Obóz wojsk zakonnych - na północny zachód od Białego Fortu

1
84 roku trzeciej ery sytuacja na Heshui doszło do przełamania frontu wojennego z inicjatywy demonów. Te, po utworzeniu administracji na północy, zaczęły tworzyć armię złożona w większości z ludzkich najemników, kultystów i niewolników. Przez atak Goblinów na południu armia Królestwa Keronu została uszczuplona, a nasz Zakon nie potrafił samotnie powstrzymać nacierającej fali. Wielu dobrych braci wtedy zginęło. Niech ziemia im lekką będzie. Ich śmierć nie poszła na marne!

By nie dopuścić do oblężenia Białego Fortu, nasze wojska rozpoczęły budowę obozu, które wedle naszych założeń, miało być miejscem bitwy pomiędzy naszymi siłami a armią wroga. Dość szybko zbudowano wytrzymałe, drewniane mury chronione przez Święte Błogosławieństwa z Almanachu i tradycyjne wilcze doły. Nie mogliśmy wybudować fosy, niestety.

Obecnie w obozie stacjonuje trzystu kerońskich rycerzy, każdy z trzema/czterema pocztowymi, 20 braci zakonnych, każdy z oddziałem liczącym 10 zawodowych żołnierzy i 200 pół-braci rycerzy z pocztem. Do tego dochodzi kilka kompanii najemniczych, głównie krasnoludzkich. Boli mnie, iż musimy korzystać z pomocy istot tak nieczystych. Jednakże, lepsze to, niż Elfy!

Jeśli chodzi o wygląd obozu - jest on okręgiem położonym na wzgórzu. Okoliczne lasy zostały dość szybko wycięte dzięki pomocy okolicznych chłopów. W centrum znajduje się drewniana wieża, która służy za centrum operacyjne. Siedzi w niej cały czas Marszałek Wuterbring, który jest również członkiem Kapituły Zakonu Sakira i wielebnym komturem Królewskiej Prowincji.

Wieżę otaczają namioty najznamienitszych rycerzy, braci zakonnych i najemników. Do tego dochodzi, jak to w normalnym obozie, mały rynek, na którym swoje usługi oferują garncarze, płatnerze, kowale, browarnicy i zwykłe kurwy. Poza obozem, to jest pod murami, obozuje ogromna ilość chłopów i pojedynczych najemników, którzy zebrali się w kupę. Nie mogłem tego dokładnie zliczyć, gdyż chmara jest to ogromna. Podejrzewam, iż pójdą na pierwszą linię. Już dziś widziałem kilku rycerzy, którzy co bardziej rosłych czy elokwentnych kmiotków pasowało na rycerzy. Był to widoczny znak, iż wojska demonów i heretyków są blisko. Do tego doszło kilka stosików, gdzie spopielono jakieś rude kurwy. Rude i leworęczne! Księga mówi wyraźnie, iż te najbardziej są łase na zakusy sukkubów. Prawdopodobnie były agentami wroga. Nasze spostrzeżenia były o tyle trafniejsze, iż wzywały imię Lorda Sakira na daremno!

Postawiliśmy kilka baszt i rozłożyliśmy balisty. Do tego doszła danina tych czarowników z Oros. Armata strzelająca płonącymi pociskami. Nasi kapłani sprawdzili ją - nie była skażona demoniczną magią. To jeden z pierwszych razy, gdy Ci heretycy wreszcie uznali naszą wyższość. Może jest to znak, iż wreszcie zaczną się nawracać? Wielebny inkwizytor Albrecht rzekł niedawno, iż jest na to szansa, gdyż Oros słabnie!

Demony mają zaatakować w ciągu kilku, góra kilkunastu dni. Jestem pewien, iż nam się uda. Niech Lord Sakir ma nas w swojej opiece.

Podpisane: Kronikarz Albert

Re: Obóz wojsk zakonnych - na północny zachód od Białego For

2
Aberyt
Wieś była zdobyta. Dzięki brawurowej szarży, która wynikła z twej inicjatywy, oddział demonów został rozbity, a wieś oczyszczona z potencjalnego splugawienia. To było kolejne zwycięstwo oddziału, którego byłeś członkiem, a twoje imię zdobyło godziwą reputację wśród najemników.

Dziewka na początku starała się wyrywać, gdy chwyciłeś ją za włosy, aczkolwiek po klapsie w twarz, wymierzonym z stalowej rękawicy uspokoiła się i zaczęła być potulna. Jej oczy były puste, aczkolwiek niespecjalnie Cię to interesowało. W końcu dzięki twojej brawurowej akcji wieś nie wpadła w ręce wroga i tylko kilkadziesiąt osób spłonęło na stosie! Nie martwiłeś się jednak jej zachowaniem - dziewki zazwyczaj były tępe i nie rozumiały takich rzeczy.

