Re: Wioska Śnieżnych Elfów

31
Valcerion zauważył wracającą z gąszczy lasu trójkę. Czyli wszystko dobrze. Chwilowo został ogarnięty falą spokoju. A jednak, zbyt szybko dał pochłonąć się emocjom. Mordred wraz z Hunmarem nie prowadzili strażnika, a jakąś kobietę. Drobna blondynka w białych futrach szła z człowiekiem pod rękę. Gdy podeszli, kobieta ukłoniła się energicznie, po czym zażądała by ją przedstawiono trójce znajdującej się obok wozu. Mordred pośpiesznie i w szybkim tempie uświadomił trzech strażników wozu, dlaczego nie szukają zaginionego oraz czemu ta kobieta tutaj jest. Jak się okazało, wpadli na nią w lesie, a Mordred poczuwszy obowiązek nie mógł jej zostawić samej - dosyć zrozumiałe, w końcu samotna kobieta w opuszczonej przez bogów krainie, której niebezpieczeństw jeszcze nikt, oprócz zaginionego nie widział, w najlepsze biegała po lesie. Ciekawiło go co ona tam robiła i jak się tam znalazła. Oprócz imienia, które brzmiało Darianna, nic o niej nie wiedział. Łatwo dało się zauważyć, że jest ponadprzeciętnej urody. Szczerze mówiąc, to wpadła mu w oko. Pierwsza myśl jaka mu przyszłą do głowy, to jej tajemniczość, później już podziwiał widoki. Mordred odszedł od kobiety, i zaczął rozmowę z Hunmarem, natomiast Valcerion zeskoczył z konia po czym ukłonił się.

-Zwą mnie Valcerion, pani. Ciekawi mnie jedna kwestia, mianowicie co kobieta, sama i bezbronna robi w lesie, daleko od cywilizacji? - zapytał z delikatnym uśmiechem na twarzy i przymrużonym okiem. Nie oceniaj książki po okładce, może się okazać, że wcale nie jest taka bezbronna. Lepiej mieć na nią oko. No dobra parę oczu, jedno do obserwacji a drugie... Chciał zapytać się Mordreda o więcej konkretnych informacji, jednak niegrzecznie by było odejść teraz, kiedy rozpoczęło się samemu rozmowę.

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

32
Hunmar podniósł wzrok znad księgi wysłuchując słów Mordreda. Gdy skończył, krasnolud pochylił się nieco w stronę wojownika prosząc gestem by ten zrobił to samo.

-Rozumiem twoje pobudki... Po prostu nie ufam tej kobiecie-mówił szeptem tak by wypowiadane słowa pozostały tylko pomiędzy nimi dwoma. -Biegała sobie beztrosko po lesie i przypadkiem trafiła na nas? Raczej nie. Skoro przekazała ci te przedmioty to znaczy, że na Ciebie czekała. Nie wiem jakie jest przeznaczenie tych rzeczy ani jaki jest cel jej obecności wśród nas i martwi mnie to, że nie dostarcza nam żadnych wyjaśnień. Najchętniej zostawiłbym ją w najbliższej karczmie, ale na to nie mamy czasu. Myślę, że nie powinniśmy powierzać jej żadnych ważnych zadań... powinniśmy trzymać ją na oku. Przynajmniej do momentu, aż wyjaśni nam to i owo.

Kapłan odchylił się do tyłu, zerknął na kobietę, o ile ta znajduje się w zasięgu jego wzroku i wrócił do lektury pisma.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

33
Nagle stojący za kobietą mężczyźni znaleźli się na lub w najbliższej okolicy powozu. Mały człowieczek postanowił wdrapać się na powóz, podczas gdy Dariannka prezentowała się reszcie. Tuż za nim podążył Mordred. Wyższy oparł się o wóz, dalej nastawiając uszu i szepcąc coś z krasnoludem. Nikt poza nimi nie wiedział na jaki temat rozmawiają. Nawet nie zwrócono się ku nim, uwaga pozostałej trójki została przykuta przez nowy nabytek sfory- dygającą blondynkę w białym płaszczu.
Czas ich gonił, a że się najedli i napoili zwierzynę to powinni wyruszać w drogę. Zapasy kiedyś się skończą, więc lepiej wrócić póki dno skrzyni wypełnia jedzenie. Danarim był w bardzo niekomfortowej pozycji, musiał zadecydować o losach wyprawy. Czy ruszać z ocaloną kobietą? Może lepiej zostać i szukać zaginionego? Wybór był trudny, lecz zdawał on sobie sprawę, że głównym celem jest odszukanie obozu elfów. Dlatego resztkami sił wykrztusił z siebie zniekształconym głosem:

