Sala Leszego

16
POST POSTACI
Vera Umberto
Uśmiechnęła się tylko do nieznajomego szeroko. Pożyczone od niego kości dobrze się sprawdziły, zupełnie jakby stworzone były do tego, by leżeć w jej ręce. Jej pewność siebie nie wynikała z tego, że była przekonana o swojej wygranej, a raczej z naturalnego sposobu bycia, ale teraz zaczynała się zastanawiać, czy przypadkiem nie dlatego sen układał się po jej myśli, że dział się w jej głowie. No bo kto by pomyślał, że wskoczy z pokerem na dzień dobry? Z zadowoleniem odmalowanym na twarzy wyciągnęła ręce do sterty złota i przysunęła ją do siebie. Nie był to nie wiadomo jak wysoki zarobek, ale jakiś obiad sobie za to kupi, albo butelkę rumu średniej jakości.
- Dzięki - odparła na gratulacje, zabierając się za układanie nieregularnych, złotych monet w trzy równe stosiki. Zapewne zagrają jeszcze raz, a może i dwa, więc pewnie straci wszystko, co zarobiła, bo tak to zwykle bywało z hazardem, ale ona lubiła go za bardzo, żeby wygrać swoje i się wycofać. Cóż, gdyby coś bardzo nie szło po jej myśli, mogła zawsze rzucić w kogoś krzesłem i rozpętać bitkę. To też była jakaś rozrywka.

Gdy temat został zmieniony na taki, który był jej znacznie bliższy, Umberto spoważniała z powrotem i uniosła na Ulisa uważne spojrzenie. Czarne okręty i potwory, czekające na nieuważne statki? Uciekając spod Everam, natrafili przecież na statek Kompanii, którego załoga została wybita przez lewiatany i ujeżdżające je demony. Sama teraz jednego z tych demonów trzymała pod pokładem, choć w ostatecznym rozrachunku okazał się raczej mało demoniczny. Jej dłoń znieruchomiała, oparta o monety.
- Aż tak oczywiste jest to, czym się zajmuję, że pytasz o wody? - uniosła pytająco ciemne brwi. Nie miała ze sobą kapitańskiego kapelusza, ale może mężczyzna miał już do czynienia z żeglarzami i rozpoznawał ich po... chociażby... dłoniach? Albo sposobie poruszania się? Zerknęła na drugiego, tego bezimiennego, który też brzmiał, jakby wiedział o czym mówi. Przeciągnęła spojrzeniem po jego sylwetce, dochodząc do wniosku, że widziałaby go na statku, bo nie wydawał się tak absolutnie lądowym stworzeniem, jak niektórzy.
- Jesteś żeglarzem, człowieku bez imienia, że mówisz z taką pewnością? - zagadnęła. - Nie wiem, jak się do ciebie zwracać, więc chętnie poznam twoje imię, zanim będę musiała dla ciebie wymyślić jakieś swoje własne.
Rozsypała stosiki monet i zgarnęła je ze stołu, by wrzucić je do sakiewki.
- Na południowych wodach namnożyło się stworzeń, których nie powinno tam być. Syreny, wielkie węże, lewiatany. Nie jadłam halucynogennych rybek, ani nie przeholowałam z grogiem. Czarnych okrętów nie widziałam, ale...
Ile mogła powiedzieć? Odepchnęła od siebie tę myśl. To był tylko sen, mogła mówić wszystko; nie żeby miało to przynieść jakiekolwiek konsekwencje w realnym życiu. Zaraz obudzi się w swojej kajucie, trzęsąc się z zimna jak każdego poranka, a w sakiewce będzie ta sama ilość złota, co przedtem.
- ...Widziałam mroczne elfy - dokończyła. - Schwytałam nawet jednego. Tak czy inaczej, na Złotym Morzu źle się dzieje. Na północy póki co jest spokojniej.
Obrazek

Sala Leszego

17
POST POSTACI
Mehren aka Ibrert Ulis
Dziewczyna zignorowała komplement tym razem. Zapamiętał sobie to, ale nie miał czymś się przejmować. Zwłaszcza że udało się nieco zmienić atmosferę przy stoliku. Nawet Telion, wcześniejszej milczący, odezwał się i wyraźnie zaznaczył swoje myśli. Zdecydowanie jego blef, mający po prostu przekazać mu informacje, zadziałał doskonale. Tym razem to Vera zdecydowała się jeszcze na pytanie, które mogło go zdradzić. Zauważał te drobne piętna, które przylegały do każdego, kto długo już jest związany z czymś.
- Przypuszczałem. - Odpowiedział z lekkim uśmiechem. - Spotkałem wiele istot, parających się różnymi rzeczami. - Wzruszył ramionami jako sugerowanie, że to nie było takie trudne. Oczywiście Archipelag był miejscem, gdzie było osób, które związały swe życie z wodą, dlatego łatwiej było mu poznać. Oczywiście nie wiedział, czym się dokładniej zajmuje. Nie miał ku temu żadnych wskazówek. To jednak schodziło obecnie na dalszy plan, zastanawiając się, czy nie zasiać odrobiny wątpliwości w ich serca, ale uznał, że nie musi. Nadal nie rozgryzł powodu, dla którego ktoś zadał sobie tyle trudu. Słyszał dodatkowo głosy z innej sali. Brzmiało to dla niego, jak szum. Oznaczało to, że jeszcze więcej gości się pojawiło. Dalej nie miał wskazówki, kto i dlaczego zadał sobie tyle trudu, by stworzyć coś takiego.
Wysłuchał z uwagą słów Teliona i miał spróbować nowej prowokacji. Tylko właśnie po to, by wyciągnąć nieco więcej z niego. Ten mówił mu o tym, co sam wiedział, choć oczywiście w sposób, który nie podejrzewał. Z drugiej jednak strony to kobieta rzekła o rzeczach, które go zainteresowały, ale też...zaniepokoiły. Pierwszy raz na jego twarzy zagościło niedowierzanie. Były to dla niego cenne informacje, które mógł wykorzystać. Nikt w Ujściu o takich rzeczach nawet nie wiedział! To oznaczało, że może mieć istotny wpływ w przyszłość.

- Podejrzewasz powód, dla którego pojawiło ich się tak wiele? - Zapytał, bo jeśli miała co prawda własne domysły, mogło to oznaczać, że będzie trzeba środki zaradcze zastosować. Przygotowanie do odbudowy jego domu, będzie trzeba odpowiednio zmodyfikować. Oczywiście informacje o mrocznych elfach przyjął z jeszcze większym zainteresowaniem. Wiadomo, dla niego to powinna być legenda.
- Przecież...przecież oni są legendą. - Rzekł zszokowany, a przynajmniej sprawiał takie wrażenie. Pod tym ukrywał zainteresowanie tym tematem. - Zaprzedali dusze czartom, dlatego mają taki, a nie inny kolor skóry. - Wydawało się, że mówił do siebie, ale to był po prostu element jego małej gry. Potrzebował zdecydowanie wiedzieć więcej.

