Re: Północny trakt i okolice

46
– M… możesz pomóc mi umyć plecy? – odezwała się nieśmiało dziewczyna, pokazując Zurisowi trzymany w dłoni ług.
Unosząca się w powietrzu para wodna utrudniała oddychanie. Zielarka, nawet teraz, zabiedzona i chora wyglądała... pięknie? Tak, chyba to słowo przemknęło w myślach alchemika, który uśmiechnął się lekko. Zainteresowanie wykazała nawet druga świadomość, szepcząc parę słów do Zurisa.

Oczywiście, moja droga. – Powiedział w końcu cicho, ściągając prawą rękawiczkę i podwijając rękaw. Następnie wziął środek od dziewczyny i starannymi, powolnymi ruchami wyczyścił jej plecy. Jaskółka miała już coś powiedzieć, gdy skończył, wycierając dłoń w jeden z leżących na stoliku ręczników, gdy rozległo się pukanie do drzwi i Zuris wyszedł, wzdychając ciężko i rzucając dziewczynie dwuznaczne spojrzenie, ku złośliwej uciecze nie do końca swojej, świadomości.

Podziękował służce, rad, nie rad jej przybycia w tej chwili i zabrał się za mieszanie ziół. Gdy po parunastu minutach drzwi od łazienki otwarły się ponownie, trzymał już w dłoni kubek gotowego naparu, wydzielającego jednocześnie gorzko – słodki zapach.

Dziewczyna, domyta i wygrzana, wyglądała o niebo lepiej, niż przed parunastoma godzinami, gdy spotkał ją po raz pierwszy... Po raz pierwszy? Przypomniał sobie słowa dziewczyny; że przecież kiedyś już się widzieli. Brak pamięci znowu dał o sobie boleśnie znać. Alchemik jednak, odepchnął ponure myśli i postanowił choć na chwilę ulec urokowi Jaskółki. Wyglądała ślicznie, w rozpuszczonych, wilgotnych włosach; boso, owinięta tylko jednym z wielkich ręczników.

Patrzył na nią przez chwilę, dopóki na twarzy jej nie pojawiły się wstydliwe rumieńce... Ale czy aby na pewno wstydliwe? – podszeptywała mu słodko świadomość, co nieco wiedząc o tych sprawach.

No, moja droga – powiedział wreszcie alchemik – wyglądasz o niebo lepiej. Jak się czujesz?

Nim zdążyła odpowiedzieć, dodał jeszcze szybko:

Masz tutaj zioła, wypij wszystko do dna. I wskakuj natychmiast do łóżka. Tylko zdejmij, ekhm – coś najwidoczniej załaskotało go w gardle – ten mokry ręcznik. A tak – dodał po chwili, gdy zorientował się, co właśnie powiedział – kubek stawiam na stoliku i już się odwracam, zawołaj mnie, gdy już... hm... no wiesz.

Te zioła powinny pomóc w walce z przeziębieniem, nic się nie martw. – powiedział odwracając się twarzą w stronę ściany... na której znajdowało się spore lustro, ukazujące rozbawioną Jaskółkę, osłaniającą się puszczonym luzem ręcznikiem.

O, wybacz, ekhm. – wymamrotał idąc do kąta, jak skarcony dzieciak. Świadomość natomiast umierała ze śmiechu.

O czym to ja... A, tak. – dodał wreszcie, aby jakoś zmienić temat... choć na trochę. – Nie musisz się obawiać o zarazę, jestem prawie pewien, że to zwykłe przeziębienie. Nie wiem do końca jak, ale wyczułem to, gdy dotknąłem cię tam... to znaczy – dodał szybko, strofując się w myślach za głupio brzmiące słowa, które dziwnym trafem dobiera – ekhm, tam na plecach – wskazał nieporadnie prawą ręką między własne łopatki – jak cię myłem. – Tak, teraz był pewien, że słyszy wyraźny chichot dziewczyny. Musiał się potwornie zbłaźnić. Ale śmiech Jaskółki dobrze wróżył. Zawsze to lepiej zdrowieć ze śmiechem na ustach, niż leżąc pogrążonym w ponurych rozważaniach.

Robiło się już późno, jednak zmęczenie jakoś wyjątkowo nie doskwierało Zurisowi.
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Północny trakt i okolice

47
Taak, sytuacja niewątpliwie niejedną niewiastę wprawiłaby w konsternację, i to naprawdę nielichą. Jaskółka zauważyła lustro najwyraźniej tuż przed Zurisem, świadoma tego, że jego obecność nastręczy sporej trudności w czymś tak prozaicznym jak zwykłe wejście do łóżka. Stała więc chwilę, owinięta puchatym materiałem, patrząc na alchemika z wesołymi iskierkami w oczach. Kręciła głową, a mokre, zwinięte w serpentyny włosy odpowiedziały jednym tempem. Kątem oka Zuris zauważył, jak uniosła brwi w niemym zawiedzeniu, kiedy poszedł do kąta, do miejsca, w którym nie mógł widzieć, jak ręcznik opadł na podłogę, a ona sama skierowała się ku łożu.

