Wieś Szarzyca przy Północnym Trakcie

1
Obrazek
Nieopodal Białego Fortu, przy trakcie wiodącym z ziem Keronu na Północ, leży chłopska osada zwana Szarzycą. Nazwa wzięła się pewnie od wszechobecnej szarości i smutku. Szarzyca nie różniłaby się jednak niczym szczególnym od setek podobnych jej, ubogich kerońskich wiosek, gdyby nie dwie rzeczy - śmiertelna epidemia, która rozpanoszyła się wśród jej mieszkańców i świecąca niepokojącym błękitem bariera magiczna, którą ktoś zapobiegliwie nad nią roztoczył, by zapobiec wydostaniu się zarażonych wieśniaków, a co za tym idzie i samej choroby poza jej obręb.

Od długich tygodni niebieskie światło kopuły towarzyszyło mieszkańcom wioski. i nie było to miłe towarzystwo. Budziło niepokój w sercach. Budziło dzieci w nocy. Jeśli dodać do tego kwestię zimy, która trzymała całe królestwo w swoich szponach już od półtora roku, no i przede wszystkim zarazę, która kładła bez litości nawet najsilniejszych mężów, można było się zdziwić, że w Szarzycy jeszcze ktoś żyje. Ale żyli. Nie mieli się dobrze, ale jeszcze żyli. Niektórzy.

Wśród tych niedobitków żył i Saito. Od długich tygodni, a może i miesięcy, przeklinał licho, które podkusiło go do zimowania właśnie w tej osadzie... Zaczęło się dobrze. Przywiózł z wielkiego świata to i owo, przehandlował z zyskiem w Szarzycy, nabył dość żywności, by przetrwać do wiosny... Ale wiosna nie przyszła. Polewka, którą jadał, robiła się coraz cieńsza, a ziarenka grochu i okruchy sucharów zaczął sobie wyliczać coraz ostrożniej. Miał kąt w tutejszej gospodzie, ale kiedy skończyły mu się pieniądze, właściciel przestał być sympatyczny i wszystko skończyłoby się bardzo marnie, gdyby nie pewne małżeństwo, niewiele starsze od samego Saito. Oset i Żywia.

Ugościli go w swojej chałupie w zamian za pomoc w gospodarstwie. Oset trudnił się kuśnierstwem, tedy w domostwie nie brakowało futrzanych kożuchów, czapek, mufek... Było się w co ubrać i czym się przykryć w mroźne zimowe wieczory. Żywia natomiast spędzała zimę na przędzeniu, tkaniu i szyciu. Saito przyzwyczaił się już nawet do stukania jej kołowrotka w sąsiedniej izbie, kiedy zasypiał na ławie koło kuchennego pieca. Być może przywykł do tego już tak bardzo, że w ciszy nie umiałby już spokojnie zapaść w sen.

Rąbanie drewna, noszenie wody ze studni, odgarnianie śniegu sprzed drzwi, pilnowanie paleniska, gotowanie, pranie, sprzątanie chałupy, dojenie i dokarmianie złośliwej, chudej kozy Zazuli... Saito miał, krótko mówiąc, ręce pełne roboty. A nocami, kiedy jego gospodarze już spali, rozmawiał ze swoją ukochaną Agatą, z tą udręczoną duszyczką. Za każdym razem przychodziła do niego tak samo smutna i śliczna. Tak samo tęsknie spoglądała na niego swoimi złotymi jak lipowy miód oczami spod płowego warkocza, bawiła się wyblakłą błękitną wstążką, przesyłała kochankowi bezcielesne pocałunki. I tak marnotrawili czas aż do świtu. Choć za każdy razem powtarzali sobie te same słowa, choć ze słów tych nic nie wynikało i nie mogło wyniknąć, choć nie mogli się nawet dotknąć, to długie zimowe noce zawsze okazywały się zbyt krótkie, pozostawiając po sobie głównie rozczarowanie i nieutuloną tęsknotę.
* Śmiertelna zaraza do niedawna trzymała się z daleka od domostwa Żywii i Osta, ale nic, co dobre, nie może trwać wiecznie. Stara matka kuśnierza, mieszkająca w sąsiedniej chacie, zaczęła któregoś dnia gwałtownie pluć krwią i kaszleć. Jego młodsza siostra, do niedawna hoża piętnastolatka, podupadła na zdrowiu razem z matką. Oset spędzał więc u nich całe dnie, a czasem i noce, próbując nieść ulgę w chorobie... ale trudno było liczyć na ich uzdrowienie. Na wiejskim cmentarzyku za chramem Kariili każdego dnia przybywało kilka nowych mogiłek. Z zarazą nikt nie umiał walczyć.