Nie ma czasu do stracenia. Jego brak niczego nie zmienia, ruszamy dalej. Zapamiętajcie to lepiej, na nikogo z was czekać nie będę. Valcerion weźmiesz panienkę na swojego rumaka, tutaj... ehemm, nie ma miejsca.

Oczywiście miejsce w powozie było, nie dużo ale zawsze coś. Z tonu kapitana można było wywnioskować, iż wstydzi się swojej dolegliwości i przeto woli trzymać kobietę z daleka. Jeszcze dojrzałaby jego obrzmiałą jamę gębową, na takową kompromitację Danarim nie mógł sobie pozwolić.

Jazda, machaj tymi wodzami! Wsiadajcie na konia i jedźcie za nami.

Dodał, po czym strażnik pogonił wóz z podpiętym do niego osłem. Wierzchowiec Valceriona został w tyle. Mąż musiał wsadzić na niego dziewkę i samemu wsiąść. Nie sprawiło mu to większych trudności, albowiem w ułamku sekundy oboje parli już do przodu. Nie była to najwygodniejsza podróż, lecz siedząca na zadzie(konia) kobieta, objęła rycerza w pasie. Najwyraźniej bała się spaść.
Kiedy rumak powoli kroczył za wozem, ona w końcu zebrała się do udzielenia odpowiedzi.

Darianna:
Ty co gładzisz oceany i prowadzisz w dal bezpieczną.
Spojrzyj też na ludzkie rany, na kołyskę i miasteczko.
Rozesłano już kobierce w białym świetle rozpalonych świec

Jedna z oplatujących brzuch rąk powoli przykryła pierś mężczyzny.
Csiii... Ucisz serce, jedno z wielu serc...
Ty co złocisz łany zboża, bielisz mąki pył.
Od pożaru i od morza chroń mnie z całych sił!
Daj urodzić mi w pokoju i umierać w noc serdeczną.

Coraz ciszej mu śpiewała, a potem zmieniła nieco ton.
Bezbronna kobieta w lesie żyje, bo las to życie. Wsłuchałam się w śpiew ptaków i tańczyłam, tak jak mi zagrały. Błądziłam, ale mnie znaleźliście. Komu dziękować za twą opaczność, temu podziękuję. Zacisnęła uchwyt na pasie, jakby oddawała się w podzięce.

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

34
Kapitan zarządził. Powóz ruszył się wreszcie z miejsca, kołysząc się na nierównościach to w lewo to w prawo. Dziewka miała jechać z Valcerionem na jednym koniu. Rycerzowi zapewne spodobał się ten pomysł. Na razie jednak zostali nieco z tyłu. Danarim odezwał się pierwszy raz od dłuższego czasu wydając rozkazy w swoim stylu. Jednak głos zmienił mu się znacznie. Czym to było spowodowane? Kapłan wyczuł, że choroba która wypędził wcześniej teraz wróciła pod inną postacią. Zaczął rozcierać dłonie tak aby ich wnętrze było ciepłe i skierował je w stronę gardła gardła kapitana.

- Spróbuję ci pomóc, jeśli mi na to pozwolisz.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

