Wioska Drewutnia.

1
Obrazek
Piękna, położona przy lesie miejscowość tętniła niegdyś życiem i aktywnością. Słynąca z wyrębu ogromnej ilości drewna i produkcji wysokiej jakości wyrobów z tego surowca pełna była pięknych dębowych domów. Wszystkie zdawały się być nowe i widać w nich było fachową robotę, teraz jednak wioska śmierdziała śmiercią i zgnilizną. Leżała ona w centrum strefy objętej potężną klątwą i w jej skutek straciła niemal wszystkich mieszkańców. Nieliczni którzy przetrwali i zdołali uciec z tego przeklętego miejsca zabrali ze sobą prawie wszystko co miało jakąkolwiek wartość i nadawało się do transportu.

Callisto przybyła tu wraz ze swoim mrocznym orszakiem rozglądając się po ulicy. Miejscowość była oddalona pół dnia marszu od Nowego Hollar tak więc nie mieli okazji zmęczyć się nawet porządnie. Przeważająca część nekromantów nie wydawała się zniesmaczona dławiącym smrodem trupa, gęstym od śmierci powietrzem i nienaturalną pustką tego miejsca. Wręcz przeciwnie. Zaczęli rozbijać się tutaj wyciągając przygotowane na drogę zapasy jedzenia i sprzętu a także przygotowywać do rozpoczęcia magicznego rytuału. Niewielu z nich brało kiedykolwiek udział w projekcie na taką skalę więc wśród nich wyczuć można było napięcie i poddenerwowanie. Jedną sprawą było czytać książki czy wskrzesić kilku wieśniaków a zupełnie inną powołać do życia nieumarłą armię i ruszyć w bój.

Na szczęście typowa parającym się magią ciekawość a także potrzeba zgłębiania arkanów wiedzy tajemnej sprawiały, że ogólną niepewność równoważyła jeśli nie przeważała wręcz powszechna ekscytacja. Byli zwarci, gotowi i czekali jedynie na rozkazy swoich zwierzchników.

Przybywamy z => http://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?f=19 ... 553#p39553
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Re: Wioska Drewutnia.

2
Zjednoczona pod jednym sztandarem zgraja odzianych w długie czarne szaty nekromantów. Podpieranych przeróżnymi laskami. Metalowymi, drewnianymi, jak i mieszanymi. Często powyginane niczym zahibernowany wąż, mieniły się ku wierzchołkom bądź emanowały mroczną poświatą. Togi bywały elegijne, lecz niewątpliwie w tłumie dominował wizerunek poszarpanej, postrzępionej ku dołowi szaty. Często z dziurami. Z lotu ptaka zgraja przypominała jeden twór, larwę owada, ogronego czerwia ryjącego trakt. Po powłoce, w miejscach gdzie padał na szaty blask słońca, przesuwały się srebrne fale.

Callisto, niesiona na grzbiecie karego rumaka, znalazła się w korytarzu rozstępujących się nekromantów, biegnącym od stacjonujących na tyle jeźdźców do mostka. W skład którego wchodził stacjonujący u boku elfki, ożywiony tytan, Sir Grim herbu Byka. Mistrz Zastiri i inni znamienici mistrzowie zakazanych sztuk animacji ciał. Pierwsi z szeregu, na horyzoncie, ujrzeli wioskę Drewutnię. Ujrzała ją też Pani Morganister, wyniesiona ponad głowy na tęgim wierzchowcu. Krew zastygła jej w żyłach, a ręce i nogi zdrętwiały. Cienka toga w kolorze czerni była niczym ciężkie łańcuchy oplecione wokół ramion, obcas kozaków za łydkę zdawał się ciągnąć w dół jak kotwica.

Czy czynię dobrze? — spytała samą siebie.
Zbuduję lepszy świat. Silny, wolny, zrzucę pęta dla magii — upewniał ją głos z wnętrza, będący echem tłoczącego życiodajną krew serca.
Sprowadzam ból i cierpienie... — kontrowała.
Sprowadzam też porządek, sprawiedliwość. Zapewniam swym poddanym godne życie. Tylko ja wznoszę to, co upadło pod rządami słabych władców. Imitacji prawdziwych... — nakręcała się bardziej i bardziej, jak w kolistej pułapce.
Sprowadzam śmierć! Jestem zła — myśl przerwała chroniczną gonitwę.
Lecz Leariz jest dobry. Jeśli wydałam na świat coś tak czystego, niewinnego. Może nie jestem potworem — Paraliż odszedł. Pani wróciła do świata żywych.

Dotarli na miejsce, gdy ktoś z podopiecznych wyrwał elfkę z zadumania. Jej twarz spochmurniała jak zawsze. Czarna jak otchłań, groźniejsza niż gniew stu demonów, zimna i pusta jak śmierć. Nadszedł czas przywołania.

Ziemię spustoszyła plaga. Zebrała swoje żniwo, o czym świadczyła nie tylko zgniła i cuchnąca ziemia. Ale także wysuszone na wiór zboża. Spękane kory drzew, bez koron, wyłącznie ze zgiętymi rozgałęzieniami, jak tysiące martwych macek. Poległe zwierzęta rolne, opustoszałe domostwa. Wspólne mogiły, a także pojedyncze grobowce z usypanej wypukle ziemi. Trupi cuch niósł się dalej na północ, gdzie wzrok nie sięgał.

Zsiadła zamaszyście z konia, ponaglając zebranych do przygotowań. Czekały paleniska, a także artefakty do rozłożenia. Odpowiednie usytuowanie, przygotowanie miejsca. Pracowali czując bat swojej pani na plecach. Gniew, którego obawiał się każdy, nawet jej dzieci. Koniec końców podeszła na wzgórze, omijając co większe kamienie. Z uniesioną ponad kostkę suknią pokonywała kolejne wzniesienia. Aż osiągnęła punkt ponad czerepami zrzeszonych kultystów. Zwrócona do nich plecami, wzniosła ręce na boki.

Fallite fallentes
Dura necessitas
Hic vivi taceant
littera nocet
O, sancta simplicitas
Per aspera ad astra


Rozniosło się z wysokości, a słowa te zapadły w pamięci zgromadzonych. Bowiem tuż po dostrzegli, jak żwir ze wzgórza począł wirować. Zwiewnym ruchem toczył elipsę na wskroś Callisto. Niczym przyjaciel stał przed nią, jakoby chcąc rozmawiać. I wtem okrąg rozbłysł łuną tysiąca płomieni. Czerwonych i żółtych, zielonych i rudych.
To jest wasz czas! — odparła zwracając się do nekromantów. Jej rola dobiegła końca. Stojąc tuż obok swego bytu, mogła zapewniać czarownikom niezliczone pokłady energii. Siły zdolnej ożywić splugawione ciała ludzi i zwierząt. Tutaj. Tam, gdzie rozniosła się plaga. Obserwując wtem poczynania nekromantów, podziwiała potęgę czarnej magii. Chociaż przypominali bardziej kultystów, niżeli ciskających zaklęcia czarnoksiężników. Wierzyła w ich powodzenie. Pod przewodnictwem Zastiriego to nie mogło się nie udać. Nigdy jej nie zawiódł. Nigdy.
Powracali do życia z przybocznych mogił. Świeże jeszcze ciała wieśniaków o białych, martwych oczach. Za nimi rozkładające się truposze, kaleki oraz sylwetki dzieci. Z pojedynczych grobów wykopywały się ożywieńce, których wnętrzności wypełniała ziemia. Cmentarzysko zawrzało. Powstawały nietknięte plagą resztki dawnych mieszkańców — ich szkielety. Zza spękanych drzew wyłaniali się inni, a z nimi zwierzęta. Otoczone trupim cuchem niedźwiedzie, wilki, lisy oraz martwe ptactwo. Gdzieś przemknęła ożywiona krowa i byk. Fala mistycznej mocy rozprężała się od nekromantów, sięgając dalej i dalej. Na północ. Ożywiając to kolejne ofiary klątwy, a także pozostałych z cmentarzysk czy mogił. Nowa siła wzniosła się z kolan. Potęga nieumarłych.
Ostatnio zmieniony 10 lis 2019, 19:02 przez Callisto, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Wioska Drewutnia.

