Kapitulant, nazwany już tak zresztą nieoficjalnie i tak też zaakceptowany przez otoczenie, zmarszczył brwi niesamowicie, widocznie zdziwiony tym, jak Thogin - przywódca najemników, Silvan - mag, oraz Phanagoria - czarodziejka, rozmawiają na temat Faustusa. Kapitulant rozglądał się po nich niezrozumiałym wzrokiem i kiedy obdarzył spojrzeniem chłopca, zamiast znów łypać groźnie, jedynie otworzył oczy jeszcze szerzej, opuszczając delikatnie połę płaszcza, może niekontrolowanie, otwartymi ustami nie mogąc nic na razie powiedzieć.
- Śledzimy czarownika od kilku miesięcy. Posiadł własność Zakonu Sakira, więc wysłano za nim Królewską Brygadę Pościgową z formacji Sfora. On Was znajdzie. To tylko pociesza mnie, wiedząc, że zginiecie wszyscy, tuż po tym, jak zginę ja. No i ten cały... Faustus. Wspaniały prezent dla Inspektora - mówił ze wzrastającym gniewem Kapitulant, wpatrując się teraz przeważnie w chłopca i elfkę, która postanowiła wyjść mu na przeciw, by się z nim rozmówić. Widząc, co robi Phanagoria z dogorywającym mężczyzną, oraz jak próbuje poradzić coś na kikut tego rannego, zdziwił się tak, jak zdziwił się wtedy, gdy wszystko zaczęło się kręcić wokół Faustusa. Już otwierał usta, gdy chłopak zakomenderował swoje znużenie, oraz znudzenie całą tą nietypową i trochę niekomfortową dla wszystkich sytuacją. Zajęty ziewaniem nie zdążył nawet zauważyć tego, co stało się od razu po tym. A działo się dużo i to całkiem szybko.
Żyrandol z sufitu bowiem spadł z dużą prędkością na ławę koło stołu Faustusa, Silvana i Thogina. Zmienił jednak trajektorię lotu - zwolnił znacząco. Zarówno Faustus, jak i Phanagoria, wyczuli w powietrzu drgania magii, gdy żyrandol zsunął się po niewidzialnej płaszczyźnie nad stołem samego Faustusa i poleciał w kierunku kapitulanta, trafiając go w płaszcz, którym się zasłaniał, a potem w klatkę piersiową. Ręka, trzymająca materiał wygięła się w inną stronę, a jedno z ramion trzymających świecznik zagłębiło się między żebra. Drugie zaś niemiło i ze zgrzytem wsunęło się gdzieś w oczodół. Klęczący, umierający już prędką śmiercią zakonnik rozsunął ręce na boki. Nie wiadomo było, czy trzymał coś wcześniej w rękach, bo okolice jego pasa rozświetlała jaśniejąca energia w postaci małej kuli, która potem nie oślepiającym, ale białym światłem rozlała się po pomieszczeniu, delikatnie odpychając wszystkich od epicentrum wybuchu - większość się zachwiała, najbliżej stojąca Phanagoria nie odczuła praktycznie nic.
Inni natomiast, owszem. Faustus poczuł, jak rozbolała go znacząco głowa, a oczy trochę rozbolały. Silvan zaklął natomiast i wstał, przecierając lekko oczy. Gdy wstawał, nie wiadomo czym pociągnął za sobą również Thogina, bo ten podskoczył do góry, a potem przewrócił się do tyłu i zaczął toczyć po podłodze z sykiem, gniewnymi jękami i kurwami na języku - Jebany kurwa! - podsumował, trąc oczy, jakby chcąc je sobie wymazać z twarzy. Z policzka wystawała mu duża drzazga, z której ściekała ciemna krew. Jeden z najemników podbiegł do niego i opiekuńczo objął go ramieniem, spoglądając w gniewie na martwego najemnika.
- No. To się trochę porobiło - skwitował finalnie Pan Grabarz, uśmiechając się szeroko, do tej pory nie dając znaku swojego życia. Z rosnącym rozbawieniem z chichotu zaczął się śmiać całkiem głośno, uderzając się po biodrze.
- Nieszczęśliwy wypadek. A szkoda, moglibyśmy dowiedzieć się czegoś... Ważnego - pokiwał głową z uznaniem Silvan, tylko na chwilę rzucając spojrzeniem na Faustusa. Dziwny to był koniec tego dnia, niemniej, dobiegał właśnie ku końcowi. Zostawała sprawa tych, którzy ocaleli, oraz załatwienia reszty tej sprawy. A może tak po prostu rzucić to wszystko i wyjechać w Góry Dzikie?
- Proponuję iść się przespać, a potem zaszyć się, dopóki nie wymyślimy jakiegoś planu. Za dużo atrakcji jak na jedną popijawę - podsumował Thogin, prowadzony przez jednego ze swoich najemników na górę. Jego szare oczy wydawały się teraz dużo bielsze i jaśniejsze, po kontakcie z tym białym światłem - A ja bym proponował nie koniecznie dzisiaj, ale jutro, jakoś ich pochować. Zakopać przykładowo. Choroby mogą się rozprzestrzeniać, a i walające się ciała nie na dużo się zdadzą - dodał Cichy, który z uniesionymi do góry brwiami wstał gdzieś z boku, w ogóle nie zauważany przez nikogo. Wzruszył ramionami, uśmiechnął się do Phanagorii, skłonił się w kierunku Faustusa z szacunkiem i pogwizdując również ruszył za Thoginem na górę. Nie wszystko było zrozumiałe dla wszystkich, ale tak to już bywa, gdy bazuje się na domysłach, a Twoi kompani okazują się nie do końca tymi, za których się ich uważa.
Re: Droga ku legendzie - Na północ!
46Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla