Karczma "Zły kot"

46
POST BARDA
Olo nie robił Shiranowi żadnych problemów. Dostał zarówno klucz do pokoju, jak i jedzenie i alkohol, o które poprosił. Wszystko, naturalnie, na koszt lokalu. Nikt nie dookreślił, czy karczmarz faktycznie oferował to wszystko z własnej dobrej woli, czy docelowo miał za nich zapłacić Barbano, ale czy kogokolwiek to obchodziło? Wciąż pozostawali bohaterami Kattok, niezależnie od tego, co przed chwilą wydarzyło się na zewnątrz. Jedna, wystarczająco wcześnie spacyfikowana bójka to było za mało, by zmyć zasługi, jakie zostały im - całkiem słusznie zresztą - przypisane. Wyglądało na to, że niechcący okryli się nieśmiertelną chwałą, uznawaną przynajmniej tutaj, w Inie.
Auth nie odpowiedział na wołanie, ale Shiran mógł być prawie pewien, że je usłyszał. Znając życie, przyleci do pokoju gdy będzie już pewien, że półelfa nie ma w środku, by dalej mógł sprawiać wrażenie obrażonego. Suszone mięso powinno przynajmniej odrobinę poprawić mu nastrój.

Nellrien zbyła żart milczeniem, skupiona na obmywaniu ręki z własnej krwi. Zupełnie nieprzejęta, przyzwyczajona była już do gorszych obrażeń. Wszyscy pamiętali przecież, jak śmiała się szaleńczo, nie zwracając uwagi na ból, gdy zatłukła morskiego węża od środka. Dziura po dziobie Autha? Zapomni o tym za dwa dni, nawet gdyby jakimś cudem miała jej po tym zostać blizna.
- Mściciele z Kattok... - powtórzyła w zamyśleniu. - To bardziej pasuje. Nie nadaję się chyba na bohaterkę.
Shiran był pewien, że kobieta wybuchnie gniewem, ale do niczego takiego nie doszło. Tak jakby zaistniałe wydarzenia wyssały z niej resztkę energii. Jej ruchy były automatyczne, obojętne, jej spojrzenie z jakiegoś powodu pełne rezygnacji.
- Miło z jego strony - odparła tylko krótko, głosem ociekającym sarkazmem.
Trochę wybudziła się z marazmu w momencie, w którym mężczyzna usiadł obok niej i chwycił bandaż. Widząc jego niepewność, uśmiechnęła się lekko, trochę z rozbawieniem, a trochę uspokajająco. Wyciągnęła w jego stronę przedramię i skinęła zachęcająco głową.
- To ręka. Trzeba owinąć dookoła, co możesz zrobić nie tak? - uniosła brwi. Z przemytej rany zaczynała z powrotem wyciekać krew. Musiał się pospieszyć, jeśli nie chciał, by musiała znów ją myć. - Tylko tyle, żeby się zasklepiło. Nie będę przecież chodzić tydzień z opatrunkiem.
Poza jednym, krótkim "ciaśniej", nie komentowała jego nieporadnego bandażowania. Gdy skończył, może nie wyglądało to najbardziej profesjonalnie, ale działało - krew nie przeciekała na zewnątrz i nie plamiła niczego więcej. Rękaw jasnej koszuli rudowłosej zabrudzony był już wcześniej.
W miarę usatysfakcjonowana, Maver wstała na moment, by otworzyć stojącą na stole lampę i rzucić Shiranowi pytające spojrzenie.
- Mógłbyś? - spytała. - Czy potrafisz tylko palić połacie lasów?
Niezależnie od tego, czy to on odpalił lampę, czy ona, wkrótce po pokoju rozlało się ciepłe światło wysokiego płomienia, zamkniętego za szkłem. Słońce już zaszło, nie było sensu siedzieć po ciemku. Po zamknięciu okiennic, by zatrzymać tutejsze irytujące owady na zewnątrz, Nellrien z powrotem usiadła na łóżku i gestem zachęciła go, by też do niej wrócił, gdyby wpadł na pomysł pozostania przy stole, czy inną głupotę. Założyła nogę na nogę i podparła się rękami za plecami, unosząc na półelfa zamyślone spojrzenie.
- A jesteś dupkiem? - potrząsnęła głową. - Nieważne. Na to nie odpowiadaj.
Czubek jej buta poruszył się rytmicznie.
- Jak spotkaliśmy się pierwszy raz, pytałeś mnie, czy słyszałam o Neliar...nerach? - przekręciła niezdarnie jego nazwisko. Cud, że w ogóle zapamiętała cokolwiek, biorąc pod uwagę, w jakim była wtedy stanie. - Kim są? To jakaś organizacja, czy twoja rodzina? Powinnam kojarzyć to słowo? I nie przeszkadza ci, że lata za tobą demon w kruczym ciele? Nie boisz się go?
Przekrzywiła głowę, a rude włosy zsunęły się z jej ramienia razem z koszulą, znów odsłaniając pokrytą liniami skórę, obojczyk i to zagłębienie nad nim, które tak go wcześniej rozpraszało.
- Ja przypłynęłam na Kattok, bo musiałam. Dandre po to, żeby szukać nowych inspiracji, opisać nieopisane. Aremani... żeby badać zieleninę, pewnie. Neela spierdalała, więc jest tu niechcący. A ty? Co cię tu przygnało? Bo wątpię, żeby przekonał cię kawałek ziemi na tej dupie świata, jaki w zamian za udział w wyprawie oferował Syndykat.
Obrazek

