Re: Droga z Białego Fortu nad Śnieżkę

46
Porywisty wiatr, biczujący deszczem, poważnie dał się Taanie we znaki. Była przemarznięta, głód zaczynał poważnie doskwierać, a widoków na zmianę sytuacji nie było; za mostkiem teren pozostawał bezleśny, a wicher, rozpędzany w górskich dolinach, gnał z rykiem dokładnie jej trasą.
W tej sytuacji można uznać, że widok dziwnego kasztelu przyjęła Taana z pewną nawet ulgą, choć niewątpliwie jego obecność w tym miejscu oraz sama konstrukcja zmuszały do zastanowienia. Nie miała jednak – z drugiej strony – nic (poza życiem może) do stracenia i nie zamierzała już pół dnia się kryć i obserwować – parła naprzód, dopóki ścieżka... nie zaczęła dziwnie się zachowywać.
Na zdrowy rozsądek powinna porwadzić do budowli, a tymczasem jakby starała się ją ominąć... Nadzieję na wyjaśnienie niósł zakręt – jeśli nie widać było dalszego ciągu, to równie dobrze mógł to być właściwy dalszy ciąg. Zamiast więc zbaczać ze ścieżki i leźć najbliższą drogą prosto pod mury, które wyglądały na niedostęĻne – kuna ruszyła ścieżką, licząc na to, że po pokonaniu zakrętu objawi jej się proste wytłumaczenie. Najlepiej w postaci doprowadzenia do jakiegoś wejścia do budowli. Bez wejścia przecież nie da się... wejść, nieprawdaż?
No... chyba że mieszkańcy dostają się do wnętrza z powietrza... Nie brzmiało to rozsądnie, ale Taana, trzymając w jednej dłoni zwiniętą kartkę, żeby jej wiatr nie poszarpał, a w drugiej dłoni kij, uznała że warto zakładać wszelkie dziwy.

Re: Droga z Białego Fortu nad Śnieżkę

47
Taana bardzo szybko zdała sobie sprawę z tego, że ścieżka wcale nie prowadzi do tego budynku, a w każdym razie nie bezpośrednio. Szła i szła dobre kilkanaście minut przez skalistą ziemię, aż w końcu trakt skończył się. Urwał się w miejscu, gdzie nie można było iść dalej do przodu. Nie dało się jednak nie zauważyć, że te okolice zaczynają już porastać górskie rośliny. Między innymi góra, którą miała po lewej stronie, porośnięta była zielenią. Wydawać by się mogło, że w pewnym miejscu coś się błyszczy, ale to zapewne tylko efekt padającego deszczu i widocznych już na niebie lekkich przejaśnień.

Re: Droga z Białego Fortu nad Śnieżkę

48
Ścieżka miała własny pomysł na to, czy prowadzić dokądś, czy nie. Otóż wybrała – że nie. I nagle skończyła się wśród skał i górskich traw...
Taana siadła w mistycznym miejscu Końca Ścieżki, znów kąsana rezygnacją. Parszywy los skazywał ją nawet na niemożność dotarcia do najbliższego celu. Swoją drogą – co warte rozwikłania – przecież cały ten trakt aż od Białego Fortu musiał doprawdzać dokądś. Przecież nie tylko do mostu, za którym ścieżka robiła wędrowca w konia, udając, że wiedzie do kasztelu, i niknąc w trawie. Przecież ścieżka powstaje z wydeptywania, nie istnieje sama dla siebie – któś nią musi chodzić skądś dokądś, aby powstała i potem istniała. Musi więc istnieć jakieś wytłumaczenie...

Wstała, przetarła twarz z deszczu i zamierzała ruszać z powrotem, gdy coś błysnęło chyba na stoku wzgórza, które miała przed sobą. Kuna to kuna – nie ignoruje sygnałów pewnej natury, a ten miał naturę potencjalnego zagrożenia albo części tajemnicy tego miejsca. Jeśli to tylko zalśnił mokry liść – Taana wycofa się z powrotem w pobliże budowli, próbując znaleźć inny sposób dostania się do środka, choć nie bardzo wiedziała po co miałaby się dostawać do środka. Ale jeśli to w trawie, wśród kamieni i mchów – to jest jakieś... coś – to powinna wiedzieć, co.
Z tym postanowieniem westchnęła i podjęła wspinaczkę po zboczu, wypatrując co dwa kroki, czy błysk się nie powtórzy. Bez kolejnego błysku musiałaby iść nieco na wyczucie.

