Karczma "Zły kot"

16
POST POSTACI
Dindre Barian
Nie znoszę takich śliskich szuj jak Barbano. – westchnęła Śliska Szuja, wściekle napierając gradem ognistych pstryknięć w swój puściejący powoli kubek. Zdawał sobie sprawę z tego, że sam nie był wzorem do naśladowania, szlachetnym rycerzem bez skazy, którego słowo warte było tyle co diament. Mimo dość romantycznego podejścia do szarej codzienności, pogoni za magyją dnia powszedniego i pełnej gotowości do mityzacji co drugiego pięknego zachodu słońca, Birian nie wierzył w jako taki koncept honoru. Z pewnością nie wierzył weń na udeptanej ziemi, nie mówiąc już o polu bitwy. Starał się jednak, w miarę swoich możliwości, zachowywać tak, by nie było mu siebie samego wstyd.
- Jest ze mnie dupa wołowa, nie kupiec, ale jedną rzecz tatulek wbił mi do głowy. „Umowy należy respektować, jeśli chcesz, by inni respektowali ciebie.” – podetknął sobie palec pod nos, coby przedstawić namiastkę sumiastego wąsa seniora, oraz obniżył nieco głos. – Powtórzę, rachmistrzem nie jestem, ale, na mój chłopski rozum, spłaciłaś swój dług po tysiąckroć. Winien cię wypuścić, skurdupiały skurwiel. Jeśli tego nie zrobi, niech sczeźnie w Otchłani.hej ho, wypiję do tego.
W magiczny sposób trunek zniknął z jego kufla. Wszechświat nie lubi pustki, więc nim ktokolwiek się spostrzegł, wypełnił ją resztkami nalewki z butelki. Bardowi szumiało w uszach. Ba! Czuł nawet ten znajomy ciężar we łbie, który krzyczał wręcz, wielkimi, ornamentalnymi literami; z w o l n i j.
Był bardzo dobry w ignorowaniu tych wskazówek. Uważał, że dzięki temu właśnie stał się solidnym artystą.


Trzymaj się więc tych wspomnień, niech nie pozwolą ci zatonąć, gdy otaczający cię mrok jeszcze zgęstnieje. Nie spisywałbym jeszcze na straty wieczornych promieni słońca, leniwie wkradających się do twej kajuty, ani nawet tych cholernych, skrzypiących drzwi… Może martwimy się na zapas? – uniósł lekko brew, ukojony uśmiechem Nellrien. Ta biedna, umęczona kobieta zasługiwała na takie chwile, zasługiwała na spokój.
- Bogowie niechaj mi będą świadkami! Prawdziwym szczęśliwcem będzie ten, o którym powiesz kiedyś tak, jak mówiłaś o źle naoliwionych zawiasach. – wyszczerzył się, nim przeszedł do przedstawiania zalet kawalera Shirana. Bawił się przy tym znakomicie, a śmiech rudowłosej ponuraczki utwierdzał go tylko w przekonaniu, że dobrze robi.
Aż się zapowietrzył, gdy półelf podzielił się swoim spostrzeżeniem o prawie przyciągania.
Chaotycznie zamachał rękoma, przejęty i oburzony do głębi.
- Mnie się obrywa, podczas gdy tu o wrakach mowa?! Gdziesz sprrawiedliwość?! – zakręcił ‘r’ niczym babka słoik na zimę. Uniósł wierzch dłoni do czoła i opadł twarzą na stół. – Ciężki jest żywot człowieka poczciwego. – wymamrotał do desek, po czym przekrzywił nieco swój odmłodzony czerep i spojrzał z dołu na ostrą twarz pani kapitan.
- Ostrzegam, że wielu pszet panią próbowało. A ja wciąż gawędzę w najlepsze! – podniósł się do pionu.
- Szajrn, kochany, sprzedaję cię najlepiej, jak mogę. – zaśmiał się jeszcze, nim wzruszył ramionami.
- Oglądam się? Odpowiedziałem damie na uśmiech; te należy cenić i basta.
Po chwili westchnął ciężko.
- Za to mi w końcu płacą. Za malowanie słowami obrazów, które ukoją skołatane nerwy, bądź poruszą zastygłe dawno serca. Dobrze jest czasem uwierzyć w baśń, moi drodzy wątpiący. Łatwiej się wtedy zasypia. – wydął usta, obrażony z lekka.


Martwił się wciąż o biedną Neelę, nie mógł zaprzeczyć, jakaś część jego persony szczerze chciała udać się do niej do lecznicy i po prostu trochę z nią pobyć, uspokoić jakoś, zapewnić, że wszystko jest w porządku. Aczkolwiek głos ten był z jakiegoś powodu zagłuszany, przechodził w biały szum, potęgowany tylko kolejnymi wychylanymi kolejkami i podchwycanymi przychylnymi spojrzeniami. Może miał w sobie dość przyzwoitości, by nie chcieć zranić młodej dziewki, którą wystarczająco los już umęczył, a może właśnie wypłukiwał z siebie jej resztki, gotów zgubić się gdzieś na parę godzin z jedną z chętnych na zabawy panien.
Bard syknął, dziabnięty w palec przez kruczy pomiot. Znalazł się moralista! Patrzcie go, puszy się taki jak paw, mówi kimże to nie jest, a jednocześnie łasi się do pieszczot jak szczenię.
- Chuja mi poszarpiesz, mały paskudzie. – poeta taktownie rozładował napiętą sytuację, masując obolałą skórę. Nie raz myślał, że jego niekonfliktowa natura jest prawdziwym błogosławieństwem. Strach pomyśleć, jak potoczyłyby się koleje jego życia, gdyby nie potrafił trzymać języka za zębami i zachowywał się jak zwykły gbur i awanturnik z pierwszej lepszej karczmy, a nie światowy poeta i muzyk.
- Pan Szir spewnościąwpewnych sprawach jest konsekwentny do b ó l u.


Podrapał się po czole, mrugnął ze dwa razy i nagle zrobiło się poważnie.
Bu, magiczne pierdolenie. Za każdą magyję po kolejce. Chlup!
- Cusz, ja magiczny, wbrew pewnyyym doniesieniom, nie jestem ni w ząb. Ba! Zaryzykuję wręcz stwierdzenie, że jestem mniej magiczny od kamienia, leżącego przy trakcie. Tak długo, jak magiczny zbiornik magii na czarodziejski kontrakt… trzy kolejki… nie trzaśnie mi czymś w pysk, to w poszukiwaniach na wiele się nie zdam. Ale nie palmy miasta, co? No nie palmy, nie palmy, przecież on nie wie, że my wiemy, że on nie wie, co my wiemy, żal tego nie wykorzystać. – schował twarz w dłoniach, wypuszczając powietrze gdzieś między palcami.

- Strawy! – zawołał.
Chybocąc się lekko na stołku, szturchnął Shirana w bok. Całkiem mocno, tak żeby poczuł odpowiedni dyskomfort.
- Szrn, ale ty jesteś smutas. Tole ruję melancholijne serca zawieruchy, ale głupoty nie dzierżę. Więc nie pierdol mi tu takich dyrdymałów, bo nikt nie zamierza w nie uwierzyć. – uderzył lekko w stół.
- Właśnie zaproponowałeś rozwiązanie nierozwiązywalnego problemu. To się ceni.
Obrazek

Karczma "Zły kot"

17
POST BARDA
- Ależ wy macie słabe głowy - roześmiała się Nellrien, choć po jej roziskrzonych oczach i zarumienionych policzkach też już było widać wpływ wypitego alkoholu. W końcu wcale się nie ograniczali. Było jednak dopiero późne popołudnie, karczma nie zdążyła się jeszcze zaludnić, a co dopiero pogrążyć w alkoholowych libacjach. Ich grupka przyciągała spojrzenia już nie tylko przez to, kim byli, ale też przez ich zachowanie. Nikt nie wyglądał, jakby miał im za złe; potrzeba odreagowania wydarzeń, jakie nie było im dane, dla wszystkich tutaj była zrozumiała.
- Nie wyśmiewaj czekoladek, Shiran - oburzyła się. - Słodycze to dobra droga do serca kobiety. Nie mówię że najlepsza, ale też zdecydowanie nie najgorsza. Zresztą tutaj czekoladki to pewnie dobro luksusowe.

Skupiona później na wyjaśnieniach półelfa, wydawała się zupełnie zapomnieć o alkoholu, którym został uzupełniony jej kubeczek. Pokiwała z przejęciem głową, pochylając się jeszcze mocniej w kierunku Shirana.
- Masz rację. Nie mógł go zostawić w Taj'cah. Musiał, musiał go zabrać ze sobą. Idźmy do niego - uderzyła otwartymi dłońmi w stół i podniosła się z krzesła, gotowa w tej chwili biec do Barbano, gdziekolwiek krasnolud akurat się znajdował.
Głupia dziewka.
- Co?!
Jesteś otumaniona. Nie znalazłabyś magicznego rezerwuaru choćbyś miała go na głowie.
Maver wściekle zacisnęła zęby i ostrzegawczo wyciągnęła w kierunku kruka palec wskazujący, a jej oczy ciskały płomienie, jakich nie powstydziłby się Shiran. Przez chwilę trwała w takiej pozycji, zanim - zaskakująco - westchnęła i opadła z powrotem na swoje krzesło, godząc się chyba z uwagą Autha. Po alkoholu, jak widać, robiła się dużo bardziej ugodowa.
- Jutro rano w takim razie - zadecydowała.
Wtedy też dotarła do niej niewyjaśniona rezygnacja tego, który przyniósł jej dobre wieści. Jej zmarszczone brwi rozprostowały się, a ciemne oczy otworzyły szeroko, w zupełnej dezorientacji.
- Tak! Dandre ma rację, nie pierdol - powtórzyła, wyciągając rękę i opierając ją na nadgarstku półelfa. Miała zimne dłonie. - Tyle lat czekałam na chociaż skrawek nadziei i nie będziesz mi mówił, że to jest nic nie warte. A machanie mieczem i podpalanie dżungli... to nie jest tylko tyle. Rozjebaliście tego skalnego potwora koncertowo. Co to były za wybuchy w powietrzu? Nie wiedziałam, że tak potrafisz. I to że ogarnąłeś te obeliski! - w jej oczach błysnęło podekscytowanie. Co by nie mówić, to, czego dokonali, było imponujące. Nawet ktoś tak zgorzkniały, jak ona, musiał zdawać sobie z tego sprawę. - Dandre, a ciebie to do reszty pojebało! Wskoczyłeś na to jak na... jak na... na słonia, jakby nigdy nic, wyjąłeś to coś ze środka, przecież to była magia, jakaś spierdolona magia, której żadne z nas nie znało, mogło cię rozerwać na kawałki, porazić, zabić na miejscu... - pokręciła głową z niedowierzaniem i przeczesała palcami włosy. - Jesteście nienormalni. I jesteście więcej warci, niż połowa mojej załogi, nierobów pierdolonych. Gdybym rekrutowała na Starą Sukę, bylibyście pierwsi w kolejce. Tak jest!
Żeby potwierdzić swoje słowa, dwukrotnie stuknęła w blat wyprostowanym palcem. Dalszą jej tyradę na temat zasług swoich towarzyszy przerwał jednak Olo, który posłusznie zastosował się do polecenia Biriana i przyniósł na ich stół dużą deskę, zapełnioną jedzeniem. Owoce, warzywa, mięsa, chleb, sery, do wyboru do koloru - zapewne sięgnął po to, co najlepsze, by godnie ugościć bohaterów. Auth nastroszył się i przekrzywił lekko głowę, z zainteresowaniem wpatrując się w to, co wylądowało na ich stole. Nellrien się nie wpatrywała, sięgnęła od razu po to, co ją interesowało, czyli zapieczoną nogę jakiegoś ptactwa i odłożyła ją na jednym z trzech przyniesionych talerzy. Dorzuciła trochę warzyw i bezceremonialnie zabrała się za jedzenie.
- Olo, czy macie tu jakieś pokoje? - spytała. - Prędzej na piachu będę spać, niż w lecznicy.
- Tak, kochana, dwa zajęte tylko, reszta wolna. Jeśli chcecie, każę je dla was na dzisiaj przygotować.
- Dla mnie na pewno.

Z grupki, która przyszła do Złego Kota niedługo po nich, podniosła się młoda kobieta, jaka przedtem uraczyła Biriana uroczym uśmiechem. Zbliżyła się do ich stołu i oparła dłoń na jego ramieniu, zwracając się jednak nie tylko do niego, ale do całej ich trójki.
- Czy będziecie mieć coś przeciwko, żebyśmy się do was dosiedli? - zagadnęła i gestem głowy wskazała swoich towarzyszy, którzy zerkali w ich stronę niepewnie, czekając na to, co ugra ich wysłanniczka. Miała przyjemny, wysoki głos. - Chcielibyśmy posłuchać o tym, co się wydarzyło te pół roku temu. Nikt tego właściwie nie wie.
Obrazek

Karczma "Zły kot"

18
POST POSTACI
Birią Dandr
Rzekła nasza niezmordowana pani kapitan, rumieniąc się jak wiejska dziewka, podszczypnięta przez kogo w karczmie! Nie zmylisz mię tą podłą drwiną! Oczęta twe tyż lśnią niczym koraliki. – nieco bełkotliwie stwierdził Birian, wsparłszy swą twarzyczkę na dłoni. Czy obchodziło go, że chleją niczym elita gminnej gospody, pędząc prostą drogą ku upodleniu się, nim w ogóle zajdzie słońce? Oczywiście, że nie! Wieczorne picie to mit, który nikomu nie służy. Niedobór wina we krwi należało uzupełniać niezależnie od pory dnia. Spojrzenia ciekawskiej karczemnej klienteli również spływały po nim jak po kaczce, za wyjątkiem może tych od panien co urodziwszych.
- A gdzież nie są? – bard uniósł brew. Nie znał się zbytnio na realiach Archipelagu, gdyż przebywał tam stanowczo zbyt krótko, by odnotować tego typu sprawy, ale w Keronie z pewnością na wyroby cukiernicze mogło się szarpnąć naprawdę niewielu. Tak więc, jak to zwykle w świecie bywało, tłusta szlachta dalej się tuczyła, a chłopi i zwykli mieszczanie żyli o chlebie i wodzie.
Czy zdarzało mu się szarpnąć na czekoladki?
Owszem. Czy było warto? Trudno jednoznacznie stwierdzić, ale mocnym argumentem wspierającym odpowiedź twierdzącą z pewnością byłby jego brak szacunku do pieniądza jako takiego.


