Karczma "Zły kot"

76
POST POSTACI
Aremani
Aremani zdecydowanie miała humor na dużo radośniejsze rozmowy i przekomarzanie się z Kerwinem z pewnością wpisywało się w to doskonale. Niestety zgromadzenia rządziły się swoimi prawami i nie mogła nic poradzić na zagęszczenie się atmosfery. Łyki jej nalewki były teraz rzadsze, bowiem jako szanujący się naukowiec nie mogła przegapić ani słowa relacji z pierwszej ręki na temat tajemniczych morskich potworów.
- Alebym zobaczyła takiego potwora... Ale martwego. - powiedziała półgłosem, nie dbając w ogóle o to, czy ktokolwiek ją słyszy. Próbowała ułożyć relacje marynarzy w spójną całość dla wyobrażeń o takiej besti.
Co miała zresztą innego robić? Flores był nad wyraz pijany i nad wyraz irytujący. Nie istniała dostateczna ilość alkoholu, która zachęciłaby zielarkę do rozmowy z nim. "Jeszcze raz coś powie to przysięgam nie wytrzymie i powiem mu jak bardzo mnie wkurwia no!"
- Wydawało mi się, że demony z Zimnej Północy to tylko taka bajka. - zwróciła się do Dandre. - Matki bajania, co by przestraszyć dzieciory. Archipelag to daleko od takiej Wieży, ale... to... To...
Dziewczyna zamyśliła się na chwilę. Jednak zaraz podniosła swoją szklankę i zawołała toast pomiędzy zgromadzonymi w ich grupce, jakby paręnaście minut temu wcale nie panikowała na myśl o zwracaniu na siebie uwagi.
- Tooooo za poległych! Niech się Ul nad nimi z-zmiłuje!

Czy ktoś pił z nią czy bez niej - nie miało to znaczenia. Naleweczka w tej sekundzie została przelana do dna. Aremani odczuwała pieczenia, ale poza tym pewne zawirowanie w żołądku. To przypomniało jej, że w sumie coś by zjadła.
- Te! Macie coś do wszamania? - zapytała, znów bez konkretnego adresata.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Karczma "Zły kot"

77
POST POSTACI
Shiran
Czerwony czubek nosa mówił wystarczająco dużo. Butna postawa, która z chwili na chwilę okazywała się coraz bardziej krucha. Pusta poza, mająca zatuszować huragan emocji, które wyniszczały Nellrien od środka. Byliśmy tak bardzo do siebie podobni, a jednocześnie tak różni. Fascynowało mnie to i przerażało. No bo tak naprawdę jaka była szansa na tak wielkie pokrewieństwo dusz, a nawet charakterów? Chociaż co do tego drugiego nie byłem do końca przekonany. Patrząc jak zachowywała się w skrajnie beznadziejnych przypadkach, sugerowało raczej jej niezdrową potrzebę autodestrukcji, której sam raczej nie posiadałem. Ja po prostu... Byłem inny. Nie czułem jak inni. Nie to, że w ogóle emocje były mi obce. Po prostu czułem inaczej. Ot, społeczny dziwak, który miał na tyle charyzmy, by przez chwilę ciągnąć za sobą ludzi - tych, których do siebie nie zraził. Czy mi to przeszkadzało? Powiedziałbym, że absolutnie nie.

- Żałosne to może być, jak Ara wgapia się w naszego grajka, a potem próbuje zanegować to, że wcale się nie wgapiała w niego, jak świnia w koryto - odezwałem się, gdy po raz kolejny, próbowała przedstawić się w negatywnym świetle. Robiło się to powoli nudne, a ja nie należałem do jakichś cudownie cierpliwych osób. Nellrien wtedy westchnęła, przyglądając mi się w bardzo dziwny dla niej sposób.
- Coś dziwnego usiadło mi na twarzy? - zapytałem, pozwalając sobie na lekki uśmiech. Nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego co właśnie się dzieje. Ale ogólnie ta sytuacja nie należała z definicji do najnormalniejszych.
- Jestem...? - podchwyciłem jej słowa. - ... Szalony? Ech i przylgnęło już na zawsze. No trudno - Mrugnąłem do pani kapitan okiem, tak by troszkę rozluźnić atmosferę. Robiło się dziwnie gęsto, a nerwowe zerknięcia na butelkę z alkoholem, wcale nie nastrajały pozytywnie. Dobrze byłoby jakoś wyładować emocje, które ją trawiły. Wtedy to rzuciła mi się na szyję.

Nie płakała. Oddychała, czule wtulając się w moją sylwetkę. Odwzajemniłem uścisk, powoli miziając ją po plecach. Czułem na sobie, jak jej piersi, coraz wolniej napierają na moją klatkę piersiową. Jej oddech się uspokajał, a ja poczułem pewnego rodzaju spokój i błogość. Jakby coś ciężkiego właśnie zostało zdjęte z moich barków, a cała sytuacja zaczynała się klarować. Było chyba relatywnie wcale-nie-aż-tak-chujowo.
Przytuliłem ją mocniej do siebie, nie pozwalając przez chwilę odchodzić... Tak, jakby miała zamiar mnie puścić. Wyrównałem swój oddech, do jej tempa, stając się przez chwilę z nią jednością. Dziwny stan. Gdy wydawało się być już lepiej, przypomniała mi się kolejna drobnostka, którą czynił mój ojciec. Lekko poluźniłem uścisk i... Moje usta powędrowały ku jej głowie, gdzie złożyły czułego całusa w czoło.
- A podobno to mi się morda nie zamyka - Kolejny lekki uśmiech pojawił się sam na moich ustach. - I nie dziękuj... Nie ma za co. Nic przecież nie zrobiłem - Wzruszyłem ramionami, czując się nieco dziwnie z tym wszystkim.

Gdy lekko wyślizgnęła się z mojego uścisku, dałem jej trochę przestrzeni i nie podchodziłem za nią do okna. Obserwowałem jej ruchy, próbując wyczytać co jej siedzi w głowie. Patrzyłem, jak wychyla się z okna tak samo, jak chwilę wcześniej robiłem to ja.
- Gdzieś indziej... - powtórzyłem za nią, smakując jej słów. - W sumie można zobaczyć co nas ominęło przez te parę miesięcy. Ale bierzemy Autha - postawiłem warunek. - Wiem, że może za bardzo nie masz ochoty na niego patrzeć, ale siedział wystarczająco długo sam.
]W planach było więc odwiedzenie pokoju i zgarnięcie kruka.
- Szkoda, że nie da się wyjść oknem. Ostrzegam, że jak tylko ktoś będzie upierdliwą bułą, nie wytrzymam i zarobi w pysk. No, ale może Auth ich skutecznie powstrzyma przed zbliżaniem się - uśmiechnąłem się ponownie.

