Północny trakt i okolice

1
Obrazek
Trakt prowadzący od Białego Fortu do Saran Dun, stolicy Keronu, nie jest często uczęszczanym szlakiem. Niewiele osób wybiera podróż na Północ, częściej zdarza się, że w stronę centrum państwa kierują się uchodźcy z ziem zagrożonych atakiem demonów. Dla zysku oraz wygody tychże przy drodze postawiono kilka gospód, rozrzuconych w rozmaitych odległościach. Raz na jakiś czas można napotkać także chłopskie osady, z których mieszkańcy utrzymują swoje rodziny.



Koń zarżał cicho, przytupując. Ani on, ani jeździec nie wiedzieli, od ilu dni są już w drodze, raz na jakiś czas napotykając na swojej drodze przydrożne karczmy, mniejsze wioski czy miejsca pracy chłopów. Nie wiedział, czego poszukuje mężczyzna na jego grzbiecie, skłaniając go do kolejnych kroków przed siebie, coraz dalej w głąb Keronu.

W gruncie rzeczy cel podróży Zurisa, jeźdźca, wydawał się mało prawdopodobny do spełnienia w najbliższym czasie. Ale z drugiej strony – co mu pozostało? Mógł już chyba tylko jechać przed siebie i mieć nadzieję, że znajdzie odpowiedzi na pytania dotyczące jego przeszłości, życia, wszystkiego.

Niedawno minęli Biały Fort, opuszczając Północ. Stolica feudalnego państwa wydawała się kuszącą propozycją na zarobienie kilku gryfów w mniej lub bardziej legalny sposób – dlatego też kierowali się ku Saran Dun.

Nie mogło się obejść bez przeszkód. Trakt rozpościerał się przed wędrowcem, skłaniając do dalszej drogi. Był wieczór, gwiazdy dopiero zaczęły pojawiać się na niebie, twarda ziemia pękała od przymrozków, a oddech zmieniał się w parę wodną przy każdym oddechu. Zima niewielu nakłaniała do objuczenia konia, lecz ten mężczyzna nie obawiał się mrozu.

Jeździec skłonił konia do szybszego kłusu, aby jak najszybciej znaleźć się w miejscu, w którym można spędzić noc. Kołysał się w przód i w tył w siodle, kurczowo ściskając lejce i usiłując pozostać na miejscu. Jego włosy koloru popiołu mierzwiły się wokół skupionej twarzy, a wzrok nie wyrażał żadnych emocji. Gdzieś na horyzoncie zamajaczyło światełko. Przyspieszył jeszcze bardziej.

Pierwszym, co zauważył, był szyld niewielkiej gospody. Drugim – cała reszta. Natrafił na niewielką wioskę, na której głównej uliczce przechodziły żwawo pojedyncze sylwetki zmarzniętych ludzi, nie oglądając się na boki i pragnąc tylko powrócisz w domowe pielesze i zasiąść przy jakimkolwiek źródle ciepła. Mężczyzna bystrym wzrokiem zauważył jednego z nich, niewyróżniającego się, który zatrzymał się na wydeptanej ścieżce i spojrzał na nieznajomego z początkowym niepokojem i ciekawością typu „co tu przywiało tego wędrowca”. Ku zaskoczeniu Zurisa, Czarnego Alchemika, chłop uniósł wysoko brwi i odsunął się o krok, gdy tylko ujrzał twarz przybysza. Jego mina wyrażała wiele: cierpienie, strach, nienawiść. W końcu, po pierwszym szoku, mężczyzna zacisnął zęby i pięści i wysyczał:

- Ty… Śmiesz tu wracać? Po tym, co zrobiłeś?
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Północny trakt i okolice

2
Zmrok zapadł szybciej niż się spodziewał. Sądził, że jeszcze przy świetle słońca dojedzie do kolejnej gospody, jednak tutaj, na tym opuszczonym trakcie niczego nie można było być pewnym. Co prawda mijał już kilka mniejszych, czy większych osad, ale od prawdziwej cywilizacji dzieliło go jeszcze wiele dni podróży. Jeździec ziewnął. Z całych sił starał się utrzymać na koniu. Całodniowa podróż mocno dała mu się we znaki.

Zaczął się już rozglądać za dogodnym miejscem wzdłuż traktu, gdzie mógłby rozbić obóz na noc, gdy wreszcie zobaczył nikłe światło w oddali. Ożywił się nieco, poklepał konia po karku i zmusił go do szybszej jazdy. Miał nadzieję, że znajdzie tam karczmę i choć trochę owsu dla konia. Jego kruk drzemał z głową pod skrzydłem, szponami mocno i pewnie trzymając ramię wędrowca, nawykły do tego typu podróży. Gdy wyczuł przyspieszenie, gniewnie zamachał skrzydłami i wydobył z siebie pełne niezadowolenia krakanie. Wędrowiec odwrócił do niego twarz i wyszeptał coś w jego stronę, po czym machnął ręką w stronę zbliżających się zabudowań. Ptak zakrakał, jakby na potwierdzenie i wystartował, wyprzedzając wędrowca i znikając w ciemnościach wieczoru. Po chwili wjechał już między pierwsze budynki. Przy głównej ulicy stała średniej wielkości gospoda, w stronę której skierował konia.

– Wieś jak każda inna... – mruknął do siebie, ściągając kaptur – tylko ludzie jacyś tacy bardziej brudni...

Miał już zsiadać, gdy kątem oka zobaczył dziwnie zachowującego się wieśniaka. Obrócił ku niemu spojrzenie i ujrzał jak twarz tamtego wykrzywia grymas strachu i nienawiści.

– Ty… Śmiesz tu wracać? Po tym, co zrobiłeś? – wysyczał tamten zaciskając pięści.

Zuris drgnął na dźwięk jego głosu. Czyżby była jakaś szansa..? – pomyślał w przelocie zeskakując z konia. Kilkoma długimi krokami przebył dystans dzielący go od chłopa, chwycił go jedną ręką za poły kaftana, przyciskając go do ściany gospody, a drugą zatykając mu usta.