Dandre odpłynął na chwilę, zatopiony w morzu myśli różnorakich, bądź pustce najprawdziwszej; jego nieobecne spojrzenie nie pomagało rozszyfrować tej zagadki. Aż podskoczył, kiedy to kapitan Maver trzasnęła rękoma w stół i zerwała się z krzesła, niemal posyłając mebel na ziemię. Obserwował kobietę ze szczerym rozbawieniem, ledwo wstrzymując się od śmiechu. Pasja w jej spojrzeniu, zaciśnięte pięści… Zaprawdę, byłaby teraz w stanie burzyć mury, gdyby biedny Barbano się za jakimiś schował! Kruk miał jednak trochę racji, gdy stwierdził, że w tej chwili najprawdopodobniej mogłaby wpaść w to magiczne cholerstwo i nawet nie odnotować jego istnienia.
Czara została przelana, gdy rudowłosa wyciągnęła w kierunku kruka palec wskazujący i trwała w tej pozie, miotając piorunami z oczu, niczym posąg furii. Dandre roześmiał się w głos, odchylił głowę w tył i zakołysał się na krześle.
- Bogowie! Poskromienie złośnicy, kto to widział? A jużem był gotów łapać za oręż i rąbać każdą deseczkę w kwaterze naszego drogiego dupobrodego. – chichotał Birian, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Jutro, jutro. Sam zapewne was opuszczę, magiczne ustrojstwa to nie moje pole ekspertyzy. – kiwnął sam sobie głową i zakręcił kuflem, wpatrując się w wirujący weń trunek – Zresztą, mówią, że nic tak ludzi nie zbliża jak wspólne polowanie na przedmiot stanowiący podstawę klątwy, wiążącej magiczny kontrakt. Jak mógłbym wciskać tam swój nosek? – odchylił się na oparciu krzesła, aż strzeliło mu coś w plecach. Przyjął tę nowinę z błogim uśmiechem.


Ano! Przyznać należy, że nasz domorosły piroman skrywa w sobie o wiele więcej, niż można by na pierwszy rzut oka dostrzec. No bo przecie widzi taka osoba postronna osobnika trzeciej świeżości, z głupkowatym półuśmiechem na dziwnie gładkiej mordzie… Myśl zaraz wykwita; pijak i erotoman! Później chłop się do ptaka odezwie, więc nu! Od razu od szaleńca chce się wyzwać. A tu proszę, za tą odrzucającą fasadą kryje się persona o umyśle sprawniejszym od wielu, co to nie tylko mieczem machnie, ale i pomyśli za czterech! Że przy okazji jeszcze kamień rozłupie, niczym grom z jasnego nieba, to nawet nie wspomnę. Imponujące. – pokiwał z uznaniem głową, ale zaraz zatrząsnął się, targany falą śmiechu, kiedy to fala komplementów pani kapitan dotarła i do niego.
- A co innego miałem zrobić? Tamte obeliski to mógłbym jeno kopnąć i sobie paluchy połamać! Czułem też, że mieczem tamtej bestyji nawet nie połaskoczę. Uznałem, że o wiele lepiej będzie umrzeć próbując zrobić c o ś, niż stać w miejscu i obserwować jak Shiran wszystko robi sam… Przecież nie mógłbym opiewać jego bohaterskich czynów, spłonąłbym chyba ze wstydu! – roześmiał się raz jeszcze, patrząc na swojego kompana.
- Chuj tam, nie magyja. Błyskało się, to wziąłem! – śmiał się dalej, aż mu łzy z oczu pociekły. Matką bohaterstwa bywa szczera bezmyślność.
Uspokoił się wreszcie i wycelował oskarżycielsko palcem w Nellrien.
- Ale! Żaden z nas nie musiałby tańcować wokół kupy wkurwionych kamieni, gdybyś nie pizgnęła jej wcześniej bełtem. Na cholerę to zrobiłaś? Przez chwilę myślałem, że zaraz ciebie tam stalą potraktuję… Za zabicie nas wszystkich. – zmarszczył brwi, szczerze niezadowolony. Sam siebie skwasił tą myślą na tyle, że uciekł do kielicha. Gdy odstawił go na stół, po paru jeno łykach, Olo przybył już ze strawą, o którą wcześniej wołał. Birian pokłonił się chwiejnie na krześle, po czym sięgnął po pokaźny kawał mięsiwa i przerzucił go na swój talerz. Niemal bestialsko chapnął go kilka razy, nim dorzucił doń nieco warzyw. Kultura i dobre wychowanie prędko opuszczały pana barda, gdy alkohol szumiał mu w głowie. Albo zwyczajnie odreagowywał, głęboko w poważaniu mając co ktokolwiek o nim pomyśli.
- I dla mn… – zaczął, przeżuwając odrobinę zieleniny. Uznał, że zalany w trupa będzie dla panienki Neeli miernym towarzystwem, niegodnym jej zacnej persony. Gdy poczuł na ramieniu czyjś dotyk i posłyszał przyjemny, kobiecy głos, zdał sobie sprawę, że był o krok od podjęcia decyzji, której mógłby później żałować.
- Ależ skąd, urocza damo! Każdy tu winien wiedzieć, jak wiele zawdzięczacie wyczynom Makotnej Mever, Szalonego Shirana i bohaterskiego barda!
Obrazek

Karczma "Zły kot"

19
POST POSTACI
Shiran
- Pewna siebie jessst. Niezmordowana... Ale, kurwa, ukatrupie własnymi ręcyma, jak rzuci się bezmózgo na jakiegoś kolejnego kolosa i przeżyje - rzuciłem, z pewnym uśmiechem, choć niewątpliwie poważnie na słowa barda i Maver o naszych słabych głowach. Może i miała trochę racji, ale prawdą było też to, że co nieco już wypiliśmy, co stanowczo było słychać już po mnie i Pajacu.
Przyciągaliśmy spojrzenia, ale naprawdę mnie to nie obchodziło. Liczyło się tu i teraz. A teraz było naprawdę fajnie. Rodzina... Trochę zbyt mocne słowo, ale jeśli sięgnąć tak pamięcią, z nikim nie czułem jeszcze takiego zżycia.
- Ale przyznać trzeba, że ratowanie sobie wzajemnie dup, trochę jednak zbliża - podzieliłem się z pozostałymi myślą, która rozkwitła mi w głowie. Nellrien stała się dla mnie jakiś cudem naprawdę bliską osobą. Dandre (!), nawet mimo tego, że początkowo chciałem go tam spopielić na miejscu za dwulicowość i hipokryzję jeszcze większą niż jego samouwielbienie, ostatecznie okazał się naprawdę dobrym kompanem do walki. Ara... Typowy nastoletni bunt, prawie jak córeczka. Neelę za to chciało się chronić za to, że tylko stała i patrzyła. Jakieś instynkty ojcowskie mi się chyba włączają.

Miłym było więc się po prostu znowu roześmiać, słysząc kolejne oskarżenie Nellrien.
- Możesz więc liczyć na górę słodkości z mojej strony. Do porzygu. Reklamacji nie przyjmuję - Mrugnąłem do niej okiem, upewniając się, że to zauważyła. Oczywiście wypadało odnotować, że uwielbia słodycze. Może kiedyś uda mi się to wykorzystać. A co! Chyba już zaakceptowałem fakt tego, że po prostu coś do niej zacząłem czuć?
Dlatego też paskudnie czułem się, gdy informowałem ją o tym co wiem. Coś jakby dawanie nowej nadziei, ale bez żadnych pewników, ani nawet konkretnych informacji. Miałem niewiele i były to informacje, które prawie nic nie znaczyły. Sprawiły też, że Nellrien nagle się podniosła, decydując się na wyprawę do Barbano.
- Auth ma racje, niechętnie przyznam - powiedziałem po kruku. - Patrz na nas. Dupe bym komuś podpalił celując w Barbano. Spaliłbym wszystko tylko nie tego krótkiego skurwysyna - wzruszyłem ramionami. Na szczęście dała się przekonać, choć było to niespotykane. Naprawdę alkohol zmienia ludzi.
Nieco też ich otwiera. Spojrzałem na jej dłoń, która oparła się na moim nadgarstku. Jej dłoń była zimna, palce szczupłe, a dotyk bardzo przyjemny. Lekkie ciarki przyjemności przeszły po moim ciele. Bliskość... Przysunąłem ponownie nogę do jej łydki, spojrzałem jej w oczy i... po prostu się uśmiechnąłem. Skoro mówiła, że te informacje dały jej sens życia, nie zamierzałem z tym dyskutować.

- Ty lepiej patrz, by ta złośnica nie wsadziła Ci tej deseczki w dupeee - rzuciłem do barda, lekko zaciągając słowami. - Myślałem, że ja tutaj będę najbardziej się spoufalał, a tu pijany bardzina wchodzi cały na białooo - szydziłem, lekko się uśmiechając, zapominając prawie o ponurym humorze. Moja druga ręka powędrowała do ręki Nellrien, która trzymała mój nadgarstek.
- Tylko teraz bez Płomyszkowania mi - powiedziałem do Nellrien, nieco znowu bełkocząc. Oj, chyba trochę jednak za dużo tego alkoholu. - A skalnego potwora jebać. Wciąż zastanawiam się jakim cudem to przeżyłem... - Zamyśliłem się nad uderzeniem.
Leciałem wtedy naprawdę długo. Ból był okropny. Ten moment, w którym nie mogłem wciągnąć powietrza w płuca był przerażający. Chyba pierwszy raz byłem tak blisko śmierci.

- Ano jutro - przytaknąłem na słowa Pajaca i Nellrien. - I może magija to nie Twoja ekspertyza, ale machanie mieczykiem już tak. Chodź z nami, a nie się pietrasz po kątach. Każda pomoc przeciwko tej zawszonej dupie się przydaa - Próbowałem przekonać Barda.
- I te, tylko bez erotomana. Ty tu bawidamek jesteś. Mi tylko jedna kobita sersu przyświesa - Chyba jednak mówię za dużo. Spojrzałem się na Nellrien, licząc że nie odnotowała za mocno tych słów. Nieco się spłoszyłem, być może nawet zarumieniłem i zabrałem swoją rękę, która wcześniej dotykała jej chłodnej dłoni. Ale noga dalej dotykała jej łydki... Chwyciłem za napitek i napiłem się szybko, jakby próbując zakamuflować wpadkę.
- Tutaj patrzcie na tego, o! - Starałem się odwrócić uwagę. - Pojeb, co na giganta się wdrapał. Bez większego planu. Druga też nie lepsza, z bełtami na kamień - prychnąłem, jakby besztając. - Naprawdę śwjetni z was towarzysze. Aaale się nie przyzwyczajajcie się do takich superlatyf - dodałem po chwili, całkowicie zmieniając wydźwięk poprzedniego zdania.
- Fajnie byłoby tak pływać na Suce... Ara, Bardzik, Neela pod przywództwem naszej światłej pani kapitan. Jesss to plan na przyszłość. Neela będzie dom miała, Bard inspiracje do tworzenia kolejnych wyjących poematów, Ara nowe roślinki se poodkrywa - wymieniałem.- Same plusy - Podsumowałem.

- I dajjj jej spokój - stanąłem w obronie Nellrien. - Rozkaz to rozkaz. Zrobiła co uważała za słuszne. Niszczenie tego całego serca dżungli wydawało się dość rozsądne. Sam bym pewnie zrobił na jej miejscu to samo - Taka była prawda. Siepacze tak mają...
- Dla mnie też pokoik - dodałem, gdy Olo przyszedł ze strawą. Spojrzałem się na panią kapitan. Pewnie nic z tego nie wyjdzie, ale fantazja o skończeniu w jednym pokoju pojawiła się znikąd i nie chciała odejść.
Nałożyłem sobie naprawdę tłustego mięsiwa, odrobinę tylko warzyw i sam zabrałem się za jedzenie, by zniwelować chociaż trochę działanie alkoholu. Albo by następnego dnia nie zdychać jak nigdy wcześniej. Oderwałem też kawałek, być może ku zdziwieniu innych, i bezceremonialnie położyłem go obok.
- Łap - powiedziałem do Autha. - Też zasłużyłeś - Jakby nie patrzeć był to mój kruk. Czasem należało o niego zadbać.

- O... - odezwałem się po przełknięciu pierwszej porcji mięsiwa. - Sławę widać, że bardzina lubi. Patrz jak mu się ślipia błyszczo. Widać, że zaraz Cię zbałamuci - skomentowałem słowa Barda, kierując je do dziewczyny, która podeszła do stolika.
- No i nie wiem, nie wiem... Nell... Pani Kapitan? - prawie się zapomniałem. - Są godni dostąpić zaszczysu przebywania w naszym śwjatłym towarzystfie? - przekręciłem lekko głowę. Szczerze mówiąc nieco mi to zwisało. Stan był odpowiedni. Można było się trochę pointegrować, chociaż za tłumami nigdy nie przepadałem. Zostawię decyzję Nellrien.

