POST BARDA
Shiran
Nellrien zerknęła na Shirana przez ramię, a potem wychyliła się jeszcze mocniej, przewieszając się na brzuchu przez parapet, by zorientować się, co znajdowało się pod oknem. Rozglądała się tam przez chwilę, nieświadomie zapewniając półelfowi całkiem satysfakcjonujący widok, dla niego z pewnością dużo ciekawszy niż ten, który tak pochłaniał ją.
-
Czy ja wiem, czy nie da się wyjść przez okno... - rzuciła kobieta z namysłem i wyprostowała się z powrotem. -
Tam jest taka pozioma belka. Nie wydaje się trudne, żeby zejść na nią, potem wzdłuż ściany do przybudówki i z niej już zeskoczyć na ziemię. Chodź, zobacz.
Nie był to rozsądny i bezpieczny pomysł, ale czy po Nellrien Maver ktokolwiek mógł spodziewać się czegoś innego? Z drugiej strony, znajdowali się tylko na pierwszym piętrze. Nawet gdyby stracili równowagę i spadli, mogli się co najwyżej potłuc, przy większym pechu może coś sobie złamać, ale opuszczenie karczmy przez okno nie było tak niewykonalne, jak Shiranowi początkowo się wydawało. Gdy dołączył do rudowłosej i sprawdził to, o czym mu mówiła, okazywało się że faktycznie, jeśli się bardzo uprą, będą w stanie opuścić Złego Kota bez użerania się z tłumem w głównej sali.
-
Możesz iść po Autha, jeśli chcesz - westchnęła. -
To wszystko... za szybko wydarzyło się zbyt wiele. Ja też jestem mu winna przeprosiny.
Wybaczam.
Jak na zawołanie, kruk zleciał z góry i wylądował na parapecie pomiędzy nimi, wciskając się tam na siłę, jeśli musiał. Zrobił to nieco nieporadnie, bo jedna z jego nóg zaciśnięta była na czymś błyszczącym. Może i wcześniej spędził trochę czasu w wynajętym przez Shirana pokoju, ale teraz musiał siedzieć na dachu i czekać, aż usłyszy z ich pokoju coś, co pozwoli mu dołączyć do towarzystwa, które przedtem go przepędziło. Nellrien, zaskoczona nagłym łopotem skrzydeł, odsunęła się o krok, ale zaraz wróciła na swoje miejsce. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, mrużąc lekko oczy.
-
Nie przeprosiłam jeszcze.
Ja przeproszę. Wy, ludzie, jesteście ograniczeni. Zapominam o tym.
-
Chujowo ci idzie, wiesz?
Auth załopotał skrzydłami i przekrzywił lekko głowę, wbijając w kobietę spojrzenie swoich pomarańczowych oczu. Zastanawiał się chwilę, zanim w ich głowach odezwał się ponownie.
W różnych sytuacjach różne rzeczy są dla mnie normalne, kiedy dla was nie są. Teraz nie wiedziałem, że nie chcecie, żeby umierał. Chciałem zadziobać. Jak węża, w oko. Przepraszam za twoją rękę. Nie patrzyłem.
Poderwał się z miejsca i przeleciał na ramię Shirana, a na parapecie w miejscu, w którym siedział, został poplątany srebrny łańcuszek, z bursztynem oszlifowanym w romb i oprawionym w misterną ramkę. Nellrien niepewnie sięgnęła po niego i zważyła go w dłoni. Naszyjnik nie wyglądał na drogi, ale ewidentnie był miłym gestem, na jaki wysilił się Auth, na miarę swoich możliwości i znajomości ludzkich zwyczajów.
Dla ciebie.
-
Skąd to masz? - spytała rudowłosa podejrzliwie.
Znalazłem.
-
Na czyjejś szyi?
Ptak przestąpił z nogi na nogę i przekrzywił głowę, ale nie odpowiedział, wywołując u Maver wreszcie parsknięcie śmiechem, krótkie, ale po ostatnich dość dramatycznych minutach bardzo mile widziane. W końcu, po chwili wahania, podjęła decyzję i zabrała się za rozplątywanie łańcuszka. Prezent został przyjęty.
-
Ja też przepraszam. Nie powinnam była się na ciebie wydrzeć.
Nie rób tego więcej, bo wydziobię oczy tobie.
-
A ja ci dupsko z piór oskubię - odpysknęła Nellrien, nieprzejęta groźbą. Rozpięła łańcuszek i założyła naszyjnik, z łatwością radząc sobie z tym sama. Bursztyn wpadł w jej dekolt i częściowo zniknął pod koszulą.