– Słuchaj człowieku – wyszeptał Zuris – Nie wiem kim jesteś i nie wiem co ci zrobiłem. Nie wiem nawet czy to na pewno o mnie chodzi, ale powiem ci jedno. Straciłem pamięć, nie musisz wiedzieć jak. Jeśli powiesz mi coś, co naprowadzi mnie na trop mojej przeszłości, to cię wynagrodzę. Ale pamiętaj. Nie krzycz i nie uciekaj. I przede wszystkim, nie próbuj mnie wystawić, ani oszukać. Oprócz srebra mam też żelazo. A moja ręka chętniej wędruje po to drugie, niźli pierwsze.

– przerwał na chwilę i rozejrzał się po ulicy. Na szczęście w pobliżu nie było nikogo. Puścił chłopa i spojrzał w jego oczy w których, ku jego zadowoleniu, oprócz strachu zauważył też chciwość.

– Jaka jest twoja odpowiedź? – zapytał jeszcze raz – wejdziemy do środka i porozmawiamy?
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Północny trakt i okolice

3
Szybka reakcja przejezdnego jeszcze bardziej przeraziła wieśniaka, który instynktownie zacisnął palce na dłoniach trzymającego go mężczyzny. W końcu rozejrzał się, czy nikt nie patrzy w ich stronę - momentalny chwyt mógł zwrócić na Zurisa niepotrzebną uwagę, która mogłaby ściągnąć na niego różne nieprzyjemności...

Gdy ten mówił, brwi chłopa unosiły się coraz bardziej, a przez jego twarz przebiegał cały kalejdoskop emocji - niechęć, strach, zdumienie, chciwość. Tak, chciał pieniędzy. Potrzebował ich. A argument wsparty groźbą wywarł na nim odpowiedni efekt. Niestety, na odpowiedź miał mało czasu, wypalił pierwszą rzecz, jaka przyszła mu do głowy.

- Pół wsi żeś wymordował, nie wiem jak, ale wiem, że to twoja wina. Moja córka, żona... - słowo się rzekło. Gdy tylko zrozumiał, że właśnie oskarżył niczego nieświadomego alchemika, splunął siarczyście na znak, że nie powinien był. - Cholera, panie, nie wierzę, że nie pamiętasz. Byłeś tu zeszłej wiosny, kiedy choróbsko jakieś przyszło. Na Północ wędrowałeś. Miałeś sporządzić lek... I sporządziłeś. Taki, że jeszcze się pogorszyło. Ki diabli cię tu przysłali, ale nie chcę się z tobą pokazywać. Odejdź.

Mężczyzna wyszamotał się z jego objęć i odwrócił się, by odejść jak najszybciej. Jego wzrok mówił, by siwowłosy zostawił go w spokoju i pozwolił jak najbardziej się oddalić. Nie wspomniał o pieniądzach - widocznie naprawdę nie chciał mieć z tym człowiekiem nic wspólnego.
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Północny trakt i okolice

4
Zuris bił się z myślami. Zaraza? Lek? Cholera, nic takiego nie pamiętam...
Wzruszył ramionami. Bez pamięci i tak nic w tej sprawie nie zdziała. Tłumaczyć, że nie każdy lek zawsze musi działać, gdyż każda choroba posiada swoje odmiany też nie miało najmniejszego sensu. Wieśniak swoje wiedział i za nic w świecie nie zmieniłby zdania, bez względu na dowody.
Wędrowiec westchnął. Niechętnie spojrzał za odchodzącym chłopem. A jeśli podburzy innych, którzy w rzekomej zarazie stracili bliskich? Może przylecą do karczmy z widłami i pochodniami? Cóż... Mężczyzna nie zdawał sobie chyba powagi z zaistniałej sytuacji. Po chwili namysłu włożył dwa palce w usta i gwizdnął przeciągle w specyficzny sposób, wręcz na granicy słyszalności. Po chwili dało się słyszeć łopot skrzydeł i wielki kruk wylądował na grzbiecie konia, który nic sobie z tego nie zrobił. Ptak spojrzał pytająco na Zurisa swoimi inteligentnymi czarnymi oczami. Ten wyszeptał mu kilka słów i wskazał ręką na oddalającego się chłopa. Kruk zakrakał kilka razy na potwierdzenie i wzbił się w powietrze.
Wędrowiec uśmiechnął się mimowolnie, widząc wznoszący się, ledwo widoczny czarny kształt.
Był pewien, że w razie potrzeby ptak wskaże mu drogę do domostwa tego człowieka. Przywiązał konia do koniowiązu znajdującego się przy wejściu, przezornie zarzucił kaptur na głowę i śmiało pchnął drzwi do karczmy. Mógł zaufać Valandilowi, który zacząłby rżeć gdyby ktoś próbował go uprowadzić, lub zbliżał się do niego z bronią.

Wnętrze karczmy było takie, jak przypuszczał: klepisko pokryte starą słomą, podniszczone drewniane ławy, przy których siedziało kilku wieśniaków. W kominku niemrawo tliło się kilka polan. Zuris nie wywołał większej sensacji. Pijani chłopi zarejestrowali tylko jego wejście zamglonymi oczami i wrócili do posępnego spożywania trunków. Pozbawiony zainteresowania wędrowiec skierował się prosto do karczmarza, który bez skrępowania dłubał sobie w uchu.

Zuris skrzywił się i uznał, że raczej nie kupi tu nic do jedzenia. Walnął pięścią w ladę, by zwróć na siebie uwagę szynkarza.

Pokój na jedną noc, miejsce i owies dla konia, oraz... informacje. – ostatnie słowo wypowiedział półgłosem, błyskając srebrną monetą – Ile za to wszystko zapłacę? I nie próbuj mnie wykiwać – dodał widząc chytry wyraz twarzy karczmarza – potrafię przejrzeć kłamstwo, a to może cię bardzo drogo kosztować...