Karczma "Zły kot"

20
POST BARDA
Żaden z nich nie widział, jeszcze, by Nellrien śmiała się tak, jak dzisiaj, jak teraz. Nasuwało się przypuszczenie, że to alkohol, którego tak jej brakowało, pomógł jej odsunąć od siebie natłok tych nieprzyjemnych przemyśleń, z jakim żyła na co dzień. Ale nie do końca tak było; głównym powodem tak znacznej poprawy jej nastroju była jednak myśl, że nie jest przegranym przypadkiem. Że wciąż jeszcze jest dla niej nadzieja i być może będzie jeszcze miała tę wolność, za jaką tęskniła od lat. Wyglądała, jakby nawet kwestia potencjalnej utraty statku przestała być dla niej tak bolesna, kiedy na horyzoncie widniało uniezależnienie się od krasnoluda, który póki co w pełni ją kontrolował.
- Pijak, erotoman i szaleniec - powtórzyła ze śmiechem. - A do tego pojeb i bawidamek. Bohaterowie Kattok - zawołała, unosząc kubek, co wywołało radosny okrzyk i naczynia podniesione do toastu w większej części sali.
Spoważniała nieco, gdy Dandre wytknął jej brak rozwagi, choć nie tak mocno, jak być może powinna. Alkohol krążący w jej żyłach i generalny nastrój utrudniał pełne zachowanie powagi.
- Masz rację - przyznała po chwili walki z myślami i wrodzoną niechęcią wobec przyznawania się do błędu. - Mogłam zabić nie tylko siebie, ale i was. Przepraszam.
Przyjrzała się jednemu, potem drugiemu, a potem zgarnęła butelkę ze stołu i przyciągnęła ją do siebie, opierając ją na swoim kolanie. Trzymała ją jedną, wolną ręką, bo drugiej z jakiegoś powodu nie zabierała Shiranowi.
- Wam już wystarczy. Przynajmniej na chwilę - zadecydowała. - Już bredzicie od rzeczy, zaraz się zrobicie bezużyteczni. Nie będę was ogarniać nieprzytomnych potem.
Bezceremonialnie pociągnęła łyka prosto z butelki, oficjalnie chyba przejmując resztę jej zawartości. Nie było jej dużo, w końcu narzucili sobie dość szybkie tempo. Trzeba było jednak przyznać, że jak na kobietę swoich raczej nieszczególnie imponujących gabarytów, Nellrien potrafiła radzić sobie z alkoholem. Lata wprawy jednak robiły swoje, uodporniła się.
- Neela... jej to na statku nie widzę - mruknęła. - Nie wiem w sumie skąd ona się na nim wzięła, taka panienka z falbankami na mankietach, a mieczem w miarę potrafi robić... wiem, że Kerwin ją przyłapał na kradzieży, ta go prawie zabiła, a potem ty prawie zabiłeś jego... nie, on ciebie... nie, czekaj... - potrząsnęła głową, ze zmrużonymi powiekami wpatrując się w Biriana. Mniej-więcej historię znała, ale wyglądało na to, że bardziej mniej, niż więcej. Ale z całą pewnością nie wiedziała co przyczyniło się do takich a nie innych decyzji Neeli. Dlaczego i przed czym uciekła z domu. Dla kapitan Maver dziewczyna była po prostu znudzoną szlachcianką, szukającą z jakiegoś powodu przygody.
Zanim zdążyła dojść do sensownych wniosków i uporządkować sobie w głowie wydarzenia tamtej nocy, jej uwagę przyciągnęła tutejsza dziewczyna, która odważyła się wtrącić w ich rozmowę.
- A co mi tam - wzruszyła ramionami, obserwując, jak Auth z zapałem wcina rzucone mu mięso. - Miejsce przy stole jest.
Kobieta machnęła ręką do pozostałych, co zaowocowało natychmiastowym poruszeniem i już chwilę później zajęte były wszystkie krzesła w ich okolicy, a stół zapełnił się nowymi naczyniami i butelkami - co mogło znacząco utrudnić chęci Nellrien, dotyczące zachowania dwójki mężczyzn w stanie tylko wskazującym na spożycie, a nie agonalnym. Młoda kobieta zajęła miejsce obok barda, uśmiechając się do niego. W jej oczach błyszczało zaciekawienie.
- Nie mam nic przeciwko - rzuciła niezobowiązująco, w odpowiedzi na ostrzeżenia Shirana. - Jestem Yunana. To są Ayana, Folre, Gabriel i Mills.
- Czy to prawda, że musieliście odeprzeć atak całej dżungli?
- spytał bezceremonialnie młody wschodni elf, nazwany Folrem. - I że gołymi palcami wydarliście ten kamień ze skały?
- Czy to po tym wszystkim zostały ci ślady?
- zagadnęła Ayana, wskazując linie, jakie pokrywały ciało Nellrien. Kapitan z powrotem naciągnęła na ramię brzeg koszuli, który się z niego zsunął, niekoniecznie chętna, by omawiać akurat ten temat.
- Czy to prawda, że jesteś magiem ognia i to twój ogień pokonał klątwę, jaką rzucono na wyspę? - padło pytanie do półelfa. - Stąd ta wypalona, martwa ziemia niedaleko?
- Naprawdę spaliście przez wszystkie te miesiące? Śniło się wam coś?
- Podobno jeden z was to bard. Torberos się zdenerwuje, jak będzie mu podbierał publiczność, haha!
- Jest jeszcze jakaś, którą da się mu podebrać?
- spytał z powątpiewaniem Folre. - Nikt go nie chce słuchać, po tym co napisał o Barbano.
- Wróci do łask. Ludzie są łasi sztuki.
- Nazywanie sztuką tego, co on robi, to za dużo powiedziane
- zaśmiała się Yunana perliście. - Ale teraz będzie miał mnóstwo inspiracji. Jak się dowie... och.
Jak na zawołanie, drzwi karczmy otworzyły się, a w nich stanął kolejny wschodni, z małą lutnią przewieszoną przez ramię. Ogarnął spojrzeniem salę, aż w końcu zatrzymał je na grupce, robiącej tu największe zamieszanie. Wyglądało na to, że doczekali się uwagi tutejszego artysty!
Obrazek

Karczma "Zły kot"

21
POST POSTACI
Dandrę
Ciekawy przypadek Dandre Biriana pokiwał powoli głową. Zaprawdę, niewiele sytuacji tak zbliżało do siebie ludzi jak braterstwo broni. Świadomość tego, że możesz na kimś naprawdę polegać, ba, zawierzyć tej osobie swoje życie; to nie zdarzało się często. Takich towarzyszy nie poznawało się na balach i wystawnych bankietach, a właśnie w błocie, czy innej dżungli. I choć wciąż patrzył na półelfa z pewną dozą sceptycyzmu po tym, jak prawie zadusili się w płonącej klatce, którą im wszystkim zaserwował, to był prawie pewien, że nie dźgnie go w plecy przy pierwszej lepszej okazji, gdyby mógł na tym lepiej wyjść.
Uśmiechał się lekko pod nosem, widząc te lekkie czułostki między panią kapitan, a Shiranem. Bogowie, kto by pomyślał, że z tego żartu faktycznie wykwitnie jakiś zalążek sympatii? Zaprawdę, niezbadane są drogi ludzkiego serca.
- Nawet pani kapitan niczego mi w dupę wsadzać nie będzie. – oznajmił ze śmiertelną powagą w głosie, choć nawet nie próbował ukryć rozbawienia, które rozjaśniało mu twarz. Rozłożył później ręce i uśmiechnął się szeroko.
- Jestem typem spoufalacza, nie będę kłamał. Skoro już przelewamy razem krew i niemałe ilości alkoholi, moi drodzy, to nie wypada zachowywać się w jakikolwiek inny sposób. – znów pokiwał głową na ‘ prawdaż, prawdaż’.


Przekrzywił lekko głowę, kiedy to mały piroman począł namawiać go do wspólnej wyprawy na Barbano.
- Jeśli uważasz, że przyda się tam machanie mieczykiem, to faktycznie winienem pójść tylko po to, by wybić tee durnooty z głowy. – Birian obruszył się nieznacznie. Pochylił się nad stołem, ściszając głos. – Przeca nie pójdziemy tam, by rąbać Barbano i jego przydupasów, bo wtedy żadne bajeczki o bohaterach Kattok naszych biednych dup nie uratują. Rozglądamy się za tą magiczną pierdołą… Nie wiem, kurwa, jak, czy czułki powyciągacie, czy poniuchacie powietrze, nieważne… Rozglądamy się za tym przeedemiotem, prawda… – ni to ziewnięcie, ni to czknięcie przedłużyło nieco jedno ze słów bardziny, ale starał się mówić z sensem – … I wychodzimy. Ewentualnie, jeśli kto ma łapki sprawne, to może spróbować zwinąć to na miejscu, ale wiąże się to z ryzykiem. Rozglądamy się i wpadamy w nocy na powtórkę z rozrywki. – zakończył, klepnąwszy w stół, po czym wyprostował się i wycelował oskarżycielsko palec w Shirana.
- Nawet mi tu nie żartuj z kitraniem się po kątach, bo się dla ciebie, jełopie, wspiąłem na to skalne cholerstwo! – zapewne Dandre zrobił to głównie dla siebie, bądź biednej, bezbronnej Neeli, która z pewnością nie zasługiwała na to, by jej życie zostało ukrócone tak szybko, ale jako ‘bohater Kattok’ miał pełne prawo do tworzenia własnej narracji.
Birian machnął tylko ręką, gdy Shiran począł rozpływać się nad damą swego serca, po czym skłonił się przed rozśmianą panią kapitan.
- Bohaterowie Kattok! – zakrzyknął za nią, śmiejąc się w głos.


Po pięknym toaście nastała pora na chwilę powagi. Bard wbił spojrzenie w walczącą z myślami kobietę, po czym uśmiechnął się lekko, gdy przyznała się do błędu. Markotna Maver powoli stawała się człowiekiem.
- Przeżyliśmy, to najważniejsze. Ale nie pozwól, by pogoń za śmiercią zdefiniowa-a twoje życie. Jest w tobie więcej. – zachwiał się na stołku, dodając wagi swym słowom. Po krótkiej chwili namysłu opuścił głowę w stronę stołu, wspierając twarz na dłoni.
- Oj, przestaań jej na chwilę wchodzić w dupę, każdemu przyda się chwila odpoczynku – westchnął, wywracając oczami niczym Ara. – Rozkazy rozkazami, ale winniśmy myśleć za siebie. Nagadaliśmy… Neeli? O byciu tymi goniącymi za pieniądzem siepaczami, ale, na Bogów, nie znaczy to, że wyzbywamy się przy okazji zdolności do racjonalnego rozumowania! Porzucamy jeno… Huh, swoje przekonania? Serce mi pękło po tym, co zrobiliśmy... – posmutniał na chwilę. Odczuł, że teraz tym bardziej winien jest wyspie godny opis w swoich poezjach. Tyle mógł jej dać; zachować jej dzikie piękno, które pogrzebali pod stosem kamieni.
- Może jesteś chłopem z jakiejś wsi, nie wiem, nie znam cię, Shiran, ale widzę, że nie jesteś idiotą. Nie jesteśmy przecież zwykłymi żołdakami, nieprawdaż? Myślimy. A ja myślę , że kapitan Maver postąpiła wtedy nierozsądnie. Tylko tyle. Nie będę pustym potakiwaczem. – wzruszył ramionami, nie ciągnąc już dalej tematu. Zaprawdę, jeśli Birian na co dzień był dość gadatliwą osobą, tak po alkoholu zmieniał się słowną w fontannę obfitości.
- Zrozumiae. – orzekł, kiedy mama zabrała mu butelkę. Zapatrzył się na wybitnie interesującą deskę. Bezwstydnie wodził wzrokiem po jej krzywiznach. Szukał przebarwień i lekkich wynaturzeń; przez krótką chwilę ta jedna deska stała się całym jego światem.


Nie nadawałbym się na statek. Nie dla mnie życie w ścisłej hierarchii, a już tym bardziej tkwienie w pływającej trumnie, z całym szacunkiem dla twojej profesji… – pokłonił się pani kapitan – … przez miesiące! Fascynuje mnie bezmiar oceanu, ale co do zasady jestem zwierzęciem lądowym. – krótka hiperfiksacja pana Biriana musiała się wreszcie skończyć. Deska odeszła w zapomnienie. W tej chwili nawet nie był pewien, którą z nich tak dokładnie badał.
Dandre już ponownie otwierał usta, coby rzucić nieco światła na jego małą podpokładową interakcję z Kerwinem, ale nie dane mu było pociągnąć tematu, gdyż kobieca dłoń na ramieniu skutecznie go odeń odciągnęła. Mrugnął ze dwa razy i wszystkie miejsca przy ich stole były zajęte, a każdy wolny centymetr mebla zapełnił się nowymi naczyniami i butelkami. Zmarszczył lekko czoło.
Może faktycznie powinien przystopować z alkoholem? [/akapt]

Sięgnął po pierwszą lepszą butelkę i polał sobie połowę kielicha.
Pijany, czy nie, bard wciąż pozostawał Dandre, więc uśmiechnął się życzliwie do młodej kobiety, która usiadła obok niego, obrzucając ją równie zainteresowanym spojrzeniem jasnoniebieskich oczu.
- A jak mają mi się oczęta nie błyskać, kiedy to urokliwa nimfa zaszczyca mię swą uwagą? Natura poety czyni go podatnym na piękno. – stwierdził, uśmiechając się tylko szerzej, gdy dziewczyna niezobowiązująco zbyła ostrzeżenia paskudnego Shirana.
- Dandre Birian – przedstawił się, o dziwo, bez żadnych ozdobników. Pokłonił się jeno lekko przed nowoprzybyłymi, wykonując jakiś bliżej niezidentyfikowany gest dłonią, który w Keronie zapewne był częścią dystyngowanego ukłonu. – Miło mi.
Nie musieli długo czekać na potok pytań. Birian z radością zabrał się do odpowiedzi, chwytając lewą dłonią kielich.
- Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że musieliśmy walczyć z całą dżunglą, aczkolwiek jest w tym ziarno prawdy. Od pierwszych chwil na Kattok oczywistym było, że wyspa nie chce żadnych gości. Zaprawdę, powiadam wam, nie tylko zwierzęta łaknęły naszej krwi! Jeden zły krok w tej gęstwinie, mógł okazać się ostatnim. Pnącza potrafiły żyć własnym życiem, wić się niczym węże i ściskać, dusić nieszczęśników, którzy nie byli dostatecznie ostrożni. Ba, nawet my ledwie uszliśmy z życiem, kiedy raz natknęliśmy się na tę nieprzyjazną florę. – pokiwał z powagą głową, po czym pociągnął mały łyk z kielicha.

