Zamek Piołun

1
Piołun, leżący w połowie drogi pomiędzy Saran Dun a Heliar, jest posiadłością rodu Nizari.
Niegdyś zamek był średniej wielkości budowlą otoczoną niewysokim murem, a u jej stóp leżała niewielka wioska. Dziś ten spokojny przybytek przemienił się w prawdziwą twierdzę.
Wioska została otoczona grubym i wysokim murem, przyozdobionym świętymi runami Sakira, chroniącymi przed demonami. Co kilkanaście metrów stoi tu wysoka wieża, z której dzień i noc wartownicy obserwują tereny podległe rodowi Nizari. Da się też zauważyć kilka katapult i skorpionów ustawionych na murach. Wewnątrz wioski zlikwidowano niemal wszystkie sklepy złotnicze oraz karczmy i domy publiczne. Ostały się tylko zakłady kowalskie, płatnerskie i wszelkie inne, które mogły przydać się do zbrojenia ludzi. Wzniesiono tam też ogromną świątynie ku czci Sakira. Wzdłuż murów wykopano głębokie fosy wypełnione zaostrzonymi palami. Wioska charakteryzuje się gęstą zabudową i szerokimi ulicami, gdyż często przejeżdżają tędy kolumny wojsk patrolowych.
Sam zamek również znacząco się zmienił. Mury powiększono, dobudowano kilka dodatkowych sal treningowych i dziedzińców do walki konnej, wież i donżonów. Tutaj również gęsto jest od strażnic i machin obronnych i również wykopano głęboką fosę. Mury, podobnie, jak te zewnętrzne, pokryto runami Sakira. Całość wygląda bardzo ponuro, co kontrastuje ze światłą i praworządną naturą Sakira, któremu oddaje się tu hołd.



