POST POSTACI
Vera Umberto
- Co? - spytała, jeszcze bardziej zdezorientowana, gdy Ulis zaczął się spoufalać. Wyszedł z założenia, że Vera potrzebuje pocieszania? Że będzie użalać się nad sobą nie wiadomo jak długo? Życie szło do przodu, ona razem z nim. Potrząsnęła głową, patrząc na mężczyznę, jakby wyrosła mu trzecia głowa. Już leciała, szukać jakiegoś pierwszego lepszego kupca na drugim końcu świata, żeby wypłakać mu się w ramię. - Nie będę chciała i niczego mi nie trzeba zdejmować. Ostrzegam was tylko o problemie na Złotym Morzu, nie użalam się nad sobą i nie proszę o współczucie. Vera Umberto
Zaczynała być zirytowana. Jeden traktował ją jak wrażliwą, cierpiącą kobietkę, drugi jak pijaną idiotkę. Z żadnym się nie dało porozmawiać normalnie. Dlaczego właściwie jeszcze tu siedziała? Opuściła wzrok na szklankę z rumem. Hmm. Chyba dlatego właśnie. Napiła się, zabijając gorycz frustracji przyjemną goryczką alkoholu. Zawsze mogła im powiedzieć, żeby się obaj pierdolili, a sama iść do innego stolika, albo w ogóle do innej sali, bo najwyraźniej były takie w tym dziwnym przybytku. Albo po prostu zebrać się w sobie i spróbować się jakoś obudzić, opuścić to miejsce, wrócić na Siostrę. Może za chwilę, jak dopije.
I jak Ulis skończy panikować, bo choć ją też niepokoiły zaistniałe okoliczności, to jego zachowanie było całkiem zabawne. Z powrotem rozparła się wygodniej i pociągnęła łyka ze szklanki, patrząc, jak ten w przestrachu rozgląda się i szuka odpowiedzi na zbyt wiele zadanych w zbyt krótkim czasie pytań.
- W Porcie Erola bywam dość systematycznie - jedna z jej brwi powędrowała w górę. - To nawet nie jest wystrój typowy dla Archipelagu. Gdybym miała wybrać miasto, w którym ta tawerna mogłaby stać, byłby to... - rozejrzała się, zastanawiając się przez moment. - Byłoby to prawdopodobnie Ujście. Obskurwiała i brudna, jak cała reszta tego miasta.
Przesunęła dłonią po blacie stołu, ale ten wcale brudny nie był. Cóż, może jej wrażenie wynikało z krzywych ścian i panującego tu półmroku. Archipelag był jasny, kolorowy i kwiecisty, nawet po nocy. I z pewnością było tam cieplej, nie trzeba było rozpalać w kominku, nie o tej porze roku. Everam tak samo. Północ? Może jednak byli gdzieś na północy?
Odprowadziła Teliona spojrzeniem, nie zatrzymując go. Jeśli chciał coś udowadniać, droga wolna, ale Vera daleka była od biegania za nim w tę i z powrotem i wyglądania wspólnie z nim przez drzwi i okna. Westchnęła ciężko i pożałowała, że nie ma w zasięgu ręki fajki Corina z ziołami, które otępiłyby ją i pozwoliłyby jej osiągnąć całkowite zobojętnienie. Trudno się mówi - wypije i będzie się zbierać, z czymkolwiek to się wiązało.
- I jak tam idzie to udowadnianie? Dobrze? - zagadnęła, zakładając nogę na nogę.