Część mieszkalna

1
POST BARDA
Spoiler:
Pytanie Biriana okazało się dla elfa łatwiejsze do zrozumienia i pozwoliło mu nawet sformułować odpowiedź. Folre uniósł palec wskazujący w geście, jakiego nie powstydziłby się mówca na szanowanej Akademii Nauk, i przyjął poważną minę.
- Po pierwsze, panie Ombre, kłody nie pływają - podzielił się dość zaskakującą rewelacją. - Po drugie, nie.
Sens, jaki chciał tym przekazać, przekraczał niestety umiejętności dedukcji barda, a potem biedaczysko został zaciągnięty przez siostry do zimnego, nieprzyjemnego stawu, więc nie było im dane pociągnąć tego tematu. Z drugiej strony, może miał to wszystko zaplanowane? Jeśli tak, byłoby to całkiem imponujące, takim podstępem wyciągnąć urocze bliźniaczki i skłonić je do zaopiekowania się potrzebującym mężczyzną.
Gdy Yunana dostała od Biriana twierdzącą odpowiedź, jej oczy błysnęły ponownie tym samym blaskiem, co wtedy, gdy wspólnie szukali ręczników. Opuściła wzrok na jego usta, ale zamiast ponownie poszukać do nich drogi, odsunęła się i zanurzyła jeszcze raz, po sam czubek głowy. Wynurzyła się kilka sekund później i wstała, zapewne świetnie zdając sobie sprawę, że Dandre pożera ją wzrokiem. Mimo to podała mu jeden ręcznik, a sama wycisnęła włosy w drugi i wytarła się na tyle, by mogła z powrotem wciągnąć na siebie swoją sukienkę. Wsunęła stopy w buty i poczekała, aż jej towarzysz też skończy się ubierać, zanim złapała jego dłoń i poprowadziła go za sobą pomiędzy parawanami, w kierunku drzwi wyjściowych. Musieli przecież zniknął, zanim wróci tamta trójka, bo inaczej nie będzie to takie proste.
- Hej, gdzie idziecie? - zawołał ktoś, ale dotąd wyjątkowo towarzyska Yunana tym razem nie była zainteresowana pogawędkami i całkowicie zignorowała wszelkie pytania.

Na zewnątrz było dużo chłodniej. Nocny wiatr wciskał się pod ubrania i nieprzyjemnie przypominał o tym, że opuścili właśnie rozgrzaną, zaparowaną łaźnię. Wyspiarka poprowadziła dłoń barda na swoją talię, zerkając na niego krótko. Jej włosy, zmoczone, zaczynały kręcić się we wszystkie strony i Dandre mógł się spodziewać, że rano czekała ją z nimi ciężka przeprawa. Nic dziwnego, że bezskutecznie starała się, żeby pozostały suche.
- Nie spotkałam chyba nikogo, kto byłby tak zachwycony naszą wyspą, jak ty - zagadnęła, prowadząc go w kierunku domu, który miał okazję obejrzeć już z zewnątrz. Droga prowadziła nieco pod górę i z oddali widzieli już równe dachy drewnianych budynków mieszkalnych, wznoszących się nad resztą osady. - Chciałabym widzieć tyle piękna we wszystkim, co mnie otacza. Chciałabym umieć znaleźć je w rzeczach tak prostych, w jakich ty je znajdujesz. Ja wiem, że to nie jest Keron... nie ma tu udogodnień, pięknych rezydencji, zgiełku miasta. Czasem mi tego brakuje, dużego miasta właśnie. Wasze przebudzenie jest ogromnym wydarzeniem. Wyobrażasz sobie coś takiego w Taj'cah? Co musiałoby się stać, żeby całą wyspę postawić na nogi?
Niezobowiązujące pogawędki z Yunaną były całkiem przyjemne, ale żadne z nich nie było w stanie poświęcić rozmowie pełni swojej uwagi, gdy w perspektywie mieli zgoła inne zajęcia. Po dotarciu na miejsce kobieta wpuściła barda do domu, od wejścia rozpalając niewielką lampę, zawieszoną na ścianie przy wejściu. Coś otarło się o nogi śpiewaka, a gdy opuścił wzrok, jego oczom ukazał się ten sam rudy kot, z którym przedtem toczył walkę na spojrzenia. Zamruczał pytająco.
- Możesz go pogłaskać, jeśli chcesz - zaproponowała wyspiarka, sama zamykając za nimi drzwi na klucz i podchodząc do wysokiej komody po porcję suszonego mięsa dla zwierzaka. - Nic ci nie zrobi.
Oświetlone lampą pomieszczenie okazało się jej pracownią. Dwa drewniane manekiny, damski i męski, stały pod ścianą, z jakimiś rozpoczętymi projektami upiętymi na nich, na pierwszy rzut oka mało efektownie, ale Dandre też przecież totalnie się na tym nie znał. Na wysokich półkach ułożone były bale materiałów, a przed podestem na środku ustawiono wysokie lustro. Panował tu porządek, a w powietrzu unosił się nikły zapach drzewa sandałowego. Yunana położyła jedzenie dla kota w glinianej misce pod ścianą, przez co rudzielec kompletnie stracił zainteresowanie gościem, zostawiając go swojej właścicielce.
Ciemnooka stanęła przed Birianem, tyłem do prowadzących na górę schodów i niewinnie splotła dłonie za plecami, jednocześnie zatrzymując się tak, że od barda dzieliło ją zaledwie kilka milimetrów.
- Więc... tutaj pracuję. Jutro możemy zastanowić się nad tym strojem z piórami - zmarszczyła brwi i przekrzywiła lekko głowę. - Chociaż, czy to ty chciałeś pióra, czy Ara? Nie pamiętam już.
Jedna z jej dłoni nie wiadomo kiedy znalazła się pod koszulą Dandre i niespiesznie zaczęła błądzić po skórze jego brzucha.
- Ale to jutro... Krinn jest boginią tęskną i niecierpliwą - dodała cicho.
Obrazek

Część mieszkalna

2
POST POSTACI
Dandre
Bard nie mógł ukryć zaskoczenia, gdy wbrew jego wcześniejszym przypuszczeniom, Folre nie tylko zareagował jakoś na zadane mu pytanie, ale nawet spróbował na nie odpowiedzieć. Pochylił się lekko w stronę chybocącego się elfa, żeby upewnić się, że żadna złota myśl nie pozostanie nieusłyszana.
Rewelacja Forlego sprawiła, że aż mu dech w piersi zaparło i w mieszance niedowierzania i zachwytu odsunął się z powrotem na swoje miejsce. Kręcąc powoli głową próbował pogodzić się z tym rażącym błędem w swoim rozumowaniu. Oczywiście, że kłody nie pływają! One po prostu unoszą się na wodzie, dryfują. Toż to nie to samo! Jakże porównywać więc jednostkę aktywnie pływającą, do obiektu pasywnie dryfującego? Wszystko było nie tak!
Drugie zdanie elfa spotkało się jeno z lekko uniesioną brwią barda, który wciąż zbierał się po tym, jak sprawnie rozbrojono jego zmyślne, jak przypuszczał, pytanie. Nie wiedział, czy kontynuacja myśli elfa była przebłyskiem geniuszu, czy bełkotem, nijak nie potrafił się do tego ustosunkować, nad wyraz już rozproszony towarzystwem nagich kobiet i wciąż krążącym mu we krwi alkoholem. Kiedy siostry ciągnęły biednego Folre w stronę jeziora, Birian jeno wydął lekko usta.
- Wielki myśliciel.

W tej chwili nie potrzebował do szczęścia wiele więcej ponad ten blask w spojrzeniu Yunany. Jej wzrok sprawiał, że serce biło mu szybciej, a skóra wręcz mrowiła, tak desperacko spragniona kobiecego dotyku. Widział, że spojrzenie wyspiarki spłynęło niżej, na jego usta i gotów był pochylić się w jej stronę, raz jeszcze zapomnieć się w pocałunku, ale urokliwa sukkuba uciekła pod wodę. Przygryzł wargę, bez cienia dekorum pochłaniając wzrokiem jej wspaniałe ciało, gdy tylko się wynurzyła i sprawnie wyszła z balii. Gonił spojrzeniem pojedyncze krople, od niechcenia kreślące na jej oliwkowej skórze ścieżki, które zamierzał z najwyższą pieczołowitością odtworzyć, gdy wreszcie będą zupełnie sami. Sam również wstał i odebrał od niej ręcznik, z pewną niechęcią odrywając od niej wzrok. Wytarł się pośpiesznie, jednoczenie rozglądając się za porzuconymi wcześniej ubraniami. Naciągnął spodnie, narzucił sobie na ramiona koszulę, później zapinając niedbale co drugi guzik, a wreszcie wcisnął się w buty. Zdążył rzucić ręcznik na parawan, nim znalazła go dłoń wyspiarki i pociągnęła za sobą. Bez słowa podążał za nią, a lekko nieobecny uśmiech tańczył mu na ustach.
Nie zwracał uwagi na nikogo i nic innego. Łaźnia i ich rozpite towarzystwo równie dobrze mogliby nie istnieć. Jego świat zaczynał się na czubkach splecionych z jego dłonią palców i kończył na jej wilgotnych włosach. Odpowiadało mu to.


Uderzenie chłodnego wiatru częściowo sprowadziło go na ziemię. Niedbale zapięta koszula dała o sobie znać, pozwalając westchnieniom morskiej bryzy bez większych przeszkód wcisnąć się pod poły tkaniny i drażnić wciąż czerwonawą od gorącej wody skórę. Zadygotał, przyśpieszając nieco kroku. Ułożył dłoń na kobiecej talii i delikatnie przyciągnął ją do siebie jeszcze odrobinę bliżej. Chłonął jej ciepło, tak przyjemnie odmienne od zaskakująco zimnej nocy.
- Niesamowicie urokliwe – mruknął, patrząc na jej kręcące się powoli włosy. Nie dziwota, że tak unikała wody… Wojna jednak nie zważała na swoje ofiary.
Uśmiechał się w zamyśleniu, gdy do niego mówiła. Podczas swojego pobytu w Ujściu widział tak wiele okropieństw, tak nieopisywalne i bezsensowne okrucieństwo, że po zostawieniu go, chociaż częściowo, za sobą, jeszcze bardziej niż kiedykolwiek wcześniej zdawał się gubić w otaczającym go pięknie. Jakby każdy zachód słońca i każdy jego promień załamany przez jakąś zagubioną kroplę mogły uchronić go przed okrucieństwem rzeczywistości, w którym czasem aż zbyt dobrze się odnajdywał.
- Może po prostu poznałem ją dziś z najlepszej możliwej strony? – nachylił się ku kobiecie i złożył delikatny pocałunek na jej szyi. Wyprostował się zaraz, a uśmiech na jego ustach nieco się rozszerzył.
- Czasem myślę, że to tylko kwestia uwagi… I chęci. Są rzeczy i osoby, którymi łatwo się zachwycić. Zachód słońca, szum letniego deszczu w głębi wielkiego lasu… Ty. Ale, jeśli tylko przystanąć i przyjrzeć się czemuś choć chwilę dłużej, piękno można odnaleźć nawet w bardzo zaskakujących miejscach. Nawet w strachu. – przypomniał sobie krwistoczerwone niebo i płonącą dżunglę. Pamiętał narastające w nim przerażenie i… zachwyt.
- Podczas jednej z moich wędrówek natrafiłem na…. – zaczął, ale przerwał, nagle zniechęcony wizją monologu. Miast tego zsunął dłoń z jej talii, nonszalancko przejechał palcami po jej plecach i pochwycił na moment jej dłoń. Wyprzedził ją o krok, przysunął sobie jej dłoń do ust, cmoknął ją, po czym tanecznym krokiem zakręcił się wokół Yunany. Stanął za jej plecami, przyciskając porwaną przed chwilą dłoń wyspiarki do jej podbrzusza.
- Ze szczyptą chęci i spacerowi można przydać odrobiny magii. – szepnął jej do ucha. Z każdą chwilą pragnął jej coraz bardziej, doprowadzało go to niemal do szaleństwa.
Z pewnym ociąganiem wrócił na swoje miejsce u jej boku i ruszył dalej.
- Masz piękną wizję Keronu – uśmiechnął się półgębkiem. – Obawiam się, że nasza rzeczywistość wygląda jednak inaczej. Wstyd przyznać, ale Saran Dun w tej chwili kojarzy mi się głównie z gównem. Nasza dumna stolica śmierdzi jak obora. Chyba, że dotrzesz do wspaniałych rezydencji, oczywiście. – prychnął cicho. Dłoń barda skubnęła nieśmiało materiał jej sukni. Och, jak bezczelnie ich rozdzielał.
- Wojna. – mruknął, w odpowiedzi na jej ostatnie pytanie, na moment jakby się spinając.
- Czasem dobrze być… daleko. Daleko od wielkiego świata, wspaniałych, walecznych mężów i tym podobnej hałastry. Ale skłamałbym, mówiąc, że nie rozumiem twojego sentymentu.