- Saito... - westchnęła któregoś wieczoru znad kołowrotka Żywia. W zamyśleniu potarła bliznę po oparzeniu, która szpeciła jej prawy policzek i była właściwie jedynym powodem, dla którego nie można było jej nazwać piękną kobietą. - Saito, słyszałam, co o tobie mówią... Jesteś medykiem, prawda? Słyszałam - dodała konspiracyjnym szeptem - że leczyłeś nawet raz samego króla Aidana. Na bogów, dlaczego nie pomożesz ludziom tu w Szarzycy? Biedni jesteśmy, ale czy gorsi od królów? Czym myśmy sobie zasłużyli na taki los? Biedny mój Oset siedzi u matki już czwarty dzień... Naprawdę nie znasz lekarstwa na zarazę? Od ciebie choroba jakoś się trzyma z daleka...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Wieś Szarzyca przy Północnym Trakcie

2
- Medykiem? - Zdziwił się Saito, jego wiedza dotyczyła martwych, a nie żywych. - Nie wiem, cóżeś usłyszała u innych, ale z medycyną mam niewiele wspólnego. A króla żadnego nie widziałem na oczy. Zrobię, co w mojej mocy, by wyleczyć twą teściową, Żywio. Wiedz jednak, że lepiej dla wszystkich, aby to była klątwa, a nie zwykła zaraza, bo ma wiedza nie obejmuje chorób.
Młodzian zastanowił się. Faktycznie, zaraza trwała tu dość długo, a on nie zawracał sobie nią głowy. Właściwie obchodziło go niewiele od kiedy Agata została zamordowana. Podążał szlakiem bandy Lessego, aż dotarł tutaj. Nadeszła zima. I trwała nadal. Jak miał pieniądze, to siedział w karczmie, chodził do łóżek z tutejszymi dziewkami, a do ukochanej wracał rzadziej. Postanowił pomóc tej wiosce. A właściwie rodzinie tych ludzi, bez których umarłby z głodu.
- Muszę porozmawiać z chorymi - Odrzekł w końcu.
Okręt mój płynie dalej, gdzieś tam...

Re: Wieś Szarzyca przy Północnym Trakcie

3
Spojrzenie złotych oczu Żywii - chwilami tak bardzo podobnych od oczu Agaty - wyraźnie mówiło, że kobieta mu nie wierzy i swoje na jego temat wie, ale nie zamierza drążyć tematu, skoro on wyraźnie postanowił z jakiegoś powodu nie przyznawać się do swojej rzekomej profesji medyka.

- Porozmawiaj. Porozmawiaj, póki jeszcze... - gospodyni syknęła z bólu, bo ukłuła się wrzecionem - ...póki jeszcze jest z kim rozmawiać.

Nastala chwila ciszy, przerywana znów tylko miarowym stukaniem kołowrotka. Przez firanki sączył się do izby niebieski poblask. Noc była jasna, Zarul stał w pełni, do tego światło magicznej kopuły odbijało się od śniegu i drażniło wzrok.

