc spojrzenie pod osłoną opadających na twarz kosmków włosów. Zawadiaka uznał to jednak za komplement. Jej niewinność, bierność i wycofanie zdawało się, że jeszcze bardziej go podniecają.
Jesteś taka piękna. — dyszał głośno, a z kącików ust uskakiwała po każdym słowie piana. Wyglądał jak wygłodniały wilk. — Szpiczastouche to niemowy? Gdybym nadział cię na swojego kutasa, nie byłabyś taką cichą myszką. Co? Wychędożę cię swoją wielką pałą, świnko. — raptem położył dłoń na kroczu i zatrząsł klejnotami pod luźnym spodzieniem. Elfka odwróciła twarz. I wtedy napastnik sięgnął po napitek. Objął go pełną dłonią, po czym przyciągnął do ust. Resztki trunku opływały policzki, sącząc się po szyi aż pod kamizelkę.

Ty mała kurwo, chodź no tu... — urwał głucho.

Przynęta połknięta. Reszta należała do Klaussa.
Spoiler:
Ostatnio zmieniony 20 lip 2021, 22:52 przez Callisto, łącznie zmieniany 1 raz.

[Wyspa Ząb Olbrzyma] Zachodnie Wybrzeże i okolica

7
POST POSTACI
Swołocz uraczywszy się sprezentowanym napitkiem najzupełniej zignorował waszmościa i nie dość, że nie podziękował za kolejkę, to w dodatku z czysto impertynenckim stylem ważył się naprzykrzać siedzącej tuż przy nim niewieście. Klaus podniósł na niego swe srogie oblicze, dając do zrozumienia, iż nie życzy sobie, aby jaka łachudra kłopotała jego partnerkę. Nic nie mówiąc ani nawet nie kiwając pojedynczym palcem, oczekiwał na rozwój dalszych wypadków, do czasu aż oprych ze słownego molestowania elfki, wyciągnął swoje koślawe łapska, by gwałtem ją sobie przywłaszczyć i uczynić to, co tak bezwstydnie zapowiadał.

I tymże sposobem, sprawił, iż dotąd stateczny w działaniach Klaus zmuszony został do podjęcia odpowiednich kroków. Wbrew wszelkim oczekiwaniom, jakie stawiał kodeks dżentelmena w takiej, a nie innej sytuacji, nie powziął on jednak chęci wymierzenia fizycznej kary na obcesowym gagatku, a przynajmniej nie bezpośrednio. Skoro ewidentnie ograniczony osobnik wypił doprawione specjalnym środkiem piwsko, w dodatku nieświadomie poddając się woli krwiopijcy, nie istniała żadna przeszkoda, żeby karę za swe nieobyczajne zachowanie wymierzył sobie samemu.

- Rozkazuje ci zaprzestać wszelkich ruchów - spokojnie lecz stanowczo wypowiedział komendę. - Izauro, przejdź za mnie i nie przeszkadzaj sobie podczas konsumpcji strawy. Ja w tym czasie rozmówię się z tym... odpadem społecznym - Poczekawszy aż kobieta zmieni miejsce, Klaus wyprostował posturę, założył jedną nogę na drugą, ułożył lewą rękę na blacie, a drugą zaś wystukiwał na kolanie rytm z dawna zapomnianej pieśni.

Haiseblud zatopił spojrzenie w obmierzłej gębie, w myślach rozstrzygając, stosowny rodzaj zadośćuczynienia zarówno jemu jak i przestraszonemu dziewczęciu.

- Zanim powiem, co masz ze sobą uczynić, najpierw chciałbym usłyszeć odpowiedź na zadane wcześniej pytania. Trzeci raz nie będę prosił, a i twą osobą jestem już poważnie zmęczony, tak więc przejdź do najważniejszych informacji - wyczekując na naświetlenie nurtujących go spraw, wampir cały czas brał poprawkę na psubratów lokalnego szubrawca. Wystarczył bowiem pojedynczy ruch, dłoń wędrująca po pasie w poszukiwaniu niebezpiecznego narzędzia, kurczowo zaciskające się na glinianym kuflu palce, by przyśpieszyć proces czyszczenia szynku z wszelakiego śmiecia, zresztą ten i tak miał wkrótce nadejść. Chociaż Klaus nie znał tutaj nikogo, to jednak silny odór strachu pozostałej części biesiadników wystarczył mu, ażeby rozeznać całą sytuację i mniej więcej wiedzieć kto jest kim. Tak więc jeśli nie dla tych biednych biedaków, to dla własnego spokoju szlachcic poczuwał się do eliminacji potencjalnego zagrożenia.