Przekraczając próg domu Yunany, czuł jak krew pulsuje mu w skroni. Nie oddawał się uważnym obserwacjom jej czterech ścian, doskonale świadom tego, że już wcześniej udało mu się odnaleźć ich klejnot koronny. Patrzył nań, gdy zapalała niewielką lampę. Obserwował taniec płomienia, odbijającego się na jej gładkiej skórze.
Zerknął jednak w dół, gdy coś otarło się o jego nogi. No tak, kot. Wszak przybyli go nakarmić.
Bard odmruknął zwierzęciu w jego języku, jednocześnie przysiadając na podłodze. Odnalazł dłonią jego rudy łepek i przywitał się tak, jak winno się to robić.
- Och, oczywiście, że nic mi nie zrobi. Urokliwe bestie trzymają się razem – rzekł z uśmiechem, głaszcząc kota w najlepsze, jeśli ten jeszcze mu się nie wymknął. – Zresztą, już mieliśmy okazję się poznać…
Rudy zwierz wywinął się spod jego dłoni, momentalnie tracąc zainteresowanie gościem, gdy tylko poczuł zapach jedzenia. No tak. Należało znać swoje miejsce.
Podniósł się na nogi, rozprostował spodnie i podszedł do stojącej przed schodami Yunany. Położył dłonie na jej ramionach.
- Mhmm… – zgodził się. Wykorzystał chwilę, w której przekrzywiła głowę, by odchylić nosem jej włosy i powoli złożyć pocałunek na jej szyi. Czuł, że cały lekko drży w rytm bijącego mu ciężko w piersi serca. Minęło trochę czasu, odkąd ostatni raz kobieta doprowadziła go do takiego stanu.
- Nie wiem… – odrzekł, nim po raz kolejny zbliżył swe usta do jej skóry. Przymknął lekko oczy, rozkoszując się jej dotykiem. Dłoń Yunany była przyjemnie ciepła, przynosząc jego wyziębionemu ciału namiastkę ukojenia. Powoli obcałowywał jej kark, jednocześnie pozwalając swoim dłoniom spłynąć z jej ramion w dół pleców, tak jak to wcześniej robiły krople wody w łaźni. Tym razem miast delikatnej pieszczoty wody, czuła paznokcie Biriana, mimo lekkiego oporu sukni wyrysowujące na jej skórze tylko im znane wzory.
- Na Bogów, zostałaś stworzona po to, by cię wielbić – mruknął. Jego dłonie, po zatrzymaniu się na kobiecych biodrach, wznowiły swą wędrówkę, tym razem wspinając się powoli po jej podbrzuszu. Wyżej i wyżej, marszcząc i gniotąc materiał jej urokliwej sukni.
- Każda piędź twojego ciała krzyczy, błaga, by ją adorować… – zacisnął dłonie na jej piersiach, i przycisnął ją do siebie, jakby nie był w stanie znieść myśli, że mógłby dzielić ich choćby milimetr. Wziął głęboki oddech, nim obrócił ją ku sobie. Wejrzał jej w oczy, a na jego ustach powoli wykwitał drapieżny uśmiech.
- I niechaj Krinn będzie mi świadkiem, że nie spocznę, póki tego nie zrobię
Obrazek

Część mieszkalna

3
POST BARDA
Woda z wilgotnych włosów wyspiarki skapywała na materiał sukienki, która teraz, pod zachłannym dotykiem Biriana, przyklejała się do jej skóry, gdzieniegdzie niewiele pozostawiając już wyobraźni. Z drugiej strony, Dandre widział już przecież wszystko, widział Yunanę w całej swojej doskonałej okazałości, gdy zrzuciła przed nim sukienkę w łaźni. Mimo to było coś wyjątkowego w samodzielnym odkrywania kolejnych skrawków jej opalonego ciała, w walce z dzielącą ich tkaniną.
Oddech kobiety przyspieszył, a w jej ciemnym spojrzeniu nie było już niczego poza czystym pragnieniem. Nie znali się wystarczająco dobrze, by wiedzieć, na ile ich światy mogły się realnie zazębić, ale jedno było pewne - dzisiejszej nocy znaleźli między nimi ten jeden punkt styczny, w którym rozumieli się bez słów i tym razem nie było tu nikogo, kto byłby w stanie im przeszkodzić.
Yunana poprowadziła mężczyznę na górę. Zamknęła za nimi drzwi u szczytu schodów, tuż przed nosem rudzielca, który z jakiegoś powodu postanowił nagle za nimi podążyć. Obrażone miauknięcie zostało, ku niewątpliwej rozpaczy zwierzęcia, totalnie zignorowane. Panująca wokół ciemność nie pozwoliła bardowi dojrzeć, co znajdowało się w pomieszczeniu, do jakiego trafili, ale rozkład domu potencjalnej kochanki chyba był ostatnim z jego zmartwień, zwłaszcza, że szybko znaleźli się za kolejnymi drzwiami - w miejscu, które nie mogło być niczym innym, jak sypialnią.
W mroku kobieta wymknęła się z zasięgu jego rąk, choć jak się okazało chwilę później, tylko po to, by pozapalać świece. Płomień za płomieniem stopniowo coraz bardziej rozświetlały pomieszczenie ciepłym blaskiem, ukazując oczom barda szafę, pufę, kolejne duże lustro, niewielki stolik i to, co interesowało go w tym umeblowaniu najbardziej - szerokie, drewniane łóżko. Idealnie równo zasłana pościel szybko miała zmienić swój stan na dużo mniej elegancki.
Gdy Yunana odwróciła się z powrotem do barda i stanęła tyłem do świec, ich światło przenikające przez cienki materiał sukienki ukazał kształty, od których dopiero co nie był w stanie oderwać dłoni. Teraz powstrzymanie się przed powrotem do uśmiechniętej wyspiarki, do jej gładkiej skóry, do oczarowanego spojrzenia i rozchylonych ust, wydawało się niemal niemożliwe. Dandre nie należał do osób, które dobrowolnie by się umartwiały, więc najprawdopodobniej wcale nie próbował tego robić. Yunana była złakniona jego dotyku, pocałunków i słodkich słów, jakie dla niej miał. Jej spojrzenie działało na niego jak nić, którą obwiązała wokół jego szaleńczo łomoczącego serca i za którą przyciągała go teraz do siebie.
- Wielb mnie, Dandre - wyszeptała, gdy z powrotem znalazł się tuż koło niej.
Jej palce znalazły drogę do niedbale zapiętych guzików koszuli Biriana i szybko zajęły się rozpinaniem ich - zaraz po tym, jak za tę samą koszulę przyciągnęła mężczyznę do siebie, z miękkimi ustami wygłodniale oczekującymi kolejnych pocałunków. Jeśli chciał zsunąć z niej sukienkę, zapięcie znajdowało się na karku. Jeden sprawny ruch dłonią i bard mógł pozbyć się materiału okrutnie oddzielającego go od ciepłej, oliwkowej skóry. Yunana nie czekała długo, zanim pociągnęła go za sobą w białą pościel.
- ...Urokliwa bestio - dodała z rozbawieniem.
Obrazek

Część mieszkalna

4
POST POSTACI
Dandre
Strefę wyobraźni pozostawiali powoli za sobą. Cóż z tego, że jeszcze przed paroma chwilami mógł przyjrzeć się jej rozkosznie kuszącemu ciału, skoro nadal nie mógł ku niemu sięgnąć? Nie potrzebował obrazu, nie tego pragnął. Wszystko, czego chciał, to móc wreszcie poczuć ją przy sobie. Bez ciekawskich spojrzeń i garstki zasad, których wypadało przestrzegać. Mimo rozrywającego go od środka pragnienia, z niczym się nie śpieszył. Jego ciekawskie, zachłanne dłonie tworzyły w umyśle barda jeszcze dokładniejszy obraz Yunany.
Podobał mu się płomień, który rozgorzał w jej spojrzeniu. Z uśmiechem przeglądał się w lśniących oczach wyspiarki, podczas gdy szukał palcami jej dłoni. Przyśpieszony oddech piękności rozbrzmiewał w jego głowie echem, niczym doskonałe preludium do jego ukochanej melodii. Drżał, niczym liść na wietrze, czekając na jej kolejny krok. Miłosny taniec rządził się własnymi prawami, a Dandre odnajdywał niemałą satysfakcję w nagłych zmianach tempa i kroku. Bez wątpienia można było odnaleźć piękno w prostocie, ale gdy chodziło o tę konkretną melodię; ukochał sobie wariacje. Ciekawskie dłonie znalazły więc chwilę spokoju pośród jej palców, choć serce nieprzerwanie tłukło mu w piersi i rwało się do niej, tak jak strudzony wędrowiec rwał się do zimnej wody, po wielu dniach marszu przez pustynię.
Nie było w ich tańcu żadnej głębszej myśli, czy szlachetnego uczucia, o którym tak często śpiewał. Połączyła ich grawitacja; bezwzględne przyciąganie ciał. Język, w którym oboje byli biegli i któremu ochoczo się oddawali.

Dał się pociągnąć w górę. Szedł za nią bez słowa, automatycznie pokonywał kolejne stopnie i ledwie ułamkiem świadomości odnotował smutne miauknięcie kota, który, o dziwo, postanowił porzucić swoje przysmaki, nagle zainteresowany swoją panią i jej nowym towarzyszem. Na ustach śpiewaka wykwitł lekki uśmieszek, a w oku błysnęło mu rozbawienie, ale wszystko to rozpłynęło się w mroku.
Szedł za Yunaną, rozpaczliwie starając się przebić wzrokiem ciemność, by dalej móc rozkoszować się widokiem jej smukłej figury. Kolejne drzwi zamknęły się za nimi, a wyspiarka, ku jego wielkiemu niezadowoleniu, wymknęła mu się na moment z rąk. Jak puste wydały się mężczyźnie jego dłonie, pozbawione jej delikatnego, ciepłego dotyku!
Z mieszanką bólu serca i niemego zachwytu czekał, patrząc jak kobieta uwijała się przy kolejnych świecach. Ich ciepłe światło rozbijało mrok nocy, odkrywając powoli pokój. Wzrok śpiewaka nagle napotkał jego samego, zamkniętego w drewnianej ramie.
Lustrzana pierś Biriana unosiła się i opadała niespokojnie, jakby przed chwilą przebiegł krótki dystans. Jego twarz nabrała koloru, a oczy wręcz płonęły pożądaniem. Na lekko rozchylonych ustach nieustannie błąkał mu się delikatny uśmiech… Który musiał się rozszerzyć, kiedy kobieta wreszcie ponownie odwróciła się w stronę muzyka.


