Wioska Śnieżnych Elfów

1
W szerokim i długim na setki kilometrów pasie pomiędzy szczytem Irios a wzgórzami Rahion powstał trudny do okiełznania areał. Mowa o południowo-wschodnich kresach góry, która pod działaniem siły grawitacji oraz mnogich opadów (czynnikiem opadotwórczym jest przesunięte na wschód jezioro morenowe) tworzy denudowane wzniesienia. Usytuowane pod skosem drzewa, krzewinki i wszystkie pionowe elementy są charakterystycznym symbolem dla turystów. Chociaż i tych tutaj niewiele, nikt nie wybiera się pod wschodni kawałek Irios. Spowodowane jest to wyżej wymienioną denudacją, jak i erozją. Prowadzące na szczyt szlaki są nie do pokonania. Rozbity żwir, ostre kamienie, groźba osuwiska niemalże uniemożliwiają dotarcie do wyższych partii wschodniego komponentu góry.
Mało kto zwiedził ten obszar, dlatego kartografowie nie spisali żadnej pomocnej mapy, tudzież charakterystyki tych ziem, w przeciwieństwie do zachodniego skrzydła, gdzie dostęp nie jest utrudniony. Mieszkańcy wzgórz Rabion nazywają południowo-wschodnią część góry „Językiem Irios”. Kojarzy im się on z labilnym tworem, jakiego powierzchnia nigdy nie była stabilna; śliska niczym ludzki język.
Jednakże, co znajdziesz ponad poziomem „języka”? Do szczytu jeszcze daleko, a odcinek od niego do wierzchołka liczy kilka kilometrów wysokości. Jeśli komuś kiedyś uda się tutaj dotrzeć, wpadnie na pochylone, lecz nie strome polany z górkami. Chronione silnymi wiatrami pola są rajem dla górskiej zwierzyny. Pośród skał skupiają maleńkie, zielone dywany mchu otaczające źródła.
W opisanym przejściu między szczytem i „językiem” płynie maleńka rzeka, której dolina jest prawdziwą „kerońską utopią”.
Żyją tu lodowe elfki. Przedstawicielki rasy o śnieżno białej skórze. Wysportowane jak ich leśne kuzynki i dumne jak wysocy kuzyni. Nie straszny im mróz, mogą przebywać w niskich temperaturach do woli, stąd o ciepłym odzianiu w ogóle nie słyszały. Noszą się niczym w lecie. Przepaski, opaski i rzemyki, taki mają styl. Warto zaznaczyć, iż żaden mąż nie egzystuje pomiędzy elfami, na tutejszą populację składa się wyłącznie płeć piękna. Być może życie z dala od reszty świata, ukrycie lub czary pozwalają na taki obrót sprawy.
Domy są zrobione z drewna, mają delikatną, lecz kunsztowną podstawę. Im wyżej, tym mniej budynków, a więcej wdrążonych w skałach tuneli.
Uogólniwszy, niedostępność gór, ostry i niegościnny klimat, wojowniczość, nieugiętość i dyskrecja zamieszkującego plemiona sprawiły, iż teren wciąż jest białą plamą na mapie świata.

Spoiler:
Ostatnio zmieniony 28 sty 2015, 13:15 przez Callisto, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

2
Promienie wschodzącego słońca musnęły powieki Iscara, na tyle mocno, iż wzniósł je na dobre. Poranek mówi "dzień dobry". Wciąż przymocowany do łuczniczki wiatru, widzi strome zbocze. Zbocze przepełnione żwirem i kamykami, nie do pokonania konno, że o piechocie nie wspominając. Szlaku końca nie widać, więc próba pokonania trasy na własnych nogach mogłaby okazać się przysłowiowym gwoździem do trumny.

- Już czas.

Powiedziała elfka, po czym odciągnęła ręce Iscara ze swojej talii. W ułamku sekundy opuściła siodło i trzymając ogiera za wodzę, powędrowała pod górkę.

