Trakt Książęcy

1
Trakt prowadzący od Saran Dun do Qerel. Jest to zwykła, ubita droga biegnąca częściowo przez las, a częściowo przez zaśnieżone pustkowia. Po drodze znajduje się jeden tylko zajazd, „Pod Złotym Porożem”, około pół dnia jazdy od stolicy Keronu, dalej podróżni zmuszeni są spać pod gołym niebem.
Zazwyczaj podróżują tędy karawany kupieckie, oddziały zbrojnych lub szlacheckie powozy, ale zdarza się, że i podróżna biedota wlecze się, jak zawsze, brudna i głodna.


Podróż nie trwała długo, ostatnie minuty jechał jednak Daherte w ciemności, a do tego pewien czas przez las. Wiązało się to zdecydowanie ze zwolnieniem prędkości podróży, koń mógł bowiem łatwo złamać nogę na jakimś wertepie, mimo, iż noc była jasna dzięki światłu księżyca. W końcu stanął na skraju zagajnika, a jego oczom ukazała się podświetlona przez pochodnie konstrukcja zajazdu.
Zimno przenikało jego ciało, a z ust i nosa wydobywały się kłęby pary. Ręce również zmarzły od podróży, wszak nieustannie wiał wiatr. Podróż do Qerel może być o wiele dłuższa i nieprzyjemna, niż się spodziewał. Ale decyzja została podjęta, a cofanie się było bez sensu. Bramy na pewno już zamknięto.
- Mówiłem, że aby czekać jakiegoś głupca, który wyjdzie z miasta po ciemku. Zawsze się taki znajdzie.
Głos wydobył się zza obszernego drzewa. Po chwili oczom podróżnika ukazał się rosły mężczyzna w płaszczu z kapturem. Przy boku nosił miecz. Daherte nie widział ani jego twarzy zbyt dokładnie, ani tego, co miał na sobie. Z drugiej strony, zza drugiego drzewa wyszło dwóch kolejnych, mniejszych, jeden miał miecz, a drugi łuk. Obaj z kapturami na głowach.
- Dobra, panie jeździec, dawajcie miecz, konia i sakwę, a puścimy cię wolno. Bandyckie słowo honoru, że krzywdy wam nie będzie. Do karczmy macie niedaleko, tedy śmierć z mrozu wam nie straszna. Byle bez gwałtownych ruchów, bo mój kompan jest dość nerwowy.
Bandyci powoli otoczyli mężczyznę.
Far over the Misty Mountains rise
Lead us standing upon the height
What was before we see once more
Is our kingdom a distant light

Fiery mountain beneath a moon
The words aren’t spoken, we’ll be there soon
For home a song that echoes on
And all who find us will know the tune

Re: Trakt Książęcy

2
Aż dziw bierze, iż nasamprzód o tym nie pomyślał. Każdy względnie normalny człowiek nie ruszyłby z miasta tuż przed zmierzchem. Obecnie było już stanowczo za późno na myślenie. Znalazł się przypuszczalnie w sytuacji bez wyjścia. Jakby tego mało każdy skrawek jego ciała dojmująco odczuwał mróz.
- Tylko nie to, panie łaskawy - gładko udał zlęknionego. Zatrzymał bezimiennego wierzchowca. Powoli szykował się do działania, lecz póki co mówił dalej: - Gdyby nie te przeklęte choróbsko pewno przenigdy nie spotkało by mnie to - podrapał się przy nosie, zaś chwilę później po potylicy. - Dajcie pokój. Musiałem czym prędzej domostwo opuścić, bowiem na calutką rodzinę by to ustrojstwo przeszło - nie przestawał się drapać, lecz z drugiej strony odgrywał niepozornie hardego. - Odejdźcie albo i was bogowie pokarają.
.

Re: Trakt Książęcy

3
Normalni ludzie nie są poszukiwani za morderstwo, przyszło mu chwilę później na myśl. Nawet za takie, którego nie dokonali. Poszukiwania szybko rozejdą się po całej stolicy, a w karczmie na trakcie nikt nie będzie szukał domniemanego zabójcy. Przynajmniej nocą. Następnego dnia może być wiele staj od miasta. O ile dożyje.
Dwóch z ludzi odsunęło się na krok, kiedy zobaczyli jak się drapie. Wydawało się, że złapali przynętę. Jedynie ten wysoki, zdaje się, że dowódca, był niewzruszony.
- Śmierdzi mi tu coś. Rodzina, którą stać na konia i uposażenie jednego ze swoich, na pewno miałaby i pieniądze na uzdrowiciela, względnie maga. A wyście musieli uciekać? Oj, nie pierdolcie mi tu, panie podróżny. Złaźcie grzecznie i bez nerwowych ruchów. Roni, pomóż mi.
Roni okazał się być łucznikiem. Wciągnął strzałę, napiął cięciwę i wymierzył w Dahertego.
- Pospiesz się, pókim dobry. Bo za chwile i tak wezmę sobie, co zechce.
Sytuacja wydawała się patowa.
Far over the Misty Mountains rise
Lead us standing upon the height
What was before we see once more
Is our kingdom a distant light