Karczma "Zły kot"

78
POST BARDA

Shiran


Nellrien zerknęła na Shirana przez ramię, a potem wychyliła się jeszcze mocniej, przewieszając się na brzuchu przez parapet, by zorientować się, co znajdowało się pod oknem. Rozglądała się tam przez chwilę, nieświadomie zapewniając półelfowi całkiem satysfakcjonujący widok, dla niego z pewnością dużo ciekawszy niż ten, który tak pochłaniał ją.
- Czy ja wiem, czy nie da się wyjść przez okno... - rzuciła kobieta z namysłem i wyprostowała się z powrotem. - Tam jest taka pozioma belka. Nie wydaje się trudne, żeby zejść na nią, potem wzdłuż ściany do przybudówki i z niej już zeskoczyć na ziemię. Chodź, zobacz.
Nie był to rozsądny i bezpieczny pomysł, ale czy po Nellrien Maver ktokolwiek mógł spodziewać się czegoś innego? Z drugiej strony, znajdowali się tylko na pierwszym piętrze. Nawet gdyby stracili równowagę i spadli, mogli się co najwyżej potłuc, przy większym pechu może coś sobie złamać, ale opuszczenie karczmy przez okno nie było tak niewykonalne, jak Shiranowi początkowo się wydawało. Gdy dołączył do rudowłosej i sprawdził to, o czym mu mówiła, okazywało się że faktycznie, jeśli się bardzo uprą, będą w stanie opuścić Złego Kota bez użerania się z tłumem w głównej sali.
- Możesz iść po Autha, jeśli chcesz - westchnęła. - To wszystko... za szybko wydarzyło się zbyt wiele. Ja też jestem mu winna przeprosiny.
Wybaczam.
Jak na zawołanie, kruk zleciał z góry i wylądował na parapecie pomiędzy nimi, wciskając się tam na siłę, jeśli musiał. Zrobił to nieco nieporadnie, bo jedna z jego nóg zaciśnięta była na czymś błyszczącym. Może i wcześniej spędził trochę czasu w wynajętym przez Shirana pokoju, ale teraz musiał siedzieć na dachu i czekać, aż usłyszy z ich pokoju coś, co pozwoli mu dołączyć do towarzystwa, które przedtem go przepędziło. Nellrien, zaskoczona nagłym łopotem skrzydeł, odsunęła się o krok, ale zaraz wróciła na swoje miejsce. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, mrużąc lekko oczy.
- Nie przeprosiłam jeszcze.
Ja przeproszę. Wy, ludzie, jesteście ograniczeni. Zapominam o tym.
- Chujowo ci idzie, wiesz?
Auth załopotał skrzydłami i przekrzywił lekko głowę, wbijając w kobietę spojrzenie swoich pomarańczowych oczu. Zastanawiał się chwilę, zanim w ich głowach odezwał się ponownie.
W różnych sytuacjach różne rzeczy są dla mnie normalne, kiedy dla was nie są. Teraz nie wiedziałem, że nie chcecie, żeby umierał. Chciałem zadziobać. Jak węża, w oko. Przepraszam za twoją rękę. Nie patrzyłem.
Poderwał się z miejsca i przeleciał na ramię Shirana, a na parapecie w miejscu, w którym siedział, został poplątany srebrny łańcuszek, z bursztynem oszlifowanym w romb i oprawionym w misterną ramkę. Nellrien niepewnie sięgnęła po niego i zważyła go w dłoni. Naszyjnik nie wyglądał na drogi, ale ewidentnie był miłym gestem, na jaki wysilił się Auth, na miarę swoich możliwości i znajomości ludzkich zwyczajów.
Dla ciebie.
- Skąd to masz? - spytała rudowłosa podejrzliwie.
Znalazłem.
- Na czyjejś szyi?
Ptak przestąpił z nogi na nogę i przekrzywił głowę, ale nie odpowiedział, wywołując u Maver wreszcie parsknięcie śmiechem, krótkie, ale po ostatnich dość dramatycznych minutach bardzo mile widziane. W końcu, po chwili wahania, podjęła decyzję i zabrała się za rozplątywanie łańcuszka. Prezent został przyjęty.
- Ja też przepraszam. Nie powinnam była się na ciebie wydrzeć.
Nie rób tego więcej, bo wydziobię oczy tobie.
- A ja ci dupsko z piór oskubię - odpysknęła Nellrien, nieprzejęta groźbą. Rozpięła łańcuszek i założyła naszyjnik, z łatwością radząc sobie z tym sama. Bursztyn wpadł w jej dekolt i częściowo zniknął pod koszulą.
Przynajmniej dobrze się bawiliście. Prawda, Shiran? Myślałeś o mnie cały czas? Ona na pewno myślała.


Dandre i Aremani


Rozważania na temat istoty szarych elfów i demonów z północy zajęły im jeszcze dobre kilkanaście minut. Nawet Folre w pewnym momencie zaangażował się w temat, choć jak zwykle mówił od rzeczy i z chwili na chwilę coraz bardziej niewyraźnie. Ostatecznie marynarze doszli do wspólnego, zgodnego wniosku, że nie są w stanie dojść do wspólnego, zgodnego wniosku na temat pochodzenia tajemniczych istot, wznieśli chyba piąty już toast za poległych i pogrążyli się we własnych pogawędkach, w mniejszych już grupkach. Tylko Kerwin spoglądał na coraz to bardziej podpitą Aremani z kącikiem ust uniesionym w lekkim uśmiechu, jakby obserwował coś nadzwyczaj fascynującego.
- Jesteś bardzo piękna - mamrotał Folre, opierając policzek na splecionych na blacie stołu dłoniach. Może wypowiadał na głos myśli żeglarza? Patrzył na zielarkę z dołu, z perspektywy swojego do połowy opróżnionego kufla. - Mógłbym śpiewać o tobie pieśni, ale nie znam żadnych. I nie umiem śpiewać. I na tym flecie też nie umiem grać za dobrze. Ale masz takie ładne kropki na twarzy. Ładne kropki...
Yunana i elfie siostry zaśmiały się, choć nie z niego, a z żartu, który powiedziała któraś z nich. Ciemnowłosa wyspiarka podniosła się, zwalniając krzesło dla kogoś innego i wróciła do opierania się o ramiona Biriana, które chwilę temu tak przyciągały uwagę Aremani. Być może jego zaskakująco silne jak na barda ręce mogły obejmować je obie, kto wie?
- Powinienem iść - mruknął Sebalf, ewidentnie nie czując nastroju karczemnej popijawy. - Jutro od rana... praca. Ważne sprawy.
Odsunął od siebie alkohol i choć jeszcze przez chwilę namawiany był na pozostanie z nimi, zarówno przez Yunanę, jak i przez kilka innych osób, ostatecznie uniósł tylko rozprostowaną dłoń w geście nieznoszącym sprzeciwu, pożegnał się krótko i wyszedł, zostawiając wszystkich ich beztroskiej zabawie.
Temat później przeszedł na jutrzejsze uroczystości i to było dużo przyjemniejsze, niż wspominanie tego, w jakich okolicznościach zatonęła Stara Suka. Elfki podekscytowane były wieczornymi tańcami na głównym placu, jeden ze starszych marynarzy zarzekał się, że absolutnie zniszczy wszystkich w konkursie jedzenia rzepy, a podpita Yunana bawiła się włosami Biriana, opadającymi mu na kark.
- Musicie zobaczyć, co jest w naszej osadzie - mówiła. - Ja wiem, że do karczmy zawsze idzie się najpierw, ale mamy tyle miejsc! Mamy piekarnię Sabiny, tamtej o, z warkoczami, robi takie dobre bułki z jagodami... i mamy ptaszarnię z papugami! To znaczy, nie tyle, co mamy, ale po prostu do Ibatha się zlatują, bo je dokarmia. Ale zawsze ich jest tam tak dużo, okropnie są głośne, ale za to jakie piękne! Jest kapliczka dla Iny, z witrażem, który najpiękniej się mieni o drugiej popołudniu, ale wiesz co, Ara? Nie mamy zielarki. Nie ma zielarki! - zauważyła z nagłym oburzeniem i dość oczywistym przekonaniem, że to przecież absolutnie idealnie się składa.
- Jeszcze łaźnie - podrzuciła jedna z elfek.
- Och, łaźnie! Są takie świetne! Można nagrzać sobie wody w baliach, a potem wyjść i ochłodzić się w stawie obok. Odprowadzają do niego wodę z rzeki i potem płynie dalej... czy to w ogóle nazywa się staw, kiedy przepływa przez niego rzeka? - rozważała Yunana, zanim jej usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. - Powinniśmy iść teraz. Chodźmy wszyscy teraz!
- Jest środek nocy, dziewczyno
- zaśmiał się Kerwin. - Nikt cię tam nie wpuści.
- Ale ja mam klucz! No chodźcie!
Obrazek