-Jakie konkretnie informacje cię interesują? – spytał tamten niechętnie, jednak perspektywa dodatkowego zarobku była w stanie rozwiązać mu język.

Zuris już wcześniej wiedział o co zapytać, więc wyszeptał niemal od razu:
-Co możesz mi powiedzieć o zarazie sprzed roku?
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Północny trakt i okolice

5
Mężczyźni opijający wieczór rozmawiali niemrawo, siedząc przy ławach z kuflami w zapracowanych dłoniach. Kilku rzuciło wzrokiem na przybysza, którego twarz była niewidoczna we wszechobecnym półmroku. Jedynym źródłem światła było palenisko na końcu izby, przy którym zebrały się dwie kobiety z dziećmi. Ciszę przerywało jedynie trzaskanie polan oraz rozlegające się od czasu do czasu głosy wieśniaków.

- A Paola?
- Nadal leży.

-... to znowu się zaczyna, wcześniej...

- Dość już, dość nas dotknęło...

Karczmarz oparł się o ladę, nie spoglądając na Zurisa zapytał, co ten chciałby zamówić. Koło niego wisiał lampion z ognikiem w środku, oświetlając niedokładnie oheblowany, wytarty stół. Dopiero, kiedy alchemik walnął w deskę, ten uniósł głowę znad kontemplowania ułożenia słojów na drewnie. Razem z nim uwagę zwróciło kilku chłopa, odwracając na chwilę głowy. Twarz przejezdnego pozostała w cieniu, gdy żądał informacji. Odsłoniła się, gdy ten odpowiadał już, gotowy przyjąć nowego klienta.

- Jaka tam zaraza? Grypa była, od tego tyle osób nie powinno umrz... - zatrzymał się w połowie słowa, zerkając na rysy Zurisa. Niewiele czasu zajęło mu pokazanie grymasu na twarzy i wyciszenie głosu. Nieoczekiwanie przyciągnął szarowłosego do siebie, wysykując mu do ucha: - Miejsca nie dam, owsa nie dam, strawy też nie. Dam dobrą radę. Jedź na wschód, do dworku, rozwiąż jakąśtam sprawę, o której głośno i daj mi cały zysk. Do jutra. Inaczej powiem, ktożeś nas odwiedził. I będzie niewesoło. A teraz wyjdź stąd, mi za jedno, gdzie śpi morderca. Wszystkim stąd zarówno.
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Północny trakt i okolice

6
Zuris syknął gdy karczmarz złapał i przyciągnął go do siebie. Drugiej istocie też się to bardzo nie spodobało. Z ledwością udało mu się powstrzymać, aby od razu nie skręcić grubasowi karku. Cierpliwie wysłuchał całej wypowiedzi karczmarza a w jego zdrowym oku zapaliły się niebezpieczne ogniki. Gdyby karczmarz miał krztę rozumu więcej, wiedziałby, że przeholował. Jednak perspektywa łatwego zarobku pozbawiła go instynktu samozachowawczego.
Gdy tylko szynkarz skończył mówić Zuris zrzucił jego rękę na blat i przygniótł lewą pięścią, wciskając i wcierając w drewno.
Słuchjże, kmiocie – rzekł z zadowoleniem obserwując grymas bólu i zaskoczenia na twarzy karczmarza – Nie będziesz stawiać mi warunków. Mam odwalić za ciebie brudną robotę, a ty zgarniesz całą nagrodę? Wolne żarty. Próbujesz mnie szantażować? A może to ja zaszantażuję ciebie? Zamiast nagrody - połamane kości. Zamiast mowy – wyrwany język. Zamiast zysku – powolna i bardzo bolesna śmierć. Skoro i tak wszyscy uważają mnie za jakiegoś mordercę, cóż za różnica dla mnie w jednym trupie więcej? Jednak powiem ci w sekrecie: nic nie pamiętam. Jeśli chcesz zyskać na tym układzie, to mnie wysłuchasz. Zachowasz przy tym życie, a i kto wie? Może nawet zarobisz trochę srebra, bez zbędnego wysiłku. Widzę, że wiesz więcej, niźli mówisz. Do tego powiedziałeś mi o możliwości zarobku... tylko przez wzgląd na to żyjesz. Zróbmy więc tak:
podejmę się tego zadania. Całą sumę dzielimy na dwa: połowa moja, druga twoja.
– w przerażonych oczach karczmarza Zuris wreszcie odnalazł długo wyczekiwany błysk zainteresowania – Nie ważne ile na tym zarobię, drugą część oddam tobie... w zamian za interesujące mnie informacje. Zdradzenie komuś mojej tożsamości równać się będzie z zerwaniem umowy. Co pozbawi cię życia. A uwież mi: przede mną się nie ukryjesz, nikt też cię nie ochroni. Do tego mogę zabić cię w tak widowiskowy sposób, by mówili o tym przez dziesięciolecia. Nie mówię tego wszystkiego, bo jestem złym człowiekiem - dodał, widząc łzy przerażenia w oczach karczmarza - jestem raczej człowiekiem zdesperowanym... Jak pies zagnany do rogu. Jestem gotów zrobić wszystko, by dowiedzieć się o mojej przeszłości. Daję ci nawet możliwość zarobku oraz obietnicę, że włos ci z głowy nie spadnie, jeśli tylko mi pomożesz. Dorzucę może nawet coś ekstra. I proszę cię, nie nazywaj mnie mordercą. Dopóki nie dowiem się, co tu się stało, jaki był w tym mój udział, co poszło nie tak i jakie były tego przyczyny, nie dam szkalować swojego imienia. Bardzo je lubię. I słuchaj – wyszeptał do ucha karczmarza, przy okazji odpuszczając jego zmaltretowanej dłoni – jeśli odzyskam pamięć, może uda mi się w pewnym stopniu odpokutować. Słyszałem, że zaraza znów wraca. Może tym razem uda mi się ją powstrzymać. Ubiegając twoje pytanie: nie, ja jej nie sprowadziłem. Była tu przed moim przybyciem, gdyż w mieście tym jestem dopiero od wieczora. Do dziś nie wiedziałem nawet, że tu byłem. Słucham więc twojej odpowiedzi. Czy będziesz uparty, czy też przystaniesz na moją ofertę?
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Północny trakt i okolice