Jednakże w trakcie wiadomej czynności przerwano Ci. Do stajni, w której zadowalałeś się swoja wybranką wbiegł posłaniec - rosły facet w płatach typu visby. Nie zdziwił specjalnie tym, co robiłeś i rzekł swoim grubym głosem:
- Aberycie lord wuterbring wzywa Cię niezwłocznie do swych komnat. - słowo niezwłocznie zostało celowo zaakcentowane, a wzrok rycerza spadł twardo na twą sterczącą męskość. No cóż, służba nie drużba, co?

Łowczy Kur
- Kolejne wspaniałe zwycięstwo, Albrechcie! - krzyknął twój czarownik, Riodel klepiąc Cię po plecach. Walczyliście w lesie nieopodal płonącej wioski. Ty i twój oddział rozgromiliście bandę heretyków dowodzoną przez rosłego demona, który klękał teraz przed tobą na kolanach.

Piękne rozpoczęcie egzekucji. Wszyscy twoi towarzysze waszym zwyczajem obszczali ogromnego demona. No cóż, jaka kompania taka kultura. Rogaty łeb spoczął na pieńku. Już bez hełmu oparłeś się ciężko o swoją broń i starym, szlacheckim zwyczajem patrzyłeś się w oczy pokonanemu przeciwnikowi.

Twoje rozmarzenie przerwał posłaniec. Przypatrzyłeś mu się dokładnie. Nie był kmiotkiem. Można było z nim normalnie pogadać. Podszedł do Ciebie w zakonnej broni i uścisnął po rycersku, chwytając dłonią twój nadgarstek. Odsłonił zasłonę hełmu i ukazał Ci się twój dawny towarzysz z czasów młodości, Stefan. Zmierzyliście się przeciwko sobie w finale Turnieju w Nowym Hollar. Równy gość. A jak widać obecnie - pół-brat zakonny!
- Świetna robota Albrechcie. Wielebny Wuterbring wzywa Cię na audiencję. Kmiotki mówią, że chodzi o zwiększenie żołdu i kolejną misję. Może dołączyłbyś do naszego Zakonu? Przydałby się ktoś taki - uśmiechnął się delikatnie i popatrzył z wyższością na klęczącego demona.

Re: Obóz wojsk zakonnych - na północny zachód od Białego For

3
Na mej nieco zmęczone twarzy zagościł szeroki uśmiech, nie wiem czy ze względu na spotkanie z dawnym kompanem, czy pogłoski o zwiększeniu żołdu. Chociaż, gdybym za każdą taką plotkę rozsiewaną przez prostaczków dostawał i ćwierć gryfa...

- Witaj Stefanie! Góra z górą się nie zejdzie... Widzę stara miłość nie rdzewieje, służba w Zakonie stanowiła zawsze twe marzenie, o ile dobrze pamiętam. Ile to już lat minęło od tego sławetnego turnieju? Pięć, siedem?

Co do chwalebnego Zakonu, to nie na mój charakter. Wolę bić się na własną rękę, odpowiadając jedynie "przed Bogiem i Historią" jak to pewien słynny mąż mówił, nie pamiętam nazwiska. Co nie zmienia faktu że taka nieformalna propozycja była dla mnie zaszczytem.


Rzekłem, leciutko pochylając głowę. Nie bylem zbyt zadowolony z tej nawet nieoficjalnej oferty, lecz nie dałem tego po sobie pokazać. Ręką machnąłem w stronę demona, dając tym znać mym żołnierzom, iż jego żywot dobiegł końca. Zwróciwszy się ponownie do Stefana rzekłem.

- A teraz prowadź mnie do Wielebnego, czas dowiedzieć się po co mnie wzywają tuż po bitwie.
Nie otwierać, pełno materiałów heretycich
Spoiler:
Obrazek

Re: Obóz wojsk zakonnych - na północny zachód od Białego For

4
Sobie wybrał moment mości lord... Teraz kiedy po całym dniu planowania i rzezi miałem zaznać odrobiny zasłużonej przyjemności. Cóż, przysięgałem.

-Idę, idę, daj mi chwilkę. Nie mogę przecież wejść do niego w takim stanie, wiesz co mam na myśli.

Odwróciłem się w stronę żołnierzy walczących u mego boku w dzisiejszej potyczce. Każdemu z osobna spojrzałem w oczy i powiedziałem:

-Niech któryś tknie moją nagrodę choćby patykiem, to przysięgam że wbiję wam topór w łeb tak głęboko iż będą musieli was z nim pochować. Liczę że się zrozumieliśmy.