Karczma "Zły kot"

79
POST POSTACI
Aremani
Resztki rozmów na tematy niepokojące acz intrygujące przeleciały Aremani gdzieś poza świadomością. Gdzieś coś tam słuchała, ale gwarancji ile z tego zostanie nikt nie mógł dać. Było jej po prostu miło, ciepło; może trochę za głośno, ale póki nikt nic od niej nie chciał to nie narzekała. Oddech z nerwowego robił się coraz swobodniejszy, choć panujący tu zaduch mógł wywołać odwrotny efekt. "Fajnie, fajnie... Wszystko fajnie" powtarzała sobie w głowie dziewczyna jakby to była zabawna rymowanka.
Gdzieś w tym ogólnym zadowoleniu i obserwowaniu wszystkiego i wszystkich dookoła siebie wzrok Aremani tak zupełnie mimowolnie napotkał wzrok Kerwina. Sama nie wiedziała czemu, ale odwzajemniała ciekawskie spojrzenia. Jakby to była jakaś zabawa w to, kto wytrzyma dłużej patrząc na siebie i nie parskając przy tym śmiechem. Ara przerzuciła parę razem włosami, to pokręciła pustą już szklanką, to zaczęła kręcić jeden z loków na palcu. Nawet nie robiła tego zbyt świadomie. Po prostu było to teraz śmieszne.
Gdy usłyszała komplement dotyczący swojego wyglądu zachowała się tak, jakby faktycznie powiedział do Kerwin.
- Dziiięki. - wydobyła z siebie mało zgrabnie, jednak wciąż uśmiechając się do marynarza. Dopiero po chwili do jej zmysłów doszło, że coś jest nie tak i to wcale nie powiedział Kerwin. Odwróciła się w stronę źródła dźwięku by zobaczyć rozpłaszczoną na stole twarz Flore'a. Mówił miło, ale dziewczyna czuła w tej chwili zawód, że nie powiedział tego jednak ktoś inny.
- Kropki? Jakie kropki?! - powiedziała, przez chwilę brzmiąc nerwowo. Już zaczęła myśleć, że dostała jakieś wysypki czy jej twarz zareagowała alergicznie na nalewkę. Dopiero potem zrozumiała, co autor komunikatu miał na myśli.
- A. Dzięki. - powiedziała, tym razem z widocznie mniejszą emocjonalnością. - To... po tacie.

Z zaintrygowaniem przypatrzyła się także Yunanie i Dandre. Wyglądali doprawdy... "Ponętnie? To dobre słowo?" Chyba nawet odczuła coś na kształt zazdrości, że nie opiera się tak samo o barda, który przecież miał ją teraz chronić. "Silne ramiona... To pewnie od trzymania broni. I lutni. Palce pewnie też ma spraw..."
- Ygh, ogarnij się gówniaro! - powiedziała końcówkę swoich myśli na głos, chociaż dość mimowolnie i chyba za głośno. Szybko jednak postanowiła odwrócić uwagę innych żegnając się z właśnie wychodzącym Sebalfem.
- Um, pa Seba! Daj znać jak z tym kamieniem jutro! - wykrzyknęła, czując satysfakcję ze spełnienia swojej iście genialnej taktyki.

Tematyka jutrzejszego festynu ponownie wzbudziła jej ciekawość. Pomyślała nawet, że mogłaby opisać wszystko, co związane z tą uroczystością jako nowy rozdział w swoim, do tej pory, "stricte naukowym" dzienniku. Była ciekawa tego, jak taka mieszanka ludzi z różnych części Archipelagu i nie tylko będzie obchodzić tak naturalne dla każdego regionu astronomiczne święto.
Wycieczka po osadzie zdecydowanie była w jej planach! Z wymienianych przez Yunanę miejsc najbardziej spodobała jej się perspektywa zobaczenia ptaszarni. "Ara wśród ar. Ara na Arze. Ara ara ciera fara tonga."
Wstrząsnęła z kolei głową z niedowierzaniem, gdy wywołano jej imię.
- Że ja? Że sklep? Hmm... - gdy to usłyszała pomysł wydał jej się absurdalny, jednak nawet zalane alkoholem trybiki w głowie Ary potrafiły sprawnie chodzić. Nie lubiła przypisanej jej łatki wyłącznie lekarki bądź zielarki, jednak wyruszanie do dżungli po zioła byłyby idealną sposobnością do jej eksplorowania. "I by mi jeszcze płacili? Bomba!"
Jeszcze lepszy okazał się dla niej jednak pomysł zobaczenia łaźni.
- Ooooo taaaak! Chodźmy do łaźni! Chodźmychodźmych-chodźmy! - zawołała z entuzjazmem godnym ośmiolatki.
Aremani skrzywiła się teatralnie na dezaprobatę Kerwina, jednak nie pozostała na to obojętna. Parsknęła głośno buzią wysuwając język.
- Buu! Pan maruda! Boi się, że go zobaczę na golasa! Jakbym już połowy nie widziała. Co jest Kerwin? Cykorzysz? - podjudzała marynarza, czerpiąc z tego żywą satysfakcję.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Karczma "Zły kot"

80
POST POSTACI
Dandre
Dandre zerknął na Arę i pokręcił powoli głową.
- Chciałbym, by była to jeno bujda. Może wtedy ludzie nie czuliby się tak dobrze pod butem tych cholernych zakonników, naszych wielkich zbawców – prychnął poirytowany, ale po chwili jakby rozluźnił się i westchnął. – Niestety, to bolesna prawda, a niebezpieczeństwo powtórki z rozrywki, przynajmniej według tego co się mówiło, wciąż nad nami wisiało. – nerwowo zastukał palcami w stół, zastanawiając się mimo woli, czy te dziwne elfy z morskich głębin mogą mieć cokolwiek wspólnego z Wieżą. Keron był okrutnym miejscem, trawionym chorobą, której nie potrafił nawet nazwać. Aczkolwiek to tam był jego dom, to tam byli jego przyjaciele, rodzina… Królestwo potrzebowało choć chwili spokoju, a tej nie było nigdzie widać.

