Re: Północny trakt i okolice

31
Jeszcze w chałupie pierwszym, co Jaskółka zrobiła, było natychmiastowe spłonięcie rumieńcem i nieśmiałe odwrócenie głowy. Uśmiechnęła się jeszcze pod nosem, tak samo niekłamanie jak Zuris przed chwilą. Wymruczała tylko pod nosem „nie ma za co”, a następnie skinęła głową, ochoczo zabierając się za pakowanie jadła, nadal okryta kocem. Odwracała jednak wzrok, niepewna, jak ma się zachować.

- Magię można przerwać, tylko maga znaleźć… - odezwała się po chwili, odnosząc się do wypowiedzi alchemika. – Ale cóż to pan mówisz? Było coś podobnego? Gdzie? I… podobno nic pan nie pamięta. To jakże tu pamiętać o jakiejś opowieści…?

Skołowana, krzątała się jeszcze chwilę po chatce, nim okrycie zamieniła na starawy płaszczyk z kapturem. Opatuliła się nim szczelnie i zabrała swój tobołek. Jedzenie, opakowane w jeden kawał papieru, wręczyła Zurisowi.

Drzwi znowu zaprotestowały, dopiero popchane przepuściły zmarzniętą dwójkę. Większego problemu nie sprawiały chyba tylko dlatego, że chwilę wcześniej Wiktor przetarł szlak. Śnieg padał dalej, ale bardziej znośnie niż wcześniej. Dało się przejść, nie zostając zasypanym od stóp do głów. Wędrowiec w kilku susach dopadł do drzwi stajenki, w której Wiktor siłował się z swoją kobyłką. Valandril stał spokojnie w swoim boksie, korzystając z ostatnich chwil spokoju i niespiesznie przeżuwając owies.

- Daj się… tu… Kuźwa, Marchewka, daj se siodło założyć! – przeklął chłop, zręcznie unikając naumyślnie wymierzonego uderzenia z końskiego łba. Uzda jakoś się trzymała, ale najcięższy fragment uprzęży zwisał smętnie na grzbiecie, niepodpięty. Wiktor usiłował sięgnąć do klamry, zacisnąć ją, lecz starania konia skutecznie utrudniały mu to zadanie. Nim skończył, Zuris zdążył pomóc towarzyszącej im kobiecie zasiąść na grzbiecie swojego wierzchowca. Sama zainteresowana wyglądała na rozbawioną, ale i zadowoloną mimo sytuacji, w jakiej się znaleźli. Właściciel domku, który niebawem mieli opuścić, mniej. W końcu jednak zasiadł na grzbiecie swej bojowej klaczy, uzbrojony w starte lejce i sierp do zboża, z przywiązanym do boku pakunkiem z swoimi manatkami.

Pogoda nie zmieniła się, gdy wyruszali. Co jakiś czas w górze atmosfera zmieniała swój kolor, lecz obyło się bez pokazów elektrycznych, jak chwilę temu. Zuris, zostawiony bez konia, znowu musiał dreptać w śniegu i wysoko podnosić nogi. Wiktor tuż po opuszczeniu swojego domku zapewnił go, że podróż nie zajmie długo. Na opowieści, plotki i relacje nie było warunków. Wiatr, cały czas obecny, uniemożliwiał porozumiewanie się bez potrzeby kilkukrotnego wykrzyknięcia jakichkolwiek słów, zmuszeni byli więc do podróży w ciszy. I tak trwało, stabilnie, bez odchyleń, przez jakieś pół godziny, nim Zuris na horyzoncie ujrzał najwyższe piętra dworku. Z słów Wiktora usłyszał jedynie, to to jest cel ich wyprawy; resztę wypowiedzi zagłuszył wiatr. Gdy w końcu dotarli do dworku, Zuris był już solidnie przemarznięty, chociaż mógł na ten temat przeprowadzać długie dysputy wraz ze swoją drugą świadomością. Mieszkańcy wsi nie wyglądali lepiej.

Dworek był bielony, jednopiętrowy. Jedynie na rogach budynku majaczyły dwie wieżyczki wyższe o jedną kondygnację. Na portyku kilka kolumn, okna zamknięte ładnie wyrzeźbionymi okiennicami. Wszystko inne musiało znajdować się za przednią ścianą. Fakt faktem jednak, gdy wstąpili na ścieżkę prowadzącą tuż pod te drzwi, droga stała się odrobinę łatwiejsza – zapewne odśnieżona ją jeszcze przed śnieżycą. Gdy alchemik zapukał do dębowych wrót ciężką kołatą, dźwięk zdawał się rozbrzmieć w samym jestestwie jego duszy. Jeszcze w nim wibrował, gdy drzwi powoli uchyliły się i ukazała się postać ubrana w czarno-biały frak, niosąca świecznik do oświetlenia drogi. Gdy służący dojrzał zmarzniętego przybysza, z niesmakiem pokręcił głową, lecz zapytał, jak należało:

- Słucham, w czym mogę pomóc?
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Północny trakt i okolice

32
Gdy stanęli przed drzwiami dworu, pierwszym co uczynił było wyszeptanie kilku słów do kruka i posłaniu go w niebo. Jak tylko ciemny kształt zniknął w szarzyźnie padającego śniegu, alchemik chwycił wielką kołatkę w kształcie dwóch splecionych ze sobą węży (cholernie zimna – pomyślał, a świadomość przytaknęła jego słowom) Dotykanie jej było nieprzyjemne, ziąb jej wydawał się nienaturalnie głęboki, parzył dłoń aż do kości, powodował dziwne mrowienie... A przynajmniej tak alchemikowi wydawało się w czasie krótkiej chwili, kiedy trzymał ją w dłoni. Dźwięk który wydała przywodził na myśl grabarza wbijającego hufnale w wieko dębowej trumny. Donośny, metaliczny... oraz martwy. Zuris skrzywił się i odegnał w głąb świadomości (tej własnej) niemiłe uczucia. Zastanowi się nad tym zjawiskiem, jak tylko znajdzie chwilę wolnego czasu. Najlepiej w ciepłym fotelu przy płonącym kominku.

Wydawało się, że stoją tam wieczność, choć tak naprawdę dźwięk dziwacznej kołatki jeszcze brzmiał (nienaturalnie długo – pomyślał z goryczą wędrowiec) gdy z drugiej strony masywnych drzwi dało się słyszeć odgłos kroków. Chwilę później przybyszów dobiegł dźwięk odryglowywanego zamka, po czym wejście, w ciszy, stanęło otworem. Na progu stanął mężczyzna w nieokreślonym wieku, wzrostu Zurisa. Jego twarz przeszył grymas zniesmaczenia na widok zasypanych śniegiem, obszarpanych wędrowców. Widać było, że bije się w myślach co uczynić z tym fantem. Wygrał najwidoczniej profesjonalizm, bo lokaj, jak na porządnego lokaja przystało zapytał:

– Słucham, w czym mogę pomóc?