Posłałem im wymuszony uśmiech i spojrzałem na posłańca.

-Idę. Dopilnuję by lord wynagrodził Cię za wykonanie zadania bez względu na hmm... sytuację.

Poprawiłem pas, wciągnąłem brzuch, ochlapałem się wodą wycierając twarz w kawałek znaleźnego materiału i wyszedłem ze stajni. -Prowadź! Powiedziałem do posłańca i poszedłem za nim

Re: Obóz wojsk zakonnych - na północny zachód od Białego For

5
Aberyt
Posłaniec uśmiechnął się do Ciebie delikatnie. Doskonale wiedział co masz na myśli i rozumiał Cię w pełni. W końcu... Nic nie wkurwia bardziej. Nagroda po ciężkiej bitwie jest jak najbardziej zasłużona. Przerywanie jej wręczenia jest co najmniej... nieodpowiednie.

Żołnierze się po sobie, coś pomruczeli ale przytaknęli. Nikt nie chciał denerwować dowódcy sławetnej szarży. Ktoś mruknął, iż zabiorą ją do obozu, do twego namiotu. Dobry żołnierz to posłuszny żołnierz pomyślałeś, myśląc o sobie jak i o nich.

Łowczy Kur
Kilka włóczni i mieczy przeszyło demona. Ten stawiał opory, ale szans nie miał żadnych. Lekko zaskowyczał, ktoś go obsrał i w twoim ręku znalazł się jego większy róg. Zasada w każdej kompanii jest prosta - najlepsze trofeum dostaje dowódca.

-Twój indywidualizm zawsze mnie inspirował, Albrechcie! - rzekł Stefan z pogodną miną nie zauważając delikatnego aktorstwa - Po nadchodzącej batalii jeszcze Cię namówię, zobaczysz! Lord Sakir ceni sobie takich jak Ty czy ja! Ale nieważne, teraz w drogę!

Obydwaj
Do komnat Komtura trafiliście niemalże w tym samym momencie. Zdobycz Aberyta została w jego namiocie, a towarzysze Albrechta wrócili na swój mały placyk. Generalnie, wszystko szło normalnie, przepisowo.

Stanęliście przed obliczem komtura i marszałka wojsk Wuterbringa. Legendy o nim były prawdziwe - był to chłop na prawdę ogromny, zdolny swym ostrzem przepołowić rosłego, orkowego rumaka. Widać było jednak już wiek - oczy jego były podkrążone, a włosy na głowie już przerzedziły. Popatrzył na was dwóch, a wy mimowolnie cofnęliście wzrok. Dziwnie się patrzy na człowieka niewidomego. Zawsze.

- Obydwaj w ostatnich misjach się świetnie spisaliście - jak widać, facet miał w dupie ceregiele i od razu zaczynał od konkretów - Do tego wcześniej byliście chętnie do dodatkowego zadania. Wybrałem was dwóch z ponad setki chętnych. Aberyt zaimponował mi swoją bezwzględnością, a Albrecht strategią. Zadanie jest w teorii proste, w praktyce kurewsko niewykonalne. Wy dwaj będziecie dowodzić niewielkim oddziałem. Cel? Zniszczycie most pontonowy na Śnieżce. Demony będą u nas lada chwila. Zaatakują nas, to wie każdy. Lecz my tą bitwę wygramy dzięki Wiedzy. I musimy im odciąć drogę ucieczki i wsparcia. Wchodzicie w to czy swędzą was cipy? - no cóż, dobry dowódca to taki, który całe życie był żołnierzem. Język mówił sam za siebie...

Re: Obóz wojsk zakonnych - na północny zachód od Białego For

6
Cóż, typowy dowódca - prostaczek, próbujący trywialnością zjednać sobie głupawych żołnierzyków. Nie przepadam za takimi ludźmi, zawsze muszą grać pierwsze skrzypce i pomijają wiele ważnych aspektów, takich jak lekki dystans głównodowodzącego od jego ludzi. Żołnierz musi znać swe miejsce, bo inaczej jeszcze zachce mu się... spoufalać. Gadek z dowódcą na głupie tematy. O kobietach. Jeszcze trochę a taki tępak zacznie ci udzielać rad. Fuj.

Kiwnąłem jedynie na przywitanie temu drugiemu wojownikowi i rozpoczął wyliczanie warunków współpracy.