Po godzinach marszu i przebijania się przez gęstwinę napotkaliśmy coś, czego nie mógłbym opisać inaczej, niż jako… Solidną ścianę z roślinności. Serce Dżungli schowane było za żywym murem, który najpewniej pochłonąłby nas, gdybyśmy rzucili się nań z maczetami. Nie zamierzaliśmy jednak poddać się i zawrócić, o nie! – zakrzyknął, unosząc wolną rękę. Powoli powiódł wzrokiem po zebranej przy stole ciżbie.
- Spośród tej nieopisanej gęstwiny wyszły do nas strażniczki lasu. Driady, z którymi mieliśmy już styczność podczas pierwszej z wypraw do dżungli. Choć wyglądały jak filigranowe panienki, małe i kruche kobiety, to wiedzieliśmy, że w ich pustych spojrzeniach na nierozważnych czyhała rychła śmierć. Powiedzieliśmy… – bard skrzywił się nieco, na moment wybijając samego siebie z rytmu opowiadanej historii. Skłamaliśmy. Mówiliśmy o pokoju, a przynieśliśmy jeno śmierć.
Przechytrzyliśmy je. Wpuściły nas do… idylli. Pamiętam tą miękką trawę i moc kolorowego kwiecia. Miejsce w którym się znaleźliśmy wydawało się na swój sposób czyste, zupełnie inne od wszystkiego, z czym mieliśmy wcześniej do czynienia. Piękne. Ale to właśnie tam spoczywało Serce Dżungli… Ehm… Plugawy kryształ, który zatruwał wyspę. – zamilkł na chwilę.
- Tak, wydarłem je ze skały własną ręką. Jednak pierwiej nasza waleczna Kapitan postanowiła strzelić doń z kuszy, chcąc strzaskać go bez ryzyka kontaktu. Obudziliśmy tym samym wielkiego skalnego potwora. Górował nad nami jak wściekła kamienica z Saran Dun. Pewien byłem, że pomrzemy wszyscy, zgniecieni jak mrówki. I tak by się zapewne stało, gdyby nie Szalony Shiran! – Birian wskazał paluchem półelfa, a w jego głosie pobrzmiewała duma i podziw.
- Ten pobiegł na niego z mieczem w ręku i począł miotać weń jakową magyją. Bestia drżała pod kolejnymi ciosami szybkonogiego Shirana, próbując odgonić się od niego, jak od jakiego irytującego insekta. Czułem jednak, że nie mogę pozostawić go samego… Świadom, że swą brzytewką niewiele zdziałam walcząc z litą skałą, wespiąłem się na przerażającą bestyję. Cudem tylko dotarłem na czubek jej łba, gdzie w pęknięciu między skałami jaśniał ten tajemniczy kryształ. Sięgnąłem więc i wydarłem go, ubijając stwora, nim ten pogrzebał nas wszystkich – wyraźnie zadowolony z siebie Birian pociągnął kolejny łyczek z kielicha, zerkając jednocześnie w stronę Yunany, po czym odstawił go na stół.
Skrzywił się lekko, kiedy ktoś wspomniał martwą ziemię. Zaprawdę, byli jeno siepaczami, gotowymi zabić coś nieopisywalnie pięknego, bo ktoś ich do tego zobowiązał. Tacy to bohaterowie.


Mnie nic się nie śniło. Trwałem pogrążony w ciemności. Tym przyjemniej było przejrzeć wreszcie na oczy. – uśmiechnął się do siedzącej obok niego kobiety.
Zaraz jednak uderzył otwartą dłonią w stolik.
- Torberos! A więc to tak nazywa się ta szuja, szargająca dobre imię Osureli. Któż pozwolił, by takie nieboże mordowało sztukę w tym pięknym mieście? – teoretycznie nie miał nic do biednego barda, który przybył na Kattok po nim, ale w praktyce samo jego istnienie działało Birianowi na nerwy. Niechęć, które towarzystwo najwyraźniej do niego odczuwało tylko utwierdzało Biriana na tej antagonistycznej pozycji. Poleje się krew miernych artystów!
Wróciliśmy do żywych ledwie przed paroma godzinami, a już któryś raz słyszę o zawodach, które ten biedak sprawia ludziom. Serce mi pęka, gdy wyobrażam sobie te partactwa! – szczery ból pojawił się w głosie pana Biriana.

Wtem! Drzwi karczmy otworzyły się, a w nich stanął nie kto inny jak rzeczony Torberos.
Dandre poderwał się na równe nogi, niemal przewracając przy tym krzesło. Wycelował oskarżycielsko palec w stronę elfa z lutnią przewieszoną przez ramię.
- To ty! Tyś tym, który wyciera swe niegodne usta imieniem Osurelii! – wykrzyknął bard, lekko chybocąc się na nogach.
Obrazek

Karczma "Zły kot"

22
POST POSTACI
Shiran
- Jak to mówio. Raz w dupe, to nie pedał - Pozwoliłem sobie wyszczerzyć się do barda. - A jak kobita to robi... No to się wogle nie liczy, o! - Logika prosta, niczym nieskrępowana. Ułożyłem się wygodniej na krześle, lekko przesuwają swoją łydką, po nodze Nellrien. - No i coś w tym jest. Że spoufalać się można po takich przygodach. Ha! - spojrzałem się na Nellrien i jej wystające obojczyki, które przyciągały uwagę nie wiele mniej, niż jej kwieciste wzory na skórze. Cholera. Wypadało się trochę opamiętać... Chociaż może... Dalej trzymała moją rękę, co bardzo mi się podobało. Było to iście szczeniackie zachowanie, ale w tamtym momencie w ogóle mi to nie przeszkadzało. Miałem tylko chęć na więcej. Pobudzało moje żądze i pragnienia, choć wiedziałem że w pewien sposób, pani Kapitan jest dla mnie niedostępna. Chciałem tak bardzo ją odczarować i sprawić, że przestanie rzucać swym życiem jak jakąś niepotrzebną szmatą. Chciałbym by poczuła się doceniona i że naprawdę nie jest tak zjebana, jak uważała. Ech... Ale będę miał rano kaca moralnego. To nie są myśli Shirana.

Moją uwagę odwrócił na szczęście bard. Przekrzywiłem lekko głowę, słuchając jak opowiadał o swoim udziale w przedsięwzięciu, jakim było odnalezienie rezerwuaru magicznego.
- Aeeeeele że tak bez machania mjeczykiem? - Wyraziłem pytaniem swoją dezaprobatę. Choć niewątpliwie rację miał, nie oznaczało to, że i ja się myliłem. - Znaszy, ja od początku wiedziałem, że bez, ale jak żeś tak stanowczo sprawę postawił, to jakoś tak przykro mi się zrobiło. - wyjaśniłem, prostując się jak strzała. - Jak dla mnie to przeeszpiegi być powinny porządne. Chuj wi co to mogłoby być. Altego no... Bo trzebałoby... - zamyśliłem się. - ... No tego przydupasa. Prawą rękę przycisnąć! Co wyśpjewa wszystko pod groźbo spopjelenia! HA! - ostatnie wykrzyknąłem, dumny z geniuszu swego planu. Co jak co, ale dobry był!
- Przyznać muszę, że jaja masz, ale czy dla mnie to pewny nje jeste - oceniłem. - Niemniej dupe mi ocaliłeś. Tym samym dziękuję raz jeszcze. I się nie przyzyczajaj, bom taki wylewny na trześwo nie jest - Ostrzegłem, grożąc w powietrzu palcem.

I nie powiem, zrobiło to na mnie wrażenie. W sensie moment, w którym Nellrien przyznała się po raz pierwszy do winy i swojej głupoty. Niesamowite jak działał na nią ognisty trunek, bo powątpiewam, że zrobiłaby to samo na trzeźwo. Pokręciłem głową sam do siebie, ale nie był to najlepszy pomysł. Świat lekko się zakołysał, a ja musiałem mrugnąć swoimi pięknymi paczałkami ze dwa razy, by nie bełtnąć i utrzymać się na krześle.
- Siekawe, kto jest kim? - zaindagowałem, unosząc również swój kubek na toast. - Baidamek to wiadomo, ale że pijak, erotoman, szaleniec i pojeb? No nje pasuje mnje to. No nje pasuje - ton miałem wystarczająco karcący, ale gdyby ktoś nie zauważył, to w sumie używałem sarkazmu.

Po tym nastała chwila powagi i zadumy. Kiwałem tylko głową na słowa grajka. Przynajmniej do momentu, w którym stwierdził, że wchodzę pani Kapitan w dupę. Zabrałem odruchowo dłoń od Nellrien, jakby oskarżony nie wiadomo o co. Zrobiło mi się po tym nieco głupio, spojrzałem więc tylko przepraszająco na rudowłosą i poprawiłem nogę, tak by stykała się jeszcze większą powierzchnią niż wcześniej. Tym razem musiała odebrać, że to nieprzypadkowe i, że naprawdę pragnę z nią... fizyczności?
- Ja gadam o dupach po trzeźwemu, a grajek po pijanemu. Zabawne jak to się wszystko układa... - Westchnąłem, wydawało mi się, że teatralnie. - Niemniej - Zaznaczyłem wyraźnie, że to nie koniec mojej wypowiedzi. - Racjonalnego myślenja nikt tu nikomu nie odmawia. Wchodzić w dupe też nje. Ja... Ja tam rozumiem po prostu. To chciałem powiedzieć. Czy serce mi pękło? No nie bardzo. Bo co zrobiliśmy? Zdziesiętkowaliśmy jakieś plemje? Wybiliśmy dzieci i kobiety? No, kurwa, nie. Przestań wjęc się bawić w Are, boś czynów dokonał wielkich. Sam żeś to przed chwilą mówił. Morda więc w kubeł. Dosłownie - wyraziłem swoją opinię, która przecież była tylko moją opinią.
- Myślimy - Zgodziłem się z bardem - I mamy swoje zdania. Może i było to lekkomyślne, ale nje nierozsądne. Być może to by uratowało nam dupska i zaoszczędziło walek? Wtedy też być mówł, że njerozsądne to było? - spytałem.
- No, ale gupie, nie gupie, było i sie stanęło. Wyncyj myślenia o innych, taki przekaz, tak? - dopytałem, zamykając tym samym dyskusję ze swojej strony.

Tęsknie patrzyłem tylko jak butelka znika sprzed moich oczu, przywłaszczona przez wybrankę mego niedorozwiniętego serca.
- Ano, zrozmuiae - pusto przytaknąłem. - i tak już za dużo mówię. Jeszcze jakiś sekret wam zdradze i będzie - Ułożyłem się wygodniej na krześle.

- Nowej niedoceniasz - odezwałem się nagle na słowa Nellrien o Neeli. - Może i panienka, ale swoje przejszła. Pasuje do nas - pojebów - skwitowałem. Nie wiem co sobie o niej myślała, ale jak na tak delikatną osóbkę, naprawdę nieźle radziła sobie w całej tej głuszy Kattok. - Nawet Ara pod tym domkiem, co go spaliliśmy, nam się rozkleiła. A młoda? Patrz jaka dzielna! - zawyrokowałem. Choć trzeba przyznać, że obie nasze towarzyszki nie należały do najdzielniejszych. - A co do bycia szczurem lądowym... - zacząłem, ale nie dane było mi skończyć.

Na tym bowiem dyskusja się zakończyła, bo właśnie wtrąciła się tutejsza dziewczyna. Nim mrugnąłem po raz kolejny, cały stół został zastawiony kuflami i innymi osobami. Potem potoczyło się samo. Mnóstwo pytań, jeszcze więcej niedopowiedzianych rzeczy od różnych ludzi. Tłok i ścisk. No nie tego się spodziewałem. Pajac na szczęście przejął całość na siebie, zabawiając ucieszoną gawędź.
- Sam jesteś Szalony - mruknąłem pod nosem na nowy przydomek. Chociaż może to i lepiej? Ludzie będą się bać i jakiś respekt się pojawi. Chociaż przyznam szczerze, że zdolności magiczne wolałem pozostawić w tajemnicy. Nie lubiłem się tym obnosić.
Ale, co jak co, historia wydawała się przednia. Prawdziwy kunsz i talent. Tego nie można było Grajkowi odmówić.
- Te panie Nimfa - zagadnąłem. - Pamjętaj o Neeli - rzuciłem niezobowiązująco.
- Zaraz wracam. Idę przewietrzyć - Wstałem od stołu, obwieszczając wszystkim. Spojrzałem przeciągle na Nellrien, szukając sam nie wiem czego. - Miejsce zajęte, a spróbuje jakiś kurw niedojebany miejsce mi podsiąść, to nogi z dupy wyrwę - zagroziłem, uśmiechając się przy tym rozbrajająco i miło.
Ruszyłem lekko chwiejnym krokiem w stronę wyjścia, zastanawiając się czy pani kapitan dołączy, z racji niechęci do takich tłumów rzecz jasna. Sam potrzebowałem łyknąć trochę zimnego, świeżego powietrza. Po tym od razu wracam do towarzystwa. Może nawet uda się trochę przetrzeźwieć.
Wtem drzwi do karczmy otworzyły się. Jakiś kolejny grajek. Usłyszałem tylko krzesło trzaskające o ziemię i naszego Barda, który to rzucał jakieś oskarżenia. Idealnie. Ze dwa świeże hausty i jeśli Nellrien do mnie nie zawita, wracamy na bójeczkę... Oczywiście gramy w jednym teamie i klepiemy po mordzie wschodniego koleżkę.

Karczma "Zły kot"

23
POST BARDA
- Rozejrzymy się - zgodziła się Nellrien. - Poszukamy czegoś... innego, niż reszta. Może coś wyczujesz. Może Auth coś wyczuje. Jak nic nie znajdziemy... to się inaczej poszuka. Ale on ma maga, wiecie. Przypłynął razem z nim, współpracują od zawsze. On pomagał z tym kontraktem. Możemy go przycisnąć, ale co jeśli... tak jak Shiran... wybuchnie powietrze, czy coś? Co wtedy? W dupie będziemy. Martwi, prawdopodobnie. Teraz, jak mam przed sobą wizję życia bez tego chuja nad głową, wcale mi nie tak spieszno do grobu.
Nie wyglądała, jakby spodziewała się podobnej nostalgii ze strony kogoś, kogo kamienny potwór prawie roztrzaskał o obelisk. Z uniesionymi brwiami przyglądała się Birianowi.
- Serce ci pękło? To była kupa kamieni i chrustu - zaprotestowała. - Ożywiona jakąś magią, która nie pochodzi od natury. To nie było serce wyspy, serce Kattok. To była klątwa, którą ktoś na to serce rzucił. Natura się tak nie zachowuje, nie jest tak agresywna, rośliny nie ożywają, nimfy nie...
Zamilkła nagle, markotniejąc. Mogła udawać, że to, jak teraz wygląda, nie robi na niej żadnego wrażenia, ale po odpowiedniej ilości alkoholu robiła się bardziej szczera. Znów poprawiła koszulę na ramionach i ściągnęła rękawy w dół, do samych nadgarstków. W tej nietypowej otwartości wyraźnie widać było po niej, że nie może się z tym do końca pogodzić, tak samo, jak Neela. Mogła być twarda, niezwyciężona i uparta jak osioł, ale wciąż była tylko kobietą, która chciała czuć się dobrze we własnym ciele. Napiła się znów i kilka łyków później odstawiła pustą butelkę na stół.