Przynajmniej dobrze się bawiliście. Prawda, Shiran? Myślałeś o mnie cały czas? Ona na pewno myślała.
Dandre i Aremani
Rozważania na temat istoty szarych elfów i demonów z północy zajęły im jeszcze dobre kilkanaście minut. Nawet Folre w pewnym momencie zaangażował się w temat, choć jak zwykle mówił od rzeczy i z chwili na chwilę coraz bardziej niewyraźnie. Ostatecznie marynarze doszli do wspólnego, zgodnego wniosku, że nie są w stanie dojść do wspólnego, zgodnego wniosku na temat pochodzenia tajemniczych istot, wznieśli chyba piąty już toast za poległych i pogrążyli się we własnych pogawędkach, w mniejszych już grupkach. Tylko Kerwin spoglądał na coraz to bardziej podpitą Aremani z kącikiem ust uniesionym w lekkim uśmiechu, jakby obserwował coś nadzwyczaj fascynującego.
-
Jesteś bardzo piękna - mamrotał Folre, opierając policzek na splecionych na blacie stołu dłoniach. Może wypowiadał na głos myśli żeglarza? Patrzył na zielarkę z dołu, z perspektywy swojego do połowy opróżnionego kufla. -
Mógłbym śpiewać o tobie pieśni, ale nie znam żadnych. I nie umiem śpiewać. I na tym flecie też nie umiem grać za dobrze. Ale masz takie ładne kropki na twarzy. Ładne kropki...
Yunana i elfie siostry zaśmiały się, choć nie z niego, a z żartu, który powiedziała któraś z nich. Ciemnowłosa wyspiarka podniosła się, zwalniając krzesło dla kogoś innego i wróciła do opierania się o ramiona Biriana, które chwilę temu tak przyciągały uwagę Aremani. Być może jego zaskakująco silne jak na barda ręce mogły obejmować je obie, kto wie?
-
Powinienem iść - mruknął Sebalf, ewidentnie nie czując nastroju karczemnej popijawy. -
Jutro od rana... praca. Ważne sprawy.
Odsunął od siebie alkohol i choć jeszcze przez chwilę namawiany był na pozostanie z nimi, zarówno przez Yunanę, jak i przez kilka innych osób, ostatecznie uniósł tylko rozprostowaną dłoń w geście nieznoszącym sprzeciwu, pożegnał się krótko i wyszedł, zostawiając wszystkich ich beztroskiej zabawie.
Temat później przeszedł na jutrzejsze uroczystości i to było dużo przyjemniejsze, niż wspominanie tego, w jakich okolicznościach zatonęła Stara Suka. Elfki podekscytowane były wieczornymi tańcami na głównym placu, jeden ze starszych marynarzy zarzekał się, że absolutnie zniszczy wszystkich w konkursie jedzenia rzepy, a podpita Yunana bawiła się włosami Biriana, opadającymi mu na kark.
-
Musicie zobaczyć, co jest w naszej osadzie - mówiła. -
Ja wiem, że do karczmy zawsze idzie się najpierw, ale mamy tyle miejsc! Mamy piekarnię Sabiny, tamtej o, z warkoczami, robi takie dobre bułki z jagodami... i mamy ptaszarnię z papugami! To znaczy, nie tyle, co mamy, ale po prostu do Ibatha się zlatują, bo je dokarmia. Ale zawsze ich jest tam tak dużo, okropnie są głośne, ale za to jakie piękne! Jest kapliczka dla Iny, z witrażem, który najpiękniej się mieni o drugiej popołudniu, ale wiesz co, Ara? Nie mamy zielarki. Nie ma zielarki! - zauważyła z nagłym oburzeniem i dość oczywistym przekonaniem, że to przecież absolutnie idealnie się składa.
-
Jeszcze łaźnie - podrzuciła jedna z elfek.
-
Och, łaźnie! Są takie świetne! Można nagrzać sobie wody w baliach, a potem wyjść i ochłodzić się w stawie obok. Odprowadzają do niego wodę z rzeki i potem płynie dalej... czy to w ogóle nazywa się staw, kiedy przepływa przez niego rzeka? - rozważała Yunana, zanim jej usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. -
Powinniśmy iść teraz. Chodźmy wszyscy teraz!
- Jest środek nocy, dziewczyno - zaśmiał się Kerwin. -
Nikt cię tam nie wpuści.
- Ale ja mam klucz! No chodźcie!