Leśna gęstwina przy Północnym Trakcie

1
Obrazek
Nieopodal Białego Fortu, przy trakcie wiodącym na Północ, leży chłopska osada, jakich wiele. Nazywa się Szarzyca. Nie różniłaby się niczym od podobnych jej, ubogich wiosek, gdyby nie dwie rzeczy - śmiertelna epidemia, która rozpanoszyła się wśród jej mieszkańców i świecąca niepokojącym błękitem bariera magiczna, którą ktoś zapobiegliwie nad nią roztoczył, by zapobiec wydostaniu się choroby poza jej obręb.

Niebieskawa kopuła, poza samą wioską, odcięła od reszty świata także stojący nieopodal pański dwór, kawał samego traktu i nielichą połać otaczającego go lasu. Dla pewności.

W lesie tym stała zaś chata pewnego samotnika. Iddisith, tak go nazywano. Samotnik miał urodę elfa, kuchnię pełną suszonych ziół i zawaloną alchemicznymi przyrządami, nie do końca wyjaśnione relacje z mieszkańcami osady oraz... gościa, który siedział u niego już zdecydowanie za długo.

Gościem elfa był człowiek, jednak człowiek zupełnie po elfiemu kochający naturę. Elsyrion. Samotnik, kropka w kropkę podobny do swojego gospodarza, ba, nawet jego własna chałupa w okolicach Meriandos - której nie widział już od długich tygodni - wyglądała i cuchnęła prawie tak samo jak ta tutaj. Powodem jego wizyty była początkowo pewna obiecująca wymiana dóbr materialnych, doświadczeń i wiedzy.

W lasach pod Meriandos było można znaleźć pewne bardzo rzadkie i wyjątkowo cenne, a w niektórych recepturach wręcz niezastąpione korzenie i minerały, których próżno byłoby szukać w pozornie identycznym lesie pod drugiej stronie Jeziora Gwiazd. Ktoś w wyraźnej potrzebie posłał po nie właśnie do Elsyriona, jako że jego wiedza przyrodnicza i alchemiczna była znana tu i tam. Ten zaś postanowił nie powierzać cennego ładunku posłańcowi, a samemu ruszyć na północ, zobaczyć kawałek świata i może wytargować lepszą cenę za swoje znaleziska. I tak dotarł tutaj.

Wszystko przebiegło pomyślnie i miał już wracać w swoje strony, zabierając się zresztą wozem z pewną grupą kupców, kiedy nadciągnęła śnieżyca tak wielka, że pomysł wyjazdu było trzeba odłożyć na czas nieokreślony. Najlepiej do wiosny, ale w jej nadejście w całym Keronie już powoli zaczynano wątpić... Zima dręczyła królestwo bez przerwy od ponad roku i nic nie zapowiadało, żeby miała się kiedykolwiek skończyć.

A później gruchnęła wieść o epidemii, jacyś magowie raz-dwa wznieśli dokoła wsi tę przeklętą czarodziejską kopułę i o powrocie do domu Elsyrion mógł już tylko pomarzyć. Elf - chcąc czy nie - gościł go dalej w swoich progach, wyraźnie nie polecając wyprawiania się do samej osady. Zaraza zbierała tam swoje żniwo. A Iddisith, zdaje się, pracował nad jakimś lekarstwem...

Był wieczór, śniegu nasypało pod same okna, elf, tak jak zawsze, siedział nad swoimi fiolkami, alembikami i retortami, szalenie nad czymś skupiony, a w kominku wesoło trzaskał ogień. Z sennego zamyślenia wyrwała Elsyriona prośba:

- Przyjacielu, naniósłbyś drwa do kominka? Zaraz nie będziemy mieli już czym palić.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Leśna gęstwina przy Północnym Trakcie

