Re: Droga ku legendzie - Na północ!

31
Gdyby jego petycja została odrzucona to Eskil miał zamiar wcielić w życie plan B. Puki co odłoży go na moment gdy sprawy potoczą się nie po jego myśli. Co prawda entuzjazmu z jego obecności po stronie Faustusa nie było, ale sprzeciw też nie wydawał się kategoryczny.

Na wzmiankę o zakonie włamywacz tylko się uśmiechnął, przysunął się nieco do Faustusa, pochylił głowę i wpatrując się w swoje własne paznokcie powiedział cicho, tak by tylko chłopiec go usłyszał. -Widzę, że na prawdę chcesz się przekonać jak Sakirowskie lochy wyglądają od środka... Interesujesz się zakonem to wkrótce zakon zainteresuje się tobą... Ciszej na miłość Bogów! ... Bo moje usługi będą cię kosztowały drożej niż myślisz. Wyciąganie ludzi spod katowskiego topora to usługa ekskluzywna.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Droga ku legendzie - Na północ!

32
- Och - zmartwił się chłopiec - myślałem, że KAŻDY zamek, oznacza DOKŁADNIE KAŻDY JEDEN, bez znaczenia do kogo należy. Więcej płacić nie zamierzam, ostateczna nagroda i tak pewnie będzie więcej warta, niż cała praca włożona w jego zdobycie. Jeśli, oczywiście, nie poginiemy, nie zgubimy drogi, znajdziemy jakieś wskazówki i... - Faustus wydął wargi - nie zamkną nas w zakonnym lochu, bo wtedy nasz włamywacz złamałby kręgosłup, dźwigając zapłatę.

Chłopiec ziewnął i przeciągnął się. - Skoro nie chcesz wyciągać mnie z zakonnych lochów, a bez dowodu umiejętności przyjąć cię nie wypada... To może ukradniesz coś dla mnie? Powiedzmy... Zakonnemu dowódcy? To co ukradniesz, będzie twoje. A jeśli przy okazji ci się upiecze... Wtedy witamy w zespole! Plus jakiś ekstra dodatek ode mnie, jeśli zakonnik wyjdzie z siebie. A gdyby fant - chłopiec podrapał się po brodzie - był jakąś cenną, osobistą rzeczą... To i konia z rzędem dorzucę.

Dla podkreślenia wagi swych słów, Faustus podniósł kielich i zasalutował nim w stronę łotrzyka. - To jak, wchodzisz w to?
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Droga ku legendzie - Na północ!

33
Naprawdę musisz testować moje umiejętności — Eskil westchnął i pokręcił głową z dezaprobatą. — Nie przypominam sobie żebyś werbowanym mięśniakom w Saran Dun kazał bić się po mordach... Ale dobrze już... to twoja wyprawa.

Mężczyzna wstał, opróżnił kufel do dna i odłożył go z hukiem na blat. Odwrócił się plecami do stolika i zlustrował pomieszczenie. Pośród gości karczmy nie znalazł obiektu godnego zainteresowania. Żadnych sakirowców?. Zarzucił ciężki płaszcz i zwrócił głowę w kierunku Faustusa.

Umowa stoi. Zobaczymy się później.

Łotrzyk ruszył w kierunku wyjścia. O ile nic go po drodze nie zatrzymało wyszedł na zewnątrz i chwilę czekał pod bramą karczmy. Jeżeli żaden patrol Sakirowców nie objawił się w zasięgu widzenia to ruszył w stronę najbliższej strażnicy zakonu.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Droga ku legendzie - Na północ!

34
– Cóż, nie sprawdzałem i teraz żałuję... – Mruknął jeszcze w stronę drzwi i sięgnął po dzbanek.

– Haaaaalo, karczmarzu! – wyśpiewał, machając naczyniem nad głową. – Dno już widać, a w głowie jeszcze nie szumi! Zróbże coś, człowieku, złotem płacę.

Chłopiec, w przypływie dobrego humoru, klepnął w tyłek przechodzącą obok karczemną dziewkę, po czym uśmiechnął się bezczelnie. Z braku napitku oraz jakiegokolwiek lepszego zajęcia, począł przyglądać się pozostałym towarzyszą wędrówki. Kilku najemników rżnęło w karty, aż drzazgi leciały. Opary alkoholu utworzyły nad ich stolikiem małą chmurkę, która w każdej chwili mogła lunąć deszczem. Kilka stolików dalej woźnice i koniuszy śpiewali jakąś durną piosenkę o wojaku, co babę z kozłem pomylił. Mag, dowódca najemników oraz grabarz gdzieś się zawieruszyli. Reszta drużyny gdzieś zdezerterowała... No, nie licząc jednej osoby. Siedząca w najcichszym i najciemniejszym kącie elfka wyglądała jakby zjadła kosz cytryn. A z braku innego towarzystwa...

– Hej ty, pani elfie! – Chłopiec zasalutował opróżnionym w połowie pucharem. – A ty co potrafisz? Może chciałabyś dać pokaz swoich umiejętności? Byłoby to całkiem sprawiedliwie względem pana włamywacza, który właśnie, gdzieś tam – powiedział machając ręką w nieokreślonym kierunku – pokazuje na co go stać.