- Na początek kilka kwestii. Trudne zadanie? Rozumiem, więc cena musi też być adekwatna, nie będę narażać siebie i moich podkomendnych. Co najmniej 2000 gryfów dla mnie i mojego oddziału do podziału, oraz odpowiednia część udziału w ewentualnych łupach. Moje usługi są dobre, lecz niezbyt tanie. Mam nadzieję iż kapituła zaopatrzyła was w solidny mieszek na pokrycie wydatków.

Druga sprawa, nie zamierzam udawać się na samobójczą misję bez szans powodzenia. Proszę więc o przydzielenie kilku naprawdę dobrych zwiadowców znających się na fachu. Oraz o pełną swobodę działania z oddziałem, nie życzę sobie żadnych sugestii z zewnątrz oraz krytyki moich metod.

Trzecia, proszę o pełen stan oddziału który zostanie nam przydzielony, mapy okolicy oraz potem przewodnika. Nie zapomnijcie też o zaopatrzeniu. Tyle, jestem gotów do dalszej rozmowy w razie niejasności.


Założywszy ręce, czekałem na dalsze reakcje Wuterbringa.
Nie otwierać, pełno materiałów heretycich
Spoiler:
Obrazek

Re: Obóz wojsk zakonnych - na północny zachód od Białego For

7
Spokojnie wysłuchałem tego co lord ma do powiedzenia. Uśmiechnąłem się kiedy wspomniał o bezwzględności. Dobrze mówi, Aberyt wiedział że należy dostosowywać język do tego z kim się rozmawia. Fakt, iż ma przed sobą dwoje nieco wyższych rangą żołnierzy nie znaczy że ma mówić salonowymi frazesami. Znał się widać na dowodzeniu.

-Jak już stawiamy żądania, chciałbym zabrać ze sobą własnych ludzi, przydałby się też koń który niósłby zaopatrzenie, dlatego potrzebny minimum jeden więcej. Przed wyruszeniem, chciałbym wrócić do wioski, nie załatwiłem tam jeszcze wszystkich spraw.

Może warto wziąć by jakiegoś wieśniaka na przynętę? Nie wiemy w jakiej będziemy sytuacji, a to może nam uratować życie... hmm...

-Rozumiem że wszystko musi być wykonane po cichu. Co do wynagrodzenia... Co znajdę to moje, po wykonaniu misji tyle złota żebym mógł pić do końca życia.

Oczywiście znając wojskowe wynagrodzenia, będzie mu starczyło ledwie na tydzień, ale no cóż... Takie realia.

Spojrzałem na przyszłego towarzysza broni. Dobrze zbudowany chłop choć z buźki widać, że kiedyś paniczyk. Cóż, jak umie machać mieczem to nic mu to nie ujmuje, lepiej by było gdybyśmy szli osobno, większe powodzenie misji, ale damy radę, nie takie oddziały już komponowano.

Re: Obóz wojsk zakonnych - na północny zachód od Białego For

8
Wuterbring uśmiechnął się niemal niewidocznie pod nosem. Nie pierwszy raz miał przed sobą twardych facetów, którzy wiedzieli czego chcą. Aczkolwiek zawsze mu się to podobało. Lubił wojskowych. Po prostu lubił.
- O wynagrodzenie się nie martwcie. Będzie sowite. A własnych ludzi nie będziecie brać. Nie nadają się. Dam wam sześciu żołnierzy. Większy oddział byłby zanadto widoczny. Każdy z nich jest obdarzony odpowiednimi do misji umiejętnościami.

Jeśli chodzi o przynętę... Bo na pewno o niej nie zapomnieliście... Na początek wyruszycie na wschód z karawaną najemników, która ma dostarczyć zaopatrzenie do jednego z naszych przyczółków. Oczywiście agenci wroga wiedzą o tym i zaatakują ją. W trakcie walki odłączycie się od karawany i wyruszycie do naszego celu. Gdy już zniszczycie most pontonowy, nie wiem jak, będziecie się musieli ukryć bądź wycofać. Generalnie rzecz ujmując przeżyć.

Nie możecie rozmawiać z NIKIM na temat naszej misji. Agenci wroga są wszędzie. Rozpowszechnianie tych informacji będzie równoznaczne z zdradą. Ten rodzaj niesubordynacji kończy się śmiercią. Dla was długą i bolesną. Rozumiemy się?

W waszej drużynie będzie czarodziej-telekinetyk, zakonny inżynier, łowca z Białego Fortu, którego Sakir obdarzył fenomenalnym słuchem, rycerz, który złożył śluby, kusznik z Białych Kruków, który zna się również na składaniu ludzi i kapłan-wojownik.

Jakieś pytania? Wyruszycie jutro o świcie. Karawana i wasi towarzysze będą czekać przy wschodniej bramie. Zaopatrzenia dużego nie będziecie potrzebować, gdyż nie jest to jakaś długa podróż, po jednym koniu wystarczy.


