Re: Trakt Książęcy

16
Pociągnął lekko za wodze, po czym wyprostował się w siodle. Zwolnił. Zrazu miał ochotę wybuchnąć niekontrolowanym śmiechem, acz zdążył się jedynie uśmiechnąć. Rychło przednia przygoda zamieniła się w pochmurną parodię kłopotów mnożących więcej kłopotów. Jeśli w niedalekiej przyszłości potępiając uczestnik tego zamieszania rozpozna go problemy powrócą ze zdwojoną siłą, a wtedy nawet kontrowersyjne sztuczki mu nie pomogą. Po rytmicznym wzdychaniu potrząsnął głową jak gdyby chciał wyrzucić z siebie te ponure myśli.

Po części powiodło się. Została jedynie nieodparta chęć przemyślenia sobie pewnych intrygujących i ważnych kwestii. Odruchowo pochwycił rękojeść klingi. Los z niego drwi i to po raz wtóry, a pomiędzy tymi incydentami wcale ukazuje skruchy. To również było obrzydliwe szyderstwo.

W tym momencie przemierzał targany zimnem gęsty las w towarzystwie wierzchowca i głodu. Gdyby tylko potrzymał tą nieludzką chęć zaczerpnięcia trunku miałby sposobność do uzupełnienia zapasów. Los znów wypiął się na niego. Droga do celu nie należała do krótkich, za prawdopodobieństwo natrafienia na inny zajad malało wraz z pogłębianiem się w okalany kniejami trakt.

Otarta sakwa nie zawierała nic godnego uwagi, no może prócz słoniny oraz odrobiny nigdy niepsującego się sera. Spożył ten nikły prowiant zaniechując resztę, zostawiając na gorsze momenty, o ile takie będą miały miejsce i o ile gorsze są możliwe. Na chwilę dopadła go nawet myśl spożycia kory z drzewa. Słyszał i o takich przypadkach, lecz po krótkim przemyśleniu dał sobie spokój. Dojmujące uczucie niesytości próbował przezwyciężyć zajmując czymś myśli i oczy, czymkolwiek. W końcu głód trwał tylko moment, odchodził i po jakimś czasie wracał.
.

Re: Trakt Książęcy

17
Las gęstniał i robił się coraz bardziej ponury, co gorsza nie zanosiło się na rychłe pojawienie się jakiegoś zajazdu czy chociaż marnej chatki. Choć jeszcze rano było całkiem ładnie, teraz, po kilku godzinach, pogoda się zepsuła. Dochodziło południe, a słońca wcale nie było widać. Ciężkie chmury zasnuły niebo, a z nich poczęły spadać wielkie, mokre płaty śniegu, które z kolei skutecznie utrudniały samotnemu jeźdźcowi widoczność i nieprzyjemnie chlastały go po twarzy.

Tętent kopyt kilku koni dał się słyszeć już z pewnej odległości i pewnie Daherte zarejestrowałby go odrobinę wcześniej, gdyby nie wsłuchiwał się tak pilnie w grające mu marsza kiszki i w żałobne wycie wiatru. Traktem od strony Saran Dun nadjeżdżało pięcioro podróżnych. Ich wesołe głosy mieszały się ze sobą w jakiejś sprzeczce, a może po prostu przyjacielskim przekomarzaniu. Wreszcie podjechali bliżej.

- Hej, ty, knypku! - Zabawne, że akurat te słowa wyrzekł długonosy i spiczastouchy kurdupel, zresztą jeden z dwóch w tej kompanii. - Coś taki smętny? - dorzucił, szturchając Dahertego w bok.

- Kiepsko wyglądasz! Masz szczęście, żeś na nas trafił, a nie na jakich zbirów! - dodał ten drugi, jak się domyślił Daherte po charakterystycznej aparycji, również gnom. Był on, podobnie jak pierwszy, bardzo kolorowo ubrany i miał śmieszną, długą i cienką bródkę.