2
Głos elfa wyrwał go ze świata myśli jak gdyby był to niespodziewany cios obuchem a nie melodyjna fala dźwiękowa. W jednej chwili znikł obraz który miał w głowie, jego leśna chatka, plądrowana, palona a nawet gwałcona przez jakiegoś niewyżytego bandytę-dendrofila. Zdarzały mu się już co prawda kilkudniowe wyprawy i za każdym razem wracał do nienaruszunej sadyby, jednak kilka tygodni to nie kilka dni, z każdą nocą malały szanse na to, że będzie miał gdzie wracać. Paradoksalnie jego największą nadzieją był śnieg, który zmusił go do pozostania w domu elfa, być może żaden rozbójnik nie dał rady dotrzeć w tak głębokie rejony lasu.
- Drewno? - Elsyrion spojrzał na Iddisitha przelewającego czerwony płyn do alembika. - Jasne, nie ma problemu.
Podszedł do kominka, dorzucił ostatnie kawałki dębu i zabrał spory kosz na opał. Przed wyjściem wrzucił na siebie grubą, skórzaną kurtę, wełnianą czapkę i rękawice, ostrożnie otworzył drzwi i udał się śnieżnymi korytarzami w stronę małej szopy w której jego gospodarz trzymał drewno.

Re: Leśna gęstwina przy Północnym Trakcie

3
Wrzucona do kominka dębina zatrzeszczała przyjemnie, czule otulona płomieniem. Ciekawe, czy w szopce znajdzie się jeszcze równie wyśmienity opał, czy już tylko ta pieruńska sosna, co strzela iskrami w twarz... Na dworze wył wiatr. Śnieg chwilowo nie padał, ale chyba po prostu zrobił sobie przerwę na oddech, żeby zaraz z nowymi siłami przywalić biednym wieśniakom tak, że się już spod niego nie wykopią. Powiew mroźnego powietrza z otwartych drzwi sprawił, że czarne jak smoła włosy alchemika opadły mu na twarz i jeden kosmyk nawet zamoczył mu się w zlewce z czerwonym płynem, co elf skwitował jakimś elfim przekleństwem. A zaraz potem też kichnięciem.

Oblepione śniegiem sosny, między którymi wiodła dróżka, wydawały się potwornie masywne i olbrzymie, podobne do jakichś uśpionych gigantów... Był zmierzch, ale jego naturalne, złoto-różowawe barwy zniekształcał błękitny poblask kopuły, którą odgrodzono okolicę od reszty świata. Wrażenie było strasznie dziwne i nienaturalne. Jakby zaraz miał nadejść koniec świata.

Drewutnia mocno rozczarowała Elsyriona. Znalazł w niej wyłącznie trochę obłupanej kory i walającą się po ziemi siekierę. Nawet pieniek, w który była wcześniej wbita, poszedł już w międzyczasie na spalenie... co musiało wydać się mu nieco dziwne, bo wczoraj po południu, kiedy ostatnim razem wyręczał swojego gospodarza w obowiązkach drwala i palacza, zapas drewna w szopce jeszcze był. I to taki na co najmniej dwa tygodnie porządnego hajcowania. Oczywiście istniała ewentualność, że to wcale nie było wczoraj, bo w tej wymuszonej bezczynności czas płynął w jakimś innym tempie... Ale nie była to ewentualność bardzo przekonująca.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Leśna gęstwina przy Północnym Trakcie