Poczekawszy, aż usta tamtego udzielą odpowiedzi, w następnym kroku zamierzał rozpocząć proces deratyzacji tego miejsca w istmie wampirzą wykwintnością i poczuciem smaku. Jak to sobie rozplanował, pierwszą czynnością, jaką nakaże, będzie przeproszenie kobiety za swą pruderyjność. Toteż wyciągnąwszy przedmiot bezwstydu, pokutnik zobowiązany zostanie do obcięcia go sobie, by chwilę później odrąbać zbereźną i zachłanną dłoń, tak ochoczo sięgającej po nieswoją własność. Powstała w ten sposób plama krwi jak i sam delikwent, posłużą w dalszych krokach jako źródło kary dla pozostałych członków gangu, sprawiając, że ci zostaną przeszyci dziesiątkami szpil, wystrzeliwujących z wnętrza kumotera jak i srodze zroszonej czerwonym płynem podłogi.
Spoiler:

[Wyspa Ząb Olbrzyma] Zachodnie Wybrzeże i okolica

8
Tu nic się nie dzieje — skwitował zahipnotyzowany mężczyzna.

Oprych przez chwilę stał bez ruchu, w ciszy, w której słychać było kapanie piwska ze stołów jego pobratymców. Potem wolno, nie spiesząc się, opuścił skórzane portki. Świecił przed stołem skierowanym pionowo w dół, długim dyndającym narządem, przypominającym dorodną kaszankę. Szmalcownicy rechotali w oddali na widok bladego dupska czereda. Gromkie śmiechy wartko przemianowały się do formy gorzkich okrzyków, jak tylko w ruch poszło ostrze. Pionowo i głęboko wetknął metal w swe łono. I dopchnął klingę silnym uderzeniem pięści w rękojeść. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ocknął się z hipnozy. Czered pękł z jękiem, który echem odezwał się po izbie podnosząc kompanów. Krew trysnęła z odrąbanego fiuta, który ów czas spoczywał pod stopami gacha.
Spoiler:
Poderwani samobójczym aktem kompana bandyci, podnieśli się żwawo, co galopem ruszając ku wampirowi, elfce i kilku pozostałym towarzyszom eskapady. Runęły stoły, a z nimi w górę wzniosły się wszelakie trunki czy strawy. Pozostali biesiadnicy to cofali się pod ściany karczmy, to zastygali w bezruchu niczym kamienne figury. Ktoś warknął, ktoś krzyknął. Przyboczny gach padł na kolana, tracąc przytomność na skutek wykrwawienia. Dziesiątki szemranych typów z wyciągniętymi zza pazuchy toporami, falowanymi ostrzami otaczało Klaussa i jego kampanię.

Rzucili się na nich momentalnie wszyscy, bez krzyku, hasła czy komendy. Pierwszy sadził na wprost przez izbę, z wysuniętym toporem i wyszczerzonymi kłami, których nie powstydziłby się wilk. Pozostali byli jego skrzydłowymi. W całym tym amoku padły pierwsze ofiary. Ktoś zamachnął się. Ostrze siekiery z sykiem przeleciało, tnąc błyskawicznie powietrze, aż wylądowało w czyjejś czaszce. Prosto, między oczami, popłynęła strużka gęstej krwi, naznaczając kontur wokół ust, a później całą szyję. Klauss rzucił spojrzeniem przez ramię, gdy po krześle zsuwał się jego urodziwy klejnot - elfka z rozłupanym łbem. Rywale byli tuż-tuż.
Spoiler:

[Wyspa Ząb Olbrzyma] Zachodnie Wybrzeże i okolica

9
POST POSTACI
Wszystko rozegrało się jakby w jednej sekundzie. Po tym jak oprych dokonał pierwszego aktu samookaleczenia, a z jego gardzieli rozbrzmiał zwierzęcy ryk, będący jednocześnie sygnałem do ataku, cała zgraja ruszyła, by pomścić swojego kamrata. Posłany w stronę Klausa topór z łatwością został przez niego wyminięty. Dzięki swym nadzwyczajnym zmysłom i zdolności wyczuwania naprężeń w ciałach przeciwników, bez większego trudu mógł przewidzieć znaczną część ich ruchów. Oczywiście mnogość agresorów nieco utrudniała skupienie pełni uwagi na każdym z nich, toteż wampir postanowił rozprawić się w pierwszej kolejności z najbliżej stojącymi niego szubrawcami.