Yunana była siłą natury. Siłą nieposkromioną, której bard nie mógł i nie chciał nawet ujarzmić. Absolutem, któremu można było się tylko poddać. Świece zamieniały cienki materiał jej sukni w iluzję, szatę z chmur, która czekała tylko, by zostać rozwianą. Nie mógł odmówić.
Jej spojrzenie wzywało go do siebie, jej uśmiech błagał o pocałunek, gładka, oliwkowa skóra o pieszczoty, na które tak bardzo zasługiwała. Każdym atomem ciała odczuwał nieuchronność Yunany, gdy, jak oczarowany, szedł w jej stronę.
- Wielb mnie – szept wyspiarki rozbrzmiewał mu w głowie, kiedy ujmował jej twarz w dłonie. Zawisł w przestrzeni, kiedy jej palce gorączkowo rozprawiały się z kolejnymi guzikami jego koszuli. Dwa kroki do przodu i jeden do tyłu. Walc.
Przejechał kciukiem po dolnej wardze Yunany, nacisnął nań lekko i rozsunął nieznacznie jej miękkie usta.
Upajał się widokiem jej pożądania. Musiała być jego odbiciem. Pociągnęła za jego koszulę, przyciągając go do siebie jeszcze bliżej.
- Wielbię – szepnął, nim wreszcie nachylił się ku rozkosznej słodyczy jej ust. Raz za razem gubił się w ich aksamicie, z każdym kolejnym pocałunkiem bardziej głodny następnego. W tym dzikim pędzie puścił w końcu jej twarz i sprawnym ruchem rozprawił się z zapięciem jej sukni. Iluzoryczny materiał spłynął z jej pięknego ciała, ale nie wodził już za nim wzrokiem. Liczyła się tylko ona.


Ona, która ciągnęła go za sobą w biel pościeli. Wyszczerzył się do kobiety, łapiąc jej dłonie i wyciągając je ponad jej głowę. Jedną ręką trzymał oba nadgarstki wyspiarki, dość stanowczo wgniatając je w miękki materac.
- Nie zaprzeczysz… – puścił jej oczko, podczas gdy jego druga dłoń wsuwała się między jej bujne, czarne włosy. Ich chłodna wilgoć, będąca tak ogromnym kontrastem do rozgrzanego ciała wyspiarki i samego barda, działała na niego równie pobudzająco. Owinął kilka ciemnych pasm wokół swej dłoni i pociągnął jej głowę na bok, by pochylić się nad nią i zalać pocałunkami jej szyję. Zsuwał się niżej, ku obojczykom, znacząc miękką skórę wyspiarki kolejnymi mniej lub bardziej drapieżnymi całunkami.
- Sama Krinn musi przy tobie więdnąć – mruknął, odrywając na chwilę język od jej skóry. Wypuścił jej nadgarstki z uścisku, wyplątał dłoń spomiędzy czarnych loków… Nawet palce śpiewaka chciały poznawać jej ciało i kreślić nań nowe wzory. Jedna z dłoni barda sunęła po jej gardle, podczas gdy druga wędrowała po kobiecych plecach, biodrach i piersiach, nie ustając w pieszczotach. Sam nachylił się nad jej ustami, spragniony kilku kolejnych, żarliwych pocałunków, nim wrócił do swojej wędrówki.
- Każdy skrawek twej istoty… – kontynuował, całując po kolei każde z jej lekko wystających żeber, wspinając się ku kuszącym krągłościom jej piersi.
- … czystym, powalającym pięknem – uśmiechnął się do niej, jednocześnie zaciskając lekko zęby na celu swojej wspinaczki. Oczy błyszczały mu psotliwie, kiedy pieścił ją, złakniony swej ulubionej melodii. I choć wykonał już zdecydowanie więcej, niż dwa kroki w przód, to zagubiony w czystej szczęśliwości, której przydawało mu obcowanie z tą oszałamiającą kobietą, po krótkiej chwili, śladem kropel wody, potokiem pocałunków spływał niżej i niżej. A w ślad za ustami muzyka wędrowały jego dłonie, zdeterminowane zostawić po sobie jakiś ślad na idealnie gładkiej skórze Yunany.
Obrazek

Część mieszkalna

5
POST BARDA
To, co zaczęło się jako niewinne żarty, w ciągu zaledwie kilku godzin przeistoczyło się w rzeczywistość, nieważne jak nierealne mogło się wydawać. Alkohol wciąż szumiał Birianowi w głowie, gdy pochylał się nad kobietą, która reagowała na każdy jego dotyk natychmiast i dokładnie tak, jak tego chciał, niczym struny dobrze znajomego instrumentu. Yunana świszcząco wciągnęła powietrze w płuca, gdy pociągnął ją za włosy i objęła go kolanami, bo jej ręce pozostawały unieruchomione. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała w rytmie, który wywoływał dreszcze na dole jego kręgosłupa. Mogli nie znać się najlepiej, ale to nie znaczyło, że nie zgrywali się tu i teraz idealnie, jakby stworzeni byli tylko po to, by wylądować razem w tej białej pościeli.
Kwestia znajomości też nie rozkładała się do końca równo. Wyspiarka była dla barda obcą, tajemniczą postacią, która pojawiła się w jego życiu dzisiaj, od razu wkraczając w nie z impetem. Wiedział o niej najbardziej podstawowe rzeczy, znał jej imię, zawód, sposób bycia, ale w wielu innych aspektach wciąż pozostawała dla niego zagadką. Dandre natomiast był Bohaterem Kattok. Tym, który zabił bestię i powstrzymał serce dżungli. Yunana mogła go dotąd nie widzieć, ale przez ostatnie pół roku z pewnością słyszała o nim niejednokrotnie, tak jak o pozostałych członkach jego grupy ekspedycyjnej. Gdy po przebudzeniu pojawił się w Złym Kocie, okazując się do tego wszystkiego przystojnym artystą, obudził w niej zupełnie inny rodzaj zainteresowania. Zachwycali się sobą nawzajem, w sposób dla nich obojga absolutnie naturalny. Tutaj, w sypialni rozświetlonej płomieniami tych kilku świec, wszystko było dokładnie takie, jakie powinno być, a cała reszta nie miała żadnego znaczenia.
- Sama Krinn? Nie prowokuj bogini, która zsyła ci swoje błogosła... - głos uwiązł w gardle kobiety, gdy usta Biriana znalazły drogę do jednej z jej piersi, a niedokończone słowo zmieniło się w urwane westchnięcie. Niemal słyszał, jak łomocze jej serce. A może to było jego własne?
Korzystając z faktu, że mężczyzna uwolnił jej nadgarstki, Yunana wplotła palce w jego włosy, z niecierpliwością wyczekując momentu, w którym Dandre, schodząc powoli coraz niżej, dotrze wreszcie do celu swojej wędrówki. Pierwszy, niepowstrzymany jęk, jaki się jej wyrwał, był tylko preludium do tej muzyki, którą bard uznawał za swoją ulubioną. Chciała być wielbiona, a on wielbił ją tak, jak potrafił najlepiej, wszystko ku chwale Krinn, nawet jeśli bogini dawno już przestała zajmować myśli któregokolwiek z nich.
Ciało Yunany wpasowywało się w dłonie i usta Biriana idealnie, a każdy wydawany przez nią dźwięk zdawał się trawić go gorączką, z chwili na chwilę coraz bardziej utrudniając jego założenie - dwa kroki do przodu, jeden do tyłu. To już nie był walc, to była przepełniona namiętnością wspinaczka w górę, na sam szczyt, na który najpierw Yunana dotarła sama, a potem nieprzytomnie przyciągnęła barda do siebie, by pomóc mu zrzucić z siebie kompletnie zbędne ubrania i udać się tam ponownie, tym razem zabierając go ze sobą. Nie widziała niczego poza jego niebieskimi oczami, poza ramionami mężczyzny i jego rozchylonymi ustami, a cały jego świat ograniczył się do tego smukłego, wijącego się pod nim w rozkoszy, idealnego ciała. Gdzieś w międzyczasie udało mu się dostrzec jedną rzecz, która psuła tę doskonałość - niedużą, podłużną, białą plamę na wewnętrznej stronie lewego uda wyspiarki, prawdopodobnie jakieś znamię, jakie nosiła od urodzenia - ale czy nie czyniło to jej tylko bardziej prawdziwą?
Idąc śladem Biriana, kobieta pociągnęła go za włosy i przygryzła jego ucho, a paznokcie drugiej ręki wbiły się w jego ramię. Później już Dandre nie do końca był w stanie pojąć, co konkretnie się stało, bo rzeczywistość wokół niego zawirowała, a cienie i lustrzane odbicia zatonęły w długo wyczekiwanej ekstazie razem z nimi.
Obrazek

Część mieszkalna

6
POST POSTACI
Dandre
Zalotna gra, której oddawali się, zdawałoby się, od chwili, gdy tylko ich spojrzenia napotkały się w karczmie, zaprowadziła ich, nieco okrężną drogą, do jedynego miejsca, w którym mogła się skończyć. Któż przewidziałby, że niemal niewinny flirt tak szybko przerodzi się w niemożliwy do ugaszenia ogień?
Alkohol wciąż szumiał mu w głowie, ale tym razem, to nie wypite trunki wywracały jego świat do góry nogami. Niemal się nie poznawał, gdy ciągnął Yunanę za włosy i pochylał się nad jej szyją, ślepy z pożądania. Kobieta ze świstem wciągnęła powietrze i objęła go w pasie kolanami, a serce zatłukło mu w piersi jeszcze mocniej niż dotychczas, chociaż wydawało mu się to niemożliwe. Musiał mocniej nacisnąć na jej nadgarstki, wciskając je głębiej w rozkoszną miękkość materaca. Musiał zacisnąć zęby na jej gładkiej szyi, szarpiąc niemal za te piękne, czarne jak noc włosy. Kurczowo trzymał się swojego nowego świata, jakby bał się, że ten w każdej chwili mógł rozwiać mu się między palcami. Żadna akcja nie pozostawała bez reakcji, nawzajem mieli wyprowadzić się poza wszelkie granice, by oddać się w pełni nie tyle sobie, co tej zwierzęcej niemal pasji, przedwiecznej sile przyciągania, która tak szybko ich do siebie zbliżyła. Nie musieli się znać, by doskonale się rozumieć, już od pierwszych chwil w łożnicy doprowadzając się niemal do szaleństwa.

Jeśli była zagadką, to taką, którą desperacko pragnął rozwiązać. W tej chwili nie liczyło się dla niego już nic, poza odkrywaniem nowych odcieni słodyczy w jej głosie. Zachwyt, który odczuwał, gdy wiła się pod jego dotykiem, był wszechogarniający. Sam drżał pobudzany każdym dreszczem, przechodzącym przez jej smukłe ciało.
Jak na kulturalnego męża przystało, nawet nie próbował wdawać się w religijną polemikę ze swoją kochanką. Usta barda rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, kiedy zacisnął zęby na jej sutku, a słowa wyspiarki uwięzły jej w gardle, wyparte przez urwane westchnięcie, wymykające się spomiędzy jej rozchylonych warg. Ich serca zdawały się harmonizować w szaleńczym biegu, a Birian, zachęcony reakcją Yunany, zatracił się na moment w tej najsłodszej z miękkości jej doskonałej istoty. Delikatne palce muzyka w jednej chwili pieściły ją łagodnie, jakby była najcenniejszym z dzieł sztuki, by w następnej uszczypnąć zaczepnie, idąc w ślad jego zębów. Jego fascynacja nie znała granic, pragnął wydobyć z niej każdą nutę.