Nie mieli czasu dłużej się nad tym zastanawiać, bo wkrótce stali się centrum zainteresowania wszystkich tu zebranych, nie tylko grupki, która przysiadła się do nich jako pierwsza. W miarę opowiadania historii gromadziło się coraz więcej osób - jedni tylko stawali za plecami tych siedzących, inni przysuwali sobie krzesła. Brodacz, siedzący dotąd przy kontuarze, też przysiadł się do nich, podsuwając sobie stołek po drugiej stronie rudowłosej. Pochylił się i powiedział coś do niej cicho, a ona spojrzała na niego z zaskoczeniem i roześmiała się. Ochy i achy, wznoszące się między zebranymi podczas opowieści, uświadamiały im, że to, co przeżyli, nie było niczym zwyczajnym. Żaden z zebranych nie miał do czynienia z driadami, żaden nie walczył z kamiennym golemem i z całą pewnością żaden nie trzymał świecącego własnym blaskiem, magicznego kryształu w dłoniach. Na pewno nie Yunana, która wpatrywała się w mówiącego z niezdrowym blaskiem w oczach.
- Miękka trawa i kwiecie? - powtórzył Folre. - Nic takiego już tam nie ma.
- Bo to było nienaturalne
- wtrąciła się Maver, zanim Dandre zdążył się widocznie zasmucić. - To pochodziło od klątwy. Natura była najsilniejsza przy jej centrum. Wszystko tam było... zbyt żywe.
- Teraz, poza tym wypalonym kręgiem, nie ma tam w sumie niczego nadzwyczajnego
- zauważył elf. - Przy tym kamiennym kręgu. Byłem tam kilka razy. Zarządca wbił w niego sztandar Syndykatu, na cześć waszego zwycięstwa.
Mówił z dumą, choć dla nich słowa te miały nieco gorzki wydźwięk. Może przez fakt, że zbyt dobrze wiedzieli, co skrywa Barbano i jaki jest tak naprawdę. Duma z przynależności do tej organizacji zapewne była jedynie maską. Pogardliwe wykrzywienie ust Nellrien tylko to potwierdzało. Nie chciała mieć do czynienia ani z nim, ani z Syndykatem Tygrysa i obaj doskonale wiedzieli, że jeśli tylko uda się ją uwolnić spod tego zobowiązania, odpłynie na drugi koniec świata, żeby tylko nie mieć nigdy więcej do czynienia z tym krasnoludem. Zakładając, że go po prostu nie zabije.
Gdy Dandre zaczął opowiadać o nadzwyczajnej skuteczności Shirana, spojrzenia wszystkich zebranych przeniosły się na półelfa, w tym także roziskrzone spojrzenie Yunany. Trzeba było przyznać, że w jej ciemnych, migdałowych oczach dało się utonąć, a ona musiała świetnie sobie z tego zdawać sprawę. Wsparła głowę na dłoni, opierając łokieć o blat.
- Nie spodziewałam się, że będę wśród tych, którzy pierwsi będą mogli z wami porozmawiać - powiedziała miękko. Maver zmierzyła ją oceniającym spojrzeniem od stóp do głów, ale nic nie powiedziała. Za to uśmiechnęła się do siedzącego obok drwala, który uprzejmie podsunął jej kufel spienionego piwa. Gdy Shiran nie trzymał już jej dłoni, nie musiała być skupiona wyłącznie na nim, prawda? Jej noga odsunęła się, gdy obróciła się w drugą stronę, znów zostawiając po sobie nieprzyjemny chłód, a z ich strony dobiegły niewyraźne strzępki cichej rozmowy, coś o rumie i... beczkach? Tylko gdy półelf wychodził, Nellrien zerknęła na niego krótko.
- Aias Torberos - z rozbawieniem doprecyzowała ciemnooka, zanim Dandre zdążył rzucić nieoficjalne wyzwanie nowoprzybyłemu elfowi.
Ten rozszerzył ze zdumienia oczy i chwilę zajęło mu zorientowanie się, o co w tym wszystkim chodzi. Nieszczególnie długą chwilę. Wystarczyło szybkie ocenienie sytuacji i wypatrzenie w tłumie trzech nowych twarzy, wystarczająco charakterystycznych, żeby wiedzieć, z kim ma do czynienia.
- Słucham? Że co robię? - spytał. Miał przyjemny, choć nieco niższy niż Dandre głos. Zaczesane do tyłu włosy, potargane teraz przez wiatr, wpadały mu do oczu. Odgarnął je szybkim ruchem ręki, a zdezorientowane spojrzenie stało się wyraźniejsze. - Przyjacielu, cokolwiek o mnie usłyszałeś, słowo ci daję, że nie ma to nic wspólnego z prawdą. Nie ma powodu, żeby robić zamieszanie. Niczego nie wycieram, wręcz przeciwnie!
Nie usta, a dupę sobie podciera! Powiedz mu to.
Z jakiegoś powodu Auth z satysfakcją przyłączył się do Biriana, decydując się dać mu mniej lub bardziej potrzebne wsparcie.

Na dworze powoli zapadał już zmrok. Słońce zaczynało chylić się ku zachodowi, posyłając ostatnie ciepłe promienie światła w te chmury, do których jeszcze sięgało. Niebo było ciemnoróżowe, a wprawne oko mogło wypatrzeć dwa księżyce, szykujące się do wzniesienia się wysoko nad horyzont. Po placu kręcili się ludzie, ale tym razem nikt nie zwrócił uwagi na Shirana, wychodzącego z karczmy. Nie przyciągnął żadnej uwagi, na jaką w tej chwili mógł nie mieć ochoty, a chłodne, wieczorne powietrze trochę go otrzeźwiło. Otoczony nowiutkimi, drewnianymi budynkami, ustawionymi równo jeden obok drugiego w sposób, który wydawał się idealnie odmierzony od linijki, nie czuł się, jakby nadal był na Kattok. Tym samym dzikim Kattok, do którego przybili te kilka miesięcy temu. To miejsce wydawało się zupełnie obce... przynajmniej do momentu, w którym usłyszał za plecami znajomy głos.
- Wygląda na to, że naprawdę zabrałam wam tę butelkę w ostatnim momencie.
Zachodzące słońce dodawało włosom uśmiechniętej Nellrien nowej intensywności. Jej policzki były zaróżowione, a oczy błyszczały się od nalewki, którą wypiła. Z rękami skrzyżowanymi na piersi wpatrywała się w Shirana z rozbawieniem. Całkiem możliwe, że spodziewała się zobaczyć go zwracającego zawartość żołądka za rogiem karczmy. Ale chyba nie było z nim jeszcze aż tak źle... prawda?
Obrazek

Karczma "Zły kot"

24
POST POSTACI
Dante Bihrią
Mężczyzna uśmiechnął się szeroko, patrząc wpółprzytomnym wzrokiem na prostującego się Shirana. Birian niby to kiwał, niby to kręcił głową, wysyłając doskonale zaszyfrowane sygnały podczas słuchania wywodu na temat przyciskania prawych rąk i machania mieczykami.
- Uznaem, że trza sprawę jasno postawić. Machnąć żelastwem potrafię. Myśę, że mógbym samemu dać radę… Ze tszem? Może nawet czterem krzesłom i kilku półkom. Gdyby bogi mi sprzyjały, to może i z jako komodą stanąłbym w szranki. W gadce teżem niezgorszy, jak mnieam, więc moszee… Mosze i bym się tam do czego przydau. Niemniej jednak, chciałem, żeby mieli państwo taką… Taką własną przygodę, o. Z niuchaniem książek i tak dalej – wymamrotał chyba bardziej do własnej dłoni, na której wsparł akurat twarz, niźli w stronę rozmówców.
- Jeśli będzie trzeba; pójdę. Swoich na lodzie nie zostawię. – wzruszył ramionami, po czym podrapał się po brodzie. – Ale, litości, żadnych rozbojów. Kogokolwiek możemy „przycisnąć” dopiero, kiedy wszystko inne zawiedzie. A więc po potencjalnej nocnej eskapadzie poprawczej. – zawyrokował. Wizja próby napaści na maga przerażała go do cna. Nie był Inkwizytorem, który, wedle legend, którymi w Keronie obrosły ich zastępy, zjadał magów-apostatów na śniadanie. Nie miał bladego pojęcia, jak w ogóle można walczyć z kimś, kto potrafi naginać same żywioły do własnej woli.
Zapewne po prostu nie można.
Cmoknął z niezadowoleniem.
- Nigdy nie miałem nieprzyjemności stanięcia w szranki z magiem. Jestem za to przekonany, że gdybym miał, to nie rozmawialibyśmy teraz. Albo trzaskamy mu w ciemię, jak nie patrzy i nie pozwalamy, by wywnioskował, kim jesteśmy, albo giniemy. Innych wyjść chyba nie ma. Najlepiej zaś w ogóle doń nie podchodzić. – zawyrokował, zgadzając się właściwie z Nellrien.
- Nie musisz dziękować, Szran. Nie raz zrobiłeś dla mnie to samo. We ride together, we die together. – stwierdził bard, po czym sięgnął po swój telefon, wyciągnął z sakwy przenośny głośnik Bluetooth i puścił „Born to be Wild” na pełnej bandzie.


Kolejnego wywodu Shirana wysłuchał głównie w milczeniu, bawiąc się swoim kuflem.
- Zauważyłem, że wielkie czyny bardzo rzadko sprawiają, że człowiek czuje się ze sobą lepiej. – rzekł cicho, z kwaśnym uśmiechem na ustach. Sam właściwie nie był pewien, czy cokolwiek z tego, co udało mu się zdziałać w Ujściu było czynem wielkim, ale były to działania powodowane szlachetnymi pobudkami serca i pragnieniem sprawiedliwości… W pewien sposób przyłożył rękę do oswobodzenia oblężonego miasta, a jednak towarzyszyło mu tylko paskudne poczucie winy. Myśl o wszystkich tych, których nie udało im się uratować. Ta potworna lekkość w zabijaniu zielonych, którzy stali się na jakiś czas uosobieniem wszystkiego co złe… Był artystą, chciał pojechać tam, by spisać, prozą, Raport z Oblężonego miasta, rzetelny, historiograficzny wręcz opis zduszonego wojną Ujścia. Skończył zaś z mieczem w dłoni, na barykadach i w ciemnych zaułkach, niosąc śmierć ku pokrzepieniu serc. Serc, z których jedno zamarło już pierwszego dnia, kiedy wiedziony, a jakże, chęcią uratowania damy w opałach, skazał inne biedne dziewczę na śmierć, która winna była przyjść wtedy do niego.
- Czyż nie zabiliśmy driad? Wyrwaliśmy serce wyspie, która faktycznie w jakiś dziwny – wynaturzony? – sposób… Żyła. Pewien byłem, że duchy lasu to jeno legendy z czasów dawno minionych, a nam przyszło z nimi rozmawiać! Trzymaliśmy ich małe dłonie. I choć było to straszne, oczywiście, to było też piękne. I tego piękna mi szkoda. – popatrzył na zdziwioną Nellrien i wzruszył ramionami.
- Pękło. Trzymałaś w ręku ten kryształ? – spojrzał jej w oczy, unosząc lekko brew – Nie wiem nawet jak wam to wytłumaczyć, bo i dla mię to jakaś abstrakcja. Kiedy go wyrywałem z tamtego okropnego monstrum, to… Nie czułem się, jakbym rozbijał kupę gruzu. To było jak wyrwanie… Kurwa, nie serca nawet, a duszy. Jakby ten kryształ był czymś więcej niż tylko cholernym szkiełkiem. Jakby to, co zrobiłem, niosło ze sobą nieopisane cierpienie. – opuścił wzrok. Kobieta miała jednak trochę racji.
- Nie wiem, co to było. Serce Kattok jako takie może w ogóle nie istnieje, logika każe w to wierzyć. Ale, na Bogów, nie jestem kimś, kto próbuje nagiąć świat do swojego ograniczonego pojmowania, jak ci zakurzeni mędrcy z akademii. Są rzeczy, o których nam się nawet nie śniło. A ja czuję, że mogłem w y r w a ć wyspie serce. Chore, ale jednak serce, serce, którego broniła, jak tylko mogła. I nie mam, kurwa, pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. – uśmiechnął się pusto. Kto wie w jaką stronę potoczyłaby się ta rozmowa i nastroje pana Biriana, gdyby nie nadejście uroczej istotki, która momentalnie sprawiła, że jego myśli skupiły się na tematach o wiele przyjemniejszych.


Jak gdyby nigdy nic, odegnał od siebie wszelkie wątpliwości, rozsiadł się wygodnie na krześle i, momentalnie otrzeźwiały, prędko rozpoczął swą opowieść. Kim właściwie był Dandre Birian i która z jego twarzy była najprawdziwszą? Bogowie jedni wiedzą, czy sam potrafiłby odpowiedzieć na to pytanie, choć zaznaczyć należy, iż właściwie nigdy na ten temat nie dywagował.
Słowa wypływały z jego ust zadziwiająco składnie i wyraźnie, jakby poprzednia pijatyka była jeno mglistym wspomnieniem. Wzrok barda krążył między słuchaczami, a mówiąc zwracał się w stronę to jednych, to drugich, jakby nie chciał, by ktokolwiek poczuł się pominięty. Z zadowoleniem obserwował, jak towarzystwo zebrane wokół ich stolika rozrastało się z czasem. Faktem było, iż pan Birian atencję lubił i czuł się w takim układzie doskonale. I choć miał wcześniej świadomość niezwykłości ich małej przygody, to ochy i achy wznoszące się raz za razem podczas jego opowieści, utwierdziły go w przekonaniu, iż należy to wszystko spisać. Poezyje, czy ballady, to nie ważne, świat musi usłyszeć o tych, którzy poskromili zdziczałe Kattok. Roziskrzone oczy Yunany rozgrzewały barda bardziej niż wypite wcześniej kolejki, wracał więc do nich najczęściej, z przyjemnością gubiąc się w ich ciemnej głębi za każdym razem na nowo. A w głowie męża klarowała się powoli myśl, że nie tylko w jej oczach chciałby się zgubić.
Zmarszczył lekko czoło, gdy kapitan Maver wcięła się w jego opowieść, ale zaraz pokiwał głową i stuknął dłonią w stół.
- W istocie, można by rzec, iż nieopisany koloryt tamtejszego kwiecia zdał się nam być zbyt idealnym, jakby należał do świata bogów raczej, nie naszego. Aczkolwiek próżno było doszukać się tam plugastwa, o którym człek myśli, gdy mowa o klątwach… Oczywiście, do chwili, w której to powstało przed nami kamienne monstrum – Birian pociągnął łyk z kielicha, zwilżając sobie gardło przed dalszą częścią opowieści. Westchnął tylko cicho i uśmiechnął się krzywo, kiedy to elf wspomniał o sztandarze Syndykatu wbitym w kamienny krąg.
- Ha, hurra dla bohaterów. – mruknął cicho, unosząc lekko naczynie. Uraczył się jeszcze paroma kroplami trunku. Nie mógł nie zauważyć pogardy, która wykrzywiła obliczę Nellrien, ale rozumiał ją doskonale. Na jej miejscu też najchętniej nie miałby niczego wspólnego z tą Organizacją. Ha, Bogowie, kogo on oszukuje, przecież i jego od samego początku uwierał ten kontrakt, ale wydało mu się, że sprzedanie się Tygrysowi będzie najprostszą drogą do dotarcia na dziewiczą niejako wyspę.