– No więc? – dodał gdy cisza się przedłużała. – Jesteś od początku, więc nowe zasady cię nie dotyczą. Jednak jakbyś chciała, o pani, pokazać czego od ciebie oczekiwać można... Bylibyśmy ukontentowani.
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Droga ku legendzie - Na północ!

35
Wyprawa jak na razie nie zapowiadała się najlepiej. Postęp był znikomy, podrzędne rasy z krasnoludami na czele postanowiły zająć się tym co umieją najlepiej - chlaniem na umór. Część drużyny wcześniej czy później się wykruszyła, pozbawiając pozostałych zapewne braku chociażby przewagi liczebnej nad tym, co mieli spotkać dalej na północy. Sama Phanagoria także miała myśli aby - mówiąc kolokwialnie - ''rzucić to w cholerę'', ale konsekwentny charakter jej to skutecznie uniemożliwił. Czekając na rozwój wypadków wtem usłyszała głośny i przechlany alkoholem krzyk skierowany w jej stronę. To był ten tzw. Faustus, niby chłopiec niby dorosły mężczyzna. Tak czy inaczej, nadal tylko człowiek. W dodatku, wyzywał ją na zademonstrowanie swoich umiejętności. Po chwili ciszy mając nadzieję na to że upojony alkoholem krzykacz zakończy temat, elfka odpowiedziała stanowczo oraz z dużą pewnością siebie, gdy te nadzieje okazały się płonne.
- Wątpię aby za włamanie wymierzana była kara śmierci. A nawet jeśli, ja nie jestem osobą odpowiednią do oficjalnego jej wymierzania przestępcom. - Po odpowiedzi nie opuszczała swojego miejsca, była jej tam wystarczająco dobrze jak na karczemne warunki.
Ostatnio zmieniony 29 wrz 2015, 19:12 przez Aegyptus, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
Obrazek

Re: Droga ku legendzie - Na północ!

36
Wspomnienie Orzada uświadomiło obecnym w karczmie członkom wyprawy, że faktycznie, stracili po drodze jednego z kompanów. Krasnolud bowiem czas już jakiś leżał wbity w śnieg od pasa w górę, nogami wystając jedynie nad białe pole śniegu i mroźnych śnieżynek. Krasnolud prawdopodobnie nie weźmie udziału w żadnej już wyprawie, bo pomimo upojenia alkoholowego, które go rozgrzewało, to pochłaniał go śnieg. Niemniej, Faustus i reszta wielce się tym nie przejęli. Może niektórzy z Zakonników byli nieco zniesmaczeni. Lubili pić z Orzadem.

Występujący przed Faustusem Eskil od razu wydał się dziwny, bo pomimo pancerza i kolczugi, poruszał się niemalże bezszelestnie. Inna sprawa karczmarz, który z hukiem wręcz przybiegł z dwoma dzbanami znów z tym dziwnym strachem w oczach. Nie wiedział, z kim ma do czynienia. Zakonnik, czy ktoś, kto wrogiem Zakonu jest - oba powody to kłopoty dla interesu - Ja nie... Panie. Ja na prawdę, szukają kogoś, ale kogo, to nie wiem. Mowa była o jakichś wilkach, o jakimś mroku. O wilku mrocznym - Mrocznym Wilku! - wysapał gospodarz i z jękiem wychylił na raz kielich wina zrezygnowany, nie mogąc przestać wymawiać słów.

- Faustus. Co to za szopka? - przybyły dopiero co do stolika Silvan starymi oczyma odprowadził Eskila, siadając przy stoliku, spoglądając na chłopca z wyrzutem - Przebierańce jakieś. Najemnik to, a z tego, co widzę, to jakiś specjalny i specjalnie traktowany. Nie mówiłeś nic, że ten jest specjalny, Faustusie - mówiąc to mag spojrzał w kierunku grupy najemników, którzy nerwowo ze sobą energicznie dyskutowali. Tylko Thogin z powagą i lekkim uśmiechem odprowadzał wzrokiem wychodzącego łotrzyka.

- Nie drążmy tematu. Zastanówmy się, co nam potrzebne i ruszajmy w dalszą drogę. Z samego rana - stwierdził także Cichy, podejrzliwie łypiąc okiem na siedzącą na uboczu Phanagorię - Magowie Bojowi to słudzy Korony. Korona dosyć blisko jest z Zakonem - mówiąc to opadł ciężko na ławkę ze stęknięciem i wlał sobie resztę kielicha.

Wstawszy ciężko, Thogin również ruszył ku stołowi, rozglądając się po zebranych - Co to za tajemne rozmówki? Eskila myślałem, że rozszyfrowałem. A tutaj jakieś tajemne rozmowy. Chyba nie wątpicie, że nam się uda? Przecież demony są tuż-tuż. Może one i lepsze, niż to smutne i szare jak dupa trolla miejsce. A to również smutne i szare miejsce - wskazał dowódca najemników na swoje szare oczy, dołączając do dyskusji. Stół został otoczony przez osoby chętne rozmowy. Z karczmy wynieśli się prawie wszyscy wcześniejsi biesiadnicy.