A jednak, gdy poczuł, jak wplata palce w jego włosy, potulnie i nieśpiesznie potokiem pocałunków spływał coraz niżej, czułą pieszczotę swych ust przekreślając zaraz paznokciami. W przypływie przewrotności, a może po prostu pragnąc przedłużyć jeszcze odrobinę to preludium, bezlitośnie nęcił wyspiarkę, całując ją po wewnętrznej części uda. Z uśmiechem przyjmował każde drgnienie jej ciała. Bogowie mu jednak świadkami, że nie potrafił powstrzymywać się zbyt długo.
A gdy wreszcie dotarł ostatecznego celu swej wędrówki i posłyszał jej pierwszy jęk, nie miał zamiaru powstrzymywać się już przed niczym. Pragnął tylko tonąć w melodii jej westchnień, doprowadzić ją do szaleństwa, w które sama go już wciągnęła. Nie kłamał, gdy obiecywał jej uwielbienie.
Bogowie znikali, rozmywali się wynoszeni poza wszechświat tego pokoju na kolejnych, coraz głośniejszych jękach.

Jej ciało zdawało się być wręcz stworzonym dla niego, jakby tylko czekało na chwilę, gdy wreszcie będzie mogło wpasować się w jego dłonie. Byli w tej chwili dwoma elementami kosmicznej układanki, idealnie ze sobą kompatybilnymi. Yunana doprowadzała go do białej gorączki, wijąc się pod jego ustami. Otchłań porwała jego miłosny walc, nie było tu już miejsca na krok w tył. Cofnięcie się wydawało się śmiercią, oderwanie się od niej choć na sekundę - prostą drogą do nieuchronnej zagłady.
Rozpłynęła się w rozkoszy, by zaraz nieprzytomnie przyciągnąć go do siebie. Jej ciemne oczy patrzyły na niego w tej zmysłowej mieszance błogości i pragnienia, a później nie było już nic poza jej ustami. Nie wiedział, kiedy w końcu oswobodził się z więzów resztek swojej garderoby, ale w jednej chwili trzymał ją w ramionach, całując z takim zapałem, jakby zależało od tego jego życie, a w kolejnej dołączył do niej w tej zmysłowej wspinaczce. Cały jego świat ograniczał się do jej smukłego ciała, a głos muzyka dołączył do niej w tym duecie starszym od cywilizacji.

Tempo ich szaleńczego tańca narastało. Birian warknął cicho, gdy pociągnęła go za włosy. Wypuścił jej pierś z dłoni, którą poprowadził wyżej i zacisnął na jej gardle, w chwili, gdy poczuł jak Yunana przygryza mu ucho. W tym wariackim pędzie gubił się gdzieś rytm, pozostawała jeno dzikość, rozkosznie opierająca się wszelkiemu dekorum. Paznokcie wyspiarki wbiły się w ramię barda. Czuł, jak całe jego ciało się spina, zagubione we wszechogarniającej ekstazie jej ciała. I nic, tylko bliżej, bardziej, mocniej…
Aż nastała błogość.


Mokra pierś barda unosiła się w nierównym, urywanym oddechu. W jego dziwnie lekkiej głowie nie było na razie żadnych słów, jeno jakiś niewypowiedzialny zachwyt. Półprzytomnie sunął palcami po ciele Yunany, wsłuchując się w powoli uspokajający się rytm swojego serca. Nagle drgnął, uniósł się na ramieniu i obrócił w stronę kobiety. Uśmiechnął się do niej z lekkim roztargnieniem, powoli przesuwając się w dół, a może bok, łóżka. Odnalazł wzrokiem tę białą plamkę na jej udzie i pochylił się ku niej, by złożyć nań lekki, niewinny pocałunek.
- No proszę, może jednak jesteś prawdziwa.
Obrazek

Część mieszkalna

7
POST BARDA
Głowa Yunany opierała się o ramię Biriana, a jej dłoń o jego unoszącą się i opadającą wciąż jeszcze zbyt szybko klatkę piersiową. Sama kobieta też powoli dochodziła do siebie, wciąż rozedrgana i wrażliwa na każdy dotyk. Teraz od palców barda nie dzieliła jej żadna tkanina, nawet najcieńsza, więc mógł wyraźnie czuć, jak śladem jego opuszków niezmiennie przechodzą dreszcze. Miała zamknięte oczy i oddychała ciężko, również póki co nie znajdując odpowiednich słów, jakie należałoby teraz wypowiedzieć. A może żadnych takich nie było? Może skoro nie przejmowali się tym, co wypada, zanim wylądowali razem w tym łóżku, to nie musieli też przejmować się tym, co miało wydarzyć się później? Cała ich krótka znajomość dążyła tylko do tego, do czego właśnie doszło i teraz nie mieli względem siebie już żadnych oczekiwań, ani tym bardziej zobowiązań. Choć trzeba było przyznać, że zgrali się ze sobą doskonale, jak dwójka muzyków, występująca w duecie od lat. Aż żal byłoby tego nie powtórzyć. Czyż nie byłoby to bluźnierstwem wobec Krinn, która pobłogosławiła ich tak idealną harmonią ciał?
Yunana podniosła powieki i zerknęła w dół, w kierunku znamienia, jakie Dandre znalazł na jej skórze.
- Dlaczego miałabym nie być? - spytała z rozbawieniem i przeciągnęła się. - Ach, to. Moja matka twierdzi, że gdy była ze mną w ciąży, oparzyła się w nogę pogrzebaczem. U niej ślad zniknął, a ja się urodziłam z tym. Mam też biały kosmyk włosów z tyłu głowy, ale go ucinam.
Podniosła się i uciekła z zasięgu ramion Biriana, gdy wstała, by otworzyć okno i wpuścić do pokoju trochę świeżego powietrza. Nagość nie stanowiła dla niej problemu - nie chowała się pod podomkami, nie owijała prześcieradłem, ale nie musiała tego robić. Zaledwie chwilę temu bard widział ją przecież w tej możliwie najbardziej odsłoniętej wersji, obnażonej tak, jak nie bywało się w żadnej innej sytuacji. Był zdeterminowany, by pozostawić ślad na jej idealnym ciele i teraz widział, że mu się to udało - kilka podłużnych zadrapań, jakie zostawił, gdy opanowywała go niepowstrzymana żądza, odcinało się teraz delikatnie od opalonej skóry. Yunana wydawała się tego nie zauważać.
Chłodny, nocny wiatr poruszył zasłoną i wpadł do środka, więc wyspiarka wróciła do łóżka, do ciepłego ciała mężczyzny. Poczekała, aż z powrotem się położy i bezceremonialnie wpakowała się w jego objęcia, jakby była to najbardziej naturalna kolej rzeczy na świecie. Przerzuciła nogę przez jego uda i do pasa nakryła ich oboje zmiętym prześcieradłem, a potem opuszki jej palców znów zaczęły błądzić po klatce piersiowej i brzuchu mężczyzny, badając wyczuwalne pod skórą mięśnie i omijając te blizny, których podarunek driad mu nie odebrał. Za każdym razem zsuwały się w dół, na samą granicę okrywającego biodra barda materiału i wracały z powrotem na górę. Mimo, że Dandre obudził się z długiego snu zaledwie kilka godzin temu, zaczynała już powoli ogarniać go błoga niemoc.
- Przyznam, że trochę liczyłam na to, że jeszcze dla mnie dziś zagrasz... ale zrobiłeś dla mnie dzisiaj już wystarczająco wiele - wymruczała ciemnooka cicho, unosząc na niego spojrzenie. - Może jutro uda cię oderwać od świętowania i znaleźć dla mnie chwilę, hm? Może tym razem to ja będę mogła zrobić coś dla ciebie.
Uśmiechnęła się psotnie.
- Na przykład zdjąć wymiary pod szycie - doprecyzowała, w razie gdyby bard opacznie zrozumiał jej propozycję. Z pewnością nie sugerowała niczego zdrożnego.
Dandre nawet nie pamiętał, jak jego lutnia trafiła tutaj, ale stała teraz, oparta o ścianę przy wejściu do sypialni. Pamiętał, jak zabierał ją z karczmy, ale gdy wspominał opuszczanie łaźni, w głowie miał tylko Yunanę. Musiał zabrać ją stamtąd automatycznie, bez zastanowienia. Weszło mu to już w nawyk. Nie zostawiłby przecież instrumentu byle gdzie, żeby potem musieć go szukać rano.
- ...Kim ona była? - spytała kobieta po dłuższej chwili milczenia, unosząc się lekko, by podeprzeć głowę na łokciu i móc spoglądać na barda z góry. - Uwielbiam ziemię, po której kroczy - zacytowała fragment pieśni, jaki udało się jej zapamiętać z jego wykonania w Złym Kocie. - Dużo było w tym... tęsknoty. Domyślam się, że nie śpiewałeś o mnie, bo nie wyobrażam sobie, jak można napisać coś takiego tak szybko, w takich warunkach, więc... opowiesz mi o niej? - poprosiła.
Obrazek

Część mieszkalna

8
POST POSTACI
Dandre
Birian nigdy nie miał najlepszej relacji z Bogami. Widok Sakirowców na ulicach kerońskich miast mierził go do cna. Z niekłamaną odrazą patrzył na ich okrutne poczynania, nigdy nawet przez moment nie pokładając wiary w ich dobre intencje. Samą organizację postrzegał jako wrzód na umęczonym ciele jego ojczyzny, potwora, który postawił sobie za cel zmiażdżenie wszystkiego, co piękne i wolne. I choć nawet dzisiaj wycierał sobie usta imieniem Osurelii, kiedy w pijańskim uniesieniu bezlitośnie naigrywał się z lokalnego muzyka, to nigdy się ku niej nie modlił.
Nie podważał w wątpliwość istnienia bóstw, byłoby to szaleństwem, ale wychodził z założenia, że tamtejsza gromada winna zająć się swoimi sprawami i nie wchodzić mu w drogę, a on chętnie odwdzięczy się tym samym. To, co boskie, odnajdywał wszak w miejscach najmniej oczekiwanych i z przyjemnością przelewał swój zachwyt na papier. Przekrzywił lekko głowę, opierając policzek o czubek głowy wyspiarki. Uśmiechnął się, patrząc spod półprzymkniętych powiek na jej nagie ciało, wciąż drżące pod jego delikatnym dotykiem.
Co do zasady, nie wzdychał też do Krinn. Jednak teraz, kiedy wsłuchiwał się w ciężki oddech leżącej obok niego kobiety, dochodził do wniosku, że Yunana zapewne mogłaby sprawić, by zmienił zdanie.

Możliwe, że słowa nie były już potrzebne. Wszak spełniły swoją rolę, doprowadzając ich tutaj. Później mówili w swoim ulubionym języku, rozumiejąc się może nawet lepiej, niż w przeciągu całego, długiego wieczoru. Fascynowała go ta harmonia ciał, to doskonałe zgranie. Nie sfałszowali ani jednej nuty, choć na chwilę nie pomylili kroku, nawet gdy rytm rwał się, owładnięty ich szaleństwem. Nie był pewien, czy potrafiłby odejść od tego obojętnie, z nic nieznaczącym czułym słówkiem na rozciągniętych w uśmiechu ustach.
Na razie z pewnością nie chciał.