Zuris zastanowił się chwilę. Nie podobał mu się ton służącego. Nie podobało mu się jego wzgardliwe spojrzenie. Jednak nie miał zamiaru pokazywać, że cokolwiek go ruszyło, ale o urazach postanowił pamiętać. Może kiedyś przyjdzie pora, by odpłacić mu podobną monetą, jednak teraz, stojąc na progu potencjalnego pracodawcy nie wypadało wszczynać burd.

Gestem przywołał Jaskółkę, do tej pory stojącą kilka kroków dalej, obok Wiktora szamoczącego się z końską uprzężą. Dziewczyna podeszła do alchemika, zrzuciła kaptur i pytająco spojrzała na swojego towarzysza. Zuris bacznie obserwował lokaja, który nawet jeśli znał dziewczynę, nie dał tego po sobie poznać. Stał dalej w progu, ostentacyjnie stukając palcami wolnej dłoni w drzwi.

– Obserwuj wszystko uważnie, może coś ciekawego i interesującego rzuci ci się w oczy. – Szepnął Zuris do dziewczyny, po czym zwrócił się ku służącemu. – Słyszałem, że twój pan potrzebuje pomocy w pewnej... sprawie. Powiedzmy, że ja i moi towarzysze – ostatnie słowo mocno zaakcentował patrząc w oczy lokaja – bylibyśmy zainteresowani tą pracą. Oczywiście, jeśli okaże się, że nie godzi w naszą godność. – To słowo także wymówił ze szczególnym naciskiem, powoli przeciągając głoski. – Jednak o sprawie tej, chętnie podyskutowałbym z twym panem, jeśli łaska.
Czy byłbyś uprzejmy spytać go, czy przyjmie pod swój dach trójkę zmarzniętych wędrowców?
Ora
z – dodał po chwili – naturalnie, nasze wierzchowce.

W tej chwili wiatr znów zaczął wyć swą wcześniejszą mocą, jakby przypomniał sobie o nie dokończonym zadaniu, przynosząc nowe tumany śniegu, które na nowo zaczął pokrywać ludzi stojących przed drzwiami.
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Północny trakt i okolice

33
Zuris nie musiał czekać długo na odpowiedź ze strony lokaja, jako że ten po bliższym przyjrzeniu się przybyszom, lekko skinął głową, nieprzekonany jednak. Widać było, że przybycie kolejnych gąb nie było mu w smak.

- Margrabia zażywa teraz kąpieli uspokajającej – wyartykułował w końcu poważnym tonem, który brzmiał tak, jakby uważał się za lepszego od gości stojących na mrozie. Sam jednak zadrżał, gdy podmuch wiatru smagnął go prosto w pierś i spowodował, że płomyk w lampie drgnął niebezpiecznie. – Nikt nie poinformował nas zawczasu o przedsięwziętych środkach, więc pan bardzo się zmartwił, kiedy ta kopuła się pojawiła. Niemniej, jeśli rzeczywiście przyszliście uporać się z jego… problemem, zapraszam do środka. Porozmawiacie z nim, kiedy tylko go powiadomię. Parobek zaraz zabierze konie za dom.

Odsunął się, by przepuścić zmarzniętych gości. Jaskółka szybko skorzystała i, kichając, pierwsza przekroczyła próg. Po drodze skinęła Zurisowi głową na znak, że będzie pamiętać o poleceniu. Wiktor, idący za alchemikiem, mimo pogody pod psem wyglądał całkiem zdrowo. Ich juki zostały przy koniach.

- Ten lokaj pewnie z miasta – skomentował półgłosem, gdy dworski sługa zamykał za nimi drzwi. – Nie znam go. Za to w końcu z siostrą porozmawiam… Cholera, tylu zdobień w życiu nie widziałem.

W korytarzu było na co patrzeć. Ciemne cegły pokryto gładzią, na którą zawieszono kilka obrazów w złoconych ramach. Co jakiś czas napotkać można było wysublimowane uchwyty na pochodnie, w całym korytarzu panował jednak półmrok.

Lokaj zaprowadził ich do pierwszego pokoju, jaki napotkali na drodze. Jednym z kluczy w pęku, który trzymał przy pasie, otworzył ciężkie drzwi i wprowadził ich do pomieszczenia wyglądającego jak gabinet. W środku znajdował się upragniony kominek, nawet grzejący umieszczonymi na palenisku polanami, poza tym długi, solidny stół i kilka obitych krzeseł. Za stołem znajdowało się całkiem duże okno, wpuszczając do środka wystarczająco dużo światła, by widzieć całe wnętrze. W pomieszczeniu znajdował się jeszcze niewielki sekretarzyk i regał, na którym stało kilka, może kilkanaście książek.

- Rozgośćcie się. Pan powinien niedługo przybyć, by z wami porozmawiać.

Lokaj nie patrzył już, co kto robi. Ukłonił się szybko i wyszedł, zamykając za sobą odrzwia.

- W takim miejscu aż nie wypada wejść w zabłoconych butach… - zauważył chłop, gdy ten wyszedł. Przetarł swoje wysokie obuwie leżącą na deskach szmatą, do tego przeznaczoną. Wyglądał jednak, jakby czuł się nieswojo w tak bogatym środowisku. Kto jak kto, ale on wiedział, jak to jest żyć w skrajnej nędzy. Znalazłszy się w skrajnym bogactwie, nie wiedział, co z sobą zrobić, zaczął więc krążyć po pokoju, uważając nie wiadomo nawet na co. Jaskółka za to zsunęła płaszcz, zwinęła go w kłębek i siadła na skraju najbliższego krzesła, usiłując przestać kaszleć z lekką chrypką.

Pozostawało czekać…
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Północny trakt i okolice

34
Gdy tylko za służącym zamknęły się drzwi, Zuris zaczął knuć. Na dobry początek zlustrował spojrzeniem całą komnatę. – Stół, okno, sekretarzyk, regał... No i oczywiście kominek. Niewiele – pomyślał – choć może warto byłoby przyjrzeć się temu sekretarzykowi...
– Wiktorze – wyszeptał – bądź tak miły, przypilnuj drzwi, daj znać jak usłyszysz kroki lub zobaczyć kogoś przez dziurkę od klucza. Jest tak wielka, że spokojnie będziesz mógł się przypatrzeć. Ja wolę wiedzieć, czy hrabia nie trzyma tu czasem kuszy lub trucizny której doda nam do napitków – dodał, zerkając na pokaźną kolekcję trunków i kielichów stojących na sekretarzyku.
– Jaskółko, przyjrzysz się księgom? Może któreś z nich okażą się istotne. Warto poznać zainteresowania literackie naszego gospodarza...

Alchemik szybkim krokiem obszedł całe pomieszczenie. Dziesięć kroków szerokości... pięć długości. – Liczył mimowolnie w pamięci. – Zatrzymał się przy wielkim oknie. – Duże szyby z czystego szkła, łączone miedzią. – pomyślał – Cholernie drogie.Tak czy inaczej – mruknął do siebie, wyglądając na zewnątrz – nie jest za wysoko, dobra droga do ucieczki...