4
Poczuł dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa. W powietrzu wisiało coś dziwnego, upiorna mieszanina blasku zachodzącego słońca z poświatą emitowaną przez kopułę tylko potęgowała wrażenie, że kilka metrów od szopy, między pokrytymi śniegiem drzewami czai się coś, co prawdopodobnie nie ma przyjaznych zamiarów.
Wydawać by się mogło, że z czasem ta dziwna sytuacja w której się znalazł spowszednieje i nie będzie budziła grozy, było jednak zgoła odmiennie, z każdą nocą zwiększało się uczucie wyobcowania, a trupi blask księżyca popychał w łapy szaleństwa.
Na Elsyriona posypał się strącony przez mocniejszy podmuch wiatru śnieg otulający korony drzew. Wicher dał też o sobie znać gdy zaświszczał między deskami szopy do której mężczyzna zdecydował się wejść aby sprawdzić, czy może jednak gdzieś pod ścianą nie ma choć kilku szczapek drewna. Nie było. Na drewnianej podłodze, pomijając siekierę, walała się kora, pył, trochę trocin i małych gałązek, w jednym z kątów dostrzegł też martwą mysz. Co dziwne, na ziemi nie było żadnych śladów które mogłyby wskazywać na to, że ktoś drewno po prostu ukradł, a myśl, że jego poczucie czasu zaburzyło się aż na tyle, żeby pomylić dzień wczorajszy z wczorajszym tygodniem, odrzucił zdecydowanie. Nagle kątem oka złowił jakiś ruch, gwałtownie odwrócił się w jego stronę i sięgnął po schowany pod nogawką sztylet. Zaklął szpetnie gdyż rękawiczki i gruby ubiór mocno utrudniły mu dostęp do ostrza, nie miał wątpliwości, że gdyby stało się to w trakcie walki niechybnie byłby już martwy.
"Muszę zacząć nosić go przy pasie" pomyślał idąc wolnym krokiem w kierunku miejsca które wydało mu się podejrzane. Zamarł na chwilę nasłuchując i wpatrując się w kąt.
Po chwili kopnął kupkę kory leżącą na ziemi i ponownie zaklął.
- Zasrane zwidy - splunął pod nogi - zwariuję tu niedługo.
Chwycił kosz i skierował się w stronę wyjścia, zanim przekroczył próg, obejrzał się jeszcze za siebie uważnie lustrując zacienione miejsca. Niczego nie dostrzegł. Ze sztyletem w jednej i koszem w drugiej dłoni udał się w stronę domu by poinformować elfa o jego znikającym drewnie, jednak był spięty i gotowy do zboczenia z drogi gdyby zauważył jakieś ślady lub usłyszał niepokojące odgłosy.
Wicher wył przeraźliwie.

Re: Leśna gęstwina przy Północnym Trakcie

5
Żadne niepokojące ślady ani odgłosy nie zakłóciły jednak Elsyrionowi powrotnej drogi do chałupy. Kiedy mężczyzna stanął w progu, przypominał jedną wielką zaspę. Elf na wieść o pustej drewutni nie wydał się specjalnie przejęty czy zdziwiony, rzucił tylko z roztargnieniem:

- Ach, rzeczywiście, rzeczywiście. Zechciałbyś więc przejść się kawałek w las i przynieść? Póki nie jest jeszcze całkiem ciemno. Siekiera powinna leżeć w szopie. Dziękuję!

W zachowaniu Iddisitha dało się wyczuć tę charakterystyczną dla elfów nutę wyższości. Tak to już z nimi było - nawet jeżeli starali się nie być w tym zbyt ostentacyjni, to nie wyzbywali się tej maniery chyba nigdy. Elf nawet nie podniósł na Elsyriona wzroku znad tej swojej bulgoczącej aparatury, skupiony na oskrobywaniu ostrym kozikiem czegoś, co wyglądało jak ludzki palec. Ciemnoczerwona ciecz zagotowała się gwałtownie w wysokim naczyniu, po czym przez cienką szklaną rurkę poczęła przelewać się kropla po kropli do długiej rynienki, gdzie łączyła się z ciemnym, błyszczącym smoliście wywarem z ziół, tworząc sztywną, brudnobrązową pianę.

- Bądź łaskaw nie trzymać otwartych drzwi - dodał gospodarz, otulając się szczelniej futrzanym kołnierzem, kiedy mroźny podmuch z głębi lasu razem z garścią śnieżnych drobin wpadł do jego domu, osiadając na ramie wiszącego przy wejściu portretu pięknej damy. - Nie wiem, czy też zauważyłeś, ale upał ostatnio jakby nieco zelżał...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Leśna gęstwina przy Północnym Trakcie

