Re: Wioska Śnieżnych Elfów

61
Gigantyczna fala żalu spłynęła na towarzyszy, kiedy to zrozumieli, iż panujące tutaj elfki zamordowały ich przywódcę. Z zimną krwią, a zarazem bez poszanowania poderżnęły mu gardło, podczas udawanej próby porozumienia. Mordred zastał się w żałobie, Hunmar podpierał ścianę, jakby nic się nie stało. Chyba był w szoku, bowiem nie rozumiał niczego, co wokół niego się dzieje. Najprawdopodobniej spowodowane jest to poczuciem winy, wszak przez krasnoluda nie żyje najważniejsza persona tej operacji. Jednocześnie Valcerion próbuje wesprzeć Mordreda, kolejno przechodząc na grunt problemów militarnych. Jego uwagę przykuła kusza, która znajduje się w zbrojowni, lecz zanim wypowie się na temat przywłaszczenia tego sprzętu, na drogę słowną wychodzą zdania bladego szatyna.
Cóż za polot udręki i pesymizmu płynie z ust Mordreda. Frustracja zwraca się przeciwko rycerzowi(Valcerion), delikatne tłumaczenie przemieniło się w dosadne pouczenie. Oczywiście nie brakuje wspomnienia o bezużyteczności Darianny wraz z Hunmarem, jak i gehenny dalszych posunięć.
No i wtedy ma miejsce coś, co zaskakuje wszystkich, bez wyjątku. Darianka kroczy wprost na Mordreda, a kiedy jest dostatecznie blisko, pochyla się nad nim. Lewa dłoń w ułamku sekundy zakreśla półokrąg, kończąc podróż na policzku mężczyzny. Jakież to siarczyste posunięcie wykrzywia twarz o kilkadziesiąt stopni.

- Zamknij się, bo mam już po dziurki w nosie twoich histerii!

Zarzuciła podniesionym tonem, na tyle donośnym ażeby zgorszyć samca, lecz nie ujawnić ich pobytu gospodyniom.

- Jeśli nie zauważyłeś to jest wojna. Chcesz lub nie, jakoś się to zakończy. Ja mam nadzieję, że wyjdę z tego żywa. Twoje życie mnie nie obchodzi, ale brakiem subordynacji zwiększasz ryzyko niepowodzenia.
Spojrzała na Valceriona. - Daj tę kuszę krasnalowi, mu się bardziej przyda. Bierzcie co uważanie za stosowne. Tylko nie za dużo, mamy walczyć, nie kolekcjonować złom.

W tym momencie kobieta podeszła do jednej ze skrzyń. Szperała w niej, by po chwili wyciągnąć wzmocnione, a zarazem cienkie okrycie. Położyła je na innej skrzyni i poczęła się rozbierać. Nie zwracała przy tym uwagi na reakcję mężczyzn, wszak stała do nich tyłem. Blade pośladki rozświetlały szopę przez dobre kilka chwil, zanim to ciała nie przykryło wyżej wspomniane odzienie.
Po dopasowaniu obuwia, naciągnięciu rękawic i przykryciu głowy warstwą szarego materiału, Darianna przywłaszczyła trzy ostrza. Jeden krótki sztylet z grawerowaną rączką oraz dwa noże do rzucania. W nowym wydaniu prezentuje wyczekującą postawę, liczy na mobilizację wraz z podjęciem stanowczych decyzji.

- Będziemy tak stać, czy ruszamy? Danarim chciał byśmy spenetrowali grotę w górze. Taki nasz plan, panowie?

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

62
Pierwsze co odczuł, to nagły ból na twarzy. Przez moment jego oczy błysnęły złowrogo jak u wilka gotowego gryźć, nie bacząc co ma przed sobą. Dopiero po chwili jego umysł zarejestrował źródło impaktu i towarzyszące mu słowa. Gdy zdał sobie sprawę, że nie jest pod wrogim atakiem, jego mimowolnie sprężające się do zrywu mięśnie rozluźniły się. Powoli wstając spod ściany wyprostował się na swoją dość imponującą, niemal dwumetrową wysokość, z wyrazem znużonej irytacji na twarzy.

- Próbowałem ułożyć jakiś plan działania dla sterty gówna w jakiej jesteśmy. Ale skoro jaśnie pani, zdecydowała się przestać pląsać i śpiewać i objąć dowodzenie, ja chętnie wrócę do skromnej roli do jakiej akurat mnie najęto. - Odgryzł się, kłaniając w parodii dworskiego ukłonu. Głos ociekał niekrytym sarkazmem.