3
Korzystając z odpowiednich rytuałów Callisto rozerwała przestrzeń tworząc w niej obrzydliwą, ciemną i przeszywająco złą wyrwę prowadzącą do miejsca znacznie gorszego niż zajmowany przez Nią padół nędzy i niedoli. Potężna, mroczna energia wyrwała się z niej plugawiąc okoliczne tereny zupełnie nowy i obcy dla nich sposób. Ta przeklęta śmiercią i nieurodzajem ziemia skazana została na kolejną porcję zła co zdecydowanie nie spodobało się duchom tego miejsca. Kilka mglistych poświat przetoczyło się przez okolicę niczym huragan trzaskając resztkami okiennic i drzwi tylko po to by rozpierzchnąć się po zderzeniu z magicznym portalem. Najwyraźniej potęga Callisto znacząco przekraczała siłę naturalnego porządku rzeczy strzegącego tego miejsca.

Oczyściwszy Drewutnie z pozostałego tu dobra równowaga dnia i nocy została kompletnie przełamana a pomiędzy domami zaczęła snuć się czarna, smolista mgła. Takie rzeczy zdarzały się oczywiście podczas poważniejszych rytuałów dlatego też poza kilkoma mniej doświadczonymi nekromantami większość widoki te przyjęła ze stoickim spokojem a nawet radością. Zalegająca na skraju wzroku ciemność oznaczała nieopisaną wręcz siłę po jaką mieli sięgnąć. Miejsce tętniło wręcz mocą stając się magiczną latarnią która swoim ponurym, ciemnym światłem raziła wszystkich magów w zasięgu wielu kilometrów. Cóż, przedsięwzięcia na taką skalę nie dało się zbyt łatwo ukryć.

Gotowi i nad wyraz ochoczy do pracy czarnoksiężnicy przyjęli wcześniej uzgodnioną formację i sięgnęli ku ziejącej w przestrzeni czerni czerpiąc z niej słodycz jaką dać może jedynie dzierżenie w ręku przeogromnej siły. Przez dłuższą chwilę nekromanci zmagali się z przepływem tak wielkich ilości magii przez ich ciała jednak pod kontrolą Callisto źródło mocy było nad wyraz stabilne więc szybko uporali się z problemem i już po chwili z ziemi zaczęli powstawać pierwsi umarli. Wszystko szło wyśmienicie do czasu, aż większość z lokalnych trupów stała już w gotowości by służyć a odziane w czerń postacie zaczęły sięgać dalej i dalej ku coraz to bardziej odległym zmarłym przyzywając ich do siebie. To właśnie wtedy w umyśle Callisto rozległ się głośny i zdecydowanie nieludzki śmiech a przez wszystkich biorących udział w ceremonii przebiegła fala czystego zła i nienawiści. Ci mniej doświadczeni, mający w swoich sercach niepewność i słabość od razu ulegli zjawisku padając na podłogę i tarzając się w agonii. Wrzeszcząc ze strachu obdzierali swe twarze ze skóry i ciskali się na podłodze. Reszta składu również nie miała się zbyt dobrze bo za pierwszą falą nadeszły kolejne. Pot spływał po plecach zmagających się z magicznym sztormem a ich czoła marszczyły z wysiłku. Energetyczne fale wymieszały ich wole i świadomości tworząc jedną wielką chmurę strachu, bólu, i wysiłku jaka łączyła ich wszystkich w jedno. Doskonale zdawali sobie sprawę jak katastrofalne skutki miało by przerwanie teraz rytuału i wiedziała o tym również Callisto nie zaangażowana co prawda osobiście w "chmurę" zjednoczonej woli nekromantów ale jednak wyczuwająca ją i rozumiejąca jej ogólne przesłanie.

Zdesperowani czarnoksiężnicy nie mogli się już wycofać więc walczyli do końca. Część z nich upadła. Część spośród tych, którzy na początku pozwolili zalać się złu wstała i włączyła się do wspólnej walki jednak kolektyw wyczuwał, że to już nie byli ludzie których znali wcześniej. To w ogóle nie byli ludzie. Magowie sięgali coraz dalej i dalej podnosząc kolejne zwłoki a żeby dokonać tego również coraz to głębiej w mrok przeklętego portalu. Ciała przestawały wytrzymywać targające nimi przeciążenia. Podczas kiedy jedni przemieniali się w paskudztwa tak dobrze znane wiedźmie z przestrzeni znajdującej się po drugiej stronie inni zwyczajnie eksplodowali. Callisto mogła poczuć ból i przerażenie kłębiących się we wspólnocie dusz, które właśnie traciły swoje ciała. Dokąd wrócą? Co z nimi będzie kiedy to wszystko się skończy? Czy zdołają zakotwiczyć się w jakimś rozpadającym truchle, czy też może pochłonie ich ciemność i pożre przerażający portal? Wszystko zależało od nich. Samą Callisto uderzył natomiast napływający znikąd obraz jej dzieci. Wizja potomstwa całkowicie zapełniła Jej umysł. Chłopcy uśmiechali się ale nie były to dobre uśmiechy. Przypominały raczej potwory które właśnie dostały w swoje łapy nową zabawkę i przy jej pomocy mogą poznęcać się nad światem. Wizji towarzyszyły też kolejne wybuchy potwornego śmiechu dobywającego się z wnętrza wyrwy między światami. Wiele śmiechów dobiegających z wielu gardeł na tyle potężnych by samym dźwiękiem rozsadzać bębenki w uszach wszystkich obecnych. Również Callisto. Krew polała się z uszu obecnych w drewutni ludzi oraz przeopczważających się w abominacje nekromantów.