6
Niepokojące wycie zimowego wiatru ucichło momentalnie gdy tylko zamknął za sobą drzwi, strzepawszy wcześniej cały śnieg ze swojego odzienia. Nie dało się zaprzeczyć, chatka elfa była zbudowana naprawdę solidnie.
- Po drewno do lasu? W taką śnieżycę? - Elsyrion spojrzał z niedowierzaniem na swojego gospodarza. - Jedyne co mogę teraz przynieść to pewnie zmarznięte gałęzie i konary.
Odpowiedział mu gwizd pary wydostający się z któregoś garnka, stojącego nad jednym z kilku palników elfa.
Z początku chciał wypytać gospodarza o dziwną sytuację z drewnem, jednak dał sobie spokój, nie był pewien czy elf przypadkiem nie jest lekko odurzony oparami które wydobywały się z jego alchemicznego laboratorium, a pytania nie zając, nie uciekną. Co prawda nie bardzo chciało mu się iść zbierać drewno, ale jakby nie patrzeć to on był tutaj gościem.
Schował sztylet pod spodnie, niestety nie miał czym przypiać go do pasa do którego to przymocował swój łuk oraz mieszek z krzesiwem i korą brzozową. Kołczan przypiął do lewej nogi, zarzucił na siebie kurtę i wyszedł przed chatkę.
Słońce już niemal całkiem schowało się za horyzontem, na szczęście kopuła emitowała światło tak jasne, że nie było problemu z orientacją. Ziąb był jednak bardzo mocny i aby się rozgrzać Elsyrion zdecydował się po siekierkę pobiec truchtem. Zabrał ją i zaczął szukać jakiejś drogi do drzew z konarami na takiej wysokości, żeby mógł je dosięgnąć, spore zaspy nie ułatwiały mu zadania.

Re: Leśna gęstwina przy Północnym Trakcie

7
- Tak tak, dobrze, idź - machnął ręką elf, a płomień pod aparaturą zafalował i zasyczał. Izbę rzeczywiście wypełniały opary o intensywnym zapachu, gryzące w oczy i w gardło. Czuło się to zwłaszcza po paru chwilach na świeżym powietrzu. Gospodarz nadal nie zaszczycił Elsyriona spojrzeniem. Musiał być diabelnie zapracowany.

"Droga" byłaby zbyt wielkim słowem na opisanie tego, co udało mu się wreszcie znaleźć. Nie była to nawet ścieżka. Chałupa Iddisitha zdawała się bowiem wyrastać w głębi lasu jak jedno z drzew, bez żadnego wydeptanego dojścia w jakiekolwiek inne miejsce. Najbliżej domku i drewutni rosły niebotyczne, oblepione tonami śniegu sosny i świerki. O ich ścinaniu nie było nawet co marzyć. Jednak zagłębiając się w las w zupełnie przypadkowo wybranym kierunku Elsyrion po dłuższej, bezowocnej wędrówce poczuł cień nadziei. Pośród zaśnieżonych jak bałwany iglaków pojawiło się nagle parę smukłych brzóz. Nadałyby się, ale...

Dopiero teraz mężczyzna zorientował się, że dosłownie kawałek dalej kończył się las, a otwierała jasna polana, którą zalewało bladoniebieskie światło Zarula. Mały księżyc właśnie teraz - z dużym poczuciem dramatyzmu, trzeba mu to przyznać - zdecydował się wzejść. Za sprawą zabarwionej tym samym błękitem bariery odnosiło się wrażenie, jakby blask maleńkiego krążka rozlał się po całym niebie. Nie tylko zresztą niebie, połacie śniegu też barwiły się na niebiesko... i tylko na środku polany żadnego śniegu nie było. Rósł młody dąb, grubością niewiele przewyższający ramię Elsyriona. Dąb był suchy, martwy i bezlistny, natomiast u jego stóp - choć ciężko było w to uwierzyć - zieleniły się żywo kępy wonnych ziół, jakby był właśnie środek lata. Macierzanka, rdest, mniszek, mięta, irysek keroński, babka lancetowata, mydlnica, pantofelek Osureli... tyle rozróżniło czujne oko człowieka lasu w pierwszej chwili. A nad tym wszystkim bladożółte kwiaty świetliszki, które kołysały się na długich łodyżkach jak latarenki, w niepokojącym błękitnym półmroku wydając się faktycznie świecić.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Leśna gęstwina przy Północnym Trakcie