W kryptach Piołunu odbywała się właśnie uroczystość pogrzebowa Ottona Nizari, ojca Ordona, żarliwego wyznawcy Sakira i łowcy demonów. Wokół sarkofagu wyobrażającego wygląd Ottona zebrał się duży tłum i prawdziwym szczęściem było, że projektanci krypt uczynili je zdolnymi do pomieszczenia znacznej liczy osób.
U wezgłowia cicho łkała matka Janett oraz siostra, której Ordon prawie nie znał, Brena. Za nimi w cieniu stały dwie wyższe postacie. Wsparty o pięknie rzeźbiony kostur Osgill, starszy z jego braci, który stał z posępną i udręczoną miną, a także młodszy, również niemal Ordonowi nieznany, Langrad. Ten z kolei był głęboko zamyślony, ale wyraz jego twarzy kojarzył się raczej z jakimś chytrym kombinowaniem niż ze smutkiem i żałobą. Ordon obserwował go od przyjazdu i nie uświadczył u niego choćby odrobin żalu czy zasmucenia. Brena i Langrad urodzili się już po wyjeździe Ordona do Srebrnego fortu, siedziby Sakirowców i paladyn widział ich zaledwie dwa razy.
Po prawej stronie stojącego pośrodku sarkofagu stali dostojnicy króla Aidana, których wysłał tu, by oddać cześć wiernemu słudze oraz kilku mistrzów Zakonu Sakira ze swoimi giermkami, ubrani w pełne zbroje i przepasani mieczami, jak na pogrzebach wojowników.
Naprzeciw nich stał w końcu Ordon. Nie nałożył zbroi, gdyż nie był tu jako paladyn, a jako członek rodziny. Postawił na wygodne buty, bawełniane spodnie, koszulę i wams z wyszytym mieczem Sakira oraz długi płaszcz z głębokim kapturem, który założył na głowę. Po jego prawicy stał Arkin Grace, jego były mistrz i wierny przyjaciel. Ten, podobnie jak współbracia, nałożył na siebie zbroję. Nigdzie nie było widać jego giermka, mogło to więc oznaczać, że nie zabrał go z fortu. Giermek Ordona Lerath stał kilka kroków za nim gotów w każdej chwili służyć pomocą. Chłopak miał dwadzieścia jeden lat i pasowanie go na rycerza było kwestią czasu. Był postawny, dobrze zbudowany, a rysy twarzy miał szczególnie ostre. Wzrostem przewyższał już Ordona o kilka centymetrów a i w fechtunku prezentował się bardzo dobrze. Miał na sobie jasnobrązową szatę zapinaną skórzanym paskiem.
Tymczasem Ordon myślał intensywnie, co przykuło uwagę Arkina.
- Coś cię dręczy, ale nie jest to śmierć ojca, gdyż na nią byłeś gotowy od dłuższego czasu.
- Znasz mnie, przyjacielu - powiedział młodszy z rycerzy. - Widzisz, ojciec przed kazał mi przysiąc na miecz i honor, że pozbędę się demonów z Herbii. Wszystkich demonów. Rozumiesz? Na Sakira, przecież to brzmi jak jakiś chory pomysł.
- Przysiągłeś?
- Nie miałem wyjścia. To był mój ojciec. Zawdzięczam mu wszystko. Nawet miejsce, w którym teraz w życiu jestem.
- Zawdzięczasz to ciężkiej pracy nad sobą.
- To nie ciężka praca nad sobą kupiła mi konia i cały osprzęt. To nie ona zrobiła ze mnie paladyna miast brata służebnego. To był mój ojciec.
- To była egoistyczna prośba schorowanego człowieka w stanie agonalnym.
- Ostatnia prośba umierającego - sprostował. - Nie mogłem odmówić.
Zapadła cisza. Uroczystość pogrzebowa dobiegała końca. Kapłan kończył modlitwę, a żałobnicy podchodzili, aby złożyć hołd.
- Co zamierzasz z tym zrobić? - zapytał Arkin.
- Jeszcze nie wiem. Na razie zostanę w domu przez kilka dni, będę czuwał przy matce i rodzeństwie.
I spróbuje dowiedzieć się, co knuje ten gówniarz. Bo tego, że knuje, jestem pewny.
- To bardzo krótkoterminowe plany. Co później?
- Później wrócę do Srebrnego Fortu i coś wymyślę.
- Wielki Mistrz nigdy nie przystanie na żadną propozycję wyprawy czy innego szaleństwa, nawet w tak szczytnym celu i nawet, gdyby nie zapytał rady. A zawsze pyta.
Ordon zdawał sobie z tego sprawę. Arkin zaś kontynuował wywód.
- Wyprawa może pochłonąć setki istnień. Czy twój ojciec pośmiertnie weźmie na siebie tą odpowiedzialność? Czy też wszystko spadnie na ciebie?
- A jeżeli demony urosną w siłę i ruszą na nas zginą tysiące osób, a na Keronie na pewno się nie skończy. To już i tak postanowione. Nie złamie przysięgi danej umierającemu ojcu. Nie każe ci tego zrozumieć, proszę tylko, żeby zaakceptował ten fakt.
Starszy rycerz odwrócił się do niego i położył dłoń na ramieniu.
- Zawsze mogłeś i wciąż możesz liczyć na moją pomoc. Nic się nie zmieniło.
Ordon kiwnął głową i uśmiechnął się serdecznie. Towarzysz taki jak Arkin, to prawdziwa rzadkość.
Tymczasem uroczystość na dobre się skończyła. Goście kolejno podchodzili do matki i rodzeństwa, aby złożyć im kondolencje. Ordon wiedział, że za chwilę trafią i do niego.
- Zajmij się rodziną - powiedział jego były mistrz. - Ja odchodzę, zanim trafią tu ci wszyscy urzędnicy z nieszczerymi kondolencjami. Wracam jeszcze dziś do Srebrnego Fortu. Trzymaj się, bracie, do zobaczenia.
Ordon uścisnął jego przedramię.
- Niech ci Sakir sprzyja, druhu. Jedź bezpiecznie.
Arkin odwrócił się i z cichym brzdękiem zbroi wyszedł z krypt. Ordon został z giermkiem, czekając na jego kolej, by wysłuchać patetycznych przemów dotyczących wspaniałego życia ojca.
Obrazek