35
Danarim w koncu się odezwał. Rozkazał by czym prędzej się zbierać i jechać w dalszą drogę. Czyli strażnik w lesie został spisany na straty. No cóż, cel uświęca środki, widocznie jest coś ważniejszego. Valcerion tak sądził, ponieważ o całej wyprawie wiedział tyle, że ma eskortować wóz. Nikt nie podawał mu konkretniejszych szczegółów. Woźnica pogonił konie, a wóz z lekkim skrzypnięciem został wprawiony w ruch. Kapitan kazał mu wziąć Dariannę na konia, jako iż na furmance nie było miejsca. Oczywiście, nie sprawiło to zbytniego problemu - ba, nawet pasowało, mógł dowiedzieć się czegoś więcej. Towarzysze powoli snuli się w dal, gdy mężczyzna posadził nieznajomą na koński zad, po czym sam wskoczył na grzbiet ogiera. Zobaczył jak ręce kobiety zaciskają się na pasie. Po krótkiej chwili odezwała się. Miał wrażenie, że nie śpiewa do niego, a do kogoś obok, trochę jakby do jakiegoś boga czy własnego stróża. Nie zrozumiał w pełni jej słów. No cóż, mamy tu zagadkę... O czym ona mówi...

-Więc mieszkałaś w lesie już długo? Ile czasu tam spędziłaś? Mam nadzieję, że nie uznasz tego za niegrzeczne, jeśli wypytam cię o więcej szczegółów. Proszę, powiedz mi więcej o sobie.

Koń powoli snuł się za powozem, a wiatr jak wiał tak wiał. Przynajmniej nie było jakiejś śnieżycy, ale pogoda jest jak kobieta - zmienna i niestabilna. Dziewczyna kurczowo trzymała się Valceriona. Jemu to nie przeszkadzało, kobiet się nie odgania. Nie wbije mi sztyletu w plecy. Prawda? - wciąż nie mógł wyzbyć się tych dziwnych wątpliwości. Może był zbyt podejrzliwy, nie wiedział z resztą co sądzi na jej temat reszta komitywy. Na razie jednak postanowił jechać dalej, a na postoju wypytać Mordreda i Hunmara.

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

36
Przez jakiś czas jechał w milczeniu, trawiąc niedawne wydarzenia. Miał wrażenie, ze jest częścią surrealistycznego snu, który bardziej wycieńcza niż daje wytchnienie. Hunmar zaoferował się ponownie pomóc kapitanowi a Valcerion zabawiał Dariannę rozmową. To zostawiało go samego, co mu całkiem odpowiadało, by zebrać myśli. Chciałby zamienić kilka słów z Mandy i zapytać ją co ona o tym sądzi, ale nie miał okazji. Tak więc skupił się na obserwacji otoczenia, wypatrując ruchu i ewentualnych punktów gdzie mogłaby czekać zasadzka.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

37
Konie szarpnęły za bryczkę, dalej wprawiając w ruch całą machinę. Żaden śnieg, czy też mroźne wichry nie były im przeszkodą. Po prostu wóz jechał bardzo dynamicznie. Kilometry były pokonywane w zatrważającym tempie. Strażnik, który spełniał rolę woźnicy musiał niejednokrotnie karcić zwierzynę, by nie przechodziła z kłusu w galop. Wysokie tańce końskich kopyt podczas pędzenia są wielce niebezpieczne. Zwierzę za pomocą tylnej kończyny, może uderzyć w przód pojazdu lub doprowadzić do niekontrolowanych oscylacji, jakie sfinalizują się uszczerbkiem na strukturze bryczki tudzież jej łączników z koniem. Mając na uwadze powyższe niebezpieczeństwo należy stanowczo zakazać galopu.
Hamowane ogiery są bardzo niecierpliwe, złoszczą się, a w konsekwencji rekompensują ograniczenie galopu na rzecz błyskawicznej jazdy kłusem. I nie wiadomo kiedy, bryczka oddala się od jadącego tuż za nią Valceriona. Mężczyzna początkowo nie dostrzega narastającej przepaści, bowiem wysłuchuje swojej towarzyszki.

- Nie pytaj mnie o przeszłość, proszę. Każdy mąż tego świata wie, iż żyjemy teraźniejszością. Ja Ciebie nie pytam o pochodzenie, koligację rodzinne, majątek lub małżonkę. Jesteśmy tu i teraz.
Wiedz tylko, że pomogliście mi uciec z lasu. Błędny on i zwariowany, jak moje życie. Zaczynam na nowo, dzięki wam. Pozwól mi cieszyć się nowym początkiem.