Ostatnie słowa brzmiały trochę jak koniec odprawy. No cóż... Co zamierzacie robić w oczekiwaniu na misję?

//Możecie sobie coś porobić, ew. mogę od razu zrobić świt przy bramie.
Aberyt ta wieśniaczka jest w twoim namiocie, w środku obozu, nie we wsi. I weź proszę zmień kolor czcionki.

Re: Obóz wojsk zakonnych - na północny zachód od Białego For

9
- A więc, niech tak będzie. Idę wydać rozporządzenia moim ludziom.

Skłoniłem się lekko i szurając butami wycofałem się za drzwi. Tam czekałem aż pojawi się ten drugi wojownik. W końcu, muszę wiedzieć z kim mam do czynienia... Gdy tylko opuścił on salę, zagadałem do niego.

- Jestem Albrecht von Hackfleish - powiedziałem podając mu rękę - wygląda na to że będziemy musieli ze sobą współpracować w niezłym gównie. Ta misja to rzeczywiście samobójstwo, najważniejsze jednak aby dobrze za to zapłacił. Skoro nie wyraził sprzeciwu na te dwa tysiące gryfów nagrody... Obłowimy się co nieco.

Mam tylko nadzieję iż Twoja, hmmm, "bezwzględność" nie okaże się zgubą dla naszej wyprawy. Nie możemy sobie pozwolić na przyjemności podczas tej misji. No, oraz mógłbyś sobie załatwić lepszy pancerz, z tym kaftanikiem niewiele wskórasz w walce z demonami. Dobra kolczuga nie raz i nie dwa może uratować życie.

W rozmowie nieco ukryłem fakt, iż ten osobnik wyglądał przynajmniej jak dezerter z armii. Zachowanie miał pewnie też podobne do takiego osobnika. Najważniejsze, aby rzeczywiście okazał się dobrym wsparciem dla misji. Dam mu szansę się wykazać...
Nie otwierać, pełno materiałów heretycich
Spoiler:
Obrazek

Re: Obóz wojsk zakonnych - na północny zachód od Białego For

10
W takim razie do zobaczenia niebawem. Posłałem lordowi wcale nie wymuszony uśmiech, jestem zadowolony z przebiegu rozmowy. Za drzwiami czekał na mnie towarzysz. Zasypał mnie gradem słów.
O mnie się nie martw, choć może kolczuga w istocie jest niezłym pomysłem. Gdzie ja znajdę taką z godłem żeby się przyzwyczaić? No nic, poszukam.
Wyszedłem i powoli skierowałem się ku swojemu namiotowi. Żołnierzowi przed namiotem krótkim skinieniem głowy podziękowałem za strzeżenie mojego nabytku po czym zaopiekowałem się nim w należyty sposób. Po wszystkim oddałem go żołnierzom, niech też mają nieco rozrywki, nie ograniczałem ich również w wyborze kobiet z wioski, niech robią co chcą, zasłużyli, ci wieśniacy i tak nie przedstawiają wartości. Nie umieją władać bronią, a skoro były tu demony to pewnie ziemia też nie obrodzi bogato. Po co więc królestwu utrzymywanie takiej wsi? Żołnierze się zabawią, może któryś w pijackiej ekstazie podpali to szkaradne zbiorowisko chat. Będziemy mieli święty spokój.

Podszedłem do mojego stołu, nalałem sobie wina z wojskowego bukłaka i spojrzałem na książkę którą postawił tu jeden z moich ludzi. Otwarłem ją na losowej stronie i spostrzegłem zdjęcie dumnego, patrzącego w dal elfa z łukiem w ręku. Parszywe stworzenie. Taki wyrafinowany, taki piękny, dumny ze swojej siły. Phi! Nie ma pojęcia o sile podobnie jak reszta tej leśnej zbieraniny. Siła tkwi w dyscyplinie, morale i ludzkiej szeroko pojętej odporności. Jesteśmy rasą idealną, czy jest jakaś inna która wytrzymuje w tak odmiennych środowiskach? Która tak szeroko rozwinęła swoje wpływy? Chyba że demony... Znów wracam myślami do misji którą nam powierzyli. Mi i temu drugiemu. Może nie jest tak źle, wydaje się że wie co robi.

Kurt?! Kurt ty stary, popaprany dziadzi, zaszczycisz mnie swoją obecnością?! wrzasnąłem przez rozchylone poły namiotu.

Po chwili pojawił się mężczyzna w sile wieku, blisko przecie pięćdziesiątki. Wciąż jednak silny i pełen wigoru.