Na usta cisnęły mu się inne nieprzyjemne słowa oraz fakt, że nagle Darianna zaczęła zachowywać się nad wyraz kompetentnie. Ale zaognianie sytuacji z powodu własnego niezadowolenia było kontr-produktywne. Dlatego zarozumiała baba czy nie, powstrzymał się od dalszych komentarzy pod jej adresem. Skoro chce bawić się w przywódcę tym lepiej. Jeżeli potrafi planować równie dobrze jak zgrywać głupią, to on bez protestu użyczy jej siły, jeżeli pomoże im się to stąd wydostać.

Mandy szczęśliwie też powstrzymała się od komentarzy. Może uznała, że to poniżej jej godności a może nie chciała zwracać na siebie uwagi w tym towarzystwie. W każdym razie oboje trzymali język za zębami.
Przytroczywszy miecz z powrotem do pasa, najemnik rzucił okiem na dostępny ekwipunek. Wszystko dostosowane dla elfickiej, żeńskiej populacji. Po prawdzie niewiele mógł z tego użyć. Najlepiej szło mu jego własnym bastardem ale obejrzawszy wybór uzbrojenia, doczepił do pasa po prawej stronie jedną z szabel. Trochę z nimi trenował ale wziął ją wyłącznie na wypadek gdyby potrzebował zapasowej broni, bo była na tyle lekka, ze nie powinna go zbytnio obciążać. Po chwili namysłu, wybrał jedną z kusz i kilka bełtów. Trochę umiał korzystać z tej broni. Może nie był zbyt celny ale zawsze lepiej mieć jeden dodatkowy cios nad wrogiem nim podejdzie. Zabrał też niewielki sztylet i wsunął do torby. Nie oszukiwał się, że będzie umiał wykorzystać go w walce, ale podczas szarpaniny, z minimalnej odległości, nawet on powinien móc wbić go wrogowi w bok. Ewentualnie może użyczyć go komuś kto zna się lepiej.

- To chyba tyle. Nic nie przyjdzie z obwieszania się bronią, której i tak nie umiemy użyć. - Mruknął. - Jak dla mnie możemy ruszać gdy reszta się wyekwipuje. Przynajmniej mamy jakiś kierunek.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

63
Spoiler:
Krasnolud biegł ile sił w jego krótkich nogach. Bieg o dziwo wychodził mu całkiem dobrze. A przynajmniej do pewnego momentu. Podniecony niewielką odległością która dzieliła go od chaty przestał zważać na to co znajduje się na drodze. Równina bez krzewów zdawała się przecież być bezpieczna. Takie myślenie doprowadziło już do niejednej klęski.

Stopa za stopą. Noga za nogą. Ruch za... Ziemia. Twarda i niewzruszona. Uderzyła krasnoluda w głowę z taką siłą, że zamroczony przez moment nie wiedział co się stało. Cały jego ekwipunek zadzwonił donośnie wypełniając całą dolinę wibrującym echem. Po dźwięku tym nastała cisza. Złowroga. Zapowiadająca nieszczęście.

Kapłan spojrzał na swoje stopy. Jedna noga nadal tkwiła między grubymi korzeniami. Wytargał ją jak mógł najszybciej i zaczął się czołgać w kierunku budynku. Nigdy by nie przypuszczał, że na czterech nogach potrafi się tak szybko poruszać. Jak pies kopnięty w dupę. Brakowało tylko skamlenia. Gdy dotarł do drzwi te uchyliły się a ze szpary wysunęła się ręka która wciągnęła go do środka. Kątem oka zobaczył jedynie Danarima otaczanego przez białe elfki.

Gdy tylko znalazł się w środku, zebrał się na równe nogi i podbiegł do przeciwległej ściany ustawiając się do niej plecami. Valcerion i Mordred przez szpary w deskach obserwowali zdarzenia na zewnątrz. Po ich reakcji domyślił się, że stało się najgorsze. Nie pytał ich o nic. Rozglądnął się po pomieszczeniu, chwycił pierwszy pełny kołczan który zobaczył, podszedł do Valceriona wyrwał mu kuszę z ręki i wyszedł z chaty zamykając za sobą drzwi.

I wtedy puściło. Padł na kolana i dyszał ciężko nie mogąc złapać oddechu.

-To... to moja... wina...

Ręce zaciskał coraz bardziej na rękojeści kuszy. Z zamkniętymi oczami starał się wyrównać oddech. Spojrzał w górę, na zasnute niebo. Turonion mnie doświadcza. Sprawdza moją siłę.