- Gdzie się mniej więcej pojawili? Bo jeśli nie jest to odosobniony przypadek, lepiej będzie, jak zacznę omijać tamto miejsce. - Oczywiście pytał o dokładne miejsce, gdzie go złapała. To morze było ogromne. Mogła trafić bliżej archipelagu, co nie byłoby dla niego zbyt dobrą wiadomością. Nadal miał dziwny sentyment do tych wysp. A jeśli to kwestia orków i pustyni, tym nie miał czymś się przejmować.
Licznik pechowych ofiar:
8

Sala Leszego

18
POST POSTACI
Telion
Kobieta po raz pierwszy zwróciła się do niego bezpośrednio, robiąc na nim takie wrażenie, że mimowolnie jego brwi powędrowały do ku górze, a czoło zmarszczyło. Temat morskich potworów zdawał się i ją niezmiernie zaciekawić. Ponadto sposób, w jaki mówiła, jasno określał, że nie jedno takowe widziała naocznie.
Zatem czyżby właśnie konfrontował się z innym wilkiem morskim - może trafniej, wilczycą? Na pewno! Tylko kobieta? Każdy przecież wie, że baba na okręcie przynosi pecha. Kapitanowie zazwyczaj wolą już, aby załoga się upijała, niż dochodziło do bijatyk i morderstw spowodowanych zdobyciem względów płci przeciwnej lub co gorsza, na ich okrętach kultywowano grupowe gwałty, no, chyba że okręt, na którym służyła Vera, wyznawał zgoła inne zasady, ale kto ją tam wie.

- Telion, zwie się Telion - wreszcie raczył wyjawić swoje imię nowej znajomej - Nie zwykłem się przedstawiać pierwszym lepszym, im mniej osób o mnie wie, tym lepiej - przyznał bez ogródek. - I trafnie zauważyłaś, jestem marynarzem na jednym z frachtowców, żadna tajemnica - rozłożył ręce i wzruszył ramionami.

Skoro kwestię zapoznawczą mieli oficjalnie za sobą, czas nadszedł do zagłębienia się w główny wątek rozmowy. Jeśli wierzyć Verze co do jej spotkań z nadnaturalnymi stworzeniami, musiała należeć do grupy badawczej, a przynajmniej tak mu się zdawało. Nikt inny przy zdrowych zmysłach nie zapuszczałby się w niezbadane - niebezpieczne -rejony. Handlarze, floty wojenne i korsarze zwykli poruszać się po utartych szlakach, cały czas mając jednocześnie linię suchego lądu w zasięgu wzroku, dalsze wędrówki wymagały większych przygotowań i potrzeby zatrudnienia doświadczonych nawigatorów oraz ochrony.

- A co z Tobą droga pani, czym się trudnisz, bo wydaje mi się, że zwiedziłaś kawał świata, czyż nie mam racji? - odbił piłeczkę, chcąc wydusić z kobiety nieco informacji. - To, o czym opowiadasz z tak wielkim przekonaniem, wielu traktuje jako opowiastki - naciskał dalej, łudząc się, że w końcu usłyszy z jej ust coś konkretnego. Zaprzestał dopiero na wzmiankę o czarnych elfach. W porównaniu do Ulisa Telion przynajmniej w tej części mógł uwierzyć podróżniczce. Sam przecież natrafił na legendarne plemię śnieżnych elfów, ba nawet miał okazję związać się z przedstawicielką tejże rasy.
I na to właśnie wspomnienia spochmurniał nagle, tak że jego wewnętrzne odczucie wyszło na zewnątrz w postaci spuszczenia wzroku oraz krótkotrwałej utraty ochoty do dalszej dyskusji.

- Wbrew temu, co mówisz towarzyszu, wydajesz mi się raczej mocno zainteresowany poznaniem miejsca gniazdowania bestii - zmieniwszy z nagła rozmówcę, wyczuł mało szczere intencje Ibrerta. Tylko on nie zdradzał zbyt wiele o sobie, za to zadawał sporo pytań i jakby celowo parł do kontynuacji rozmów. - Mam tylko nadzieję, że nie należysz do tych owładniętych przez manie tępienia wszystkiego, co inne Sakirowców, hmm...? - brodacz nie krył się z przemyśleniami. Tym razem to on chciał dowiedzieć się więcej o nim. Co prawda całość zarzutów przedstawił w niezbyt poważnym stylu, uśmiechając się i przerywając co kilka słów krótkim śmiechem, by czasem nie spłoszyć agenta zakonu. Od jego dalszego działania zależało przyznanie się lub nie. Nawet jeśli zamierzał skłamać, niespodziewany atak na pewno wywoła odpowiednią reakcję mimiki, a to będzie stanowiło niepowtarzalny dowód obciążający lub uniewinniający Ulisa.

Sala Leszego

19
POST POSTACI
Vera Umberto
- Pierwszym lepszym? - powtórzyła Vera i parsknęła śmiechem. - To tylko imię. Mogłeś podać inne, jak tak obawiasz się, że wykorzystam je przeciwko tobie. Ale jeśli cię to pocieszy, mam lepsze rzeczy do roboty, niż grzebanie w życiu pierwszego lepszego tylko dlatego, że mi się przedstawił.
Podniosła szklankę i odchyliła się na krześle, przerzucając łokieć przez oparcie. Wydęła usta w irytacji, przenosząc wzrok z powrotem na Ulisa.
- Nie mam pojęcia, dlaczego tak się dzieje, ale przez to wszystko chwilowo opuściłam południowe wody. Wystarczy mi póki co wrażeń na długi czas.
Napiła się, a potem sięgnęła po kolejny pasztecik. Skoro została poczęstowana raz, chyba mogła zjeść kolejny, prawda? Najwyżej zamówi więcej. W końcu ograła ich ze złota.
- Jestem kapitanem statku, zajmującego się transportem i przekazem dóbr - odpowiedziała na pytanie Teliona z lekkim rozbawieniem w oczach. - Zwiedziłam zachodnie morza, wiele lat spędziłam na południowych, teraz jestem tu, na północy.
Gdy zarzucił jej, że jej słowa są tylko opowiastkami, odstawiła szklankę i zaczęła rozsznurowywać koszulę, by zsunąć jej jasny materiał z ramienia. Wspomnienie tego potwora wgryzającego się jej w ramię wciąż było świeże, choć minęło już ponad pół roku. Myślała wtedy, że umrze. Była tego prawie pewna. Teraz został jej ból w nodze i półokrągła blizna w kształcie szczęk syreny, która usiłowała odgryźć jej rękę razem z ramieniem. Światło płomieni świeć odbiło się od brzydkich, jaśniejszych wgłębień w jej skórze. Żadne zwierzę nie mogło zostawić takich śladów.
- To nie tylko opowiastki - odparła chłodno, zanim naciągnęła koszulę z powrotem na ramię i zasznurowała ją.
- Gdzieś w połowie drogi między Everam a Karlgardem. Dlaczego pytasz? Ty też pływasz? - pochyliła się w stronę Ulisa, tym razem w pełni popierając dociekania Teliona. - Nawet jak i Sakirowiec, to zadajesz dużo pytań i sypiesz komplementami, ale sam nie jesteś szczególnie otwarty, prawda?
Uśmiechnęła się lekko.
- Nie musimy się przecież zbyt dogłębnie poznawać, panowie. Możemy zagrać jeszcze ze dwie rundki i się rozejść - zaproponowała niewinnie i napiła się znów. Dobry tu mieli rum, trzeba przyznać!
Obrazek