- Ale co, teraz chcesz iść? Weź ciepłą czapkę! - Na skrzyni przy drzwiach leżało sporo futrzanych ubrań różnego rodzaju. - I przyprowadź tu mojego męża, zanim zapomnę, jak wygląda... Ach. I nie zaraź się tym świństwem, błagam - dodała troskliwie.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Wieś Szarzyca przy Północnym Trakcie

4
- Tak. Teraz. Skoro mam położyć kres tej zarazie, lepiej zacząć teraz.
Saito założył ciepłe ubranie, jednak głowę pozostawił odkrytą, nigdy nie nosił czapek. Znał drogę, a taką miał nadzieję. Kilka razy tej niemożebnie długiej zimy odwiedził starą panią Osetową. Nie pamiętał jej imienia. Szedł wyjątkowo szybko; zwykle zachwycał się widokiem, jednak ten pejzaż znał już na pamięć. Męczyło go to już. Postanowił, że gdy tylko błękitna bariera zniknie, on wyniesie się z tego miejsca. Nie miał wątpliwości, że nie da rady położyć kresu chorobie. Ktokolwiek odgrodził tę wieś od reszty świata, jest na pewno utalentowanym magiem. I on zajmie się tym przekleństwem. Przecież ta zaraza nie ma nic wspólnego z trupami, a to na nich się zna! Gdy już dotarł do domu, zapukał w drzwi. Miał nadzieję, że Oset nie będzie zarażony. I, że jego odporność na choroby, o której tak mawiają za jego plecami jest prawdziwa.
Okręt mój płynie dalej, gdzieś tam...

Re: Wieś Szarzyca przy Północnym Trakcie

5
Miodunka - przypomniało mu się nagle, kiedy tak stał pod drzwiami chałupy i czekał, aż ktoś go wpuści, a zimowy wicher mierzwił mu włosy, mróz boleśnie szczypał w uszy. Miodunka. Tak miała na imię szanowna matka jego gospodarza.

- Kto-oo-khy-khyyy...? - dał się słyszeć słaby, charczący głos staruszki. - Kogo tam bogi niosą? Khhhy-khy! To ty, synku?
- Wrócił! - Saito rozpoznał charakterystyczny piskliwy głosik Sasanki, ostowej siostrzyczki. - Mamuniu, leż, ja otworzę!

Pospieszne tuptanie po klepisku, pokasływanie, stuknięcie otwieranego skobelka, burza płowych, rozczochranych włosów w drzwiach, radosny okrzyk... i nagłe zmieszanie.

- Ojej. To pan... Myślałam, że to mój brat. Nie idzie on tu może? - Dziewuszka, w samej tylko burej koszuli sięgającej kolana, wychyliła się przez drzwi i rozejrzała się po podwórzu. Nikogo nie było. Niczyje kroki nie zakłócały szepcącej melodii padającego śniegu i cichych westchnień wiatru. Na młodej buźce Sasanki odmalowało się szczere rozczarowanie. - Nie idzie... Mamuniu, to tylko pan Saito! Proszę wejść...

Jasnowłosa piętnastolatka, choć w pierwszej chwili wydała się mężczyźnie równie żywa i roziskrzona energią co zawsze, nie wyglądała zbyt zdrowo. Usta miała jakieś blade i bez koloru, pod oczami kładły jej się głębokie cienie, jakby dawno nie spała, a ręce i nogi - jak gdyby jeszcze chudsze niż zwykle - trzęsły jej się bez przerwy, jakby było jej okrutnie zimno. Patrzyła na niego bezradnie, jakby nie wiedząc, czego od niej chce.

W chacie nie panował może usprawiedliwiający taki dygot mróz, ale bardzo ciepło to też nie było. W piecu pod kuchnią coś się żarzyło, ale niespecjalnie mocno. Może dlatego, że pani Miodunka oszczędzała opał - w końcu kto mógł zgadnąć, ile jeszcze potrwają te zimowe dni... a co, jeśli nie skończą się już nigdy?

Starowinka, siwa jak gołąbek, leżała w łóżku koło pieca pod stertą futrzanych przykryć - na tym akurat, z uwagi na profesję syna, nigdy jej nie zbywało - i próbowała spać, lecz co parę chwil jej drobnym ciałkiem wstrząsał atak kaszlu, wyraźnie jej to uniemożliwiając. W izbie palił się chybotliwym płomykiem kaganek, na zydelku leżała sterta zacerowanej bielizny.