Nie angażował się w rozmowę tak bardzo, jak wcześniej, a i z piciem nieco przystopował, toasty kwitując jeno łykiem, bądź dwoma. Nadstawiał jednak uszu, wyłapując co bardziej intrygujące strzępki marynarskich rozważań, które mógłby później gdzieś wykorzystać. Z mieszanką zainteresowania i rozczarowania obserwował też niespecjalnie udane umizgi Folre do Ary. Był o krok od cmoknięcia z niezadowoleniem. Zaprawdę, wcześniej był gotów spróbować wesprzeć elfa w jego umizgach, ale teraz nie było czego wspierać. Dom się zawalił i wpierdolił do dołu. Skopany marynarz wychodził z ich dwójki obronną ręką nie mówiąc ani słowa. Cóż za konkurencja!
Poklepał po plecach rozpłaszczonego na stole Folre.
- Widzisz, ojciec zostawił ci urokliwy prezent – uśmiechnął się do zmieszanej Ary, po czym zmierzwił elfowi włosy i skrzyżował ramiona na piersi, odchylając się nieco na krześle. – Folre, zwolnij trochę, bo jeszcze chwila i kompletnie odpłyniesz. A noc jeszcze młoda!

Przechylił lekko głowę, opierając policzek na dłoni Yunany, która znów znalazła się na jego ramieniu. Niewątpliwie było to dla niej jedno z lepszych miejsc. Uniósł się jednak, gdy poważny Sebalf wstał od stołu. Patrzył na jego łysą głowę, spięte ramiona i smutno trzeźwe spojrzenie. To nie był jego świat, to oczywiste, ale Birian był dumny, że udało im się go tutaj zaciągnąć, by choć spróbował się rozluźnić. Co prawda po przekroczeniu drzwi przybytku, praktycznie nie poświęcał mu już żadnej uwagi, ale to tak na marginesie.
- Ważne sprawy, ważnych panów, mają swoje ważne miejsce, rozumiem. Cieszę się, że do nas dołączyłeś! Wybacz, że nie pomogłem zbytnio z tym diabelskim kamieniem. – uśmiechnął się przepraszająco. Kręcił głową i cmokał, mrucząc coś o tym, by dać biedakowi spokój, gdy karczemne towarzystwo za nic nie chciało pozwolić biednemu magowi odejść.

Z błyskiem w oku słuchał o jutrzejszych uroczystościach. Dopytywał o jakieś detale, w szczególności interesując się tańcami. Jak bardzo różniły się od tych, do których przywykł? Zapewniał też cały czas, że z przyjemnością wszystkiego się nauczy i nie może już się doczekać, by wziąć udział w zabawie. Zarzekał się, gestykulując przy tym zawzięcie, że będzie tańczył nawet, gdyby miało skończyć się to tragedią i nikt go nie powstrzyma, bo przecież zasłużył sobie na odrobinę ruchu po tylu miesiącach snu. Sprawę rzepy skwitował donośnym, melodyjnym śmiechem.
Dotyk Yunany był na swój sposób kojący, niezmiernie przyjemny w swojej beztrosce. Nakrył jej wolną, wciąż wspartą na jego ramieniu dłoń swoją i gładził ją lekko.
- Z przyjemnością, szczególnie jeśli będę miał taką uroczą przewodniczkę. – obrócił się w jej stronę i błysnął zębami w krótkim uśmiechu, nim uniósł jej dłoń i złożył na niej delikatny pocałunek. Zaraz po tym zmarszczył czoło, zderzywszy się z pewną myślą.
- Nigdy w życiu nie widziałem więcej niż jedną, czy dwie papugi na raz. W Keronie nawet na najbardziej ekstrawaganckich dworach to… niezmiernie rzadki widok. A i na wyspie dotychczas nie widziałem tych pstrokatych, gadatliwych ptaszysk. Koniecznie muszę się tam przejść. – a jakąż farsę możnaby spisać! O ordynarnej papużce słów kilka…
- Nie mają zielarki! Widzisz, czekali na ciebie! – mrugnął do Ary, śmiejąc się cicho z oburzenia pobrzmiewającego w głosie wyspiarki.
Oczy zaświeciły mu się na wspomnienie łaźni.
- Och, na Bogów! Toć to doskonały pomysł! – och, jak przyjemną była wizja zanurzenia się w gorącej wodzie. Najlepiej w równie rozgrzanym towarzystwie, oczywiście.
Wstał z krzesła jeszcze zanim pan maruda zdążył się odezwać. Na ułamek sekundy głęboki zawód wymalował się na twarzy barda, jednak Yunana zaraz go odegnała.
- Skąd masz klucz, ty demonico? – zapytał, szturchnąwszy lekko kobietę, a uśmiech rozjaśniał przyjemnie jego młodą twarz.
Obrazek

Karczma "Zły kot"

81
POST POSTACI
Shiran
- Przyleciał kruk marnotrawny... - skomentowałem jakże efektowne wejście mojego ptasiego przyjaciela. Nie omieszkałem przewrócić oczyma, gdy ten bez większego przemyślenia, zaczął ponownie obrażać Nellrien. Ja człowiekiem nie byłem.
Co mnie jednak zaskoczyło, to to, że przeprosił. Skubaniec jednak posłuchał danej mu rady. Wzbił się w powietrze i wylądował mi na ramieniu, wbijając się szponami w ubrania. Niezbyt komfortowe... Trzeba było założyć naramiennik.
Co jeszcze dziwniejsze, Auth przyniósł Nellrien naszyjnik. W pierwszej chwili myślałem, że to źrodło magicznego kontraktu, które odnalazł, ale dość szybko wyjaśnił że to prezent dla Maver. A przynajmniej to wynikało z kontekstu, bo więcej niespecjalnie miał chęć komentować. Może i faktycznie nie był to zwyczajny naszyjnik. Próbowałem skupić się i wyczuć jakąkolwiek magię z niego bijącą, ale nie byłem pewny, czy w ogóle jestem w stanie coś takiego robić. Do tej pory w sumie zdarzało się, że odczuwałem przepływy mocy w ten czy inny sposób, ale nawet jeśli coś w tym naszyjniku było, nie byłem przekonany, czy coś poczuję.