Sala Leszego

20
POST POSTACI
Mehren aka Ibrert Ulis
Niektórzy zdecydowanie dla niego powinni lepiej dobierać słowa. Wystarczyło trzy zdania i twarz kobiety zmieniła się w grymas, jaki nie rozpoznawał. Zdecydowanie miała wiele racji w swoich słowach, a on, rozważnie postanowił się wtrącać się w ten lichy spór. Nie zanosiło się przecież na burdę, a wtedy wolałby po prostu się wycofać, niż ujawniać swoje możliwości. I wiedział, że one mogły nie być wystarczające, gdyż doświadczenie tej dwójki mogło go pokonać. Ryzyko zawsze powinno być kontrolowane. Kiwnął Verze w podzięce głową za informacje. Choć nie wiedziała i tak dała mu wartościowe informacje. Informacja o tym, że jest kapitanem statku, spowodowała, że gwizdną z wrażenia. Ujawniła także informacje, gdzie stacjonowała. Czyli miał rację. Wszyscy pochodzą z innych miejsc. Ciekawe, ile czasu zajmie innym, by zrozumieć, że coś u jest nie tak. Widok śladów był jedynie dość uroczym pokazem, który dobrze byłoby jakoś wykorzystać. Co prawda niewiele miał opcji, ale osoby miłe bywały czasem irytujące w słowach, ale na ogół zostawiały po sobie dość dobre wrażenie.
- Ciesze się, że udało Ci się przeżyć. Nawet nie chce podejrzewać, jak koszmarne musiało być to spotkanie. - Powiedział ciepło do kobiety. Zdecydowanie musiała umieć walczyć i znać dobrych medyków, którzy potrafili ja poskładać. To już samo w sobie tworzyło w jego głowie oraz kobiety, która była niebezpieczna, a mając własną załogę, mogła kiedyś zostać osoba, z którą na wodach, należałoby się liczyć. Zapamięta jej imię, bo kto wie, czy spotkają się znowu. Istnieje cień możliwości.
- Och nie, na Tenatira! Staram się ich unikać! - Powiedział i wyciągnął nawet dłonie lekko przed siebie i machał nimi, jakby temu zaprzeczał, a po chwili parsknął śmiechem. Wykorzystywał to, kim był wcześniej mężczyzna, którego przejął tożsamość. Nie był on nikomu znany, więc mógł nawet po śmierci tego człowieka, był bezpieczny pod tym mianem.
- Jestem po prostu drobnym kupcem, który stara się utrzymać, sprowadzając z różnych zakątków świata przyprawy i sprzedaje je tam, gdzie drożej. Ściągam zazwyczaj je z Everamu, Kargaardu i Archipelagu, a sprzedaje w Keronie. Wieść o tym, że na Złotym Morzu tak źle się dzieje, po prostu zaskoczyła mnie i przeraziła, bo szlak morski może stać się zbyt kosztowny. Nie chciałem was zanudzać takimi rzeczami, bo o cenach przypraw mogę długo opowiadać, ale dla nieobeznanych z tematem to działa jak kołysanka dla nowo narodzonych dzieci. - Parsknął śmiechem, na ten żart. Wszystko, co robił, było właśnie grane pod tą otwartość.
- Jestem po prostu miły dla wszystkich. Wierze, że należy każdego dobrze traktować. - Nie wiedział, kim bym Ulis jako człowiek i jak się zachowywał, ale zazwyczaj osoby, które chcą sprzedawać swoje towary, traktują z szacunkiem każdego. Tak widział z obserwacji. Oczywiście byli także ciekawy tego, co się dzieje na świecie, bo zawsze szukali okazji do zarobku.
- Można. Może tym razem Vero zaczniesz pierwsza? - Mrugnął do niej, licząc na to, że będzie jej to w sumie obojętne.
Licznik pechowych ofiar:
8

Sala Leszego

21
POST POSTACI
Telion
Irytacja Very była jak najbardziej słuszna z jej punktu widzenia. Jaki problem stanowiło zdradzenie swego imienia? Żaden! Jednak w przypadku Teliona obawa ta miała rację bytu. Na dobrą sprawę nie znał zupełnie nowych, karczemnych towarzyszy, kto wie jakimi interesami się kierowali. Pod płaszczykiem zwyczajnych dorobkiewiczów, mogli przecież się ukrywać pozbawieni skrupułów złoczyńcy, co nie wróżyło wcale dobrze, zwłaszcza gdyby któryś z nich skojarzył jego imię. Jak wiadomo, Telion był nieogłoszonym spadkobiercą i następcą do tronu władcy Nuln, Hrabiego Augusta. Prawdą było, że mało ludzi o tym wiedziało, jednak wieści szybko się roznoszą. A co wtedy? Wielu zaczęłoby na niego polować w celu wymuszenia okupu na hrabim. Niestety, relacje, jakie go z nim łączyły, pozostawały wiele do życzenia, sądził więc, że prędzej wuj sczeźnie w męczarniach choroby, niż wyłoży złamanego gryfa na ratowanie swego siostrzeńca.

Mężczyzna nieomal wybuchł chamskim śmiechem, gdy kobieta przyznała się do sprawowania funkcji kapitańskiej. Pierwszy raz w swej karierze poznał taki fenomen. Jego kamraci by mu nie uwierzyli lub w najlepszym przypadku zaczęli kpiąco parskać i mówić, że nałożnica kapitana nie czyni jej równemu tegoż stanowiska. Postanowił zatem o tej drobnej nowince im nie wspominać.

- Czyli pośrednikiem, jeśli dobrze rozumiem - dopytywał, nie bacząc na niedorzeczność sytuacji.

W późniejszej chwili reakcja żeńskiego kapitana wprawiła go w małe osłupienie. Czyżby chciała coś mu udowodnić? Dokładnie tak, lecz nie to, co z początku myślał, a na swoim własnym przykładzie zaprezentowała dowód na istnienie rzekomych potworów.
Solidne wgłębienia po zębiskach zdobiły jej ramię. Ktoś by mógł powiedzieć pochopnie, że to ugryzienia większej ryby drapieżnej lub nawet małego rekina. Ten fakt zmienił nastawienie marynarza. Znał on bowiem dobrze wygląd ran po ugryzieniach i żaden nie pasował do znanych mu gatunków ryb. Czyżby Vera jednak nie łgała?

- Fiu...fiu.. No ładne - gwizdnął z podziwem. - Moje przy tym, to jak ślad po udrapnięciu kota - dodał, machając przy tym znacząco ręką i już nie komentował dalej.

Po tym zapadła na krótki moment cisza, by w następnej chwili Ulis pod naporem pytań wreszcie się przemógł i opowiedział coś o sobie. Wypowiedź sprawiała wrażenie, że nie jest on nikim ważnym. Od co, zwykły obwoźny handlarzyna, obawiający się o własne bezpieczeństwo. Nic nadzwyczajnego.