Wykonawszy krótki skok w stronę plamy krwi, jaka wypłynęła z wnętrza herszta grupki, Klaus zauważył dwie rzeczy. Po pierwsze wychwycił pozycje zajmowane przez próbujących zagnać go w kozi róg gagatków, po drugie, ku jego wielkiemu niezadowoleniu, piastowany z wielką pieczołowitością klejnot spośród kolekcji zależnych od niego osób, pękł, rozbity ostrym toporem.

- Cóż za strata - westchnął i tyle. Elfka, chociaż nadzwyczajnej jakości, wszakże należała tylko do niewolniczego stanu, jej strata, pomimo że dotkliwa dla zaspokojenia wzniosłego podniebienia krwiopijcy, nie wywołała w nim żadnych innych odczuć. Na jej odpowiedni pochówek nadejdzie jeszcze czas, ale pierw należało pozbyć się innych problemów.

Jeden, trzy...osiem - liczył ilość celów, w tym samym momencie obmyślając odpowiednią strategię.

W ostateczności postanowił nieco utrudnić rezunom możliwość jego namierzenia. Z krwi okaleczonego draba stworzył długi szpikulce, który wystrzelił tuż spod jego stóp oraz kilka krwawych kul, posyłając je z zawrotną prędkością w każdą z oświetlających gospodę świec. Dalej przeturlawszy się przez blat, przykucnął na krótką chwilę przy zmasakrowanym ciele Izaury.

- Dobrze mi służyłaś. Przyczynisz się zatem do skarcenia tychże podłych świń
- szepnął do jej szpiczastego uszka.

Chwyciwszy oburącz jej czaszkę, wchłonął cały zasób jej krwi, posilając się nią i tworząc z niej swego rodzaju rękawice, zakończone długimi i ostrymi jak świeżo naostrzone sztylety pazurami. Resztę zasobów przeznaczył na wykonanie pancerza chroniącego ręce i sięgające aż do barków.

Tak oto uzbrojony, miał rzucić się na osamotniałego po jego lewej stronie zawadiaki, obierając za cel jego gardło i wykorzystując upuszczoną mu krew na rozbudowanie szkarłatnej zbroi oraz utworzenie kolejnych krwawych kolców, mierząc nimi w resztę towarzystwa. Dalej posługując się - o ile zapanuje dostateczny mrok - formą cienia, przeniknąć w środek trójkąta, tnąc w kluczowych miejscach tworzących jego boki mężczyzn. W ostatnim zaś punkcie tańcząc w czerwonej kałuży, zamierzał nabić pozostałych na wyrastające spod nóg czerwone dzidy.
Spoiler:

[Wyspa Ząb Olbrzyma] Zachodnie Wybrzeże i okolica

10
- Formacja krwi, jako sztuka magii, jest istotnie w większości obszarów kontynentu zakazana. Ta pradawna domena, której początków upatruje się u orczych szamanów, sprowadza się w istocie do zadawania bólu i siania zamętu. Przy czym wymaga to nie byle jakich ilości krwi. Egalitarnie objętość krwi odpowiada objętości kreowanego przedmiotu, nie odwrotnie. To dlatego magowie tejże sztuki specjalizują się w upustach juchy, bowiem ewakuowana w trakcie krwotoku życiodajna posoka bywa często niewystarczająca.

Kohort zbirów, a pośrodku onego pyszałkowaty wampir.