- Jesteśmy blisko. Nie martw się, ta trasa wygląda tylko groźnie, lecz wyłącznie dla tych, którzy nie wiedzą, jak się tutaj poruszać. Niegdyś pan Zimy wskazał nam drogę. Dziś Ja, idę jego śladami z Tobą.

Uważnie stąpali po żwirze, ku zdziwieniu nic się nie obsuwało. Powolna translokacja trwała dość długo, jednakże zszokowany elf zachwycony był widokami, dlatego czas nie grał pierwszorzędowej roli. Nagle, zbocze zrobiło się jeszcze bardziej strome. Kobieta prowadziła ich po samobójczej ścieżce, która finalnie prowadzi do dobrze zamaskowanej soplami groty.
Kolejne sekundy mijają, a ciemność groty ustępuje światłu ujścia. Odbite od lodu promienie słoneczne nadają przedstawionemu krajobrazowi klimatu. Nie ma już stromego zbocza, poza wyjściem z groty leży dywan mchów na płaskich polanach.

- Jeszcze trochę zanim dojdziemy na miejsce. Masz jakieś pytania?

Dodała ciągnąć wierzchowca do przodu.

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

3

Iscar- Kim jesteście, pani? Dlaczego się chowacie? Zaciekawiony pytał , podczas gdy wspólnie pokonywali kolejne odcinki płytkich pól.

- Iscarze, jesteśmy elfami, tak samo jak Ty. Niegdyś zamieszkiwaliśmy lasy Fenistei. Jednakże stwórca wyrzekł się Nas. Sulon przeklął swoje dzieci... Wiesz, co miało miejsce na wschodzie.
Nasze pola, domy, zwierzęta i my sami, zmierzaliśmy ku pustce!
Gniew pana jest straszny, nie pozwolił nam żyć na matczynej ziemi. Począł wyzbyć się każdej żywej istoty. Po prostu nas znienawidził, oszukał... Hodował jak owce na rzeź!
Wykrzyczała z łzami w oczach.
Ta noc, noc spadających gwiazd- największy koszmar, jakiego doznaliśmy. I wtedy nasza siostra wzbiła się na wyżyny odwagi. Poinstruowała dobitkami, zebraliśmy majątek lub jego pozostałość i uciekliśmy. Zbłąkani, głodni nie wiedzieliśmy co należy zrobić...
Siostra Orsula- druidka znalazła jednak sposób na wyjście z tego koszmaru. Zajął się nami ktoś inny, stwórca rasy krasnoludów postanowił dać Nam, naszej małej grupie, szanse.
Za sprawą mediatora wiedzieliśmy, czego oczekuje. Ryzyko było konieczne, w zamian za bezpieczeństwo wyzbyłyśmy się mężczyzn. Wszyscy musieli umrzeć, a mnie i pozostałe siostry naznaczono śnieżno-bladą skóra. Prowadzone na zachód, finalnie znalazłyśmy schronienie. Turonion wiedział, gdzie nas poprowadzić. Odrestaurowałyśmy zapuszczoną, górską osadę ażeby nadać jej nowy wymiar życia. Mamy wszystkiego pod dostatkiem. Odrodzone, silne i przepełnione łaską pana mrozu, dokonamy zemsty na tym świecie. Napełnimy go lodem i ostrzem, wszystko w imię pana. Sulon pożałuje, że zdradził swoje dzieci...

Zmieniła buntowniczy ton.
No i mamy Ciebie, jesteś blady. Pewnie pochodzisz z północy, a to znak od pana. Przybyłeś by
zapoczątkować rozrost tej gromady. Musisz poznać Wielką Kapłakę Orsulę. No chodź, już niedaleko.


Iscar wziął do siebie słowa towarzyszki. Sam był wyrzutkiem, także doskonale rozumiał ich podejście do świata. W dodatku był ostatnim mężczyzną, który może przedłużyć gatunek, a to nie lada pociecha. Dlatego ochoczo wtopił się w strukturę tutejszej społeczności...