Nie zastanawiał się dłużej nad budową okna. Nie interesował go też zbytnio widok na zewnątrz. Zanotował tylko w pamięci, że za oknem rozciąga się duży, płaski teren, przykryty grubą warstwą śniegu. Zaciekawiony podszedł do sekretarzyka i aż syknął. Kolejna droga rzecz. Drewno wysokiej klasy, najpewniej tropikalne. Do tego misterne rzeźbienia. Wszystko idealnie wypolerowane, bez śladu gwoździ. Mistrzowska robota, warta majątek. Jak bogaty musi być ten, kto tak ładny mebel wykorzystuje jako półkę w gabinecie? Zerknął ciekawie do pierwszej szuflady. W tej samej chwili jego świadomość parsknęła śmiechem. – Ładna kolekcja bibelocików – mruknął. – Niejedna kobieta ma taką samą...
Kolejne szuflady również nie zawierały niczego ciekawego. Pęk ziół, jakieś papiery... W ostatniej, ulokowanej na samym dole szufladzie dostrzegł jednak coś ciekawego. Nie zdążył się temu jednak bliżej przyjrzeć, gdyż usłyszał ostrzegawczy syk Wiktora. Zostawił więc w spokoju sekretarzyk i bez pośpiechu przeszedł w stronę kominka, widząc, że Jaskółka czyni to samo. Zuris rzucił Wiktorowi pytające spojrzenie. Chłop wyjrzał jeszcze raz przez dziurkę i wzruszył ramionami. – Ktoś przechodził, chyba ten służący. – Powiedział. – Poszedł jednak dalej, fałszywy alarm.
Zuris zastanowił się chwilę. Skoro ma trochę czasu obejrzy jeszcze raz sekretarzyk. Gestem kazał Wiktorowi dalej czuwać, a sam ruszył w stronę mebla.
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Północny trakt i okolice

35
Wiktor czuwał przy drzwiach, Jaskółka starała się odcyfrować, cóż za literatura właściciela owego bogatego, zdobnego i z pewnością bardzo drogiego przybytku interesuje, Zuris zaś postawowił przejrzeć zawartość sekretarzyka, który margrabia kazał postawić w swoim gabinecie.

Cała trójka była dość zdenerwowana, jak można było wyczuć w powietrzu. Wiktor pochylał się nad dziurką, starając się wytężyć wzrok i słuch i zwrócić uwagę na lokatorów, którzy mogliby przejść lub wejść, co zapewne swego czasu i tak by się stało. Młoda kobieta mamrotała pod nosem kolejne litery, próbując przeczytać umieszczone na woluminach litery. W pewnym momencie zwróciła nawet cicho uwagę na to, że minęło wiele czasu, od kiedy ostatnio coś czytała i zdążyła wiele zapomnieć. Zapytała nawet, co to za znak – kreska w pionie i jedna odchodząca od niej w prawą stronę.

Niełatwo pracowało się w takiej atmosferze, jaka panowała wśród zmarzniętej trójki, chociaż powoli zaczęła już odtajać. Mimo kuszącego ciepła było całkiem nerwowo – czas płynął, zawartość szuflad zdawała się nie być wcale interesująca. Bransolety z kamieniami, kute naszyjniki, sygnety, znalazło się nawet kilka złotych kolczyków na klipsie i jakichś małych paczuszek – to prezentowała pierwsza szuflada. Druga zaś – podatki, zdawało się – suszona lawenda, jakieś karty do gry, kałamarz, znowu podatki, gęsie pióro… Trzecia podobnie – jakiś gruby papier listowny, ostrzałka do pióra, paczuszka z ziołami. Czwarta jednak była prawie pusta. Znajdowało się w niej kilka listów, jeden pisany na prawie czarnym papirusie.

Więcej nie zauważył, zaalarmowany. Jaskółka głośno wstrzymała powietrze i odwróciła się gwałtownie, powstrzymując atak kaszlu. Wszystko było już tak jak przed chwilą; gdyby pan tego domu akurat zapragnął zajrzeć do nieoczekiwanych gości, zaskoczyłby go tylko rumieniec na twarzach prawie przyłapanych na czymś wieśniaków. Lico Zurisa zaś wydawało się zbyt blade, by zagościł na nim pąs.

Stali tak jeszcze przez moment, czekając, aż lokator przejdzie, lecz, ku ich zdziwieniu światło z niesionego przez niego kaganka ponownie zajaśniało po kilkunastu sekundach, tuż po tym, jak zamek w drzwiach głównych szczęknął lekko. Następnie drzwi do gabinetu zaskrzypiały i do środka wszedł lokaj, ten co chwilę wcześniej. Wiktor zdążył w tym czasie odskoczyć od wejścia i stanąć pod ścianą, Jaskółka zaś usiadła na najbliższym jej krześle. Sługa poważnym spojrzeniem omiótł przybyszów.

- Pan został powiadomiony. Wkrótce powinien nadejść, jako że przyszliście w sprawie, która go niezmiernie martwi od jakiegoś czasu.

Skłonił się delikatnie, następnie dumnym krokiem przeszedł pokój i zasiadł na miejscu po drugiej stronie stołu w stosunku do tego, gdzie stał Zuris.

- Powiedzcie, co wiecie o sprawie? Kim jesteście? Niestety zostaliśmy tu na jakiś czas, jak widać, uziemieni, mamy zatem wiele czasu na rozmowę. Chcecie się czegoś napić? Nakażę zawołać pokojówkę.
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Północny trakt i okolice

36
– Co wiemy? – Zuris wzruszył ramionami. – Tyle tylko, że jest zlecenie. Dobrze płatne. Kim natomiast jesteśmy? Wędrowcami. – Pozwolił sobie podsłuchać podszeptów podświadomości i uśmiechnął się nieznacznie. – Imię moje brzmi Zuris, jestem alchemikiem... powiedzmy. Pozostała dwójka to Jaskółka, zielarka z miasteczka oraz Wiktor, nasz towarzysz i przewodnik. Kim natomiast jesteś ty?
Zuris przeszedł bliżej kominka, ściągnął jedną rękawiczkę i zaczął grzać dłonie przy ogniu. Rozpiął także płaszcz ukazując czarną, prostą koszulę.
Jaskółka kichnęła cicho. Zuris gestem zaprosił ją na krzesło, które ustawił uprzednio blisko kominka.
– Tak właściwie to poprosimy o coś do picia. – Powiedział w stronę lokaja. – Jednak za wino podziękuję – dodał szybko widząc, że służący sięga ręką w stronę flaszek stojących niedaleko. – Dla dziewczyny racz zlecić przygotowanie gorącego mleka, najlepiej z miodem. Wiktorze – powiedział odwracając się w stronę stojącego przy drzwiach człowieka – może napiłbyś się grzanego wina z przyprawami? Na pewno dobrze ci zrobi. Ja natomiast – dodał od razu, nie czekając na odpowiedź towarzysza – poproszę wywar ziołowy, najlepiej miętowy. Lub też napar z suszonych liści herbaty, jeśli znany jest w waszych stronach.
Gdy Zuris skończył składać zamówienie i dał lokajowi czas na odpowiednią reakcję, usiadł obok Jaskółki i wyszeptał jej kilka słów. Następnie skierował swe spojrzenie ku służącemu. – Skoro jesteś poinformowany o problemie swego pana, może powiesz nam, w czym jest problem? Nie ma sensu tracić jego cennego czasu, jeśli możemy porozmawiać o tym teraz. Choćby ogólnie.
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Północny trakt i okolice