Eskil zaś czekał, widział patrole, ale zmarzniętych, opatulonych w skóry i futra żołdaków i strażników. Z rozmów w karczmie i dwóch patroli usłyszał jednak o czymś, co spełniało warunki - Zakonnicy przywieźli z Oros coś, co miało usprawnić północną ścianę w obronie przed ewentualnym atakiem demonów. Kolejna magiczna broń? Tak. Chyba tak. Rozmowy bowiem i wrodzone jakby przeczucie oraz wiedza doprowadziły go do czegoś, co można było nazwać koszarami. Piętrowy, murowany budynek ze strażnikami z przodu, oraz sporym, ogrodzonym murem dziedzińcem. Z boku był wjazd do stajni. Ot, taki budynek. Brama wjazdowa z przodu i stajnie były chyba jedynym wejściem. Z tego, co usłyszał Eskil, przedmiot wieziono na dużym powozie.

Phanagoria poderwawszy wzrok zobaczyła, jak wstający obok niej trzej mężczyźni skierowali się niby ku wyjściu, ale drogę obrali koło stolika Faustusa. Z rękawów dwóch z nich wysunęły się rękojeści długich noży, a jeden niby chowając się za dwójką dobył zza pazuchy jednoręczny, krótki topór. Mężczyźni wyglądali przeciętnie - jak tani najemnicy, zbiry, albo rzemieślnicy. Trudno określić - skóry, futra i brązowe tonacje.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Droga ku legendzie - Na północ!

37
Ze strzępków informacji które do niego dotarły wywnioskował, że coś wyjątkowego znajduje się w Białym Forcie. Broń? Być może, gdyż ma wspomóc walkę z demonami na północy. Z podnieconych rozmów wynikało, że musi ona być wiele warta. Wystarczająco wiele by wystarczyła Faustusowi za dowód umiejętności. Ale najpierw trzeba ją zdobyć a to może nie być łatwe. Jeśli jest wyjątkowa to na pewno jest pilnie strzeżona.

Eskil przemaszerował przed koszarami rejestrując wszystko co mógł w pamięci po czym ruszył dalej, szukając odpowiedniego miejsca w którym mógłby przygotować się do roboty. Najlepsza będzie wąska uliczka prowadząca blisko między wysokimi budynkami. Dobrze jeśli będzie tam też wejście do piwniczki. Jeśli znajdzie takie miejsce to wytrychem otworzy zamek i wejdzie do środka. Jeżeli nie, będzie musiał zadowolić się po prostu ciemnym zaułkiem.

Łotrzyk ściągnął najemniczy pancerz i położył go w kącie. Raczej nie będzie mu już potrzebny. Z worka który taszczył na plecach wyciągnął kirys oraz swoje czarne ubranie i założył wszystko na siebie. Do pasa przytroczył pałkę i nóż oraz noże do rzucania. Wytrychy schował w ukrytej w rękawie kieszeni a breszkę włożył za pas na plecach. W worku została tylko kusza i bełty które raczej w tym przypadku się nie przydadzą więc Eskil poszukał miejsca w którym mógłby bezpiecznie zostawić ekwipunek. Może to być piwniczka, kupa śmieci, niedomknięty stryszek domu albo, w ostateczności dach domu na który będzie musiał się szybko wspiąć. Czas wykonać robotę.

Mężczyzna ostrożnie wychylił się z zaułka i jeśli było czysto ruszył z powrotem w stronę koszarów. Starał się poruszać w cieniu tak by nie zostać wykrytym. Teraz trzeba opracować plan działania. Pierwszym miejscem które należało odwiedzić była stajnia. Przy odrobinie szczęścia towar znajdował się nadal na wozie. Eskil ruszył więc w jej stronę. Wparowanie do niej przez główne wejście "z buta" nie było raczej dobrym pomysłem dlatego najpierw poszukał okna które mógł otworzyć i wślizgnąć się przez nie (o ile było to dla niego bezpieczne). Jeśli stajnia takiego okna nie posiada to trzeba będzie wybrać główne wejście. Najpierw uchyli je odrobinę nasłuchując odgłosów z wewnątrz. Jeśli będzie to możliwe oraz nie spowoduje jego wykrycia otworzy je na tyle by móc przecisnąć się przez szparę i zamknie je zaraz za sobą.
Spoiler:
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Droga ku legendzie - Na północ!

38
Faustus przeciągnął się i westchnął z zadowoleniem. Wyglądało na to, że wreszcie wszystko szło po jego myśli. Coż pozostawało do zrobienia? Grupa zamelinowana w karczmie, konie bezpieczne w stajniach, karczmarz szykuje pokoje pod czujnym okiem jego ludzi... Jedyną niezałatwioną sprawą pozostał w połowie pełny dzban stojący pośrodku stołu. Chłopiec lubił smak wina. Było zdecydowanie lepsze lepsze od wódki i o niebo smaczniejsze od piwa. Do tego było jednym z nielicznych alkoholi, które pić można było elegancko. Ot, fanaberia osób z wyższych sfer. Do tego niewiele było rzeczy w życiu przyjemniejszych od kielicha lub dwóch wina, wypitych przed snem.

Faustus nalał sobie kolejny, pełny kielich. Powoli podniósł go do twarzy i powąchał. Tak, zdecydowanie to było lepsze, niż tamto podane na początku. No chyba, że po prostu się do niego przyzwyczaił. Podczas libacji przychodził przecież taki moment, kiedy wszystko zaczynało doskonale smakować.

Kielich powoli przechylił się, a jego zawartość wlana została do ust. Chłopiec mlasnął. Pił lepsze, to fakt, jednak zważywszy na warunki... To było zdecydowanie znośne. A nawet nieco smaczne.