Karczma "Zły kot"

47
POST POSTACI
Shiran
Cóż tu więcej rzec? Auth permanentnie się obraził. Walnął foszka i stwierdził, że nie ma zamiaru przylecieć. Czasami ten ptak mnie zadziwiał. Potężny demon, jak się przedstawiał, a przy tym tak próżny, że niejeden księciuniu by przy nim wymiękł. Dzień jak co dzień...
Dalej jednak nie dawała mi spokoju jedna sprawa. Wydawało się, że reszta przeszła z tym już do porządku dziennego, ale mnie to męczyło, niczym drzazga w chuju. No bo jak to możliwe, że akurat Ara, Nellrien, Neela i Pajac zaczęli słyszeć Autha? Strzelałem w Zaćmienie, ale przecież Nellrien, Pajac i Neela go wcale nie doświadczyli. Nie mieli w sobie magii, prawda? No chyba, że chodziło o podarek od driad, który otrzymali? Tyle pytań...

Musiałem się jednak chwilowo zadowolić tym co wiedziałem. No i towarzystwem Nellrien oczywiście. Okazało się, że nie była na mnie wściekła. Bardziej... Zmieszana w stosunku do mnie.
- A myślisz, że mi to pasuje? Bycie bohaterem? Nawet Pajac mówi o mnie w swoich pieśniach szalony Shiran... Jebane Zaćmienie - burknąłem, wspominając sytuację, gdzie prawie spaliłem wszystkich przez nieumiejętność zapanowania nad wewnętrznym ogniem.
- Z plusów, to chociaż mogłaś sobie popatrzeć na mój nagi tors - Próbowałem zażartować, chcąc nieco obrócić ponury i zrezygnowany ton Nellrien, w coś bardziej wesołego. Nie chciałem by w takim nastroju spędziła resztę wieczoru. Miała się wyluzować i odpocząć. Nie chciałem tego zepsuć.

Nie wiem czy podziałało, ale się uśmiechnęła, co dodał mi nieco odwagi. Wziąłem niepewnie bandaż i coś tam próbowałem wykręcić. Krew nie leciała, więc cel chyba osiągnięty. Sama pani Kapitan jakoś specjalnie nie komentowała całego tego nieporadnego teatru, za co w sumie byłem jej wdzięczny. Nie miałem ochoty słuchać teraz że zawijam jej rękę jak skończony patałach. Ech... Co się dzieje z poczciwymi elfami bez emocji, co? Poznajesz jedną dupę i od razu jakieś wyższe gówno się w Tobie budzi...

]Na prośbę o zapalenie lampy uśmiechnąłem się tylko krzywo. Wstałem i ruszyłem w jej kierunku pewnym siebie krokiem.
- Pa na to! - rzuciłem cwaniackim tonem, ale zaraz dodałem - Ale za przypalone brwi nie odpowiadam. - Pstryknąłem raz, zbliżając rękę do knota, a drobny płomień zatańczył między moimi palcami, rozpalając lampę. Spojrzałem się na Nellrien, który postanowiła zamknąć okiennice.
- Przyznam, że zwykle po tym słyszę: "Łooooo, ja Cię, co jeszcze umiesz!?" - powiedziałem sam nawet nie wiem dlaczego. Jakiś taki odruch. Obserwowałem jak jej ciało porusza się z marynarską gracją, gdy wracała na łóżko. Wskazała miejsce obok siebie w taki sposób, że wydawało mi się że to w pewien sposób rozkaz. Cóż... Nie zamierzałem go lekceważyć. Usiałem przy niej, może nawet odrobinę za blisko. Czułem jej ciepło i wzrok, który uważnie mnie obserwował. Nie odważyłem się jednak na nic więcej. Chwilowo podarowałem jej... siebie. Tego prawdziwego. Nie chciałem tego psuć. Dlatego też posłuchałem, gdy poprosiła, bym nie odpowiadał na pytanie o bycie dupkiem. Poruszyłem tylko niemo ustami, w ostatniej chwili hamując słowa, które chciały wypłynąć z mojego gardła. Zadała inne pytanie.