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

4
Jakiś czas potem...

Danarim, Hunmar, Valcerion



Dwa dni temu wyruszyli o świcie mężowie z Saran Dun. Pokonali oni trakt w zaskakująco szybkim tempie. Wyszkoleni, dobrze przygotowani nie tracili czasu. Redukcja liczy postoi do dwóch na dobę była doskonałym rozwiązaniem. Przystawali na śniadanie i kolację, przez co zapasy w skrzyniach nieco zubożały.
W końcu, budzą się o świcie trzeciego dnia. Ich kareta jest już w głębi lasu, z którego wyjeżdżają na równiny i skaliste ścieżki zwiastujące podnóża góry Irios oraz wpływy wzgórz Rahion.
Długa droga przed nimi zanim znajdą punkt docelowy. A skoro mężowie są na pograniczu lasu, czas i na postój. Jeden ze strażników udaje się w głębię, ażeby odcedzić kartofle. Drugi zaś postanawia napoić zwierzynę pociągową. Dwa rumaki pomimo dogodnych warunków fizycznych nie są ze stali, również muszą jeść i pić. Jest to doskonała okazja do rozprostowania kości, mróz potrafi zmrozić nawet najzacniejszego bohatera jeśli ten siedzi w bezruchu. Z możliwości skorzystał kapitan Danarim, wartko opuścił pokład by sprawdzić stan wozu. Analizuje jakość kół, wpływ śniegu na drewno i tym podobne.
Jest wcześnie, więc do śniadania jeszcze trochę czasu. Można go spożytkować na lepsze poznanie się tudzież zwiedzenie okolicy. Nikt z obecnych wcześniej nie był w tym rewirze.
Spoiler:
Spoiler:

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

5
Był wczesny poranek. Mróz przeszywał, docierał wgłąb ciała, było go czuć w kościach. Pierwsza myśl - ognisko... Valcerion wstał, rozprostował się, porozglądał się po okolicy. Poszedł sprawdzić co u Kamienia, jego szarego ogiera. W pierwszej kolejności koń - jeśli on padnie, to kto poniesie cały ekwipunek? Zaprowadził szaraka pod oczy jednego z rekrutów, który zajmował się wypasem koni pociągowych, skorzystał z wody aby się odświeżyć, po czym wrócił do obozowiska. Niektórzy z towarzyszy nie spali, między innymi Mordred, który bacznie obserwował okolicę oraz Danarim, który sprawdzał wóz. Kapitan raczej nie był chętny do rozmowy, wręcz był pochłonięty prawym kołem, coś tam szemrząc pod nosem. Na śniadanie był jeszcze czas, więc młodzieniec stwierdził, że podejdzie do Mordreda, który wnikliwie przyglądał się najbliższym pagórkom, drzewom czy innym cholerstwom. Może się nawet czegoś nauczy?

-Dzień dobry. Genialna pogoda na podróż, nie sądzisz? - przywitał się wyciągając rękę, w geście przywitania, do Mordreda. -Zauważyłeś może coś ciekawego? - zagadał przy okazji. Liczył na lepsze poznanie druhów, gdyż wcześniejsza droga nie była szczególnie rozmowna a i dokuczliwe zimno odbierało chęci do dysput na błahe tematy.

Wiatr wiał a zimno wciąż sprawiało, że policzki były czerwone.- Ognisko... Miałem załatwić sobie jakieś źródło ciepła... Cholera. Dobra, jak będziemy iść na śniadanie. - jego myśli kierowały się ku ciepłemu łóżku, najlepiej grzanego przez ciepłe, smukłe, kobiece ciało. O tych wygodach mógł zapomnieć na najbliższy czas. Również i on zaczął patrzeć się w tym kierunku co Mordred, chociaż sam nic nie widział. Był ciekaw jego wcześniejszych historii, jak też i tego w jaki sposób znalazł się w karawanie, która zmierzała w tą zapomnianą przez bogów okolicę.