Następne rzeczy odbierał już jedynie zmysłem słuchu, wzrokiem błądząc po wysublimowanych draperiach. Ktoś, może jakiś gość z dalekiej przyszłości, akurat w tamtym kącie, tuż-tuż przy łączeniu ścian, wyrył w panelu niewielkie serduszko, niezatarte upływem czasu.

Słyszał ją. Słyszał głuchy, przytłumiony dywanem dźwięk opadającego łokciami ręcznika, na nogach poczuł wywołany nim podmuch. Przez sekundę czy dwie nie działo się nic, potem zaś usłyszał cichy, lekki tupot niewielkich stóp, skrzyp podłogi tuż pod nimi, a następnie skrzypnięcie materaca, po którym nastąpiło drugie, razem z cichym stukotem podnoszonego z stolika kubka. Zdrowy rozsądek podpowiadał, że w tym momencie jego słuch powinien wychwycić ciche połykanie napoju, lecz im dłużej czekał, tym nagła cisza gęstniała – z sekundy na sekundę. Naliczył ich siedem, nim znowu coś usłyszał. Był to kolejny stukot kubka o drewno – drugi raz? Potem… kolejność się odwróciła. Znowu skrzypnięcie materaca, znowu stópki białogłowy opadły na dywan, a następnie… zbliżyły się. Ręcznik się już jednak nie podniósł. O dziwo, Jaskółka potrafiła się skradać. Czuł ją niedaleko, słyszał bardzo ciche i wytłumione kroczki, nie zaskoczyła go więc… zbytnio.

Było w tym jednak coś, co mogło Zurisa zaskoczyć, i to bardzo. Niewiasta po prostu do niego podeszła. Naga, jak świadomość nie omieszkała przypomnieć. Potem zaś do gry wrócił zmysł dotyku.

Srebrnowłosy poczuł, jak chude ramiona obejmują jego klatkę i zaciskają się na niej lekko w jednym momencie. Jak drobne ciałko przywiera do jego pleców, starając się tym samym przekazać wiele. Słuch zaś przekazał kilka słów.

- Cieszę się, że wróciłeś – szepnęła Jaskółka drżącym głosem.
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Północny trakt i okolice

48
Tego się nie spodziewał. Ten moment, niczym szarża ciężkozbrojnej jazdy, w gruzy rozbił skrzętnie przez niego stawiane barykady. Szańce własnego serca i umysłu. W jednej chwili, niebezpieczna myśl, do tej pory zepchnięta w głąb świadomości i pilnie strzeżona przez racjonalne poglądy alchemika, wyrwała się na wolność zrywając wszystkie trzymające ją okowy i brnęła niepowstrzymana, depcząc resztki oporu, stawiane jej na drodze. Nie mógł dłużej przed sobą tego ukrywać. Kochał ją. Był tego niemal pewny już wtedy, gdy po raz pierwszy ujrzał ją w chacie, nie tak dawno temu. Teraz, gdy poczuł ten dotyk; dotyk chudych, oplatających go ramion, niewielkich, zgrabnych piersi przyciśniętych do jego pleców, przyspieszonego oddechu, muskającego jego kark, oraz szalonego bicia serca – nie tłumionego przez najdrobniejszy nawet, fragment jej stroju.

Stała za nim. Naga. A on wiedział, że ją kocha.
Że pokochał ją już dawno, lecz o tym zapomniał.
Że wraz z dotykiem wróciła miłość oraz tęsknota. Tęsknota za tym, co stracone. Tęsknota za straconymi dniami, kiedy nie byli ze sobą. Jak, jak mógł zapomnieć? Jakim prawem ktoś bezkarnie ukradł tak cenne wspomnienia?

Ja... – zaczął cicho, nie wiedząc co powiedzieć. Bo cóż mógł rzec? Kocham cię, chociaż o tym zapomniałem? Kocham cię, pomimo tego, że nie pamiętałem o twoim istnieniu? Czy słowa mogą coś zmienić? Przywrócić mu pamięć? Nie chciał jej ranić jeszcze bardziej, nie teraz, gdy odzyskał cząstkę dawnego siebie... Należącą także do niej. Nie mógł; nie chciał tego tracić. Już nigdy więcej.

Nigdy.

Rozluźniła uścisk i delikatnie chwyciła go za ramię. Obrócił się twarzą do niej, niepewny, co począć.

Położyła mu palec na ustach. Uśmiechała się łagodnie. W jej oczach znalazł to, czego nie potrafił wyrazić słowami.

Odnalazł zrozumienie.
Wiedziała. Akceptowała. Kochała?

Nie chciał pytać; odpowiedź była zapisana w tych oczach. Oczach koloru wzburzonego morza.
W których dostrzegł figlarny błysk.

W pojedynku o duszę i ciało Zurisa wygrało serce. Umysł nawet nie próbował się bronić. Był bez szans.

Ta noc należała tylko do nich. Nikt nie miał prawa tego zniszczyć.

Pocałował ją w rozchylone usta. Nie opierała się. Poczuł, jak przez jej ciało przebiegł nagły dreszcz. Z zimna? Z pożądania? Czyżby ona także...?