7
Wielkie słowa na niewiele zdały się Zurisowi, na jego własne nieszczęście. Kiedy tylko wbił gospodarzowi dłoń w deskę, proponując mu własny układ, ten jęknął, czując wbijające się w nią drzazgi. Wysłuchał w milczeniu wypowiedzi alchemika, jednakże co chwilę strzelał oczami na boki, ni to skupiony na ofercie, ni zaaferowany czymś, co działo się w karczmie, a czego trzymający go mężczyzna nie mógł dojrzeć. W końcu ten odpowiedział, zahaczając jednocześnie o kilka wspomnianych przez Zurisa spraw, ale robiąc to po cichu, zdawkowo, napiętym głosem. Nie sposób było poznać, czy to z obawy o własne życie, czy z jakiegoś innego powodu.

- Pieniądze bym chciał. Przydają się. To, że straciłeś pamięć, wydaje się za dziwne na prawdę. Choroba wraca. Ona cię chyba przywołuje, nie wiem, psiakrew… Ale to wszystko na nic. Umowy nie ma. Sam o to zadbałeś.

W tym momencie karczmarz uśmiechnął się półgębkiem, starając się to ukryć odwracając głowę na bok. Jednocześnie za plecami szarowłosego coś zaczęło się dziać, tylko tyle usłyszał, nadal patrząc na szynkarza. Ławy zaszurały o drewnianą podłogę, razem z nimi kilka krzeseł. Wszystkiemu towarzyszył niemal jednoczesny tupot kilku par obutych w zimowe kamasze nóg. Fakt, chłopi byli zamroczeni. Fakt, wypili sobie. Ale nadal mieli przewagę liczebną, wcale sporą.

- Hej, ty, przejezdny! Czego chcesz od Klausa? Resztę wydaje porządnie, to co pan taki narwany?

Zuris usłyszał, jak ustawili się kilka kroków za nim w niewielkiej gromadce, stojąc murem za przyjacielem zza lady. Wybawili szynkarza od nieprzyjemnej rozmowy z osobą uznaną przez niego za przekleństwo niewielkiej wioski, lecz nie wiedzieli jeszcze, z kim mają do czynienia. Nie wiadomo, czy na szczęście, czy nieszczęście Zurisa.
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Północny trakt i okolice

8
Istota wewnątrz Zurisa pałała żądzą mordu. On sam także miał ochotę uciąć parę głów, spalić kilka chat, może
nabić kogoś na pal... Oddalił jednak od siebie okrutne, choć przyjemne wizje podsyłane mu przez drugą świadomość. Jeśli ich
wszystkich teraz wyrżnie, nic nie zarobi, ani też niczego się nie dowie. Obrócił znudzoną twarz w stronę karczmarza i uśmiechnął się drapieżnie, błyskając przelotnie zębami. W jego oku płonął ogień.
– Nie zapomnę ci tego. – Wyszeptał do karczmarza. – Jak to powiedziałeś? A... tak: sam o to zadbałeś.

Wędrowiec odwrócił się od zdębiałego karczmarza i krzyknął na całą salę.

– Hej, ludzie, resztę może i wydaje uczciwie. Traktujecie go jak przyjaciela? A on co robi? Na zapleczu szcza wam do piwa i śmieje się w kułak widząc jak zamawiacie kolejne kufle. I to ma być przyjaciel? – Dodał zmierzając w stronę drzwi. – Niech nie próbuje kłamać, potrafię przejrzeć kłamstwo.

– A to co ma być? – Rzekł podnosząc talerz z potrawką jakiegoś zdębiałego wieśniaka. – Przecież to mięso ze zdechłej krowy! – krzyknął wąchając z odrazą jedzenie – Spytajcie go co zrobił ze z martwą mućką. Albo niech zgadnę! Czyżby cielę urodziło się
bez życia?
– Z zadowoleniem zauważył, jak gniew wykrzywia oblicza ludzi zebranych w karczmie. Ktoś nawet rzygał pod ścianą. Klienci zaczynali między sobą żywo rozprawiać, rzucając oskarżenia w stronę białego jak ściana karczmarza. Pijanym tłumem tak łatwo było manipulować... Ale z drugiej strony, czy nie miał racji? Z dzbanów naprawdę śmierdziało moczem, a mięso zostało ugotowane już zepsute. Wychodząc z karczmy postanowił dolać jeszcze trochę oliwy do ognia.
– Serwując wam, dobrzy ludzie, zepsute mięso oferuje wam kolejną epidemię! Dacie sobą tak pomiatać? To przez NIEGO – dodał z naciskiem – wasi bliscy UMIERAJĄ! – Wykrzyknął ostatnie słowo i efektownie zatrzasnął za sobą drzwi od karczmy.

– Jak ja nie znoszę cwaniaków... – Mruknął do siebie stając przy koniu. Z wnętrza lokalu dobywał się dźwięk podniesionych głosów i łamanych desek. Musiało w końcu dojść do rękoczynów. To będzie krótka bójka. Wieśniacy podzielili się zapewne na dwie frakcje; w której ta stronników karczmarza jest z pewnością bardzo nikła... jeśli w ogóle jakaś jest. Nikt nie jest bardziej zawistny niż oszukany chłop.
– Niezła przemowa. – Usłyszał zadowolony i lekko ironiczny głos w swojej głowie. – Myślałem, że nie przepadasz za popisami oratorskimi? No no... czego to się można o tobie dowiedzieć...
– Czasem trzeba. – Westchnął Zuris pod nosem – Choć to gadanie będę pewnie odchorowywał przez tydzień... – Dokończył schylając się, bo przez okno wyleciała właśnie noga od stołu. – Nie ma to jak dobra zamieszka – pomyślał z zadowoleniem. – Karczmarz może sobie wrzeszczeć i kłamać, może też próbować wyjaśnić im kim jestem, jednak nikt go teraz nie słucha. To on w tej chwili jest tym złym. – Wsiadł na konia i wyjechał z miasta, niezauważony przez nikogo.