Gdy atak paniki minął rozejrzał się wokoło, sprawdził ostrożnie okolicę chaty, uchylił drzwi i powiedział beznamiętnie

-Możemy iść. Droga wolna.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

64
Valcerion dostał zwykłą burę, czemu nie był zdziwiony. Gorycz i żal z pewnością przepełniała Mordreda. Jednak nagła reakcja Darianny dosyć mocno go zaskoczyła - dziewczyna pokazała pazur, ba! Mało tego, nawet odszczeknęła Mordredowi i rzuciła poleceniem. Całość była nieco dziwna, zachowanie raczej nie pasowało do Darianny którą on poznał. Albo dziewczyna jest genialną aktorką, albo... A tam, nie ważne, grunt żeby wyjść z głową na karku z tej całej gównianej sytuacji. Wysłuchał wypowiedzi obojga, po czym czekał. Obserwował co się wydarzy - a i wydarzyło się. Dziewczyna wystawiła swoje wdzięki na wzrok obecnych w zbrojowni. Co prawda był to tylko skrawek ciała, jednak i to potrafiło przykuć uwagę. Szczerze, to nawet nie ukrywał tego, że spogląda w tym konkretnym kierunku, z resztą odwracanie wzroku nie było w jego naturze.

Podszedł do miejsca, w którym walała się broń. Wziął krótki nóż, który wsadził za pas, bo kto wie jaka będzie sytuacja. Stwierdził, że włócznia będzie raczej nieporęczna, choć mogła by trzymać na odległość. W ostateczności przywłaszczył sobie jedną z krótszych jakie znalazł, nieco ponad metr siedemdziesiąt. Zrezygnował z kusz czy łuków. Nie zabierał też żadnego z leżących tu mieczy. Stwierdził, że reszta zebranego tu ekwipunku raczej mu się nie przyda, głównie dla tego, że nie umiał się dobrze tym posługiwać.

-Nie wiem jak wy, ale ja mogę iść. - poprawił tarczę na plecach i upewnił się, że wszystko jest na miejscu. Spojrzał na resztę komitywy. Nie omieszkał też wbić wzroku w stojącą nieopodal Dariannę, ubraną, nieco zmienioną i wojowniczą. Wydawała się pewna siebie, sprawiała wrażenie, że wie co robi. Lepsze to niż brak jakiegokolwiek pomysłu. Liczył na pomyślny obrót sytuacji.

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

65
Wszyscy byli gotowi do opuszczenia ponurej nory, jaką była zbrojownia. Wyposażeni w nowe elementy czuli się pewniej przed wysoce prawdopodobnym bojem. Jedni podeszli do sprawy logistycznie, inni jakby chcieli się wzbogacić na tworach kowalskich. Najmniejszą z kusz przywłaszczył sobie Hunmar, była ona solidna i dobrze zrobiona. Zbudowana z dębowego drewna, wypalana i wzmacniana licznymi usprawnieniami. W przeciwieństwie do kuszy Mordreda, albowiem ta była o wiele większa, tak samo jak i 10 sztuk bełtów, które udało mu się znaleźć. Wykonana z innego typu drewna, miała na celu przebijać wrogów z dużą siłą, aniżeli celnie ranić, jak w przypadku Hunmarowskiego miotacza. Warto dodać, iż kusza ta prezentowała się śmiesznie, lecz to nie pierwszy raz, kiedy pozornie błahy twór może obrócić bieg wydarzeń.
Poza kuszą Mordred postanawia objąć pieczę nad szabelką przeciętnych rozmiarów, jeśli uważa ją za niezbędną- niech bierze. Gorzej ze sztyletem, bowiem pozostał ostatni, a pierwsza dopada go naturalnie Darianna. Był tylko jeden, warty użyczenia nóż bojowy. Mordred, zatem musi cieszyć się z wielkiej, starej kuszy oraz szabelki.
Instruowany rozkazami Darianny, Velcerion próbuje pozyskać jakąś broń. Udaje mu się wyłącznie dotrzeć do drewnianej włóczni z metalicznym zakończeniem na końcu. Jest ona niewielka, na długość ramienia mężczyzny, z pewnością to jedna z tych włóczni do rzucania z bliskiej odległości, bo do walki wręcz raczej się nie nadaje.