37
Lokaj pokręcił głową z niesmakiem, próbując zakryć to podrapaniem się po nosie, postąpił jednak tak, jak należało - zadzwonił niewielkim dzwoneczkiem, który wydobył z siebie wysoki i czysty głośny brzęk. Odłożył go do kieszeni, czekając, aż jakaś pokojówka przybędzie ugościć nowoprzybyłych.

Za oknem znowu zaczęło mocniej sypać, wiatr zaczął wyć i dobijać się do okien. Zuris z zaskoczeniem ujrzał zarysy dwójkę sylwetek, kulących się pod zimnymi opadami. Ciągnęli za sobą Valandila i Marchewkę, które też nie wyglądały na zachwycone pogodą.

- Mam na imię Abram. To, kim jestem, nie ma wielkiego znaczenia. Jestem tylko lokajem. Widzę, że dwójka z was pochodzi stąd. Nie mogę powiedzieć, bym był zadowolony z faktu, że przychodzicie, chociaż domy i jadło macie niedaleko stąd. Wygonić was za to nie mogę, bo sami widzicie, jaka pogoda.

Otworzyły się niewielkie, niewidoczne wręcz, niewielkie drzwiczki ukryte między szafą a ścianą, na której znajdowały się okna. Zaskrzypiały lekko, a z wnętrza wyszła z przymusu zgarbiona młoda kobieta. O dziwo, półelfka, to poznał w lot po lekko zaostrzonych koniuszkach uszu. Szła pogodna, z uśmiechem. Dygnęła grzecznie, zapytała Abrama, czego potrzebował. Ten przekazał jej, co ma przynieść, a następnie odprawił machnięciem ręki. Po chwili krótszej od rozpalenia fajki małe drzwiczki zamknęły się za białogłową i na moment zapanowała cisza.

- Sprawa rozchodzi się o dzieci pana Mirreza - zaczął mówić lokaj. - Kilka tygodnia mają. Problem tkwi w tym, co wokół siebie wywołują. Latające zabawki to najmniejsze zmartwienie. Spadają donice, miecze ze ścian, przewracają się zbroje. Dzieje się to tylko wtedy, kiedy są w pobliżu, czy kiedy ktoś je niesie, czy kiedy są u siebie w komnacie. Dwie mamki już odstraszyły, szukamy następnej. Skaranie boskie z bliźniętami. Najgorsze jest to, że ktoś może przez to ucierpieć, i o to nam chodzi. Chodzi o to, by w jakiś sposób pan, oraz pana... towarzysze - to słowo wymodelował, jakby plwał. Widać było, że nie przypadła mu do gustu obecność dwójki mieszkańców wsi. - ...sprawił, by dzieciaki przestały wykazywać takie zdolności. Kuzynka pana, panna Felicia, chciała słać po Kapłanów Sakira, by sprawę zakończyli. Przez tą kopułę chyba nikt już nie skusi się nam pomóc, ani oni, ani nikt.

- To pana zadanie
- Abram oparł się o krzesło. - Kiedy pan przyjdzie, powie wam, co chcecie. Tymczasem przepraszam, obowiązki wzywają.

Wstał w końcu, przygotowując się do opuszczenia pomieszczenia.

- P...przepraszam... - odezwał się cicho Wiktor, wprawiając pozostałych w zdziwienie. Starał się wypowiadać słowa jak najbardziej oficjalnie, jakby sprawiało mu to trudność, może i tak było z resztą. - Moja siostra tu pracuje... Lidka, zna ją pan?

- Oczywiście - skinął głową lokaj, zaskoczony. - W czym rzecz?

- Zapyta pan o brata... Powie, żeśmy godni. Da nam pan tu pomieszkać? - spojrzał na niego błagalnie. Jaskółka skurczyła się w sobie, powstrzymując kolejny atak kaszlu.

- Pomyślę... - Abram, zaskoczony, skinął głową.
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Północny trakt i okolice

38
– Poczekaj chwilę. – Powiedział Zuris podchodząc do lokaja z grobową miną. – Odkąd moi towarzysze podróżują ze mną, nie powinno nikogo interesować skąd pochodzą, ani jakiego są stanu. Proszę tylko, aby traktowano nas – zaakcentował mocno ostatnie słowo – poważnie, bo być może jesteśmy w stanie wam pomóc. – Alchemik odwrócił się na pięcie i idąc w stronę Jaskółki – Wybacz, że odciągnąłem cię od twych obowiązków. – Rzekł jeszcze do zaskoczonego lokaja.
Gdy za służącym zamknęły się drzwi, Zuris rozsiadł się wygodnie na krześle.
– Nie dajcie sobą pomiatać. – Powiedział do towarzyszy. – Nie jesteście wcale gorsi od niego. Jeśli jego pan traktuje gości podobnie... Cóż, nie zaprzyjaźnimy się.
Gestem wskazał im wolne krzesła przy kominku. – Nie lubię czekać... – mruknął do siebie, po czym dodał głośniej – Sprawa wydaje się całkiem ciekawa. Bardzo możliwe, że dzieci zostały opętane. (alchemik poczuł, że jego druga świadomość ciekawie nadstawia uszu) Możliwe też – dodał po chwili – że zaczęły przejawiać talenta magiczne, całkiem niezwykłe w tym wieku... Trzeba się dowiedzieć, czy komuś z domowników coś się stało. Wiktorze – zwrócił się do chłopa – to zadanie w sam raz dla ciebie. Porozmawiasz z siostrą? Skoro tu pracuje pewnie zna wszystkie fakty i plotki. Najbardziej interesuje mnie, czy ktoś z domowników lub służby nie miał dziwnego wypadku, lub nagle nie zachorował. Dowiedz się także wszystkiego o tych zdarzeniach i samych dzieciach, dobrze? Nikt nie będzie cię podejrzewał. Skoro wiedzą, żeś z siostrą dawno się nie widział, to oczywiste będzie, że chcecie ze sobą porozmawiać.
Alchemik przerwał na chwilę aby dać odpocząć zmęczonemu gardłu. Kiedy ostatnim razem gadał tak wiele, jak w ciągu ostatnich dni? (rozmowy prowadzone w głowie się nie liczą – odpowiedział na pytanie usłyszane w umyśle)
Z rozmyślań i wymiany mentalnych zdań wyrwało go kolejne kichnięcie dziewczyny.
– Rozbierz się – powiedział i widząc jej zaskoczone spojrzenie połączone z zawstydzonym rumieńcem szybko dodał – oczywiście nie cała! Zdejmij przemoczony płaszcz i powieś go na krześle przy kominku. Szkoda by było, jakbyś się przeziębiła. Niedługo winna pojawić się służka z napitkami.
Przy okazji
– dodał, gdy dziewczyna wykonała polecenie – co sądzisz o jego – przy tych słowach wykonał gest w stronę biurka – książkach? Oraz czy cokolwiek od wejścia tutaj cię zaintrygowało?
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Północny trakt i okolice