Jego głowę zaprzątało tylko i wyłącznie wino. Zastanawiał się właśnie czy nie zamówić jeszcze jednego dzbanka na noc kiedy przypomniał sobie o pewnej sprawie. Uśmiechnął się lekko i wziął kolejny łyk wina. Zupełnie nie przeczuwał zagrożenia.
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Droga ku legendzie - Na północ!

39
(Z związku z tym że moja postać została postawiona w dynamicznej sytuacji, muszę napisać posta w stylu ''if->then'', rozpatrując kilka wariantów tego co może się stać i jak moja postać na nie zareaguje)



Phanagorii poniekąd ulżyło, gdy zapewne nadzwyczaj wstawiony Faustus postanowił nie kontynuować tematu przetestowania jej umiejętności, gdyż karczma w mieście w którym na pewno znajdują się wysłannicy Zakonu Sakira jest chyba najgorszym dostępnym miejscem gdzie może dojść do takiej demonstracji. Na jej nieszczęście, zauważyła coś niepokojącego. Trzech podejrzanych typów na których ani ona ani zapewne nikt inny nie zwracał uwagi zaczęło iść dość dziwnym torem w kierunku Faustusa - co gorsza, jakby nigdy nic z ich rękawów wysunęły się noże, a jeden dobył topora.
- Atak, w takim miejscu? Samobójcy? - Pomyślała, uważając napad w karczmie w środku miasta za niezwykle nieprawdopodobny.
Jednakże, nie można było niczego wykluczyć a pijana być-może-ofiara na pewno nie zdoła się obronić przed atakiem, a śmierć owej być-może-ofiary zapewne zakończy wycieczkę grupy, która miała się kierować dalej na północ. A tego elfka nie chciała, trzeba było działać - jednocześnie za wszelką cenę uniknąć jej dekonspiracji na szersza skalę, bo to może spowodować w mieście rzeź - jeżeli ktoś spróbuje ją aresztować.

Wariant I wydarzeń
Phanagoria więc wstała umiarkowanie szybko i podążając za celami oraz widząc nadal uzbrojenie u trzech podejrzanych typów, skierowała na nie swoje moce telekinetyczne i całkowicie skupiła się na możliwości wyrwania z rąk (czy czegokolwiek co tam mieli) broni w celu upuszczeniu ich na podłogę. Liczyła, że dzięki temu owe osobniki wpadną w wystarczająca konsternację co się stało i czemu ich bronie zostały czymś wyrwane, że szybko opuszczą miejsce. To jest najlepsza wersja. Oni uciekną, a Phanagoria najwyżej zbierze oręż z podłogi i poda go barmanowi mówiąc: Tamci trzej upuścili te sprzęty, nie wiem gdzie znajduje się tu Biuro Rzeczy Znalezionych więc uznam że ta karczma może chwilowo za takie biuro posłużyć.
Na wypadek porażki tych działań, elfka trzyma już lewą rękę w pogotowiu, wyprostowaną - ale nie przed siebie, pod kątem około 45 stopni w dół.

Wariant II Wydarzeń
Jeżeli trzej podejrzani zorientują się że to Phanagoria swoimi magicznymi zdolnościami próbuje im wyrwać broń i staną się wobec niej agresywni bądź ów operacja wyrwania broni się nie powiedzie i cele nadal będą iść w kierunku Faustusa, elfka będzie musiała przystąpić do drugiego, znacznie mniej chcianego wariantu. Zarówno dla niej, jak i dla podejrzanych, jak i dla okolicy. Po prostu dla wszystkich i wszystkiego. W takim przypadku młoda Mag Bojowa uniesie rękę dodatkowo nieco wyżej tak, aby zacząć wystrzeliwać pociski z PO [nie chodzi o partię polityczną, a o skrót nazwy czaru którego pełna nazwa jest dostępna w KP do którego mają dostęp MG/Bardowie] w nogi tych trzech facetów (względnie w pośladki), aby spowodować ich upadek. Nie może strzelać na wprost, bo wtedy istniałoby duże ryzyko ofiar postronnych ze względu na to, iż ów czar może spokojnie przebijać miękkie cele. Celem jest wystrzelenie maksymalnie kilku pocisków. Równolegle z tym Phanagoria aktywuje swoją barierę, drugą (czyli prawą) rękę trzymając na rękojeści miecza będąc gotowa w razie czego do walki w zwarciu.
Obrazek
Obrazek

Re: Droga ku legendzie - Na północ!

40
Podchody Eskila rysowały się obiecująco. Przebrany w swoje bardziej pasujące ubranie minął dwa razy jakieś małe patrole, które kręciły się w tej okolicy częściej, swój ekwipunek zostawiając w oddalonej o uliczkę dalej piwniczce z winami i beczkami, do której ktoś od bardzo dawna nie zaglądał. Same koszary nie były jednak tak pilnowane, jak powinny, jeśli byłoby to coś cennego - obrona taka, jak zawsze. Wartownicy. Tyle. W świetle ciemności Eskil podkradł się pod samą stajnię - okien nie było, drzwi było szeroko otwarte. Pomieszczenie było spore, z kilkoma wyjściami, ale był tam jeden, zacieniony zakątek, oddzielony od reszty niską ścianką. Widać tam było wóz, na którym stało coś wielkiego, zasłoniętego materiałem. Było bardzo wysokie i duże, jak stos siana, który chłop wiezie z pola. Dało się dojrzeć i usłyszeć jedną tylko osobę - tyłek i nogi jakiegoś mocarniej zbudowanego mężczyzny wystawały spod plandeki, a obok leżał młotek i inne narzędzia, na wozie. Było tu kilka koni. Był też i ten wóz. I to chyba wszystko w tym pomieszczeniu.