Żadna moc nie była za darmo. Za wszystko jest cena, a szczególnie za tak potężne zaklęcie i całkowite zbezczeszczenie równowagi.
Spoiler:
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Re: Wioska Drewutnia.

4
Pomimo burzy, Callisto wciąż jeszcze trwała nieruchomo. Nie umiała później wyjaśnić, dlaczego właśnie w tej chwili zamarła, jak sztywny słup soli. Nie potrafiła także wyjaśnić, dlaczego w tej chwili odezwały się, dotychczas puszczane mimo uszu, szepty poszczególnych istot z wnętrza wyrwy między światami. Dźwignęła się w końcu z letargu i wodząc tam i z powrotem wzrokiem, znowu usłyszała pomruk. Jej twarz spływała potem tającego lodu zimnej suki. Szorstkiej i bezlitosnej.

To, co wydobywało się z gardzieli zgromadzonych czarodziei. Przeobrażających się w abominacje magiczne osobników. To było już tylko karykaturą ludzkiej mowy; z zewnątrz można było wziąć za skargę lub protest umierającego. Ale mości Callisto słyszała w tym coś innego. Każdy dźwięk, przepełniony nawet największą udręką, dla niej był oznaką, że towarzysze wciąż żyją.

Wypatrując ich twarzy z wyniosłości, na której się znajdowała, próbowała odczytać coś więcej z tego obłędnego wzroku. Rozłożone dłonie po obu stronach bioder formowały coś w rodzaju piramidy, jakiej centrum stanowiła właściwie Callisto. Okręcała, co rusz dłońmi w nadgarstkach, kreując coraz to szersze okręgi. Zaś spod pochylonej nieco głowy dobiegał cichy szept powtarzanej inkantacji.

Ex insania Tenebrae, Ex Insania Tenebrae, Ex Insania Tenebrae...

Otwarcie bramy mroku w umysłach ofiar magicznej hekatomby, umożliwiało bezpośredni kontakt. Mogła wejść do wnętrza, by samą sobą przeciwstawić się złowrogim siłom. Tylko on była na tyle silna, na tyle uzdolniona magicznie, ażeby wadzić się z demonami czy półbogami.

Tarantallegra Tortura — rozbrzmiało następnie, a spod jej zwiewnej czarnej togi wydobył się smolisty dym, który jak niepohamowana chmura rozprzestrzeniał się dookoła. W tenże sposób próbowała chronić podwładnych. Swoją osobą wpływać na ich wolę. Uspokoić, wyciszyć, zabezpieczyć przed wrogim aktem agresji.

Wstąpiwszy na niebezpieczną ścieżkę pomiędzy mrokiem a umysłem, balansowała na krawędzi. Mogła podjąć próbę ochrony sprzymierzeńców, ale nie tylko. Zaklęcia otworzyły drogę do agresora. Przeto czarownica była zdolna nawiązać kontakt z napastnikiem, do czego naturalnie dążyła.

Re: Wioska Drewutnia.

5
Callisto od razu zabrała się za robotę a wzięła do tego całkiem porządnie kierując swą magię ku podwładnym i chroniąc ich z całkiem niezłym sukcesem. Oczywiście szkody już poczynione nie cofnęły się nagle i powstałe w wyniku niespodziewanych wypadków abominacje charczały ciężko poruszając się w nieludzki sposób i wydając z siebie skowyty bólu ale czym dla prawdziwych nekromantów było ciało?