Wyprysnął zza stołu, przez moment prezentując się bandzie w całej swej dostojności, bowiem już za chwilę miała zapanować ciemność. I tak miotane kule koloru karminowego trafiły w co drugi lampion, zaś te dalej usytuowane mogły ze spokojem doczekać końca nafty, albowiem oddalająca się od krwiopijcy krew traciła w pewnej chwili formę, a następnie jakoby rozdarta na tysiąc kropli padała bezwiednie na ziemię. Część z wypuszczonych pocisków ochlapała niewinnych biesiadników. W izbie wezbrało od pisków przerażonych dzieci i doglądających ich matek. Ale miast przejąć się wyciem baranów, Klauss zaaspirował resztki krwi swojej niewolnicy. Za sprawą tych skromnych pokładów na jego dłoniach wyrosły tarczowate szpony bardziej przypominające łuskę czerwonego smoka niżeli rycerską zbroję. Cienie rzucane przez nieliczne lampiony i kandelabry wystarczyły do sprawnego przeskakiwania pomiędzy oprychami. Wampir porwał krwiste rękawice i z sykiem wydobywał kolejne ostrza, piki czy włócznie, obracając nimi nad podziw zręcznie. Trwało to jeden krótki moment, po którym Klauss ukucnął lub uklęknął, skrywając twarz w masce z krwi wrogów aż po nos i wystawiając na boki wyprostowane ręce z uformowanymi broniami.

Słyszał jak krew chlupie pod stopami mieszczan, jak skapuje ze ścian. Jak ludzie wycofawszy kroku szeleszczą odzieniem, jak klną z cicha na widok wąpierza, który wybił całą zgraję ich bądź co bądź pobratymców. Napawał się ich strachem, strachem przed śmiercią.
Być może tu, teraz nikt z nich nie ośmieli się wystąpić przeciwko mrocznej sile krwiopijcy, lecz Klauss mógł być pewien, że nieprzychylne wieści o nim rozniosą się szybko. Czy to za sprawą plotkujących gospodyń, czy niepotrafiących utrzymać ozora za zębami dzieci. A to miało dla niego ogromne znaczenie, bowiem element zaskoczenia, na którym mógł bazować na Wyspie Olbrzyma, poszedł się po prostu jebać.
Spoiler:

[Wyspa Ząb Olbrzyma] Zachodnie Wybrzeże i okolica

11
POST POSTACI
Wykonując swój danse macabre pośród strwożonej grupy prostaków, Klaus eliminował jeden po drugim powód swojej złości i obrzydzenia. Przeskakując z gracją między kolejnymi oprychami i nim ktokolwiek z kulących się śmiertelników zdołał pojąć, co tak właściwie się zadziało, wampir właśnie kończył przedstawienie w akompaniamencie pisków i krzyków publiki, gdy gospoda wnet zmieniła kolor ścian na szkarłatny.

Jakby można było się tego spodziewać, żaden z jego oponentów nie pozostał przy życiu. Brodząc wśród nierzadko poszatkowanych ciał, Haiseblud niczym znawca sztuki oceniał powstałe dzieło, którego autorem przecież był on sam.

- Muszę udzielić sobie nagany - rzekł na tyle głośno, aby usłyszano go w każdym kącie karczmy. - Wprowadziłem nieład w mury tego przybytku, powinienem był po dżentelmeńsku załatwić tę sprawę na zewnątrz, zamiast psuć nastrój tego jakże urokliwego miejsca- wyjaśnił pokrótce powód reprymendy. - Pozwólcie zatem, że uprzątnę tom, co napaskudził - Jak postanowił, tak zrobił. Używając nabytych umiejętności, sprawił, iż zalegająca zewsząd krew poczęła zmierzać ku niemu, a on z kolei formował z niej zwarte bryły, spożywając co pewien czas mniejszą z nich, natomiast resztę wynosił na zewnątrz, by ulewa zmyła je do rynsztoku i pobliskich zarośli.

Przywrócenie jako takiego ładu zajęło mu chwilę. Teraz przyszedł czas na obmycie własnego ciała jak i odzienia z już zaschniętych plamek. Z tego też powodu przywołał do siebie gospodarza, nakazując mu przygotowanie wanienki z wodą oraz znalezienie chętnego na wyczyszczenie płaszcza. Również i furmanów oraz męskiej części bywalców nie pozostawił w zapomnieniu. Oznajmiając, że dalsza część wędrówki rozpocznie się dopiero następnej nocy, polecił, aby wynieśli stos martwych ciał i pogrzebali je według własnego uznania czy to poprzez spalenie czy zakopanie w ziemi. Nie inaczej mieli postąpić z jedyną niewinną ofiarą zajścia. Jako że Klausowi na nic dalej jej targanie ze sobą, zostawił jej okaleczone ciało na pastwę nowo powołanych grabarzy.