Trójka mężczyzn nieubłaganie zbliżała się do stolika Faustusa kiwając się na boki, wtedy też jeden z nich, najbliżej wysunął rękę w bok, jakby gotując się do ciosu albo rzutu. Wtedy też zadziałała telekineza - oba noże zostały wyrwane z ich rąk, dosłownie wbijając się w podłogę z głośnym brzękiem, co na pewno było w stanie zwrócić uwagę reszty gości. W sumie, oprócz trójki uzbrojonych mężczyzn i wyprawy Faustusa, była tutaj tylko mała grupka w jednym z ciemnych kątów. Wypuszczone noże wstrzymały dwójkę z mężczyzn. Ten z toporem jednak spojrzał tylko na upadające noże i przepychając się między dwójką pozostałych wzniósł broń, próbując rzucić się w kierunku Faustusa - kilka kroków. Jego nogi zostały jednak pozbawione możliwości chodu, gdy kilka pocisków trafiło go w nogi, dosłownie je przecinając pod kolanami z sykiem i zapachem spalonego mięsa. Dźwięk piu, piu rozniósł się w krótkiej chwili w karczmie. Trwało to wszystko tyle, że Faustus zdążył się tylko napić. Phanagoria wysyłając kilka pocisków pozbawiła topornika nóg - jeden z pocisków trafił go w plecy, ale dziwnie wyparował z sykiem i dziwnym burczeniem powietrza. Dwóch pozostałych zatrzymało się w miejscu - jeden ze strachem widząc, co się dzieje, odszedł krok dalej, jedną ręką zakrywając głowę, drugą podnosząc do góry, na znak poddania się. Drugi rzucił się ku nożowi, lecz pociski wystrzelone w topornika sprawiły, że jednym z nich dostał w nadgarstek, z krzykiem i sapaniem spoglądając na pozbawiony dłoni, krwawy kikut, zapieczony. Dla bezpieczeństwa i higieny. Obok niego upadła brązowa książką, oprawiona w srebrne dodatki. Phanagoria mogła z łatwością zobaczyć symbol serca przebitego mieczem na okładce. Agentura Inkwizycyjna.

- Poddaję się - krzyknął ten, który przeżył, otaczając się brązowym płaszczem, który może miał za zadanie sprawić, że czuł się bezpieczny. Ręką, którą zasłonił głowę, przytrzymywał płaszcz od środka. Jeden z mężczyzn, którzy siedzieli w kącie, wstał i szybkim krokiem ruszył ku wyjściu - reszta z nich też wstała, zbierając się do wyjścia.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Droga ku legendzie - Na północ!

41
A jednak byli na tyle głupi, aby zaatakować kogoś jawnie w samym środku karczmy. Wszystko działo się bardzo szybko, a Phanagoria działa bez chwili wahania, wiedząc, że jakiekolwiek zawahanie przy działaniu może mieć tragiczne konsekwencje. Szczerze powiedziawszy, to że zadziałała także miało tragiczne konsekwencje dla tej dwójki, która została przez elfkę ostrzelana. Jednakże, młoda pani mag chciała tego uniknąć. Wiedziała, że od tego momentu wszystko może się posypać, a w skrajnym przypadku najbliższa okolica może zostać zamieniona w pole bitwy. Niestety, sytuacja nadal wymagała zdecydowanych działań. Po pierwsze, żaden świadek tego zdarzenia nie mógł opuścić karczmy ot tak. A oprócz grupy, z którą Phanagoria jak na razie miała wątpliwą przyjemność współpracować, kilku typów, których nie znała właśnie szybkim krokiem szykowała się do opuszczenia budynku. Mogli powiadomić straże w obecnie najgorszym możliwym momencie. Wiedziała, co miała robić.
- WY TAM, STAĆ, NATYCHMIAST! - krzyknęła w ich kierunku, po czym dodała: - Jeżeli chociażby uchylicie drzwi wejściowe, podzielicie los tych co już leżą - ale nie będę się cackać i tym razem będę celować w głowę! - I rzeczywiście, miała zamiar to zrobić, gdyby nieznajomi nie usłuchali się jej wyraźnego polecenia. Wycelowała w ich kierunku swoją lewą rękę, z której przed chwilą ostrzelała inkwizycyjnych zbirów. Cały czas była jednak czujna i gotowa do aktywowania bariery, gdyby z ich kierunku przybyła jakaś kontra. To też mogli być inkwizytorzy, mogli pilnować tych, co dokonali nieudanego zamachu na życie Faustusa. Możliwości było dużo, jednakże najważniejszą sprawą w chwili obecnej było ich zatrzymanie. Kątem oka raz po raz spoglądała na tego jednego nieszczęśnika, który się poddał, ale nie mogła jednocześnie trzymać kontroli nad tyloma zmiennymi jednocześnie.
- A wy, zakute łby?! Zablokujcie możliwość wyjścia z budynku i przypilnujcie kapitulanta, przyda się go przesłuchać! - Powiedziała stanowczo do „zaprzyjaźnionych” najemników licząc, że jej dotychczasowe bardzo zdecydowane działania na tyle ich przestraszą, że nie będą stawiać oporu przed elfką. Phangoria nie za bardzo chciała znów przelewać krew, a zwłaszcza swoją własną. Sytuacja była stresogenna i było dużo rzeczy do zbadania - Pani mag chciała sprawdzić, dlaczego pocisk, który trafił w plecy jednego z napastników dziwnie wyparował oraz chciała się zapoznać z książką Agentury Inkwizycyjnej. No i ofiary przyda się ogólnie przeszukać w poszukiwaniu czegoś wartościowego. Nie będzie im już to potrzebne. Jednakże, nie mogła tego wszystkiego zrobić na raz w sytuacji, w której trzymała kolejną grupkę podejrzanych „na muszce”. Zwróciła się więc do Faustusa, licząc, że nie jest na tyle pijany, aby spokojnie kontaktować - cały czas patrząc w kierunku kolejnej grupki podejrzanych:
- Jeżeli nie uzyskam pomocy, najbliższa okolica zamieni się w morze ciał - powiedziała cicho i groźnie, chcąc tym faktem zmusić Faustusa do działania.
Obrazek
Obrazek