Materialne powłoki stanowiły jedynie naczynia dla duszy, które można było formować, usprawniać a ostatecznie nawet wymieniać tak długo, jak nieśmiertelny intelekt ich właścicieli pozostawał nienaruszony. Wynikiem Twoich działań większa część dusz ponownie związała się z ciałami co pozwoliło nieco odsapnąć Twoim ludziom i zerwać więź z rytuałem. Pozostali nieszczęśnicy, którym nie dane było przetrwać stali się paliwem dla Twojej nieumarłej armii która powoli powstawała i poddawała się Twojej woli.

Mimo tego jakby nie patrzeć wielkiego sukcesu z głębi mrocznego portalu dobiegło Cię gniewne parsknięcie za którym w powietrze pomknęła fala mrocznej magii co ciekawe skierowana nie ku tobie a w formie rozproszonej sieci osiadająca na wskrzeszonych ludziach. Co sprawniejsi i bardziej obeznani w sztuce członkowie Twojej gwardii nekromantów od razu połapali się w sytuacji śląc w kierunku wojska trupów różnorakie zaklęcia kontroli które zderzając się z siatką mroku rozbijały ją odzyskując panowanie nad ciałami. Było tego jednak zdecydowanie zbyt mało bo i spora część Twoich ludzi nawet jeśli ocalała była chwilowo mentalnie wykończona i niezdolna do dalszego tkania zaklęć. Można zatem powiedzieć, że bezbłędnie poradziłaś sobie ze skutkiem, ale przyczyna problemu nadal miała się wyśmienicie.

Względem samego połączenia z agresorem mogłaś go wyczuć, owszem i to całkiem nieźle. W Twoim umyśle wizualizował się jako czerń i nic więcej ale za to czerń tak skrajna i tak absolutna, że emanująca wręcz czarnym światłem. było to bardzo obcy i abstrakcyjny koncept nie pasujący do świata w którym się znajdowałaś ale zarazem w jakiś sposób współgrający z przestrzenią po drugiej stronie. To coś było jak miniaturowe słońce mrocznej krainy i chodź nie wydzielało żadnego fizycznego zapachu mogłaś stwierdzić, że "śmierdzi" podobnie do istoty uwięzionej w Twoim pierścieniu.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Re: Wioska Drewutnia.

6
Miejsce to było miejscem mrocznym, złowrogim i paskudnym. Callisto odruchowo zgarbiła się, wstrząśnięta - tak dosłownym, jak i w przenośnym sensie tego słowa. Nieokreślony byt grał z nią w grę, której wygrać nie mogła. Nie tutaj. Nie w świecie zwanym Herbią.

Za wątłymi barkami dogorywał furkoczący portal. Resztki jego eteryczności rozbryzgiwały się na boki, czym prędzej znikając w przestrzeni. Jak unosząca się mgła o poranku nad stawem. Callisto spojrzała przez lewę ramię. Ruch nastroszonych kruczych piór pociągnął za sobą cały korpus, na nogach obitych wysokimi kozakami kończąc. Nadszedł czas odwiedzić krainę, której tak się obawiała. Jaka ją fascynowała, ale i przerażała.

Tęgie obcasy łupnęly bowiem z impetem o coś boleśnie twardego, płaskiego i nieustępliwego niczym skała. Po długim czasie szybowania w mięciutkim niebycie wrażenie twardości było do tego stopnia zaskakujące i przykre, że kobieta gwałtownie zachwiała się. Drugiego wstrząsu, tego metaforycznego, dostarczył węch. Będąc w krainie mroku jęknęła i zakryła rękawem usta i nos. Czuła, jak oczy momentalnie wypełniają się łzami. Wokół unosił się kwaśny żrący, gęsty i kleisty smród, swąd duszący oraz okropny, nie dający się określić, nie przypominający niczego, co Callisto kiedykolwiek wąchała w świecie żywych. Był to smród rozkładu, trupi cuch ostatecznej degeneracji, odór rozpadu i niszczenia.

Zgięła się w wymiotnym odruchu, nad którym nie była w stanie zapanować. Dookoła była noc, noc ciemna i brudna, okuta lepkim i śmierdzącym gałganem mroku. Callisto spojrzała w górę, szukając sama nie wiedząc czego.
- Pokaż się - powiedziała i wykrzywiła się, czując, jak kwaśny opar osiadł na jej spierzchłych wargach.
- Pokaż się!

Re: Wioska Drewutnia.