Wysunął się spod kobiecej dłoni, wyruszając na krótką wyprawę w poszukiwaniu intrygującego go znamienia. Uśmiechnął się, słysząc jej pytanie.
- Cóż, szczerze mówiąc, zacząłem rozważać, czy naprawdę nie jesteś ukochanym dzieckiem Krinn. To… – raz jeszcze cmoknął białą plamkę na jej skórze – … poddaje moją tezę w wątpliwość. Możeś i ideałem, ale… ludzkim.
Wsparł głowę na ramieniu. Palcami wolnej dłoni od niechcenia wytyczał na jej skórze nowe ścieżki, kiedy do niego mówiła.
- Huh – mruknął z mieszaniną zainteresowania i zawodu w głosie, gdy wymknęła się spod jego palców i ruszyła do okna. – Czyli jednak i tak jesteś magiczna – stwierdził, opierając się plecami o krawędź łóżka. Uznał, że miał głowę na idealnej wysokości.
Uniósł lekko brew, słysząc o białym kosmyku włosów wyspiarki. Musiał pomyśleć o Svenii, było to nieuchronne. Jego wielka miłość bynajmniej jednak ze swoim małym dziwactwem nie walczyła, a biel pasma okalającego jej twarz, tylko podkreślała śnieżny kolor jej lica. Była w tym jakaś pokrętna ironia, której nie chciał na razie rozważać.
- Szkoda go. Brzmi jak… intrygujący kontrapunkt.

Oczywiście, że wodził za nią wzrokiem. Wciąż nie nasycił się widokiem ciała Yunany, a z każdą kolejną sekundą narastało w nim przekonanie, że może to być zwyczajnie niemożliwe. Nagle wściekłość Torberosa wydała mu się po trzykroć bardziej zrozumiała. Stracić coś takiego, tą doskonałość, ten żywy ogień… Pewnie sam by siebie skopał.
Ślady jego paznokci na skórze tej oszałamiającej kobiety były jak profanacja, a jednocześnie doskonale na miejscu. Oddawanie czci może wszak przyjmować wiele różnych form.
Drgnął, gdy zimny wiatr smagnął jego ciało. Powoli podniósł się na nogi i wgramolił na łóżko, gdzie szybko dołączyła do niego Yunana. Z zadowolonym mruknięciem objął ją, kiedy wcisnęła mu się w ramiona. Ich ciała wciąż promieniowały ciepłem, do którego nijak miał się chłód nocy, wkradający się powoli do pokoju przez otwarte okno. Gładził wyspiarkę kciukiem po ramieniu, podczas gdy ona badała jego tors, wciąż nieco obcy dla samego Dandre. Zostało na nim kilka blizn, głębszych i wyraźniejszych od tych, które miały pojawić się później. Pierwsze błędy bolały najbardziej. Pamiątki naiwności i brawury, a może nawet niewyartykułowanego jeszcze pragnienia śmierci, wyrastającego z zżerających go w młodości wyrzutów sumienia. Żył wtedy w dziwnym wewnętrznym impasie, którego ujarzmienie zajęło mu wiele lat.
Nieznacznie drgnął kilka razy, gdy palce Yunany zbliżały się do granicy okrywającego jego biodra materiału. Serce barda wreszcie się uspokajało, a choć powieki powoli zaczynały mu ciążyć, to nie chciał poddawać się tej błogiej niemocy, było mu na to zbyt dobrze.
Uśmiechnął się lekko.
- Myślę, że mógłbym dać się przekonać do małego porannego występu… – stwierdził przeciągając się. Zaraz po tym przekrzywił głowę, błądząc wzrokiem między jej ciemnymi oczami, a rozciągniętymi w psotliwym uśmieszku ustami. Zmrużył oczy.
- Och, skoro o szycie chodzi, to chyba będę musiał… spróbować – mruknął niewinnie. Zaprawdę, obudził się w idealnym momencie. Z jednej zabawy miał iść prosto w wyspiarskie święto. Jakże kusząca była to wizja. Choć nie tak kusząca, jak ona.


Milczeli przez dłuższą chwilę. Nagle, niespodziewanie, nadeszło pytanie. Chyba ostatnie, którego by od niej oczekiwał. Z drugiej jednak strony, skąd miałby wiedzieć, czego po niej oczekiwać? Poznał jeno ułamek jej osoby. Jedna z brwi barda powędrowała w górę, gdy lekko obrócił głowę, by dobrze spojrzeć na Yunanę. Najpierw ta historia z pasmem włosów, teraz to… A może tak naprawdę nie było żadnej Yunany, może w jakiś pokrętny sposób była ucieleśnieniem jego wyrzutów sumienia?
- Moja droga, wydaje mi się, że nie doceniasz… ogromu! mojego talentu – wyszczerzył się, choć uśmiech nie sięgnął jego oczu, uważnie lustrujących kobiecą twarz. - Wszak jestem oblubieńcem Osurelii, hojnie obdarowującej mnie natchnieniem. Zresztą, na Bogów, nie wiem, kiedy napotkałem coś bardziej inspirującego, od ciebie. Byłabyś wspaniałą muzą... Gdybyś jednocześnie tak cholernie nie rozpraszała.
Milczał przez moment, zatopiony w myślach, które nie malowały go w najlepszym świetle. W końcu, idąc śladem wyspiarki, uniósł się lekko z posłania i wsparł głowę na łokciu.
- Zawsze pytasz oczarowanych mężczyzn o kobiety z ich przeszłości? – zapytał. Uśmiechał się, ale była w tym wszystkim jakaś melancholia. Nie wyglądał na bardzo chętnego do rozmowy na ten temat, ale jednocześnie nie ucinał go, jakby wciąż bił się z myślami.
Obrazek

Część mieszkalna

9
POST BARDA
Obsypywana komplementami Yunana uśmiechała się tylko. Wyraźnie sprawiały jej one przyjemność, ale komu by nie sprawiały?
- W wątpliwość - powtórzyła z rozbawieniem. - Ale całkowicie jej nie obala? Może jestem córą Krinn? Bogowie mają dzieci wśród śmiertelników. Co, jeśli natknąłeś się na jedno z nich?
Nie mówiła poważnie, naturalnie. Dobry nastrój jej nie opuszczał, przynajmniej do momentu, w którym tylko dolna połowa twarzy Biriana rozjaśniła się w uśmiechu. Wtedy Yunana spoważniała, błądząca po ciele barda dłoń znieruchomiała, a jej ciemne oczy otworzyły się nieco szerzej. Musiała zorientować się, że pytanie, które zadała, było nie na miejscu - zwłaszcza, gdy mężczyzna sam jej to wytknął.
- Nie. Przepraszam - odpowiedziała cicho. - Nie sądziłam... czasem mówię, zanim pomyślę. Ostatnim, czego chciałam, to przywoływać bolesne wspomnienia. Naprawdę, ostatnim.
Popchnęła barda lekko, zmuszając go, by położył się z powrotem, a sama wspięła się na niego i usiadła na jego biodrach, wciąż tylko do pasa owinięta prześcieradłem. Włosy, które zdążyły już nieco podeschnąć, zaczynały tworzyć z chwili na chwilę coraz bardziej chaotyczną, ciemną aureolę wokół jej twarzy. Padające na nią od boku światło podkreślało każdą krzywiznę jej ciała, sprawiając, że mężczyźnie trudno było powstrzymać się od sięgnięcia do jej gładkiej skóry, zwłaszcza, że była na wyciągnięcie ręki. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jakie wrażenie robiła na bardzie i w pełni świadomie to wykorzystywała, póki co w wyjątkowo przyjemny sposób.
- Mogę cię rozproszyć ponownie - zaproponowała miękko. - A potem będę twoją muzą, hm? Twoim natchnieniem. Obiecuję nie przeszkadzać w tworzeniu... za bardzo. Więc rano dla mnie zagrasz? Jeśli nie uciekniesz, zanim się obudzę, może cię nawet nakarmię.
Przekrzywiła lekko głowę, przyglądając się własnym palcom, leniwie badającym skórę wokół pępka Biriana.
- Każda pieśń, która porusza czułe struny, kryje za sobą jakąś historię. Fascynuje mnie to. Nieczęsto mam okazję u źródła dowiedzieć się, co to za historia. Jeśli naprawdę Osurela zesłała ci tak wielki talent i to ja byłam tą inspiracją, wybacz. Spotkałam wielu artystów, ale nigdy tak uzdolnionego - pochyliła się, by skraść bardowi delikatny, za to długi pocałunek. Zaraz po nim wyprostowała się z powrotem, z uśmiechem błądzącym po twarzy. - Moja styczność z muzyką zbyt często ogranicza się do wspólnego śpiewania po pijaku w karczmie, a z poezją - do czytania słów bezdusznie zapisanych na kartce. Ty nadałeś słowom życie, a muzyce emocje. To sięga głębi duszy.
Chwyciła dłoń mężczyzny i poprowadziła ją na własną klatkę piersiową, opierając ją o swój dekolt. Mógł wyczuć bicie jej serca, teraz już dużo spokojniejsze, niż przedtem.
- Ja tak nie potrafię. Kiedy śpiewam, więdną kwiaty - zaśmiała się cicho. - Obcowanie z taką sztuką to jak obcowanie z boskością. Tak, jak przed chwilą wyrwało nas z tego świata i wciągnęło w domenę Krinn na te kilka chwil, tak słuchając ciebie, zaczynałam rozumieć tych, którzy oddają cześć Osureli. I niczego nie chcę bardziej, niż bycia inspiracją do kolejnych takich pieśni.
O Torberosie z jakiegoś powodu nie wspominała. Może jego muzyka nie miała na nią aż takiego wpływu? A może po prostu nie chciała wspominać przeszłych kochanków, gdy obecny leżał pod nią i opierał dłoń na jej piersi.
Obrazek

Część mieszkalna

10
POST POSTACI
Dandre
Owszem, w wątpliwość – potwierdził, kiwając głową z karykaturalnie poważnym wyrazem twarzy. W jego tonie głosu pobrzmiewała nuta akademickiego nadęcia. Przyłożył palec wskazujący do brody, przesuwając jednocześnie kciukiem po policzku. – Muszę przyznać, że nie wykluczyłem jeszcze takiej możliwości. Jak na razie wyniki są niekonkluzywne… Potrzeba więcej badań – mruknął, uśmiechając się szeroko.

Yunana spoważniała, nie dając się zwieść jego kwiecistemu pierdoleniu i sztucznawemu uśmiechowi. Okrył jej dłoń swoją, przejeżdżając delikatnie kciukiem po jej wierzchu. Potrząsnął lekko głową, chcąc uprzedzić jej następne słowa.
- Na Bogów, za nic nie przepraszaj – zmarszczył lekko brwi, zmartwiony jej cichym głosem. – Naprawdę, to wcale nie… – zaczął, ale słowa jakoś uciekły mu z głowy, gdy wyspiarka pchnęła go z powrotem na materac. Wspięła się na niego, a ostatnim, co ostało się w jego umyśle, był zachwyt. Ułożył dłonie na jej biodrach. Przesuwał palcami po jej talii, ciekawsko zapuszczając się dalej, ku jej plecom i z powrotem. Dotyk barda był teraz o wiele bardziej subtelny, niż wcześniej, bardziej czuły, niż pożądliwy, choć doskonale wiedział, że w każdej chwili mogło się to zmienić. Nęciła go, a on z przyjemnością dawał się w to wciągnąć. Bo czemuż miałby protestować? Musiałby być szaleńcem. Patrzył na nią i uśmiechał się, bo cóż innego mu zostało? Żadna melancholia nie była w stanie konkurować z jej istotą.
- Zaprawdę, musisz mieć w sobie jakiś boski pierwiastek. Z każdą chwilą widzę to coraz wyraźniej. Nawet światło zdaje się załamywać na twojej skórze inaczej, jakby i ono próbowało oddać ci należytą cześć. – patos w jego słowach tym razem nie brzmiał na kpinę. Zachwyt pozostawał szczery. Przesunął wzrok ku jej twarzy i uśmiechnął się lekko, widząc w jak chaotycznie uroczy sposób układały się włosy wyspiarki.