W końcu Dariannka rzekła racjonalnie. Ton, którym się posłużyła był spokojny, lecz przyjazny. Wciąż bije od niej radość życia. Tylko przez chwilę zapada w jakąś melancholię, najprawdopodobniej spowodowana jest obawą odnośnie reakcji Valceriona na jej wypowiedź. Przeto toczy kolo teraźniejszości. Będzie się o nią pytać.
- Co za zadanie nam powierzono? Jak będę mogła pomóc?

W tym samym czasie Hunmar, Mordred i Danarim dostrzegają, jak równiny powoli ustępują miejsca wzniesieniom. Spod śniegu ucieka dywan traw, a na jego miejscu pojawia się żwir. Im dalej, tym więcej żwiru oraz kamienistych wyboi. Wóz dalej tak nie pociągnie. Konie się pokaleczą albo całą bryczkę diabli wezmą i nic z niej nie zostanie. Co zdecydują krasnolud z barbarzyńcą?

Spoiler:

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

38
Kobieta wreszcie przestała śpiewać, a do tego mówiła racjonalnie i w pełni zrozumiale. Nie odpowiedziała na pytania o jej przeszłość, widocznie nie chciała o niej mówić, więc temat nie będzie drążony.

-To twoja przeszłość. Zachowaj ją dla siebie skoro chcesz, więcej nie zapytam, obiecuję. - odpowiedział łagodnym głosem, bojąc się, że może dziewczynę wystraszyć. Zauważył, że wóz powoli się oddala, więc delikatnie popędził konia, który płynnie przyspieszył, jednak nie na tyle by siedząca z tyłu Darianna odczuwała dykomfort.

Zapytała się o misję. Sam wiem tyle, że mam eskortować wóz. Cóż więc mogę jej powiedzieć?

-Z pewnością i dla ciebie znajdzie się jakieś zadanie w całej podróży. Widzisz, ja jestem tylko prostym podróżnikiem i szczerze mówiąc znalazłem się tu z różnych powodów. Zostałem przydzielony do eskorty tego tam wozu, wraz z dwoma strażnikami. Jeden się zapodział w lesie, pewnie już bez ducha chłopaczyna. Na jego poszukiwania wyruszyli Mordred oraz Hunmar, ale to ciebie znaleźli. - starał się mówić ciepłym i miłym tonem. Nie wiedział w jakiej kondycji psychicznej była dziewczyna, w końcu spędziła jakiś czas, najprawdopodobniej sama w tym lesie. - Jeśli chcesz wiedzieć więcej szczegółów będziesz musiała zapytać się Danarima... To jest, ma się rozumieć, kapitana Danarima. A tak poza tym, to co umiesz? Masz może jakieś zdolności? Na pewno i dla ciebie znajdziemy zajęcie. - był ciekaw reakcji dziewczyny. Miał nie pytać o przeszłość, ale przecież to co umiemy teraz to teraźniejszość, prawda?

Powoli trawa ustępowała kamienistemu podłożu. Szybka jazda była niewskazana, ze względu na możliwość uszczerbku na końskim zdrowiu. Valcerion starał się pilnować, by szary ogier nie pędził, a jedynie delikatnie nadganiał bryczkę. Im wyżej tym gorzej... Damy radę!

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

39
Jak dotąd, nikt ich nie zaatakował po drodze, za co Mordred był wdzięczny losowi, jednak dalszy ich postęp, zatrzymała sama przyroda. Być może dlatego wróg nie kwapił się z atakiem. Przypuszczały, że sama droga ich nie przepuści.

Wojownik zsunął się ponownie z wozu i przykląkł na ziemi przesypując żwir między palcami w zamyśleniu.

- Nie ma sensu ani możliwości jechać dalej wozem - Oznajmił wreszcie. - Nawet gdyby konie zdołały przejść, koła ugrzęzną prędzej czy później.

Żwirowisko pod wieloma względami przypominało mu pustynie. Próba wbiegnięcia na stromą wydmę, była niezwykle trudna. Szybki ruch powodował osuwanie się podłoża i ześlizgiwanie wspinacza. Żwir był grubszy od piasku ale też bardziej sypki, co podczas drogi pod górę dałoby zapewne podobny efekt.