Re: Zamek Piołun

2
Jak to na pogrzebie, w wilgotnym powietrzu krypty dało się wyczuć także pełno smutku, żalu, tęsknoty... wszyscy pogrążeni w melancholii. Wojownicy stoją nieugięcie, rodzina i przyjaciele zmarłego spuszczają głowy. Gdyby nie szelest wydawany przez przybyłych i głos kapłana, dałoby się zapewne słyszeć spadające na podłoże łzy.
Lerath nie wypowiedział ani jednego słowa przez cały czas trwania uroczystości pogrzebowej. Nawet nie zmienił miejsca spoczynku. Ktoś mógłby pomyśleć, że duchowo był nieobecny, ale tak naprawdę po prostu błądził w myślach rozmyślając o swojej rodzinie. Pomimo, że nikomu o tym nie wspominał, brakowało mu rodziny... brata, z którym spędził początki dzieciństwa, matki, która wychowała go, ojca, z którym... no właśnie, co? Wreszcie zrozumiał, że z ojcem nic go nie łączyło poza więzami krwi. Nigdy nie miał czasu dla synów, wiecznie załatwiał interesy albo spędzał wolny czas na eleganckich przyjęciach u arystokracji. Ale pomimo tego, Lerath zarówno jak Itheri szanowali ojca. Zapewniał im dobrobyt, mieli zawsze to co najlepsze i nigdy niczego im nie brakowało.
Leratha nie łączyło z ojcem praktycznie nic, ale nie mógł mieć do siebie żalu za coś, na co nie miał wpływu. Czasem jednak rozmyślał, jak wyglądałoby teraz życie ich rodziny, gdyby nie tragedia która ich nawiedziła.
Do tej pory ukrywał się przed organizacją, która zleciła morderstwo obawiając się, że będą chcieli dokończyć dzieło i pozbawić tchu ostatniego z von Dreissów. Jednak ile można żyć w strachu i zwątpieniu.
Teraz pozostało mu tylko oczekiwanie, aż mistrz udzieli mu swojego błogosławieństwa i pozwoli odejść kontynuować własne dzieje na swój sposób, a będzie mógł dokonać zemsty.

Re: Zamek Piołun

3
Ordon szkolił Leratha ponad dziesięć lat. Przyjął go na swego giermka zaraz po własnym pasowaniu. Arkin mawiał mu, że najważniejszą powinnością rycerza Sakira jest przekazywanie wiedzy innym pokoleniom, aby wiara nie została zagubiona. Dopiero potem trzeba walczyć mieczem.
Pogrzeb dał mu wiele do myślenia i teraz Ordon podjął pewną decyzję.
- Lerath - skinął na niego. - Podejdź tu, proszę.
Kiedy chłopak podszedł, rycerz kontynuował.
- Mam nadzieję, że pogrzeb cię nie nudzi. Powiedz mi, jak to było dokładnie z twoją rodziną? Nigdy nie mówiłeś mi szczegółowo, jak to się stało. Kim byli ci, którzy ich zabili? Czemu chcą dopaść ciebie? Chciałbym, żebyś opowiedział mi wszystko po kolei, póki nikt do nas nie podszedł, żeby wygłaszać fałszywe żale.
Zdawał sobie sprawę, że może to być lekko bolesne dla jego giermka, ale zanim powie mu, co postanowił, ten musi mu wszystko opowiedzieć. Obawiał się, że chłopak będzie chciał się mścić i zamierzał go od tego odwieść.
Do nozdrzu Ordona dotarł zapach kadzidła. Znak, że kapłan pobłogosławił kryptę i za chwilę opuści pomieszczenie.
Obrazek