-Tak oto kończą szubrawcy, którzy ośmielają podnieść rękę na moich przyjaciół. Przypatrzcie się im i wyciągnijcie wnioski
- rozpoczął prawienie morału. - Zanim stąd wybiegniecie i puścicie w obieg plotki co do mojej osoby po całym wybrzeżu, ogłaszam wszem wobec, że mam do was małą prośbę. Oczywiście wynagrodzę za powstały trud. Co do tego nie ma wątpliwości - skupił na sobie uwagę. - Jak wiecie, moja dotychczasowa nieodłączna służka dokonała żywota, z tego więc względu poszukuję następczynię lub w najgorszym wypadku następcy. Jako że będzie mi dotrzymywać kroku niemal wszędzie, wymagam, aby chociaż w minimalnym stopniu kandydat potrafił się zachowywać, a do tego wykazywał młodzieńczą ikrę oraz pozbawiony był wszelkich wad na ciele, gdyż skalany chorobą nie bardzo mi się nada. Sposób, w jaki do mnie doprowadzicie takowego, jest mi najzupełniej obojętny. Czas na wykonani zlecenia, daję do najbliższej nocy, w przeciwnym wypadku nowego sługę dobiorę sobie sam. Spośród aktualnego zgrupowania. Czy dobrze mnie zrozumieliście?-strata Izaury nieco utrudniła kwestię związaną z dostępem do dobrej jakości pożywienia. Haiseblud wiedział, że znalezienie godnego źródła na tak parszywej wysepce nie będzie znowuż proste, toteż posługując się zastraszonymi tubylcami, zamierzał wykorzystać ich jako podległych mu gońców w celu oszczędzenia sobie niepotrzebnego zachodu. Ponadto pozwalając im zachować ich marne żywoty, przyczynił się do rozgłosu. Wieści docierające do uszu mieszkańców mogły okazać się na tyle samo pomocne co i kłopotliwe. Pomijając chcących się wykazać swoją odwagą chojraków i samozwańczych władców próbujących za wszelką cenę nie dopuścić do ich obalenia i to przez nadnaturalną istotę, wszystko inne takie jak zyskanie zwolenników pragnących mu się przypodobać powinno przynieść mu wiele dobrego.

[Wyspa Ząb Olbrzyma] Zachodnie Wybrzeże i okolica

12
Wpuszczony przez otwarte drzwi wicher kołysał w locie ćmy. Zdesperowane, by czym prędzej dobyć do szklanej bańki lampy, przy której pierwej spłoną od gorąca aniżeli zaznają ukojenia. Spalone z wolna opadały na nieskażoną już juchą podłogę, jak opadła ikra mieszkańców Zęba Olbrzyma po zasłyszanym wołaniu. Nikt nie wyszedł z szeregu na krok, do znudzenia równe w jednym rzędzie stopy przypominały pierwej wbite w grunt pale, nań żywe kulasy plantatorów. Aż do chwili, gdy coś zaszeleściło na tyle szeregu. Leciwe poruszenie widoczne z daleka jako fala bujanych ramion i czerepów. Z każdą chwilą było coraz głośniejsze zarazem wyraźniejsze, a z niedalekiego przestworu dobiegały i wtrącane ukradkiem frazy: "trzymajta ino mocno", "bier ją szybko", "tu tumanie".

Ją bierz! — przed szereg wyszła żwawym acz kulawym krokiem niska baba w brązowej płachcie, na której wyszyto kolorowymi nićmi pawie oczy. Na tle pozostałych zebranych wyglądała majętnie. Można rzec, że dostojnie, gdyby nie nakropiony rosacea nochal i okropny przeczos na czubku głowy, z którego sypał się srebrzysty łupież.

