Rynek centralny

1
Obrazek


Historia tego miejsca została prawdopodobnie zaprzepaszczona. Kamienne posadzki rozorały pazury, piękne freski wypalił siarkowy oddech, a zachęcające do zakupów okrzyki zmilkły pod butem nowych panów miasta. Rynek centralny w Morlis znacznie się zmienił, odkąd zapanowały tutaj demony.
Teraz sprawa miała się dla Goblinów znacznie smutniej. Wielu z nich zginęło, a ci, którzy przeżyli stali się w miażdżącej większości niewolnikami. Jednak to dzięki tej taniej sile roboczej rynek nadal działał i i nadal zachował cień dawnej świetności.

A co można było tutaj kupić? Z grubsza wszystko to, co demoniczne bądź goblinie. Przy odrobinie uporu klient znajdzie tutaj wszystkie komponenty do przywołań (w tym dziewice), jak i narzędzia inżynierskie. Kupi chochlika, niewolnika, mięso elfa bądź pięcioletnią whisky z dodatkiem ludzkiej krwi.
Nie brakowało tu różnorodności klienteli, jak i towarów, a bezpośredni tutaj kontakt z innymi światami mógł tylko pomóc w rozszerzeniu oferty. Jedzenie, narzędzia, materiały, siła robocza - tu było wszystko, czego może chcieć demon z w miarę pełną kiesą.
Po najlepszej jakości wyposażenie należałoby jednak się wybrać do innych części miasta, jak wszędzie, gdzie są gildie.

Re: Rynek centralny

2
Barul idąc za głosem żołądka wylądował na rynku. Szybko zlokalizował najtańszą jadłodajnię, taką w której posilali się niewolnicy, lecz na nic więcej nie było go chwilowo stać. Smutny to był widok, tak patrzeć na tą stojącą w kolejce grupę smutnych goblinów, które w większej części były już doszczętnie złamane. Taka była jednak natura wielu demonów- dominujesz, albo jesteś zdominowany.

Kiedy nadeszła jego kolej mający pusty wzrok kucharz za dwie znalezione nie wiedzieć gdzie łuski poczęstował Barula... zupą. Tak, zupa to najładniejsza nazwa na to, co pałaszował. Makaron prawie na pewno był z mączki kostnej, a sam wywar sporządzono chyba na bazie kilku mięs... Czyli przegląd tygodnia, w tej sytuacji nie powinien dziwić nawet kawałek żuwaczki znaleziony pomiędzy kluskami.

Wzbudzał zainteresowanie. Mieszańce z reguły nie jadały w takich miejscach, gdyż choć były poniżej demonów, to jednak z reguł górowały nad zwykłymi ludźmi. Szczególnie wzbudził zainteresowanie dwóch gnomów z niebieskimi przepaskami na ramieniu. W ich oczach błyskała niemal niespotykana u niewolników rzecz- myśl.

Re: Rynek centralny

3
Nie czekając na zaproszenie czy fanfary Barul czuł jak jego żołądek wyje o żarcie, wiec nie czekając zajął się pałaszowaniem wychodząc z założenia, że co zje to jego. Obecnie posiłku nie z obrzydziłoby mu posiłku nawet wyławianie zębów z zupy. Jego posiłki zawsze były rzadkie i skromne. Obecnie świat dla niego nie istniał poza miską zupy, lecz jak to bywa złowił kontem oka dwóch gnomów, którzy bacznie go obserwowali. Po chwili jak jeśli nie przestali się patrzeć swoimi małymi świńskimi oczkami Barul odwrócił się do nich i odezwał wystarczająco głośno by go usłyszeli - O co chodzi ? Patrzycie mi na plecy jakby ptak jakiś mi na nie narobił. - po czym wrócił do posiłku.