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

6
Im dalej posuwała się ich mała grupa, tym humor Mordreda się pogarszał. Prawdopodobnie dlatego, że miał za dużo czasu na myślenie. Biorąc zlecenia wolał stanowić tarczę. Nie przepadał za byciem agresorem jak w tym przypadku - a nie wątpił, że zamierzają zaatakować kogoś - bowiem uderzając jako pierwszy, trudniej się usprawiedliwić. Nawet przed samym sobą.

Teraz gdy zatrzymali się na postój, Mordred ześliznął się z wozu i rozglądał się po okolicy marszcząc brwi. Im dłużej się zastanawiał, tym bardziej cała ta wyprawa wydawała mu się idiotyczna. Wysłano sześcioosobowy oddział - w tym dwóch rekrutów - w niezbadany region, zamieszkany przez nieznaną liczbę, prawdopodobnie agresywnych - wnosząc z ostatniego spotkania z białymi elfkami - autochtonów. Ostatnim razem zostali zaatakowani na drodze między Saran-Dun i Qerel, niedaleko Śnieżki. To znaczyło, że ich patrole zapuszczają się dużo dalej niż byli obecnie. Ich karawana rozstawiła się niemal pod ich nosem w takim razie... Podsumowując - wyruszyli z dnia na dzień, w małej liczbie, w słabo rozpoznany region gdzie lokalni będą mieli zarówno przewagę terenu jak i zapewne liczebności. Ponadto, jeżeli elfki są choć w połowie rozsądnie zorganizowane, ich czujki śledzą te okolice i główny obóz albo już wie, albo wkrótce dowie się o ich małej grupie. - Tak. Zdecydowanie można to było zorganizować sensowniej. - Pomyślał kwaśno.

Z zamyślenia wyrwał go Valcerion, którego energia i jowialność podziałały w tym momencie na Mordreda, jak promienie słoneczne na oczy skacowanego człowieka. Niemniej odwzajemnił powitanie, by nie psuć relacji w grupie, warcząc jednego ze swoich. Na wzmiankę o pogodzie wzruszył tylko ramionami i odparł krótko - Bywało gorzej. Przynajmniej możemy się przemieszczać bez przeszkód.
- Ciekawego? - Powtórzył niezadowolonym tonem. - Poza dopatrzeniem się sporej liczby problemów jakie stworzyła nam sama organizacja, nie zauważyłem nic nadzwyczajnego. - Odparł z sarkazmem.

Wreszcie jednak, wykrzesując trochę profesjonalizmu poza zrzędzeniem, poddał kilka sugestii, które miał nadzieję zwiększą ich szanse na przeżycie. - O zadaniu niewiele mi wiadomo, ale umiem dodać dwa do dwóch i z fragmentów rozmów, domyślam się gdzie, a raczej przeciw komu możemy się kierować. Naszym wrogiem mogą okazać się elfickie kobiety, sprawne w walce i odporne na zimno. Ostatnim razem zaatakowały nas na drodze do Saran-Dun a teraz... - przerwał na chwilę z ponurą miną - Pchamy się jak mniemam coraz głębiej w ich teren. Radziłbym byś nakazał ostrożność swoim rekrutom. Jesteśmy na potencjalnie wrogiej ziemi, w pobliżu lasu. Elfy zawsze umiały wykorzystać las do cichych i morderczych zasadzek. Nie wiem na ile ten rodzaj elfów opanował sztukę walki leśnej, ale bezmyślne zapuszczanie się między drzewa, może okazać się zgubne. Nie zdziwiłbym się też, jeżeli potrafią walczyć na szczytach, jak górale...

Ponownie zamilkł na chwilę, analizując wspomnienia i dorzucił jeszcze kilka uwag. - Podczas ostatniego z nimi spotkania, były lekko ubrane. Musimy liczyć się, że wróg będzie bardziej od nas mobilny i zręczny ale mniej odporny na ciosy i fizycznie słabszy. Jeżeli dojdzie do konfrontacji, trzeba będzie oprzeć się na tych elementach.