Telion przytaknął mu na zakończenie w gestii zrozumienia, jednocześnie wyrażając niemą zgodę na rozpoczęcie drugiego rozdana przez Verę. Sakwa nadal miała odczuwalny ciężar, mógł zatem pozwolić sobie na jeszcze jedno, góra dwa rozdania bez poważnego nadszarpnięcia oszczędności. W ostateczności zakończy biesiadowanie, wcześniej niż pierwotnie to zakładał. W sumie i tak odczuwał, że ilość spożytej strawy i przyswojonego alkoholu była w pełni zadowalająca. Nie potrzebował już nic więcej.

Sala Leszego

22
POST POSTACI
Vera Umberto
Widząc rozbawienie, które Telion nieudolnie starał się ukryć, Vera przewróciła tylko oczami. Nie był pierwszym takim w jej życiu. Na samym Harlen było wielu, którzy nie potrafili zrozumieć, jakim cudem kobieta stoi za sterem statku i jeszcze zarządza załogą. Dawno już przestało to robić na niej wrażenie i dawno przestała czuć potrzebę naprostowywania takim światopoglądu. Niech sobie żyje w swoim męskim świecie, w którym kobiety pełnią drugorzędną rolę, podczas gdy oni walczą o pozycję samca alfa przy każdej możliwej okazji. Irytacja odmalowała się na jej twarzy, bo nigdy nie potrafiła ukrywać emocji, ale powstrzymała się przed komentarzem.
- Powiedzmy - odparła na jego chęć doprecyzowania tego, czym się zajmowała. Jakby się uprzeć, to pośredniczyła pomiędzy rabowanym stateczkiem kupieckim, a sprzedawcą, który za uzyskane dobra dawał jej brzęczące złoto. Może to i był sen, ale nie była na tyle głupia, żeby otwarcie mówić o tym, czym się zajmuje. Ktoś tu mógł mieć wyjątkowo przyjazne stosunki z przedstawicielami prawa i porządku, i nawet jeśli nie była to rzeczywistość, to nie chciała sobie psuć nastroju niepotrzebnymi problemami.
- Było koszmarne - zgodziła się z Ulisem. - Ale nadziała mi się na miecz, tępa, morska dziwka. Próby odgryzienia dzierżącej go ręki nie mogły skończyć się dla niej dobrze, prawda?
A więc kupiec! Umberto uśmiechnęła się do niego. Ciekawa była, czy trafiła na jakieś jego transporty. Nie narzekał jeszcze, że miał problemy z piratami, ale to wcale nie znaczyło, że ich nie miał - mógł po prostu nie uznawać tego za interesujący temat, gdy omawiali syreny i mroczne elfy. Pechowo się złożyło, że postraszyła go czyhającymi na Złotym Morzu niebezpieczeństwami, bo w innym przypadku może te przyprawy, o których opowiadał, trafiłyby do niej.
Napiła się, po czym zerknęła na Teliona, gestem głowy wskazując jego kości.
- Mogę?
Jeśli się zgodził, zebrała je do kubka i potrząsnęła nim. Jeśli nie, poprosiła o kości Ulisa.
- Może tym razem po dziesięć zębów? - zaproponowała, wychodząc z założenia, że jeśli przegra, straci tylko to, co już wygrała, więc właściwie wyjdzie na zero. Taki był hazard, złoto wędrowało od jednego do drugiego. Wyprostowała się i rzuciła, bez słowa przerzucając potem dwukrotnie.
Spoiler:
Gdy została z trzema trójkami, wydęła usta w niezadowoleniu i wzruszyła ramionami. To raczej nie zapewni jej wygranej, chyba że jej towarzyszom pójdzie bardziej niż źle.
- Chyba wyczerpałam już cały zapas swojego szczęścia - mruknęła. - Szkoda. Sądziłam, że przynajmniej we śnie będę mieć go więcej.
Obrazek

Sala Leszego

23
POST POSTACI
Mehren aka Ibrert Ulis
W końcu zrozumiał, czym był ten grymas na twarzy Very. Oznaczał irytacje. Dlaczego się irytowała? Powodem oczywiście był śmiech Teliona. Niezbyt miły, kiedy ktoś mówi, czym się zajmuje. Dlaczego tak zareagował? I co kryło się za tym? Podejrzewał, że chodzi o jakieś sprawy, których nie pojmował do końca. Miał za mało informacji, by móc twierdzić coś z pewną dozą prawdopodobieństwa. Musiał zatem zdecydowanie polegać na mało pewnych wnioskach. Jakaś forma rywalizacji? Nie wyglądało na to. Ta reakcja na stopień. Ten śmiech. Co było powodem takiego, a nie innego wybuchu? Popatrzył na Verę i na Teliona. Czyżby powodem była płeć? Irytacja na śmiech, przewrócenie oczami. To ostatnie miało co prawda kilka możliwych przyczyn. Zastanawiał się, co zrobić. Kilka możliwości mu się pojawiało, acz w żadnej nie widział korzyści dla siebie. Dlatego ostatecznie postanowił nie ingerować w sytuację. Dopóki nie zaczną się mordować i on nie zostanie w to wciągnięty.
- Nie miała najmniejszych szans, kiedy tak skoczyła. - Również uśmiechnął się do kobiety, bo sprawiała wrażenie, że chętnie z nim konwersuje. Zastanawiał się także, czy to była sprytna pułapka, czy łut szczęścia. - Będę trzymał kciuki za to, by takie wydarzenia omijały Cię z daleka. A tak między nami. To prawda, że syreny śpiewem czarują nas, mężczyzn tak bardzo, że tracimy głowy, jak idioci? - Przy ostatnim zdaniu nachylił się bardziej ku niej, jakby był ciekawy, czy to, co słyszał to prawda. Przy okazji idealnie się wpasowywało w jego nieznajomość morskiego życia. Dla większości ludzi z kontynentu takie stwory to bajki i straszydła na dobranoc.
Jak widział po reakcjach, przyjęli bez podejrzeń jego słowa, czym się zajmuje. To mu wystarczyło, gdyż nie chciał przejść, iść w druga stronę i chwalić się każdemu, że tym się zajmuje. Nie pasowało mu to do obrazu skromnego kupca, który im prezentował. Jeśli Vera chciała otrzymać jego kości, gdyby Telion nie pożyczył jej swoich, oczywiście z miłą przyjemnością ich jej użyczy. Przy okazji jej słowa o śnie dały mu do myślenia, że nie uważa go za prawdziwego. Zabawne.