- Kusicielka… – syknął, mrużąc oczy. Zacisnął dłonie na jej biodrach, ale zaraz, o dziwo oderwał je od jej skóry i rozrzucił szeroko po łóżku. – A ja beznadziejnie skuszony i cały twój – westchnął teatralnie, przykrywając dłonią oczy.
Rozsunął palce, zerkając spomiędzy nich na wyspiarkę, a figlarny uśmiech wykwitł mu na ustach.
- Chciałabyś nią być, mm? Szukać siebie w tekstach pieśni i poezyjach… Widzieć jak inne wzdychają do słów, skreślonych dla ciebie i przez ciebie… – mówił cicho, powoli zsuwając dłoń ze swojej twarzy.
- Zagram. Z największą przyjemnością. Czego nie zrobi człowiek dla śniadania? – wyszczerzył się, a uśmiech zaraz przerodził się w lekki, melodyjny śmiech. Nie nawykł do tego wszystkiego. Zazwyczaj rzeczywiście wymykał się z sypialni pod osłoną nocy i nie oglądał się za siebie, idąc dalej, szybciej, prędzej, by gubić się w nowym niebie. Teraz jednak nie mógł oderwać od niej wzroku, nie potrafił zaspokoić swojego głodu. Nieprzewidziane komplikacje.


Przymknął oczy, z przyjemnością zatracając się w długim pocałunku.
- Rozumiem tę fascynację… Zresztą, zgadzam się w pełni z tym, co mówiłaś. To, co niewypowiedziane często stanowi o prawdziwej sile pieśni. Wiele tracimy za każdym razem, gdy ginie poeta, a wraz z nim prawda za jego wersami. Hm, może sama pieśń wtedy umiera? Wszystko, co przyjdzie później, będzie wszak niejako obce, niepełne, nie ważne jak piękne. – wydął lekko usta w zamyśleniu sunąc wzrokiem po jej skórze.
- Wiesz doskonale, że łgałem – prychnął, odnosząc się do swojego ‘talentu’. Nie poddawał go w wątpliwość, był na to zbyt próżny, ale, o dziwo, nie zamierzał też brnąć dalej w to bajdurzenie.
Ale jednocześnie śpiewałem to dla ciebie i do ciebie. Bo odkąd cię zobaczyłem; tęskniłem.

Uniósł lekko brew, kiedy mówiła dalej. Na moment opuścił wzrok, jakby zmieszany. Mówiła coś, co słyszał wiele razy, a jednak smakowało to jakoś inaczej, tak jak wtedy, gdy wciąż jeszcze był żakiem, za szerokim uśmiechem i pewnie wypiętą piersią, kryjąc w sobie wielką niepewność.
- I cóż w tym złego? Dobrze jest pochwycić ciężki kielich i zdzierać sobie gardło w dobrym towarzystwie. Żarliwie oddawałem się temu na Akademii! – zaśmiał się cicho – Ale też chcę więcej. Tego szukam, plotąc ze sobą słowa i szukając w głowie odpowiedniej melodii. Cieszę się, że udało ci się to poczuć.
Pozwolił jej poprowadzić swoją dłoń i przymknął na moment oczy, skupiając się na biciu jej serca i kolejnych słowach płynących z jej ust.
- A jednak w twoich słowach żyje poezja, nawet teraz, gdy jeno rozmawiamy. Sztuka ma wiele twarzy i szczerze ciekaw jestem, co tworzysz tam na dole.
Wzrok barda łagodniał, a na jego twarzy malowało się pewne zaskoczenie. Nie był pewien, jak ją rozumieć, nie był pewien, czego oczekiwała. Jej słowa miały nieoczekiwaną wagę, która mogła go łatwo odstraszyć. A jednak uśmiechnął się raz jeszcze.
- Bardzo… Niesłychanie mi schlebiasz. Takie słowa, z tak wspaniałych ust… – zacisnął lekko dłoń na jej piersi, unosząc się jednocześnie z materaca. Zbliżył twarz do jej twarzy, ale jeno patrzył jej z bliska w te hipnotyzujące, ciemne oczy. Uśmiechnął się łobuzersko, nachylając się ku jej uchu.
- Czyż nie byłaś dla Torberosa? – szepnął, nim delikatnie skubnął zębami jej skórę, dosłownie i w przenośni odgryzając się za jej małe faux pass. Po prawdzie ona sama zdała się nim przejąć bardziej, niż on, ale…
Był zwyczajnie ciekaw jej reakcji.
Obrazek

Część mieszkalna

11
POST BARDA
Usatysfakcjonowana, że udało się jej odwrócić uwagę mężczyzny od nieprzyjemnych wspomnień, które bezmyślnym pytaniem sama przywołała, Yunana wydawała się też całkiem zadowolona z bycia nazwaną kusicielką. Bo czyż nie to właśnie robiła, nie do tego dążyła od samego początku, gdy tylko ich spojrzenia się spotkały, kiedy weszła do karczmy? Dandre zaczynał rozumieć, dlaczego elfi bard kompletnie stracił dla niej głowę. Ta kobieta mogła nie być córą Krinn, ale z pewnością nosiła w sobie jakiś jej odłamek, któremu ciężko było się oprzeć.
- Mhmm - zamruczała przeciągle, potwierdzając, że jest gotowa na bycie muzą i może nią zostać w każdej chwili. Myśl o tym, że tak, jak ona zastanawiała się, kto był inspiracją dla wykonanej przez Biriana pieśni, tak ktoś inny będzie mógł mieć pytania, na które odpowiedzią będzie ona sama, bardzo się jej podobała.
Nie było nikogo, kto podsumowałby przemyślenia barda złośliwym komentarzem. Nie było Shirana, który zwyzywałby go od pajaców, ani Nellrien, która zapewne prychnęłaby tylko pogardliwym śmiechem. Nie było Aremani i jej sarkastycznych tekstów, połączonych z dziwnie zaciekawionym spojrzeniem, jakim przyglądała się Birianowi, gdy sądziła, że akurat na nią nie patrzy. Byli tylko we dwoje, Dandre i Yunana, która przysłuchiwała się mu w skupieniu, spoglądając na niego z góry. To, co mówił, miało dla niej mnóstwo sensu i nawet jeśli alkohol wciąż jeszcze krążył jej w żyłach, to nie mogła to być wyłącznie jego zasługa. Wyspiarka miała w sobie więcej poszanowania dla sztuki, niż cała jego grupka pomyleńców razem wziętych.
Obróciła głowę, by zerknąć w stronę drzwi za plecami.
- Nie wiem... czy mam teraz coś, czym mogłabym ci się pochwalić - przyznała. - Tak jak mówiłam, Ina nie daje mi jeszcze zbyt wielu okazji do szycia rzeczy, które chciałabym szyć. Mało kto potrzebuje ładnych sukien i dobrze skrojonych koszul, kiedy wszyscy spędzają całe dnie na grzebaniu w ziemi, albo karczowaniu lasu. Ale może coś znajdę - wróciła spojrzeniem do barda, uśmiechając się lekko. - Jeśli... faktycznie będziesz chciał zobaczyć.
Po raz pierwszy w jej głos wkradła się niepewność. Bo dlaczego Dandre miałby się tym interesować? Z uprzejmości? Etap wymuszonych uprzejmości dawno już był za nimi. Właściwie w ogóle go między nimi nie było, przeszli od razu do rzeczy. Widział w jej oczach, że nie spodziewała się, by bard jutrzejszego ranka w ogóle pamiętał ten pomysł, a ona raczej nie zamierzała mu przypominać.
Nie wyglądała, jakby wypowiadane przez nią słowa miały posiadać jakąś ciężką głębię, która mogła tak niepokoić Biriana. Niczego po sobie nie pokazał, więc ona nie zauważyła, by cokolwiek było nie tak. Po prostu należała do osób bardzo religijnych. Czy było w tym coś złego? Biorąc pod uwagę, którą boginię wybrała sobie na patronkę, Dandre raczej nie zamierzał narzekać, ale trzeba było przyznać, że to była chyba największa i najbardziej diametralna różnica, jaka dzieliła ich spojrzenia na świat.
Gdy wspomniał Torberosa, wyspiarka parsknęła śmiechem i odepchnęła go od siebie, a potem uciekła z jego kolan tak zwinnie, że zabrała ze sobą jeszcze całe prześcieradło.
- Już nie mamy o kim rozmawiać? - wstała z łóżka i tym razem owinęła się białą tkaniną niedbale, chyba tylko po to, żeby z czystej złośliwości nie zostawić jej jemu. - Gdzie jest to ptaszysko, kiedy trzeba kolejnego irytującego barda podziobać?
Zgarnęła jedną świecę z komody i wyszła z nią z sypialni. Drzwi zostawiła za sobą otwarte, bo i rozmowę zamierzała kontynuować, nawet jeśli na chwilę zniknęła na zewnątrz, w sobie tylko znanym celu.
- Nie - odpowiedziała zza ściany na jego pytanie, przy akompaniamencie otwieranych szafek i przestawianych rzeczy. - To znaczy... może byłam. Przestaję istnieć, kiedy nie ma jej obok - zanuciła, a choć twierdziła, że nie potrafiła śpiewać, w okolicy nic nie zwiędło, a Birianowi nie zaczęły krwawić uszy. Fragment melodii był ciekawy, to mogła nie być wcale zła pieśń. - Miałam trwać przy nim już na zawsze. Urodzić mu gromadkę półelfich dzieci. Mało to inspirujące.
W końcu wróciła do sypialni, z butelką wina w dłoni, a na ten widok Dandre poczuł, jak bardzo spragniony jest po wysiłku. Kobieta zamknęła okno, napiła się, podała mu butelkę i z tym samym uśmiechem, który dziś tyle razy już go zachwycił, rozwinęła się z prześcieradła - choć tylko po to, by zaraz położyć się obok i ponownie nakryć ich oboje, tak, jak wcześniej. Poprawiła mu już ten nastrój, który sama zepsuła, nie musiała dłużej odwracać jego uwagi od wspomnień, prawda?
- Pozostali nie będą cię szukać? - zagadnęła, z wiadomego powodu zmieniając temat.
Obrazek

Część mieszkalna

12
POST POSTACI
Dandre
Mimo wyszukanych słów, którymi zwykł się posługiwać, Birian był naprawdę prostym człowiekiem, bardzo skorym do poddawania się dystrakcjom, jakimi zmyślnie raczyła go Yunana. Błyskawicznie wybiła mu przeszłość z głowy, a odległa melancholia w spojrzeniu barda, została zastąpiona tą dobrze znajomą jej iskrą. Kusicielka trafiła na uwodziciela i nie było tu miejsca na żaden impas. Od samego początku ciągnęli się nawzajem w doskonale im znanym kierunku, niemalże bez przerwy na zaczerpnięcie tchu. Chyba jeno w łaźni kobieta przez krótką chwilę sprawiła wrażenie nieco niepewnej, a i to rozmyło się momentalnie.
Jej przeciągłe mruknięcie było niewątpliwie inspirujące, ale bynajmniej nie do tworzenia poezji. Zdążył już ulubić sobie rozkoszną słodycz jej głosu, niemniej jednak wciąż zaskakiwało go, jak elektryzująco na niego działała. Odczuł dotkliwie drażniącą obecność prześcieradła, ale uśmiech rozjaśniający jego twarz nie zmniejszał się. I choć w jego spojrzeniu znów pojawiło się coś drapieżnego, to nie czynił niczego zdrożnego.
- Wiem, że drżałyby z wypiekami na twarzy, czytając w zaciszu swoich komnat słowa, których nie winno recytować się na salonach. I może one też marzyłyby o tobie, przygryzając cicho wargi? – zmrużył oczy, nieśpiesznie sunąc palcami po jej skórze. Wiedział, że nie taka poezja jej się marzyła, ale nie udało mu się zbiec jeszcze z domeny Krinn. I, prawdę mówiąc, gdy tak nad nim górowała w całej swej olśniewającej okazałości; nie miał na to wcale ochoty.