Wreszcie na ten moment wyczerpał zapas żółci i niezadowolenia, na koniec tylko mrucząc jeszcze - A to zaledwie zagrożenia ze strony wroga. Nawet nie wiemy co zgotuje nam przyroda...
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

7
Kapłan podniósł głowę i wstał z klęczek. Czerwone słońce unosiło się jeszcze nie wysoko nad wzgórzami Rahion ale za godzinę pewnikiem skryje się pod ciężkimi od śniegu chmurami wiszący nad okolicą. W ciągu dwóch dni podróży wznieśli się już dość wysoko ponad poziom na którym znajdowała się stolicą co sprawiło że temperatura wokół nich obniżyła się znacząco. Hunmar czuł się jak w domu.

Postój trwał. Ludzie i zwierzęta odzyskiwanie siły. Mimo tempa z jakie narzucił im Danarim wszyscy byli dość wypoczęci co dobrze wróżyło nadchodzącym zmaganiom. Krasnolud podszedł do swojego osła, poczochrał go między uszami i podprowadził do koni pasących się sianem. - Jedz, będziesz potrzebował tej energii.

Mordred i Valcerion stali przy wozie i wpatrywali się w gęsty las otaczający trakt. Kapłan podszedł do mężczyzn i usłyszał fragment rozmowy. - Musimy być przygotowani do obrony w każdym momencie. Jesteśmy już blisko celu. Zasadzka może na nas czekać zarówno podczas postoju jak i w czasie podróży. Coś przemknęło w lesie. Hunmar zrobił dwa kroki do przodu i wytężył wzrok. Może do tylko jakieś zwierzę... albo coś mu się przywidziało. Odwrócił się do mężczyzn. - Valcerionie, im szybciej się stąd ruszymy tym lepiej. Mogę Ci jakoś pomóc w przygotowaniach?
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

8
Słysząc znajomy głos, zwrócił uwagę na Hunmara i dopełniając jego uwagę o ostrożności rzekł - Jeżeli będzie trzeba się rozdzielać, w razie wart lub zwiadów, należy poruszać się w parach. Człowiek nie ma oczu z tyłu głowy, a we dwoje chociaż plecy będą bardziej zabezpieczone od nagłego ataku.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

9
Krasnolud podszedł do rozmawiającej dwójki oraz dołączył do rozmowy. Valcerion ucieszył się, że powiększa się grono rozmówców, ponieważ im lepiej znasz człowieka tym łatwiej jest go ocenić, w takich kwestiach jak na przykład zaufanie. -No Mordredzie, sądzę, że nasze zbroje mogą przeszkadzać w walce z lżej opancerzonym i zwinnym przeciwnikiem. I tak jak mówisz, musimy wykorzystać to, że nasz główny przeciwnik nie nosi czegoś tak ciężkiego i mocnego jak my. - dokończył delikatnym westchnieniem. -Hunmarze, jesteś kapłanem. Nigdy nie byłem zbytnio religijnym człowiekiem, ale człowiek całe życie się uczy. Może w wolnej chwili mógł byś mi coś powiedzieć o bogach? - zapytał, zwracając się życzliwie do towarzysza. - Zjedzmy śniadanie. Im szybciej zaczniemy tym szybciej ruszymy. Myślę, że kapitan już kończy z wozem. - zadowoliła go myśl o jedzeniu, jako iż wstał już chwilę temu. Do tego będzie się można ogrzać przy ogniu, co zawsze podnosi morale jak i napawa chęcią do dalszej drogi.

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

10
Mimo bliskości szczytu Irios postój przebiegał nad wyraz spokojnie. Może jeszcze nie wiedzą o naszej obecności. Małe ognisko już płonęło więc mężczyźni zasiedli przy nim na szybki posiłek. Hunmar był trochę zawiedziony gdy Mordred odrzucił jego propozycję szkolenia, dlatego gdy usłyszał prośbę Valceriona podszedł do zadania z podwójnym zapałem.

