POST POSTACI
Telion
Odpowiedź Ulisa co do powodu jego wizyty rozbawiła pogrążonego w zamyśleniu Teliona. Pierwszy raz słyszał, że ktoś z czystej ciekawości włóczy się po podejrzanych miejscach w celu poznania nowych osób oraz zaznania krzty relaksu. Nie skomentował jednak tego na głos, ino posyłając rozmówcy znaczące spojrzenie, wykrzywił usta w lekki uśmieszek i pokiwał głową w gestii zrozumienia. Miał go również ochotę zapytać czym tak właściwie się zajmuje, lecz prędko zrezygnował z tego, dochodząc do wniosku, że jest to mało istotne. Przecież i tak spędzą w jednym gronie nie więcej jak kilka godzin. Później każdy pójdzie w swoją stronę, pozostawiając drugiego w chmurze mglistych wspomnień.
Zmęczony życiem marynarz wyprostował splątane razem nogi, strzelając jednocześnie knykciami zahartowanych w pracy dłoni. Oparłszy łokcie o stół, właśnie zamierzał zagarnąć swoją część leżących na stole kostek, gdy wtem drzwi wejściowe otworzyły się z trzaskiem i niczym wicher wparowała do środku kolejna osoba.
Telion zerknął z ukosa, któż to narobił takiego rabanu. W pierwszej sekundzie na myśl mu przyszedł jaki zawadiaka i rozbójnik. Dopiero, gdy ten się zatrzymał, mógł dostrzec że to nie pierwsza lepsza łachudra, a dość wysoka jak na swoją płeć kobieta. Mógłby przysiąc, że gdyby wyprostowała się w pełni na tych swoich obcasach, dorównałaby mu wzrostem lub nawet przewyższyła. Długi czarny włos oplatał jej ramiona, a zaciśnięty w pasie gorset nadawał odpowiednich kształtów.
- No... - wycedził przez zęby aprobatę, ale na tym zakończył się podziw.
W zachowaniu czarnulki było coś niepokojącego. Zbyt pewna siebie, z bronią u pasa. Żadną miarą nie przypominała zwykłej kurtyzany, o ile nią w ogóle była. Na myśl nasuwała się postać z dawna zapomnianej... jak jej tam było? Już sam nie pamiętał, córy herszta zbójeckiej drużyny w Irios, do przynależności, której niejako Telion sam został powołany na pewien czas. Później wiadomo jak to się skończyło - śmiercią, śmiercią i śmiercią.
Kobieta omiotła wzrokiem po izbie, a gdy jej błyszczące oczka - w których siedział sam diabeł - napotkały dwójkę uderzająco do siebie podobnych mężczyzn, ruszyła w ich stronę i nikogo o zgodę nie pytając, zasiadła na ostatnim wolnym krzesełku.
Na tą samowolkę Telion zareagował milczeniem. Spojrzał znacząco na Ibrerta, doszukując się w nim odpowiedzi na zaistniałą sytuację. Ten z kolei nie przejmując się nadnaturalną odwagą przybyłej, wyciągnął ku jej powitalną dłoń, zrazu częstując skromnym daniem.
- Uważaj, żeby tylko ci palców nie odgryzła - przestrzegł go w myślach.
Vera, bo tak się przedstawiła, w nazbyt entuzjastyczny sposób wyraziła chęć do wzbogacenia się w sposób, który miał początkowo stanowić przyjacielską partyjkę, co tylko utwierdziło mężczyznę, że coś tu jest mocno nie tak. Najpierw zjawia się jeden osobnik i proponuje wspólną zabawę, a chwilę później, zupełnie nieoczekiwanie pojawia się drugi, z tą samą propozycją, tylko tyle, że na innych warunkach, to jest z grą o fanty.
- Dziwna sprawa - przyznał sam przed sobą.
Pozostała dwójka sprawiała wrażenie dopiero co poznanych sobie ludzi, a co jeśli byli w rzeczywistości ugadani? I ta wzmianka o oszustwach, czyżby porozumiewali się ze sobą jakimś szyfrem? Brodaczowi wcale nie podobał się rozwój wypadków. W swej paranoicznej wizji widział, jak rezygnując z zabawy, zostaje ni stąd ni zowąd napadnięty i ograbiony z wszelkiego dobra. Jak dobrze że wiele nie posiadał, a lwią część tego co odłożył, zostawił na okręcie.
- Proponuję Blackjacka - odezwał się po raz pierwszy
- Zasady są proste. Po jednym rzucie pięcioma kostkami. Kto w danej turze wyrzuci sumę oczek dwadzieścia jeden lub będzie najbliżej tego, wygrywa. przekroczenie wartości będzie równe przegranej - wyjaśnił krótko reguły i ponownie zamilkł, nie chcąc się nikomu narażać nachalnością.