Jeden.
Nolan mocno odgiął głowę do tyłu, próbując uniknąć ostrza rycerza, jednak przybliżając się do niego, utrudnił sobie mocno sprawę. Napastnik zaś nie przejmował się prawą dłonią Fodgare'a, mając za ochronę płytową zbroję, która miała za zadanie zatrzymywać cudze ostrza, nie wspominając już o pięściach.
Dwa.
Przedramię zdążyło, ale nie zdołało zatrzymać klingi, która dała radę przebić się przez pancerz i kości. Tak też Nolan w jednej sekundzie stracił lewą dłoń i połowę przedramienia. Krew zaczęła obficie tryskać, brudząc lśniącą zbroję, zaś odcięta część wylądowała w błocie.
Trzy.
Nolan mimowolnie się cofnął, trochę wedle planu, trochę instynktownie. To, co czuł, było nie do wyobrażenia. Jeszcze sekundę temu(dosłownie!) miał dłoń. A teraz była rana, która mocno krwawiła, upuszczając sporo krwi. I bolała, fizycznie oraz psychicznie.
Cztery.
Rycerz zaśmiał się zwycięsko, nagle zdaje się, górując nad młodzieńcem i wyśmiewając jego butę. W jego śmiechu słychać było:
i na co ci to było, gówniarzu?. Nie pomógł Sakir, nie pomogli inni bogowie.
Pięć.
To Perlec nagle wstał i rzucił się pędem w stronę lasu. Rycerz odwrócił głowę w jego stronę, nie biegnąc jednak za nim. Nie opłacało mu się.
Truchło konia zostało usunięte z drogi tuż przed karetą, która powoli zbliżała się wraz z pozostałymi ziomkami do miejsca masakry. Za kilka minut tutaj będą.
A krew się lała, lała gęsto, barwiąc trakt, Nolana i wszystko wokół. Lała, lała, i lać nie przestawała.