Niemniej, gest kruka został przyjęty. Ptaszyko załopotało skrzydłami, a Nellrien zapięła łańcuszek tak, że bursztyn wpadł jej w dekolt. Za kamieniem podążyły też moje oczy, ale pozwolę sobie zbyć milczeniem ten jakże prostacki gest w mojej strony.
- Widzę, że zazdrosny - odpowiedziałem Authowi. - Żeby chociaż inne ptaszowate Cię kręciły, a tak to ludzi podgląda... No zboczeniec - skwitowałem z uśmiechem. Nellrien chyba nic nie miała przeciwko, a jej parsknięcie sprawiło, że kąciki moich ust powędrowały w górę samoistnie. Jej uśmiech sprawiał, że czułem się naprawdę dobrze.

- A jak noga? - zapytałem, podchodząc do okna. Faktycznie było tak jak mówiła. Nie było to zbyt rozsądne. Ani bezpiecznie. Ani w ogóle nie był to zbyt dobry pomysł. Czyli...
- Pójdę pierwszy, a potem skoczysz mi w ramiona? - mrugnąłem do niej okiem, uśmiechając się zalotnie. - No chyba, że złapiesz mnie pod rękę i schodzimy na dół, a tam Cię pocałuję, by zatkać wszystkim mordy. Jak wyjść z tej budy to efektownie, a co! - oznajmiłem, patrząc z pewnym wyzwaniem na Nellrien. Ciekawy byłem jej reakcji... I czy to wszystko co między nami się wydarzyło, było tylko tym, co wydarzyło się w pokoju w karczmie, czy... czymś więcej? Wiadomo, że to z zejściem pod rękę było żartem, ale nie miałem pojęcia, czy byłem dla niej tylko kolejnym gościem, z którym poszła do łóżka, czy... Sam nie wiem. Zaraz jeszcze powie o mnie przyjaciel...
Było między nami inaczej, ale jednocześnie nic się nie zmieniło. Nie było to straszne, tak jak sądziłem. Całkiem przyjemne. No może poza tym, że jej oczy wydawały się teraz jeszcze piękniejsze i bardziej przyciągające niż wcześniej. Próbowałem rozgryźć ich kolor, ale było to dość trudne zadanie. Czekałem więc, z głupkowatym uśmiechem na ustach, niepewny w sumie co czuję, co czuje ona i... Co to tak naprawdę wszystko znaczyło.

Karczma "Zły kot"

82
POST BARDA
Shiran

W naszyjniku nie było żadnej magii. Całkiem prawdopodobne zresztą, że przedmiot tak niespecjalnej jakości nie stanowiłby zbyt potężnego artefaktu. Ale był całkiem ładny i był miłym gestem ze strony kruka, który wysilił się i komuś go ukradł, w sobie tylko wiadomy sposób. Mógł zerwać go z czyjejś szyi, bo czemu nie? Ptaki różne miały pomysły, sroki ponoć lubiły błyskotki, a po ciemku mógł zostać za taką uznany. Raczej biedna ofiara nie miała okazji się mu przyjrzeć. A może zabrał go skądś przez otwarte okno? Istniała szansa, że gdy Shiran spyta go o to, gdy będą sam na sam, otrzyma mniej lub bardziej satysfakcjonującą odpowiedź.
- Nie myślałam o tobie - zaprotestowała Nellrien, choć zupełnie obojętnie, bez oburzenia. Nauczyła się już chyba ignorować prowokacje Autha.
Demon nie odpowiedział też na zaczepkę półelfa, choć mocniej zacisnął szpony na jego ramieniu. Kwestia ptaszej postaci musiała być dla niego frustrująca, wielokrotnie zresztą o tym mówił. Ale póki co raczej nie zapowiadało się, by istniało w ich zasięgu coś, co mogło jego sytuację zmienić.
Kobieta wyjrzała przez okno jeszcze raz i skinęła głową w reakcji na pierwszą propozycję Shirana. Gdy padła druga, uśmiechnęła się do niego nieznacznie, choć do jej oczu wrócił ten sam smutek, który był w nich wcześniej. Żałoby nad utraconym życiem nie dało się przegonić w pół godziny. Po chwili wahania zrobiła dwa kroki w stronę mężczyzny i zepchnęła kruka z jego ramienia. Auth załopotał skrzydłami tuż obok ich uszu i z powrotem przeleciał na parapet, co pozwoliło rudowłosej na swobodne zarzucenie półelfowi rąk na szyję i pocałowanie go, delikatnie, ale długo, ze znajomą mu już czułością. Auth zakrakał nieuprzejmie.
- Nie chcę widzieć Shayane teraz - odpowiedziała cicho. - Nie chcę schodzić na dół. Wyjdźmy tędy. Z nogą wszystko w porządku przecież.
Uparcie ignorowała ból, choć pewnie gdyby chciała, Hastron mógłby jej w tym jakoś pomóc, choćby ziołami go łagodzącymi. A może nie był wcale tak silny, by się tym przejmowała? Teraz z pewnością miała tysiąc innych rzeczy na głowie.
Pozostało więc zrobić tak, jak planowali - najpierw Shiran, potem ona. Zejście na poziomą belkę na zewnątrz nie stanowiło problemu dla wysokiego elfa, ale mógł sobie wyobrazić, że Maver będzie miała z tym lekki problem. Jego stopy oparły się o podporę gdy jeszcze trzymał się parapetu, ona, będąc od niego znacznie niższą, nie będzie miała tak łatwo. Od tej strony karczmy nikogo nie było, nikt ich nie widział ani nie słyszał. Gdzieś z oddali, spomiędzy domów, dotarł do nich śmiech jakiejś pijanej grupki. Shiran byłby w stanie prawie przysiąc, że rozpoznawał tam głos Biriana. Czyżby opuścili karczmę?
Półelf przeszedł po belce do zadaszonej przybudówki, pod którą poukładane było porąbane drewno na opał, a z jej skośnego dachu na ziemię było już nie więcej, niż dwa metry. Chwilę później więc stał już pod oknem, z którego spoglądały na niego (chyba) niebieskie oczy Nellrien i pomarańczowe ślepia Autha.
- Mam skakać? - spytała. - Oszalałeś chyba. Wiesz, że to się udaje tylko w książkach? Zejdę sama. Łap dopiero, jakbym spadała.
Wspięła się na parapet i przerzuciła przez niego jedną nogę, potem drugą. Gdy zeskakiwała na belkę, zachwiała się niebezpiecznie, ale zdołała się czegoś chwycić i kilka stresujących minut później stała już obok niego. Puste okno wynajętego przez nich pokoju odcinało się od ciemnej ściany karczmy światłem rzucanym przez lampę.
- Cholera. Zapomniałam zgasić - Nellrien pokręciła głową i uniosła wzrok na Shirana, a jej palce niepewnie znalazły drogę do jego dłoni, jakby bała się, że ją odtrąci. - Idziemy na nabrzeże?