Rozbił obóz w ruinach wieży obserwacyjnej, godzinę drogi konno za miastem. Naprędce przyrządził posiłek z upolowanego po drodze królika i zapadł w czujną drzemkę. Miał w mieście jeszcze coś do załatwienia tej nocy...

Obudził się jakiś czas później. Rozprostował kości i szybko osiodłał konia. Odkąd stracił pamięć, nie potrzebował wiele snu. Nakłaniając konia do szybkiego kłusu chwilę później stanął na drodze prowadzącej do miasta w cieniu kilku, rosnących tam gęsto, drzew. – Wilcza godzina – Pomyślał. – Najlepszy czas do niezapowiedzianych wizyt. Przez miasto mógłby przejechać oddział wojska z wozami, a nikt by się nawet nie obudził. –
Wsadził palce w usta i zagwizdał kilka razy. Po chwili usłyszał łopot skrzydeł i wielki kruk usiadł na gałęzi przed nim, przekrzywiając głowę z zainteresowaniem. – Prowadź. – Powiedział po prostu wędrowiec. Ptak poderwał się do lotu. Jego właściciel wskoczył na konia i pojechał w ślad za nim. Kruk zaprowadził go na obrzeża wsi i wylądował na nieco oddalonej od
innych chacie. Zuris przywiązał konia w cieniu, na podwórzu a sam stanął niewidoczny, przy tylnym wejściu do domku.
Przywołał kruka. – Ostrzegaj. – Wyszeptał mu i pchnął w niebo. Spojrzał na drzwi. Oczywiście mógłby je wyłamać albo wybić szybę. Jednak nie chciał robić zbytniego hałasu. Pomyślał chwilę i westchnął. – Trzeba trochę poczarować... – Powiedział sobie w myślach. – Będzie to trochę męczące... Jak w ogóle można mieszkać w budynku, który ma tyle szpar...?

Chłop przebudził się, gdy usłyszał skrzypnięcie zydla przy łóżku. – Cholerne koty – mruknął – wszędzie wlezą... – Machnął ręką, żeby zgonić zwierzaka. Zamiast miauknięcia usłyszał jednak obcy głos...

– Wstawaj. – Powiedział Zuris. – Mam do ciebie kilka spraw... Proszę, nie krzycz – dodał widząc przerażonego wieśniaka głośno nabierającego powietrza – nie przyszedłem cię skrzywdzić. Po pierwsze, twoja zapłata. – Rzekł rzucając na łóżko srebrną monetę. – Nie jestem nieuczciwy. Po drugie, dalsze informacje. Jak zauważyłem nie jestem tu zbyt mile widziany. Mówiłem ci już, nic nie pamiętam. Powiedz mi, co tu się stało? Ze szczegółami. Po trzecie i ostatnie: – dodał
zmęczony gadaniem – podobno na wschodzie jest jakiś dworek i sprawa do załatwienia. Jeśli mi pomożesz, zapłacę. I uwierz mi, chcę wam pomóc, bez względu na cokolwiek, co tu się kiedyś stało... Powiedz mi – rzekł nachylając się do chłopa – pomożemy sobie nawzajem?
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Północny trakt i okolice

9
Spoiler:
Ta wioska była dziwna, fakt. Rozruba wywołana przez wiekopomne słowa Zurisa spełniły swoje zadanie. Pytaniem było - czy miał on rację, oskarżając karczmarza o coś, o czym nie wiedział, co podpowiadało mu "coś" w jego wnętrzu, nie sposób poznać, czy druga, mroczna natura, czy dziwny instynkt, który niedawno nabył, ku swojemu szczęściu i nieszczęściu.

Miejscowi, którzy w tym czasie spali, dopiero rano mieli usłyszeć o burdzie wywołanej przez kogoś, kogo twarz w ostateczności widział tylko oskarżony. Uszu osób czuwających dość szybko dobiegły krzyki i inne głuche odgłosy, wprawiając ich w ciekawość. Chyba oczywistym było, że każdy będący wtedy w miejscu akcji będzie zauważony, jeśli wyjdzie - gapie wszakże w skupieniu obserwowali próg, zerkając zza okiennic czy z obejść sąsiednich domów.

Szczęście uśmiechnęło się do alchemika w niewiarygodny wręcz sposób. Zaaferowani sytuacją wieśniacy szybko dali się porwać spirali nienawiści, już nawet nie patrząc, od kogo wychodzą bluzgi i umizgi. Z drugiej strony, Zuris opuścił przybytek dość szybko, by nie wzbudzić zainteresowania chłopstwa spoza karczmy - tamci zainteresowali się wydarzeniem dopiero po chwili, gdy ten opuścił już tereny wsi i minął drewnianą tabliczkę z niezgrabnie pochyloną nazwą "Szarzyca".

Niewiele czasu minęło, gdy znów był w okolicach wioski. Godzina drogi w jedną stronę, jakiś czas snu, godzina z powrotem. Noc nadal trwała. Chęć ponownej przejażdżki w mroku sprawiła, że koń Zurisa stąpał niechętnie, z przymusu. Podobnie jak jeździec, nie potrzebował wiele snu. Potrzebował natomiast więcej odpoczynku po ponad całodziennej jeździe. Tych kilka godzin to było zbyt mało. Gdy w końcu dotarł do znajomej tabliczki, koń co chwilę rżał z desperacją, by zatrzymać się na dłuższy czas. Kto wie, kiedy w końcu będzie miał do tego okazję.