W przypadku śniegu, stosowano specjalne plecionki na nogi, zmieniające buty w swoiste szerokie talerze, dzięki czemu człowiek się nie zapadał. Wielbłądy, poruszały się po piaskach dzięki szerokim stopom, działającym podobnie do wspomnianych plecionek. Jednak tutaj ani plecionka ani wielbłądy by nie pomogły. Żwir jest zbyt niestabilny...

- Obawiam się, że nie mamy innego wyjścia jak ruszyć piechotą - rzekł przekręcając głowę w stronę Hunmara i kapitana.
- Musimy poruszać się bardzo ostrożnie, noga za nogą. Stawiać kroki tak jakbyśmy chcieli iść po wodzie. Jeśli ktoś poczuje ruch pod stopą, powinien zatrzymać się bez ruchu i poczekać aż żwir się ustabilizuje. Dopiero wówczas wykonać następny krok. Długo nam zajmie taka wędrówka, ale nie mamy przewodnika ekwipunku specjalnie na takie powierzchnie. - Oznajmił wstając z klęczek.
- Taka jest moja sugestia, ale jeżeli ktoś ma inne zdanie, chętnie posłucham - zakończył, wystukując drobne kamyczki które wsunęły się w szczelinę pancerza na kolanie.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

40
Wspinali się coraz wyżej. Skalisty szczyt góry Irios z każdą minutą stawał się większy. Wóz zaczął się coraz bardziej kolebać na boki. Spod równej dotąd powierzchni śniegu zaczęły się wyłaniać kamienie a spod kół zaczął osypywać się żwir. Drużyna musiała się zatrzymać by zastanowić się co zrobić teraz, gdyż dalsza jazda w tym kierunku stanowi niebezpieczeństwo nie tylko dla koni, ale również zagraża integralności bryczki.

Hunmar wysłuchał słów Mordreda, następnie wspiął się na swoje siedzisko by z takiej perspektywy zlustrować okolicę. Na zachód od nich wznosił się monumentalny szczyt góry. Droga na niego wygląda jednak niebezpiecznie ze względu na osypujący się żwir. Gdyby chcieli faktycznie atakować szczyt od tej strony musieliby zostawić konie i wóz oraz większość ekwipunku i przy minimalnym obciążeniu spróbować wspinaczki uważając jednocześnie na każdy swój krok. Hunmar musiałby też zostawić tutaj swojego osła czego robić nie chciał. Na południe rozciągał się piękny widok na wzgórza Rahion. Między wzgórzami a południowo wschodnim stokiem góry umiejscowiona była niewielka kotlina. Stoki góry od tamtej strony zdawały się być łagodniejsze.

Krasnolud wskazał palcem w tamtą stronę i rzekł do towarzyszy: A może spróbujmy podjechać od tamtej strony? W kotlinie łatwiej będzie... Wypowiedź krasnoluda została ostentacyjnie przerwana przez osła który odwrócił łeb w stronę bryczki i zaczął rżeć by zwrócić na siebie uwagę podróżnych. IEEEEEEE! IEEEEEEE! Gdy zwierzę upewniło się, że kapłan i cała reszta patrzą w jego kierunku zwrócił głowę w stronę stromego wzniesienia pokrytego żwirem i potrząsnęło kilka razy głową w górę i w dół.

-Zróbmy tak jak mówisz Mordredzie- powiedział krasnolud nie odwracając wzroku od swojego osła.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

41
Najemnik rzucił okiem wstecz i dostrzegł, że ich nowy kompan i dziwna kobieta pozostali w tyle. Cóż. Zależnie od tego jak wysoko z Hunmarem zajdą, trzeba będzie dać jakoś znać Valcerionowi, gdy dotrze do postoju.

- No dobra... Zobaczmy jak to pójdzie - skinął Hunmarowi głową i postawił pierwszy krok na żwirowej zdradliwej trasie.