Oddała pocałunek. Gorące, żądne czułości usta. Równe, białe zęby, przygryzające jego wargę. Figlarny, pełen życia język, który...

Chwyciła go za rękę i położyła ją na swoim biodrze. „No, dalej!” – Zdawały się mówić jej roześmiane oczy, gdy swoją dłonią prowadziła jego dłoń po własnym ciele. Biodra. Pośladki. Brzuch i pełne obietnic, pomijane chwilowo, podbrzusze. Szyja, ramiona i piersi. Jego dłonią kreśliła mapę swego ciała. Wyznaczała granice, które następnie, z figlarnym uśmiechem, przekraczała. Każdy dotyk był nowy i stary zarazem. Jak czytanie dawno zapomnianej książki. Miłosna tortura. Pełna rozstań i powrotów.
Pchnął ją lekko na łóżko. Pisnęła, ciągnąc go za sobą. Wylądował delikatnie wśród jej chichotów i bezładnie rozrzuconych wokół głowy mokrych włosów. Nie chciał jej skrzywdzić. Była piękna i delikatna, jak kwiat lodowej róży. I równie hipnotyzująca.
Nie wstydziła się. Nie bała. Pragnęła go równie mocno, jak on jej. Wyczytał to w jej oczach. Wyczytał w gestach i ruchach ciała. Była jego, a on był jej.

Zamknij oczy. – Wyszeptał łagodnie wprost do jej ucha. – Zaufaj mi.

Mruczące potwierdzenie.

Zaczął ją całować. Usta, zamknięte powieki, szyja. Magiczne miejsce za uchem. Obojczyki. Zaczął zjeżdżać coraz niżej, czując drżenie jej ciała. Było dla niego jedynym potrzebnym przyzwoleniem. Piersi. Była słodsza niż miód. Mocniejsza niż wino. Silniejsza niż urok. Oczarowany jechał coraz niżej. Brzuch, pępek, podbrzusze. Mruknęła cicho, gdy musnął ustami miejsce tuż przy samej granicy... Tej jedynej której nie przekroczyła jego dłonią. Powoli, jakby niepewnie, rozchyliła uda. Zaczął więc je całować, raz jedno, raz drugie, długo klucząc wokół niepisanej granicy. Była to tortura zarówno dla niej, jak i dla niego. Słodki ogród znajdował się tuż tuż, kusząc zakazaną obietnicą...

W końcu się odważył. Jęknęła cicho, a przez jej ciało przebiegł kolejny dreszcz. Zarzuciła nogi na jego ramiona, jednocześnie mierzwiąc jego włosy palcami drobnych dłoni. Tego się nie spodziewała... Była jednak mile zaskoczona.

On całował, oddając się całkowicie urokowi chwili.

Jej oddech stawał się coraz bardziej chropowaty. Zamiast eleganckich westchnień coraz częściej pojawiały się tłumione jęknięcia.

Był cierpliwy. Wiedział co robi. Czytał z ruchu jej ciała. Jego język i usta poruszały odpowiednie klawisze. Grał, jak na najcenniejszym z instrumentów. Tutaj nie było miejsca na fałsz. Tylko najczystsza melodia pożądania. I miłości.

Nie powstrzymywała już jęków. Coraz częściej przez jej ciało przebiegało elektryzujące mrowienie, niosące jednocześnie żar i chłód. Jej nogi to zaciskały się mocniej, na ramionach alchemika, to znowu rozluźniały się, gotowe wpuścić między siebie kolejną falę rozkoszy. Jej biodra zgrały się z ruchami jego ust, teraz, razem, przez krótką chwilę, grali jedną, czystą melodię... Aż w końcu dziewczyna wyprężyła się, jej palce konwulsyjnie zacisnęły się na jego głowie. Jej ciało opanowała jedna potężna fala gorąca, obezwładniająca ją całkowicie swym czarem. Mruknęła jak kotka, nieopatrznie ruszając biodrami... A wtedy zalała ją kolejna fala, dużo silniejsza od poprzedniej, niosąca wszystko to, co obiecała jej pierwsza...

Dziewczyna leżała jeszcze chwilę, bezwładna i szczęśliwa, z trudem łapiąc oddech.
Alchemik po cichu położył się obok niej i gładząc delikatnie jej biodro, wyszeptał:

Też się cieszę, że wróciłem.
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Północny trakt i okolice

49
- Obiecaj, że już nigdy nie zapomnisz. O mnie, o tym, że się kochamy... i o wszystkim, co mi obiecałeś. Teraz już wszystko nareszcie pamiętasz, prawda?

Jaskółka była taka rozanielona, w swojej naiwności jak gdyby zupełnie pewna, że miłość jest cudownym antidotum na niepamięć. A Zuris... Cóż... Zuris nadal nic nie pamiętał. Nie miał pojęcia, do czego się zobowiązał. Ale znowu co takiego niezwykłego mógł obiecać ukochanej dziewczynie? To samo, co im się zawsze obiecuje...