39
- Co za człowiek… - wymruczał Wiktor, gdy lokaj w końcu wyszedł. Wyglądał, jakby jego nerwy właśnie wróciły z długiej i męczącej podróży w głąb sztucznej grzeczności i chłodnej uprzejmości. Widać było, że i jemu nie było w smak to, jak Abram traktował miejscowych. – Zurisie, gdyby nie ta bariera i to, że niedługo może zabraknąć żywności, wróciłbym do domu, szczerze. Fajnie jest, ale to nie na moje nerwy… za bogato. Czuję się jak śmieć.

Zapewne to właśnie takie wrażenie miał sprawiać na maluczkich tak bogaty i pyszny wystrój wnętrza. Każdy, a zwłaszcza ten najmniejszy, czuł się przy nim niewielki, przytłoczony, jakby złoto-białe draperie miały za zadanie odganiać, kusić jak kobra, piękna, urzekająca, lecz diablo niebezpieczna i, w końcu, ostrzegająca przed samą sobą. Nie, to miejsce nie było przeznaczone dla każdego. Jedynie nieliczni zdolni byli igrać z tym zdobionym wężem, większość po prostu nie dawała rady. Wiktor nie dawał rady. Widać było, że czeka, by znaleźć się w skromniejszych wnętrzach pomieszczeń gospodarczych, blisko siostry, bliżej stanu, w którym zwykł kiedyś żyć. I, również, by wybadać sprawę z własnego źródła.

Jaskółka za to wyglądała, jakby warte majątek skarby nie robiły na niej większego wrażenia. Skupiła się na tym, co jej przykazano, a poza tym więcej uwagi poświęcała własnemu zdrowiu. Zdjęła za poleceniem płaszcz i odwiesiła go. Szybko otuliła się własnymi dłońmi, usiadła jak najbliżej ognia. Zaczęła się niepokoić, jej głos drżał, kiedy mówiła, cóż okoliczny graf trzymał na półkach.

- Coś… coś… Przepraszam, kche kche.. – kaszlnęła. – Coś o polityce, pieniądzach, zdaje się, chyba nawet zielnik tam miał. Nic charakterystycznego.. kche – zbladła. – Powiedz, proszę, że to nie to

Otuliła się szczelnie. Wyszeptała, że nie powinna być w pobliżu ludzi. Że nie powinni byli jej zabierać. Że tylko chorobę sprowadzi. Spuściła głowę, spędziła tak dłuższą chwilę. Wiktor wahał się, czy podejść, lecz chyba wygrała w nim męskość. Położył rękę na ramieniu dziewczyny, szepnął jej coś pocieszającego.

Dopiero po chwili niewielkie drzwiczki znowu się otworzyły, a do środka weszła ta sama półelfka, co poprzednio, niosąc uważnie tacę z trzema szklanicami. Ogarnęła wzrokiem otoczenie, uśmiechnęła się smutno na widok przybyłych.

- Do dzieciaków, co? – zagadała, kładąc tacę na stole. – Chyba nie warto, ale wasz wybór. Takie coś nie znika, bo ktoś coś zadzieje, chociaż pan Mirrez inaczej myśli. Na waszym miejscu wyniosłabym się stąd. To miejsce jest zepsute. Swoją drogą, kolego w czerni, chyba mamy coś wspólnego – uśmiechnęła się półgębkiem, rzucając Zurisowi spojrzenie wyrażające zainteresowanie. Palcem wskazała zaostrzone końcówki uszu. – Jestem Renn. Jeszcze się spotkamy.

Wyszła dość szybko, zostawiając po sobie tylko aromat herbaty, która, jak się okazało, znana była w dworku. Znowu zapanowała cisza, przerywana tylko trzaskaniem płomyków w palenisku. Trzy cienie drgały na drewnianej podłodze. Ciężkie chmury za oknem blokowały każde światło, było dość ciemno. Była dopiero pora obiadu.

Wiktor odszedł od ognia, by zabrać dwa napoje. Przy okazji zapytał:

- A w szafkach coś ciekawego trzyma? Kurczę, żeby znowu nikt bez zaproszenia nie wlazł.

- Jaska… -
zwrócił się do znajomej. - Jeśli możesz, siedź w czeladnej. Jeśli to to, to długo tu miejsca nie zagrzejesz. Nie daj po sobie poznać. Wystarczy, że już coś po tobie widać…

Dziewczyna kiwnęła głową blado.
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Północny trakt i okolice

40
Coś takiego... – Mruknął nieco zniesmaczony Zuris, widząc reakcję półelfki. Ktoś w jego umyśle śmiał się za to w najlepsze. – A skąd ona wiedziała o moich uszach... Przecież przez włosy nic nie widać... – mówił ciągle pod nosem. – No, nie ważne! Jaskółko, mowy nie ma.. – Zwrócił się do dziewczyny. – Po pierwsze sądzę, że jesteś po prostu przeziębiona. W końcu przeszliśmy całkiem spory dystans przy takiej pogodzie. Po drugie, nawet JEŚLI jest to TA choroba, to nie dam cię stąd wygnać. Zaopiekuję się tobą, choćby sam.
Alchemik z powrotem podszedł do kredensu. – Wiesz co, Wiktorze? To dobry pomysł, pobuszować w szafkach... Jednak trochę to ryzykowane. W każde chwili może pojawić się pan tego domu, jego wredny sługa lub ta... służka. Poczekajmy grzecznie, rozkoszujmy się ciepłem i napojami, póki jeszcze nie mamy na głowie nowych zmartwień.... Chwila – Zuris przerwał na moment i bystro popatrzył w stronę dziewczyny. – Mówiłaś, że posiada zielnik? Wiesz może JAKIE zioła w nim zostały opisane? Zwykłe? Magiczne? Trujące? Chętnie bym go przejrzał, jednak nie pamiętam prawie nic związanego z zielarstwem... Ironia, nieprawdaż? Alchemik który nie zna się na ziołach...
Przez chwile w pokoju panowała cisza, przerywana tylko trzaskaniem płomieni i siorbaniem z kubków.