Kobieta obróciła się przez ramię za siebie, dostrzegawszy, że osoba, o której mówi jeszcze nie stawiła się na wołanie.
Chono tu — ryknęła cichutko do mężczyzny za miedzą. — Dawaj mi tu te wywłokę ino szybko. — w łapy babska wpadła urodziwa kruczowłosa niewiasta. Opiekunka chybko chwyciła ją za skromny fartuszek, przyciągnąwszy do siebie jak niesforną klacz za wodzę.

Paniczu! — podjęła radośnie, szczerząc nie do końca naganny stan uzębienia. — Daję ci piękny owoc nasienia mojego brata, którym miałam się opiekować. Zdrowa, kształtna i nietknięta. — potrząsła piersią siostrzenicy w górę i w dół. Prezentowała ją niczym okazałą gąskę na jarmarku. — Ale przyda jej się twarda ręka, kogoś takiego jak ty! Bo to pyskate, nierobotne dziewczę. — malkontencki uśmieszek od ucha do ucha zagościł na twarzy kobiety, jeszcze bardziej upokarzając młodą niewiastę. Ta z przytupem rzuciła spojrzeniem w przeciwnym kierunku. Była zła, naburmuszona, może nawet gniewna.
Spoiler:
Popchnięta przez ciotkę męcząco stawiała kolejne kroki, aż w końcu zbliżyła się do wampira.
Spoiler:
Niedola młodej panny miała się dopiero rozpocząć, ale wszyscy zgodnie byli już znużeni incydentem w karczmie i przeciągającym się teatrzykiem. Urwanie chmury za oknem osłabło, a zegar wybijał środek nocy. Strach, jaki w nich zasiano nie pozwalał choćby ruszyć palcem. Do czasu, gdy barman nie otwarł kolejnej beczki piwa. Rozruszał towarzystwo i choć zdawało się, że wszyscy zapomnieli, to strach unosił się nad ich głowami. Minęło w ten sposób kilka godzin, podczas których biesiadnicy znikali w najętych pokoikach lub zasypiali podpierając ścianę w szopie. Chociaż było ciszej, to wampirze uszy wychwytywały całą gamę chrapnięć czy wierceń pijaków.

Kogut zapiał trzy razy ogłaszając nowy dzień. Równie ponury co poprzednik. Ponury o ciemnych chmurach kłębiących się na nieboskłonie i mlecznej mgle na ziemi. Słońce ledwie przeciskało się przez zaciśnięte obłoki, gdzieniegdzie rzucając smugę światła rozbitą dalej przez poranne krople rosy.

Co dalej?

[Wyspa Ząb Olbrzyma] Zachodnie Wybrzeże i okolica

13
POST POSTACI
Chyża odpowiedź ze strony zlęknionego tłumu sprawiła, że możny uniósł brew ze zdziwienia. Spodziewał się on bowiem raczej fali lamentu, próśb i błagań o miłosierdzie oraz gwałtownego galopu w stronę większej aglomeracji miejskiej w celu pozyskania dla niego obiektu pożądania. A tu, proszę. Podczas gdy znakomita większość z ledwością nabierała tchu, jedno babsko o dość cwanej fizjologii, z wielkim zadowoleniem wybiło się przed szereg, bredząc coś o pewnej dziewusze, która rzekomo miała przypaść mu do gustu.

Stosunkowo poniżającą prezentację rzeczonego obiektu Klaus pozostawił bez komentarza. Najwyraźniej obeznana w krętackich sposobach demonstracji towaru, znanych tylko wśród ulicznych sprzedawczyków, niedołęga w bezczelny sposób eksponowała najlepsze atuty chrześnicy, targając ją za delikatne części ciała, jakby chcąc w ten sposób skusić młodego panicza. I chociaż rzeczywiście panna nie należała do najbrzydszych, to jednak żyjąc już kilka ładnych dziesięcioleci, Haiseblud zdążył zobojętnieć na tego typu materię. To, co go naprawdę interesowało, było ukazane nie na zewnątrz, lecz dosłownie wewnątrz dziewczęcia, na pierwszy rzut oka sprawiającego wrażenie nieskażonej żadną chorobą, ni śladami świadczącymi o nie do końca moralnym związku jej rodziców. Jednak ostateczna próba przydatności, miała dopiero nadejść.