Bard uśmiechnął się do Yunany, mierząc ją jednocześnie nieco zamglonym wzrokiem.
- Cóż, panienka sama o to zadbała. Obawiam się, że odmówić bym nie potrafił. – mruknął. Może i pociągnąłby temat dalej, ale przybycie jego nemezis do karczmy sprawiło, że Birian zmienił priorytety.
Stał więc, tak prosto, na ile był w stanie i patrzył spode łba na niejakiego Aiasa Torberosa, mniej lub bardziej wyraźną smugę, będącą wschodnim elfem.
Dandre nie miał zamiaru dać się zwieść pozornie przyjemnemu głosowi przybysza, ani jego zdezorientowanemu spojrzeniu. Może aktorzyć potrafił, jeno w reszcie sztuk wyzwolonych tak boleśnie zawodził?
- Niegodne swe usta.. – zaczął, ale przyjacielowanie sprawiło, że aż zachłysnął się powietrzem. Cóż za tupet! Jak on śmiał?
- Nie może być twym przyjacielem ten, kto oddał swe serce sztuce. – odparł, nawet nie kryjąc swojego zadowolenia ripostą na to fałszywie przyjazne zagajenie.
- Aiasie, wszelkie znaki na niebie i na ziemi mówią mi, że nie tylko usta, a rzyć! sobie podcierasz szlachetnym imieniem naszej patronki! – dumnie zachwiał się na nogach, z niezachwianą pewnością wspierając się na krześle. Oskarżycielsko wysunięty paluch nadal wirował, wycelowany mniej więcej w pierś biednego elfa. Birian najpewniej zachowałby się podobnie nawet bez podżegania kruka, ale kiwnął mu lekko głową.
- Spróbuj więc udowodnić, że jest inaczej! Pokaż, ileś wart!
Obrazek

Karczma "Zły kot"

25
POST POSTACI
Shiran
Opowiadał tak i opowiadał. Jego broszka. Nie zamierzałem mu przerywać, mimo tego że wiedziałem, że część pytań kierowana jest do mnie. Niech się tworzą historie i legendy. Spokój może będzie potem na przyszłość. Podobnie podejście miała też chyba Nellrien, ale ona nawet trochę podchwyciła temat, gdy starała się przedstawić naturę ze swojej perspektywy. Kiwałem przy ich opisach tylko głową, mamrocząc coś pod nosem, potwierdzając ich wersję i starając się nie zsunąć z krzesła.
Gdy mówiła o Syndykacie, udało mi się dosłyszeć gorycz w jej słowach. Gorzki uśmiech, jaki wykwitł na jej twarzy, był czymś całkowicie odmiennym od radosnego chichotu, jaki uskuteczniała po obalonej flaszce. Jakby nie patrzeć, to Syndykat odebrał jej życie. Raczej wolność. Ale wciąż jest to naprawdę porządny policzek. Sam więc odczułem pewną złość, nawet jeśli była to tylko durna flaga, wbita w miejsce naszej walki. To był nasz sukces - nie ich. Nawet nie zauważyłem kiedy zmarszczyłem gniewnie brwi.
- W dupee niech seee wsadzą ten sztandar. Gówno znaczy - skomentowałem od niechcenia pod nosem, nie bacząc w sumie na możliwe konsekwencje swojej wypowiedzi. Nie była jakaś szczególnie uwłaczająca, ale dałem sobie spokój z artykulacją pozostałych myśli krążących mi po głowie. Przyciągnęłoby to do mnie pewnie jeszcze większą uwagę, która niekoniecznie była mi na rękę. Choć przyznać muszę, że ta cała Yunana miała coś ciekawego w oczach. Mrugnąłem do niej okiem, uśmiechając się lekko, gdy zauważyłem, że Nellrien przejechała ją wzrokiem od stóp do głów. Pierwsza moja myśl: "jest zazdrosna", ale nieco mina mi zrzedła, gdy sama zaczęła uśmiechać się do drwala, który przysiadł się obok niej. Nie dość, że knur podsunął jej piwsko, to jeszcze miał czelność kokietować, jak ta panienka... Płomyczek chyba na to poleciała, bo noga odsunęła się od mojej, pozostawiając chłód, którego nie miałem ochoty poczuć. Cóż mogłem poradzić... Chyba nie do końca spełniałem jej standardy. Pozostawało mi aż się podnieść od stołu. Obiecałem, że wrócę, ale obecnie straciłem na to całą chęć. Teraz potrzebowałem wyjść na dwór.
Nie miałem ochoty patrzeć na to jak Nellrien załatwia sobie towarzystwo na noc, ani jak sytuacja rozkwita... Ugh. Skrzywiłem się na samą myśl. Byłem w tak dziwnym stanie, że najchętniej bym rozpętał bójkę. Pomógłbym Pajacowi i pierwszy grzmotnął tego tam Lalusia. Jeszcze kwiczał w ten taki paskudny sposób, zaciągając co drugi wyraz, jakby był z wyższych sfer. Obiecałem sobie, że jak wrócę i dalej będą się tylko przerzucać słowami, to dołożę co nieco od siebie.
Przed wyjściem usłyszałem jeszcze Autha... Mój Kruczek... Wie co powiedzieć.

Na dworze robiło się przyjemnie rześko - taka odmiana od upalnego klimatu wyspy. Jakoś tak od razu też przetrzeźwiałem, choć patrząc po ilości wypitego alkoholu, jeszcze przez dobrą chwilę będzie mnie zarzucać na prostej.
Nikt się na mnie nie gapił. Fajnie było być w centrum uwagi, ale... Tam w karczmie... Tego było zwyczajnie za dużo. Od kiedy tylko pamiętam, nie lubiłem rzucać się w oczy. Przewodzić? Jasne. Brać udział w ulicznych bójkach na nielegalnych zawodach, gdzie każdy wykrzykiwał twoje imię? Jak najbardziej. Tylko, że potem chciałem mieć spokój. Napić się z zaufanymi mordami, odwalić jakąś dziką akcję, albo... No nie wiem. Tym bardziej, że całą uwagę przyciągał do siebie bard. I o ile mogłem mówić, że mi to wszystko zwisało, czasem po prostu nie ma się ochoty na ciekawskie spojrzenia i pytania, które tylko bardziej podkręcają wewnętrzną wściekłość. A może to po prostu reakcja na zaloty do Nellrien?
Nowe domki, ustawione jak od linijki, nie przypominały ani trochę miejsca do którego przybiliśmy. Ciężko było uwierzyć... W sumie ciężko było uwierzyć w to wszystko. Cała ta śpiączka, driady, odmłodnienie Pajaca, czy przemiana Neeli lub Nellrien. Każdy z nas przeżył swoje, ale to co się tu działo wykraczało też poza szeroko pojętą normalność. Normalność...

- Co? - odwróciłem się zaskoczony kobiecym głosem. Nie powiem, udało jej się mnie zaskoczyć. O ile wcześniej łudziłem się jeszcze, że pani kapitan przyjdzie tu za mną, o tyle gdy dostrzegłem jej żywe zainteresowanie panem Rębidrutem, obstawiałem że raczej jej tu nie zobaczę.
Uśmiechała się lekko, a moje serce zaczęło jakby samo bić mocniej. Lekkie mrowienie w brzuchu dawało o sobie znać, gdy pochłaniałem detale, takie jak kolor jej włosów, czy lekko zaróżowiałe policzki na tle bladej, zdobionej wzorami skóry. Idę o rękę, że na mojej twarzy widać było wtedy wszystko - począwszy od zaskoczenia, po zachwyt jej urodą.
- Łoo... - wyrwało mi się cicho, razem z wypuszczanym powietrzem, które jak się okazało - wstrzymywałem. Głupi Shiran, pajaca tylko z siebie robi, jakby pierwszy raz z babą gadał... Dobrze, że Auth mnie nie widzi. Rżałby teraz głośniej od konia.
Resztkami jakiegokolwiek braku poczucia żenady swoją postawą, oparłem jedną z dłoni na swoim biodrze, a drugą ręką przeczesałem włosy. Sam nie wiem po co... Może dla lepszego efektu? Będzie z rana moralniak...
- Może... - Prędkością odpowiedzi na zadane pytanie nie powalałem, ale chwilę w tym stanie zebrało mi, by pozbierać szczenę z podłogi. - Zależy jakie miałaś plany względem... mnie - uśmiechnąłem się lekko, opierając się z pozorną nonszalancją o ścianę budynku. W tym stanie nie potrafiłem się powstrzymywać. Wręcz pożerałem ją wzrokiem, śledząc linię jej talii w świetle zachodzącego słońca, czy ukradkiem zerkając na piersi, które podkreśliła, krzyżując pod nimi ręce.
- Pan od ryżynięcia - Starałem się to wypowiedzieć jak najbardziej poprawnie, ale chyba trochę przekręciłem - ...drewna miał śmierdzący oddech? - zapytałem lekko mrużąc oczy. - Szy może zwyczajnie tęskniłaś? - zamrugałem oczami.
- Beznadziejnie to brzmi... - powiedziałem raczej sam do siebie. Odbiłem się od ściany budynku. - Jak widzisz, też zjebany jestem. Do Pajaca w słófkach mi dalekoooo... Szczególnje w tym stanie. Wjęcej nje pije, bo jeszcze powiem za dużo - gadałem jak potłuczony, chcąc się wytłumaczyć. - Zrobi sję jeszcze niezręcznie i co? Dostanę butelkoo przez łeb pewnie. Bo kuszy chyba nie masz, co? Chociaż z kuszy może byłoby lepiej? - zamyśliłem się, ale chwilę potem zatoczyłem się w kierunku barierki przed karczmą. Oparłem się o nią i spojrzałem w stronę zachodzącego słońca.
- Dołączysz? Podobno takie rzeczy są romantyczne... - powiedziałem na głos, ale zaraz tego pożałowałem. Idiota. Naprawdę myślisz, że Nellrien lubi takie rzeczy? To dobre dla kur domowych i innych inkwizytorskich niewydymek. Musiałem to jakoś odratować. - ... czy coś. Trochę spokoju nikomu nie zaszkodzi - dodałem pośpiesznie, a całość wyglądała pewnie nieco nieporadnie. Co te pieprzone uczucia i alkohol robią z człowiekiem. W życiu na trzeźwo bym się tak nie zachowywał.

Karczma "Zły kot"

26
POST BARDA
- Słucham?! - oburzył się elf, słysząc jakże obraźliwe oskarżenie Biriana, a także następujący po nim wybuch śmiechu, jaki rozległ się od stołu, przy którym zgromadziło się najwięcej osób. - O, ty złamasie z kontynentu, rzyć to ja ci zaraz twoją własną gębą podetrę!
Rozwścieczony w ułamku sekundy, przełożył pasek od lutni przez głowę i odłożył ją na pierwszy lepszy stół, by zdecydowanym krokiem ruszyć w stronę drugiego barda. Auth zakrakał z rozbawieniem, które ze zgromadzonych wychwycić byli w stanie tylko Dandre i mijająca ich właśnie Nellrien, chyba podążająca za Shiranem.
Dobrze, a teraz ty go trzymaj, a ja mu wydziobię oczy!
Ta propozycja była już nieco mniej kusząca, zakładając, że Birian nie chciał całkowicie i ostatecznie pozbyć się konkurencji. Torberos znajdował się coraz bliżej, z dłońmi zaciśniętymi w pięści i niechybnie rzuciłby się na kogoś, gdyby nie nagły huk. Olo uderzył czymś o kontuar, drewnianą deską najpewniej, co sprawiło, że wszystko na moment ucichło, a elf zamarł w miejscu. Wszystkie spojrzenia przeniosły się na karczmarza.
- Spróbujcie tylko burdę mi tu zrobić, to więcej wasza noga w mojej karczmie nie postanie - zagroził. - Ani jednego, ani drugiego. Na moim bucie wylecicie obaj zaraz na zewnątrz.
- Olo nie kłamie - ostrzegła cicho Yunana, łapiąc Biriana za nadgarstek i ciągnąc go w dół, by z powrotem usiadł. Smukłe palce zostały zaciśnięte na jego przedramieniu, być może z chęci dopilnowania względnego spokoju w Złym Kocie, a być może z zupełnie innego powodu. - Pamiętacie Iana? Pół roku już musi sobie sam organizować towarzystwo do picia w porcie.
Odpowiedziały jej śmiechy i zebrani wrócili do swoich rozmów, a tawernę ponownie wypełnił gwar. Torberos sztywno podszedł do ich stołu, mierząc tego, który go obraził, wściekłym spojrzeniem.
Za spiczaste uszy łatwiej się ciągnie, niż za wasze, ludzkie.
Komentarze Autha nie wnosiły wiele, ale kruk z całą pewnością przednio się bawił. Zadowolony z siebie siedział na środku stołu i z zaciekawieniem przekręcał czarny łepek, czekając na rozwój wydarzeń.
- A ty kim jesteś, co, zasrańcu? - warknął Aias i przesunął spojrzeniem po zebranych, szybko wyciągając wnioski. - Obudziłeś się po pół roku i myślisz, że Ina należy do ciebie? Co z ciebie krytyka sztuki robi? Jeszcze gówniarzu mleko matki pod nosem masz i nie rozpoznałbyś Osureli, choćby ci się tu i teraz objawiła.
- To ja
- zaśmiała się beztrosko Yunana, przysuwając się do Biriana bliżej, zupełnie nieprzejęta oburzeniem elfa. - Ja jestem objawieniem bogini. Możesz mnie czcić.
- A ty się dziewczyno uspokój, do stu demonów
- zirytowany bard przewrócił oczami. - Komu jeszcze do łóżka się wpakujesz?
Ciemnooka zamilkła i zaczerwieniła się, choć raczej ze złości, niż z zawstydzenia. Ręki swojej nie zabrała.
- Torberos, nie zesraj się - westchnął Folre. - Chodź tu, usiądź i daj ludziom żyć.