Re: Droga z Białego Fortu nad Śnieżkę

49
Błysk pojawiał się cały czas, za każdym razem jak tylko zawiał silniejszy wiatr, który rozwiewał porastające górę rośliny. Przy bliższym przejrzeniu się skałom dało się zauważyć jakieś wyryte tam znaki i ornamenty. Przy padającym deszczu były one widoczne jeszcze lepiej, jeden nawet udało się Taanie jako tako rozpoznać, a w każdym razie zidentyfikowała jakąś dziwną twarz. Wszystkie te symbole prowadziły do miejsca zakrytego przez górską roślinność, tam gdzie kuna widziała błyszczące skały. Tymczasem w oddalonym budynku zabił dzwon piętnaście razy, zapewne określając w ten sposób godzinę.

Re: Droga z Białego Fortu nad Śnieżkę

50
Odkąd obecność czegoś w trawie stała się ewidentna – Taana nie zamierzała darować sobie ciekawości. Ornamenty, kiedy zaczęły objawiać swój kształt, były dodatkowo interesujące. Kiedy miała już do nich blisko i dało się odróżnić rysunek twarzy od innych symboli, kucnęła, żeby plecami zasłonić kartkę od deszczu, rozwinęła kartkę i na wszelki wypadek porównała znaki. Nie umiejąc czytać nie dawała sobie gwarancji, czy odróżnia jednokrotnie użyty symbol od litery.
Badania te przerwał dźwięk, którego najmniej się teraz spodziewała. Dzwon na wieży... Brzmiało jakby ogłaszano godzinę – ale do stu demonów na co komu informacja o godzinie w takim miejscu?
Póki co jednak byla tutaj i skoro tak, to należało obejrzeć każdy szczegół skalnych rysunków. Obejrzeć i w miarę możliwości zapamiętać. Jęła odgarniać trawę, wyrywać, gdzie przeszkadzała, zamiatać dłonią z ziemi, którą deszcz rozmazywał po znakach. Kilka razy zerknęła w stronę wieży, planując sobie jednak spróbować sforsować rzekę, wspiąć na dość stromą chyba górę (w większości chyba skalistą) i dostać się jakoś przynajmniej w pobliże murów.

Re: Droga z Białego Fortu nad Śnieżkę

51
Taana spróbowała porównać symbole wyryte na skale z tymi, które były wypisane na kartce, którą znalazła przy wisielcu. Niewiele z tego wyszło. Nie wydawały się one w ogóle do siebie podobne, za to jedynie kartka zmokła jeszcze bardziej i trzeba było już naprawdę na nią uważać, żeby się nie zniszczyła. W tej sytuacji zatem próba przepłynięcia rzeki mogła wydawać się nie najlepszym możliwym pomysłem. Zapewne jednak niezwykle dobrze chroniąc ten kawałek papieru. Taana weszła do wody lodowatej tak bardzo, że zwykły, nieprzygotowany śmiertelnik mógłby się zapewne poparzyć. Była jednak dość płytka, nie trzeba było jej przepływać. Woda w najgłębszym miejscu sięgała kunie do bioder (uszkadzając przy tym jej prowizoryczne majtki i nie najlepiej działając na jej pokaleczone ciało). Kiedy jednak dostała się na drugi brzeg, dojście do mostu prowadzącego do budowli wydawało się dziecinnie proste. Wystarczyło tylko wspiąć się po kamiennym zboczu, które w tym miejscu było dość łagodne.

Na górze zaś cały świat wyglądał już zupełnie inaczej. Suchy, skalisty krajobraz zamienił się nagle w połacie łąk i lasów. Bez trudu znalazła też wejście na most. Ten, w przeciwieństwie do poprzedniego który musiała przemierzać, był dość stabilny. Dość? Nie, on był twardy niczym beton, nie było siły żeby się załamał. Kuna szła dzielnie wśród padającego deszczu po moście prowadzącym do tego dziwnego budynku, przed którego bramą stał dość niski, łysy mężczyzna z niewielką kozią bródką. Ubrany był w czerwoną tunikę sięgającą mu nieco za kolana, na biodrach miał zaś gruby pas ze skóry. Na nogach nosił sandały, na obu ramionach miał dziwne tatuaże, które przypominały Taanie te płaskorzeźby w górach. W prawym ręku trzymał pikę, lewą natomiast wyciągnął w kierunku zbliżającej się kuny.
- Witaj w klasztorze Kariili, nieznajoma! - zawołał do niej z uśmiechem. - Jestem brat Dariusz. Co cię do nas sprowadza? Jeśli chcesz się pomodlić lub złożyć ofiarę, poszukaj przydrożnych kapliczek, są wszędzie tam, gdzie są farmy. Tutaj mają wstęp tylko bracia.