- Diabli go gdzieś ponieśli! - wychrypiała zmęczona staruszka.
Spoiler:
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Wieś Szarzyca przy Północnym Trakcie

6
Saito lekko uśmiechnął się na widok Sasanki. Bardzo miła z niej dziewuszka. Była bardzo pracowita, nigdy nie rozumiał dlaczego. Sam nigdy wiele nie wkładał w to, co czynił. Nie więcej niż musiał. Chyba tylko podczas nauki u Mistrza nie próżnował. Stare czasy były przyjemne. Potem nastał ciężki okres w jego życiu zwany zimą. Żałował, że nie był roztropniejszy i jedyne, co rozwijał w swoim życiu to umiejętności nekroromantyczne. "A propos nekromancji" - pomyślał -"Może martwi coś wiedzą. Będę musiał kiedyś to sprawdzić.". Nie był jedynie pewien, czy potrafiłby przyzwać zza grobu kogokolwiek. Jak dotąd udawało mu się przywołać bezcielesną Agatę, która sama chciała z nim być. Miał nadzieję. Gdy Sasanka się odezwała, coś ukłuło jego umysł. Przecież Oset był u matki czwarty dzień! Odezwał się tedy do dziewczynki:
- Witaj, Sasanko. Dawnośmy się nie widzieli. Przyszedłem zobaczyć jak tam się miewa pani Miodunka, wpuścisz mnie?
Kiedy już znalazł się za progiem odezwał się:
- Jestem też tu po to, aby porozmawiać z Osetem, ale najwyraźniej go tu nie ma. Dziwne. Od czterech dni nie widziałem go w domu. Nie zimno wam tutaj? Przecież Oset powinien zadbać, by było co do pieca kłaść.
Po chwili zauważył:
- Zmarniałaś. Powinnaś więcej jeść.
Nekromanta zmarkotniał. Obawiał się, że i Sasanka złapała tę chorobę. Żaden był z niego medyk, ale najwyraźniej przyszła pora nauczyć się i tego fachu. Przez umysł przebiegało mu mnóstwo myśli. Ta zaraza mogła być spowodowana magią tak samo jak bariera dookoła. "A właśnie, bariera!" - Myślał - "Kto do cholery ją tutaj postawił?! Dlaczego zamiast przynieść pomoc, zesłał na tych ludzi śmierć!"
Nie przeszło mu przez głowę słowo "nas". On nie miał zamiaru umierać. Był w końcu nekromantą! Duma czarownika nie pozwalała mu myśleć o śmierci z rąk choroby. Nawet jeśli nie zdoła zatrzymać w sobie wirusa, dotrze do Mistrza i zostanie liszem. Znaczy, dotarłby, gdyby nie ta chędożona bariera. Jeszcze niedawno przyjąłby śmierć z otwartymi ramionami. Ale teraz postanowił postawić jej czoła. Takie myśli przechodziły mu przez głowę, gdy wchodził. Zorientował się, że się zamyślił. Poszedł do izby, w której leżała Miodunka i spytał jak się miewa.
Okręt mój płynie dalej, gdzieś tam...

Re: Wieś Szarzyca przy Północnym Trakcie

7
- Trochę zimno, ale opał oszczędzać trzeba. I jedzenie. Nie można być rozrzutnym, może ta zima już nigdy się nie skończy... Tak mówi mama - odpowiedziała Sasanka, która chyba zgadzała się z myślą, że powinna więcej jeść.

Miodunka nie miewała się dobrze, co było można zresztą z wystarczającą łatwością dostrzec, nim sama to powiedziała. Ale jeszcze bardziej niż własny stan zdrowia zdawał się martwić starowinkę Oset - a dokładniej jego przedłużająca się nieobecność.

- Bredził coś i bredził i w końcu powiedział, że idzie po lekarstwa. Dokąd? Do kogo? Ogłupiał. Ogłupiał zupełnie - staruszka załamała ręce. - No i tyleśmy go widziały.

- Mówił coś, że Jaskółka... pan wie, karczmarzowa córka... że ona mu pokazała jakieś miejsce, gdzie można zrywać zioła... - dorzuciła nieśmiało Sasanka, ale zaraz urwała i usiadła z powrotem do cerowania koszul.