- Chyba kompanami w podróży nie pogardzisz, co? Do Qerel zmierzasz? - przemówiła trzecia osoba z tego towarzystwa, rosły brunet w zielonym płaszczu, o budzącym zaufanie obliczu.

Pozostała dwójka trzymała się z tyłu i na razie nic nie mówiła. Byli to jasnowłosi i jasnoskórzy ludzie opatuleni w szare futra. Starszy mężczyzna, wyglądający już na pierwszy rzut oka na jakiegoś szamana, i dosyć młoda, lecz od razu znać że silna kobieta ze sporym toporem u boku.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt Książęcy

18
- Na jędrny zadek Osureli - rzucił na wydechu, bowiem nie spodziewał się tak prędko spotkać kogokolwiek w tym zapomnianym przez bogów miejscu, nieprzyjaznym, ubogim w strawę i cholernie zimnym. Nawet bandytami nie pogardziłby, zwłaszcza że już wiedział jak się z nimi obchodzić. Zwolnił do stepu.

- A jak tu smętnym nie być waligóro gdy brzuch wyje niczym wilkołak, a śnieg chlaszcze jak batem? - Gruntownie przyjrzał się dziwnej kompani zatrzymując się dłużej na jedynej kobiecie. - Zbirów zaś to ja już zastałem na gościńcu - odrzekł drugiemu gnomowi - i rad bym zastać po raz wtóry. Bije o zakład, iż skorzystałbym z ich zapasów.

Nim odpowiedział trzeciemu jegomościowi zastanowił się dłużej. Przez całe te nieprzyjemności, zwane również przygodami, zupełnie zapomniał o celu podróży. Z razu wydawał się ogólnie dostępny i pełen możliwości, teraz jednak całkowicie zamglony nie przysparzał dobrych myśli. Zdawał się być absurdalny, natomiast przyszłe plany zwykłymi mrzonkami.

- Zaiste, nie pogardzę acz jeśli o kierunek chodzi - zawahał się, po czym westchnął - sam nie wiem. Zdawać by się mogło, iż do Qerel. Póki co zmierzam tam gdzie los mnie zagna. Mniejsza z tym. Z kim mam przyjemność mości kompani?
.

Re: Trakt Książęcy

19
- Ja jestem Emsi... - pierwszy gnom skłonił się, machnął swoją błękitną czapką trochę karykaturalnie i zaraz wskazał ręką na drugiego, który właściwie był do niego bardzo, ale to bardzo podobny - ...a ten tutaj piękniś to Borpi. Ten tu z kolei, ten dużo mniej urodziwy... - Emsi machnął głową w stronę mężczyzny w zielonym płaszczu, który uśmiechnął się pogodnie i wymruczał jakieś powitanie - ...to Oeyan Daethar, baaardzo mądry czarodziej z Saran Dun. No, a tamta dwójka dzikusów z gór to nasza urocza Virsfi i jej ojczulek, Nokken, Mówiący z Chmurami...

Wspomniany Nokken, leciwy mężczyzna z resztkami długich jasnych włosów i pokaźną łysiną, pokrytą sinoniebieskimi ornamentami, faktycznie wyglądał na takiego, co może gadać i z chmurami, i z drzewami, i z połamanymi krzesłami - krótko mówiąc, szurnięty szaman. Jego pierś zdobił osobliwy naszyjnik z wysuszonych grzybów, który starzec raz po raz podskubywał.