Nocna cisza sprawiła, że gwizd podróżnika poniósł się po dość dużej powierzchni, docierając do większości nocnych zwierząt - w tym kruka, czuwającego i oczekującego swego pana. Z cichym trzepotem skrzydeł nadleciał, by po chwili znowu wzbić się w powietrze, tym razem z towarzyszącym mu człowiekiem na koniu. Chwila minęła, nim Zuris dotarł do niewielkiej chatynki, skleconej byle jak na poboczu, w której mieszkał napotkany wcześniej człowiek. Nietrudno było dostać się do środka - wystarczyło podważyć drzwiczki z kilku zbitych razem desek i pchnąć je. Dla ocieplenia okryte kocem, nie wydały głośniejszego dźwięku niż szelest przesuwanego drewna.

Wnętrze było niemal niewidoczne. Jedynym źródłem światła było to, co docierało z zewnątrz - biel czap odgarniętego na bok śniegu czy jasnych chmur zakrywających całe niebo. W półcieniu po otworzeniu drzwi można było dojrzeć zarys siennika oraz jakiegoś materiału zakrywającego co większe dziury między panelami, z których zbudowany był "dom" chłopa. Kimże trzeba być, by żyć w takich warunkach, kiedy tuż obok rodziny spały w jako takim cieple?

Mężczyzna lezący na sienniku mruknął przez sen i przekręcił się na drugi bok, uznając otwierane drzwi za błahą rzecz. W końcu jednak przebudził się, a gdy zrozumiał, kto go odwiedził, powstał, nagle obudzony, jakby oblano go wiadrem zimnej wody. Zassał głośno powietrze do płuc, jego ręka sięgnęła prewencyjnie pod matę, a on sam spojrzał uważnie na włamywacza, pozwolił mu jednak dokończyć, co chciał powiedzieć. Gdy nocny gość rzucił mu na posłanie monetę, jego postawa zawahała się, zmiękła, odrobinę ułaskawiona. Nadal jednak trwał w grotestowej wersji gardy, nie sięgając po nią. W końcu odezwał się, zaszeptał zmęczonym życiem głosem.

- Nie możemy pomóc sobie nazwajem. Nie możesz mi pomóc. Gdyby nie tamto z wiosny, mieszkałbym w normalnym domu. Załatwisz mi taki? - prychnął. - Dalej utrzymujesz, że nie pamiętasz. Ze szczegółami wiele nie powiem, bo nie wiem, cóżeś robił. Jaska wie, o nią pytać byś musiał. Ale nie zapytasz, bo chłopi zaraz cię rozpoznają, jak się przyjrzą. Włosy, blizny... Miałeś to już, jak tu byłeś. O dworku słyszałem, że pan ma jakiś problem z dziećmi. Nawiedzone, czy coś. Wystarczy? Proszę, gdyby nie tamta mikstura... Oferowałeś, że pomożesz, bo znalazłeś zioła w lesie. Grypa grypą, większość przeżywa. A tu... - urwał. Widać było, że pogrążył się w bolesnych wspomnieniach. Ledwie widoczne odblaski w jego oczach przesunęły się, jakby spojrzał w jakiś inny punkt. - Nikt tu nie wierzy, że chcesz pomóc. Ja też nie. Musiałbyś to udowodnić...
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Północny trakt i okolice

10
– Co stało się z twoim starym domem? – Spytał lekko zaintrygowany Zuris. – Cieślą nie jestem, nowego nie postawię, ale jak widziałeś, dotrzymuję słowa. Jeśli pomożesz mi w tym zadaniu, oddam ci połowę pieniędzy. Wydasz na co chcesz, może być i nowy dom jeśli starczy. Wybiorę się do tego dworu, srebro zawsze się przyda... – Wędrowiec zamyślił się. Spojrzał na nędznie odzianego, chudego mężczyznę i nie mógł uwierzyć, że to wszystko jest jego dziełem. – Powiedz mi... – Dodał po chwili. – W jaki sposób mam wam udowodnić, że chcę udzielić wam pomocy? I nie, nie interesują mnie pieniądze w zamian za nią. Kim jest ta... Jaska? Opowie mi wszystko co się tu działo? Oraz – dodał po namyśle – czy zna się na ziołach? Będzie wiedziała jakież zbierałem i co miałem zamiar z nich zrobić?
Zuris zamyślił się. Widział, że chłop bije się z myślami. Nie chciał go poganiać, mógł tylko pogorszyć i tak niewesołą już sytuację. Przypomniał sobie jeszcze o jednej sprawie i uznał, że nie zaszkodzi spróbować.
– Słuchaj... – Zaczął niepewnie. – Mam jeszcze parę monet w sakiewce. Mógłbym się u ciebie zatrzymać na noc? Nie potrzebuję wiele miejsca, mogę przenocować nawet w szopie razem z koniem. W karczmie... cóż... nie jestem zbyt mile widziany. Nikogo nie zabiłem – dodał szybko, widząc wielkie oczy chłopa – wasz karczmarz próbował mnie szantażować. Do tego truł wam ludzi mięsem z padłej krowy. Ostrzegłem ich po prostu. Kolejna epidemia wisiała w powietrzu, z padliną nie ma żartów. A uwierz mi, znam się na tym, do tego mam naprawdę dobry węch...
Czy wynajmiesz mi swoją szopę? I czy powiadomisz Jaskę, że chcę się z nią spotkać w cztery oczy i odkupić swoje winy?
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Północny trakt i okolice

11
Gdy alchemik zapytał o wcześniejszy dom chłopa, ten ziewnął głęboko, ukazując, że mimo zimna pragnie odpocząć jeszcze trochę - chociażby do wschodu słońca. Mimo to odpowiedział, zauważając, że przejezdny spuścił nieco z tonu i można było w spokoju porozmawiać.

