POST POSTACI
Dandre
Birian był chyba niejako zaskoczony, że tak przyjemnie rozmawiało mu się z wyspiarką. Oczekiwał wszak czegoś zupełnie innego, prostszego; rozkoszy, którą obiecywały jej roziskrzone oczy. Wydawało mu się, że nie potrzebował niczego więcej. A jednak z każdą kolejną wymianą zdań Yunana wydawała mu się bardziej interesująca. W odległym zakamarku umysłu śpiewaka pojawił się bliżej nieokreślony niepokój, który na razie ignorował, bo oto znów kobieta uniosła się na łokciu i pochyliła nad jego twarzą. Morze ciemnych, chaotycznych loków przysłoniło mu resztę świata, który po raz kolejny ograniczył się do jej twarzy. Ścisnął ją w talii, a drugą dłoń ułożył na kobiecym policzku, głaszcząc ją delikatnie między kolejnymi pocałunkami. Dandre
- Mylę?
Zdziwiła go siła przekonania w jej głosie. Zaintrygowany wzrok barda powrócił do tych hipnotyzujących, ciemnych oczu. Trudno było mu nie zgodzić się z jej argumentacją, kiedy uderzała w tak bliskie jego sercu nuty. W czułych ramionach i nocach pełnych pasji poszukiwał ukojenia trawiącego go pragnienia, chwili zapomnienia, czasem wszechogarniającej ekstazy, większej nawet od samego życia. Wciąż gonił za czymś, co nazywał w duchu ‘doświadczeniem absolutnym’. Niejako to właśnie ono przygnało go na Kattok. Ale czy jakiekolwiek inne miejsce, czy jakiekolwiek inne doświadczenie było bliższe raju? W tej chwili, gdy Yunana była tuż obok, nie potrafił o tym myśleć.
Pokiwał głową, prawie stykając się z nią nosem… By zaraz uśmiechnąć się, z początku zadziwiająco niewinnie.
- Boję się, że jestem człowiekiem małej wiary… – mruknął cicho, a niedbale nałożona maska niewinności powoli zsuwała się z jego twarzy – … nie widziałem wszak jeszcze jakimi ścieżkami kroczy córa Krinn – odwzajemnił jej uśmiech, a w jego niebieskich oczach znów błysnął ten dobrze znany jej już żar.
Dandre nie zdawał sobie chyba sprawy z tego, jak wiele jego słowa mogły znaczyć dla kobiety. Można dywagować, czy słodzenie pięknym damom tak weszło mu w krew, że nie był już w stanie przestać, czy może wszystko to było szczere. Iskry w jego spojrzeniu zdawały się sugerować tą drugą możliwość. Lubił przekomarzać się z innymi, czego najdotkliwiej doświadczał chyba Szalony Shiran, ale prawdą było, że zwykł doceniać ludzi za bycie takimi, jakimi są. Zdawał sobie sprawę, że nie potrzeba miecza w ręku i pieśni na ustach, by być bohaterem, a to, do czego posunęła się kobieta szczerze mu imponowało. Patrzył jej w oczy i zastanawiał się, jakie słowa waży w głowie. Gdy te w końcu nadeszły, parsknął cicho, gdzieś pomiędzy ubawieniem a zaskoczeniem.
- Och, Bogowie! Błąd – stwierdził, uśmiechając się szeroko, kiedy odgarniała mu potargane włosy z czoła. A więc to była ta zmiana, którą zdawało mu się, że dostrzegł w jej spojrzeniu, nagle jakby mniej żarłocznym, a niepokojąco miękkim. – Obawiam się, że jestem straasznym dupkiem… Choć… – przerwał, przekrzywiając lekko głowę. Zawahał się między kolejnym głupawym żartem, a odrobiną szczerości, której pojawienie się w jego myślach zaskoczyło go na tyle, że ostatecznie nie wybrał nic. Nie dopatrywał się w jej słowach fałszu, a słodki ton jej głosu odpowiadał mu aż za bardzo. Poczuł się, jakby ktoś brał go pod włos. Instynktowna potrzeba wykrzywienia swojego obrazu w jej oczach prędko dała o sobie znać.
- A może słucham tylko dla siebie? Żeby móc to później jakoś wykorzystać? – odbił, patrząc jej w oczy z wymuszoną bezczelnością. Nie potrafił jednak ostudzić swego spojrzenia na tyle, by wypaść w pełni przekonująco.
Z przyjemnością oddawał się leniwej pieszczocie jej palców, wędrujących w górę i w dół jego klatki piersiowej. Rozczulało go, jak delikatny i niepewny stawał się jej dotyk, gdy docierała do tych kilku ‘pamiątek’ już wtedy szpecących jego młode ciało. Odkąd pamiętał był porywczym idiotą. Z czasem tylko blizny stawały się płytsze, a jego spojrzenie chłodniejsze. Jak na kogoś, kto miał taki talent do splatania ze sobą słów, zbyt często musiał… Zbyt często chciał chwytać za miecz.
- Nie bój się. Są jak odległe wspomnienia, ból już dawno zniknął – rzekł cicho, nakrywając na krótką chwilę jej dłoń.
Uniósł lekko brew na pytanie o Barbano, po czym wzruszył ramionami.
- Nie zdążyliśmy poznać go jako zarządcy osady. Zresztą, szczerze mówiąc, w ogóle nie mieliśmy z nim zbyt wiele do czynienia – zmarszczył czoło, próbując sobie przypomnieć historię Nellrien, ukrytą za ciężkimi oparami alkoholu, wciąż spowijającymi umysł barda. – Poza kapitan Maver. Tak, ci dwoje mieli nieprzyjemność poznać się już wcześniej. O Nellrien można mówić wiele, ale jest cholernie silną, zdeterminowaną i niezależną kobietą. Jemu zaś udało się ją sobie kompletnie i bezwarunkowo podporządkować. Uratował ją kiedyś, tylko po to, by uczynić z niej niewolnicę Syndykatu. Wiąże ją dług, którego nigdy nie będzie mogła spłacić, magia, której nie może się przeciwstawić. Ty zostawiłaś za sobą wszystko, co znałaś, by zaryzykować i wziąć swój los we własne ręce. Jej zabrano taką możliwość. Trudno mi wyobrazić sobie gorszy los dla osoby o jej charakterze – westchnął ciężko. Myślał przez chwilę, po czym roześmiał się cicho, gdy z dołu dobiegło go smutne, przepełnione tęsknotą miauknięcie zostawionego samemu sobie kota.
- Szalony Shiran szalenie się w niej zauroczył. I to w bardzo urokliwy sposób; latał za nią, jak zwierzątko. Trudno więc dziwić się, że i on pluje jadem na Barbano. Nie dość, że Dupobrody zrobił coś okropnego, to jeszcze zrobił to tej, do której wzdycha mój wspaniały kompan – uśmiechnął się lekko.
– Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, ale wydaje mi się to wręcz absurdalną wizją – zaśmiał się cicho, wyobrażając sobie Maver z Sebalfem - On był chyba tym, który przypieczętował kontrakt między nią, a Barbano. Nie wyobrażam sobie, żeby zrobił to, gdyby kiedykolwiek wcześniej coś ich łączyło, nieważne jak źle by się nie skończyło… Coraz bardziej intryguje mnie ten posąg… I jego twórca. Kiedy był z nami, nawet słowem nie zająknął się o Maver – podrapał się po brodzie w zamyśleniu.
- Może marzy o niej… w ciszy? Ale cóż to za tajemnica, gdy później rzeźbi ją w taki sposób?