Powolne kroki, najpierw pięta wciskana mocno w żwir, jak gdyby wbijał klin a następnie gdy nic się nie osuwało, przenosił kolejną nogę na przód i powtarzał proces, ostrożnie pnąc się w górę. Jego waga była obosiecznym ostrzem, mogąc go łatwiej ściągnąć w dół, ale Mordred wykorzystywał ją zamiast tego, by skupiać ją na jednym punkcie nogi i tym sposobem lepiej osadzać kroki. Co dwa trzy kroki, lustrował wzrokiem okolicę wypatrując wroga lub szczelin w które można by włożyć palce i przytrzymać się... Słowem wszystkiego co mogło im zaszkodzić lub pomóc w dalszej drodze. Starał się przy tym nie wyrywać do przodu za bardzo. Hunmar mając krótsze nogi, z natury musiałby iść wolniej, więc Mordred zawsze brał poprawkę na to, by pozostawać od krasnoluda w odległości wystarczającej, by móc go chwycić za ramię, gdyby jego kompan zaczął się osuwać. W drugą stronę to niestety nie zadziała, jeżeli on sam zacznie się ześlizgiwać. Jego waga tylko pociągnęłaby ich obu, stąd też z największą uwagą stawiał własne kroki, by nie stać się balastem zamiast podporą.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

42
Krasnolud zeskoczył z wozu i podszedł do osła. Ściągnął z niego uprząż i poklepał grzbiecie.

- Jesteś pewien że to dobry pomysł? - Hunmar szepnął swoje pytanie do długiego owłosionego ucha. Zwierzę, jak to miało w swoim zwyczaju, nie odpowiedziało ni słowem ni gestem. Turok wpatrywał się jedynie w Mordreda który już zaczął swoją wspinaczkę.

- W porządku. Twoja decyzja.

Kapłan zarzucił worek na plecy i postawił pierwszy krok na stromym żwirowisku. Spojrzał na Mordreda który wyprzedzał go już o dobrych kilka kroków. Starał się zapamiętać w których miejscach rycerz stawia stopy i jak to robi. Miał nadzieję, że jeżeli użyje takiej samej techniki to nie zginie przygnieciony lawiną ostrych kamieni. Po przebyciu kilku metrów przystanął aby się rozejrzeć. Spojrzał też na wóz który został za nimi oraz skrzynię na nim i przyszło mu do głowy pytanie które niezwłocznie wypowiedział w stronę rycerza.

- Jesteś pewien, że powinniśmy zostawiać ten wóz tutaj? Robimy szybki zwiad i wracamy?
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

43
Mordred na chwilę zatrzymał się, by porozmawiać z krasnoludem.
- Nie ma sensu byśmy pchali się wszyscy naraz - odparł. - Lepiej nie walić cała grupą, dopóki nie wytyczymy jakiejś trasy i celu - kontynuował. - Wóz chwilowo powinien być bezpieczny. Strzeże go kapitan i jeden z rekrutów. Valcerion także powinien wkrótce dojechać - stwierdził na koniec.

Po tych słowach rozejrzał się ze swej pozycji, raz jeszcze lustrując okolicę.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

44
Koń powoli snuł przez wrogie podłoże. W powietrzu czuć było zapach nieprzychylności gór. Tak jakby jakaś nieznana siła dodawała im chyżości. Zauroczony rozmową z niewiastą Valcerion, totalnie ignoruje te niedogodności. Wyłącznie jego towarzysze, przejęci snują teorie na temat bezpiecznego przemieszczenia. On sam jednak woli zagłębiać się w poznanie towarzyszki niżeli areału, po którym przyszło kroczyć. W rozmowie nie ujawnia wiele, lecz swoją szczerością poczyna budzić zaufanie kobiety. Ta, oczarowana wizerunkiem mężczyzny chcę odpowiedzieć na jego pytanie odnośnie umiejętności. Krzywi się przy tym i kaprysi, aż w końcu rzecze.

- Mój panie, rozczaruję cię, lecz nie wiem nic o moich zdolnościach. Mało wiem na swój temat.
Wszystko zaczęło się dwie noce temu. W moich piersiach poczułam zimne powietrze i chłód niemiłosierny. Oczy otwarte szeroko dostrzegły podłogę, na której leżałam. Mogłam robić wszystko, lecz niczego nie pamiętałam. Ogromna pustka wypełniła serce i kołatała się, aż w domostwie ujrzałam dwóch chłopów. Na me powstanie zamarli, jeden krzyknął "Darianna żyje!" i zniknęli. Galopem opuścili chatę, dalej trącąc pośród drzew. Nie goniłam ich, nie rozumiałam tego...
W dłoni miałam zakrwawiony nóż. Co ja czyniłam tym ludziom? Tysiące myśli chciały wejść do głowy, każda bolała więc założyłam białe futro i uciekłam jak najdalej. Jestem tutaj, odnaleziona. Czasami nachodzą mnie dziwne obrazy, ale niczego nie rozumiem. Umiem tylko śpiewać i tańczyć, więcej nie... nie wiem.
I proszę nie myśl o mnie źle, panie mój.