Dandre i Aremani
Spoiler:
Obrazek

Karczma "Zły kot"

83
POST POSTACI
Shiran
Syknąłem tylko cicho z bólu, gdy skurwysyn się wbił w moje ramię.
- Jak taki mądry jesteś i żartujesz z innych, to jest dobrze, a jak Tobie ktoś dogryzie, to jak panienka się zachowuje - prychnąłem, nie dając skubańcowi ani odrobiny radości z dokonanego czynu. No bo kto to tak... W jedną stronę ma działać, a w drugą nie. Aż mi się przypomniało, jak kiedyś spotkałem taką jedną szlachcianką. Kręcili ją niegrzeczni chłopcy. Sama zresztą swoje za uszami też miała. No i taka obrzuca Cię błotem, niby to w żartach, a jak się odgryziesz to oczywiście foszek, bo jak tak śmiałeś do niej powiedzieć. Baba nie wiedziała czego chce od życia.
Co innego Nellrien - zabawna, odważna, szalona, ale też urocza, inteligentna i przede wszystkim chyba dość lubiła moje poczucie humoru, jakże nie zawsze trafione. O tyłku w sumie mówić nie muszę, ale i tak wspomnę. W końcu, jak wychylała się przez okno, nie szło oderwać wzroku od jej smukłej talii, przechodzącej w całkiem apetyczne nogi.
Nie podobało mi się tylko to, gdy zobaczyłem w jej oczach smutek. Nie do końca rozumiałem skąd to się wzięło. Stałem więc tak, nieco zmieszany całą sytuacją. A tego, że przegoniła Autha i po prostu oplotła mnie ramionami, składając na mych ustach ognisty, acz delikatny pocałunek, całkowicie się nie spodziewałem. Nie wiem jak to czyniła, ale za każdym razem potrafiła mnie zaskoczyć. I już nawet nie mówię o miękkich ustach, idealnym wyczuciu nacisku, czy tym jak każdy, nawet najdrobniejszy gest z jej strony, działał na mnie niesamowicie pobudzająco.

Jak...?

Nie rozumiałem tego. Po prawdzie, to dopiero teraz dotarło do mnie, że to chyba nie był jeden skok w bok. A ten czuły pocałunek nie jest kolejną próbą zaciągnięcia do łóżka. Kryło się za tym coś więcej, ale wydaje mi się, że zarówno pani kapitan, jak i ja sam, nie chcieliśmy tego przyznać głośno. Jeszcze nie teraz... A najzabawniejsze jest to, że mimo wszystko nie uciekałem...
- Nie musisz. Jutro... Albo pojutrze... - odpowiedziałem cicho, przytulając ją mocniej do siebie. Czułem jak jej głowa opiera się o mój bark, a jej oddech nieco się uspokaja.
- No i właśnie po to wymyślili okna. By księżniczki z długimi włosami mogły je zrzucać księciom, a Ci trochę mniej cukierkowi, mogli nimi wykradać się po nocach, albo rabować czyjeś domy - dodałem po dłuższej chwili milczenia, lekko ją od siebie odsuwając, by móc spojrzeć Nellrien w jej (chyba) lazurowe oczy. Liczyłem, że znów zobaczę lekki, niepewny uśmiech.

No, ale skoro decyzja podjęta, to nie pozostawało nic innego jak szalony wyskok. Bez większego problemu zsunąłem się na belkę. Zachowanie równowagi też nie było wyczynem. Przez chwilę może rozproszył mnie głos Pajaca, co sprawiło że przystanąłem. Cała to ucieczka oknem nie miała sensu, jeśli i tak skończylibyśmy lądując prosto pod nogami całego towarzystwa. Nikogo jednak nie dostrzegłem.
Zgrabnie zeskoczyłem na ziemię i uniosłem wzrok, widząc jak Auth i pani kapitan spoglądają w moją stronę.
- Ech... No zero szaleństwa i romantyzmu - pokręciłem głową, uśmiechając się szeroko. No, ale jakby nie patrzeć miała rację. Obserwowałem więc jak Nellrien radzi sobie z tym szalonym wyzwaniem. Przez chwilę co prawda stanęło mi serce, gdy straciła równowagę, ale na szczęście obyło się bez żadnego wypadku. Chwilę później zeskoczyła obok mnie. Pomachałem więc jeszcze do Autha, wskazując mu swoje ramię, pokazując mu że może na nim wylądować.
- Nie sądziłem, że się na to zgodzisz - rzuciłem lekko, patrząc na okno pokoju. Faktycznie lampa została zapalona, rozświetlając mrok, który nas otaczał.
- Oj tam, od zapalonej lampy nikt jeszcze nie um... - przerwałem nagle, gdy poczułem jej dłoń. Jej śliczne, kobiece palce, prześlizgnęły się po mojej skórze, a ja poczułem jak cały drętwieję. Dopiero po chwili odwzajemniłem uścisk, przeplatając swoje długie paliczki, między jej.
- To... Ja... - Zacząłem cicho i niepewnie. - Chyba nigdy wcześniej tego nie robiłem - powiedziałem, wskazując głową na nasze ręce. - Miłe to... - wyszeptałem. Powoli się rozluźniałem. Serce przestawało łomotać jak szalone, a mózg przestawał krzyczeć z przerażenia. Naprawdę okazało się to dość przyjemne. Jak widać nie tylko seks zbliża.

- Możemy - odpowiedziałem, gdy zapytała o spacer na nabrzeże. - Ale dookoła. Przeszedłbym się po mieście - Zaproponowałem trochę rozbudowaną wersję naszej nocnej eskapady. Już czułem się rozluźniony. Znowu było dobrze. Znowu byłem sobą.
- Czyli jednak marzysz o swoim księciu - uśmiechnąłem się lekko, nawiązując do naszej pierwszej rozmowy. - Marynarz ze mnie kiepski, do księcia też mi brakuje, a z szarmancją mam stosunek nie po drodze. Nie wiem czy się nadam, ale próbować mogę - zaśmiałem się cicho, ciągnąc ją powoli w nieznaną mi stronę. Chyba się nie zgubimy, co?

Spoiler:

Karczma "Zły kot"

84
POST BARDA
Spoiler:
Rozbłyski energii, wyjaśnił Auth takim tonem, jakby było to najbardziej oczywistą z możliwych odpowiedzi. Czasem brzmiał, jakby naprawdę pogardzał nimi wszystkimi i nie inaczej było w tym momencie. Poderwał się z ramienia półelfa i zrobił nad nim kółko w powietrzu, nie rozważając nawet powrotu, skoro dwójka jego kompanów postanowiła znów złączyć się w pocałunku. Nellrien uczepiła się koszuli Shirana jeszcze na chwilę, zupełnie nie wyglądając, jakby miała go dość - wręcz przeciwnie - a potem wraz z nim ruszyła w stronę karczmy.
- Nie musisz mi się za nic odwdzięczać - zaprotestowała jeszcze cicho. - Robisz dla mnie wystarczająco dużo, Shiran. Więcej, niż ktokolwiek zrobił kiedykolwiek wcześniej. To moje nieporadne próby wyrażania wdzięczności, więc weź ten miecz i daj już spokój - zakończyła niezręcznie, a potem wsunęła mu się pod ramię i nawet jeśli rozmawiali sobie niezobowiązująco w drodze do Złego Kota, to ten temat uznała za ostatecznie zamknięty.