Czego chcesz Aberyt?

Jutro wyjeżdżam, długo mnie nie będzie. Rozkaz z samej góry, pod moją nieobecność dostarcz rozrywki chłopakom. Poślijcie kilka tych czarnych skurczybyków z powrotem przez Bramy, jak wrócę to mi się ładnie z tego wyspowiadasz.

Mężczyzna spojrzał na mnie badawczo, nie trwało to jednak długo, sięgnął po mój bukłak i wyszedł nawet się nie żegnając. Typowy najemnik, chamski, obsceniczny i genialny w swojej prostocie. Jestem spokojny powierzając mu swoich ludzi.

No nic, czas spać. Położyłem się, i nawet nie poczułem kiedy zmorzył mnie sen.

//Wybacz kefirze, będę pogrubiał po prostu.

Re: Obóz wojsk zakonnych - na północny zachód od Białego For

11
Aberyt Dziewka była... dziwna. Na początku się opierała, oberwałeś otwartą dłonią w twarz, jednakże po chwili przestała walczyć. Nie miała szans wyrwać się o wiele silniejszemu weteranowi. No cóż, taki los ładnych chłopek. Pod koniec wydawało Ci się nawet, że jej się to podoba, ale cóż, ty skończyłeś a ona rozkoszy nie dostała. Prosty żołnierz nie umie zadowolić kobiety.
Potem była grzeczniejsza. Nawet polała Ci wina. Widać była sprytniejsza, niż z początku myślałeś. Wiadomym jest, iż jak jest się w jasyrze, to lepiej być grzecznym. W końcu można nawet na tym skorzystać bądź... zdobyć nowe życie!

Twoje słowa ją wyraźnie przeraziły. Myślała, że będzie usługiwać tylko Tobie. Próbowała wyrywać się żołdakom, lecz dostała kilka plasków po dupie i znów przestała. Przez chwile zrobiło Ci się jej nawet szkoda, lecz gdy spostrzegłeś jej wyraz twarzy znów się zdenerwowałeś. Miała puste, zrezygnowane oczy. Prawdziwy żołnierz, Człowiek, członek najmężniejszej rasy w Herbii nie powinien się tak po prostu poddawać. A wieśniaki nie znały poczucia dumy i pozbawione były instynktu przetrwania. Uśmiechnąłeś się pod nosem i poszedłeś spać.
Obydwaj Przypadkiem spotkaliście się niedaleko fortowego rynku. Albrecht patrzył na bełty, a Aberyt szedł na umówione miejsce, w którym mieliście spotkać swoich ludzi i karawanę. Przywitaliście się po żołniersku i ruszyliście do miejsca przeznaczenia.

Obóz był spory, więc dotarliście tam dopiero po kilku minutach. Na miejscu przywitała was wasza kompania. Bardzo różnorodna. Tak jak wynikało z lakonicznego odpisu Wutrerbringa. Nie zdziwiło was przynajmniej, iż wszyscy byli ludźmi. Zakon Sakira nie ufał nieludziom. Aberyt uśmiechnął się pod nosem.

Oczywistym jest i waszą uwagę przykuł głównie czarodziej. A raczej czarodziejka. Wielce atrakcyjna dama, choć niezbyt okazałego wzrostu. Sara, a tak miała na imię, charakteryzowała się również ładnymi, zielonymi oczyma i dość sporymi cyckami. Nie jakimiś ogromnymi oczywiście, aczkolwiek takimi coby je można było złapać dłonią i nie zakryć. Zmierzyła was wzrokiem i się lekko uśmiechnęła. Coś wam mówiło, iż była silnym charakterem.

Najciekawszą osobą był definitywnie kapłan. Albrechtowi przemknęło przez głowę, iż Morin był archetypem paladyn. Siwa broda, zbroja płytowa, spory młot trzymany w prawym ręku, a w lewym Księga. Spojrzenie posępne, a biceps jak wasza głowa. Od faceta coś emanowało. Przemknęło wam przez głowę iż zapewne to działanie jego magii. Poczuliście się pewnie posiadając takiego sojusznika. Gdyż raczej podwładnym nazwać og nie można.

Inżynier ubrany był w zwykły, zakonny mundur. To, co go wyróżniało był jego pas, przy którym było przepasanych kilkanaście (!) małych kusz z jakimiś runami i kilka różnych mieszków wypełnionych nieznanymi wam substancjami. Do tego dochodziła duża beczka przepasana przez plecy. Facet również był potężnie umięśniony. Drgała mu trochę ręka. Albrecht jako człowiek wykształcony spostrzegł, iż jest to lekka nerwica. Inżynier, a raczej saper, zwał się... Albrecht. Śmiesznie.