8
Ze zdziwienia aż zamrugał oczami, ale przedziwny widok nie zniknął, wręcz przeciwnie, gdy po kilku chwilach jego ślepia dostosowały się do nietypowego światła, całe to bajkowo wyglądające miejsce nabrało intensywniejszych kolorów; żółte kwiaty mniszka zdawały się promieniować niemal słonecznym blaskiem, zwykle lekko tylko fioletowe płatki mydlnicy teraz nabrały głębi i w połączeniu z kwiatami świetliszki oraz światłem emanującym z kopuły dawały niesamowity efekt.
- To musi być jakaś magia - wyszeptał do siebie. - A może... to on?
Elsyrion przypomniał sobie swoje własne zdziwienie gdy pierwszy raz wszedł do chatki elfa, tylu ziół w słojach i pod sufitem nie widział nigdzie, nawet on w czasach przed zimą nie posiadał takich zapasów, a teraz przecież wysuszonych liści, kwiatów i korzeni tylko ubywało. Nie pytał swojego gospodarza o miejsca gdzie można uzbierać takie ilości ziół, ale teraz zdecydował, że po powrocie do chatki takie pytanie paść musi.
Uwiedziony pięknym widokiem, wolnym krokiem wszedł na polankę rozglądając się uważnie po całym terenie i chłonąc magię tego miejsca. Nawet niezbyt pasujące tu dziwne drzewo nie mogło wyrwać go z zachwytu, szczerze powiedziawszy nawet nie zwrócił na nie większej uwagi. Nie miał odwagi zrywać tu całych roślin czy tym bardziej wyrywać ich w celu pozyskania korzeni, ograniczył się więc tylko do zerwania kilkunastu listków mięty, rozcierając przy okazji jeden z nich w palcach i rozkoszując się przez chwilę zapachem. Oprócz tego zebrał trochę liści zawsze przydatnej babki i schował to wszystko do sakiewki. Wciąż nie mogąc nadziwić się temu przedziwnemu miejscu i zastanawiając się skąd się wzięło, przypomniał sobie nagle o celu swojej wyprawy. Spojrzał na rosnące nieopodal brzozy które zauważył już wcześniej, podniósł z ziemi siekierę i kosz, i wolnym krokiem ruszył w ich stronę.

Re: Leśna gęstwina przy Północnym Trakcie

9
Na polanie, tak jak i w całym lesie, panowała niesamowita cisza. Taka, która zdarza się tylko w zimowe wieczory, kiedy warstwa czystej bieli pokrywa wszystko i tłumi wszelkie dźwięki. Kiedy rozum już zaśnie, a upiory jeszcze nie zdążą się przebudzić. Nawet śnieg ledwo skrzypiał pod nogami.

W tej niezwykłej ciszy pierwsze uderzenie siekiery o pień brzozy zabrzmiało zupełnie obco i nie na miejscu, poniosło się echem i strząsnęło garść białego puchu z ośnieżonych gałęzi prosto na głowę Elsyriona. Ale zignorował tę drobną - wobec perspektywy wygaszonego kominka - niedogodność i zamachnął się po raz drugi.

Wtedy właśnie usłyszał pokasływanie.

Niespodziewany dźwięk dobiegł go od strony polanki. Mężczyzna odwrócił się gwałtownie - przynajmniej na tyle gwałtownie, na ile pozwoliło mu grube futrzane odzienie - i spojrzał w tamtym kierunku. Jego wzrok złowił jakąś dość rosłą, lecz chudą, zakutaną w szare futra postać. Chyba męską. Pochyloną. Kaszlącą. W przedziwnym świetle, jakie spowijało ten mały skrawek wiosny w samym środku zimowego lasu, postać przypominała jakiegoś leśnego ducha, sługę Loliusza, jakiegoś borowego czy innego leszego. Ale kto widział, żeby duch tak kaszlał?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Leśna gęstwina przy Północnym Trakcie