Odkładając na później głębsze poznanie niewolnicy, z powodu oszczędzenia trwogi i tak już skamieniałych z lęku gości, poprosił o podanie strawy dla młódki oraz kolejnej wanienki, bowiem wolał mieć pewność co do jej higieny. Dopiero potem nowy nabytek zamierzał dopuścić do najętej izdebki, by z dala od ciekawskich spojrzeń przeprowadzić precyzyjne oględziny, w tym zbadać jakość jej krwi.

- Wyjątkowo rada jesteś kobiecino, że pozbywasz się smarkuli - podejżliwość nakazała dopytać staruchę o powód jej nadmiernej radości. - Mam tylko nadzieję, że nie próbujesz wcisnąć mi starego kocura w worku, gdyż wtedy będę zmuszony wyciągnąć odpowiednie konsekwencje - świdrując wzrokiem jędzę, dał jasno do zrozumienia, że wszelka próba oszukania go nie skończy się dla nie najlepiej.

Chociaż ta nic jasno nie zażądała w zamian Klaus, dotrzymując swej części umowy, wręczył w zmarszczone ręce odpowiedni ekwiwalent, po czym całą uwagę przeniósł na osóbkę stojącą obok. Przypatrując się jej od stóp do głów, pierwsze co rzuciło mu się na myśl to lichy strój. Kusa spódniczka pasowała raczej do kurtyzany, aniżeli służki, a bacząc na dopiero co zażegnany problem, wizja bezustannej walki o nietykalność świeżej żywicielki, zważywszy na plebejskie zachowanie tutejszych marginesów społecznych, wydawała mu się nazbyt nużąca. Toteż wydawszy pierw polecenie znalezienia lepszego stroju, wreszcie ozwał się do młodej gąski.

- Skoro formalności zostały zakończone i oficjalnie zostałaś wyzwolona spod władzy dotychczasowej piastunki, przechodząc tym samym pod moją komendę, dobrze byłoby poznać twe imię, jeśli łaska - zupełnie spokojny i nawet wykazując krztę dobrej woli, wypytał o podstawowe informacje. - Z tego miejsca ogłaszam, że po skończonym posiłku i kąpieli, wymagam stawienia się u mnie w gabinecie w celu uzgodnienia reszty szczegółów i odpowiedzi na nurtujące cię pytania. Wyjazd zaplanowałem tuż po zachodzie słońca. Czy do tego czasu, potrzeba ci czegoś jeszcze?

[Wyspa Ząb Olbrzyma] Zachodnie Wybrzeże i okolica

14
Środek nocy dał wielu z obecnych zasłużony odpoczynek. Wielu nie oznaczało jednak wszystkim. Nabyta, jak świnia do nowego chlewu, dziewczyna miast wyspać się, zmuszona była dostąpić kolejnej wizyty u nowego protektora. Oddelegowana do komnat wymuskała ciało w letniej wodzie, bo na gorące kąpiele w zawszawionej karczmie na wyspie liczyć nie mogła. Dobyła nowej szaty. Góra niewydekoltowanej sukni mieniła się błękitnymi i liliowymi prążkami na czarnym tle, dół był czarny, gęsto usiany regularnym deseniem maleńkich chryzantemek wyszytych ręcznie. Zasłonięte drobne ramiona kobiety zdawały się nie gwarantować dostatecznego oparcia z lekka przydużej sukni. Kwietny motyw okrycia nie maskował pięknych, błyszczących, mocno podkreślonych rzęsami fiołkowych oczu. Znużona, ledwie utrzymując się na nogach, wyruszyła ku komnatom wampira.

Zbliżał się ranek, ale ciemność nie opuszczała tej krainy. Słońce nie mogło przecisnąć się przez chmury, a nawet jeśli nielicznym promieniom się to udawało, dalej ginęły w porannej mgle. Stanęła w drzwiach. Zaspana, osowiała z podkrążonymi ze zmęczenia oczyma. Sińce mocno kontrastowały z pulchnymi i zarumienionymi policzkami. Wyglądały jak źle dobrany cień pod oczy lub pamiątki po bitce w spelunie. Jej włosy pachniały mieszanką świeżych ziół. Miętą oraz szałwią z nutą rumianku.
Spoiler:
.