Re: Zamek Piołun

4
Podczas tych wielu lat służby u Ordona, Lerath wykształcił nie tylko umiejętność fechtunku, ale także i charakter. Po śmierci rodziny zachował spokój, podczas gdy inni przeklinaliby bogów lub próbowali zapomnieć o wszystkim zapijając się do upadłego. Ale nie on. Wręcz przeciwnie, gdy dowiedział się o morderstwie, zaczął trenować jeszcze ciężej i dłużej, by w przyszłości móc dorwać zbrodniarzy, a już na pewno nigdy się nie załamał.
Wyrwany z zamysłu przez swojego mistrza, wyglądał na lekko zdezorientowanego. Podszedł bez ociągania się.
- Oczywiście, panie. - Odpowiedział na wezwanie. - Nie znudziło, aczkolwiek zmusiło do przemyśleń na temat swojej przeszłości... ale przejdę do rzeczy. Mój świętej pamięci ojciec Gerhard należał do bogatej arystokracji miasta Irios. Pewnego dnia inny arystokrata, jego znajomy, okazał się zbyt ambitnym skurwysynem. Inaczej go nazwać nie mogę. Chciał on dokonać zamachu stanu i przejąć rządy w Keronie, a ponieważ znał mojego ojca od dawna, myślał że zdobędzie jego wsparcie. Jednak nie udało się. Ojciec pozornie przystał na propozycję, by tak naprawdę wyciągnąć więcej informacji o wszystkim i złościć sprawę odpowiednim władzom, ale ponieważ nie ufał urzędnikom, próbował dostać się na audiencje u samego króla, by właśnie jemu przekazać najważniejsze wieści. Nie zdążył, ponieważ został zamordowany przez grupę ludzi z tatuażami z kropelką krwi spadającą na literę V w okręgu. Tak naprawdę do chyba najważniejszy trop dotyczący morderstwa. Rzeczony arystokrata niestety od czasu zdarzenia ukrywa się. - Nie okazywał emocji, już dawno pogodził się ze wszystkim - Dlaczego chcą mnie dopaść... wiedzą lub podejrzewają, że ojciec przekazał mi informacje mogące pogrążyć ich przedsięwzięcie, no i myślę że obawiają się odwetu. - Dokończył i ponownie spuścił głowę w dół jakby w zamyśle.

Re: Zamek Piołun

5
Ordon zamyślił się głęboko. To okropne, pomyślał nie po raz pierwszy. Okropne jest stracić wszystkich jednocześnie. Ale rycerza zastanawiała inna kwestia.
- Czy słusznie spodziewa się odwetu?
Zemsta nie było dobra nigdy, prowadziła najczęściej do zguby mszczącego się i jego ofiary. W wykonaniu rycerza Sakira było to wręcz niedopuszczalne. Ordon szczerze liczył, że Lerath rozumie tą prawdę i służba Sakirowi wygra u niego nad chęcią odnalezienia zabójców rodziny. Jego głos był spokojny i niemal wyprany z emocji, co mogło znaczyć, że albo zrezygnował z zemsty, albo właśnie na nią czeka.
W każdym razie - od jego odpowiedzi zależało bardzo wiele.
Obrazek

Re: Zamek Piołun

6
Lethar znał Ordona wystarczająco długo, by znać jego poglądy na temat pewnych spraw. Dlatego właśnie musiał zdecydować, czy powiedzieć mistrzowi prawdę, czy skłamać.
W głębi serca mężczyzna pragnął zemsty, ale również jako członek Zakonu Sakira miał obowiązek postawić czoło tajnej organizacji planującej dokonać zamachu stanu, co uważał za usprawiedliwienie.
Wyznanie prawdy najpewniej zostałoby odebrane przez Ordona jako brak rozwagi, czego rycerz zakonu okazywać nie powinien.
Po dłuższym zamyśle, w końcu rzekł:
-Panie, pogodziłem się ze śmiercią rodziny już dawno temu. Zemsta, w jakiejkolwiek formie, niczego nie zmieni. Pragnę wiernie służyć Sakirowi i walczyć ze złem, by mój ojciec mógł być ze mnie dumny, gdziekolwiek teraz jest.