Widząc nieukrywany zachwyt w oczach pijanego Shirana, Nellrien uśmiechnęła się szerzej i oparła tyłem o barierkę, krzyżując nogi w kostkach. Tym samym wylądowała naprzeciw półelfa, a zachodzące słońce znalazło się za jej plecami.
-Mhm. Zdecydowanie obaj piliście zbyt szybko - podsumowała, na karb alkoholu składając odczucia, jakie odmalowały się na jego twarzy na widok rudowłosej kapitan. Znał ją już na tyle, by wiedzieć, że nie potrafiła sobie wyobrazić żadnego innego powodu, dla którego miałby reagować w ten sposób... choć przecież całkiem niesłusznie. Jej surowa uroda i chłodne spojrzenie miały w sobie coś magnetycznego, nawet jeśli jej zdaniem na pewno nie tak bardzo, jak chociażby migdałowe oczy Yunany.
Gdy spytał o drwala, w jej oczach jeszcze wyraźniej błysnęły iskierki rozbawienia. Oparła się łokciami o barierkę, w rozmarzeniu odchylając się nieco do tyłu i unosząc wzrok w górę, na wiszący nad Shiranem szyld.
- Jest bardzo uprzejmy i szarmancki - powiedziała. - I przyniósł mi piwo, a wszyscy wiemy, że droga do serca kobiety wiedzie nie tylko przez słodkości, ale też przez alkohol. No i nic nie poradzę na to, że takie silne, wyrobione na ciężkiej pracy ramiona, zupełnie inne, niż u żeglarzy... - przeniosła wzrok na półelfa. - No i skoro sam poruszyłeś temat rżnięcia...
Uniosła znacząco brwi, by w końcu roześmiać się, gdy ten oparł się o barierkę obok niej. Przysunęła się bliżej i szturchnęła go ramieniem.
- Chciałam tylko pogadać. Opowiedział mi żart o beczkach. A potem cztery kolejne. Pierwszy był nawet zabawny, ale po ostatnim musiałam mu już powiedzieć, że jest idiotą - uniosła głowę do Shirana, wciąż uśmiechając się do niego. Jasne spojrzenie przesunęło się po jego twarzy, zatrzymując się na ustach. - Oj, Shiran. Jesteś zazdrosny. Podoba mi się mina, którą robisz, jak jesteś zazdrosny. Jak wtedy, w mojej kajucie. Wtedy też mi się podobała.
Przez chwilę, gdy tak na niego patrzyła, Shiran mógłby przysiąc, że Nellrien czeka na coś zupełnie innego, niż wspólne oglądanie zachodu słońca, ale w końcu westchnęła, odwróciła się w stronę pomarańczowego horyzontu i utkwiła wzrok w rozświetlonych ciepłym blaskiem chmurach. Może jednak zataczający się i mający trudności z wyraźnym mówieniem Shiran nie był szczytem jej marzeń. Czy lubiła obserwować zachód, nie wiadomo. Nie wyśmiała tej propozycji, ale też nie wyraziła aprobaty. Po prostu zaczęła patrzeć, przez chwilę w milczeniu pozwalając wiatrowi zawiewać jej włosy na twarz.
- Nie wiem, gdzie jest moja kusza - zauważyła, odgarniając je w końcu. - Nie było jej w moich rzeczach.
Obrazek

Karczma "Zły kot"

27
POST POSTACI
Bandre Dirian
Bard uśmiechnął się na wpół przytomnie, widząc oburzenie nowoprzybyłego elfa. Alkohol przyjemnie szumiał mu w głowie, a ryczący ze śmiechu tłum najwyraźniej był po jego stronie. Dandre czuł się doskonale, choć musiał przyznać, że nie do końca przewidział, jak bardzo jego słowa mogą biednego Torberosa rozwścieczyć.
Nim się obejrzał, instrument domniemanego artysty trafił na stół, a sam mężczyzna ruszył ku Birianowi z zaciśniętymi pięściami. Rechoczący kruk nadawał całej scenie niemal oniryczny wymiar, choć i tu zapewne sporą rolę odgrywały gromadzące się w krwi bohatera Kattok promile.
Wytrzeszczył oczy, kiedy Auth postanowił się odezwać. Biedny Birian był tak zbity z tropu, że odwrócił się od nadchodzącego niebezpieczeństwa i wbił skonfundowany wzrok w zwierzę.
- Ale że co…? – wydukał do kruka, którego demoniczna natura wydała mu się nagle o wiele bardziej prawdopodobna.

Dandre szczerze nie zależało na rozpętywaniu jakiejś tam karczemnej burdy. Owszem, nie widział nic złego w małym mordobiciu od czasu do czasu, ale nie było to coś, czego pragnął zaraz po przebudzeniu się ze śpiączki.
Wysunął przed siebie ręce i chaotycznie nimi zamachał. Toć miał jeno ochotę na odrobinę artystycznej rywalizacji, trochę kulturalnej rozmowy! A tu od razu rękoczyny! Pomyśleć, że niektórzy twierdzą, że to Archipelag stoi cywilizacyjnie wyżej od Keronu…
Elf nie zwalniał, więc chcąc nie chcąc zacisnął dłonie w pięści i gotował się na wyprowadzenie jakiego kontrataku. Drgnął, kiedy to huk jakowy przetoczył się po karczmie, sprawiając, że wszyscy zamarli w miejscu.
- Ay, ay, panie kapitanie! – odpowiedział, kiedy smukłe palce Yunany zacisnęły się na jego nadgarstku. Usiadł z powrotem na swoim krześle i wciąż lekko zdezorientowany pogładził kobiecą dłoń.
- A więc Olo nie słynie z pustosłowia… – pokiwał głową, odpędzając od siebie myśl o kolejnym łyku alkoholu, którego zdecydowanie nie potrzebował.
- Dziękuję ślicznej pani za ostrzeżenie. Jak dobry duszek zbawiasz mię ode złego… Doceniam. – mruknął i uśmiechnął się lekko, patrząc na swoje odbicie w jej roziskrzonych oczach. Kolejny komentarz Autha puścił mimo uszu, nawet nie wiedząc, jak mógłby nań zareagować.


Jestem wszystkim tym, czym chciałbyś być, drogi panie. – odrzekł, przekrzywiając lekko głowę. Patrzył na elfa pod dziwnym kątem i próbował wytworzyć sobie w głowie jakiś jego obraz, pełniejszy nieco od jednego, brzydkiego słowa.
- Nie myślę, tylko wiem. Wszak to dzięki mnie w ogóle istnieje tu jakaś osada! Gdyby nie nasza wyprawa, gdyby nie nasze poświęcenie, to nie miałbyś gdzie przesiadywać, miernoto, i zamęczać ludzi swoim rzępoleniem. – uśmiechnął się szeroko, czerpiąc jakąś wynaturzoną przyjemność z męczenia tego biednego elfa.
- Ukończyłem z honorami najlepszą akademię na kontynencie, zjechałem Keron wzdłuż i wszerz, występując na każdym godnym uwagi dworze, moje pieśni śpiewają po karczmach, a poezyje czytują w swoich ekstrawaganckich salonikach… Skubnąłem więc sztuki na tyle, by móc jakowe sądy wydawać, ale przyznać muszę… – westchnął, wracając powoli do pionu.
- …że jeszcze cię wszak nie słyszałem, a niechęć ma na tę chwilę jest bezpodstawna. – przeczesał sobie dłonią włosy, wprowadzając w nie jeszcze większy chaos.
Otworzył usta, by odszczeknąć cośkolwiek na temat swojego wieku, ale jego uwaga prędko przeniosła się na Yunanę. Objął dziewczynę ramieniem w talii i nachylił się ku jej licu, by z uśmiechem szepnąć do ucha; „ Czczę. Żarliwie”.

Zaśmiał się cicho, słysząc kolejny komentarz elfa. Uniósł lekko brew, nie odrywając wzroku od ciemnych oczu Yunany.
- Taka z ciebie sukkuba? Jeszcze pomyślę, żeś objawieniem… innej bogini. – puścił jej oczko, po czym sięgnął po dłoń, którą wciąż trzymała na jego ramieniu i złożył na jej wierzchu delikatny pocałunek. Nie ma to jak odrobina bezwstydności.
Dopiero po tym obrócił się znów w stronę elfa-marudy.
- Waćpan elfem, a tak prędko wydaje sądy o cudzym wieku. I to na podstawie czego? Wyglądu jeno! Nieładnie. Myślałem, że to ja tu jestem prostakiem.
Obrazek

Karczma "Zły kot"

28
POST POSTACI
Shiran
Stała tam i uśmiechała się do mnie. A ja? Ja nie byłem w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. Pierwszy raz chyba aż tak mnie zamurowało. Te oczy, ta skóra, ta pewność siebie i włosy... Nienawidziłem jej w tamtym momencie, a jednocześnie odczuwałem tak niesamowicie mocne mrowienie i podekscytowanie, że nie jestem w stanie tego opisać słowami. To trzeba po prostu przeżyć.
- Piem! - wydusiłem w końcu z siebie, uśmiechając się zadowolony ze swojego osiągnięcia. - Ale już nie pije. Wytrzeźwieć trzeba, bo mi nie uwierzysz w nic co teraz mówię - oświadczyłem raczej żartem, choć było w tym więcej prawdy niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
Gdy usłyszałem o superlatywach, jakich używała do opisu pana chujka od rżnięcia, odczułem nieco bardziej negatywne odczucie. Jakby zazdrość, czy coś. Zmrużyłem tylko oczy, próbując rozpoznać ile prawdy jest w jej słowach. Chwilę później jednak oparła się koło mnie, szturchając mnie ramieniem i mówiąc mi jak realnie wyglądała sytuacja. Grała mi na emocjach, byłem teraz tego pewny... Śmieszek jeden... Wystawiłem jej język, co mogło wyglądać dość niezręcznie i dziwnie.
- Widzisz... Ja o beczkach nie opowiadam. Tylko o tych tam... - zakręciłem ręką w powietrzu, jakby szukając nią odpowiedniego słowa. - No... Rzeczach innych. Ciekawszych na pewno. - dokończyłem jakże elokwentnie, bo wiedziałem, że odpowiedniego słowa nie znajdę. - I o seksie, bo erotoman jestem podobno i tylko jedno mi w głowie - Puściłem oko w stronę pani kapitan, czując jak coraz bardziej odzyskuję władzę nad tym co mówię i w jaki sposób to robię. Wciąż lekko szumiło, ale jeśli miało dość do jakichkolwiek wyznań z mojej strony, nastąpi to za chwilę, albo na pewno nie tego wieczora.
Obserwowałem uważnie jej oczy. Widziałem jak zatrzymuje się na moich ustach, gdy mówiła mi o moim byciu zazdrosnym. Miała rację. Byłem zazdrosny. I to cholernie. Nie poznawałem siebie. Ale podobno żaden facet nie jest sobą, jak mu baba w głowie zakręci. Niemniej, czułem pewne napięcie. Miałem wrażenie, jakby chciała by doszło do pocałunku. Przegapiłem chyba jednak ten moment. A gdy zaproponowałem niezdarnie gapienie się za zachód słońca, cały czar jakby prysł. Stanęła koło mnie i patrzyła na rozciągający się przed nami widok - tak bardzo teraz zwyczajny, zestawiając go z majestatem samej Nellrien.

- Trzeba Ci znaleźć nową. Bo jak inaczej będziesz mi grozić i pilnować, bym się do Ciebie pijany nie zbliżał, co? - uśmiechnąłem się lekko, ale jakby nieco smętnie. Może raczej niepewnie?
- I masz rację... - wypaliłem, nagle zmieniając temat. - Jestem zazdrosny. I nie jestem ani szarmancki, ani nie posiadam wielkiej ilości ogłady. Nie umiem gadać o uczuciach jak Ara. Nie śpiewam jak Pajac, a jedyne wiersze jakie układam, to wiązanki opisujące jak matka jakiegoś obszczurmura, puszczała się z babciami do czwartego pokolenia wstecz... - wzruszyłem ramionami. patrząc się dalej na zachód słońca.
W tamtym momencie jednak obróciłem się do Nellrien. Przysunąłem się do niej i czekałem. Patrzyłem na nią, licząc że sama na mnie spojrzy. Chciałem zobaczyć jej oczy, ciemne niczym toń morska. Jej mrożące krew w żyłach spojrzenie, przeszywające mnie na wylot i... I ten uśmiech. A potem poczuć jeszcze raz to samo napięcie i tym razem chciałem je wykorzystać...
- ...Ale umiem rozpoznać, jak ktoś imponuje mi swoim charakterem, a do tego wygląda w moich oczach jak jakaś reinkarnacja morskiej bogini. I możesz mi nie wierzyć, bo sobie trochu wypiliśmy, ale ten ktoś dalej to robi i stoi właśnie przede mną... - zawiesiłem głos. Nie lubiłem żadnych deklaracji. Nic nie oczekiwałem. Ale chciałem teraz tylko jednego. Poczuć jej ciepłe wargi, które zetknęłyby się nagle z moimi. Jeśli ponownie wydarzyłby się moment, miałem zamiar ją pocałować.