Spoiler:
Kiedy Darianna zwierzała się nowemu przyjacielowi, wtedy przednia frakcja karawany postanowiła udać się do wyczajonej kotliny. Wóz nie dałby rady się przedostać, więc zarządzono o postoju. Bryczka z całym ekwipunkiem będzie czekać na zboczu pod nadzorem strażnika- woźnicy. Mordred, Hunmar i kapitan Danarim podążą przez strome wyboje. Tak też poczynili.
Droga nie była łatwa, jednakże determinacja oraz ostrożność zostały nagrodzone. Cała trójka bezpiecznie dotarła do jaskini. Zmęczeni stanęli na granicy jej majestatu, bowiem z dołu dostrzegli idącego z Darianna, Valceriona. Jaskinia była ciemna, zdatna do przejścia przez nią, lecz ryzykowna. Z daleka płynęło jasne światło, to znak że tunel nie jest długi, a po drugiej stronie może znajdować się coś dogodniejszego do przebycia. Podczas postoju mogli wymienić się przemyśleniami na temat jaskini lub towarzyszki Valceriona.
Oboje po dogonieniu wozu dostali informację, że powinni podążyć za trójką mężów. Poganiani przez woźnicę od razu przystąpili do wymarszu. Valcerion musiał ostrożnie kroczyć, kiedy jego przyjaciółka z niewyobrażalną łatwością pokonywała górską trasę. Skakała tam niczym kozica lub inne zwinne zwierze. Wtedy mogli też porozmawiać więcej, bowiem po dotarciu pod jaskinię takiej możliwości nie będzie.

Spoiler:

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

45
Zatrzymując się u wejścia do jaskini, Mordred zaczął rozważać co dalej.

- Szkoda, że nie wzięliśmy pochodni. - Stwierdził nie kierując swoich słów do nikogo w szczególności.

Na końcu tunelu widoczne było światło. Jeżeli tylko nie był to wielki, metalowy środek transportu publicznego to znaczyło, że wyjście z jaskini jest niedaleko i wystarczy się kierować na światło. Zastanawiało go jednak, czy po ciemku nawet podczas krótkiej drogi nie natrafią na dziurę w podłożu albo jakieś zwierzę śpiące akurat pod nogami a złośliwe lub jadowite...

Westchnął i w przesadnie dramatycznym geście rozłożył ramiona i oznajmił - I oto stoimy u progu... Wielkiej ciemnej dziury - sarkastycznie zwrócił się do swoich towarzyszy.
- Cholera wie co znajdziemy po drugiej stronie. Ktoś ma jakieś uwagi? Pytam czysto teoretycznie bo w tym momencie już niewiele możemy zmienić.
Nim jednak ktoś się odezwał, Mordred przypomniał sobie, że wypadałoby się podzielić swoim poglądem na ich dziwną nową towarzyszkę. Możliwie zanim dotrze na górę i znów zacznie trajkotać.
- Chciałbym zwrócić uwagę, że Darianna jest jedyną kobietą naszej grupie. Jeżeli faktycznie będziemy mieli do czynienia z matriarchalnym plemieniem, może być ona lepszą ambasadorką niż któryś z nas. Z drugiej strony, nie chcę wysyłać cywila w paszczę lwa. Kolejna rzecz, musimy uważać jak się wokół niej zachowujemy. Nie wiadomo jaki ruch względem kobiety może być tu poczytany za śmiertelna obrazę. - Podsumował opierając się o ścianę jaskini - Ale jeżeli nadal będzie zachowywać się jak trochę nawiedzona... Może być to trudne. - Westchnął z rezygnacją.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Wróć do „Królewska prowincja”