Re: Droga z Białego Fortu nad Śnieżkę

52
Pieprzony deszcz, nie pomógł w odczytaniu znaków, co było do przewidzenia, ale zniszczyć kartkę to już proszę bardzo!...
Dała za wygraną z tymi inskrypcjami – lepiej już było działać w konkretnym kierunku.
Początkowy zapał wynikający z zamiaru dojścia do wieży ostudziła bezlitośnie woda w rzece. Zimno aż bolało, wynędzniała kuna czuła lodowaty uścisk w kościach od bioder w dół, kiedy brnęła przez – na szczęście niezbyt głęboką – rzekę. Na drugi brzeg wylazła dygocąc jak porażona, ze zsiniałymi ustami, a co szczególnie nieprzyjemne – nie otulił jej żaden choćby ciepły powiew. Wyjść z rzeki na deszcz – to w zasadzie tylko dowód na złośliwość świata. Poparty dekompozycją pseudomajtek, które musiała zgrabiałymi trzęsącymi się palcami montować na nowo, udając przed sobą, że jako tako bandaż spełni ponownie tę dziwną funkcję...

Szczęściem – rozgrzała się nieco podczas wspipnaczki kamiennym zboczem, osiągając ostatecznie...
zupełnie nowy krajobraz, choć również skąpany w deszczu.
Dodatową atrakcją, a nawet nagrodą, było to, że kasztel nie był pusty, jak reszta świata. Co więcej – witano ją. A przynajmniej nie przeganiano i nie strzelano...
Słuchała zakonnika moknąc sobie tam, gdzie się zatrzymała – tuż przed osiągnięciem końca mostu.
– "Tylko bracia"... – powtórzyła po nim, witając się skromnym acz stanowczym skłonieniem głowy. – Może zrobicie wyjątek dla siostry? Mogę się pomodlić, choćby po to, żeby poprzebywać chwilkę bez deszczu. Co do ofiary... mam tylko kij, szmatę i pytania. Wymieniłabym je na odpowiedzi, bracie Dariuszu.
Mówiła dość cicho, niskim zachrypniętym lekko głosem, starając się nie wyglądać tak, jak wyglądała – choć ten zamiar był raczej skazany na niepowodzenie. Kuny nie proszą, swoje potrzeby wplotła więc w swoim mniemaniu dość nieczytelnie w ten krótki dialog i teraz dygocąc czekala na odpowiedź, a najchętniej – na propozycję gościny.

Re: Droga z Białego Fortu nad Śnieżkę

53
- Tylko słudzy Kariili mogą wejść do środka, przykro mi... - po jego minie i tonie głosu dało się znać, że naprawdę mu przykro z tego powodu. Po chwili jednak dodał: - Zobaczę, co da się zrobić - i zniknął za bramą klasztoru. Po chwili jednak wrócił.
- Idź tą ścieżką w dół. Jakieś pół kilometra stąd jest farma należąca do klasztoru. Weź to pismo i pokaż je tam bratu-prokuratorowi, tam będziesz mogła się schronić. Tylko tyle mogę zrobić... - powiedział z dość smutną i troskliwą miną, wręczając jej zapieczętowany zwój.

Re: Droga z Białego Fortu nad Śnieżkę

54
Cóż miała robić – odczekała, aż braciszek wróci, gdy zniknął. A gdy pojawiwszy się zasugerował, dokąd iść – nie miała nic lepszego do zrobienia, niż podążać jego wskazówkami.
– Dziękuję – powiedziała, biorąc zwój i postanawiając sobie chronić go jak najlepiej, a następnie ruszyła wskazaną ścieżką. "Farma" – to brzmiało wielce pozytywnie. Obiecywało cywilizację, a na dodatek teoretycznie przychylnych ludzi. Wpojone w Taanę odruchy braku zaufania i przekonanie, że każdy jest potencjalnym wrogiem, teraz nie miały głosu. Ruszyła, a sił dodawała jej nadzieja, że niebawem wreszcie po raz pierwszy od dawna nie wydarzy jej się nic specjalnie złego. Jedyną poważniejszą zaś myślą, jaką zajęła się, krocząc cierpliwie w deszczu, było to, jak Wolni tak naprawdę wyobrażali sobie ten cel – "Spotkanie nad Śnieżką". Czy wisielec był tym, kogo miała spotkać, czy miała spotkać tego, kto załatwił wisielca, czy to wszystko nieważne, a spotkaniem była kartka, której nie potrafiła odczytać...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Królewska prowincja”