Przez parę cudownych chwil leżała jeszcze obezwładniona rozkoszą, ciepła, zarumieniona... rozwichrzone włosy zakrywały jej twarz. Potem uśmiechnięta odwróciła się do Zurisa, gotowa odwzajemnić wszystkie pieszczoty, które jej ofiarował. Spletli się w uścisku, alchemik poczuł łaskotanie jej zimnych i wilgotnych jeszcze kosmyków na swoim udzie, później nieśmiały pocałunek na skraju biodra, i jeszcze jeden, i...

...i gwałtowny atak kaszlu oderwał Jaskółkę od kochanka. Dziewczyna przetoczyła się na brzeg łóżka, usiadła skulona i kaszlała sucho, świszcząco, nie mogąc przestać. Na jedwabnej poduszce Zuris dostrzegł kropelki krwi.

- Prze-praszam - wykrztusiła, z trudem chwytając powietrze. - Zuris! Pomóż... Czy ja umrę?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Północny trakt i okolice

50
Tak -- pomyślał. -- Nie, nie umrzesz -- powiedział szybko,wstając z łóżka. -- Zaziębiłaś się poważnie, ale to nic ostatecznego. Zaraz coś na to zaradzimy -- dokończył, grzebiąc w kieszeniach płaszcza. -- Cholera -- mruczał pod nosem -- gdzieś tu miałem jeszcze trochę świetliszki... O, jest -- westchnął wreszcie, zauważając kilka łodyżek leżących na komodzie. Wziął zioło, zastanowił się chwilę, po czym, płozem wyjętego z pochwy sztyletu, ugniótł całość na miazgę.
-- Masz -- powiedział do kaszlącej dziewczyny -- weź to do ust i powoli żuj, powinno przynieść ci ulgę.
Wiedział, że jeśli dziewczyna złapała tę dziwną chorobę, to nie pomogą jej żadne zioła. Za ich pomocą mógł co najwyżej kupić nieco czasu.

Zuris zamyślił się. Ta zaraza nie była czymś naturalnym. Ktoś ją wywołał, najprawdopodobniej za pomocą mrocznej magii. Do tego potrzeba nielichych zdolności... Lub sporego bogactwa, by takowego zdolniachę zatrudnić. Tylko jedna osoba była w stanie rozwiać wszelkie wątpliwości. Ich pracodawca. Który nie należał do najsympatyczniejszych i najgadatliwszych ludzi na świecie.

Alchemik westchnął. Dawno nie miał okazji do wykorzystania swych... specjalnych zdolności. Miał więc do wyboru dwie opcje: Albo grzecznie zaczeka do poranka, mając nadzieję na rozmowę z gospodarzem... Albo po prostu pospaceruje po jego domu. A nóż dowie się czegoś interesującego?

Nie zastanawiał się długo. Założył płacz i chwycił za klamkę. -- Idę się rozejrzeć -- powiedział do dziewczyny -- kładź się spać.

-- Wrócę niedługo -- dodał jeszcze, nim zamknęły się za nim drzwi.
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Północny trakt i okolice

51
- Przeziębiłam się? - Dziewczyna znowu zaniosła się kaszlem, po czym zmęczona opadła na poduszkę, którą zdobiły plamki krwi. - Zuris, ja nie jestem głupia. Świetliszka? Może przynajmniej nie będzie bolało. Dziękuję. - Jaskółka posłusznie przyjęła lekarstwo. Żuła ziołową miazgę przez parę chwil, zanim zmarszczyła brwi. Jakby czegoś nie rozumiała. - Hm, dziwne. Zobacz, jaka jest miękka i sprężysta, prawie jak świeża... Prawie w ogóle nie ususzona. Jakim cudem? Skąd ją wziąłeś?

Nie doczekała się odpowiedzi, bo jej ukochany już wyszedł, gnany nagłym pragnieniem rozejrzenia się po domu. Ale rzeczywiście, teraz i Zuris zwrócił uwagę, że rośliny, które przyniosła mu służąca, wyglądały zadziwiająco świeżo jak na środek zimy. Nie tylko świetliszka, ale i rdest, i kozłek, i jeszcze kilka innych, których mężczyzna akurat nie rozpoznawał, choć widocznie także miały jakieś działanie lecznicze, skoro mu je dano.

Korytarz był ciemny, szereg komnat zasnuwała cisza nocy, a jedyne światło sączyło się ze strony schodów na piętro. Tam też słychać było czyjeś nerwowe kroki. Raczej kobiece. Do tego jakieś postukiwanie, pomrukiwanie, podzwanianie... Sam Zuris za to szedł zupełnie cicho, bo gruby dywan pod jego stopami ścielił się miękką, tłumiącą dźwięki warstwą. Dlatego Renn aż krzyknęła z zaskoczenia, kiedy zbiegła po stopniach i prawie na niego wpadła. O mały włos nie dźgnęła go nożycami, które trzymała w lewej ręce. Zresztą on też się wystraszył - w długiej białej koszuli kobieta wyglądała jak zjawa. Długie do pasa, czarne, rozpuszczone włosy jeszcze potęgowały upiorne wrażenie.