Kobieta, przedstawiona przez gnoma jako Virsfi, patrzyła na Dahertego czujnie i najmniej ufnie z całej tej kompanii. Przesadą jednak byłoby rzec, że spojrzenie jej błękitnych jak lodowe jezioro oczu było wrogie. Sylwetkę miała mocną, silną, dało się to odczuć nawet pomimo warstw futrzanego odzienia, jakie ją zakrywały - może to jakaś nieuchwytna duma w jej postawie. Patrząc na nią nie miało się wątpliwości, że w razie potrzeby z łatwością chwyci za ten wielki topór i zamachnie się nim tak, że nie będzie czego zbierać z nieszczęśnika, który jej podpadnie. Na jej plecach spoczywały dwa sięgające łopatek, grube i bardzo jasne warkocze, przeplecione ciemnymi rzemieniami. Koń, na którym jechała młoda Uratai, był zimnokrwisty, powolny i dość potężny, dużo większy od rączej klaczki, niosącej na swym grzbiecie Dahertego.

- Brzuch wyje, jak kto bez zapasów w drogę wyjeżdża! - odezwała się kobieta, wymawiając słowa z nietypowym, twardym akcentem. Rumak Virsfi był mocno objuczony licznymi torbami i sakwami, najwyraźniej przygotowany na długą podróż.

- Ale szczęście masz, dobrzy kompani się trafili, to zara poratują w głodzie! Dali ci jakieś imię, panie głodomorze? - zapytał radośnie gnom, chyba Borpi.

Za to czarodziej, Oeyan Daethar, prawie cały czas milczał, tylko spoglądał na Dahertego z ukosa z delikatnym uśmieszkiem...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt Książęcy

20
Usiłował powstrzymać głupkowate, zaciekawione, zaintrygowane i w końcu zaniepokojone oznaki jawiące się na jego twarzy. Kompania była nader dziwna, kuriozalna jeszcze bardziej niźli przypuszczał na początku. Uśmiechnął się wymuszenie, rzecz jasna najlepiej jak potrafił tudzież najlepiej jak pozwalały mu na to mięśnie lica.

- Jam Daherte z Qerel - odwzajemnił nikły lecz wystarczający ukłon. - Ot pospolity poszukiwacz zajęcia, bądź raczej przygód jak zwykło się mawiać - dodał zauważając delikatny uśmiech owego jakże mądrego czarodzieja. W samej rzeczy, ten nazwany Oeyanem Daethar zapewne zdążył już przesondować mu umysł czy też co najmniej zajrzeć wgłąb niego. Istna wścibskość każdego parającego się magią. Niepokojąca jednak mogła być interpretacja tego co wyczytał. W równym stopniu mógł uważać Dahertego jako niegroźnego awanturnika jak szalonego furianta zagrażającego wszystkim wokół.

- A no racja - odrzekł kobiecie, która obecnie mniej go interesowała niż myśli czarodzieja. - Wszak gdyby była ku temu sposobność to i bym je uzupełnił. Jak zaś mam odwdzięczyć się za owe poratowanie? Złota nieco mam...

Pod maską spokoju skrywał prawdziwą niespokojność. Dobrze zdawał sobie sprawę z tego, iż w umysłowym starciu z czarodziejem nie ma najmniejszych szans. Nie będąc pewnym czy oby nie za późno na takie przedsięwzięcia postanowił z całych sił blokować dostęp do swych myśli. Jednak czy sama wiedza jak tego dokonać mogła stanąć na przeciw umiejętnościom przeciwnika?
.

Re: Trakt Książęcy

21
- Poszukiwacz przygód! Ach, no to pysznie, przyjacielu! Tak się składa, że tam, gdzie my jedziemy, przygód czeka pewnikiem co niemia... - Tu nagle Borpi spojrzał na Emsiego karcąco, ten się zająknął i nie dokończył już zdania, zmieniając temat. - Hehe, no to co, może zsiądziemy z koni i rozbijemy jakiś obóz, czy co? O, tam przed nami widzę jakąś zaciszną polankę... No! Nie ma co zwlekać! A odwdzięczysz się, kolego, jak będzie sposobność, swoje złoto na razie zachowaj.