W końcu przyszedł czas wyprawy. Zbrojownię opuszcza szeroki wachlarz sił, zróżnicowany pod różnymi względami. Złączeni w jeden szyk, kroczą powoli i rozważnie. Próbując nie zwrócić niczyjej uwagi, śledząc różnorodne zmiany otoczenia, idą w kierunku wcześniej wspomnianej jaskini na uboczu wioski. Wiadomo, że ta góra łączy się z imitacją zamczyska po przeciwnej, zabudowanej(pełnej elfek) stronie osady. Pokonują kolejne odcinki trasy, mijając przy tym inne budynki. Są one mniej zadbane, ale widać, że użytkowane. Może ta część jest jakąś formą magazynów lub czymś na ten wzór? Przecież brak ludności nie musi świadczyć o zaniechaniu tej części, może dopiero ją rozbudowują albo spełnia wyżej wspomnianą rolę.
Tak czy owak, drużyna ze stolicy jest coraz bliżej podnóża góry. U jej stup dostrzeżesz ścieżkę, która prowadzi do obiektu pożądania tzn. jaskini. Całe szczęście, że wejście do groty nie jest osadzone w wyższych partiach tworu górskiego, znajduje się na 1/4 wysokości, zatem droga pod górkę nie byłaby taka męcząca, jak wcześniej podczas poszukiwania osady.
I wszystko byłoby cudownie, gdyby nie fakt, że im głębiej w las- tym więcej drzew. U podnóża góry stoją trzy śnieżne elfki. Dwie z nich noszą na sobie lekkie pancerze wzbogacone metaliczną tarczą z niebieskimi malunkami, podczas gdy w przeciwnej ręce dzierżą krótką szablę.
Trzecia z zimowych driad ubrana jest normalnie, zwykłe szaty bez udziwnień.
Po wyjściu zza jednej z szop natrafiacie na siebie. Dzieli was kilkadziesiąt stóp od siebie.
Wściekłe osy automatycznie reagują, kreując szyk bojowy. Tarcza do przodu i broń skierowana do dołu. Powoli kroczą w waszym kierunku, próbując otoczyć. Jedna z lewej, druga z prawej strony.
Valcerionowi przyjdzie bronić Darianny, przed antagonistką. Jest tuż, tuż. Chwila dzieli ich od starcia. Kolejną zajmie się najprawdopodobniej Hunmar, gdyż są zwróceni ku sobie.
Natomiast nieprzystosowana do walki elfka, bierze nogi za pas i próbuje uciec do jaskini.
Przeto zdezorientowany człek północy jest instruowany przez nowy nabytek sfory.
Darianna wydaje konkretne polecenie.

- No zestrzel ją! Zestrzel ją zanim powiadomi resztę!


Zaczęło się...

Spoiler:

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

66
Grupa wyposażona w dodatkową broń wyruszyła w kierunku obranego wcześniej celu jakim była jaskinia. Hunmar przyjrzał się kuszy zabranej ze zbrojowni. Mała, ale solidnie zbudowana. Dębowa kolba wykończona metalowymi usprawnieniami prezentowała się zaiste wybornie. Puki co musiała jednak wylądować w torbie krasnoluda, ponieważ jak narazie wszystkie bełty które znaleźli dzierżył Mordred, a poza wszystkim w bezpośredniej walce efektywniejszy będzie z motywem i magią Turoniona.

Jaskinia przybliżała się do nich z każdym krokiem. Poruszali się dynamicznie lekko przygarbieni tak jakby to miało im pomóc w kamuflażu. Nie pomogło. Jak spod ziemi wyrosła przed nimi trójka elfek, najpewniej patrol. Jedna z nich, ta najsłabiej uzbrojona, rzuciła się od razu pędem w stronę osady by wszcząć alarm. Pozostaje dwie wojowniczki ruszyły na nich z uniesionymi szablami, w tym jedna prosto na kapłana

Elfka zbliżając się podniosła szablę nad głowę szykując się do wprowadzenia ciosu z góry. Hunmar odtroczył szybko swój młot i trzymając prawą ręką trzonek a lewą obuch uniósł go blokując w ostatniej chwili cios wojowniczki. Następnie zrobił coś, czego elfka w żaden sposób się nie spodziewała. Kobieta nie zdążyła jeszcze podnieść ponownie broni gdy krasnolud naparł na nią całą swoją masą i siłą, zmniejszając dystans i blokując ruchy. Z racji różnicy wzrostu oraz malej wagi kobiety z łatwością przyszło mu podniesienie kobiety na trzonie przez pół i rzucenie jej z rykiem o ziemię. Gdy tylko pozbył się ciężaru z ramion wypuścił obuch młota z lewej ręki i poprosił Turoniona o pomoc.

Głęboki oddech wypełnił mu klatkę piersiową zimnym powietrzem. Powietrze oddało swój chłód krwi. Ta trafiając do serca na ułamek sekundy zatrzymała jego bicie, ale zaraz wznowiło swoją pracę z podwójną siłą. A chłód wędrował dalej. Aorta, tętnica ramieniowa aż do końcówek palców lewej ręki wyciągniętych w stronę kobiety. Hunmar niemal widział drobne lodowe igiełki wychodzące spod jego paznokci i wędrujące przez zimne powietrze do wojowniczki, przeciskające się przez szpary w jej zbroi, wbijające się w jej skórę i wędrujące dalej, aż do samego jej mózgu. Elfka żyła, oddychała ale była sparaliżowana.

Kapłan rozejrzał się analizując sytuację.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

67
Grupa szybkim krokiem wymaszerowała ze zbrojowni. Klucząc między pozostałymi budynkami, towarzysze wartko wspinali się pod górę, gdy nagle przed nimi wyrosły trzy elfki. Dwie uzbrojone nawet nie czekały, pierwszą reakcją było zwrot w stronę drużyny. Trzecia - nieuzbrojona rzuciła się pędem w stronę wioski.