- Bogowie są podporą tego świata. Są zbawieniem w chwilach grozy. Są siłą w chwilach słabości. Wiara... Gorliwa wiara daje Moc dzięki której można z łatwością pokonywać wrogów. Dzięki tej mocy można okiełznać siły natury które dla zwykłego poganina są nie do pojęcia. Panteon Bogów jest szeroki, ale dla nas krasnoludów, największym z nich jest Turonion, stworzyciel naszej rasy. Jeśli chcesz opowiem Ci o nim nieco więcej.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

11
I śnieg wydaje się przychylny na pograniczu lasu. Nie jest szorstki ani lepki, po prostu biały puch, który łatwo odgarnąć. Stąd mężom bardzo szybko poszło rozpalenie ogniska. Co więcej, jak tylko płomień zawitał w drewnianym stożku, Hunmar wraz z Mordredem, Valcerionem, Danarimem i strażnikiem otoczyli go z entuzjazmem. Pomimo ładnej pogody, mróz dawał o sobie znać.
Chociaż i tak jest lepiej niżeli podczas pierwszej wyprawy Mordreda, kiedy to nękała ich sroga burza śnieżna lub chłodne wiatry. Tym razem Bogowie uspokoili swe wpływy. Dlatego panowie w spokoju spożywają śniadanie. Składa się na nie rozdzielony bochenek chleba oraz kawały mięsa, jakie przygotowują na wcześniej zdobytych kijach. Kiedy mięso nabiera odpowiedniej barwy, a zapach palonego tłuszczu dociera do nozdrzy smakoszy, to znak, że można rozpocząć konsumpcje.
Niektórym nie śpieszno do zajadania się przysmakiem, tylko Danarim i strażnik pojący niegdyś konie mają już gotowe mięso, toteż je jedzą w milczeniu. Kapitan wcześniej zajrzał do jednej ze skrzyń, tej mniejszej z zasobami gastronomicznymi. Drugie pudło, póki co nie zostało otwarte, jest o wiele większe, więc może lepiej nie rozwalać ułożonych tam prezentów od dowódcy. Bardziej niż dochodzące mięso, mężczyzn interesuje wspólna gadka. Mordred wypowiada się na temat spotkanych jakiś czas temu elfek i ich usposobienia. Valcerion popada w kłopotliwą rozmowę na temat bogów. Hunmar podłapuje ów temat, więc wszyscy są zadowoleni.
Poza Danarimem, ten rozgląda się rozpaczliwie, chyba trapi go długa absencja strażnika. Mąż wybył jakiś czas temu za potrzebą i do teraz nie wrócił.

OSTRZEŻENIE!
Spoiler:

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

12
Spoiler:
Ognisko przygasło. Nadmiar drewna który mieli zgromadzony na wozie jeszcze z wieczornego postoju szybko się skończył. Należało ruszać w dalszą drogę, ale brakowało jednego ze strażników który jakiś czas temu wszedł do lasu za potrzebą i do tej chwili nie wrócił.

Kapłan podszedł do Danarima który z napięciem wpatrywał się w mrok pomiędzy drzewami. - Powinniśmy go poszukać. Ślady stóp w śniegu na pewno nas do niego doprowadzą.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

13
Na moment oderwał wzrok od płomienia w który wgapiał się jak zahipnotyzowany i zwrócił się do Hunmara. - Zostało nas pięcioro. W tym jeden rekrut. Kto pójdzie a kto zostanie przy wozie? Nie możemy iść wszyscy i porzucić transportu bo wróg odciąłby nas od zapasów i koni. - Zwrócił uwagę, nim ktoś pochopnie się zerwie. - Co najmniej dwie osoby muszą zostać i pilnować. To daje nam troje na poszukiwania w lesie. Jeżeli dojdzie do walki, kto najlepiej sobie tam poradzi? Mała przestrzeń manewrowa i wiele przeszkód. Mamy kuszę, ale kto z nas zdoła trafić w ruchomy cel kryjący się za drzewami? Jak bardzo możemy liczyć na rekruta na jednej lub drugiej pozycji?