- Ależ to wszystko bzdury! - zdenerwowała się pani Miodunka. - Dziecko, przecież zima jest! Gdzie zioła. Ta Jaskółka to też wariatka. Poprzednio co z nią było, pamiętasz? Z kim się kumała? Z tamtymi, co przywlekli poprzednią chorobę. Ooo, ona nie ma dobrze w głowie! - Drobne pięści starej kobiety zacisnęły się na skraju futrzanego przykrycia w akcie bezsilnej złości. - Panie Saito... no i co my mamy robić? Pozostaje już tylko ręce załamać i w grobie się położyć...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Wieś Szarzyca przy Północnym Trakcie

8
POST BARDA
Ból szybko go posłał na podłogę, jak usiłował wstać z łóżka. Jednak na czworaka jakoś szło mu iść ze szwem na dupie, który go rwał za każdym razem, kiedy miał obciążać bardziej prawą nogę. Nie było lekko, w żadnym przypadku, acz wiedziony swoim pokrętnym instynktem ruszył, ku skrzyni. O dziwo kufer był otwarty, a w środku znalazł babskie ubrania. I to dość kiepsko uprane, poczuł nosem.
Los nie sługa. Tym razem karty dobierał kiepskie, passa mu się kończyła. Czuł to w udręczonym ciele, które jednak nie dosięgało wymiarem siły jego woli i ambicji. Jego głos głucho odbił się od ścian chatki i w odpowiedzi usłyszał całe nic. Potrzeba fizjologiczna zmotywowała go do zachowania choć minimum przyzwoitości i kultury, to też ruszył z pokoju, byle na zewnątrz. Daleko na czworaka nie zawędrował, kiedy w niedługim korytarzyku dostrzegł większe pomieszczenie robiące zarówno za pokój wspólny mieszkańców chatki, jak i kuchnię i spiżarnie. Oprócz ogólnego oprzyrządzenia pomieszczenia godnego biedoty kerońskiej, jego uwagę wybitnie zwrócił szkielet w damskich łachach, siedzący przy stole oraz poukładane chaotycznie jego rzeczy na stole. Kurtka, ubrania, broń, jemioła, wszystko co miał. Jedynie tajemniczy sygnet zdawał się być w innym miejscu, a konkretnie gościł na paliczku martwej osoby, czy też tego co z niej pozostało. Zmarła była utrwalona w pozie, którą już gdzieś Lucas widział, a konkretnie w jednym z zapomnianych zawalonych korytarzy lochów komandorii w stolicy.

Atmosfera była niepokojąca. Śmierć gospodyni i powiązanie faktów posiadanych przez niego rzeczy było piętnem, za które szybko się domyślił jak wieśniacy zareagują. Jak sam stąd nie wyjdzie, to go wyniosą na widłach. Dźwignął się na stół i dostrzegł przez małe okienko, że blisko pod chatkę podjechał wóz obładowany jakimiś towarami, poprzykrywanymi płachtami. Dwie osoby siedziały przy uzdach. Jakaś czarnowłosa kobieta i stary kupiec, co posłał pachołka gdzieś, a sami we dwójkę nie mieli zamiaru się ruszyć, acz byli zajęci rozmową ze sobą. Wyglądali na nawet zamożnych, co najmniej drobnomieszczańscy.

Lucas ocenił, że mógłby siłą rzeczy wgramolić się na wóz od tyłu, albo liczyć, że jakoś się wyłga, czy też schowa przed chłopami, gdy ci spostrzegą szkielet. Mógł też trupa schować. Mógł na prawdę wiele, acz cholerna rana ograniczała jego możliwości i szybkość działania. Potrzebował czasu, aby wrócić do pełni swoich sił. Wciąż słyszał odległy pisk, jakby mu w głowie utknęło coś i nie chciało przestać. Ciało zwyczajnie potrzebowało odpocząć i wygoić rany.