Już chwilę później całe towarzystwo faktycznie przystanęło na owej polance, szczęśliwie osłoniętej nieco przed wiatrem i zacinającym śniegiem przez niewielki pagórek. Rozkulbaczyli konie, naznosili gałęzi i szyszek, a Nokken zabrał się za rozniecanie ognia. Z tym jednak kiepsko mu szło, bo drewno było mokre, a i śnieg nie ułatwiał sprawy. Jego córka zaś podała Dahertemu kilka pasków solonego mięsa, główkę czosnku i skórzany bukłak z niewiadomą zawartością. Tym razem nie było się chyba czego obawiać, bo kobieta sama uprzednio wypiła parę łyków tego, co się w nim znajdowała.

- Kto nie je czosnku, ten nie ma siły - rzekła Virsfi. - Tak mówią w naszych stronach i to święta prawda. - Na dowód swoich słów obrała z łupinek kilka ząbków i schrupała je ze smakiem. Emsi i Borpi w tej samej chwili wykrzywili swoje gnomie oblicza w wyrazie najwyższego obrzydzenia.

Bezskuteczne - chyba - próby blokowania umysłu zaowocowały jedynie tym, że twarz Dahertego mimo jego woli przybrała wyraz śmiertelnie poważnego skupienia. Cóż, co innego czytać w mądrych księgach o technikach ukrywania swych myśli, a co innego zrobić to naprawdę... Zmarszczone czoło, ściągnięte brwi, przymrużone oczy... Czarodziej Oeyan, spoglądając na niego, doprawdy nie mógł się nie roześmiać.

- I co się tak cięgiem krzywicie, panie Daherte? - zapytał. Na jego ustach wciąż błąkał się trudny do rozszyfrowania uśmieszek. - Czosnek wam nie leży, czy o co innego idzie?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt Książęcy

22
Przede wszystkim zanotował sobie w pamięci by w niedalekiej przyszłości wypytać nowych kompanów o ten jakże przygodny cel podróży. Jawne ewaluowanie zepsuło by pozorną otoczkę potrzebującego na szlaku tudzież zagubionego, lecz uczciwego. Z drugiej strony zaniechanie pierwszych znaków ryzyka podróżowania w tej dziwnej drużynie mogło doprowadzić do niemiłego zakończenia tej podróży.

Pozwolił sobie na sukurs w zniesieniu gałęzi. W końcu był na ich łasce i nie zamierzał ryzykować wydalenia z zespołu. Póki co nie zamierzał, bowiem pusty żołądek dawał się we znaki. Natomiast niemożność rozniecenia ognia przez Gawędzącego z Chmurami rozbawiła go, jednocześnie dziwiąc się ponad miarę. Ktoś taki jak on powinien potrafić wzniecić ogień nawet pod wodą. Jakby tego mało kamrat czarodziej nie kwapił się do pomocy. Zaś sam Daherte nie narażał się na zdemaskowanie po ewentualnej pomocy.

Lekkim skinieniem głowy wyraził wdzięczność za poczęstunek. Jeden z plastrów od razu zawędrował do jego brzucha. Po niestarannych oględzinach czosnku stwierdził, że z większą lubością zjadłby jednak tę korę z drzewa. Natomiast po upiciu dystyngowanego łyku z bukłaku spróbował podać go dalej, komukolwiek.

- Tymczasem w moich zwykło się mawiać, że czosnek jeno na sraczkę pomaga - powiedział z nikłym aczkolwiek przyjaznym uśmiechem. Nie był pewny czy oby żart został właściwie zrozumiały. Zwracając się do Oeyana ujarzmił minę na licu. - Czemuż to pytasz mości czarodzieju, skoro znana jest tobie odpowiedź?
.

Re: Trakt Książęcy

23
- No to i znać, czemu chłopy u was takie wątłe i chuderlawe - odparowała Virsfi i wyszczerzyła zęby, patrząc z wyższością na Dahertego, a potem na gnomy. - Pożyłby jeden z drugim w górach, to skończyliby wybrzydzać...