W lewej ręce Valcerion dzierżył tarczę, natomiast prawa trzymała oszczep. Krótka włócznia nie nadawała się do walki wręcz, a elfka zbliżała się. Mężczyzna wziął spory zamach, po czym prowadząc lewą ręką przed siebie rzucił, licząc na unieszkodliwienie wroga, wbicia się w którą część ciała, a w ostateczności wbicia się w tarcze i uniemożliwienie wykonywania ruchów nią, co zmusiło by elfkę do odrzucenia jej. Zaraz po rzucie jego ręka powędrowała do rękojeści jego miecza. Zasłonił się tarczą od góry, lekko zginając nogi by zamortyzować uderzenie, natomiast miecz wystawił przed siebie, próbując wykorzystać pęd zbiegającej przeciwniczki i nadziać ją sztychem.

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

68
Przekleństwo jakie jeszcze przed chwilą tłukło mu się w głowie, nie wydostało się na zewnątrz. Właściwie część jego umysłu jakby zasnęła. Dowcipy i cwane uwagi wyparowały. Myśl o tym co tu właściwie robią i z kim walczą, została odepchnięta i zagłuszona przez szum krwi, przypominający wojenny bęben pod czaszką. Jedyne co teraz rozumiał i kojarzył to fakt, że dwoje sojuszników ma przed sobą wrogów a on ma przed sobą wrażego poslańca, który szybko się oddala by sprowadzić posiłki. Kontekst był mu zbędny.

Rychtując kuszę ruchami wręcz mechanicznymi, naszykował broń i nie czekając aż cel oddali się bardziej wymierzył w korpus gońca, jako że był to najszerszy punkt ciała i najłatwiejszy do trafienia. Po uderzeniu takim kalibrem, elfka nie powinna już wstać. Szybka myśl oceniająca sytuację zaledwie o ułamki sekundy wyprzedziła palec pociągąjący za spust i posyłający śmiertelny pocisk w stronę nieprzyjaciela.

Machinalnie, ręka Mordreda powędrowała po kolejny bełt, by w razie potrzeby powtórzyć sekwencję.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

69
Ostrze, które tnie powietrze, a jego dźwięk brzęczy w uchu każdego nadciągającego przeciwnika, w końcu zostało zahamowane. Wszystko przez uniesiony ponad poziom oczu młot krasnoludzkiego rzemiosła. Kanciasty twór, złapany krótkimi palcami karła, stanowi pierwszą linię obrony przeciw szabli. Grube paluchy oplotły majestat zgniatacza kości, brud spod paznokci widać było, gdy dłonią objęto trzon. Czarne niczym smoła te palce i lepią się do młota, jak mucha do gówna. Mocno zawładnęły bronią, na tyle mocno, że odgórne cięcie odbija się w przeciwnym kierunku. Ręką wyposażona w oręż odskakuje do tyłu, a za nią zdezorientowana głowa kobiety. Kiedy ponownie spróbuje wrócić na tory boju, czeka ją niemiła niespodzianka. Krasnolud zwrócił się do Turoniona, by z jego pomocą posłużyć się magią. Mistyczna wiedza tajemna, jaka miała na celu sparaliżować antagonistkę. I już było blisko jej demilitaryzacji, bowiem nawet lepkie paluchy stykały się z jej ciałem. Przylepione przez brud, emanują lodowatą energia. Dreszcz przeszedł przez ciało niewiasty. Od stóp do głów czuje mrowienie, które de facto niczego więcej nie powoduje.
Wtedy jej zdezorientowana mimika przeinacza się na cwaniacki uśmiech, jakiego echem są rozciągnięte kąciki ust.

- To jest mój Bóg, karle!

Krzyknęła głośno, po czym za pomocą uniesionej nogi powaliła krasnoluda na ziemie. Opuszki palców trafiły w klatkę piersiową, jednocześnie pozbawiając równowagi. Utrata jej związana była z naturalnym upadkiem, jeszcze głośniejszym niżeli wcześniejszy krzyk.