Re: Zamek Piołun

7
Ordon uśmiechnął się i położył dłoń na ramieniu giermka.
- Twoja mądrość dorównuje biegłości w walce mieczem. Jesteś gotów, niczego więcej cię nie nauczę. Oznajmię dziś mistrzom zakonu, że jesteś gotów do bycia rycerzem. Być może poddadzą cię próbie, a być może przyjmą moje słowa i zostaniesz pasowany. W każdym razie - nasze drogi prawdopodobnie się rozejdą. Jestem dumny, że mogłem szkolić cię i przekazywać ci wiedzę.
Była to prawda. Wiedział, że Lerath jest gotów iść przez życie i służbę Sakirowi samotnie. Wierzył w chłopaka i był pewny, że sobie poradzi. Tak, jak Arkin pozwolił rozwijać się Ordonowi, tak Ordon chce pozwolić rozwijać się swojemu giermkowi. Taka była kolej rzeczy.
Obrazek

Re: Zamek Piołun

8
Uroczystości pogrzebowe w zamku Piołun miały się już ku końcowi. Uczestnicy, odmówiwszy już modły i złożywszy kondolencje rodzinie zmarłego poczęli opuszczać zamek razem ze swoją świtą, toteż krypty powoli zaczynały świecić pustkami. Pozostałi jedynie cżłonkowie rodziny, dyskretnie stojąca na uboczu służba, no i Ordon z giermkiem. Zajęci byli rozmową i nie zwracali większej uwagi na ceremonię..

Przerwało im pojawienie się człowieka, którego wcześniej nie dostrzegli. Gdy tylko zwrócili nań swoją uwagę, od razu rozpoznali w nim Talleyranda. Był to jeden z wyższych rangą zakonników Sakira, prawdopodobnie wysłannikiem „góry” na uroczystość jako reprezentanta. Ubrany był w białą, odbijającą niemal każdy promień światła zbroję, wypolerowaną do tego stopnia, że dało się w niej ujrzeć własne odbicie. Do kirysu były przymocowane czerwonymi pieczęciami dwa zwoje, na których wypisane były sakirowskie psalmy. Paladyn faktycznie musiał być sporej postury, ale cały pancerz zdawał się czynić go co najmniej dwukrotnie większym. Jego twarz była stara, poorana bruzdami i zmarszczkami. Głowę miał ogoloną na łyso, ale nosił długą, ciemną brodę poprzetykaną pasmami siwizny. Najdziwniejsze w nim samym były jednak oczy. Niby zwyczajne, błękitne tęczówki, ale gdy przyjrzeć się im uważniej, dostrzegało się w nim płomień. Coś równie dziwnego i fascynującego, jak gdyby zobaczyć ogień tlący się wewnątrz bryły lodu.
Obaj znali Talleyranda, jednak nie osobiście. Wielokrotnie o nim słyszeli, a różne pogłoski krążyły na jego temat. Podobno był całkowicie poświęcony sprawie, a jego zaangażowanie, a nie pozycja społeczna (którą się nie szczycił) zaniosły go na szczyt drabiny zakonu. Fama niosła, że zabił demona w wieku 10 lat i jako jedyny ocalał z pogromu jakiejś północnej wsi. Wychował go zakon i jemu poświęcił swoje życie. Nie był ciekawym towarzyszem do rozmowy, wręcz przeciwnie – unikał towarzystwa, poświęcając czas swoim obowiązkom i modlitwie, toteż nikt z giermków czy rycerzy chętnie nie utrzymywał z nim kontaktu. Słowem, fanatyk w każdym calu. Wszyscy jednak zdawali sobie sprawę, że gdy przyjdzie czas wojny i będą musieli stanąć do walki, nie znajdą lepszego towarzysza. Według zaś wielkiego mistrza zakonu, wszyscy członkowie powinni być właśnie tacy jak on.
- Ordon, prawda? Dobrze poznałem? - zapytał. Jego głos był całkowicie wyprany z emocji. Wszystko mówił jednostajnie, niezmiennym, mechanicznym tonem, zupełnie jak dziecko recytujące nauczony na pamięć wierszyk, którego znaczenia nawet nie rozumie.
- Przykro mi z powodu twojego ojca – rzekł od razu, nie dając mu nawet czasu na potwierdzenie. Kondolencje wypowiedział takim samym tonem jak wcześniej. - Wierzę, iż jesteś pogrążony w żałobie, ale przynoszę dla ciebie rozkazy. Z pewnością podróż i skupienie na sprawach zakonnych pozwoli ci zapomnieć o smutku. Wysłano mnie, byś udał się w góry Daugon jako przedstawiciel naszego zakonu. Dało się słyszeć, jakoby jeden z heretyków dopuścił się badań nad Bramami, czym powinniśmy zajmować się my i tylko my. Co gorsza, otrzymał na to przyzwolenie. Musisz zająć się całą tą sprawą, nie wiemy, czy osobnik ten będzie współpracował, czy nie.
Przerwał na chwilę swój wywód, mierząc wzrokiem obydwu mężczyzn.