– Jak się czujesz? – Spytał dziewczynę, gdy dopił napój do końca. Ciepło przyjemnie rozlewało się po jego ciele... lub przynajmniej jego części. – W szufladzie znalazłem wiązkę ziół, mogłabyś je scharakteryzować? Jak tylko pojawi się gospodarz, poproszę go o pokój i opiekę dla ciebie. – Powiedział, patrząc w jej załzawione oczy. – Nie martw się, wszystko będzie dobrze. A, właśnie, Wiktorze – dodał po chwili, odwracając się w stronę mężczyzny – jakie stosunki łączą cię z siostrą? Będzie zadowolona, mogąc się z tobą spotkać?
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Północny trakt i okolice

41
- Wie pan co… - odezwała się Jaska, ciasno oplatając się własnymi ramionami. Wpatrzyła się w ogień. – Obejrzałam te księgi tylko po okładkach, dość czasu zajęło mi odczytanie ich tytułów. Musiałby pan sam sprawdzić, bo w tej chwili wolałabym posiedzieć tu, koło ognia. Mam nadzieję, że rzeczywiście się nie zaraziłam od nikogo… Niby antidotum mogę sporządzić, ale jeśli ma być tak, jak na wiosnę, to nie wiem, czy chcę tego próbować…

- Panie Zuris, jak tak się przyjrzeć, to rzeczywiście jakieś podobne te twarze macie – wtrącił Wiktor, z zaciekawieniem zerkając do tych samych szuflad, które Zuris już przejrzał – i brody pan nie ma, nawet włoska, i jakieś delikatne rysy… Może po tym coś jakoś…? Swoją drogą, ta dziewczyna podobno stąd jest, ale jakoś nie widać jej w wiosce, z tego, co słyszałem od siostry, zanim przyszła tu na służbę. Dawno nie rozmawialiśmy, ale zawsze dobrze się dogadywaliśmy, pewnie się ucieszy… Mam nadzieję, że będzie radośniejsza niż kiedy ostatnią ją widziałem. W ogóle, od kiedy tu pracuje, jakoś taka cicha się stała.

Niepytany, wyciągnął pęczek ziół, podszedł do Jaskółki i zaprezentował jej znalezisko. Ta ostrożnie chwyciła suszone badylki, obejrzała z każdej strony, nawet powąchała, chociaż nie wyszło jej to zbytnio z powodu zatkanego nosa, a w końcu oddała chłopowi, by ten włożył go z powrotem do sekretarzyka. Wzruszyła ramionami.

- Na Archipelagu nazywa się to kadzidłem, o ile pamiętam. Zwykłe zapachowe zielsko. Co właściwie się stało, że pan wszystko zapomniał? Dlaczego pan nas nie poznał? Mnie...? – zagadała, by czas szybciej minął. Towarzyszący im chłop ciężko legł na krześle, przyszurał nim do paleniska i wgapił się w płomienie. Minę miał nieciętą, zamilkł.

Kolejny raz drzwi otworzyły się dopiero po kilku minutach siedzenia. Tym razem jednak przywiało tego, którego miało przywiać – pana domu.

Margrabia miał na sobie elegancki, gruby szlafrok, pewnie z jakiejś drogiego, wschodniego materiału. Wyglądał na równolatka Zurisa, co więcej, podobnie do niego, jego twarz nie wyrażała wielu emocji. Można było wręcz powiedzieć, że był niezadowolony. Z resztą, kto go tam wiedział.

Ogarnął wzrokiem przybyszów, a następnie wparował do pokoju, niosąc za sobą zapach niezidentyfikowanych, ostrych perfum. Pokój jakoś od razu zaczął zdawać się mniej przytulny i bardziej oficjalny.

- Przyszliście zobaczyć, co z moimi dzieciakami, co? – zapytał, nim jeszcze zasiadł na miękkim fotelu pod oknem. – Przerwaliście mi kąpiel. Wiecie, jak szybko musiałem kończyć? Gdyby to nie było to, jeszcze byście poczekali. To ta cholerna bariera… - podrapał się po głowie. – Sprawa jest jasna. Macie zrobić tak, żeby bliźniaki nikogo mi ze służby ani z rodziny nie zabiły. Jak, to mnie nie interesuje. Mają przeżyć, zastrzegam.

Dopiero w tym momencie się zreflektował, że o nic nie zapytał. Zastała krótka przerwa, po której dopiero kontynuował.

- Kim jestem wiecie, interesuje mnie, kim wy jesteście. Wasza dwójka – wskazał długi, podobnym kości palcem na miejscowych – podobno stąd. Jak już musicie, to możecie spać z służbą, byle mi się pod nogami nie pałętać. Ty zaś – spojrzał na alchemika – obcy, jak słyszałem. Skąd masz te blizny? Nie podobają mi się. Zajmij jakiś wolny pokój, póki zadania nie wykonasz. Zastrzegam, że jak nie podołasz, mogę was wyrzucić, całą trójkę. Cena to dwieście pięćdziesiąt gryfów. Pasuje?
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Północny trakt i okolice

42
– Miałem mały... wypadek. – Odpowiedział Zuris, starając się dobrać odpowiednie słowa. – Uczestniczyłem w jakimś eksperymencie, czy rytuale... Nie wiem dokładnie, wszystko to są tylko moje domysły. Obudziłem się w jakimś podziemnym, zniszczonym laboratorium. Wszyscy magowie i alchemicy byli martwi. Od tego czasu wędruję. – Alchemik postanowił przemilczeć sprawę gościa siedzącego w jego umyśle... i nie tylko w umyśle. – Naprawdę nie pamiętam niczego, nawet ciebie, moja droga. – Dodał łagodniej, patrząc na rozchorowaną, smutną dziewczynę. – Jeśli chcesz, możesz mi opowiedzieć wszystko to, co się tutaj działo... co zaszło i tak dalej. Sądzę, że jest to ciekawa historia. Nie bądź na mnie zła, naprawdę chciałbym pamiętać cokolwiek... Może jeśli o wszystkim mi opowiesz, coś pobudzi moją wyobraźnię? – Powiedział na zachętę, starając się ożywić nieco zmarkotniałą Jaskółkę.

Po chwili pojawił się pan domu. Minę miał, jakby ktoś wsadził mu rozgrzany kawał żelaza w rzyć. Przynajmniej tak podpowiadała Zurisowi jego świadomość. Złośliwie się z nią zgodził, gdyż wizja cierpiącego w ten sposób szlachcica była całkiem zabawna. Co dziwna, razem zgodnie stwierdzili, że go nie lubią. Ot tak, po prostu. Nie wydawał się sympatyczny. Poza tym, był bogatym mieszczuchem...

Zuris skrzywił się nieznacznie w chwili, gdy wielki hrabia zaczął uskarżać się na przerwaną kąpiel. Będzie trzeba przytrzeć mu trochę nosa...