Re: Droga ku legendzie - Na północ!

42
Chłopiec parsknął śmiechem. Naprawdę dawno nie bawił się tak dobrze. A kto wie? Może był to dopiero początek? Jakież atrakcje naszykował im jeszcze los?

– Słuchajcie pani – zwrócił się grzecznie do najemników – dajmy się jej wykazać.

Udaremniony zamach nie zrobił na Faustusie najmniejszego wrażenia. Ot, bywa i tak. Cóż zrobić?

– Karczmarzu, wina! – ryknął w stronę osłupiałego gospodarza. – Ktoś wylał mi cały dzbanek – dodał niezadowolony – doprawdy, zero kultury.

Dopiero gdy sprawa priorytetowa, czyli zapas wina na stoliku, została omówiona, chłopiec mógł zająć się pozostałą resztą spraw ważnych i istotnych.

– Niech mi ktoś powie teraz, co to za przydupasy? – rzucił pytanie w zgoła nieokreślonym kierunku. Nie uzyskując odpowiedzi, cmoknął niezadowolony. – Ej, ty – kiwnął ręką w stronę jednego z zamachowców – nie, nie ty, ten obok bezrękiego... o, tak, tak, ty coś się za łeb przed chwilą trzymał. Zdajesz się osobą rozumną. Mówże więc. W taki sposób witacie gości? Nie? – dodał szybko, zanim ktoś zdążył mu odpowiedzieć. – Tak myślałem. No więc? Co zrobiłem tym razem, że celowano do mnie z żelaza? Iiii na miłość wszystkich bogów! Karczmarzu! Nalejże temu bez ręki gorzałki, bo od jego jęków skupić się nie można. I otwórzcie jakieś okna, bo niemiłosiernie śmierdzi tu spalenizną.

Chłopiec przerwał i zastanowił się. Po chwili paskudny uśmiech wykwitł mu na twarzy.

– Panno elfko – powiedział wytwornie – zajmij się tutaj wszystkim, tak jak to tam teraz robiłaś. Najemników masz do swej dyspozycji. A ja siądę sobie o tutaj, napiję się, popatrzę.

– Karczmarzu! – ryknął po raz trzeci – kaszy z mięsem podajcie! Zgłodniałem nieco.
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Droga ku legendzie - Na północ!

43
Obrazek
Mężczyzna, który opadł na kolano, kojarzył się z istotą, która bojąc się światła słonecznego, próbowała schować swoje oblicze przed śmiercionośnymi promieniami. Zza brązowego płaszcza wyjrzała powoli twarz - zmęczona, poznaczona bliznami i zmarszczkami twarz wiekowego już mężczyzny, którego rasa stawiała duży znak zapytania - czy to niby człowiek, czy to może pół-elf bądź pół-gnom, bacząc na spiczaste uszy. Brązowe oczy wpatrywały się w siedzących przy głównym stoliku, a także w kierunku najemników, studiując wszystkich pobieżnie.

- Na kolana! Na czworakach! Jazda pod ścianę! Eja! - zakrzyknął któryś z najemników, wysuwając przed siebie ostrze miecza, gdy większość grupy wstała i skierowała się do drzwi, jak ich dowódca szepnął coś o elfce, na co tylko jeden zareagował uśmiechem. Widocznie czarodziejka zaczynała napawać również niektórych towarzyszy strachem. Mężczyźni posłusznie poszli pod ścianę, słuchając lepiej uzbrojonych towarzyszy tajemniczych magów. Lepiej uzbrojonych, bo Ci mężczyźni, których najemnicy przeszukali, mieli przy sobie różne noże i inne lichej jakości bronie, tłumacząc się, że nie mają powiązań z tymi, których pokonała magia.