Olo bez problemu wymienił im dwa pokoje na jeden większy, z podwójnym łóżkiem, choć pomagająca mu za kontuarem przysadzista kobieta, przysłuchująca się rozmowie, zmierzyła ich uważnym spojrzeniem, a potem poszła zamienić kilka słów z inną tutejszą i mogli być absolutnie pewni, że ich decyzja rozniesie się echem po Inie, a potem doprowadzi do wyciągnięcia przez całą osadę wniosków, pewnie grubo na wyrost. Póki co jednak mieli kąt tylko dla siebie i nawet Auth postanowił im tej nocy nie zawracać za bardzo głowy. Poinformował ich, że zostanie sobie na zewnątrz, w swojej wyjątkowej uprzejmości rzucając tylko jednym złośliwym komentarzem dotyczącym niepowstrzymanej, ludzkiej chuci, a potem zniknął za oknem, wzlatując ku górze.
Chwilę później do ich pokoju została przeniesiona także skrzynia z Barakudy, ale że Nellrien nie posiadała przy sobie klucza do niej, jej zawartość póki co pozostała dla Shirana niewiadomą. Na stole stało ich odkorkowane przedtem wino i woreczek z suszonymi owocami, do którego rudowłosa dobrała się jak tylko go zauważyła. Chwilę jeszcze jadła, ze wzrokiem utkwionym w ciemności za oknem, ale już nie tak przygnębiona, jak wcześniej, aż w końcu częściowo się rozebrała, by w końcu w samej koszuli i bieliźnie wpakować się do łóżka. I choć Auth wspominał o niepowstrzymanej, ludzkiej chuci, tak bardziej niepowstrzymane było jej wyczerpanie i piasek zbierający się pod powiekami od długiego płaczu. Miała dziś dzień pełen emocji, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych. Shiran był chwilowo jej światełkiem w tunelu, więc wtuliła się w niego, gdy tylko znalazł się obok.
- Przepraszam, że próbowałam cię zastrzelić - wymamrotała jeszcze niewyraźnie w jego klatkę piersiową, powtarzając swoje słowa z wcześniej, a potem pogrążyła się we śnie.

Poranek przyszedł zbyt szybko. Karczma ustawiona była akurat tak, że promienie słońca o pewnej godzinie padły prosto na ich twarze, wybudzając ich nieprzyjemnie - no, przynajmniej półelfa. Nellrien mruknęła tylko coś przez sen i przykryła oczy przedramieniem, chowając się przed oślepiającym blaskiem.
- Za dwadzieścia koron się nie opłaca - powiedziała, dyskutując z kimś w rzeczywistości, w jakiej w tej chwili znajdował się jej umysł.
Z dołu dobiegały dźwięki kuchni i ciche rozmowy, nie mogące równać się z hałasem wczorajszej zabawy, która wciąż trwała, kiedy wrócili. Gdzieś na zewnątrz czekał Auth, gdzieś tam też znajdowali się pozostali Bohaterowie Kattok i wszystkie ważne rzeczy do zrobienia.
- Pani Maver? - ktoś zapukał do drzwi. - Pani Maver, zarządca Barbano chciałby się z panią widzieć. Z panią i z pozostałymi. W południe, to znaczy za dwie godziny.
Pani Maver nie mogłaby mieć tego w głębszym poważaniu. Drgnęła, słysząc swoje nazwisko, a potem jęknęła boleśnie i obróciła się na bok, chowając twarz w ramieniu leżącego obok mężczyzny. Milczała przez chwilę, jakby chciała się upewnić, że natręt sobie poszedł, a potem otworzyła swoje niebieskie oczy, jedno po drugim.
- Dzień dobry - rzuciła ochryple. - Wciąż tu jesteś - dodała, jakby ją to zaskoczyło.
Obrazek

Karczma "Zły kot"

85
POST POSTACI
Shiran
Auth jak zwykle grał cwaniaka, wiedzącego co się dzieje dookoła nas. Nie podzielał też chyba naszego zachwytu, który wywołany był nowym odkryciem. Sprawa doprawdy fascynująca, a myśl o tym, że miecz należał teraz do mnie, napełniała mnie niezdrową dawką ekscytacji. Było to coś nowego, coś co musiałem odkryć sam. Zapanować nad tym, by w ogóle móc z tego dalej korzystać. Czekało mnie mnóstwo prób i drugie tyle ciężkich treningów, ale wywoływało to u mnie stan podniecenia, aniżeli przygnębienia.

Nellrien jak zawsze stanowcza, przyciągnęła mnie do siebie. Kolejna odmiana, do której chyba muszę przywyknąć. Sen, który wydawał się trwać, ale miał równie szybko uciec. Nie czułem też bym robił dla niej coś specjalnego. Byłem sobą i tyle - nic ponad to, tak naprawdę. Do nowej zabawki zdążyłem się już przywiązać, więc skinąłem głową na jej prośbo-rozkaz i obdarzyłem ją najszczerszym głupkowatym uśmiechem, jaki tylko umiałem z siebie wydobyć.

W samej karczmie też poszło dość prosto. Oczywiście zaczną się teraz ploteczki, ale osobiście miałem je gdzieś. Wystarczyło je chwilę poignorować i nagle okazało się, że to już miernej jakości używka, dla znudzonych życiem wieśniaków. Cóż poradzić, takie życie, że trzeba sobie pomagać w swoim nudnym żywocie ekscesami, które nawet do końca prawdziwe nie są. Pobudzanie wyobraźni, zamiast przeżywanie rzeczy samemu. A jednak ludzie tak funkcjonują.
Auth oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie wspomniał o gżeniu, no ale co poradzić. Zastanawiam się tylko, czy to ja przebywam z nim za dużo, czy to on ze mną...?
Niemniej, reszta wieczoru była równie przyjemna. Nellrien podjadająca suszone owoce, która kontemplowała obecną sytuację w półmroku. Później łóżko, ale nie takie jak wszyscy uważają. Nellrien po prostu się w mnie wtuliła, a ja widząc jak bardzo jest zmęczona, po prostu ułożyłem się tak, by było jej wygodniej. Objąłem ją opiekuńczo ramieniem i zapatrzyłem się w sufit, czując jak wklejona w mój bok, oddycha coraz spokojniej. Zdążyła jeszcze raz przeprosić za to, że chciała mnie postrzelić, ale to były ostatnie słowa, jakie padły z jej ust. Później zapadła cisza, w która bardzo pasowała do wszechogarniającej pokój ciemności. Oddychałem coraz wolniej, ciesząc się chwilą. Nie pamiętam kiedy ostatnio ktoś się w ten sposób do mnie tulił. Było to dla mnie trochę niezręczne, ale miałem teraz wrażenie, że jest to bardzo istotne dla tej drugiej osoby.
Uśmiechnąłem się pod nosem. W ogóle dziwna sytuacja. Czy budząc się z tej pieprzonej śpiączki spodziewałem się takiego obrotu spraw? W życiu. Czy wiem co z tym zrobić? Tym bardziej nie. Ale to będzie zmartwienie przyszłego Shirana, jako że czułem, jak powieki zgodnie z bajaniami ulicznych hipnotyzerów stawały się coraz cięższe. To był szalony dzień i nawet mimo wcześniejszej śpiączki, już teraz odczułem, że jednak tego snu trochę mi brakuje.