Karczma "Zły kot"

29
POST BARDA
Auth wyglądał na szczerze rozczarowanego tym, jak potoczył się bieg wydarzeń - na tyle, na ile rozczarowany mógł być ptak. Przysiadł na brzegu stołu, z powrotem osiadając nisko, przez co wyglądał teraz, jakby był dwa razy grubszym krukiem, niż w rzeczywistości. O tak
Elf lepiej umie się bawić. I zostawił mnie tu, z nudziarzami.
Rozżalenie demona nie robiło wrażenia na bardzie, który miał wszystko to, czego potrzebował, czyli bycie w centrum zainteresowania, kobietę i przeciwnika, któremu trzeba było utrzeć nosa. Nawet jeśli Olo jasno zabraniał bójek, Dandre bez problemu potrafił znaleźć sposób, by dać elfowi do zrozumienia, że jest od niego pod każdym względem lepszy, co wcale mu się nie podobało.
Torberos wrócił po swoją lutnię, a potem opadł na krzesło, jakie jeszcze chwilę temu zajmowała Nellrien. Jego rozwścieczone spojrzenie niezmiennie wbite było w mówiącego, który opowiadał o swoich doświadczeniach, jakby miał co najmniej dziesięć lat życia więcej za sobą, niż tyle, na ile wyglądał. Ale skąd mógł wiedzieć, jaki podarunek sprezentowały Birianowi driady, hm?
- Waż słowa, bo wywlekę cię na zewnątrz i tam mordę obiję, skoro Olo w swojej karczmie burdy nie chce - warknął, gdy znów bez powodu został nazwany miernotą. Wysłuchał potem całej historii kariery, jaka została mu zaprezentowana, ale nie wyglądał, jakby wierzył w to, co słyszał... albo po prostu nie chciał tego słuchać. Być może gdyby Dandre przywitał się z nim w inny sposób, nie taki, który od wejścia elfa obrażał, byłaby im dana odrobina przyjacielskiej rywalizacji, ale tak? Teraz długo będzie musiał pracować nad tym, żeby wschodni nie był do niego negatywnie nastawiony, o ile w ogóle będzie mu kiedykolwiek choćby przez chwilę na tym zależało.
Spojrzenie Yunany rozświetliło się ponownie, bo najwyraźniej niewiele więcej potrzebowała do szczęścia, niż skupiona na niej uwaga jednego z bohaterów Kattok. Złożony na jej dłoni pocałunek zupełnie już zmył niesmak, jaki pozostawił po sobie komentarz Aiasa.
- Czasem jestem - zgodziła się cicho, by rzucić wyzywające spojrzenie Torberosowi. - Ale tylko czasem. Ktoś tu po prostu nie potrafi przeżyć swojego zranionego ego.
- Yunana...! - rzucił elf ostrzegawczo, a ta tylko uśmiechnęła się, wyjątkowo złośliwie. Cokolwiek się między nimi wydarzyło, bardzo nie chciał, żeby ujrzało to światło dzienne.
Gdy znów pojawił się temat wieku Biriana, wschodni pokręcił głową.
- Nieważne, nieważne! Jak dla mnie to możesz mieć z sześćdziesiąt lat i magicznie się nie starzeć. To nie zmieni faktu, że jesteś chamem i prostakiem, w jakkolwiek barwne słówka swoich inwektyw nie będziesz ubierał.
- To trochę nasza wina
- Folre znów zabrał się za próby załagodzenia sytuacji. - Nie przedstawiliśmy cię w za dobrym świetle. Ale sam rozumiesz, dlaczego.
Elf sapnął i wyrzucił ręce w powietrze w wyrazie desperacji.
- To był jeden nieudany utwór! Jeden, do stu demonów! - jęknął. - Nie potrafię tworzyć pod presją!
- Jeden, ale za to jak nieudany!
- zaśmiał się ktoś, kto się nie przedstawił.
- Miałem na to dwa dni! Chcę zobaczyć, jak ten tutaj pisze coś takiego w dwa dni!
- Trzeba było nie grać wcale
- zadecydowała Yunana kategorycznie.
- Nie rozumiem, czemu cała Ina na mnie wsiadła! - jęknął, wywołując kolejny wybuch śmiechu w towarzystwie.


- Nic mi o seksie nie opowiadałeś. Teraz jestem zawiedziona - zauważyła Nellrien z udawanym smutkiem w głosie, jakby była rozczarowana, że ta niewątpliwa okazja ją ominęła. Całkiem możliwe, że nie był to wyłącznie żart i było w jej słowach trochę prawdy, bo w końcu musiałoby to być ciekawsze doświadczenie, niż pięć dowcipów o beczkach z rzędu. Poprzeczka nie leżała wysoko; drwal musiał być nadzwyczaj fascynującym towarzyszem do konwersacji.
- Mam sztylet - odparła spokojnie. - Nie zdążysz powiedzieć "beczka", zanim wyląduje ci między żebrami.
Kiedy Shiran zaczął wymieniać swoje braki w umiejętnościach i cechach charakteru, rudowłosa początkowo nie reagowała, zapatrzona w zalane pastelami niebo, ale w końcu podniosła na niego zdezorientowany wzrok. Nie domyślała się, do czego dążył, choć pewnie mogłaby, gdyby też nie wypiła swojej porcji owocowej nalewki. Nie zataczała się i nie miała problemów z mówieniem, ale zdecydowanie więcej się śmiała i błyszczały się jej oczy. Zarumienione policzki i czubek nosa pasowałyby bardziej do młodej Neeli, niż do Nellrien, a jednak to na twarzy stojącej teraz przed półelfem kobiety odmalował się ten całkiem uroczy widok.
- Takie wiersze też bym chciała usłyszeć - stwierdziła z pełnym przekonaniem, korzystając z pauzy w jego monologu.
A potem parsknęła śmiechem i przewróciła oczami, słysząc porównanie jej do morskiej bogini, którą z całą pewnością w swoich oczach nie była. Obróciła się do Shirana, teraz opierając się o barierkę tylko jednym łokciem i uniosła do niego głowę tak, jak wiele miesięcy temu na statku, kiedy prowokowała go troszkę dla własnej rozrywki, zanim wyrzuciła go ze swojej kajuty.
- No raczej, że ci nie wierzę. Coś jest z tobą mocno nie...
Może domyślała się, że mężczyzna tylko na to czeka, a może nie, w każdym razie zdecydowany pocałunek nie pozwolił jej dokończyć zdania i dalszych standardowych już, typowych dla niej prób udowodnienia mu, że zainteresowanie jej osobą jest bardzo dużą pomyłką. Nie musiał czekać ani chwili, aż odwzajemni gest, jakby w ogóle jej to nie zaskoczyło - wręcz przeciwnie, jakby na to czekała. Złapała go za brzegi czarnej koszuli i przyciągnęła do siebie mocniej, przywierając do niego całym ciałem i uniemożliwiając odsunięcie się, albo przerwanie pocałunku, gdyby taki absurdalny pomysł w ogóle przyszedł mu do głowy. Jej usta wciąż smakowały jak owocowy alkohol, którym poczęstował ich Olo i Shiran mógł być prawie pewien, że żaden sztylet w międzyczasie nie trafił pomiędzy jego żebra. Na kilka, a może nawet kilkanaście uderzeń serca cały świat, który tak bardzo zmienił się wokół nich, kompletnie przestał mieć jakiekolwiek znaczenie.
W końcu jednak palce Nellrien rozluźniły się i niemal niechętnie wypuściły zmięty materiał koszuli, a ona sama odsunęła się nieco, decydując się zakończyć póki co tę chwilę bliskości i strzelając spojrzeniem w kierunku plączących się po placu ludzi. Nikt nie zwracał na nich szczególnej uwagi, może poza grupką młodych dziewcząt, chichoczących teraz cicho z sobie tylko znanego powodu. Te jednak szybko zniknęły między budynkami, więc rudowłosa nie przejęła się nimi zbytnio. Opuściła wzrok na klatkę piersiową półelfa i przeciągnęła dłońmi po jego koszuli, którą przed chwilą sama zmięła.
- Z tymi morskimi boginiami to przystopuj - rzuciła z rozbawieniem. - Kwiaty miałam dostać. Gdzie moje obiecane szklane tulipany?
Obrazek

Karczma "Zły kot"

30
POST POSTACI
Dyafecghbj
Birian ze szczerym ubawieniem przyglądał się rozczarowanemu krukowi. Choć była w tym wszystkim jakaś złowieszczość, biorąc pod uwagę istotę czarnego ptaka, to uśmiech sam cisnął się człowiekowi na usta. Piórzasty kłębek smutku i rozczarowania, okupował smętnie róg stołu, a gdy żachnął się wreszcie w myślach barda, ten roześmiał się cicho, by zaraz nachylić się w jego stronę.
- Wybacz, Auth, preferuję inne zapasy. – błysnął zębami w krótkim uśmiechu i wrócił myślami do towarzystwa, nie omieszkując się jednak podrapać go jeszcze pod dziobem.
- Możesz poszukać uszatego. A nuż zdążył się wpierdolić w jakąś manianę?


Zdawał sobie sprawę z tego, że traktował biednego Torberosa dość okrutnie, ale usprawiedliwiał to jako atak prewencyjny. Nie zależało mu na przyjaźni z konkurentem, widownia tu była zbyt mała na nich dwóch, a już z pewnością nie przejmował się specjalnie jego kruchym ego. W przypadku Kattok silnie hołdował zasadzie pierwszeństwa, a obecność Wschodniego cwaniaka z lutnią była niczym wtargnięcie na jego teren. Dlatego nie szczędził mu słownych kuksańców, z satysfakcją przyglądając się coraz bardziej wykrzywionej twarzy obcego barda.
Gdy mężczyzna usiadł na krześle, które jeszcze przed chwilą zajmowała Nellrien, Dandre z szerokim uśmiechem przyjął jego nienawistne spojrzenie i nawet powitał go przy stole grzeczniutkim, choć ironicznym, ukłonem.
- Mój drogi, wyszczekany jesteś niczym mój wspaniały kompan, Szalony Shiran, ale obawiam się, że w przeciwieństwie do Olo chorujesz na pustosłowie. – westchnął, postukując palcami o stół. Agresywne powarkiwania pana artysty poczynały działać mu na nerwy, ale wiedział, że w ostatecznym rozrachunku sam się o to prosił. Gdyby ktoś rzucał podobnymi potwarzami w kierunku pana Biriana, ten zapewne już cisnąłby mu rękawicą, mniej lub bardziej hipotetyczną, w twarz i żądał spotkania na ubitej ziemi… Przed kilku laty, przed Ujściem jeszcze, bywał chyba gorszy nawet od niektórych nadętych szlachetków. Podobnie jak oni przekonany o własnej wyjątkowości i karmiony kolejnymi sukcesami z orężem w ręku, potrafił szukać konfliktu gdzieś, gdzie konfliktu nie było, czerpał z tego jakąś chorą rozrywkę. Teraz widział w tym cień Celu, tego Pragnienia, które przywiodło go na słoneczne Kattok; chciał żyć najpełniej, jak to tylko możliwe, wciągać rzeczywistość łapczywymi haustami, od których bolało później całe ciało. Bez wątpienia potrafiło to uczynić z niego dupka.
- Myślę jednak, że rozbijaniem sobie mord kułakami wiele nie osiągniemy. Ja pochopnych sądów nie cofnę, a ty nie odzyskasz godności. To sztuka winna przemówić.


Swoistym uosobieniem sztuki zaś bez wątpienia była w oczach barda Yunana. Błysk w jej oku rozgrzewał go bardziej od alkoholu, a niewinny pocałunek złożony na jej gładkiej, opalonej dłoni, sprawił tylko, że zapragnął więcej. Nie wypuszczał jeszcze palców dziewczyny z lekkiego uścisku.
- Z pewnością dobre to czasy dla tego, który utonie w twoich objęciach. – stwierdził przyciszonym głosem, powoli wypuszczając jej dłoń ze swojej, palec po palcu.
Ubawiony Birian podążył za wyzywającym spojrzeniem dziewczyny i raz jeszcze skupił się na biednym elfie. Bogowie, zaprawdę, Torberos nie miał dzisiaj najlepszego dnia. Nic tak nie boli jak cios w męskość, to kruche ego niedoszłego kochanka. Dandre niemal było go żal, aczkolwiek w błyszczącym, ubawionym spojrzeniu jego błękitnych oczu, trudno się było go doszukać.
- A więc nie na każdą duszę czają się demony… – dorzucił od niechcenia, niewinnie wzruszając ramionami. Obawiał się nieco, że ta szczypta soli ciśnięta w otwartą ranę może przelać czarę goryczy, ale uznał, że w najgorszym wypadku zaniecha samoobrony. Obita morda to nie tragedia, ale wygnania z karczmy by nie przeżył. To jego domena, to jego królestwo. Nie odnalazłby się jako król bez ziemi.

Birian zaśmiał się, niespecjalnie poruszony rzuconymi w jego stronę inwektywami.
- Nie mogę zaprzeczyć, ani nawet nie spróbuję. Serce i ciało oddałem sztuce, złote zgłoski spijam z piersi Osurelii, balansując na krawędzi boskości, kiedy to pochłania mię twórczy wir… Ale gdy tylko odstawię na bok pióro, gdy wypuszczę lutnię z dłoni, zaraz czuję, że w żyłach tak naprawdę płynie mi Keroński bród. I jestem nim do cna przesiąknięty, bezczelny i bezwzględny, jak okuty stalą but sakirowca. A więc jestem butem i butą też stoję. – czy to Birian, czy alkohol, trudno stwierdzić, ale w ostatecznym rozrachunku mąż, z którego ust popłynął ten krótki potok słów, zdawał się być z niego zadowolony.


Jeden nieudany występ! Birian nie był przecież pozbawioną empatii szują, nawet jeśli przed chwilą przedstawił się w jak najgorszym świetle, i z każdą chwilą było mu Torberosa coraz bardziej żal. Wszak i jemu zdarzały się występy mniej udane, gdyż ostatecznie nie był żadnym boskim awatarem. Pewna scena z Akademii będzie się za nim ciągnęła zapewne do końca życia. Pamiętał doskonale, jak z bandą żaków ruszył na podbój miasta w przeddzień jednego z egzaminów… Cóż, pamiętał, jak wyruszał na jego podbój… I jak dopełzał do swojego pokoju, pokonany przez strumienie alkoholu i góry jadła, kompletnie nieświadomy wszystkiego co zdarzyło się między wyjściem, a powrotem. Gdy stawiali się przed Poważną Radą, każdy jeden z nich wyglądał jak obraz nędzy i rozpaczy. Do występu ostatecznie nawet nie doszło; młody Birian człapał na niepewnych nogach na scenę, kiedy to jeden z jego przyjaciół wyrzucił zawartość swojego żołądka tuż pod jego stopy. Poślizgnął się, trzasnął głową w podłogę i potoczył się pod nogi swoich mistrzów.
Chyba tylko dzięki wstawiennictwu ich boskiej patronki dano im drugą szansę.
- Dwa dni?! Na Bogów, toć siedzę tuż obok muzy! Już teraz klarują mi się w głowie wersy pieśni. – sapnął oburzony i sięgnął po swój kielich, by zaraz śmiać się wraz z resztą z nieszczęścia biednego elfa, incydent żaka Biriana puszczając w niepamięć.
- Brzmi to jednak jak całkiem intrygująca opowieść. O cóż poszło? Ki hazard? Chętnie chwilę posłucham, nim uraczę to wspaniałe towarzystwo kolejną opowieścią z kattockiej dziczy… Jeśli znajdzie się jakowy amator takich historyji, oczywiście. – błysnął zębami w szybkim uśmiechu, po czym zwilżył sobie gardło zawartością kielicha.
Jeśli biedny elf zechce się otworzyć, Birian poprosi właściciela karczmy o jeszcze jeden kufel.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ina'Kattok”