- Pójdziemy po jednego i zginiemy wszyscy, jeżeli rozegramy to bez planu. I to bez dobrego planu - zauważył ponuro.
Ostatnio zmieniony 18 lut 2015, 9:55 przez Mordred, łącznie zmieniany 1 raz.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

14
Sytuacja była nieciekawa. Nie można było zostawiać chłopaka samego, bo by przepadł, a ruszyć za nim to też zła opcja. Tak źle i tak niedobrze. Cholera... -Mordred ma rację. Trzeba tam mobilności, do tego w razie potrzeby szybkiej ucieczki. Ja ze swoją puszką nic tam nie zrobię. -westchnął - Zostanę przy wozie. Kto jeszcze? Będzie problem jeśli ktoś zaatakuje wóz, ale znowu w lesie może być większy kłopot w walce. I lepiej się nie rozdzielajcie, kto wie co za zaraza tam siedzi. - Valcerion był nieco przestraszony całym zdarzeniem. Liczył na sukces i odnalezienie młodzika, chociaż wiedział, że szanse są małe. Sytuacja bez wyjścia, ktoś musi podjąć ważną, może i nawet brzemienną decyzję. Konsekwencje mogły być bardzo różne, może nawet i tragiczne. Nie, to są doświadczeni ludzie, wiedzą jak zrobić użytek z posiadanej broni, poradzą sobie.

Re: Wioska Śnieżnych Elfów

15
Mordred żuł wargę w zamyśleniu. Zdecydował już, że sam do lasu pójdzie. Pytanie kogo wziąć ze sobą. Gdy Valcerion zaoferował się pilnowac wozu, skinął mu potwierdzająco głową. On zatem odpadał z możliwych opcji. Brać rekruta do lasu, czy zostawić przy wozie? Chyba lepiej zostawić. Valcerion mógłby mu wówczas pomóc a na otwartej przestrzeni powinni łatwiej walczyć. Pytanie czy zostawiać z nimi Danarima dla bezpieczeństwa. Kapitana już znał i wiedział, że na jego zdolności bojowe można liczyć. Jego zdolność samoleczenia, powinna też dać mu przewagę wytrzymałości nad napastnikami.

Z drugiej strony, Danarim był lekko uzbrojony i przydałby się w lesie, gdzie on sam miałby problemy z szerokimi machnięciami. Hunmar nie jest wojownikiem leśnym, ale jego mniejsza postura mogłaby się akurat przydać, dając mu więcej miejsca między drzewami. On sam musiałby kombinować w gąszczu, ale nie powinien posyłać Hunmara i Danarima samych. Znali się jeszcze słabo a wczorajszy atak kapitana mógłby narobić kłopotu w razie powrotu. Tak. Lepiej zostawić Danarima w towarzystwie Valceriona i tego drugiego. W razie czego we dwóch łatwiej im będzie jeżeli Danowi coś odwali... To by zostawiało Hunmara i jego samego. - No i jeszcze... - Pomyślał podnosząc dłoń do oczu, wpatrując się w palec na którym spoczywał złoty bibelot, niewidoczny pod czarną rękawicą. Hunmarowi już zaufał z ta tajemnicą i mógł się nią posłużyć na jego oczach, ale nie chciał używać tego wyjścia pochopnie. Dobrze jednak, że miał przynajmniej taką alternatywę.

- Hunmar... - Zagadnął krasnoluda - Ty i ja, ruszylibyśmy poszukać zaginionego. Danarim zostałby z Valcerionem i młodym. Jako dowódca, powinien dobrze zorganizować obronę karawany w razie problemów. Chyba lepiej wykorzysta talent oficerski tutaj niż w lesie... Jak sądzisz?
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Wróć do „Królewska prowincja”