Fiery mountain beneath a moon
The words aren’t spoken, we’ll be there soon
For home a song that echoes on
And all who find us will know the tune

Re: Trakt Książęcy

4
Przeklął w myślach własną głupotę. Plan nie był doskonały. Pozostało tylko działać. Jednakże nie zaszkodziło wypróbować czegoś innego, albo raczej wspomóc się tym czymś w nierównej walce.
- Wierzchowiec oczywistym, iż nie mój. Porwałem go ze stajni karczmiennej - uśmiechnął się smutno. - Skoro jednak nalegacie - zsiadł posłusznie, aczkolwiek przerażająco ociągał się.
Dyskretnie wykonał gest tudzież wyszeptał formułę zaklęcia. Jednocześnie zważał na to by żaden z bandziorów nic nie dostrzegł. Mimo wszystko nie był pewny efektu. Sterylne sale doglądane przez biegłych czarodziejów w akademii to niemal odwrotność sytuacji, w której się znalazł.
.

Re: Trakt Książęcy

5
Zaklęcie faktycznie nie zostało wypowiedziane zbyt głośno, a towarzyszący wszystkiemu gest był niemal niewidoczny.
Łucznik wypuścił strzałę, która przeleciała tuż obok ucha Dahertego, kilka cali nad końskim grzbietem, a następnie wbiła się w drzewo obok osiłka.
- Co ty, kurwa, robisz? Resztki rozumu wyszczałeś z bimbrem? Kretyn!
- Nic nie zrobiłem! Ręka mi zdrętwiała, ruszać nią nie mogę! Kurwa, moja ręka!
Kiedy Daherte obejrzał się, mógł ujrzeć Roniego, które stał bezradnie z opuszczoną ręką. Przechylił się przy tym na prawą stronę, jakby kończyna miała mu ciążyła.
- Co ty pieprzysz?
- No spójrz!
- Niby na co?! Podnieś tą girę!
- No kiedy, kurwa, nie mogę!
Dwóch stojących obok siebie bandytów kłóciło się zaciekle, podczas gdy ich przywódca stał i słuchał ich. Napięcie rosło, jego gniew był niemal namacalny.
- Cholerni durnie, uspokójcie się w tej chwili!
Kłótnia zaczynała się rozkręcać.
Daherte chyba osiągnął zamierzany efekt.
Far over the Misty Mountains rise
Lead us standing upon the height
What was before we see once more
Is our kingdom a distant light

Fiery mountain beneath a moon
The words aren’t spoken, we’ll be there soon
For home a song that echoes on
And all who find us will know the tune

Re: Trakt Książęcy

6
Odsunął się imitując przerażenie. Ledwo powstrzymał się by nie wybuchnąć śmiechem, jednakże to oznaczało by fiasko.
Obserwując tak poczynania rzezimieszków uznał, że niezwykle zabawne okazało by się pogłębienie konfliktu. Nie zastawiając się długo postanowił ponowić formułę i gest tym razem mierząc w dolną kończynę drugiego zbója. Uprzednio przekonał się, że nikt na niego nie patrzy, a zwłaszcza herszt bandy.
.

Re: Trakt Książęcy

7
Rosły dowódca bandy popchnął swego łucznika, a ten postąpił kilka kroków w tył.
- Pokaż tą rękę!
Złapał go brutalnie i potrząsał, a kończyna bezwładnie latała we wszystkie strony.
- To pewnie od tej kurewskiej śliwowicy! Zabije Rogona za sprzedanie nam tego gówna!
Krzyczący to bandyta zachwiał się nagle, po czym runął i ziemie z łoskotem. Przez chwile wydawał z siebie dziwne jęki, po czym również krzyknął:
- KURWAAA!!!
Krzyk poniósł się echem po lesie. Przywódca był całkiem zdezorientowany. Kopnął go ze złości.
- Wstawaj! Wstawaj, słyszysz, gnoju?!
Nagle odwrócił się ku mężczyźnie. Daherte dobrze udawał zdezorientowanie, jednak herszt bandycki nie był takim półgłówkiem, jakby się mogło wydawać.
- To ty?! Co im zrobiłeś, zasrańcu?! Magia i sztuczki ci w głowie! Ja ci dam!
Sięgnął dłonią do miecza, obnażając jednoręczną broń. Tymczasem Daherte zmęczył się nieco dwoma rzuconymi zaklęciami, wszak nie był w pełni wytrenowanym magiem, a magia to nie przelewki.
Dowódca małej grupki znajdował się teraz jakieś pięć metrów od Dahartego, z wyciągniętą bronią i właśnie postawił pierwszym krok.
Far over the Misty Mountains rise
Lead us standing upon the height
What was before we see once more
Is our kingdom a distant light