[Wyspa Ząb Olbrzyma] Zachodnie Wybrzeże i okolica

15
POST POSTACI
Zgoła żałosny widok ukazał się oczom Klausa po tym jak zbite z krzywych desek drzwi, oddzielające hałaśliwą część gospody od jego tymczasowego zacisza, zostały uchylone. Odświeżona panna ledwie stała na nogach. Wydarzenia minionego wieczoru musiały kosztować ją sporo energii i sił psychicznych, chociaż kto wie, jak przed tym wiele nocy nie miała, tudzież nie pozwolono jej przespać. Wpuściwszy biedulkę do środka, mężczyzna pierw dobrze przebadał wzrokiem każdy cal jej ciała, doszukując się wszelkich poszlak mogących stanowić dowód przeciwko jej dotychczasowej piastunce. Wszelkie siniaki, zadrapania ślady tortur czy innych okropności budowały opinię przyjezdnego na temat tutejszego stosunku do traktowania powierzonych przedmiotów lub w tym przypadku ludzi. Skoro więc jedna osoba i to u kresu swego istnienia wykazywałaby tak negatywne cechy, to co dopiero reszta, młodszych i żwawszych wyspiarzy. Z tego więc względu należało na przyszłość brać poprawki i zachowywać większy margines zaufania do nowo poznanych członków tejże małostkowej społeczności.

Haiseblud przyszykował wiele pytań, na które poznanie odpowiedzi wielce mu zależało, jednakże widząc stan młodej kobiety, postanowił przełożyć je w czasie. Tylko tego mu brakowało, by ledwo zakupiony towar padł bezwładnie na podłogę lub później w zmiękczonej z powodu ciągłego deszczu ziemi. I tak nie mając zamiaru nigdzie wychodzić, zanim mrok ponownie nie okryje świata, oddał własne łoże do dyspozycji brunetki, samemu zaś zastygając jakby w zupełnym bezruchu, oparłszy się uprzednio o wąski parapecik, ino raz po raz spoglądając przez małe okienko na najbliższą okolicę i przysłuchując się od niechcenia wrzawie dochodzącej z główne sali biesiadnej.

Czas z wolna mijał, przybliżając naznaczony moment wyjazdu. Niemal nie odrywając wzroku od dziewczęcia, której imienia Klaus nawet nie zdążył poznać, jednocześnie rosła w nim pokusa jej posmakowania. Na ucięcie pogawędki będą mieli jeszcze okazję, ale czy pannica była w ogóle warta prowadzenia z nią rozmów? Mogło przecież okazać się, że dla wampira nie stanowiłaby żadnej wartości, a wszelki wysiłek związany z zaspokajaniem jej naturalnych potrzeb nie miałby sensu. Pchany tą myślą, krwiopijca raczył oderwać się od ściany i przybliżyć do śpiącej. To czy zdołałby się zbudzić, czy nie, było bez większego znaczenia. Podłożywszy rękę pod plecy dzierlatki, drugą odchylił krawędź sukni. Celując w miejsce, gdzie szyja łączyła się z ramieniem, zatopił ostre kły w skórze i pociągnął kilka łyków wypływającej z ran posoki, by następnie na powrót dać spokój żywicielce. Od jakości bowiem pobranej próbki, zamierzał podjąć ostateczną decyzję co do dłuższej lub krótszej współpracy z młódką.

Noc nadchodziła nieubłaganie. Dodatkowa szaruga potęgowała ten efekt, sprawiając, iż szybciej niż zwykle wszelka materia została pozbawiona kolorów i z wolna zamazywana, aż w końcu zupełnie znikła pod ciemną kurtyną. Zerwawszy się na nogi, Haiseblud zamówił ostatni posiłek, jaki dziewczyna miała spożyć wśród znanych jej osób. Następnie załadowawszy dobytek do karocy, ulokował wewnątrz niej niewolnice, na końcu samemu zajmując miejsce naprzeciwko.

- Do pałacu Hrabiego! - rzekł stanowczo i przeszedł do gradobicia ogólnych jak i prywatnych pytań, zadawanych swojej towarzyszce w celu zasięgnięcia wszystkich cennych informacji zarówno o niej jak i całej wyspie.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Królewska prowincja”