10
Nie był pewny, czy tajemnicza postać go dostrzegła, ale to, że słyszała odgłos siekiery wbijającej się w brzozę było niemal pewne. Bardziej zastanawiało go jednak to, jakim cudem kaszlący człowiek znalazł drogę między potężnymi zaspami i czy widział go zrywającego zioła, czy może jednak znalazł się przy polance dopiero gdy zaczął ścinać drzewo.
Ostrożnym ruchem położył siekierę na ziemi i nie spuszczając wzroku z obcego, sięgnął po łuk i nałożył strzałę na cięciwę. Postanowił obserwować mężczyznę, miał nadzieję, że to tylko wieśniak z pobliskiej wsi, pozbiera trochę ziół i wróci, a on będzie mógł kontynuować pracę. Był jednak spięty i gotowy w jednej sekundzie napiąć łuk i wycelować go w przybysza, jeśli tylko zacząłby zbliżać się w jego kierunku, a gdyby w takiej sytuacji nie odpowiedział na jego okrzyk, miał w planach wpakować mu strzałę prosto w gardło. I kolejne trzy, jeśli zaszłaby potrzeba. Upiorna noc i natłok przedziwnych zdarzeń mocno nadszarpnęły mu silne zwykle nerwy, nie miał ochoty pozwalać jakimś podejrzanym typom podchodzić zbyt blisko.

Re: Leśna gęstwina przy Północnym Trakcie

11
Pomiędzy makabrycznymi, niosącymi się echem po lesie atakami kaszlu nieznajomy wyraźnie dostrzegł, że jest obserwowany. I - zgodnie z obawami Elsyriona - pokuśtykał w jego stronę. Nie wykonywał jednak agresywnych ruchów, wydawał się wręcz w jakiś sposób cieszyć na jego widok. Podniósł ręce, czy to w geście, który mógł oznaczać "chwała bogom, że tu jesteś", czy może bardziej "nie strzelaj, dobry panie". Próbował coś powiedzieć, ale słabo go było słychać. Charczał przy tym wszystkim okrutnie.

Kiedy opuścił krąg czarownego blasku, minęło wrażenie, jakoby był leśnym duchem. Stał się nagle żałośnie ludzki i wzbudzający litość.

Z daleka wydawało się, że to zgrzybiały starzec, ale teraz, gdy podszedł bliżej, gdy dzieliło ich może z dwadzieścia kroków, okazało się, że to tylko złudzenie, wynikające z jego złej kondycji, choroby, głodu, biedy. Zakutany w poszarpane futro mężczyzna nie mógł być dużo starszy od Elsyriona, no, mógł mieć może trzydzieści lat, nie więcej. Wybełkotał coś jeszcze, prosząc o pomoc. Znów podniósł ręce, z których wypadła mu garść nazbieranych pracowicie liści. Znów zakaszlał, aż krew opryskała śnieżną zaspę pod jego nogami... a potem, nie czekając nawet na strzałę w gardle, sam z siebie runął na śnieg.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Leśna gęstwina przy Północnym Trakcie

12
Gdy Elsyrion dostrzegł jego żałosną i wymęczoną twarz, westchnął z ulgą, jednak nie odłożył łuku. Wytężył słuch starając się zrozumieć słowa obcego, ale kaszel i rzężenie skutecznie utrudniały artykułowaną mowę. Gdy mężczyzna padł na ziemię, odruchowo cofnął się o dwa kroki i spojrzał w las po drugiej stronie, starając się kogoś dostrzec, ale nikogo nie zauważył.
Wiatr zawiał mocniej i po raz kolejny strącił na niego trochę śniegu z drzew. Przeklnął siarczyście dzisiejszy wieczór i przeszukał kurtkę szukając jakiejś szmatki lub chusty którą mógłby zasłonić sobie usta. Nic nie znalazł. Zdecydował się przesypać zawartość mieszka do jednej z kieszeni, rozwiązał go i przyłożył sobie do twarzy. Wdychając zapach mięty ruszył wolno w stronę mężczyzny, ciągle obserwując ścianę lasu przed sobą, myśl, że ktoś wysłał biedaka jako przynętę nie chciała opuścić jego głowy, jednak z każdym krokiem coraz bardziej zastanawiał się co w ogóle ma z nim zrobić. Zdecydował się mimo wszystko jakoś donieść go do chatki, po siekierę i kosz planował wrócić jutro rano, miał nadzieję, że elf to zrozumie. Gdy spojrzał na światło księżyca przebijające się prze bladą poświatę kopuły, przez sekundę pomyślał o tym, że jeśli mężczyzna jest martwy, to można nim napalić w piecu.
- Co tu się do cholery dzieje - powiedział cicho klękając w bezpiecznej odległości od nieznajomego i zaczynając obserwację.

Re: Leśna gęstwina przy Północnym Trakcie

13
Światło błękitnego księżyca często wzniecało w ludziach dziwne, niepokojące przemyślenia - Elsyrion sam właśnie tego doświadczył. Obserwacja wykazała jednak, że z uczynieniem z nieznajomego podpałki należałoby się jeszcze chwilę wstrzymać, jako że nie jest jeszcze martwy - choć mogło to w najbliższym czasie ulec zmianie, zwłaszcza, jeśli nadal będzie leżał w twarzą w śniegu. Niewątpliwie był chory i słaby, ale żył. Chuda, czerwona od mrozu ręka mężczyzny z ogromnym trudem wyplątała się z futer i zaczęła rozpaczliwie szukać czegoś, za co mogłaby złapać. Pomocnej dłoni Elsyriona na przykład.

Poza ich dwójką nie było tu nikogo. Ściana lasu czerniła się jak ogromny gmach bez drzwi i okien, cichy, opuszczony i ponury. Tylko tę polankę wciąż spowijał czarowny blask. Nic nie wskazywało, by cierpiący mężczyzna miał być tu w charakterze przynęty czy pułapki. Nie było więc też powodu, dla którego pierwotna decyzja leśnego samotnika o zaniesieniu chorego do chaty miałaby ulec zmianie.

Droga ku chałupie elfa była długa. Dużo dłuższa, niż w tamtą stronę. Długa, mozolna i męcząca. Śnieg sypał im na głowy, na szczęście nie na tyle intensywnie, by zdążyć zasypać wcześniejsze ślady Elsyriona, więc przynajmniej nie było wątpliwości, którędy iść. Chory charczał i jęczał boleśnie, nie bardzo mając siłę stawiać kroki, więc jego wybawiciel musiał go przez większość drogi praktycznie rzecz biorąc nieść na plecach. Dość karkołomnym zadaniem było zasłaniać sobie przez cały ten czas usta sakiewką, ale jednocześnie zachowanie takiego środka ostrożności było całkiem rozsądnym pomysłem.

Z urywanych, wykasływanych w trakcie wędrówki słów Elsyrionowi udało się zrozumieć, że nieszczęśnik ma na imię Oset i mieszka w wiosce, że choroba doskwiera chłopom coraz bardziej, a on sam już po raz kolejny zbierał zioła na lekarstwo na tej dziwnej polanie, którą przypadkowo znalazła jeszcze w zeszłym roku niejaka Jaskółka. I że tym razem Oset chyba już tych ziół do domu nie doniesie.

Z okienka w domu Iddisitha niezmiennie wylewało się chybotliwe światło, a ciemna, pochylona sylweta świadczyła o tym, że elf wciąż pracuje.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Leśna gęstwina przy Północnym Trakcie