Podczas gdy Hunmarowi przyszło przegrać potyczkę z elfką, po jego prawej stronie do boju stanął rycerz- Valcerion. Tęgi, zdrowy, wyższy o głowę od rywalki, traktuje ją oszczepem w areał kolistej tarczy. Pancerz z wbitym żądłem nie jest już dobrym narzędziem do prowadzenia sporów, wyłącznie ciąży, stąd logiczne, iż elfka odrzuca tarczę. Od teraz leży pod jej nogami, lecz nie na długo. Mówią, że gabaryty mają znaczenie, ale w boju najważniejsza jest błyskawiczna reakcja wraz z analizą poczynań. Przeto wyrzucony puklerz zostaje pchnięty pod nogi Valceriona. Posunięty stopą, ślizga się po śniegu i trafia w kostkę, rozpalając niemiłosierny ból. Na tyle srogi, że mąż kuca na kolano, ażeby opatrzyć miejsce. To doskonały moment na skrócenie go o głowę. Wystawił się idealnie, więc ręka wyposażona w miecz bierze spory zamach. Koliście wskakuje na wyżyny barku, by po chwili, jak spuszczony w studnię kamień, opaść.
Ciach! Płynie krew, sączy się po śniegu strumień gęstej, czerwonej krwi. Jej plama zwiększa swoją powierzchnię z każdym oddechem towarzyszy, z każdą myślą i każdym szeptem wiejącego wiatru.
Uratowany ten, co za plecami miał Darianne. W ostatniej sekundzie sięgnęła po nóż do rzucania, by kolejno instruować ostrzem prosto w serce drugiej kobiety. Fartem lub nie, trafia w cieńszą partie pancerza- stąd plama krwi, serce wypompowało samo siebie.

Jeśli udało się raz, to czemu nie powtórzyć tego po raz kolejny, pomyślała złotowłosa. A pomocy potrzebował inny członek sfory. Poległy krasnolud za chwilę zostanie pocięty na plasterki, tak być nie może, nie na mojej warcie- myślała. I płynnym ruchem dłoni zapodała kolejny miot, płytki oraz krótki. Celność znowu bierze górę- trafiony zatopiony, a raczej nóż zatopiony w szyi śnieżnobiałej elfki. Darianna ratuję sytuację, pomaga mężczyznom wyjść z opresji. Jednemu jednak pomóc nie może, gdyż zadanie człeka północy należy wyłącznie do niego samego.
Z miotaczem bełtów, ładuje grotami w kierunku gońca. Pierwszy strzał chybił celu. Pocisk przeleciał nieopodal łba elfki. Co za ironia losu, że właśnie jemu się nie udało. Jednakże to nie zniechęca Mordreda, mąż sięga po kolejny pocisk. Skupiony, gotowy do wystrzału namierzył powtórnie ofiarę.
Cel i pal. Bełt trafia prosto w udo, naturalnie powalając gońca.

Zabij... Dodała Darianna, podczas odzysku latających sztyletów z ciał jej ofiar.

Spoiler:

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

70
Nie wiedzieć kiedy w ręku Mordreda znalazł się miecz. Nie wiadomo czy popchnięty rozkazem Darianny, czy też własnym instynktem, stawiał już szybkie kroki w kierunku rannej elfki. Jego twarz, dziwnie pozbawiona wyrazu, przypominała woskową maskę. Błyskawiczny rzut okiem w stronę towarzyszy, uświadomił go, że jeden wróg nie żyje zaś drugi, ma przewagę nad krasnoludem ale jest sam przeciw grupie. Wiadomość przyjął i skatalogował do późniejszej oceny. W głowie nie było żalu ani radości. Jedynie czujność, jaką zachował zbliżając się do rannego wroga, gotowy do przeciwdziałania na wypadek podstępu z jej strony lub niewidocznej jeszcze zasadzki.

Być może, w normalnej sytuacji miałby opory wobec dobijania pokonanej, tak jak kilka dni temu na drodze... Jednak bezlitosne zabójstwo Danarima sprawiło, że osunął się w swoim postrzeganiu rzeczywistości. Jego obecne starcie, mieszało mu się z innym czasem i innym polem walki, gdzie wróg dopóki żył, był uznawany za zagrożenie. Niemal czuł smak zatrutego powietrza w ustach a echo wszechobecnej nienawiści błąkało się gdzieś po kościach jak zimny wiatr. Wtrącenie byłego dziecięcego żołnierza ze stresem pourazowym w trans, źle wróżyło elfickim kobietom, a w szczególności niedoszłej kurierce nad którą Mordred właśnie stanął przebijając mieczem. Dopiero gdy wróg będzie martwy, będzie mógł udzielić wsparcia reszcie.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

71
Darianna ocaliła mu życie, za co był dozgonnie wdzięczny. Z pod płyty masywnego naramiennika wypływała miarowo i rytmicznie krew, parując i ogrzewając całą lewą pierś. Czerwona plama poszerzała się, kapiąc na śnieg i obmywając stalowy kirys, który począł brudzić. Ból to tylko fizyczne odczucie które da się przezwyciężyć, jednak drażni. Na szybko zdjął uszkodzony element pancerza, który przytroczył do pasa, po czym spoglądnął przez przedziurawioną tunikę na ranę. - Kurwa... tylko tego brakowało. - dotknął delikatnie i syknął z bólu. Spojrzał w stronę Hunmara, który jak mu się zdawało, umiał co nieco dopomóc w cierpieniu. - Jesteś w stanie coś z tym zrobić? - zapytał będąc najlepszej myśli. - A tak poza tym, to proponuję schować te ciała...