- Mieszkałem niedaleko z żoną i córką... Kochałem je obie, chociaż niemal codziennie musieliśmy pracować w pocie czoła. Była pora siania, więc mieliśmy sporo roboty. Wtedy to przyszło, one zachorowały, legły w łóżkach... I nie wstały... - rozmasował oczy, kontynuując beznamiętnym głosem. - Pochowałem je na cmentarzu pod lasem, tam, gdzie leżą wszyscy. Dwie osoby mniej do siania, a później do zbiorów - to musiało się tak skończyć. Tak mało zbóż udało mi się zebrać, że aby przeżyć, musiałem sprzedać dom. Zająłem to miejsce, a teraz staram się związać koniec z końcem. W każdym razie wątpię, że masz dość pieniędzy na coś lepszego. Ile dadzą... wszystko się przyda. Nie wierzę, że to mówię, ale dziękuję - dokończył westchnięciem. Kwestia rodziny była rzeczą, o której mógł wspominać o każdej porze doby. Zagajenie go o to było dobrym sposobem, by trochę go ożywić. Gdy mówił następne słowa, nie wydawał się już wyciągniętym z sennych mar przestraszonym biedakiem, lecz człowiekiem pokrzywdzonym przez życie, który chce jedynie dobra dla swej gromady.

- Jaska to młoda dziewczyna, interesuje się ziołolecznictwem. Właściwie ma na imię Jaskółka. Co do dowodu... Nie wiem, załatw sprawę we dworze? Odgoń kolejną chorobę? Psia mać, takie coś nie zdarza się w środku zimy, to nie przypadek, mówię panu... W każdym razie pracował pan z nią wtedy. Całkiem sporo.

Mężczyzna był już chyba trochę bardziej przekonany co do intencji Zurisa, lecz gdy ten mówił, jego słabo widoczna twarz wyraziła niezdrowe zaskoczenie, jakby była to wiedza, której nie chciał posiadać. Kwestię pozostania u siebie postanowił zostawić na za chwilę, bo była ważniejsza rzecz do powiedzenia temu charakterystycznemu, wywołującemu nieprzyjemne skojarzenia człowiekowi. Gdy ten skończył mówić, skrzywił się i plasnął ręką o czoło w dobitnym geście.

- Panie, jak chcesz zyskać przychylność mieszkańców tej wioski, to wszczynanie burd w karczmie nie jest najlepszym pomysłem... Zwłaszcza, że Jaska to córka Klausa. Na niego samego sporo osób narzekało po cichu, ale jakoś się z tym żyło już od lat wielu... I nie wiem, czy po takiej kabale będzie chciała z panem mówić. Pewnie już wie, kto wrócił i co zrobił. Niezły początek.

- W szopie jest już moja szkapa, nie wiem, co z twoim. Miejsca na jednego konia jest. Wygląda na lepiej zachowanego, wytrzyma w zimnie - w końcu odpowiedział. - Nie widzi mi się przebywanie z tobą w jednym pomieszczeniu dłużej, niż konieczne, wybacz. Za dużo... wspomnień. Jeśli chcesz, możesz w mojej "królewskiej stajni" przesiedzieć czy pospać do rana. Ja już przeproszę, ale potrzebuję snu. Jeśli masz jeszcze jakieś pytania, to szybko proszę, jeśli nie, idź...

Dla podkreślenia swoich słów mimowolnie ponownie ziewnął.

- Wszystko inne rano... Jak będę mógł lepiej myśleć...
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Północny trakt i okolice

12
– Trucia ludzi zepsutym mięsem tolerować nie wolno. – Odrzekł stanowczo Zuris. – Gdyby więcej osób się od tego pochorowało, to za parę dni cała wioska leżałaby pogrzebana pod lasem... Jeśli ostałby się ktoś, ktoby ich pochował. Pozwól, że przenocuję w stajni, upchniemy się jakoś z końmi. Jeśli wasza Jaskółka zna się na ziołolecznictwie, będzie wiedziała jakie zagrożenie stwarzał jej ojciec. Jutro rano... Powiadomisz ją ode mnie, że chcę się z nią spotkać? Może faktycznie nie powinienem chwilowo się we wiosce pojawiać... Jak tylko się z nią rozmówię to pojadę do tego dworku. Powiedz mi tylko jeszcze – dodał patrząc na zmęczonego chłopa – gdzie będę mógł kupić coś do jedzenia?

Po usłyszeniu odpowiedzi udał się do stajni, do której wprowadził swojego zmęczonego konia. Miejsca rzeczywiście starczyło tylko na dwa zwierzęta. Obejrzał szopę od środka i odkrył, że budynek posiada mały stryszek na siano, na którym w sam raz by się zmieścił. Wrzucił tam swoje torby, rozsiodłał konia i zagwizdał na kruka. Wziął ptaka na rękę i razem z nim udał się na strych. – Jemu też przydałby się odpoczynek... – Pomyślał wskakując do góry.
Położył się na stercie suchej słomy i zasnął z krukiem siedzącym mu na piersi.
Tej nocy także śniły mu się koszmary. Czerwone światło, ogień, ból. To wszystko jak zawsze, każdej nocy... Rano i tak nie będzie pamiętał szczegółów.
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Północny trakt i okolice

13
Mężczyzna skinął głową, dając do zrozumienia, że przyjął do wiadomości wyraz niezadowolenia swojego gościa mimo woli. Skinął jednak głową na znak, że spróbuje się z nią porozumieć. Trąc oko tuż przed ponownym położeniem się spać, wymruczał jeszcze:

- Półtorej godziny konno stąd jest inna wieś, gdzie choroba nie dotarła. Nie znają cię tam. Tutaj na szybkiego mógłbym coś ci kupić, jeśli dałbyś pieniądze. Ale to nie teraz, rano... - w końcu osunął się pod koc, wcześniej schowawszy otrzymaną monetę pod siennik. Po chwili oddychał juz miarowo i powoli, drżąc przez sen. Niepodobna, że jeszcze kilka godzin temu tak agresywnie naskoczył na Zurisa.

W małej stajni pachniało koniem. Była skromna, rozlatująca się, ledwo sklecona, ale była - co lepsze, utrzymana w czystości. Mieszkaniec lepianki musiał się natrudzić, by rzeczywiście stworzyć zdatne warunki, rzetelnie o nie dbał. Niewiele czasu minęło, nim koń, kruk i ich pan pogrążyli się w snach.