- Do licha! Czego pan tu węszy, panie de Lenfent? To znaczy... trzeba panu czegoś? Coś przynieść? Łóżko niewygodne? A może towarzystwa brakuje?

Alchemik nie znał się na ludziach dość dobrze, by stwierdzić, czy półelfka o drapieżnych oczach próbuje go kokietować, czy może jednak ten jad w jej głosie jest dokładnie tym, czym się wydaje.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Północny trakt i okolice

52
– Och – stęknął zaskoczony. Nie tego się spodziewał, oj nie. Chociaż, z drugiej strony... taki obrót sprawy mógł okazać się całkiem przydatny. – Na szczęście to pani! – Wyszeptał zadowolony, jedną ręką chwytając się za serce, a drugą za ramię kobiety. – Wstyd przyznać, ale nie potrafię zasnąć w cudzych domach. Pierwsza noc zawsze jest dla mnie... utrapieniem. – Dodał, uśmiechając się zalotnie. – Postanowiłem więc udać się do kuchni i wyżebrać coś... no wie pani – mruknął porozumiewawczo – mocniejszego. Szklaneczka nalewki i niepowtarzalna kuchenna atmosfera zawsze przypominają mi dom. Oj, tak. A skoro pani zapytała – dodał, uśmiechając się – to i towarzystwem bym nie pogardził. Zawsze to raźniej posiedzieć z kimś przy kominku. Zwłaszcza – powiedział, wskazując na okno – w taką pogodę.

Może zechce mi pani towarzyszyć? – Spytał grzecznie, kłaniając się. – Byłbym niewymownie wdzięczny. No i – dodał, uśmiechając się przepraszająco – tak właściwie to nie znam drogi do kuchni, więc chyba się trochę... zgubiłem. A może – spytał szybko – zna pani inne, przyjemniejsze i cieplejsze miejsce, w którym w spokoju możnaby przeczekać noc?

– Ciepła buła. Dupa, nie alchemik. – Usłyszał w głowie znajomy, wstrętny głos. – Chędoż się. – Odpowiedział mu w myślach. – Mógłbyś mi trochę pomóc. Co ja niby mam zrobić? Zabić ją? Mowy nie ma. – To rób sobie co chcesz. Ja chętnie... popatrzę. – Głos był nad wyraz złośliwy. – Pamiętaj tylko, że widzę WSZYSTKO co robisz. – Wcale mnie to nie dziwi. – Zuris postanowił być nie mniej jadowity. – Ja przynajmniej robię to co chcę.

Głos, nieco rozbawiony, zachichotał cicho. – Jesteś tego CAŁKOWICIE pewien? – Powiedział jeszcze i zamilkł.

Teraz alchemik był już sam na sam ze służącą. Miał szczerą nadzieję, że półelfka naprawdę go kokietuje...
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Północny trakt i okolice

53
- Nie zechcę - odparła lodowato kobieta, gwałtownie wyszarpując ramię z jego uścisku. Czyli nie kokietowała. Raczej wręcz przeciwnie. Jaka szkoda. - Jaśnie pan wybaczy, ale wystarczy mi niańczenie tamtej dwójki i wstawanie do nich w środku nocy. Niańczenie przybłę... GOŚCI pana Mirreza na szczęście nie leży w zakresie moich obowiązków. Kuchnia znajduje się na parterze w północnej przybudówce. Ale ujmę to tak... - złośliwy uśmieszek przemknął przez lico półelfki - na pańskim miejscu nie budziłabym kucharza.

Za oknem sypał śnieg. Niebieski poblask, bijący od stojącego w pełni Zarula, a wzmocniony jeszcze przez poświatę magicznej bariery, padł na twarz Renn, głębokimi cieniami wydobywając z niej ostre rysy, z których aż biła wyniosłość - niewątpliwe dziedzictwo elfiej krwi. Może była tu służącą, ale do służalczej postawy było jej daleko jak stąd do Zaavral.

Już zdawała się otwierać usta do jakiejś kolejnej drwiny, wycelowanej, tak jak i ostrze jej nożyczek, prosto w alchemika, kiedy z komnaty na szczycie schodów dał się słyszeć huk, łomot, łoskot, trzask i żałosny krzyk z dwóch dziecięcych gardeł. Renn zaklęła w bezsilnej wściekłości, obróciła się na pięcie, zebrała i uniosła wysoko (zbyt wysoko, by Zuris przeszedł obok tego faktu obojętnie) biały muślin sięgającej kostek koszuli i zwinnie wbiegła po schodach. Gdy mężczyźnie udało się odkleić wzrok od jej smukłych łydek i na górze trzasnęły drzwi, zauważył, że czarnowłosa żmijka coś zgubiła. A mianowicie... mysią czaszkę, która teraz z grzechotem stoczyła się ze stopni tuż pod nogi Zurisa. I kilka charakterystycznych, podłużnych liści, które alchemik bezbłędnie rozpoznał jako świetliszkę. Liści. Zupełnie zielonych i świeżych.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Północny trakt i okolice

54
– Faux-pas – mruknęła zadowolona świadomość.
Zamknij się. – Odparował jej gwałtownie alchemik. Był zły. Prawdę mówiąc, był wściekły. Nie lubił być tym okłamywanym i oszukiwanym. Zwłaszcza tak perfidnie.
Wszystkiego się domyślałaś, co? – mruknął wściekle.
Możliwe. – Usłyszał leniwy głos w głowie. Chwilę później usłyszał także chichot. – Wiem co ci w głowie siedzi. Gdybyś mniejszą uwagę przykładał do chędożenia, to już dawno byś to dostrzegł. Nie chciałam ci przeszkadzać.