A jednak, gdy temat w końcu zszedł na istotę sztuki, nie omieszkał się wtrącić swoich trzech groszy. W jego spojrzeniu lśniła pasja niemal tak szczera i przejmująca, jak wtedy, gdy trzymał Yunanę w swoich objęciach. Zachwyt muzyką, zachwyt słowem pisanym nie był jeno fasadą, postawioną, by ukryć ziejącą w nim pustkę. On naprawdę zdawał się tym żyć, do głębi zafascynowany samą ideą tworzenia. Kiedy mówił do niej i widział w jej oczach zrozumienie, poczuł, jakby jakiś brakujący element układanki wskoczył na swoje miejsce. Myślał, że po tygodniach rejsu i buszowania w dżungli brakowało mu jeno zmysłowości, tej prostej, acz przejmującej do głębi melodii fizyczności, ale najwyraźniej nie było to wszystko. Może chodziło o zrozumienie? A może o zwykłą okazję do pomówienia o tym, co sobie ukochał, z osobą, której również nie było to obojętne? Aremani miała swoje roślinki, Shiran, na Bogów, pewnie dupę pani kapitan, a Nellrien do poziomu sztuki wyniosła odstręczający go pęd za śmiercią. Była jeszcze Neela…
Uśmiechnął się delikatnie na wspomnienie zagubionej w świecie szlachcianki.

Prędko wrócił jednak myślami do tej, której gładką skórę wciąż czuł pod swoimi palcami. Obserwował jej profil, gdy obróciła głowę w stronę drzwi.
- Na dniach wytrząsnę od Dupobrodego nagrodę za serce dżungli i zamówię najbardziej ekstrawagancką, najbardziej kolorową i bezczelną koszulę, jaką będziesz mogła sobie wyobrazić. Coś przy czym kompletnie popuścisz wodze fantazji – zapowiedział z szerokim uśmiechem. Miała w sobie coś z artystki i zamierzał zrobić, co może, by mogła rozwinąć skrzydła. A może to strumienie alkoholu, które dzisiaj chętnie przelewał, malowały ją przed nim w takich barwach. Może widział to, co chciał widzieć.
Wyczuł niepewność w jej głosie i zsunął rękę z jej biodra, by pochwycić jej dłoń. Uniósł się, by złożyć na jej wierzchu delikatny pocałunek.
- Jeśli coś znajdziesz, będę zobowiązany. Mówię szczerze.

Można było mówić o nim wiele rzeczy, ale zazwyczaj szczerze interesował się ludźmi. Interesowały go ich historie i talenty, intrygowała muzyka, która grała im w duszy. Z Yunaną nie mogło być inaczej, nawet jeśli został wpierw zniewolony jej spojrzeniem, skazany na utonięcie w rozkosznej miękkości jej ciała. Mógł wstać i odejść w każdej chwili, tym spokojniej, że nawet przez ułamek sekundy, nawet w największym uniesieniu niczego osobie nie obiecywali, ale nie chciał tego robić.
Yunana parsknęła śmiechem i bezceremonialnie odepchnęła go od siebie, posyłając biednego barda z powrotem na materac. Jeszcze nim zapadł się do końca w jego bieli, kobieta uciekła mu z kolan, bezczelnie zabierając ze sobą całe prześcieradło. Chłód nie robił na nim już takiego wrażenia, ale i tak spiął się nieco, przekręcając się na bok.
- Och, jak moglibyśmy mówić o inspiracji, nie wspominając poety, któregoś natchnęła do dania mi w mordę? – zaśmiał się cicho, po czym zmarszczył czoło. Właściwie to sam sobie na to zapracował. Ściągnął usta w podkówkę i kontynuował, przesiąkniętym smutkiem głosem. – Naprawdę? Tego mi teraz panienka życzy? Ranisz mię do cna. A ja jeno niewinnie pytam! – krzyknął za nią, gdy wyszła z sypialni. Pokój bez niej stał się boleśnie pusty i nieznośnie zwyczajny, nawet teraz, gdy wciąż jeszcze czuł na nogach jej ciepło.
- O, teraz ty kłamiesz! – rzucił w stronę ściany, przebijając się przez domowy akompaniament otwieranych szafek i szurającego szkła. Uniósł głowę i oparł ją na ramieniu, z lekkim zaskoczeniem słuchając kobiecego śpiewu. Nie była to słowicza melodia, głos, który pochwyciłby męża za serce i rzucił go na kolana, ale kompletnie nijak miał się do okrutnych sądów samej Yunany.
- Tonę sam w sobie, kiedy niknie jej blask – spróbował powtórzyć melodyczną frazę, zawieszając ostatni dźwięk nieco wyżej i przeciągając go o miarę. Słowa przychodziły same. Doskonale wszak znał smak tęsknoty.
- Nie zwiędłem! Jesteś dla siebie zdecydowanie zbyt ostra – uznał, śmiejąc się cicho.
- Biedny, kompletnie w tobie przepadł – mruknął, o tyle ciszej, że nie był nawet pewien, czy jego słowa w ogóle do niej dotarły.


Yunana wróciła w końcu do pokoju, niosąc w ręku butelkę wina, na którego widok poczuł dziwną suchość w ustach. Jedno pragnienie zostało zastąpione drugim, naturalna kolej rzeczy. Mimo wszystko, wzrok Biriana zawieszony był oczywiście na wyspiarce, a gdy z tym czarującym uśmiechem na ustach rozwijała się z prześcieradła, spomiędzy jego ust wydobyło się ciche, zadowolone mruknięcie. Pociągnął kilka łyków z butelki, która nie wiedzieć kiedy znalazła się w jego ręku, po czym odstawił ją obok łóżka, w relatywnie bezpiecznym, jego zdaniem, miejscu.
Objął kobietę ramieniem, gdy ułożyła się obok niego, znów nakrywając ich prześcieradłem.
- Mm, czyli wciąż zasługuję na okrycie. Niebezpieczeństwo ptasiego dziobu oddala się. – mruknął, podsuwając sobie pod głowę wolną rękę.
- Nie sądzę – pokręcił powoli głową – Powinni dać sobie beze mnie radę, chociaż przez jedną noc. Tutaj żadne kamienne monstra im nie grożą – uśmiechnął się półgębkiem. – … no, może poza kamienną Maver, ale z nią powinni sobie poradzić – zaśmiał się cicho. Przymknął oczy, leniwie gładząc kobietę.
- Czemu tutaj przypłynęłaś? Masz w sobie coś... wielkiego. Ta wyspa zdaje się być dla ciebie zbyt mała.
Obrazek

Część mieszkalna

13
POST BARDA
Na obietnicę zamówienia, które miało przerosnąć jej najśmielsze oczekiwania, niepewność w oczach Yunany przerodziła się w rozbawienie i może szczyptę zaciekawienia. Na pewno nieczęsto miała okazję szyć dla artystów z kontynentu, którzy zamierzali pozwolić sobie na najbardziej ekstrawagancki strój, jaki kiedykolwiek widziało ludzkie oko. Czy granica, która nie powinna zostać przekroczona, aby na pewno dla nich obojga znajdowała się w tym samym miejscu? To się jeszcze miało okazać.
- Ja natchnęłam?! - powtórzyła później z oburzeniem, przeszukując szafki gdzieś za ścianą. - Ja nawet na niego nie patrzyłam - dodała z niewinnością, której jakoś trudno było dać wiarę.
Nie usłyszała komentarza na temat przepadającego Torberosa, albo postanowiła go na wszelki wypadek zignorować. Mogła opowiedzieć im o swoich doświadczeniach z elfem, gdy siedzieli wraz z Aremani w lecznicy, ale tutaj, w objęciach Biriana, nie miała ochoty myśleć i mówić o innym mężczyźnie. Bard mógł być niemal pewien, że zrozumiała, iż jej pytanie o tajemniczą inspirację dla pieśni było nie do końca na miejscu i Yunana z całą pewnością nie poruszy tego tematu nigdy więcej. Z drugiej strony, w ramach drobnej zemsty zawsze mogła zasypać Dandre dotyczącymi Aiasa szczegółami, których wcale nie miał ochoty słuchać. Ale po co mieli psuć tak miłą noc? Ranni powinni pozostać w lecznicy, zarówno ciałem, jak i duchem.
- Ja...? - spytała i zamilkła na moment, jakby nie była przyzwyczajona do tego, że ktoś pyta ją o takie rzeczy, albo że pyta ją o to kochanek. Zainteresowanie mężczyzny jej codziennością i jej decyzjami z jakiegoś powodu nie było dla niej wcale takie naturalne. Może dotąd nikt nie pytał? Przez chwilę leżała tylko, z głową opartą o jego ramię, w ciszy czerpiąc przyjemność z jego dotyku.
- Wyspa miała być nieodkrytym rajem - odezwała się w końcu. - Tak przynajmniej twierdził Syndykat. Nowym skrawkiem lądu, odzyskanym od przyrody, której przez lata nikt nie był w stanie pokonać. Chciałam... nie wiem, być jedną z tych pierwszych? Zapisać się jakoś w historii? Chciałam czegoś więcej od życia, niż czekania przez dwadzieścia lat w Porcie Erola, aż moja mistrzyni postanowi przekazać mi swoją pracownię. Nie wyrobię sobie imienia, idąc z mieczem w dżunglę, bo nawet nie wiem, jak trzymać broń, żeby się nie skaleczyć - zaśmiała się cicho. - Nie mam w sobie magii, która pokryje niebo czerwienią. Nie pokonam skalnych monstrów, a tłum nie będzie skandował mojego imienia, ani jutro, ani nigdy.
Poprawiła się w miejscu i wróciła do bezmyślnego błądzenia palcami po skórze Biriana.
- Cóż, wyspa rajem nie jest, ale takie miejsce nie istnieje. Nie w naszym świecie, przynajmniej - wzruszyła nieznacznie jednym ramieniem. - Ale nie podkulę ogona i nie wrócę na Erolę tylko dlatego, że bywa tu nudno. Miasto wciąż się rozbudowuje, co jakiś czas przypływają kolejni koloniści, a ja, tak, jak chciałam, jestem jedną z tych pierwszych i może przynajmniej tutaj nazwisko Dhakho będzie kiedyś choć trochę rozpoznawalne. Ina się rozrośnie - uniosła wzrok na barda i uśmiechnęła się do niego. - A teraz obudziliście się wy. Obudziłeś się ty. Jestem całkiem usatysfakcjonowana tym, co ta wyspa ma mi do zaoferowania na chwilę obecną. Podaj mi wino, proszę.
Podniosła się nieco, by móc się napić, gdy mężczyzna wręczył jej butelkę. Po kilku łykach mu ją oddała.
- To nie jest fascynująca historia, wiem. Ale wszystko jeszcze przede mną. Może kolejnego kamiennego potwora pokonam ja, hm? Pójdę na przykład do ogrodów Barbano... Dupobrodego, jak go nazywacie... i uratuję Gil przed tym posągiem, przed którym tak się trzęsie.
Z ustami rozciągniętymi w szerokim uśmiechu położyła się z powrotem, opierając chłodną, wilgotną głowę o jego ramię.
- Za dużo mówię, co? Wybacz - uniosła dłoń, by przesunąć palcami po linii żuchwy mężczyzny. Gdy dotarła do podbródka, popchnęła go delikatnie ku sobie, zmuszając Biriana do odwrócenia twarzy w jej stronę. - Wyspa nie jest rajem, ale co z tego? Tutaj, dzisiaj, mamy swój własny. I myślę, że jutro też Ina pokaże się wam od swojej najlepszej strony, zanim wróci do swojej codziennej zwyczajności. Wybraliście dobry moment, żeby wybudzić się ze snu.
Obrazek

Część mieszkalna

14
POST POSTACI
Dandre
Zabawne, że to akurat on, człowiek zazwyczaj wyróżniający się wśród pstrokatej artystycznej cyganerii Keronu właśnie ze względu na relatywną prostotę swego ubioru, roztaczał przed krawcową wizję stworzenia stroju absurdalnie ekstrawaganckiego. Może to przez tamtą rozmowę z Neelą poczuł klimat Archipelagu i chciał spróbować czegoś nowego? A może zależało mu, by Yunana mogła wyrwać się na moment z tej monotonii, na którą narzekała? Wiedział, jak potrafiła spalać, wiedział, jak potrafiła męczyć. Dlatego bronił się przed nią ze wszystkich sił..
- Ba! To ty w końcu jesteś tu muzą – szedł w zaparte, choć w głosie pobrzmiewało mu rozbawienie. – Och, nie musiałaś i doskonale o tym wiesz. – dodał z uśmiechem na ustach, wywołanym jej rozczulająco niewinnym tonem.
- Ja patrzyłem za naszą dwójkę. Prawdopodobnie dość bezczelnie. – uznał jednak, w chwilę nim wróciła do sypialni. Później temat zarzucił. Ochota barda na przekomarzanie się malała wprost proporcjonalnie do bliskości jej nagiego ciała.