Wdzięcznie popatrzył się na kobietę i kiwnął jej głową, wyrażając podziw tego jak sprawnie poradziła sobie z nożami. Może to i był sam fart, że trafiła w odpowiednie miejsca, jednak ocaliła jego makówkę, za co miał u niej dług.

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

72
Jak to możliwe? "To jest mój Bóg!" Słowa elfki dźwięczały mu w uszach gdy podnosił się obolały z ziemi. Magia zadziałała. Widział to w oczach elfki. A jednak oparła się jej sile. Nie wróżyło to zbyt dobrze na dalszą część misji.

"To jest mój Bóg!" kołatało mu się po głowie gdy obserwował rosnącą plamę krwi pod ciałem kobiety. Długo zbierał się z ziemi czując mocny ból w klatce piersiowej. Całe szczęście, że obyło się bez złamania. Popatrzył na ostatnią żyjącą elfkę i wiszący nad nią miecz Mordreda.

-Nie! Poczekaj!

Było już za późno. Klinga tkwiła już głęboko w piersi kobiety. Krasnolud podniósł się jak mógł najszybciej i podbiegł do konającej. Położył swoją ciężką rękę pomiędzy jej małymi piersiami starając się pobudzić chociaż nieco konające serce swoją mocą. -Kim jest wasz Bóg?- zadał pytanie chociaż bał się odpowiedzi.

Poszedł ze spuszczoną głową do Valceriona. Oglądał dokładnie ranę rycerza.

- Nic ci nie będzie.- Kapłan wziął głęboki haust zimnego powietrza zatrzymał go na chwilę w płucach po czym dmuchnął z całą siłą na ranę chodząc skórę wokół niej.

- Nie ma czasu na chowanie ciał. Panowie, jaskinia czeka.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

73
Niegdyś zaczarowane ostrze, dziś zwykła stal, za pomocą której przyszło kosztować Ci elfiego ciała.
Gładka niczym brzytwa, klinga zagłębia się z każdą sekundą coraz to bardziej i bardziej pomiędzy setkami niewidocznych molekuł. Kaleczy ona skórę, mięśnie oraz narządy w taki sposób, że nie tylko krew ściekać będzie po schodach, również inne( jaśniejsze oraz ciemniejsze) wydzieliny o charakterystycznej woni. Morderstwo jest grzechem na maturze i chociaż Mordred wcześniej się go wyrzekał, dziś przyszedł dzień, kiedy broń poszła w ruch. Bywają takie chwile, że musisz odłożyć własne przekonania na bok, bowiem nikczemne posunięcie jest tym, bez którego nie pójdziesz dalej-
A każdy winien sunąć do przodu, stojący się cofa. Oni nie mogą się cofnąć.

I chociaż w ostatniej chwili Hunmar przyklęknął na łożu śmierci śnieżnej elfki, to było stanowczo za późno na pomoc jej. Kobieta nie dała rady nawet odpowiedzieć na jego pytanie, spowodowane jest to faktem, iż zmiażdżenie jej jak prosiaka, odebrało wszelką świadomość. Uszkodzony rdzeń upośledza naturalną percepcję osobników.
Skoro jednemu pomóc się nie dało, w niedalekiej przyszłości pomoc nadchodzi dla drugiego przypadku. Mowa o młodym rycerzu- Valcerione. Poturbowany podczas pojedynku zostaje wyleczony za sprawą mistycznych mocy medyka. Rany zasklepiają się, a ciało wypełnia niepojęta, pozytywna energia, jaka wzbudza męża do dalszego, aktywnego działania. Nie potrzebuje on już pomocy Darianny. Ba; czuje się, jak nowo narodzony.

Skoro wszystko poczęło się układać: wrogowie zostali powaleni, natomiast rany zasklepione, przyszedł czas na podjęcie stanowczych kroków. Naturalnie z odpowiedzią na losy wyprawy przychodzi myśliciel wyprawy Hunmar.
Krasnolud niejednokrotnie podczas wyprawy, jak i swojego życia, okazał się szerokimi horyzontami. Widzi on więcej niż inni, potrafi wiązać fakty, układać je w klarowny ciąg, ażeby finalnie wysunąć dobry wniosek. W istocie lata zwracania się do wnętrza galaktyki zwanej umysłem, owocuje poszerzeniem krańców intelektualnych. Hunmar wskakuje na wyższy poziom ewolucyjny. Od tej pory widzi on więcej i szybciej. Mężczyzna potrafi sklasyfikować dane na tyle sprawnie, by w minimalnym odstępie czasu móc zadziałać.
Jednocześnie każda myśl nabiera nowej, świeżej barwy oraz wagi. Osoby trzecie wysłuchują go, niczym opowieści dziadka przy kominku. To jakby inteligencja, percepcja i charyzma wznosiły się na wyżyny ludzkiej świadomości.
Po prostu, Hunmar stał się MĘDRCEM.
Spoiler:



A skoro mędrzec rzekł, by iść, to wszyscy poszli. Wartko przez schody, poprzez niedogodności i strome zbocze, wspinają się do groty. Jej wnętrze jest kryształowe, wysadzone lodem, ale nienaturalnym. Lodem dziwnym i sztucznym, jakby ktoś go szlifował. Teraz podjąć decyzję należy o dalszej podróży. Do dyspozycji są dwie ścieżki. Lewo, które prowadzi w kierunku góry połączonej z prowizorycznym pałacem lub wręcz przeciwnie- w prawo, które prowadzi do podziemi góry, dalej wychodzących poza obszar wioski elfów.

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

74
Dziwna bitewna gorączka zdawała się opuszczać jego ciało i umysł im dalej znajdowali się od miejsca potyczki. Wewnątrz lodowej groty, zniknęła niemal zupełnie. Jednak pewien rozdźwięk moralny jaki powstał w nim podczas ostatniej walki odgradzał go od wyrzutów sumienia niczym żelazna kurtyna. Wypracowany od dzieciństwa, mentalny mechanizm obronny dzielił czyny na kategorie "bitwy" i "poza bitwą", by chronić psychikę przed załamaniem. Dlatego też, Mordred mógł rozejrzeć się po jaskini przytomnie i bez wewnętrznych rozterek.

- Jeżeli chcemy wykonać misję do końca, najpewniej byłoby iść lewą ścieżką. - Odezwał się ściszonym głosem. Lepiej nie podnosić echa wewnątrz lodowej groty. Nie wiadomo jak daleko i do czyich uszu niesie dźwięk. - W samym pałacu lub jego pobliżu powinny znajdować najważniejsze figury lub obiekty na jakie powinniśmy zwrócić uwagę. Przypuszczalnie tam też znajduje się miejsce kultu i prawdopodobnie najwyższa kapłanka. A co za tym idzie, na pewno będzie silnie strzeżone. - Stwierdził z grymasem - I jeżeli mamy szczęście to tylko przez straż a nie pułapki. - Dodał, krzywiąc twarz jeszcze bardziej.

- Prawą odnogę możemy zaryzykować jako drogę ucieczki. Jeżeli runie za nami cała wściekła kompania - czy wykonamy zadanie czy nie - nie zdołamy przebiec przez wioskę do wyjścia, którym tu przyszliśmy. Tunel zaś utrudni im atak liczebny i ułatwi nam wycofanie się... - Powiódł wzrokiem po towarzyszach i rzucił niezbyt radosna uwagą - A tym, którzy czczą bogów, sugeruję się modlić żeby ta droga wyprowadziła nas na zewnątrz a nie w rozpadlinę, czy gniazdo jakichś żarłocznych bestii...

- Nie cierpię jaskiń. - Mruknął do siebie, mimowolnie pocierając dłoń z pierścieniem, jak gdyby szukał emocjonalnego oparcia.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

75
Gdy Hunmar wypuścił z swoich ust lodowy oddech, rana zagoiła się w mgnieniu oka. W nieznany sposób Valcerion zyskał na energii, miał jej wręcz więcej niźli wcześniej. Wraz z nowymi siłami przyszły chęć i motywacja by doprowadzić całość do końca. W pierwszej kolejności ponownie założył płytę naramiennika, upewniając się wcześniej, czy aby nie haczy on o coś, uniemożliwia ruchów czy po prostu nie przeszkadza.

Szybko doszli do groty, która wyglądała nienaturalnie, może magicznie. W każdym razie emanowała czymś dziwnym. Echo niosło się w niej daleko, odbijając od stropu, ścian czy podłogi. Nieprzejednana cisza lęgła się w odległych tunelach. Dopiero słowa Mordreda uśmierciły ją, zburzyły jakiś dziwny... czar tej groty. Valcerion wysluchał zdania swojego towarzysza, po czym dorzucił parę groszy od siebie. -Ile mamy czasu? Teorytycznie przewaga zaskoczenia jest nasza. Mogli byśmy poczekać do nocy i po cichu spróbować się przekraść do zamku, eliminując konieczne cele. W międzyczasie dwie osoby mogły by sprawdzić sąsiedni tunel, tak na wszelki wypadek.- zakończył drapiąc się po brodzie, czekając na opinie starszych i bardziej doświadczonych.

Wróć do „Królewska prowincja”