- Jak mniemam, twój giermek uda się z tobą, by udzielić ci pomocy.
Zamikł w końcu, wbijając w nich swoje spojrzenie .
Ostatnio zmieniony 08 mar 2013, 17:29 przez Miklos Horthy, łącznie zmieniany 6 razy.
Obrazek

Re: Zamek Piołun

9
Ordon dostrzegł Talleyranda, kiedy to blask ogni z kaganków odbił się od jego zbroi. Zbliżył się, a Ordon złożył dyskretny ukłon.
- Mistrzu Talleyrand, dobrze zgadłeś, dziękuje za szczerze słowa.
Ordon do tej pory nie widział tego rycerza, a przecież ponad połowę życia spędził w zakonie. Ale i nie ma się czemu dziwić, facet był samotnikiem i mrukiem. Trenował, czytał i modlił się w samotności, stawiano go za wzór wszelkich cnót i nakazywano giermkom podążać jego śladami. Ordon nie powiedział tak nigdy, zawsze mówił Lerathowi, by ten szukał własnej ścieżki w życiu, a nie ślepo podążał za przykładem innych.
Wysłuchawszy rozkazów z Fortu Ordon zamyślił się chwilę. Bramy w górach Daugon. Otto von Smallhauzen, oczywiście. Arkin wspominał o nim, mówił, że jeszcze będą przez niego kłopoty. I proszę, facet poważnie wziął się do roboty. Ordon ciekaw był jednak, jakim cudem przekonał rajców Zaavral do pozwolenia na eksperymenty. Cóż, wkrótce miał sam się o tym przekonać.
- Przyjmuję to zadanie z radością, mistrzu. Wyjadę jutro o świcie. Jednak mój giermek nie wyruszy ze mną. Nie nauczę go już niczego więcej. Jest gotów, by zostać pasowanym na rycerza Sakira. Jestem pewny, że zwycięsko przejdzie wszelkie próby. Nie ma potrzeby, by jechał ze mną. Załatwię to sam. Nie potrwa to długo.
W jego głosie brzmiała pewność siebie wymieszana z pokorą, jak zawsze, kiedy stawał w obliczu nowej misji. Nie bał się. Był pewny, że da radę, że sobie poradzi. Widywał i spotykał gorsze rzeczy, niż jakiś niespełniony naukowiec.
- Czy to wszystko, co chciałbyś mi przekazać, mistrzu?
Obrazek