Mhm. Ty – tryknął ją palcem w nos, z beztroskim urokiem młodzieńca, na jakiego teraz wyglądał. Nie mówił jednak nic więcej, dając jej czas na zebranie myśli i zdecydowanie, czy w ogóle chce dzielić się swą historią z tym, który został dziś jej nocnym kompanem. Oparł policzek o czubek jej głowy, wsłuchując się w odgłos ciszy. Patrzył na łamiący się raz za razem płomień świecy i tańczące swój powolny taniec cienie. Serce mężczyzny uspokoiło się, tak jak jego palce, niewinnie pieszczące ciało wyspiarki. Nie przestawał, kiedy wreszcie zaczęła mówić.
Pokiwał lekko głową, czując jak jej włosy łaskoczą go w policzek. Żywot rzemieślnika na Archipelagu najwyraźniej nie różnił się zbytnio od tego, co znał z kontynentu. Przejście tego ostatniego kroku, zostawienie czeladnictwa za sobą, by pójść w ślady mistrza, bądź mistrzyni, pod którą uczyło się fachu, mogło ciągnąć się w nieskończoność. Uśmiechnął się, słysząc jej śmiech. Korzystając z chwili przerwy, kiedy poprawiała się na jego ramieniu, odezwał się cicho;
- Nie potrzebujesz magii, ni miecza, by być wielką. Nie bałaś się zostawić za sobą wszystko, co znałaś, by ruszyć w świat i zdobyć kontrolę nad własnym losem. To jest prawdziwie inspirujące – mruknął tylko i zamilkł raz jeszcze, nie chcąc przerywać jej na zbyt długo. Wizja obojętności tłumów sprawiła, że serce jakby zapadło mu się w piersi. Nieczęsto uświadamiał sobie, jak bardzo potrzebował tych chwil, gdy uniesiona zachwytem, bądź po prostu zadowolona ciżba, klaskała głośno, a wszystkie oczy skupione były na nim. Prosta walidacja istnienia, komunikat o dobrze wykonanej pracy… Trudno byłoby trwać bez tego.

Z mojej perspektywy Ina rośnie we wręcz abstrakcyjnym tempie – zaśmiał się cicho, zerkając w oczy wyspiarki. – Zaś twoje nazwisko zdążyło już stać się równoznaczne zachwytowi. Nie wierzę, by była to kwestia ‘może – stwierdził, odwzajemniając uśmiech. Uniósł lekko brew, gdy wspomniała jego pobudkę, jakby nieco zaskoczony. Wydała mu się w tej chwili nadzwyczaj urocza. Jakiż efekt miały na człowieku słodkie słówka!
Nie omieszkał się jednak żachnąć, nim wychylił się za krawędź łóżka na winne łowy.
- Mh, całkiem usatysfakcjonowana. Och, jak raduje się me męże serce po takiej rewelacji – mimo kwaśnej miny, w tonie Dandre brzmiało rozbawienie. Oczywistym było, że tylko się droczył.
Kiedy podawał jej butelkę, na jego ustach gościł już szeroki uśmiech.


Poczekał, aż się napije, po czym sam pociągnął ze dwa łyki na półleżąco, stanowiąc tym samym wielkie zagrożenie dla jej biednego materaca. Nie uronił ani kropelki. Odwrócił się na sekundę od kobiety, by odłożyć butelkę na jej ‘miejsce’.
- Nie wiem, czemu tak twierdzisz. To historia determinacji i odwagi, oczywiście, że jest fascynująca. A to wszak dopiero początek! – zerwał się do pół siadu, gdy wspomniała ogrody Barbano – Dhakho, poskromicielka marmuru! Gil postawiłaby ci kapliczkę, a ja zapłaciłbym, by to zobaczyć. W razie czego, znajdź mnie, szturchnij w ramię i powiedz, że już czas. Będę mógł stanąć na czatach. – mrugnął do niej, szczerze ubawiony tą wizją. To zwykłe, niezobowiązujące gadanie, ale z jakiegoś powodu był przekonany, że gdyby faktycznie mieli ‘zawalczyć’ z posągiem i zrobić Dupobrodemu psikusa, to jego wesoła gromada ze Starej Suki chętnie by się przyłączyła.
Nie wątpił, że Maver chętnie strzaskałaby kamiennej Nellrien łeb.


Ułożył się z powrotem na materacu, z uśmiechem witając Yunanę z powrotem w swoich ramionach.
- Wcale nie. Wbrew pozorom, lubię słuchać – stwierdził, przymykając lekko oczy, kiedy poczuł jej palce na swojej twarzy. Bynajmniej nie musiała go popychać, by zerknął w jej stronę, ale sprawiła, że zbliżył się do niej jeszcze trochę.
- Nie ma raju, ni otchłani. Ani tutaj, ani nigdzie indziej – zaczął, zaskakująco poważnie, a w jego niebieskim spojrzeniu pojawił się na chwilę chłód, który gościł tam, gdy sięgał po miecz. Błyskawicznie jednak roztopił się, ulegając kompletnie słodyczy kobiety i całego dzisiejszego dnia. – Są ludzie i czas, z którego musimy czerpać pełnymi garściami, byśmy chcieli tylko krzyknąć; „Trwaj, chwilo, trwaj…” – nachylił się jeszcze bliżej ku jej uśmiechniętej twarzy. – Z tego można budować nasze małe idylle – zgodził się ze słowami wyspiarki. Powoli odrywał wzrok od jej ciemnych oczu i zatrzymał się na ustach, których miękkość już znał, przez co tylko bardziej za nią tęsknił.
- Nie zaprzeczę. W tej chwili wydaje mi się… Idealny.
Obrazek

Część mieszkalna

15
POST BARDA
Nie musiał tęsknić za miękkością jej ust, bo miał je tuż obok. I choć niczego sobie nie obiecywali, nie snuli wspólnych planów na przyszłość - poza jutrem - to Yunana daleka była od obojętnego odwrócenia się do niego plecami i zaśnięcia, stanowiącego oficjalne zakończenie ich miłego wieczoru. Mimo, że w gruncie rzeczy poznali się na płaszczyźnie czysto fizycznej, tak rozmawiało im się też całkiem przyjemnie. Wyspiarka okazała się mieć w sobie coś więcej, niż tylko zjawiskowe ciało, do którego Dandre tak lgnął. Podniosła się na łokciu i pochyliła nad nim, a zasłona jej włosów oddzieliła go od światła, jakie rzucały płomienie świec. Możliwe, że w ogóle tego nie zauważył, gdy kolejne jej pocałunki znów zawęziły jego zdolność postrzegania świata do tej jednej postaci.
- Mylisz się - powiedziała z pełnym przekonaniem, odsuwając się nieznacznie, tylko na tyle, by móc swobodnie mówić. - Może i nie ma otchłani, ale raj istnieje w ramionach Krinn, nawet jeśli trafiamy tam tylko na krótkie chwile. Widziałeś go. Ja widziałam go dziś dwukrotnie - uśmiechnęła się w ten typowy dla siebie, dwuznaczny sposób, który sprawiał, że w tym samym uśmiechu mimowolnie rozciągały się usta barda. - Jeśli w to nie wierzysz, może musisz zobaczyć go ponownie.
Coś zmieniło się w jej spojrzeniu, gdy opowiedziała mu swoją historię, a właściwie gdy on ją skomentował. Patrzyła na niego z nowym, innym zainteresowaniem, które nie ograniczało się wyłącznie do tego, czy i jak mógł zaprowadzić ją do raju. Jego słowa musiały dużo dla niej znaczyć. Nie musiał już jej słodzić, żeby zaciągnąć ją do łóżka, więc wydawały się szczere - a szczere nazwanie jej zdeterminowaną i odważną przez kogoś, kto dla niej był chyba tej odwagi uosobieniem, nie mogło przejść bez echa. Przyglądała mu się przez chwilę, ze skupieniem wpatrując się w jego niebieskie oczy.
- Chyba zaczynam cię lubić - stwierdziła w końcu z rozbawieniem i odgarnęła mu półdługie włosy z czoła. - Mężczyzna, który lubi słuchać. Nie ma was wielu.
Została tak, wsparta na łokciu, a jej palce znów zaczęły swoją leniwą wędrówkę w dół jego klatki piersiowej. Tym razem podążała za nimi spojrzeniem i nie omijała tych blizn, które wciąż szpeciły jego ciało, choć kiedy jej dotyk do nich docierał, stawał się delikatniejszy, niepewny, jakby nie wiedziała, czy nie sprawia mu bólu. Bo skąd miała wiedzieć? Jeśli Yunana w ogóle miała kiedykolwiek jakąś poważniejszą ranę, zaleczyła się ona bez śladu.
- Dlaczego tak nie lubicie Barbano? - spytała. - Może bywa chamski i mało empatyczny, ale dobrze zarządza kolonią. Wszystko tu działa jak dobrze naoliwiona maszyna, handel kwitnie, wydobycie z kopalni przekłada się na duże fundusze dla Iny, nie wyrabiają się prawie z budowaniem nowych domów... Kapitan Maver i Shiran byli do niego najgorzej nastawieni, jakby coś im zrobił. Zrobił im coś?
Z dołu dobiegło ich smutne, przepełnione żalem i tęsknotą miauknięcie, ale Yunana nie zareagowała.
- Na ich miejscu bardziej zastanawiałabym się, co Sebalfowi chodzi po głowie. Ten posąg... ja wiem, że Gil przesadza i kamienna Maver nie zjada ludzi - przewróciła oczami. - Ale Nellrien tak nie wygląda. Nie wiem, jak to opisać, nie jestem tak biegła w słowach jak ty, ale... - zamyśliła się na moment. - Jest jak wspomnienie. Marzenie. Jest taka, jaką mógłby widzieć ją ktoś, komu jest bliska. Może w oczach Szalonego Shirana wygląda właśnie tak. Czy ją i Sebalfa coś łączyło, zanim zapadliście w sen?
Birian nie przypominał sobie, żeby rudowłosa choć raz rozmawiała z magiem Orghosta. Sebalf czasem wychodził z namiotu i plątał się po obozie na plaży, ale zawsze w cieniu swojego przełożonego, nie zaszczycając swoją uwagą w zasadzie nikogo. A że w towarzystwie krasnoluda Nellrien zaczynała pluć jadem i strzelać płomieniami z oczu, ciężko było stwierdzić, czy mag budził w niej jakiekolwiek inne emocje.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ina'Kattok”