Wtedy to zaczęły się schody. Spojrzałem na nią, jak odchyliła się do tyłu i dalej zarzucała mnie pytaniami. Jej włosy zsunęły się z ramienia, odkrywając apetycznie wyglądający obojczyk, który tak bardzo rozpraszał moją uwagę, że musiałem na chwilę zamknąć oczy, by dalej przetwarzać co do mnie mówi.
- Jeśli nie schowasz tego obojczyka, to zaraz stracę kontrolę i się na Ciebie rzucę - ostrzegłem, otwierając oczy i patrząc na nią wygłodniałym wzrokiem. Nie wiem jak wielu tak ją postrzegało. Nie wiem z iloma wcześniej miała do czynienia. Nie obchodziło mnie to. Ostatkiem sił zapanowałem nad sobą i po prostu wstałem z łóżka, pokazując ręką, że zaraz wrócę. Chwyciłem ze stołu butelkę i przyniesione przegryzki. Wróciłem na miejsce i postawiłem je w bardziej dostępnym miejscu. Butelka jednak została w mojej dłoni.

Znów poczułem jej ciepło, gdy tym razem usiadłem jeszcze bliżej. Stykaliśmy się, niby niechcący, nogami. Głupio to zabrzmi, ale dawało mi to trochę odwagi. Czułem się mniej... Bezbronny? Dziwne uczucie. Nie za bardzo przepadałem za opowieściami o sobie... Nie miałem na to ochoty... Ale słowo się rzekło, a przy niej... Przy niej czułem, że mogę spróbować się otworzyć.
Odkręciłem butelkę i pozwoliłem sobie pociągnąć z gwinta, dla kurażu. Przełknąłem bez popitki, nie czując w ogóle smaku wlewanego w siebie alkoholu. Nie chciałem się znowu doprowadzić do stanu bublania. Tylko trochę odwagi...