14
Obserwując już z daleka sylwetkę elfa, zdecydował się nie wnosić poszkodowanego od razu do domu, po pierwsze nie wiedział jak zareaguje jego gospodarz, a po drugie nie chciał pozwolić, żeby chory przypadkiem napluł krwią na jakieś meble lub podłogę. Po drodze starał się zauważyć jakieś symptomy które pozwoliłyby dokładniej określić co dolega biedakowi, jednak poza kaszlem, krwiopluciem, bladością i bijącą od mężczyzny gorączką nie zauważył ani nie wyczuł nic innego, wachlarz możliwych chorób był więc bardzo duży.
Skierował się w stronę szopy, tam mógł zostawić go na chwilę, będąc pewnym, że Ostowi nie grozi szybkie wyziębienie spowodowane lodowatym wichrem, a drewniana podłoga zapewni izolację od zmrożonej ziemi. Gdy układał wieśniaka na krzywo zbitych deskach, w oddali rozległo się wycie wilka. Jakby w odpowiedzi, Oset zwymiotował krwią i śluzem, zaczął dygotać, a jego wargi poruszały się wypowiadając niesłyszalne słowa. Przez krótką chwilę zastanawiał się, czy nie przykryć go jeszcze swoją kurtą, jednak było to jedyne grube okrycie w jego ekwipunku, a mężczyzna miał na sobie ciepłe, choć zaniedbane futro i grube spodnie, zrezygnował więc z tego pomysłu i pobiegł w stronę chatki.
Gdy otworzył drzwi, uderzył go przytłaczający, wręcz gęsty zapach alchemicznej mieszanki sporządzanej przez elfa, mnogość składników nie pozwalała wyczuć konkretnych ingrediencji, nawet tak wprawnemu zielarzowi jak Elsyrion. Drugim co odczuł było niesamowite ciepło, oczywiście w porównaniu z temperaturami panującymi na dworze; zmęczenie i nerwy sprawiły, że przez sekundę chciał po prostu rzucić się na łóżko i zasnąć, jednak szybko oprzytomniał.
- Weź jakieś leki na gorączkę i krwotoki wewnętrzne, i chodź do szopy! - Krzyknął w stronę elfa, dziwiąc się nieco swojemu spokojnemu głosowi. - Przytargałem jakiegoś chorego wieśniaka, jest w stanie krytycznym.

Re: Leśna gęstwina przy Północnym Trakcie

15
Wtedy właśnie Iddisith po raz pierwszy okazał jakieś niemal ludzkie emocje. Wyglądało to zupełnie tak, jakby jakaś niewidzialna ręka starła równie niewidzialną ścierką ten obojętny spokój, który malował się do tej pory na jego twarzy. Kruczoczarne brwi elfa zbiegły się ponad garbatym nosem w wyrazie bezbrzeżnego oburzenia. Co za bezczelność. Przerwano mu pracę.

- A po jaką cholerę, wolno wiedzieć, przytargałeś mi tu tego wieśniaka?! - wykrztusił, z tego wszystkiego niechcący przewracając jedną ze stojących na stole fiolek. Kałuża żrącego płynu wypaliła dziurę w obrusie. Elf zaklął szpetnie i, usiłując przywrócić swojemu głosowi ton chłodnej i pobłażliwej obojętności, popatrzył na swojego gościa z dezaprobatą. Ręce mu się trzęsły, kiedy próbował ogarnąć powstały w miejscu pracy bałagan. - Nie mam żadnych leków, zrozumiano? Nie mam. Tobie zaś radzę dobić tego wieśniaka, bo nie sądzę, żeby coś mu jeszcze pomogło. Najlepiej prędko, zanim cię tym zarazi. A już na pewno nie zezwalam na trzymanie go w mojej szopie, domu ani obejściu. Skąd go przyprowadziłeś? Co ci strzeliło do łba? Czy wy, ludzie, wszyscy jesteście tak samo nieuleczalnie głupi?!

Na chwilę zapadła cisza, w której słychać było tylko trzaskanie ognia w kominku. Iddisith starał się nad sobą panować, ale wyraźnie był wściekły. Może nawet nieco bardziej, niż powinien...

- Drewno przyniosłeś?

Biedny Oset zaniósł się w szopie takim kaszlem, że aż zadzwoniły szybki w oknach chałupy.

- I zamknij te drzwi, na bogów!

Wiszący przy wejściu portret urokliwej blondyneczki spadł z hukiem ze ściany, o mały włos nie zabijając Elsyriona.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Królewska prowincja”