- Może zbiera swą moc na trzecie rozdanie? - Zapytał z uśmiechem, godząc się na taką stawkę, jaka zaproponowała i tym razem wypadała jego kolej. Wziął do ręki kości i rzucił. Wypadło całkiem nie najgorzej. Nawet to jakoś sensownie wyglądało. Ostatecznie zdecydował się przerzucić jedynie piątkę. I wyglądało to całkiem dobrze. Miał trzy czwórki i dwie jedynki.
- Myślę, że więcej nie będę ryzykował. Ten wynik mnie zadowala. -
Spoiler:
- Jeśli to nie jest żadna tajemnica, mogę zapytać, co spowodowało, że zaczęliście swoją przygodę z morzem? U mnie to nic niezwykłego. Po ojcu przejąłem interesy, ale... - machnął nieznacznie ręka. - Jakoś tak nie stałem się lepszy w tym, niż on. Mówiłem mu, że będzie ze mnie dumny, jak przekaże mi wszystko. Wypowiadałem tamte słowa ze sporą arogancją. Po latach stwierdzam, że to była jedynie młodzieńcza pycha i gówno wiedziałem, jak powinno się prowadzić handel. Długo się tego uczyłem, pracując na własny rachunek. - Westchnął ciężko, by nie podejrzewali, że on miałby znowu tu coś do ukrycia.
Licznik pechowych ofiar:
8

Sala Leszego

24
POST POSTACI
Telion
Mężczyzna nie miał nic przeciwko ponownego użycia jego kostek. Machnąwszy wymownie ręką, dał sygnał, że Vera może ich używać do woli. Przecież nie były to jego prywatne rzeczy, cóż więc mu było do tego, kto jest w ich posiadaniu. Na pomysł podbicia stawki nie zareagował w żaden szczególny sposób, po prostu wyłożył sumkę na stół i obserwował rozwój wypadku.

Gdy tura kobiety minęła, odetchnął z ulgą. Przynajmniej tym razem szczęście nie przypisało jej na tyle, by ponownie kości ułożyły jej się w zwycięski układ. Pozostało jedynie wyczekiwać na rezultat Ulisa. Telion nieco się uspokoił tym faktem. Jeśli wierzyć oponentowi, nie należał od do urodzonych hazardzistów, a i ostatnim razem osiągnął niezadowalający wynik. Zdawać by się mogło, że bardziej interesuje go kontynuacja rozmowy na temat syren, aniżeli sama gra, co zresztą poniekąd osiągnął, bo gdy tylko postawił pytanie, zaraz otrzymywał na nie rozentuzjazmowaną odpowiedź.

- Full, a mówiłeś, że nie masz szczęścia w tego typu rozrywce - skomentował, szczerze uśmiechając się do Ibrerta.

Ten wynik będzie ciężko przebić. Aby wygrać rozdanie, marynarz musiał wyrzucić co najmniej taki sam układ, tylko o większej liczbie oczek lub cztery identyczne wyniki, o byle jakich wartościach. Nic mu zatem nie pozostało. Zagarnął uprzednio pożyczone kostki i mocniejszym zamachnięciem się, porozrzucał je prawie po całym stoliku.

Rezultat:
Spoiler:
- A niech to - uderzył dłonią o kolano.

Z pozoru układ był bardzo dobry. Przy następnym rzucie mógłby osiągnąć czwarty najlepszy wynik. Niestety, to wciąż za mało do pokonania bliźniaczo wyglądającego faceta. Przed Telionem zapadła ciężka decyzja. Mógłby zostawić kilka obiecujących kości i liczyć na ich dopełnienie lub przerzucić je wszystkie w nadziei, że wypadnie coś lepszego.

Rezultat:
Spoiler:
- No bez jaj - poirytował się, kiedy wziąwszy w dłoń wszystkie kwadraciki, potrząsnął nimi na szczęście, a te w podzięce przyniosły mu niemal identyczny wynik. To stawiało go w nieciekawej sytuacji. Szansa wygranej stopniała niemal do zera. Pozostał mu ostatni rzut.

Ponownie zebrawszy wszystkie kostki, jeszcze raz nimi zatrząsł i tym razem spokojniej, otworzył dłoń, sprawiając, że te się z niej ledwie wysypały.

Rezultat:
Spoiler:
- Nie mój dzień, oj nie. Gratuluje Ulisie - zakończył z wielkim niezadowoleniem wymalowanym na twarzy. Taki już los. Raz daje, raz zabiera, chociaż w niektórych przypadkach ilość nieudanych akcji znacznie przewyższa te udane.

Przegrawszy dwa rozdania, stracił jakoś ochotę na kontynuację zabawy. Co prawda piętnaście straconych monet to nie majątek, lecz milej by było zatrzymać je w swojej kieszeni. Otóż nie tym razem.

W międzyczasie Ulis rozpoczął kolejny temat, który jakoś nie przypadł do gustu starszej wersji siebie. Nie mogąc już dłużej wytrzymać, Telion właśnie kończył nabijać fajkę świeżą porcją suszu, szukając jakiegoś skrawka patyczka lub kawałka papirusu, od którego przejąłby płomień świecy, by podpalić ugniecione zioło. Wziąwszy końcówkę fajki do ust, spojrzał przelotnie na resztę, aby w kolejnej chwili spuścić wzrok, dając w ten sposób znać, że nie on zamierza rozpocząć spowiadanie się jako pierwszy, o ile w ogóle. Wybranie drogi takiej, a nie innej było w zupełności jego decyzją. Pozostali nie musieli znać prawdziwego powodu, jeśli nawet takowy istniał.

Sala Leszego

25
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie miała problemu z tym, że złoto przeszło do Ulisa, bo właściwie i tak nie należało do niej. Zdobyła dziesięć monet i tyle samo straciła. Po przegranej odchyliła się więc od stołu i rozsiadła wygodniej, rzucając pobieżne spojrzenie na resztę karczmy. Ta wydawała się pogrążona w dziwnym półmroku, tak, że Umberto nie miała pewności, czy poza nimi jest tutaj ktoś jeszcze, czy też nie. Niby słyszała głosy, ale nie widziała twarzy. Niby zauważała ruch, ale wszystko pozostawało statyczne, gdy odwracała głowę. Dziwne miejsce, dziwny sen. Nudny też trochę, trzeba przyznać, ale nie narzekała. Przynajmniej tym razem nic nie próbowało zabić jej, albo jej ludzi. Miła odmiana od wizji, które ostatnimi czasy nawiedzały jej nocne koszmary.
- Prawda - odpowiedziała kupcowi. - Moi załoganci wyskakiwali przez burtę. Musiałyśmy ich związać.
Przed oczami stanęła jej woda, barwiąca się czerwienią, przy akompaniamencie tego upiornego śpiewu.
- Mam tylko nadzieję, że umierając, byli tak samo zaślepieni, jak skacząc. Że nie wiedzieli, jak kończą - opuściła wzrok na własne, ozdobione pierścionkami palce i zastukała rytmicznie w blat stołu. Nie wszyscy mieli luksus bycia otępiałym mężczyzną przy walkach z syrenami. Załogantki, które straciła, raczej nie sądziły, że zasypiają w słodkich ramionach pięknych morskich panien.
- Widziałam statek, którego załoga składała się z samych silnych i postawnych mężczyzn, doświadczonych w boju. Dryfował pusty - spojrzała na Teliona. - Zostały tylko ślady szponów na kadłubie.
Zmianę tematu przyjęła z zadowoleniem, bo niekoniecznie chciała aż tak szczegółowo wracać do tamtych wydarzeń. A gdy zaczęła się zastanawiać, co popchnęło ją na morze, nie mogła powstrzymać krótkiego parsknięcia śmiechem. Nie ze względu na historię Ulisa, a na myśl o własnych rodzicach, którzy w chwili, w jakiej dowiedzieliby się, czym zajmuje się ich córka, zeszliby na zawał - gdyby już nie byli martwi. Była całkowitym przeciwieństwem tego, do czego ją wychowywano. Cóż. Miała skrzywione poczucie sprawiedliwości i nie mogła nic na to poradzić.
- Poszłam w ślady ojca. Nie miałam braci, więc padło na mnie - odparła tylko krótko, nie chcąc dzielić się ani tym, że służyła w qerelskiej marynarce, ani teraźniejszym swoim zajęciem. - Teraz tak sobie myślę, że nie usiedziałabym w jednym miejscu. Po dwóch tygodniach na lądzie już zaczyna mnie nosić.
Znów opróżniła swoją szklaneczkę do końca, czując już delikatnie, jak zaczyna szumieć jej w głowie. Znajome, przyjemne uczucie. Teraz by się jeszcze przydało, żeby coś się zaczęło ciekawego dziać, hm? Trafiła na przeciętnego kupca i na mruka. Co los chciał jej przez to przekazać? Zmarszczyła brwi, bawiąc się jednym ze swoich pierścionków, obracając go w tę i z powrotem wokół palca. Zgadywanie znaczenia snu w czasie jego trwania, to było coś nowego.
Ale... to wyglądało inaczej niż sny, które znała. Była świadoma, a rzeczywistość nie zwijała się i rozwijała niezależnie od niej, jak ciało morskiego węża. Uszczypnęła się w przedramię... i nic się nie zmieniło. W jej oczach pojawiło się zaskoczenie i dezorientacja. Nie schodzili na ląd, Vera była tego pewna, a na Siódmej Siostrze nie mieli tawerny - tego była pewna jeszcze bardziej. Więc gdzie ona, do cholery, była?
- Skąd się tu właściwie wzięliście? - spytała, prostując się.
Obrazek