Wieś Szarzyca przy Północnym Trakcie

9
POST POSTACI
Lucas
Piekący zadek nie napawał optymizmem, podobnie jak przeszywający ból przechodzący niczym prąd od stóp do samej głowy. Można powiedzieć, że pomimo odniesionych ran był w stanie jakoś funkcjonować. Cyrulik zrobił chyba niezłą robotę, bo choć rwała go cała noga to trzymał się przy życiu. W zasadzie to kobiety uratowały go, bo jak tylko utracił przytomność to obudził się w łóżku. I czy znajdował się w stolicy Keronu? Wystrój wskazywał na coś zupełnie dalekiego od mieszkań pośród miejskich uliczek. Nie zastanawiał się jednak dłużej nad tutejszą infrastrukturą, toteż wiedziony zapałem ocknięcia się postanowił wstać. I tak jak się podniósł to… runął na ziemię z hukiem, przyjmując pozycję niemowlaka. Dzięki bogom kolana mężczyzny nie zostały zbite, a zwłaszcza wrażliwa rzepka. - O kurwa! - Wysyczał przez zęby iluzjonista, zastanawiając się gdzie się wszyscy podziewali. Próbował zawołać specjalistę medycyny typowym przywitaniem, jednak nikt mu nie odpowiedział obecnością lub słowem. Co dalej? Skoro zachciało mu się skorzystać z toalety to nie będzie biesiadował w wyrku, jeszcze przy najgorszym scenariuszu je brudząc. Co to, to nie! Lucas nie należał do grupy typowych pacjentów. Jak czegoś chce to spróbuje po to pójść samodzielnie, zwłaszcza jak nikt nie jest w stanie udzielić mu pomocy. Gramolił się wciąż po posadzce wprost na korytarz. Kufer olał, skoro tamten strój śmierdział. Od biedy założyłby damski strój, aczkolwiek nie z wonią latryny.

Wtedy też przy intensywnym raczkowaniu w cierpieniu dojrzał salę o większym metrażu. W typowo wiejskich domkach pomieszczenia mogły pełnić kilka funkcji, a to zapewne z braku pieniędzy na poszerzanie przestrzeni. Zresztą po co, skoro jeden pokój spełniał zadanie? Niemniej jednak rozchodziło się bardziej o zawartość tych czterech ścian. - Co do chuja… - Na moment hazardzista oniemiał jak kątem oka w ruchu zauważył szkielet z sygnetem na palcu. Czy ktoś przeszukał jamę pod więzieniem Sakirowców i to tutaj dostarczył? Jak to możliwe? A może właściciele chaty to kanibale? Kurwa, skąd miał to wiedzieć? Trzeba było uciekać stąd w podskokach, no tylko… te przeklęte szwy. Nie zdołał się wygoić. - A więc to tak, gnoje? Nie dostaniecie mnie żywego… - Wpierw postanowił po uprzednim zerknięciu za szklane okno, złapać za rękojeść ułożonego na stole sztyletu. Tak, posiadanie broni przy sobie wydawało się najważniejsze. Już nawet Barker podejrzewał, że go właściciel izby uleczył tylko po to, by potem zjeść ze smakiem. No trup w chałupie znikąd się nie wziął! Reszta ekwipunku póki co poczeka. Z dłuższym nożem w ustach zamierzał wytargać się na zewnątrz, wypróżnić po drugiej stronie zabudowy, a potem wrócić po resztę przedmiotów. Bryczka go na ten moment nie interesowała, chyba że… psubraty chciały wejść do środka albo ten parobek. Wtedy będzie się bronił ile miał tylko w sobie resztek sił. No nic, potrzeba fizjologiczna to numer jeden. Czy w ogóle da radę się przebrać w normalne ciuszki? Czas pokaże. Najwyżej powróci na pryczę, udając że dalej śpi. Ktoś podejdzie i ciach go w szyję bez skrupułów! Tak trzeba z nimi postępować. Skoro nie znajdował się w Saran Dun to miał pewnie bardziej wyjebane na prawo. Tutaj miał większe pole do manewru, choć... wciąż regeneracja organizmu to klucz do dalszej podróży w nieznane.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Królewska prowincja”