Czekał cierpliwie, aż skończy mówić. Gdy zadał ostatnie pytanie, alchemik wstał i przeciągnął się, trzaskając przy okazji kilkoma stawami.

– Dziękuję za herbatę. – Powiedział lekko i przeszedł się po pokoju. Z zadowoleniem stwierdził, że szlachcic zdenerwował się nieco takim zachowaniem. – Moi towarzysze to Wiktor i Jaskółka, przyjaciele i pomocnicy. Proszę, traktuj ich dobrze, gdyż możliwe, że ich pomoc będzie dla mnie NIE – O – CE – NIO – NA w tej sprawie. – Zastanowił się chwilę i kontynuował. – Pozwól dziewczynie spać w moim pokoju. Biedaczysko przeziębiła się wędrując przez taką nieludzką pogodę.

Zrobił kilka kółek po pokoju i dopił napój do końca. – Aach... doskonała. Herbata, oczywiście. – Dodał widząc trochę zbaraniałe spojrzenie gospodarza.

– Odpowiadając na kolejne pytanie. Jestem Zuris de Lenfent du Lac. Alchemik. – Nazwisko, co prawda trochę cudaczne, podpowiedziała mu świadomość, szepcząc mu w głowie, że znała kiedyś demonologa o podobnym nazwisku. A może wampira? Nie była do końca pewna, gdyż, jak mówiła, było to całkiem dawno temu.

Konwersację w głowie przerwało im chrząknięcie trochę zniesmaczonego szlachcica. Wyglądało na to, że alchemik znowu trochę odpłynął od rzeczywistości. Cóż, czasami się zdaża...

– A moje blizny to moja sprawa. – Parsknął, trochę niegrzecznie. Po czym wymienił kilka zdań w swojej głowie. Następnie uśmiechnął się paskudnie i kontynuował. – Wybacz proszę, me niegrzeczne zachowanie. To cena za wiedzę. Dowiedziałem się, że nie należy szydzić z kobiety, która pod kiecką trzyma nóż.

– A co do ceny – powiedział po chwili – to jak najbardziej nam odpowiada. Dwieście pięćdziesiąt gryfów dla KAŻDEGO z nas, to naprawdę szczodra oferta, godna pana tak wielkiego i sławnego jak ty.

Zuris ziewnął. – Pozwolisz, że zajmiemy się zadaniem jutro z rana? Cały dzień jesteśmy na nogach. Każ posłać po nas, gdy dzieci wstaną, przyjrzymy się im i postanowimy co dalej. Ach, właśnie! – klasnął w ręce i na pięcie odwrócił się w stronę pracodawcy – będę mógł jeszcze prosić o dzbanek tej herbaty?
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Północny trakt i okolice

43
Ku zdziwieniu Zurisa, arystokrata potarł podbródek i spojrzał na niego, uśmiechając się półgębkiem, gdy ten tylko nadinterpretował cenę, którą miał mu zapłacić. Nie powiedział jednak nic, nim alchemik nie skończył. W końcu jednak uznał, że nadeszła jego kolej na ripostę. Postanowił odpowiedzieć, kciukiem głaskając brodę, drugą rękę zaś opierając o poręcz krzesła. Białowłosy musiał jednak przyznać, że rezon tracił tylko na moment.

- Cwaniście, panie de Lenfent. Przyznam, że nie znam tego rodu, niemniej to, że myślicie i się nie wahacie, się wam ceni. Pańska koleżanka… - rzucił w stronę Jaskółki, która siedziała, patrząc pod własne nogi, dwuznaczne spojrzenie. Zrobił przy tym minę, jakby w jego głowie zaświtał jakiś niecny plan. - …niech śpi u was. Abram pokaże wam pokoje do wyboru. Kilka stoi pustych, wybierzcie sobie. Pana kolega też może, skoro tak chcecie go tu zostawić. Dwieście pięćdziesiąt dla KAŻDEGO z was, po namyśle, wydaje mi się za dużo. Sto pięćdziesiąt i dorzucę takie dziwne jajko, które kura zniosła jednemu ze sług. Może być nawet jako zaliczka. Liczę tylko, że zrobicie, co zrobić macie. Tyle wam wystarczy, wiele i tak nie kupicie w tych czasach – dla podkreślenia swych słów obejrzał się za okno, za którym znów zaczęło sypać. Wysoko w górze tańczyły blade ogniki, a szkielety drzew znacznie wyginały się w prawą stronę. Wyło we framugach.

- Cóż więc więcej mówić, zaczynacie od rana, jak chcecie. Nie zdziwiłbym się, gdyby coś dziś się stało. Ot, fatum… - dodał, wstając z wyraźnym trudem zza stołu – meble lubią drżeć, a szyby pękać, kiedy coś się dzieje. One to czują – wskazał kciukiem gdzieś na górę, co oczywista, mając na myśli dzieci. Momentalnie jednak spochmurniał, gdy wypowiadał następne słowa.

- Szkoda tylko, że moja żona nie może już oglądać swoich dziatek. Odeszła za szybko, biedaczyna – potrząsnął głową, chwytając wyciągnięty z kieszeni dzwonek, którym następnie zadzwonił. – Idźcie już. Jeśliście głodni, w jadalni będzie niedługo podawany obiad. Jak nie, to wasza wola, co robicie.

W drzwiach pojawiła się głowa lokaja. Zamienił on po cichu kilka słów z swym panem, po czym przepuścił tego drugiego.

- Ach, zapomniałbym. Herbaty możecie dostać nawet i trzy dzbanki. Byleby mi w domu nie straszyło – rzucił jeszcze margrabia, stojąc w progu. Po chwili zniknął, a jego kroki zaczęły się powoli oddalać i cichnąć w korytarzu. Poza alchemikiem, zamkniętą w sobie Jaskółką i zbaraniałym Wiktorem w pokoju został jeszcze Abram, który z nigdy nieschodzącym z twarzy wyrazem profesjonalizmu wskazał całej trójce wyjście i przejście w głąb domu.

- Zapraszam za mną – polecił nieznoszącym sprzeciwu głosem.
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Północny trakt i okolice

44
– A na cholerę mi jajko? – pomyślał Zuris, powstrzymując się od wypowiedzenia tego na głos. Jednak musiał przyznać, że czterysta pięćdziesiąt gryfów do podziału na trzech brzmi o wiele lepiej, niż proponowane dwieście pięćdziesiąt. Do tego dochodził dach nad głową i wyżywienie. I to nie byle jakie, jeno z wyższej półki.

Ruszyli za sługą, przemierzając długie korytarze mrocznego dworku. Gdy znaleźli się na piętrze, Abram gestem wskazał im pokoje do wyboru. Wzięli dwa, tuż obok siebie. Wiktor udał się do mniejszego, z wyraźną ulgą na twarzy opuszczając elegancki korytarz i wrednego sługę. Alchemik wprowadził Jaskółkę do większego, dobrze umeblowanego pokoju i posadził na dużym łożu, zaopatrzonym w baldachim. Następnie przeszedł do malutkiej łazienki, w której znajdowała się tylko drewniana balia, pracowicie napełniania gorącą wodą przez dwie służki, zamienił z nimi parę słów, wziął wielki, biały, puchowy ręcznik, po czym wrócił do pokoju.

