POST BARDA
Surowy klimat Archipelagu Łez nie sprzyjał odwiedzinom turystów. Niewielu było takich jak Corin, którzy stwierdzenie "hej, odwiedźmy Archipelag Łez!" uznają za świetny pomysł. Oficer rozglądał się, niezbyt dobrze kryjąc ekscytację miejscem, w jakim się znaleźli. Było tak inne od wszystkiego, co znali! W towarzystwie Szarugi, nawet zamarznięte Svolvar wydawało się wesołe.
Nieprzejęty wrażeniem, jakie wywarł na miejscowych, Sovran wycofał się do kajuty. Widział, co miał widzieć, a nie było mowy, by zszedł z pokładu. Zbyt wiele nieprzyjaznych oczu mogło zamienić się w silne pięści w ilości, w której nawet łamanie kości i zmiana nastwienia nie wystarczy. Przekonani przez Yetta mieszkańcy miasta wydawali się odpuścić, przynajmniej chwilowo, lecz wielu wciąż łypało tam, gdzie wcześniej widzieli Czarnego.
-
Się wie, kapitanie! - Zakrzyknąła z pokładu Yala, doświadczona żeglarka, która miała pełnić wachtę razem z paroma innymi marynarzami. Służyła pod Verą od wielu lat i nigdy jej nie zawiodła.
Budynek karczmy wznosił się wyżej, niż pozostałe - miał dwa piętra jeszcze ponad parterem. Można było się domyślać, że mieściły się tam pokoje, które mogły służyć strudzonym kupcom, którzy choć na jedną noc chcieli odpocząć od kołysania pokładu. Z zewnątrz karczma była wykonana dość surowo, zabrakło ozdóbek, na wietrze kołysał się wyłącznie szyld. Zresztą, w środku nie było lepiej - po przekroczeniu progu Vera dojrzała podstawowe wyposażenie pijalni alkoholi wszelakich i niewiele więcej. Jedynie nad rozpalonym kominkiem pyszniły się skrzyżowane rogi narwali, czy, jak były znane Verze, nawrali. Nad barem zaś ułożono rząd czaszek - baranich, psich, kocich - znalazła się również ludzka.
-
Niech siadają. - Karczmarz przywitał ich szorstko. Miał podobnie szarą, wręcz żółtawą twarz, zakrytą rudawą brodą, za to brakowało mu choć jednego włosa na głowie.
-
Uuu, przyjemniaczek! - Zaśmiał się niezrażony Osmar, czym zasłużył sobie na rzucone spod byka spojrzenie mężczyzny. -
Dla nas będzie piwko, proszę cię bardzo.
-
A pokój? Dziwki?
-
Nie, nie, na jedną czekamy, może niedługo zawinie do portu.
Corin poprowadził Verę do wolnego stolika. Wiele miejsc zajmowali mieszkańcy, wyróżniający się urodą i tym, jak łypali na przybyłych. Corin starał się nie tracić pogody ducha.
-
Co zamierzasz zrobić, gdy już spotkasz tego drugiego kapitana? - Zapytał, wskazując Osmarowi, by ten usiadł obok nich zamiast wdawać się w potyczki słowne, które do niczego nie prowadziły. Ashton, Marda, Ohar i Pogad zajęli inny stolik.