7
- Hmmmm ciekawe. - Potężny pomruk wstrząsnął całą krainą dobiegając Cię ze wszystkich stron - Nie brak Ci odwagi śmiertelniczko chociaż osobiście miałem Cię za mądrzejszą. Twoja bezczelność bawi mnie jednak i nie zwykłem znęcać się nad istotami tak marnymi jak Ty. Czy w ogóle zdajesz sobie sprawę z kim... albo chociaż z CZYM rozmawiasz? - Końcówka zadanego pytania rozeszła się falą po złej krainie powodując wyrwy prowadzące do innych światów. Przez chwilę mogłaś obserwować różne, nierzadko abstrakcyjne widoki od których zakręciło Ci się w głowie. Nie byłaś jednak w stanie ruszyć się ani wydać z siebie żadnego dźwięku jak gdyby zawarta w słowie moc całkowicie zamroziła okolicę. - Nieee... Ty nawet nie rozumiesz GDZIE jesteś prawda? - Tuż przed Tobą coś zaczęło się pojawiać. To "coś" właściwie nie miało kształtu ani koloru. Po prostu tam było ale wszystkie znane Ci prawa tego nie dotyczyły. To coś było stare. Zbyt stare żeby móc określić kiedy powstało. Było też potężne. Sama obecność tego czegoś napawała Cię nieopisanym przerażeniem. Zresztą nie tylko Ciebie. Miliony bestii powoli wypełzały z zakamarków otchłani tylko po to, żeby uklęknąć przed "Tym". - Pozwól, że powiem Ci co zrobiłaś. Weszłaś do mojego domu. Mojej enklawy. Mojej samotni. Naruszyłaś ją. Ukradłaś mojego najwierniejszego sługę, wykorzystałaś go i zrodziłaś abominację jaka nie miała prawa istnieć. Twoje dzieci poruszyły tych, których wasze żałosne, ludzkie umysły określają jako "bogów". Czuję ich gniew. - Mówiąc to "byt" pozwolił abyś poczuła niezwykłe oburzenie, jakie wpływało do złego miejsca przez otwarte wcześniej portale. - Nie chcą tego w swoich światach. Twoich dzieci. Nie chcą też mojej mocy ani mojego sługi. Brzydzi ich. Tak twierdzą... HA! Boją się. Ale ja nie mam ochoty z nimi walczyć. - Pierścień w którym trzymałaś zamkniętego demona rozbryzgł się na malutkie kawałeczki a uwięziona w nim kreatura pojawiła natychmiast przy "tym" klęcząc i dotykając łbem ziemi. Równocześnie odzyskałaś władzę nad swoim ciałem. - Zabieram to, co moje. Jestem jednak sprawiedliwy. Twoje dzieci dysponują przeogromną mocą. Odbierając Ci moją moc udzielam im błogosławieństwa. To, co jest już w Twoim świecie może tam pozostać jednak mój dom staje się dla Ciebie zamknięty. Twoi bogowie zdają się akceptować ten kompromis. Za swoją odwagę otrzymasz ode mnie również mały prezent. - Na twoim palcu pojawił się pierścień utkany z tej samej materii co zła kraina. - Dzięki niemu będziesz mogła skryć się w cudzym cieniu. Masz coś do dodania? - Ostatnie pytanie wypełniło krainę głuchą ciszą. Wszystko zastygło w bezruchu czekając na Twoją odpowiedź.

<PIERŚCIEŃ MROKU>
Pozwala Ci skryć się w cieniu innej osoby. Zauważenie Cię i wyrwanie z tego cienia wymaga mocnego zaklęcia albo magii na poziomie 10+. Wejście w czyjś cień wymaga 5 sekund podczas których cień musi pozostawać w bezruchu. Pierścień emituje bardzo widoczną aurę zła i zepsucia podobną jak ta wypełniająca złe miejsce. Brak ograniczeń ilościowych / czasu przebywania w cieniu.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Re: Wioska Drewutnia.

8
Gdzieś w oddali wrzała walka nieokrzesanych bestii mroku, coś krzyczało okropnie, zawodziło, wyło z bólu. Coś się tam paliło bez ognia, Callisto węszyła dym i swąd spalenizny, czuła powiew ciepłego powietrza. Coś huknęło z taką mocą, że aż zadygotało pod stopami. Czuła niepokój. Była sama. Sama i zabłąkana w plątaninie czarnych korytarzy. To działo się naprawdę czy tylko w jej głowie? Usłyszała głos potężnej istoty. A ten wyjaśnił przyczynę katastrofy pod Drewutnią. Wyrwanie magii z silnej ręki uzurpatorki.