Fiery mountain beneath a moon
The words aren’t spoken, we’ll be there soon
For home a song that echoes on
And all who find us will know the tune

Re: Trakt Książęcy

8
Teatralnie niemal wzruszył ramionami dokładając komiczną minę. Położył dłoń na rękojeści, drugą natomiast wzniósł ostentacyjnie, po czym westchnął. Doskonale zdawał sobie sprawę, że tym razem to on jest górą.
- Ostrzegałem. Póki co to tylko preludium. Opuść więc ostrze bowiem przeciw tejże magii jest zbyteczne. Jeden gest i przeistoczysz się w świnię - rzucił pytające spojrzenie. - Jako, że jestem łaskaw daruję wam tymże razem o ile nie będę zmuszony oglądać waszych parszywych gęb.
.

Re: Trakt Książęcy

9
Bandyta zawahał się chwilę, przystanął i spojrzał na Dahertego. Niestety, była to jedynie chwila, która minęła dość szybko.
- No, śmiało, przeistocz mnie w świnie, cwaniaku.
Zgubiło go to, że dookoła panowały ciemności, nawet rozjaśniający wszystko księżyc zniknął na chwilę za chmurami. Przywódca bandy potknął się o coś, może o wystający korzeń, może o kamień. Poleciał głową naprzód, tracąc równowagę. Jego kumple oniemiali patrzyli, co też się dzieje.
To mogła być dobra chwila. Dahetre śmiało sięgnąłby do miecza i raczej bez trudu pokonał trójkę rozbójników, którzy do niedawna byli górą.
Pytanie, czy tak właśnie zamierzał postąpić?
Far over the Misty Mountains rise
Lead us standing upon the height
What was before we see once more
Is our kingdom a distant light

Fiery mountain beneath a moon
The words aren’t spoken, we’ll be there soon
For home a song that echoes on
And all who find us will know the tune

Re: Trakt Książęcy

10
Przez dobrą chwilę miał ochotę dać bandytom solidną nauczkę. Już widział jak linczuje każdego z nich i skutecznie zawiesza ich karierę na dobry szmat czasu. Tym samym odpłaca się w imieniu ograbionych, niewinnych, zastraszanych może nawet okaleczonych ludzi.
Chociaż nieomalże było to absurdalne zrobiło mu się żal rabusiów. W każdej innej sytuacji rozprawiłby się z nimi tak, iż co najmniej kilka wiosen pamiętali by o tym. W najgorszym przypadku, popychany silnymi emocjami, mógłby nawet zabić. Póki co nigdy nie musiał. Póki co miał czyste sumienie.
- Na dziś dzień mam serdecznie dość - obnażył miecz, a chwilę później przyłożył sztych do szyi leżącego. Nie zerkał w tył, gdyż zagrożenie było nikłe. Jeśli już, usłyszałby. - Ku memu zdumieniu nadal nie straciłem cierpliwości. Dziw nad dziwy - sarkazm wartko wylewał się z ust. - Nie zmuszaj mnie więc do uczynienia czegoś... nikczemnego - zamyślił się. - Dawaj płaszcz i wynoś się - rozkazał z emfazą.
.

Re: Trakt Książęcy

11
Dwóch sparaliżowanych, jeden na ziemi z zimną stalą przy szyi. Niezły wynik.
Herszt bandy kiwał głową, nadzwyczaj kornie. Powoli odsunął się na około metr i zdjął płaszcz, ciskając go pod nogi Dahertego.
Teraz, kiedy blask księżyca oświetlał wprost jego twarz, mężczyzna mógł zobaczyć, że niedoszły oprawca jest mężczyzną w średnim wieku, łysym z siatką blizn na głowie. Oczy miał mętne, a kilkudniowy zarost nie dodawał mu uroku. Po oddaniu płaszcza odsunął się jeszcze parę metrów, po czym chwycił za leżący kilka metrów dalej, ale coś powstrzymało go przed atakiem. Ostatni raz rzucił okiem na towarzyszy i uciekł w las. I tyle było go widać.
Ten ze sparaliżowaną ręką wstał, nie robił jednak nic. Ten z unieruchomioną nogą leżał dalej. I to on przemówił. Dziwnie spokojnym głosem.
- Pozwól nam odejść. Nigdy więcej nas nie zobaczysz.
Co ciekawe, łuk był w zasięgu jego ręki, która wciąż była sprawna, nie sięgał jednak po niego. Po prostu trzymał rękę w pobliżu. Mimo wszystko nie miał zamiaru atakować. Chyba.
Wiatr wiał, zimno dokuczało. Trzeba podejmować decyzję i ruszać swoją drogą.
Far over the Misty Mountains rise
Lead us standing upon the height
What was before we see once more
Is our kingdom a distant light