Sala Leszego

26
- Szczęście początkującego albo głupca. Jedno nie wyklucza drugiego w sumie. - Parsknął śmiechem, bo jakoś nie wierzył w swoją wygrana. Poprzednie rzuty tych osób skutecznie mu to pokazały. Dlatego nawet widząc taki wynik, pozostawał sceptyczny i czuć było to w wypowiedzi. Tak już po prostu pewnie miał. Nie wierzył do samego końca, że uda mu się coś uzyskać. Oczywiście następnie Vera odpowiedziała mu na pytanie i w sposób, że gdyby był bardziej emocjonalny, zapewne odczułby smutek. Po prostu dostał potwierdzenie, że syreny dla niego są niebezpieczne. I należy ich unikać, ewentualnie się jakoś zabezpieczyć. Pytanie oczywiście, czy było to dla niego możliwe? Może dałoby się oprzeć temu? To była interesująca kwestia, bo wynikało to na zaburzenia percepcji i zagrożenia. Działało na wszystkich mężczyzn bez wyjątku, a może jedynie na tych, co gustowali w kobietach? Ten szczegół mógł być istotny. Spróbował położyć własne dłonie na jej, chcąc w ten sposób wesprzeć ja, gdyż zauważył, że nie było jej łatwo o tym mówić. Całe jej ciało mówiło, co ona teraz czuje. Oczywiście bardzo łatwo mogła mu pokazać, że nie chce tego gestu i się powstrzyma przed tym.
- Bardzo mi przykro z utraty przez ciebie załogi. I przepraszam, że zapytałem. Nie powinienem był. - Posłał jej taki delikatny, ciepły i współczujący uśmiech, a w jego spojrzeniu mogła widzieć, było mu przykry z powodu, iż przywołał te wspomnienia. Chciał tym samym dać znać, że gdyby podejrzewał, że to takie okropne było, powstrzymałby swoje pytanie. Nie miał zielonego pojęcia, że to tak okropne było. Zdanie o pustym statku uznał, iż jest skierowane do Teliona. To był ten moment, że napił się także swoje piwa. Przy okazji kolejne ciekawe informacje uzyskiwał.
- Sam jestem w szoku. Ostatnio taki mocny rzut miałeś, że byłem pewny, iż mnie przebijesz. - Zgarnął waluty dla siebie, nie do końca mogąc uwierzyć w to, że udało mu się to.
- To musi mi się śnic. - Powiedział bardziej do siebie niż do innych. - I dziękuje. - Powiedział, po dłuższej chwili na otrzymane gratulacje. Teoretycznie byli umówieni na chyba trzy rundy. Rozegrali dwie i widział, że mężczyzna nie wyglądał na chętnego na dalszą grę. Nie musieli grać. Dla niego było to nawet lepsze. Przy czym, jeszcze nie odpowiedział na pytanie, które dał. Dość zamknięty w sobie tym. Kolejny raz Vera ratowała sytuacje, zdradzając co nieco. Jej słowa powodowały, że dały mu do myślenia. Nie potrafiła usiedzieć na lądzie. Dość typowe dla marynarzy.

- Czyżbyś lubiła podróżować, jak ja? - Zapytał, bo z jej słów wynikało, że nie była typem, który wytrzyma zbyt długo w jednym miejscu, ewentualnie na wodach czuła się zwyczajnie bezpieczniej. Ciężko mu było rzec.
- Vero? - Spojrzał na nią pytająco, kiedy się uszczypnęło, zdając się nie rozumieć tego dziwnego gestu, który zrobiła. Kupiec oczywiście nie wiedział, ale Mehren to podejrzewał, co to mogło znaczyć i jej pytanie potwierdziły jego przypuszczenia. Musiał zastanowić się nad odpowiedzią, by zabrzmiała całkowicie normalnie. Mógł odpowiedzieć tak, jak winna brzmieć odpowiedź lub udawać, że nic nie wie. Wybrał opcję, która da mu jeszcze trochę odrobiny zabawy.

- Eeee...Skąd? No...z zewnątrz. Byłem w porcie, skończyłem robić interesy. I postanowiłem udać się na najbliższego przybytku, by odpocząć oraz relaksować się tu, napić się piwa i spróbować poznać nowe osoby. Zwłaszcza że w tym miejscu nigdy nie byłem. Lubie zwiedzać nowe miejsca i poznawać innych ludzi. - Odpowiedział w ten sposób, robiąc wrażenie, że nie rozumiał do końca jej pytanie. To było całkiem proste, a odpowiedź była bardzo zbliżona do tego, co wcześniej usłyszał Telion.
Licznik pechowych ofiar:
8

Sala Leszego

27
POST POSTACI
Telion
Opowieść Very zaintrygowała Teliona na tyle, by skłonić go do przemyśleń. Rzekomo wabiąca swym śpiewem syrena mogła być najzwyczajniej w świecie omamom wywołaną głodem, szkorbutem lub zatruciem załogantów. A wiedzą powszechną jest, że gdy cierpiący na takie dolegliwości marynarz dodatkowo pływa przez wiele tygodni bez możliwości zaspokojenie zwierzęcych potrzeb, jest w stanie zrobić absolutnie wszystko. I miałoby to sens, gdyby nie fakt, że jak to podaje kobieta, cała męska część załogi zaczęła widzieć to samo. Takie zbiegi okoliczności po prostu się nie dzieją.