Zurisa obudziło światło prześwitujące przez deski ponad sobą. Słyszał, jak ktoś krzątał się pod nim, dokonując obrządku. Jego gospodarz mruczał pod nosem jakąś melodyjkę, klepiąc po karku swojego konia i sypiąc mu coś do niewielkiego korytka.

- Niech pan wstaje - usłyszał. - Naszykowałem klusek pszennych. Nie jest tego wiele, ale do wsi dopiero się będę wybierał. I kupić mogę jakieś rzeczy, i Jaskółkę zawołam... Zobaczę, cóżeś pan wywołał. Mam nadzieję, że będzie skora pomóc, bo jedyna nadzieja dla pana... Niech pan zajdzie do mnie do domu i się nie wychyla. Ki diaboł wie, czy Klaus nie rozgadał, kto u niego był. O ile w dobrym stanie jest. Śnieg roztopiłem, umyj się pan. Jak wrócę, zobaczymy, jak będzie.

Po chwili chłop wyszedł. Zaszeleścił czymś jeszcze w swojej chatynce za ścianą, a potem zapadła cisza.
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Północny trakt i okolice

14
Zuris zeskoczył na dół i rozprostował kości. W końcu miał okazję trochę odpocząć. Wprawdzie nie było to wygodne łóżko, ale zawsze lepsze od spania na gołej ziemi. Poklepał konia po karku i podsunął mu trochę siana. Jak tylko zdobędzie jakieś pieniądze, chętnie za to zapłaci...
Wytrzepał swoje odzienie z resztek wystających kłosów i wyszedł na zewnątrz. Poranek był bezchmurny. Słońce odbijało się w płatach śniegu pokrywających podwórze. – Musiało w nocy dosypać... – Pomyślał. Z góry przywitało go radosne krakanie wielkiego kruka, trzymającego w szponach spasioną mysz. – Cóż, on przynajmniej ma już jakieś śniadanie. – Mruknął machając do ptaka.
Przypomniał sobie o posiłku przygotowanym przez mężczyznę i postanowił, że skorzysta z zaproszenia.

Chata była pusta, chłop musiał już wybyć do miasta. Na stole stała miska z parującym daniem. Wędrowiec zajrzał do niej ciekawie. Kluski okazały się całkiem sycące. W smaku nie były najgorsze, wędrowiec pomyślał, że bardzo dobrze pasowałyby do kawałka pieczonego mięsa z królika, którego zjadł wczoraj.
Z braku lepszej perspektywy postanowił posłuchać słów mężczyzny (– Cholera, znowu zapomniałem zapytać go o imię! – Pomyślał.) i poczekać na jego powrót w chacie.
Rozgrzany posiłkiem rozejrzał się po mieszkaniu. Był to niewielki domek, ściany gdzieniegdzie dziurawe, skrzętnie zapychane były słomą. Nie licząc łóżka i dużego stołu obok, na całe umeblowanie składał się jeszcze spory kredens, szafa, dwa zydle oraz palenisko, które wędrowiec postanowił rozpalić i nagrzać w środku. Ciepłym mieszkaniem odpłaci się chociaż za gościnę...

Gdy wszystko było już gotowe, usiadł na zydlu i zaczął czekać. Był cierpliwy, mógłby wysiedzieć w jednej pozycji przez cały dzień. Medytował i rozmyślał, prowadząc leniwe konwersacje w swojej głowie, jednocześnie wytężając słuch.

Po jakimś czasie dało się słyszeć zbliżające się do chaty kroki...
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Północny trakt i okolice

15
Śnieg zachrupał pod ciężarem kroków dwóch osób. Nic innego nie było słychać - albo nie rozmawiały, albo przestały chwilę wcześniej. W końcu drzwi odsunęły się, a w nowopowstałej szparze pojawiła się głowa mieszkańca domu. Wymruczał powitanie, a następnie wkroczył dalej. W końcu wszedł całkiem do środka, umożliwiając przejście drugiej osobie - młodej, ubranej w kożuch dziewczynie. Na jej jasnych włosach osadziło się kilka płatków śniegu. Sądząc po twarzy, miała nie więcej niż dwadzieścia wiosen. Wsunęła się do pomieszczenia, jeszcze nie patrząc na Zurisa - zrobiła to dopiero, gdy już jako tako otrzepała się z białego puchu. Mężczyzna w tym czasie zdjął szary płaszcz i rzucił go na jeden z zydli.

- Pan Zuris! - wykrzyknęła zaskoczona dziewczyna, jeszcze nie do końca zorientowana. Na jej twarzy widniało czyste zaskoczenie, które po chwili zmieniło się w... uśmiech. Wewnętrzny zmysł alchemika nie zauważył w nim fałszu, o dziwo. - Wiktor mówił, że ma gościa, który chce się ze mną widzieć, ale że to pan... - pokręciła głową w niedowierzaniu. Chłop skinął głową w stronę zainteresowanego, chyba miała to być jego wersja przedstawienia się. - Dzięki bogom, ludzie przestaną uważać mnie za wiedźmę. Powie im pan, prawda? Wrócił pan, by mnie obronić..

- Jaskółko..
- wtrącił Wiktor - Sytuacja jest chyba trochę inna, niźli myślisz. Panie... Zuris, powie jej pan to, co mi? Ja nie chcę się mieszać w wasze zielarskie sprawki... U koni będę, ot... - po tych słowach dość szybko ulotnił się z chałupy, zostawiając gościa sam na sam z zdezorientowaną młodą zielarką.

- Co.. Coś się stało, panie? - zapytała, siadając powoli na sienniku.

Ogień w palenisku ogrzał zmarznięte ciało, nadając policzkom dziewczyny rumiany kolor, niepodobna, czy to tylko z zimna.
Obrazek

Erriz | Tricya

Wróć do „Królewska prowincja”