Fiery mountain beneath a moon
The words aren’t spoken, we’ll be there soon
For home a song that echoes on
And all who find us will know the tune

Re: Trakt Książęcy

12
Przyodział płaszcz i poczuł, że właśnie tego mu było trzeba. Co prawda nie ogrzewał niczym podręczna kula ognia pod pachą, lecz był niezbędny przy myśleniu o dalszej podróży. Okrywszy się szczelnie zbliżył się do leżącego. Niemal komicznie przyjrzał mu się i prychnął lekko rozbawiony. Nie miał zamiaru ryzykować, dość ryzyka na dziś dzień, zatem podniósł jego łuk i bez wahania cisnął go w czeluści kniei.
- Jeśli po raz wtóry was tu ujrzę potraktuje wasze rzyci magicznym pociskiem.
Nieustannie mając na oku opryszków wskoczył na wierzchowca i kłusem ruszył w stronę świateł przybytku mając nadzieje na ciepłą strawę i miękkie łoże.
.

Re: Trakt Książęcy

13
Bandyci odetchnęli z ulgą, kiedy Daherte wsiadł na konia i odjechał. A co z ich objawami? Kiedy to wszystko minie. Cóż, oni tego nie wiedzieli.
Dalsza podróż przebiegła sprawnie i po dłuższej chwili mężczyzna podjechał pod budynek.
Z wewnątrz dobiegały przytłumione odgłosy śpiewanych piosenek. Po chwili do nozdrzy trafiał zapach pieczonego mięsa, gotowanej kapusty i grochu.
Obok zajazdu znajdowała się stajnia, przy której warte trzymał drzemiący w kożuchu chłopiec stajenny. Jego obowiązkiem było zerwanie się i usłużenie ewentualnemu przejezdnemu, ale widać uznał, że o tej porze nikt się nie trafi. Pomylił się.
Daherte czuł już ciepło bijące od budynku, paliło się tam niejedno ognisko w piecykach, było przyjemnie ciepło, smacznie i przytulnie. Nic, tylko wchodzić. Tylko ten smarkacz od koni mógłby wstać.
Far over the Misty Mountains rise
Lead us standing upon the height
What was before we see once more
Is our kingdom a distant light

Fiery mountain beneath a moon
The words aren’t spoken, we’ll be there soon
For home a song that echoes on
And all who find us will know the tune

Re: Trakt Książęcy

14
Zsiadł, już po raz ostatni tego dnia. Nader mocno zaciągnął się zapachem strawy delektując się jak eremita głodujący dobry tydzień. Żołądek skurczył się boleśnie, domagając się chociażby pajdki czerstwego chleba. Jego właściciel planował go zaskoczyć ogromem jadła różnorodnego, a przede wszystkim niecodziennie apetycznego. Jednym słowem zamierzał zaszaleć i roztrwonić większość szczupłego mieszka nie zważając na przyszłe dalekie bądź bliskie tego konsekwencje.
- Pobudka smarkaczu - stuknął młodego w czerep w oczywistym celu - bo cie ogołocą. Jeśli nie z gryfów to z czego innego. - Skinąwszy na swojego kasztana, wychodząc z założenia, iż młodzik jest choć odrobinę domyślny, ruszył do zajazdu z planami usadowienia się jak najbliżej paleniska.
.

Re: Trakt Książęcy

15
Dzieciak zerwał się, jakby oblano go zimną wodą, spojrzał mętnym wzrokiem na mężczyznę, po czym ukłonił się, podbiegł do konia i zaprowadził go do stajni.
Daherte skierował się do wejścia. Gwary przybierał na sile, niczym w ulu, ciepło było coraz bliższe, a zapachy coraz wyraźniejsze.
Nareszcie.


Zajazd "Pod złotym porożem"
Far over the Misty Mountains rise
Lead us standing upon the height
What was before we see once more
Is our kingdom a distant light

Fiery mountain beneath a moon
The words aren’t spoken, we’ll be there soon
For home a song that echoes on
And all who find us will know the tune
ODPOWIEDZ

Wróć do „Królewska prowincja”