Borpi zręcznie uchylił się przed podanym przez Dahertego bukłakiem.

- Dzięki, jużem próbował i tera wiem, że gnomie żołądki nie przyjmują sfermentowanego mleka kozicy! My tu mamy co lepszego, nie, Emsi? - Gnomy mrugnęły do siebie porozumiewawczo i jak na komendę wyciągnęły ze swoich toreb małe piersióweczki. Jeden z nich upił łyk i hojnie poczęstował nowego kompana. - Pij, bracie, najpiękniejsze porzeczki z samiuśkiego Meriandos zabiją ten ohydny, barbarzyński posmak. A i na rozgrzanie w sam raz...

Wreszcie niewielkie ognisko rozjarzyło się ogniem, skrzesanym przez cierpliwe ręce starego szamana. Od razu zrobiło się przyjemniej.

Tymczasem Oeyan Daethar, w przerwach między konsumowaniem pachnącego ziołami placka i stukaniem kawałkiem jakiegoś patyka o zmarzniętą ziemię, zerkał na Dahetego. Wciąż był pogodny, ale jego brwi uniosły się lekko w wyrazie zdumienia.

- Doprawdy, sądzicie, żem taki domyślny? Ha, chyba muszę sprostować: nie jestem aż tak mądry, jak twierdzi mój obecny tu przyjaciel, Emsi... Oczywiście, mam swoje podejrzenia względem tego, co was trapi, panie Daherte z Qerel... - Oeyan wymówił jego miano jak gdyby znacząco, z naciskiem. - Pewno sumienie, co? Zdaje mi się, żem słyszał o was to i owo...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt Książęcy

24
Darował sobie dalsze facecje, gdyż nie mógł przypuszczać kiedy i jak gwałtownie to się skończy. Mnogość kobiet dawała mu w pysk i w pewnym sensie zahartował się, aczkolwiek nigdy nie dostał od typowej przedstawicielki z północy. Przypuszczał, iż doznania temu towarzyszące różniły by się od tych już znanych. Zatem przemilczał ostatnia jej wypowiedź.

- Zatem nie odmówię - odezwał się po chwil wahania. Poczęstowawszy się sowicie otarł przedramieniem usta, po czym odetchnął głośno. - Jeśliby tak tylko zdobyć tego beczułkę - pozwolił sobie chwilowo rozmarzyć się - żyć nie umierać. - Zwrócił piersiówkę, albo raczej piersióweczkę nie zapominając podziękować skinieniem tym razem o wiele głębszym. Kompania coraz to bardziej zyskiwała w jego oczach.

Mimo to pozostawała jeszcze kwestia tajemniczego czarodzieja, ukazującego w jego mniemaniu przesadzoną skromność. W tej chwili nie potrafił go rozgryźć tudzież ocenić kiedy mu się to uda. Robiąc użytek z darowanego jadła dołączył się reszty konsumujących i oczywiście ponownie zwrócił się do Oeyana.

- Jedni nazywają to domyślnością, drudzy zaś biegłymi sztuczkami. Tak czy owak do końca nie pojmuję. Czemuż właśnie sumienie? Pewności nie mam, lecz przypuszczam, iż zasłyszane plotki to stek bzdur. Oczywiście rad bym wiedzieć o czym traktują.
.

Re: Trakt Książęcy

25
- A choćby o tym - czarodziej zniżył głos, żeby słyszał go jedynie Daherte - że niektórzy mają lepkie ręce i zbyt łatwo wyciągają je nie po swoje... Saran Dun nie jest takie wielkie, jak wam się wydaje, panie Daherte, a wieści rozchodzą się prędko i bez trudu, zwłaszcza w pewnych kręgach... Choć, widać, nie zawsze dość sprawdzone, bom słyszał też, żeście zdechli w ciemnym loszku. Jedno mnie tylko zastanawia... po co wam to było? Źle wam było w tej akademii? Czyście naprawdę myśleli, że nic się nie wyda, hę?