Re: Zamek Piołun

10
Podczas gdy Ordon mówił, Talleyrand jedynie kiwał głową, ale nie odzywał się. Nie został poinformowany o szczegółach zadania, które miał mu przekazać, toteż tym lepiej było, że rycerz znał sytuację. Oszczędziło to ewentualnych nieporozumień. Przybył tu tylko jako przedstawiciel zakonu, by reprezentować go na pogrzebie jednego z jego członków. Z chwilą przekazania informacji zupełnie przestało go to interesować.
Pokiwał głową, wysłuchawszy rycerza. Skrzywił się w duchu, gdy usłyszał o jego giermku, ale jego twarz pozostała całkowicie nieruchoma. Znając życie, to właśnie on będzie musiał zająć się próbami dla niego. Przeniósł swój wzrok na najmłodszego z nich, oceniając go. Był wyższy od swojego dotychczasowego mistrza i zdawał się być równy Talleyrandowi.
- Tak, to wszystko, możesz odejść – odpowiedział Ordonowi tym samym tonem, co poprzednio, odwróciwszy się do niego, później jego wzrok ponownie spoczął na Lerathu.
- Przedstaw się, młodzieńcze – zwrócił się do niego. - Czy zgadzasz się ze swoim mistrzem i na pewno czujesz się gotów, by przyjąć śluby rycerza Sakira? Musisz wiedzieć, że jest to bardzo odpowiedzialna i godna, ale też nieodwołalna decyzja. Kto poświęci swoje życie Sakirowi, musi pozostać przy nim aż do chwalebnej śmierci, jak nasz brat Otton Nizari. Musisz być pewien, że jesteś gotów na życie pełne wyrzeczeń i mieć świadomość, że będziesz służyć nie mi ani Wielkiemu Mistrzowi, ale kerońskiemu ludowi i samemu Sakirowi – tokował przez dłuższą chwilę, nie zmieniając dźwięku ani natężenia swojego głosu w żadnym momencie. Powoli i zdecydowanie wyrzucał z siebie szereg oficjalnie i dumnie brzmiących frazesów, które ów przyszły rycerz słyszał pewnie już wielokrotnie.
- Jeśli się zgodzisz, pojedziesz ze mną do Srebrnego Fortu, naszej siedziby. Tam, razem z tobie podobnymi zostaniesz poddany próbom, które wyłonią najlepszych i najszlachetniejszych, którzy dostąpią zaszczytu pasowania. Jeśli nie jesteś jeszcze zdecydowany, w pełni to rozumiem, gdyż taka decyzja w pierwszej chwili może przytłoczyć. Masz czas do namysłu do jutrzejszego poranka, kiedy to ruszę w drogę powrotną. Naturalnie, nikt nie będzie miał do ciebie pretensji, jeśli uznasz, że nie jesteś na to jeszcze gotowy – kontynuował swój wywód z podobnym natężeniem emocjonalnym, co wcześniej. Lodowate spojrzenie wbijało się prosto w źrenice Leratha, obdarzając go czymś w rodzaju chłodnego zainteresowania.
- Na pewno będziesz miał jakieś pytania. Możesz zadać je teraz, lub później. Będę w okolicy zapewne aż do zmroku, a może i dłużej. Nie sypiam zbyt dobrze – dodał, ostatnie zdanie wypowiedziawszy jakby z lekkim, ledwo zauważalnym zmieszaniem. Istotnie, miał problemy ze snem. To, co go nawiedziało, ilekroć zamykał oczy, sprawiało, że trudno było się temu dziwić. Jak na kogoś o tej kondycji psychicznej trzymał się zadziwiająco dobrze.
Obrazek

Re: Zamek Piołun

11
Ordon nie zadał sobie trudy odpowiedzi. Skłonił się tylko, po czym ostatni raz spojrzał na swojego giermka i kiwnął mu głową. Gdy zobaczą się następny raz, chłopak będzie rycerzem.
O ile przeżyje.
Powolnym krokiem Ordon opuścił kryptę.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Królewska prowincja”