Wsłuchiwała się uważnie w każde jego słowo, nie przerywając choćby na ułamek sekundy. Była przerażona czy sprytna? Nieważne. Po prostu milczała, próbując poukładać w głowie rozsypaną mozaikę. Nie żywym pisane władać istotami z otchłani. Choćby byli nieprzeciętni, wybitni, potężni - nie. Za zuchwałość zapłaciła stratą niezliczonych pokładów sił. Cóż, taka cena była wymierna do czekającej za portalem armii nieumarłych, przeobrażonych magicznych abominacji i umniejszonych czarowników. Jej czas w krainie mroku dobiegł końca. Świat ten przestał być przyjazny. I chociaż pożegnała istotę jakby mieli się nigdy więcej nie spotkać. Pewnym było, że nadejdzie ten upiorny dzień, kiedy ponownie otworzy wyrwę między światami.

Portal zgasł. Jak chylący się ku wypaleniu płomień świecy, migotał jeszcze to chwileczkę za plecami Callisto. Wiedźmy, która właśnie powróciła do świata żywych. Zeszła ze skały, chybko dołączając do zgromadzenia niżej usytuowanych nekromantów a wraz z nimi studentów magii. Na górce widniała zygzakowato rozmazana smuga krwi. Smuga ciągnęła się kilka kroków i kończyła przy skurczonym pod drzewem trupie. Był nim młody student akademii w Nowym Hollar. Nie przeżył przemiany w abominację. Tak jak wielu, poległ z zasłoniętymi uszami, chcąc chronić się przed nieznośnym głosem zza wyrwy. Ci, którzy przeżyli budzili przerażenie pośród pozostałych. Wyglądali jak odziane w eligijne szaty monstra - abominacje. Callisto wiedziała, że nie może zabrać ich ze sobą do Nowego Hollar. Potwory bezsprzecznie musiały udać się wraz z ożywieńcami w góry Erial. Tam oczekując dalszych instrukcji.

Dalej leżały jeszcze dwa trupy. Jeden zwinięty w kłębek, drugi nieprzyzwoicie rozczłonkowany. Obok nich spoczywały powyginane magiczne kostury nekromantów.

Skończone — odparła do mistrza Zastiriego. W rozdziale nad wioską Drewutnią właśnie postawiono kropkę. Przyszedł czas na powrót i rozpoczęcie kolejnej części wojny o wyzwolenie magii.

Re: Wioska Drewutnia.

9
Po rozwiązaniu problemów z portalem i ustabilizowaniu podtrzymującej armię energii cała reszta operacji przeprowadzona została bez większych problemów. Oczywiście część z przemienionych nie do końca akceptowała to, co się z nimi stało. Domagali się od Callisto odwrócenia tego, co ich spotkało. Żądali zadośćuczynienia. Na ich nieszczęście magia, która zniekształciła ich mięśnie wiązała się w potężne zaklęcie rzucone na nieumarłych. Czar ten poza samym podźwignięciem zwłok zapewniał również kontrolę nad nimi. Tak oto ci magowie, którzy przegrali z mroczną energią przykuci zostali do trupiej armii.

Co prawda wielu z Twoich popleczników poległo a większość przemienionych znacznie osłabło mentalnie ale przynajmniej armia ożywionych zwłok stała się nadzwyczaj jednolita i samoobsługowa. Bez dalszych przeszkód mroczna armia ruszyła w góry gotować się do zrealizowania dalszej części planu a sama Callisto i reszta Jej ludzi w granicach możliwości uprzątnęli pozostałości po rytuale i ruszyli w kierunku Nowego Hollar.

Miejsce oczywiście nie zostało całkowicie oczyszczone. Bezwzględna, zła magia i wylewający się z bramy mrok dogłębnie zbezcześciły to miejsce zostawiając je skażone na wieki ale po ostrożnych zabiegach grupy magów przynajmniej ciężko było zidentyfikować to, jakie konkretnie zaklęcia zostały tu użyte.

// Zmieniamy lokalizację do NH. Temat właściwie dowolny. Armia martwiaków idzie. Dam znać kiedy najedzie pierwszą miejscowość i informacje o niej staną się powszechną wiedzą.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Królewska prowincja”