Martwy operator topora leżał w rozrastającej się kałuży krwi, dygocząc jeszcze w spazmach desperackiej walki o ostatnie chwile życia. Ten z kikutem zemdlał, opadając na podłogę obok martwego ciała. Kapitulant jednak wydawał się teraz mniej przerażony całym tym zajściem. Tylko ściągnął brwi widząc, jak Phanagoria dotyka opuszkami palców trupa - miejsce, w które trafił pocisk, czyli na powierzchni brązowego płaszcza, dziwnie pulsowało pod dotykiem. Niemniej, pod materiałem, lub pomiędzy, nic innego tam nie było - tylko materiał. Pulsował jak tętno bijącego serca, ale w sposób magicznej energii, lekko wyczuwalnej.

Niemy z przerażenia karczmarz przyniósł pełen dzbanek wina, nalał wszystkie ubytki wśród kubków i kielichów, często wylewając napój dygocącymi rękoma. Chciał ruszyć za ladę, ale jednak zatrzymał się i usiadł, wychylając bezpański teraz kielich któregoś z najemników, opierając głowę o stół. Kapitulant zrazu nie odpowiadał, ale w końcu przemówił głosem ochrypłym, ale równocześnie miłym dla ucha, bardzo głębokim - Każdy kto z demonami trzyma, na życie nie zasługuje, a na śmierć jeno. To też cel jest chyba jasny. Jeszcze zanim wyruszyliście, już Was zoczyliśmy. A która kompania w szeregach przyjaciół demonów trzyma świadomie, ta kompania jest kompanią psów które uganiają się za pełną michą, nie widząc, że pokarm ten, to fałszywe przepowiednie i kłamstwa, które piekielne męczarnie zapewnią - skończył, unosząc dumnie głowę i wyzywająco spoglądając po członkach wyprawy.

- A więc to Ciebie chcieli zabić, jo? Czyli jednak. Tak sądziłem, że skoro nie jesteś zwykłym chłopcem, to do czynienia miałeś dużo z czarnymi fragmentami magii. To może teraz, skoro nie ma tutaj żadnych świadków, powiesz nam, kim dokładnie jesteś, skoro i tak możliwe, że się zaraz dowiemy, skoro od razu nas napadają Sakirowcy. Diabelstwo, dobrze zgadłem? - uradowany, uśmiechnięty szeroko dowódca najemników, Thogin. Jego szare oczy otworzyły się, jakby od ekscytacji, sądząc po wyrazie twarzy. Może podniecenia.

- Diabelstwo czy nie, moc bije od niego duża. I ciemna, naturalnie - dodał krótko i znudzenie Silvan, chociaż jego oddech był lekko zaburzony. Jakby czegoś się bał, albo czuł ulgę. Faustus czuł w nim jakieś dziwne uczucie, którego nie mógł zinterpretować. Ulga?

Książka, którą upuścił jeden ze zbirów Zakonu Sakira dała się posłusznie otworzyć elfce. W oczy rzuciły się od razu dobrze wykadrowane obrazki, starannie wyśrodkowane zdania, cytaty, nazwiska, zaklęcia i modlitwy. Bardzo dobrej jakości księga o zapewne ciekawej zawartości. Książka otworzyła się na stronie, która podwinęła się, gdy upadała - ostatnia przeglądana przez kikutnika. Treść bowiem trochę dziwna była, nawet jak na kalekiego czytelnika.
I wtedy nastało światło. A wszystko, czego światło dotknęło, w pył się obróciło, bo noc przed dniem uciec nie mogła, gdy latarnik światło rzucił.
Światło Króla. Zaklęcie ofensywne, wypaczające ciemność na drodze Inkwizytora.
Zasłaniający się mężczyzna coraz bardziej był teraz zaniepokojony, rozglądając się po siedzących, największą uwagę skupiając na Faustusie. Czegoś chyba nie rozumiał.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Droga ku legendzie - Na północ!

44
Reakcja Faustusa na fakt uratowania jego podrzędnego życia przez Phanagorię, tą drugą, nie dość że zaskoczyła, to jeszcze wyraźnie oburzyła. Czysta obojętność, z jaką spotkała się z jego strony wywołała na jej twarzy widoczne podirytowanie i spojrzenie na Faustusa wzrokiem dosyć nieprzyjemnym. Elfka uznała jednak, że w obecnej chwili rozpoczynanie kłótni o chociażby podziękowania jest niezbyt trafnym pomysłem - wróci do tego później. Zwłaszcza, że sytuacja stawała się bardziej złożona i skomplikowana.

- Trzymajcie ich tam, pod ścianą i niech ktoś zablokuje drzwi - nikt tu nie wchodzi i nie wychodzi przed nami - powiedziała spokojnie, ale zdecydowanie w kierunku najemników. Za wszelką cenę chciała uniknąć niespodziewanego wjazdu Straży Miejskiej, wojska lub innych gości, których wizyta jeszcze bardziej skomplikowałaby całą sytuację. Im więcej zmiennych, tym mniejsza kontrola. Im mniejsza kontrola, tym większa chaotyczność. Im większa chaotyczność, tym bardziej Drwimir się ucieszy. Taki oto ciąg przyczynowo-skutkowy.

Po tym - po pytaniach Faustusa - odezwał się jedyny zamachowiec, który przeżył. Jego wygląd był dziwny, ale rasa dla Phanagorii w tej sytuacji nie grała większego znaczenia. Na czystego elfa nie wyglądał - i to jej wystarczyło. A odpowiedź kapitulanta na pytania była bardzo interesująca, nie wyglądał na zwykłego zbira czy najemnika. Zdecydowanie zbyt bogaty styl wypowiedzi. Gdy skończył on swoją wypowiedź, którą elfka słuchała z zaciekawieniem, odezwali się dwaj bardziej ogarnięci członkowie wyprawy - których wypowiedzi wywołały w Pani Mag dalsze zaintrygowanie.