Druga historia już mniej go przejęła, a przynajmniej do czasu, aż pani kapitan nie rzuciła mu dziwnego spojrzenia przy części odnoszącej się do postawnych i silnych mężczyzn. Nie rozumiejąc, o co mogło jej chodzić, skrył się za gęstą chmurą tytoniowego dymu, którą właśnie wypuścił z ust. Opisywany przez nią okręt wydał mu się abstrakcją. I o ile ślady pazurów na kadłubie można wytłumaczyć poprzez przyjęcie, że okręt brał udział w abordażu, gdzie dwie jednostki niemal się o siebie stykają i stąd te zadrapania, to jak mógł być jednocześnie wypełniony żeglarzami i pusty? Pannie najwidoczniej spożyty napój zdążył uderzyć do głowy. Tym bardziej nie należało brać dosłownie wszystkiego, co mówi.

Trzecia część wypowiedzi miała najwięcej sensu ze wszystkich. Kto by pomyślał, że wybranie morskiej ścieżki będzie spowodowane kultywacją rodzinnej tradycji. Gdyby i Telion podjąłby taką decyzję, zapewne teraz nie siedziałby tu, tylko gnieździł się w rodzinnym domu, smarując za przykładem ojca obrazy i szyldy dla lokalnej klienteli. Ewentualnie robił za felczera w Iriowskim szpitalu tak jak jego własna matka. On jednak wybrał inną ścieżkę, chociaż nie do końca świadomą. I kto wie, czy za ten wybryk, los właśnie go nie karze ciągłymi falami niepowodzeń i trudnościami, jakie co rusz napotyka na swej drodze.

- Oj, ktoś tu chyba za dużo wypił - zaśmiał się, gdy z ust kobiety padło ostatnie pytanie. Pomimo pełnienia służby na okręcie, damskie ciało nie mogło przemóc męskiego w przyswajaniu alkoholu. Toteż nie dziwota, że Vera zaczęła tracić orientację, a może i nawet kontakt z rzeczywistością, patrząc na jej dziwne zachowanie w postaci skubania się po ramieniu. - Ale, ale... - nabrał na powrót powagi, by czasem dziewczyna się nie speszyła zbyt mocno. - Podobnie jak szanowny Ulis, przyszedłem z tutejszego portu. W tym Everam nawet nie ma się gdzie napić, a jak wiedzę, jeszcze miałem tyle szczęścia, że trafiłem na deszcz i to w pustynnej części świata. Jak pech, to pech - wyjaśnił.

Sala Leszego

28
POST POSTACI
Vera Umberto
Emocjonalna reakcja Ulisa sprawiła, że Vera uniosła na niego zdezorientowane spojrzenie, zbyt zaskoczona, by od razu zabrać rękę. Ze wszystkich, których spotkała po ataku syren, nikt nie zareagował w ten sposób. Takie było życie, czasem traciło się ludzi w nieudanych rabunkach, czasem - jak widać - w atakach morskich potworów. Ot, odprawili pogrzeb, pożegnali poległych pieśnią i wrócili do dalszego życia, a każdy swoją żałobę przeżywał w prywatności własnego serca. Owszem, żałowała każdego, kogo straciła, ale okazywanie podobnego współczucia od lat już było dla niej czymś obcym. Zresztą nie mogła pozwalać sobie na podobne słabości; nie w świecie, w jakim postanowiła żyć.
- To nie... - zmarszczyła brwi, początkowo zbyt zdezorientowana, by znaleźć odpowiednie słowa. W końcu wyciągnęła palce spod dłoni kupca i obiema rękami chwyciła swoją szklankę, znów napełnioną. Upiła łyka i potrząsnęła głową. - W porządku. To znaczy, dzięki.
Później na szczęście skupili się na grze i ostatecznie nastąpiła zmiana tematu. Umberto zupełnie zapomniała o tym, że padło jakiekolwiek pytanie odnośnie jej preferencji dotyczących podróżowania, czy czegokolwiek innego. Była zbyt zszokowana swoim odkryciem i choć mężczyźni utrzymywali, że w tym miejscu nie było niczego niezwykłego, ona wiedziała, że nie mają racji. To nie było naturalne, to nie była zwyczajna karczma, choćby przez fakt, że gdy wyglądała przez okno, nie widziała za nim niczego konkretnego. Czy w takim razie oszalała? Nawciągała się ziół Corina i o tym nie pamiętała? Przecież one nie działały halucynogennie.
- Wal się, Telion, wypiłam dwa razy po pół szklanki, co to jest za ilość - żachnęła się z irytacją, prostując się w krześle. - I jakie, kurwa, Everam? Z Everam wypłynęłam dobre dwa miesiące temu, teraz jestem na północy, płynę na Archipelag Łez, ja... jestem prawie pewna... nie, jestem całkowicie pewna, że nie zeszliśmy jeszcze na ląd!
Przesunęła podejrzliwym spojrzeniem po twarzach swoich towarzyszy, a potem opuściła wzrok na paszteciki. Czuła ich smak, zapach i konsystencję. Czuła, jak powoli zaczyna wpływać na nią alkohol. Ale to miejsce...? Jak mogło jednocześnie być prawdziwe i takie nie być? Jedyne wyjaśnienie, jakie przychodziło jej w tej chwili do głowy, to magia. I to wyłącznie dlatego, że zarówno tej tawerny, jak i magii nie rozumiała. Grunt, że miecz uspokajająco ciążył jej u biodra. Zawsze mogła po niego sięgnąć, jeśli będzie się w stanie nim obronić przed tym czymś, co ją tu ściągnęło.
- Albo jesteście ślepi, albo sobie ze mną pogrywacie - mruknęła. - Ale wyjątkowo mam to w dupie. Ty też jesteś z Everam, Ulis?
Obrazek

Sala Leszego

29
POST POSTACI
Mehren aka Ibrert Ulis
Zdezorientowane spojrzenie zaraz po okazaniu wsparcia było kolejna cenną informacją. I dodatkowo czymś, co faktycznie kiedyś mogło się przydać. Nie teraz, bo niewiele mógł zrobić, by to oczywiście wykorzystać po swojej stronie, ale kiedyś, kto wie? Vera, zapewne, która zapomniała, co to znaczy mieć wsparcie, musiała znaleźć swój sposób na pozostanie silną. Różne były konsekwencje takich wyborów, aczkolwiek emocje nie znikają. Zawsze gdzieś są, zwłaszcza w silnych osobowościach. Kobiety dodatkowo miały trudniej z panowaniem nad nimi. To także dotyczyło jego i sam, także poświęcił kilka rzeczy, by nigdy się nie poddawać. Dlatego obserwacja mimiki ludzi była tak ważna. Mówiło o nich więcej, niż sami chcieliby przyznać.
- Jeśli kiedyś, w przyszłości, będziesz chciała po prostu porozmawiać o tym, zawsze możesz mnie odnaleźć potem i cię wysłucham. Spróbuje zdjąć trochę tego smutku z twoich barków. - Powiedział do niej cicho, by ona mogła to usłyszeć całkiem wyraźnie, przy czym dla Teliona nie każde słowo musiało być idealnie słyszalne. Nie obchodziło go nawet to, gdyż te słowa były skierowane tylko i wyłącznie do Very. Oczywiście chciał tym samym pokazać jej, że widzi w nią nie tylko dzielną panią kapitan, a także kobietę, która przecież była i po prostu może potrzebować zwyczajnej rozmowy z kimś, kto nie otacza jej na co dzień, a jednocześnie nie żywi złych intencji względem niej.