Alchemik parsknął wściekle. Spojrzał w górę schodów, w miejsce, którym przed chwilą biegła półelfka. Dobrze pamiętał jej zgrabne łydki. Zbyt zgrabne. Służąca, zwłaszcza taka która biega cały dzień, powinna mieć nogi jak młody wojak. Silne i niezgrabne. Ta dama zdecydowanie za mało miała ze służącej, by dalej sądzić, że nią jest.

Kucnął i podniósł upuszczone przez nią rzeczy. Świetliszka. Całkiem świeża. Skąd, do cholery, ci ludzie mieli tutaj świeże zioła? Prawa przyrody nie miały nad nimi władzy? Zuris wyobraził sobie pana domu, w fartuchu i rękawicach klęczącego w przydomowej zielarni i parsknął. Cóż, mogło być i tak. Jednak, czy w takim wypadku, dom nie powinien być przepełniony zapachem ziół i kwiatów? Warto by się było temu przyjrzeć.

Mysia czaszka to już zupełnie inna bajka. Fragment biżuterii? Amulet lub talizman? Możliwe... jednak niezbyt prawdopodobne. Wielu czarnych magów, nawet niezbyt uzdolnionych, byłoby w stanie narobić sporo złego z pomocą zwierzęcych kości. Sam miał kilka pomysłów na paskudne zastosowanie mysiej czaszki. Czyżby więc... Alchemia? To tłumaczyłoby także obecność ziół.

Kolejną sprawą do rozpatrzenia były krzyki na górze. Dobrze wiedział, kto wydawał te dźwięki. Pytanie brzmiało: czemu?

Warto sięgnąć po ostateczność. Dawno już nie czarował.

Postanowił udać się w stronę krzykaczy. Tym razem jednak będzie trzeba być ostrożniejszym. A jeśli dojdzie do skrajności... Cóż... Miał jeszcze swój sztylet.
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Północny trakt i okolice

55
Zuris wspiął się po schodach na piętro, uchylił drzwi i już w progu przywitały go dwie niemiłe rzeczy.

Solidny mosiężny lichtarz, który przeleciał mu tuż przed nosem i z hukiem wyrżnął w ścianę. I wściekły ryk półelfiej służącej:

- PRECZ!

Ciężko stwierdzić, czy Renn wykazywała w ten sposób troskę o jego zdrowie, czy też raczej zwyczajnie nie chciała, żeby namieszał jej jeszcze bardziej w tym i tak już niemałym zamieszaniu. Bo działo się dużo i szybko. I głośno.

Z nakrytego żółtym kocem łóżeczka dobywał się wrzask dwójki niemowląt. Drogocenne i gustowne elementy wyposażenia wnętrza fruwały ze świstem po całym pokoju. Pod sufitem, po podłodze, wszędzie. Obite aksamitem krzesło atakowało właśnie z powietrza usiłującą się skryć pod stolikiem służącą. Kilka książek (bystry wzrok Zurisa wypatrzył słynne "Baśnie z południa Keronu" A. Vaccaro oraz "Powiastki dla dziatek ku nauce i przestrodze" pióra jednego z dawnych mistrzów Zakonu Sakira) szybowało pod powałą na kształt klucza dzikich gęsi, gubiąc raz po raz pięknie iluminowane stronice. Szmaciana laleczka ze świstem leciała im na spotkanie, grzechotka z pomalowanej na czerwono makówki szaleńczo grzechotała, wisząc nad dziecięcym łóżeczkiem razem z ziołowym, przewiązanym białą wstążką wieńcem i garścią małych, zbrązowiałych kosteczek. Cztery czarne, wciąż płonące świeczki niebezpiecznie zbliżały się do niebieskiego weluru zasłonek, gotowe zaraz wzniecić pożar. Same zasłony tańczyły szalony taniec z zimowym wiatrem, który wpadał do pokoju przez wybite okno.