Oeyan cały czas mówił szeptem i nie wyglądało, żeby ktoś z reszty kompanii zwracał na niego uwagę - stary Nokken kiwał się do przodu i do tyłu, oczy miał przymknięte i chyba się zdrzemnął; Virsfi gwizdała sobie pod nosem jakąś skoczną piosenkę, obierając kolejną główkę czosnku, a gnomy sprzeczały się właśnie o coś swoimi piskliwymi głosami, ale trudno było dojść, o co właściwie.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt Książęcy

26
- Widzi mi się - zaczął równie cicho jak rozmówca - że każdy czarodziej to istny kretyn oraz półgłówek niczym troll. - Nieomal dobry humor uleciał gwałtownie. Zniknął. Jego miejsce zaś zajęła wściekłość, na szczęście kontrolowana. Tak czy owak pod jej wpływem prawie mówił przez zęby. - Te niby dowody, których nikt na oczy nie widział. Te wasze rozmaite sposoby dochodzenia prawdy acz jednak do rzyci się nadające. Wszyscy, bez wyjątku, jesteście zaślepionymi pyszałkami zdolnymi czynić jedynie na swoją korzyść.
.

Re: Trakt Książęcy

27
- Strasznie łatwo i prędko się denerwujecie - odpowiedział Oeyan szeptem, w którym nagle zabrzmiała nowa, dosyć jadowita nuta. - A to źle o was świadczy jako o czarodzieju i doprawdy nie najlepiej wpływa na waszą wiarygod...

- ...Daherte! Hejże! Daherte! No głuchy, jak nic... Hej, mości kolego, mówi się! - Mężczyzna poczuł, jak ktoś go mocno szturcha w ramię. Oczywiście był to Emsi. A może Borpi, kto by ich tam odróżnił? - No, wreszcie! Rzeknij no, tylko szczerą prawdę. Masz ty co robić w tym Qerel? Nie marzy ci się aby przygoda, złoto, sława? Hę?

Czarodziej, któremu gnom bezczelnie przerwał wywód, teraz znowu milcząco patrzył na Dahertego spod uniesionych brwi. Wciąż jednak nie wrogo, raczej pobłażliwie. Ognisko zasyczało i sypnęło jasnymi iskrami, kiedy Virsfi dorzuciła do niego kilka połamanych, sosnowych gałązek. Przysypiający starzec poruszył się niespokojnie i zachrapał.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt Książęcy

28
Był niezmiernie wdzięczny Borpiemu, albo i Emsiemu, bowiem gdyby nie jego interwencja mógł ostatecznie wyrzucić z siebie złość i żal do czarodziejów. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że kieruje nim ktoś inny, że nie ma władzy nad sobą. Odetchnął jeszcze nim odpowiedział gnomowi.

- Miarkowałem, że i właśnie w Qerel czeka na mnie przygoda, złoto. Otóż dopiero na trakcie pojąłem jaki byłem naiwny. Jeśli składasz ofertę winno się w detalach ją przedstawić. Zatem o czym mówimy dokładnie? - Podczas powrotu do konsumowania udał mimowolne zainteresowanie się czymś za plecami Oeyana. Wycedził cicho: - Nie jestem czarodziejem.
.

Re: Trakt Książęcy

29
- No to chwała wszystkim bogom, że nie jesteś! - roześmiał się serdecznie czarodziej.