Oczywiście potem robiło się zdecydowanie weselej. Prowokacja była dobrym sposobem, by wyrwać ją z tego stanu, ale brzmiało to dziecinnie w jego głowie. Nie próbował wchodzić miedzy nich, bo istniała spora szansa, że oberwie. Zresztą, obserwowanie jak si kłócą, dawało mu poczucie pewnego zadowolenia. Zwłaszcza, jak do kobiety zaczęło dochodzić, że tu nie jest nic takie, jakie być powinno. Ewentualnie dobrze grała, aczkolwiek dla niego była to dość naturalna reakcja, by twierdzić, że nie miała nic z tym wspólnego. Zatem była w takiej samej sytuacji, jak on. W końcu kolejna osoba zauważyła, że coś tu jest nie tak. Trochę za późno, jak dla niego, ale zdecydowanie jest lepsza w myśleniu, niż jego starsza kopia. Plus dla niej.
- Everam? - Spojrzał całkowicie zaskoczony i zdezorientowany to na jedną i drugą osobę. Wyglądał teraz, jakby nie dowierzał, że to oczywiście ma miejsce. Coś jakby mu nie grało i trybik przestawił się w głowie. Wstał i jakby zrobił pół kroku, szeroko otwierając usta. Rozglądał się po pomieszczeniu, jakby obydwoje właśnie dali mu mentalnego plaskacza. Do tego dochodziła odpowiednia gestykulacja, która miała pogłębić wrażenie, że jest zdezorientowany.
- Nie..., to niemożliwe. - Powiedział bardziej do siebie, niż do nich, co oczywiście mogło zaskoczyć, ale kiedy ktoś uświadamia sobie, że nie znajduje się tam, gdzie powinna być, reakcje mogą być różne. Czasem przesadzone, inne spokojne. Taka mu odpowiadała, bo pasowała do tego, co sobą może prezentować zwykły kupiec. No i liczy na nieco więcej spektaklu z ich strony. Tak, walka ze sobą w tej pułapce to zdecydowanie mądry pomysł.

- Przecież...- Powiedział, a nutka strachu pojawiła się w jego głosie. - Jaja sobie ze mnie robicie nie? - Użył jeszcze typowego tekstu, pasującego jak ulał do tej sytuacji. - Jesteśmy w Porcie Erola. Nie mogę być w Everam! To niemożliwe! - Cóż, pogrywał sobie z nimi, to prawda, ale nie musieli o tym wiedzieć. Udawanie kogoś innego w takiej sytuacji miało bardzo wiele zalet. Minusy także istniały, ale ich liczba jest minimalna.
Licznik pechowych ofiar:
8

Sala Leszego

30
POST POSTACI
Telion
Wbrew temu, co usłyszał od strony Very, Telion wcale nie wybuchł gniewem i nie oburzył się na ostre słowa kierowane ku niemy. Wręcz przeciwnie, zarechotał jeszcze mocniej, dając do zrozumienia, że nie bierze na poważnie posłanych ku niemu obelg. W tej całej sytuacji dostrzegał swego rodzaju komizm. Otarłszy wierzchnią częścią dłoni łezkę, jaka zakręciła mu się wokół oka, wziął bucha, nie przestając się przy tym podśmiechiwać.

- Mówisz poważnie, mówisz, że zeszłaś pod pokład i nagle cię tu przeniosło? - zapytał, odzyskując jednocześnie nieco powagi, aby dama czasem sobie nie pomyślała, że nikt jej nie bierze na poważnie.

Pokręciwszy głową poszedł w ślad za Ulisem i ruszywszy się wreszcie z miejsca, podeptał tam i sam w obrzeżach sali. Zarówno on, jak i Vera sprawiali wrażenie na równi zszokowanych doniesieniem o przebywaniu nie w tym miejscu, co powinni, tym bardziej potęgując wyobrażenie, że ta dwójka dobrze się tak naprawdę znała, a tylko dobrze wszystko udawali. Telion zatrzymał się to na jednym, to na drugim chcąc w pewnym stopniu wyczuć, na jakim poziomie stoi ich wspólna relacja. Zachowanie Ibrerta względem kobiety było dla niego podejrzane. Zbyt czule ją traktował jak przy pierwszym spotkaniu. Wyglądał w ten sposób na desperata, który próbuje uzyskać względy wybranki serca, ale kto go tam wie, co planował. Handlarze to zawsze cwane lisy, pewnie widział w tym większy zysk, a niżeli zacieśnienie relacji z niby nieznajomą. Marynarzowi nic do tego, machnął tylko ręką i od niechcenia począł przyglądać się wystrojowi wnętrza, dając sobie tym samym czas na ochłonięcie.

Rozwój zdarzeń zaczynał go poważnie nużyć i pewnie byłby wyszedł bez słowa przez drzwi, które w kogoś mniemaniu stanowiły portal, lecz w jakimś małym stopniu jego wrodzona ciekawość zmuszała go niejako do pozostania na miejscu, co zresztą uczynił. Zasiadać ponownie za stołem jakoś też mu się odechciało. Oparłszy plecy o kant szynkwasu, w milczeniu wpatrywał się w puste stoliki. Był wieczór, a przynajmniej ziejący za oknem mrok dawał takie złudzenie. Normalnie gospoda powinna pękać od gości, złaknionych chłodnego nektaru bogów, po przepracowaniu kolejnego upalnego dnia. Co prawda za ścianą dało się usłyszeć całkiem wyraźnie czyjeś głosy, ale dziwnym trafem nikt inny nie raczył się pojawić, jak gdyby naznaczono ich aktualnie zajmowaną izbę czerwonym krzyżem, jasno dającym znak, że za tymi drzwiami znajduje się pomieszczenie dla zadżumionych.

- E tam, pieprzycie - nagromadzona irytacja powoli ukazywała swą obecność. - Zaraz wam udowodnię, że macie zwidy. Kto wie, czy te wasze paszteciki nie zawierały w sobie dodatku jakiejś podejrzanej substancji - zauważył. Wszakże jako jedyny nie pokusił się o ich skosztowanie. Jeśli jego teoria okazałaby się słuszna, karczmarza czekała poważna rozmowa, a może nawet utrata kilku zębów za próbę otrucia.

Odepchnąwszy się łokciami od blatu, szybkim krokiem skierował się w stronę zbitki desek z przymocowanymi do nich zawiasami i energicznym ruchem pociągnął je ku sobie, ukazując za nimi, jak mu się zdawało, króciutki korytarzyk, prowadzący do wyjścia...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Chatka na Kurzej Nóżce”