Osłupiałego Zurisa coś uderzyło w stopy. Spojrzał w dół i zobaczył, że jest osaczony przez masę toczących się ku niemu po dywanie kuleczek ze szkła.
Spoiler:
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Północny trakt i okolice

56
– CISZA! – Ryknął Zuris, lewą dłonią łapiąc i zgniatając w drobny mak lotem nurkowym zmierzającą w jego stronę szklaną... rzecz.
Fiolka. Bodajże. – Mruknęła świadomość, doskonale się bawiąc.
Lepiej uspokójmy ten burdel. – Odmyślał jej Zuris, zrywając i depcząc zaczynające się tlić zasłony.
Było głośno, a alchemik nie lubił hałasu. A od samego hałasu jeszcze bardziej nie lubił wszelkiego jego źródła. W tym wypadku oberwać się winno wrzeszczącym szkrabom, jednak z braku możliwości...
Ty tam – warknął uprzejmie do siedzącej pod stołem służącej. –Przestań już prężyć zgrabny tyłek i powiedz, co tu się, na zaświaty, dzieje?! I co to za toczące się... cosie?! – Dodał odkopując kilka najbliżych, natrętnych kuleczek.
Świadomość podsunęła mu całkiem pokaźny wachlarz soczystych przekleństw, lecz Zuris, w swej dobroci, ją zignorował.
– Zaśpiewaj im kołysankę. – Rzucił pomysłem, odganiając się krzesłem od jego latającego bliźniaka. – Może pomoże, a już na pewno nie zaszkodzi. I tak jest głośno. A w międzyczasie możesz mi wszystko DOKŁADNIE wyjaśnić. I, cholera – stęknął, obrywając latającym, grubym tomem "Baśni" w tył głowy. – Ostrożnie na książki. Chyba nie gryzą, ale za to są twardsze, niż wyglądają.
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Północny trakt i okolice

57
Renn nie współpracowała. Na wzmiankę o kołysance nawet się nie roześmiała, rzuciła tylko pod nosem coś, czego mężczyzna nie dosłyszał. Coś w rodzaju okraszonego kilkoma przekleństwami "sam sobie zaśpiewaj". Ta kobieta chyba w ogóle nie miała poczucia humoru.

- Niczego nie będę ci wyjaśniać - krzyknęła spod stołu, nagle przestając tytułować Zurisa "jaśnie panem" i płynnie przechodząc na "ty", które zaraz równie płynnie mogło zmienić się w "ty sukinsynu". - Wynoś się stąd, ja sobie z tym poradzę! Po jaką cholerę tutaj w ogóle...

Przerwało jej łupnięcie. Łupnął nie kto inny, lecz właśnie alchemik, który po ataku opasłego tomiszcza z baśniami zachwiał się, wpadł w morze szklanych kulek i runął jak długi, boleśnie obijając sobie różne części ciała. Pociemniało mu trochę w oczach. Renn z widocznym żalem zrezygnowała z rzucenia w niego wazonem, a zamiast tego zlitowała się nad nim i wciągnęła go pod swój stół, zanim fruwające krzesło zdążyło urwać mu głowę.

- Dobra! Chodzi o to, że dzieci są chore, rozumiesz? I to nie jest normalna choroba. Ktoś jej bardzo chciał, rozumiesz? Klątwa, rozumiesz? Rozumiesz?! A ja im pomagam, rozu... Nie rozumiesz, nic nie rozumiesz! Po prostu dzisiaj nie zdążyłam ze wszystkim albo za bardzo się to nasiliło... ja sama też już tego nie rozumiem...

Jakaś niewyobrażalna siła miotnęła nagle ziołowym wieńcem, który unosił się do tej pory nad łóżeczkiem, a teraz wyleciał przez wybite okno, furkocząc białą jak śnieg wstążeczką. Służąca jęknęła. Odszukała leżące obok nożyce i rozkazała Zurisowi:

- Weź coś i zasłaniaj mnie, muszę do nich podejść.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Północny trakt i okolice

58
– Ładne nuzie – mruknął Zuris, niezbyt dyskretnie zezując pod koszulę półelfki. A pozycja pod stołem była ku temu idealna. Służąca wciągając go nie zwróciła uwagi na podwijający się element garderoby. Głowa momentalnie przestała go boleć. Z trudem powstrzymał się, aby nie zagwizdać. Konspiracja przede wszystkim. Jednak na myśl o tym co kryć się musiało kawałeczek dalej... O, bogowie!
– Jestem tu, bo mi za to płacą – stęknął głośno. – A tutaj przybiegłem, bo i hałas obiecujący , a i ty tak wyleciałaś nago... Nagle! – Poprawił się szybko, nieznacznie się rumieniąc. – Nagle znaczy się. Alchemik odchrząknął i rozejrzał się. Pokój wyglądał jak wojskowy burdel po przejściu w ręce nieprzyjaciela. Wszędzie walały się przeróżne elementy wystroju, na potłuczonych kryształach poczynając, na próbującej lewitować szafie kończąc.
– Ja pierrr... – Mruknął. – Klątwa? – Parsknął sarkastycznie słysząc słowa kobiety. – No co ty nie powiesz? Myślałem, że to tutaj normalne, jak grypa chociażby.
Miał zamiar dodać coś jeszcze, ale w porę ugryzł się w język. Nie było co denerwować już i tak zdenerwowanej niewiasty.
– Ale dobrze – skapitulował, widząc, stojący niepokojąco blisko jej rąk, wazon. – Postaram ci się pomóc. Najpierw zapanujmy nad tym bajzlem, a później pomyśliMY – mocno zaakcentował końcówkę – co dalej. Nie było czasu na dalszą gadaninę. Elfka wyrwała się spod stołu, jakby co najmniej sto diabelstw klepało ją po tyłku. Alchemik, niewiele myśląc (a w dużej mierze myśli te poświęcając ponętnym, doskonale zarysowanym pośladkom), poleciał za nią, w biegu wyrywając drzwi, z kręcącej w pobliżu piruety, szafy. Starał się z całych sił, aby służąca (czy aby na pewno 'służąca'? - pomyślał) nie oberwała czymś ciężkim w głowę i cało dobiegła... No właśnie gdzie? I po co?
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Północny trakt i okolice