- Powiedz wszystko, co wiesz na temat tego, którego mieliście zadanie wyeliminować. Życie zostanie ci darowane za szczerość - oraz za fakt nie bycia ćwierćmózgim zbirem. Dlaczego mieliście zadanie go zabić? Jakie mieliście poszlaki, dowody? - powiedziała w kierunku kapitulanta pełna pewności siebie, ale i ciekawości - i trochę strachu. Faustus od początku wydawał się dziwny, czuła, że powinna być bardziej czujna w trakcie wyprawy na niego. Spojrzała na dziwnego młodzieńca nieufnym wzrokiem po zadaniu pytań kapitulantowi, po czym skierowała wzrok na dół - w kierunku dwóch konających zamachowców i książki, którą jeden z nich upuścił.

- Mieli przygotowane zaklęcie ofensywne do wypędzenia mrocznych sił z Faustusa - powiedziała na głos niejako w powietrze, bez konkretnego adresata. Sam ten fakt niejako dał jej odpowiedzi na pytania, które wcześniej zadała - a przynajmniej naprowadził ją na pewne podejrzenie względem młodzieńca. Podejrzenie współtowarzyszy podróży wzmocniły w niej to przekonanie.

Następnie skierowała swoją uwagę na dziwny materiał, który zatrzymał jej pocisk. Bardzo się nim zainteresowała i zauważyła, że jedyny ocalały ma podobny płaszcz na sobie.
- Co to za płaszcze? - Spytała się prosto z mostu ocalałego, cały czas badając ten, który był na prawie martwym toporniku. Odnośnie tego - elfka nie widziała dla niego szans przeżycia, a jakby przeżył, to zostałby trwałym kaleką. A nie miała zamiaru targać go do uzdrowieciela, narażając się przy tym na dekonspirację. Z niejako ciężkim sercem zdecydowała się go dobić.

- Skrócę jego cierpienia - powiedziała cicho i trochę niepewnie, dobijanie bezbronnego chyba tylko dla sadystów wywołuje przyjemne odczucia. Przed tym zdjęła z niego płaszcz, który ją zainteresował, po czym nieco pochyliła się nad nim i powiedziała na koniec do umierająceg, głosem, w którym można było wyczuć niepewność i nawet przestraszenie:

- Odnajdź spokój w objęciach Osureli. - Po czym z otwartej dłoni wystrzeliła magiczny pocisk w jego głowę. Westchnęła po tym ciężko. To że jest - mówiąc potocznie - twarda oraz zdecydowana, nie oznacza, że jest pozbawiona uczuć i odruchów emocjonalnych typowych dla większości rozumnych istot żywych. Po wykonaniu - bądź co bądź - egzekucji, oderwała kawałek materiału z jego ubrania, którym wykonała opaskę uciskową na ramieniu drugiego zamachowca, który w wyniku ostrzału stracił dłoń. Cały czas była czujna na sytuację, raz po raz mierząc wzrokiem kapitulanta, Faustusa i resztę obecnych w pomieszczeniu. Zaopiekowała się także książką, czuła, że jej lektura może ją wiele nauczyć.
Obrazek
Obrazek

Re: Droga ku legendzie - Na północ!

45
– Diabelstwo? – spytał Faustus z politowaniem, unosząc lekko brew. – Chcesz mnie obrazić, czy coś?

Chłopiec był szczerze urażony. Spode łba patrzył na nierozważnego mężczyznę. Pod nosem zaczął mruczeć coś do siebie, zapewne słowa niecenzuralne i niegodne przytoczenia. Po chwili uśmiechnął się brzydko i odwrócił wzrok.

– Fascynujący wystrój – zwrócił się do karczmarza – naprawdę piękny żyrandol. Zapewne mosiężny, prawda? A ta głowa łosia nad kominkiem? Naprawdę dawno nie widziałem tak okazałego poroża. Choć osobiście dodałbym tutaj coś, co ożywi atmosferę... No nie wiem... Może kilka tych zabawnych obrazów, co to panny rumieńcem płoną na ich widok? Albo wiem! Ale niee... zostawię to może dla siebie.

Faustus przyglądał się, jak elfka dobija rannego.

– Elegancki ruch – mruknął z aprobatą – choć sądzę, że dobry alchemik byłby w stanie go naprawić... Oczywiście, już nie teraz, po tym jak usmażyłaś mu łeb czarami. Swoją drogą, śmierdzi tu coraz bardziej.

Ziewnął potężnie, zasłaniając się dłonią.

– Dobra, spać mi się chce. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz zaznałem spoczynku. Zamykajmy ten burdel. Panowie – zwrócił się do napastników – odpowiedzcie szybko na pytania pani maga, bo inaczej nie omieszka i także wam gotowa zagotować w czerepach. A jeśli uzna to za zbyt drastyczne, to ten tu, o – wskazał na grabarza – mój stary przyjaciel zdzieli każdego łopatą i z radością, jak mniemam, zakopie w gnoju na podwórzu. Przykra śmierć, nie polecam.
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage
ODPOWIEDZ

Wróć do „Królewska prowincja”