Re: Rynek centralny

4
Gnomy były nieco zmieszane. Dobra, więcej niż nieco. Pomimo tego, że spodziewały się takiej sytuacji, to nieco czasu zajęło odważniejszemu z nich, zanim się zbliżył do Barula. Był to podstarzały już osobnik, o ile diabelstwo mógł szacować około sześćdziesiątki.
-Pa...Panie. Wybacz tę nagłą śmiałość, lecz widać, że nie najlepiej ci się wiedzie. Czy interesowałaby cię więc praca u naszego pana?

Dopiero kiedy zjadł Barul zauważył, że każdy niewolnik miał na ramieniu przepaskę. Miały różne kolory. Funkcje? Rangi? Właściciele? Któż to by teraz zgadł...

Re: Rynek centralny

5
"Siorbając" kolejne łyżki czegoś co można by nazwać przez pomyłkę zupą Barul na chwilę się zatrzymał i spojrzał się na niego z prawdziwym zaciekawieniem. Jak długo przebywał w Morlis i szwendał od czasu do czasu łapiąc dorywczą podrzędną pracę tak teraz gnom przypominający wysuszony grzyb coś mu proponował sytuacja poniekąd absurdalna, lecz interesująca. Po chwili wyszedł zadumy i zjadł kolejną łyżkę zupy i odpowiedział - Zależy kim jest wasz Pan oraz co to za praca -

Re: Rynek centralny

6
Gnom nadal był dość niepewny, jednak udzielił odpowiedzi już płynniej, niż poprzednio zapytał.
-Pan nasz służy Lordowi Vassenego i jest jego prawą ręką w sprawach dotyczących podziemi Morlis. Szuka pracowników do wielu dziedzin, a każdej z nich przyporządkowuje tych, którzy najlepiej się w niej sprawdzą. Jedni zabijają, a inni pracują przy projektach, lecz każdy ma szansę się odnaleźć.

Re: Rynek centralny

7
Przez głowę Barula przeszło wiele myśli odnośnie tej propozycji. Teoretycznie zaczynając tego typu pracę miałby w końcu stałe utrzymanie, albo i protekcję przed sługusami ojca, lecz pytanie najważniejsze jest czy warto zaryzykować. - A płaci dobrze ? - odpowiedział bladoskróry młodzieniec kończąc zupę i z lekkim obrzydzeniem odsuwając miskę na środek stołu.

Re: Rynek centralny

8
Gnom musiał nieco się zastanowić nad odpowiedzią. Chyba nawet nie tyle nad odpowiedzią, co za zdławieniem goryczy we własnych słowach.
-Wolni nigdy nie mieli na co narzekać. Pan nasz daje pracownikom dach nad głową, wyżywienie i pensję zależną od jego zdolności. Mniej zdolni mogą sobie pozwolić dzięki temu na wygody, a ci utalentowani na własne domy i służbę.

Czyli dość typowy układ dla systemu z panami i niewolnikami. Zapowiadało się na to, że pracując dla demonów Barul będzie miał w Morlis z marszu o wiele lepsze warunki, niż jakikolwiek rdzenny mieszkaniec miasta od trzydziestu lat. Prawdopodobnie to było takie trudne do przełknięcia- gnom pamiętał czasy, gdy był wolny.

Re: Rynek centralny

9
- Zatem prowadź i tak wyboru wielkiego nie mam, a ty mi tutaj z nieba niemal spadasz z ofertą pracy - oparł Barul wstając, otrzepując się i poprawiając ułożenie płaszczu. Nie wiedział czy dobrze robi pakując się do roboty u demona, lecz jeśli chciał mieć co jutro zjeść wiedział, że prędzej czy później by go to spotkało.

Re: Rynek centralny

10
-Tak panie, już prowadzę.

Gnom jakoś nie był gadatliwy, ale może to i dlatego, że kiedyś już został za swoje gadanie ukarany. Ciężko orzec. Dość, że prowadził pewnie i prostymi ulicami, unikając zaułków. To był dobry znak.

Szli i szli, aż dotarli do innej dzielnicy i Dworu Zębatek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Morlis”