- Aaa tam, Qerel! Pies trącał Qerel, no nie, Borpi? My tu mamy zabawniejsze plany!
- Pewno! A z detalami już spieszymy. Słyszał żeś o zamku Wiwerna?
- Nie Wiwerna, tylko Mantikora, kretynie.
- Jedno licho! Niech ci będzie, Mantikora. Paskudne, rozlatujące się zamczysko w Górach Daugon, nieopodal Zaavral, no po prostu ruina, co to nawet zaczęli ją chłopi pomału rozbierać z budulca i trakt utwardzać, no po prostu rzekłbyś, że goblin z kulawą nogą nie ma tam po co zaglądać, chyba tylko...
- Eej, do rzeczy, bracie, bo nie brzmisz zachęcająco! Może lepiej ja to powiem... Otóż w zamku Mantikora...
- Przymknąłbyś ten paskudny pysk, Emsi, i dał się wypowiedzieć kulturalnie. Jak zacząłem mówić, zanim mój cudowny brat mi przerwał, pan na Mantikorze, nie pomnę tera jego nazwiska, za namową swojej ślicznej młodziutkiej małżonki gości tam właśnie nie byle kogo, bo samego Otta von Smallhauzena! Słyszał żeś na pewno o nim! - Faktycznie, Dahertemu obiły się o uszy plotki o ekscentrycznym magu, który narobił swego czasu strasznego zamieszania przy swoich nieudanych eksperymentach. Wyrzucono go z Uniwersytetu w Oros w atmosferze wielkiego skandalu.
- Pewnie, że słyszał, głuchy chyba nie jest... Każdy słyszał. No i ten cały Otto siedzi tam tera, w tej ruinie, co to bardziej już jej chyba nie zrujnuje i robi swoje badania. I ponoć odkrył coś. Coś, co warto zobaczyć. Coś, za czym idą sława, pieniądze i przygody. Tak w każdym razie twierdzą wszyscy, co tam ściągnęli z bliższej i dalszej okolicy. To chyba naprawdę jest... no wiesz. Coś.
- Także my, wraz z obecnym tu mądralą Oeyanem oraz mężną Virsfi i jej tatulkiem jedziemy do Zaavral, jako żeśmy uznali, iż taka okazja na zabawę nie może nas ominąć. Jedziesz z nami, przyjacielu?

Zanim Daherte zdążył się otrząsnąć po tej chaotycznej opowieści, przeplatanej sprzeczkami dwóch gnomów, usłyszał jeszcze czyjś głos. To stary Nokken, który przestał chrapać, uniósł wytatuowaną głowę całkiem przytomnie i rzekł:

- Nas, lud Uratai, nie ślepy los i nie żądza zysku prowadzi do Zaavral. Górski wiatr wieje wysoko i daleko, niesie wieści pod chmurami z dalekich stron. Górski wiatr mi powiedział, że pośród szczytów Daugon obudzono moc, której należy się przyjrzeć. Biały lód szeptał, że czas wyruszyć w drogę. Płomień krzyczał, żeby iść i nie zwlekać. Tedy idziemy.

Po tym wszystkim staruszek zapatrzył się w ogień i przystąpił do konsumpcji jednego z wysuszonych grzybków, które miał nawleczone na sznurek w formie osobliwego naszyjnika.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt Książęcy

30
Ciężko było by nie usłyszeć o takich skandalach obracając się w gronie parających się magią. Jego uszy nie raz nasyciły się plotkami, jak i faktami okalającymi te ówczesne wydarzenie. Oczywiście mógłby dać popis wiedzy, mniejszej lub większej w zależności od punktu widzenia, jednakże nie miał najmniejszej ochoty tego robić.

Domysły oscylujące obok tego "coś" zbliżały się do rozwiązania miarę upływu opowieści. Słowa starucha z północy, wysłuchiwane z lekkim przymrużeniem oka, nieco potwierdzały niejasne przypuszczenia. Prawdopodobnie mogło chodzić o demony bądź o coś z nimi związanego. Kto wie czy nawet nie o demoniczne wieże. Oby nie.

- Któż by nie chciał posmakować przygody, zwłaszcza nakrapianej złotem. Tylko sława przemija rychło. Propozycja niemal nie do odrzucenia dla kogoś mego pokroju. Jedno mnie tylko trapi. Do Gór Daugon szmat drogi. Ba, w cholerę drogi.
.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Królewska prowincja”