Rozbieraj się i wskakuj do balii – powiedział odwracając się plecami do Jaskółki – musisz się porządnie wygrzać.

Następnie, nadal nie patrząc, podał jej ręcznik, po czym podszedł do ściany i pociągnął jeden z dzwonków, wzywających służbę.

Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, śmiało wołaj. – powiedział słysząc kroki dziewczyny, zmierzającej do łaźni. Chwilę później ktoś cicho zapukał do drzwi, po czym, po zaproszeniu Alchemika, wszedł do środka.

Pan wzywał? – zapytała nieśmiało młoda służka, nerwowo przestępując z nogi na nogę.
Przepraszam, że przeszkadzam – powiedział ciepło Zuris, uśmiechając się zalotnie do kobiety. Było to coś tak bardzo niepodobnego do niego, że świadomość fiknęła koziołka, zbierając szczękę z podłogi. – Moja... przyjaciółka źle się czuje. – Powiedział po chwili wahania, uznając, że nie ważne co powie, służba i tak zrobi z tego łóżkową sprawę. – Przeziębiła się, biedactwo. Straszną pogodę macie o tej porze roku! – Dodał żartobliwie. Lepiej być za pan brat ze służbą, niźli ją do siebie zrazić. – Macie może, dobra kobieto, gdzieś w kuchni, lub spiżarni trochę suszonych ziół? Najbardziej interesował by mnie rdest, kozłek lub świetliszka... najlepiej jakby znalazło się wszystkiego po troszku. – Mrugnął do niej porozumiewawczo. – A do tego dzbanek gorącej wody... oraz drugi, z herbatą. Mogę na ciebie liczyć?

Gdy za dziewczyną zamknęły się drzwi, Zuris wrócił, usiadł na łóżku i zaczął myśleć. Przede wszystkim, co z dziewczyną? W pokoiku obok słychać było, jak pluska się w bali. Alchemik uśmiechnął się smutno. Kiedy on, ostatni raz, mógł się w spokoju zrelaksować? To było tak dawno temu...
Westchnął, wstał i przeszedł się po sypialni. Uznał, że łóżko odda dziewczynie, a sam prześpi się na kozetce. Nie będzie pewnie tak wygodna jak łóżko, jednak na pewno będzie mu tam lepiej, niż zeszłej nocy, na sianie w dziurawej stajni.

Ściągnął płaszcz i rozplątał rzemyczek przy koszuli. Nie pozostawało mu nic innego, jak czekać na służącą, która może załatwi kilka leczniczych ziół.
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Północny trakt i okolice

45
Nie ma co, lokalny władyka miał pieniądze na urządzenie domu dość bogato, by nawet wyglądało to gustownie. Alchemik z oczywistych przyczyn nie mógł sobie przypomnieć, aby widział coś umeblowanego za większe pieniądze. Strach było pomyśleć, jak w takim razie wyglądała osobista komnata właściciela albo jego dzieci. Ten pokój zaś, jeden z gościnnych, poza dwuosobowym łożem z baldachimem zawierał… prawie wszystko. Obita jakimś śliskim, delikatnym materiałem, zapewne z Archipelagu sofa zapraszała do położenia się na niej, dywan zdawał się nie zwykłą mozaikową dekoracją podłogi, a jakimś kuszeniem, tak miękki, że stopy Zurisa zapadły się w nim prawie po kostki. Dwie ogromne szafy z kattoczańskiego drewna, toaletka dla kobiet, kilka rzeźbionych i obitych tym samym co sofa materiałem krzesła, a nad wszystkim dwa ogromne lustra wiszące na krwistej boazerii. Do tego ogromny obraz przedstawiający jakiś górski krajobraz – ani chybi autentyczny. Niewielka łazienka zaś wyłożona była czymś śliskim, zapewne wodoodpornym. Na ścianach widniało mniejsze niż w pokoju lustro, sama balia zaś wydawała się przeznaczona dla dwóch osób. Jaskółka musiała czuć się w niej naprawdę jak królowa.

Dwie służki, które napełniały wannę, wydawały się swoimi przeciwieństwami. Żadna z nich nie była półelfką spotkaną w gabinecie Mirreza – jedna z nich, smagła, wysoka, zadbana i ubrana w frywolny fartuszek zrobiła wszystko z chyba fałszywym uśmiechem, druga zaś, niska i przy kości, zdawała się spoglądać na wszystko rozbieganym i rozkojarzonym wzrokiem. Poszły sobie dość szybko. Zaś ta, która się pojawiła… była jeszcze inna. Chuchro, niska, chyba miała coś nie tak z oczami, bo co chwilę to marszczyła brwi, to je podnosiła. Zachowywała się trochę nerwowo i nieswojo w towarzystwie podróżnika, chciała chyba wypełnić jego polecenia, bo na wszystko ochoczo kiwała głową. Pachniało od niej rozmaitymi przyprawami i zwykłym kuchennym aromatem. Była trochę brudna.

W czasie, gdy Zuris czekał na przyniesienie poproszonych składników, postanowił spędzić chwilę na rozmyślaniach. Nie trwała ona jednak długo z jednego prostego powodu – Jaskółka ją przerwała cichym wołaniem z łazienki. Alchemik, nim odemknął drzwi, zapukał lekko. Tak wypadało. Jaskółka siedziała w sporawej balii tyłem do niego, z podkulonymi nogami. Jej ubrania leżały na zydelku w rogu pomieszczenia. W powietrzu unosiły się kłęby pary, by natychmiast osiąść na skórze alchemika w postaci cieniutkiej warstwy pary wodnej. Trudno się oddychało.

- M… możesz pomóc mi umyć plecy? – odezwała się nieśmiało dziewczyna, pokazując Zurisowi trzymany w dłoni ług. Woda była nieprzejrzysta, różnica na skórze widoczna gołym okiem – wiejska zielarka nie miała wielu okazji, by porządnie się wymoczyć i zdecydowanie odbiło się to na czystości jej skóry. Odwróciła na chwilę twarz, by spojrzeć na alchemika z uśmiechem błyskającym lekko w oczach. Rozpuszczone i wilgotne włosy wyglądały na ciemniejsze niż zwykle.

Około dziesięć minut później do pokoju, który zajęła ta dwójka, weszła służka trzymając w jednej dłoni jeden dzban, w drugiej drugi, pod pachą nosząc jeszcze naręcze różnych ziół. Zuris zdążył już do tego czasu opuścić łazienkę. Postawiła wszystko na stole i ukłoniła się, nim skierowała się, by wyjść.
Obrazek

Erriz | Tricya

Wróć do „Królewska prowincja”