***

Poranek był dość brutalny. Słońce, które nieprzyjemnie wybudziło nas ze snu. W każdym razie mnie, bo Nellrien okryła się przedramieniem, mamrotając wyraźnie niezadowolona.
- Zależy co kupujesz - odpowiedziałem z uśmiechem, obracając się w jej stronę. Patrzyłem na nią i odczuwałem pewien spokój, którego wcześniej nie byłem w stanie doznać. Jej rude włosy, rozświetlone teraz przez świtało poranka, mieniły się refleksami. Biała skóra, przyozdobiona egzotycznymi wzorami też wydawała się być inna, acz równie hiponotyzująca. Miziałem po nich, ciągnąc palcem wzdłuż ornamentów zdobiących panią ex-kapitan, uśmiechając się przy tym głupkowato. I nagle poranek nie był już taki zły...
Oczywiście całą sielankę przerwał jakiś natręt, który wezwał Nellrien do Barbano. Jebany krasnal...
- Dzień dobry - odpowiedziałem Nellrien zamiast bluzgów. - A co? Miałem uciec, czy to lekka sugestia, że masz ochotę na śniadanie? - powiedziałem z delikatnym uśmiechem, spoglądając w jej oczy. Mógłbym tak się częściej budzić... Nie miałem ochoty opuszczać łóżka, ale chyba będę do tego zmuszony...

- Na co masz ochotę? - zapytałem lekko, dalej jednak nie czyniąc kroków, które przyśpieszyłyby nasze opuszczenie wygodnego posłania. - Potem, jeśli chcesz, mogę pójść z Tobą do tego dupka... - zmieniłem trochę ton głosu, ale szybko wrócił do normy.
- Swoją drogą, nie wiedziałem, że pani Maver to taki śpioszek - Czułem jak ciepły uśmiech ponownie rozkwita na mojej twarzy, a ręce same wróciły do przyjemnego miziania pani kapitan. Przyjemne poranki ponad wszystko!

Karczma "Zły kot"

86
POST BARDA
- Mhm - mruknęła Nellrien twierdząco, zamykając z powrotem oczy, gdy dłoń półelfa powędrowała po jej biodrze w górę i wsunęła się pod jej biedną, drastycznie już pomiętą koszulę. W nocy nie rzucało się to w oczy tak bardzo. - To znaczy, to pierwsze. Myślałam, że uciekniesz. Nie miałabym ci za złe. Wiesz...
Zza uchylonego okna dobiegły ich radosne śmiechy, a potem dźwięki gwoździa wbijanego w drewno. Ktoś zaśpiewał coś fałszywie, przechodząc pod ich pokojem, a potem z powrotem zapadła względna cisza. Rudowłosa milczała długą chwilę, poddając się pieszczocie błądzących po jej skórze palców. W takich warunkach trudno było powiedzieć to, co miała do powiedzenia. Musiała się też przecież obudzić do końca. Zajęło jej to trochę czasu. Nazwanie jej śpiochem zdecydowanie nie było dalekie od prawdy.
- Widzę, że... nie szukasz związku. Zobowiązań. Widzę, jak reagujesz, kiedy ja robię coś... kiedy... - znów zamilkła, ewidentnie nie najlepiej radząc sobie ze słowami. - Podoba mi się budzenie się obok ciebie. Podoba mi się twój głupi uśmiech i to, co robią twoje głupie ręce. Ale nie chcę, żebyś myślał, że do czegokolwiek cię zmuszam. Namawiam. Że czegoś... oczekuję. To tylko...
Westchnęła i obróciła się na plecy, uciekając spod jego dłoni. Jej jasne spojrzenie powędrowało na sufit, pod którym tańczyły drobinki kurzu. Znów nie odzywała się przez chwilę, szukając wyjaśnienia, które potrzebowała wypowiedzieć teraz, zanim opuszczą ciepłą pościel i wrócą do brutalnej rzeczywistości.
- Nie chcę nadawać temu żadnej łatki, wiesz o co mi chodzi, Shiran? Nie musisz czuć się zobowiązany do tego, żeby ze mną tu zostać, jeśli będę musiała tu zostać. Nie musisz ze mną płynąć do Irios, jeśli postanowię płynąć do Irios. Gdybyś ty chciał ruszyć gdzieś indziej... nie muszę... nie musisz zabierać mnie ze sobą. Rozumiesz? - przeniosła na niego zdesperowane spojrzenie. Bardzo starała się uniknąć niezręczności, jaką mogła poskutkować dzisiejsza noc, ale nie szło jej to zbyt dobrze. - Ale... lubię... twoje towarzystwo. I wczoraj wieczorem...
Kąciki jej ust mimowolnie uniosły się w lekkim uśmiechu na wspomnienie tej najprzyjemniejszej części poprzedniego dnia. Obróciła się z powrotem do mężczyzny, a potem podniosła na łokciu, by spojrzeć na niego z góry. Rude włosy, przetykane promieniami słońca, łaskotały go w ramię.
- Przy tym wszystkim... nie miałabym nic przeciwko, gdyby miało się to powtórzyć - powiedziała cicho. - A potem... potem zobaczymy. Chociaż jeśli byś chciał, jeśli... ja... moja osoba... dla ciebie... gdybym... ach, kurwa.
Zrezygnowała w połowie i z ciężkim westchnięciem usiadła, przecierając twarz dłońmi. Rozejrzała się po pokoju i znieruchomiała, gdy jej wzrok padł na okno.
- Cześć, Auth - mruknęła, poprawiając rozchełstaną koszulę.
Dzień dobry, moja najpiękniejsza, odpowiedział siedzący na zewnętrznym parapecie kruk, mimo tych słów nie racząc ich nawet pojedynczym spojrzeniem. O poranku wyglądasz nieziemsko.
Nellrien parsknęła śmiechem i pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Mmm. Co do dupka. Tak czy inaczej musisz ze mną do niego pójść, bo chyba należysz do grupy, która dostała zaszczytne miano pozostałych - odgarnęła włosy z twarzy, a potem przesunęła spojrzeniem po odsłoniętych ramionach i klatce piersiowej Shirana, nieszczególnie się z tym kryjąc. - W południe. Dwie godziny? Zdążymy się ogarnąć. Ciekawe jak reszta. Dandre. Ara. Ciekawe jak młoda.

Spoiler:
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ina'Kattok”