Jeśli kapłan miał silną rękę, to łowca miał ją na prawdę ogromną. A dokładnie prawą. Był ubrany w zwykły zakonny mundur, w ręku trzymał długi, cisowy łuk. Wasze sprawne oczy spostrzegły, iż ma prawdopodobnie naciąg 80 kilowy. Facet pewnie rozwalał nim co większe demony. Wydawał się osobą pogodną. Przedstawił się imieniem Francis. Pewno z ujścia.

Rycerz był zakuty w pancerz typołowy płatowy. Ogniwo pomiędzy wytrzymałością płyty a wschodnią mobilnością. W lewym ręku dzierżył jeździecką pawęż, a w prawej nadziak. Jego twarz przykrywał typowy klappenvisier. Nie powiedział nic. Ani też się nie przedstawił.

Ostatni był kusznik. Wyglądał jak typowy najemnik. Części pancerza pochodziły prawdopodobnie z całej Herbii. W ręku miał potężną kuszę, a na plecach ogromną pawęż. Przy pasie za to miał różne igły i mieszki. Wydawał się najbardziej zwyczajny z całego towarzystwa. Przywitał się po rycersku, a wejrzenie miał słuszne. Na imię mu było Sławomir.

Po chwili rozmów ruszyliście do waszej karawany. Liczyła ona tak na oko pięćdziesięciu żołnierzy, głównie krasnoludzkich najemników. Było też trochę ludzi i dwóch ogromnych orków. Dziwny widok, doprawdy. Czekały tam również wasze konie. Przywitał was serdecznie dowódca - krasnolud o imieniu Magni. Wejrzenie miał bardzo miłe, a łapę twardą jak skała.

Zaczęliście podróż. Byliście w środku karawany. Wozy jechały dwójkami, a na każdym stał krasnolud z naładowaną kuszą. Na każdym pojeździe do tego było sporo beczek i naładowanych hakownic. No cóż, droga była niebezpieczna...



* No cóż, macie czas na gadanie. Ja potem wam odpiszę, zrobię nowy temat etc
Ostatnio zmieniony 05 sie 2014, 16:12 przez Mroczny Kefir, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Obóz wojsk zakonnych - na północny zachód od Białego For

12
Rozejrzałem się po kompanach. Lekko żałowałem, że oni wszyscy zapewne zginą, zastanawiało mnie również czy nie dziwi ich obecność kilku uzbrojonych po zęby królewskich chempionów. Hmmm...

Spojrzałem na przywódcę krasnolódów, ze wszystkich innych ras w królestwie poza ludźmi akceptuję tylko krasnoludy.

Masz piwa brodaczu?!- uśmiechnąłem się do niego przyjaźnie, wyjąłem z juków fajkę i ją nabiłem. Podałem mu ją z zachęcającym spojrzeniem. Zaraz po tym spojrzałem na Albrechta:
Napijesz się z nami? Wcisnąłem mu w rękę drewniany kufel wyjęty z jednego z wozów.

Pomyślałem że skoro mamy razem ryzykować skórę, warto byłoby mieć za plecami kogoś przyjaznego, tym bardziej że mimo powagi wydaje się być towarzyski. To przecie mój rówieśnik.

Może chociaż ten krasnolud wybrałby się z nami, ma krzepę, wydaje się być myślący i lubi się śmiać. Toż to doskonały kompan, a i piwa nie skąpi! Najemnik! No nic, będę go osłaniał w razie ataku demonów, może się wzajemnie odratujemy.

Re: Obóz wojsk zakonnych - na północny zachód od Białego For

13
Nie powiem, nieco dziwne zachowanie towarzysza. Podszedł do nieznajomego mu krasnoluda, wziął piwo i już? Nie zagadawszy do tych konkretnych towarzyszy z którymi wspólnie muszą załatwić ten most? Ja nie zamierzam popełnić tego faux pas.

- Wybacz, panie żołnierzu, jestem zmuszony odmówić tej hojnej propozycji. Pozwolisz iż zajmę się naszymi nowymi kompanami. Także więc... do tymczasem!

Aktualnie moją uwagę przykuwały dwie ciekawe wypukłości u tej niziutkiej czarodziejki. Właścicielka takich dorodnych walorów nie może być złą osobą. No i na pewno musi być inteligentna. Rozmowa na poziomie, oto czego mi trzeba! Może nawet po rozmowie będziemy oboje poziomo leżeć w namiocie... Kto wie. A, raz się żyje. Idę!