59
Gdzie? Odpowiedź na pierwsze pytanie znalazła się prędko - do dziecięcego łóżeczka, źródła całego chaosu, rzecz jasna. A po co? Co planowała ta czarnulka wściekła jak osa? Zadźgać maluchy nożycami dla świętego spokoju? Poucinać im rączki? To miało się okazać dopiero za chwilę.

- Idiota - warknęła Renn, słysząc nielicujące z powagą sytuacji komentarze alchemika. Ale zaraz potem przestała się na niego krzywić, bo Zuris z podziwu godnym refleksem zasłonił ją przed pełną gorącego mleka butlą, która dzięki jego interwencji zamiast uderzyć ją w twarz, dźwięknęła jeno szkliście i roztrzaskała się o zasłonę z drzwi szafy.

Pod tą prowizoryczną, aczkolwiek solidną osłoną kobieta wyczyniała dziwne rzeczy. Próbowała chwytać latające nad dziecięcym łóżkiem kosteczki i świece, ale nic z tego - umykały przed jej palcami. Próbowała odciąć jednemu z maluchów kosmyk włosów - nie udało się, jakaś potężna siła wyrwała jej nożyce z rąk. Ze świstem poleciały w górę i chwilę później tkwiły już wbite w powałę. Nie poddając się tak łatwo, Renn rozcięła sobie palec kawałkiem szkła i krwią narysowała wokół łóżeczka krąg. Próbowała pozbierać rozrzucone po podłodze resztki listków i łodyżek, żeby - zdaje się - ułożyć je po okręgu wzdłuż krwawej linii. Nie uzbierała ich wiele, bo większość zdążyła już wylądować za oknem.

- Nie wiem, co robić, nie wiem... - Półelfka zaczęła sprawiać wrażenie nieco zrezygnowanej. - Cholera... przecież to powinno pomóc, nie rozumiem, dlaczego to się w ogóle... trzymaj te drzwi!

Renn wydobyła spomiędzy fałd koszuli malutki, oprawiony w skórę zeszycik - i zaczęła go gorączkowo wertować. Wiatr wył. Dzieciaki wyły. Chaos ani myślał zmaleć.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Północny trakt i okolice

60
Auuuu... - Steknął alchemik, gdy coś z trzaskiem pacło go w nieosłonięty bok. - Chyba złamało mi żebro - poskarżył się markotliwie, niewzruszenie osłaniając półelfkę drzwiami.

Zuris czuł się jak dupa wołowa. Przestepował z nogi na nogę, nie bardzo wiedząc co począć. Nie był przyzwyczajony do takiego stanu rzeczy. Zwykle to on wydawał polecenia, a inni grzecznie je wypełniali. Tutaj jednak... Po pierwsze, nie wiedział nawet co tak naprawdę właśnie się dzieje. Nie znał istoty uroku, a bez tego przypadkowe działania mogłyby pogorszyć sprawę. Nie wiedział też, w jaki do końca sposób zareagować pragnie służąca. Krąg? Przeciwurok? A może jakieś zioła na uspokojnienie? Mógł, co prawda, zapytać ją o to, jednak wiedział, że gdy ktoś czaruje, to lepiej mu nie przeszkadzać. Zwłaszcza, gdy jest to taka wsciekla osa jak ta półelfka. I tutaj pojawiało się także po drugie: W jakiś niepojęty sposób ta mała wiedźma go pociągała.

- Lubisz takie dominujące wredoty, co? - Mruknął głosik wewnątrz Zuris głowy. Alchemik bardzo nie chciał przyznać mu racji... Alez drugiej strony? Te kawałeczki odsłonietego ciała, daleko poza granicami przyzwoitości w połączeniu z okropnym charakterem ich właścicielki okazywały się niezwykle kuszące...

Kolejny, oprawiony w skórę tom wyrżnął go w obolałe już miejsce. Rozległo się nieprzyjemne chrupnięcie, wywołując grymas bólu na twarzy alchemika.

- Pomóc jakoś? - Steknął sarkastycznie, starając się osłonić zarówno siebie jak i służącą. W prowizoryczną osłonę grzmotnęło coś ostrego, wbijając się na stałe.

- Ta decha długo już nie wytrzyma... - Mruknął cicho.

- TY! - Pomyślał. - Nie jesteś w stanie jakoś pomóc? Jakaś podpowiedź? Cokolwiek? Jeśli opętał ich jakiś duch, to może będziesz w stanie go jakoś... Kurwa, no nie wiem... Okiełznać?

Świadomość ziewnęła z zadowoleniem. Było wręcz słychać jak pomału zaczęła się przeciągać.
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Wróć do „Królewska prowincja”