Tak więc podszedłem do tej wcale przyjemnej magiczki. Po drodze zsunąłem z dłoni rękawice, które zgrabnie zasadziłem za pasem, nie wypada w końcu rozmawiać z damą będąc w rękawicach. Podobnie zrobiłem z czepcem kolczym, opuszczając go w całości na szyję. Wytarłem też lekko spocone ręce w tabard. Gdy tylko byłem w jej pobliżu, powiedziałem

- Witaj, pani, pozwolisz iż będę ci mówił po Twoim imieniu? Ciężko byłoby mi się przemóc, abym do młodej i pięknej kobiety zwracał się jak do dostojnej matrony. Pozwolisz że się przedstawię,

Tu delikatnie ująłem jej dłoń(nienatarczywie, dając możliwość jej zabrania przez ową damę), składając na jej ładnych paluszkach szlachecki pocałunek.

- Albrecht von Hackfleish. Widzę, iż razem będziemy musieli brnąć w te, hmm, ekskrementy. Chciałbym się Ciebie spytać, Saro, w jakiej dziedzinie magii się specjalizujesz. Moim zdaniem ,to dość ważna kwestia abyśmy poznali nawzajem wszystkie swe umiejętności.

Rzekłem i swobodnie stojąc czekałem na odpowiedź czarodziejki.
Nie otwierać, pełno materiałów heretycich
Spoiler:
Obrazek

Re: Obóz wojsk zakonnych - na północny zachód od Białego For

14
Łowczy Kur
Sara uśmiechnęło się miło i ciepło. Nie wydawała się wywyższającą nazbyt czarodziejką. Dała ucałować swoją dłonie, co sądząc po wyrazie twarzy - było jej miłe. Do tego miły i obyty w słowach towarzysz był jej na pewno miły. Ile można gadać i pieprzyć się z prostakami?
- Sara Majorni. Teoretycznie po dołączeniu do Akademii nie powinnam się przedstawiać nazwiskiem, ale... - przekręciła wesołymi oczyma - Miłe mi Cię poznać Albrechcie. Wydajesz się inny od reszty żołnierzy. Jestem uczennicą Ambasadora kolegium magów, Mak'siego. Moją specjalnością jest telekineza, więc jeśli chodzi o wrogi ostrzał - nie masz się o co martwić! A brudów się nie boję, nie masz się co o martwić. W końcu nie jestem tu bez powodu, prawda? - rzuciła mu wyzywające i pełne chęci do rywalizacji spojrzenie. Pewność siebie to dobra cecha. Ale zgubna, prawda?

Aberyt
- Jep! Dawaj no jak masz - Magni wyszczerzył białe zębiska do Ciebie - Nie ma to jak miłe powitanie. Ty jesteś Aberyt, da? Podobno ty i mości Albrecht macie podróżować z nami na wschodnie wybrzeże. Kompanie widzę macie doborową, nawet dupę macie. Ale czarodziejka... Podobno niektóre mają kutasy między nogami. Ja to jednak wolę normalne kobity, ot co. I macie wielebnego Morina. Ja pierdole, żem widział jak walczył! Mówię Ci! NIEZAPOMNIANE widowisko.
- mówił szybko swoim niskim barytonem. Wydawał się zabawnym osobnikiem.

- Nie przesadzaj Magni. Twój topór również siał spustoszenie - rzekł cicho Morin uśmiechając się lekko

Wszyscy chyba już byli na stanowiskach. Można wyruszać.

Re: Obóz wojsk zakonnych - na północny zachód od Białego For

15
Uśmiechnąłem się do niej i zakładając ręce odpowiedziałem na zaczepkę z nieco łobuzerskim uśmiechem.

- Powód może się znajdzie i to może nawet jeszcze zanim zaczniemy naszą misję. Takie urocze wsparcie jak Twoje może przydać się w każdej sytuacji, nie tylko na polu bitwy. I obserwując okolicznych żołdaków, wnioskuję że nawet nie używając telekinezy podnosiłaś różne rzeczy


Wypowiadając ostatnie słowa uśmiech był jeszcze bardziej łobuzerski.

- Ale, zmieniając temat... Wiesz, że studiowaliśmy na tym samym uniwersytecie? Ba, na dodatek z profesorem Mak`sim miałem wykłady dotyczące dyplomacji i kontroli zachowań. To był dziwny facet, pies na baby powiadali. Podobno jurny jak byk rozpłodowy. Jeden z ciekawszych dziwaków w Oros, to niezaprzeczalne. Ciekawie ile było prawdy w tym, z tego co słyszałem...


Tu nieco się zamyśliłem, wspominając dawne studenckie czasy.
Nie otwierać, pełno materiałów heretycich
Spoiler:
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Królewska prowincja”