Westchnąłem ciężko, będąc pewien, że Nellrien mnie obserwuje. Odstawiłem butelkę i oparłem się o swoje kolana.
- Nerioadner - poprwaiłem ją, zaczynając z wyraźną trudnością. - Ale Neliarner brzmi lepiej... Może pomyślę nad zmianą - uśmiechnąłem się krzywo, kamuflując stres jaki obecnie odczuwałem.
- Rodzina Nerioanderów, z nazwiskiem po matce elfce, bo się ojcu spodobało - powiedziałem, z pewną goryczą w głosie. - Ogólnie nie będzie łzawej historii, ani nawet ciężkich przeżyć, bo całkiem dobrze mi się układało - ostrzegłem. - Jak to się mówi, szczęśliwiec z bogatego domu. Ale i tak... Nie potrafię o tym opowiadać. Ogólnie mówić o sobie. Spierdolenie umysłowe, czy coś... Ale i tak spróbuję - wyjaśniłem. Kolejny oddech i trochę presja zeszła.
- No wiec jak to bywa w rodzinie, w której starzy przelewają na Ciebie swoje pragnienia i aspiracje... Po prostu się odcinasz. Uliczne życie, poznanie Syndykatu, walki, potem wyszło na to że ludzie zaczęli za mną podążać. Drobne rozróby i w ogóle... - Wzruszyłem ramionami, czując jakby trochę wstyd. Choć prawda była taka, że niczego nie żałowałem. Ani trochę.
- No i w końcu mówią, że Cię wyrzucą i wydziedziczą. To idziesz sobie w pizdu... Ot cała historia. Bez płakania tylko, bo zakończenie prawdziwie szczęśliwe - Kolejne ciężkie westchnięcie wymsknęło się z moich ust. Podniosłem się z podparcia i przekręciłem lekko by widzieć kobietę, przed którą obnażałem siebie. Nie wiedziałem jak zareaguje. Trochę się tego bałem, ale cóż. Stało się.
Korzystając z tego, że nieco się rozkręciłem, kontynuowałem opowieści. Dobra passa, czy coś. Przynajmniej do pierwszego jej skrzywienia, czy wybuchu śmiechem, które uznam za wyśmianie.
- Auth... Serio zyskuje przy bliższym poznaniu. Wkurwia niemożliwie. Uciążliwy jest. Ale nie raz mi dupę uratował. Ostrzegł, jak jakiś zjeb próbował na mnie napaść, próbując mi odciąć uszy - Przekrzywiłem lekko głowę, stukając się w nie aż takie długie jak u elfów ucho. - Nie wiem za bardzo o co chodzi, ale ostatnio coraz więcej takich pojebów. Niby cenne są, a u handlarza można też całkiem niezłą sumkę zgarnąć... Przynajmniej tyle mi gość wyśpiewał. Stwierdziłem więc, że się trochę ukryję. Znalazłem ogłoszenie z Syndykatu, a że mnie trochę już znali, bez większego problemu zaciągnąłem się na podróż w nieznane - wytłumaczyłem trochę zbaczając z tematu. Może i nie jakoś szczegółowo, ale miałem nadzieję, że wystarczająco dokładnie, by Nellrien nie drążyła tematu.
- Więc no... Jak już mówiłem, Auth zyskuje przy bliższym poznaniu. I myślę, że naprawdę Cię polubił. Trochę mi go szkoda... Do tej pory mógł rozmawiać tylko ze mną. Nawet nie wiem jak, bo za bardzo się na tym nie znam. To dzięki niemu wiemy, że można ten Twój magiczny kontrakt złamać. No i mogę Ci powiedzieć, że nigdy nie widziałem go tak szczęśliwego, gdy dowiedział się, że Wy też go słyszycie. Krakał głośniej niż podczas zajadania się przysmakami - Uśmiechnąłem się lekko na wspomnienie.
- I co z tego, że jest demonem? Ja bywałem najemnym siepaczem. Dandre też ma pewnie swoje grzeszki. Neela? Jeszcze ciekawsza historia. Nikt nie jest idealny, ale jeśli każdego tak oceniać... - Nie dokończyłem, nie mając dobrego zakończenia zdania.

Odczułem jakby zmęczenie. Cała ta rozmowa wydała mi się naprawdę abstrakcyjna. Zbyt szczera i przepełniona... Emocjami? Kij wie. Legnąłem się na łóżku, obok podpartej pani kapitan, tak że mogłem obserwować ją prawie w całej okazałości. Blada skóra ze wzorami, płomieniście rude włosy, atrakcyjna twarz i przyjemnie do całowania usta. A obojczyki? Lepiej nie wracajmy do tematu... Wciąż mnie pociągała, a kontakt fizyczny pobudzał każdą komórkę mojego ciała. Ale już nawet pomijając fizyczność, patrzyłem na nią i po prostu serce mi szybciej biło. O co mi chodziło? O jej styl bycia? Że imponowała mi jej odwaga, bystrość umysłu, może nawet i lekka impulsywność? To że nie szufladkowała i miała na tyle oleju w głowie i ogłady, że bez problemu pijana zareagowała w dobrym momencie, by powstrzymać rzeź na dworze?
- A Ty? Na dworze nie chciałaś mnie więcej znać... Dlaczego jeszcze mnie nie wyrzuciłaś? I dlaczego próbujesz mnie poznać? - zapytałem, obserwując jak zareaguje na to bezpośrednie pytanie.

Karczma "Zły kot"

48
POST BARDA
- Myślę, że widziałam już całkiem sporo z tego, co potrafisz - przypomniała. Na własne oczy zobaczyła przecież, jak Shiran spala połać lasu i jak tworzy później wybuchające nacięcia w powietrzu. Jakoś wśród tych wszystkich pytań, które do niego miała, nie znalazły się te dotyczące jego magii. Przynajmniej póki co.
Światło lampy nadawało jej włosom złocistego odcienia, podobnego do tego, który miały, gdy padał na nie blask zachodzącego słońca. Leniwie tańczący płomień sprawiał, że rysy twarzy kobiety łagodniały. Choć kto wie, może to nie była wcale kwestia oświetlenia, a towarzystwa? Byłaby to przyjemna myśl, gdyby przyszła Shiranowi do głowy. Kąciki ust rudowłosej znów powędrowały nieznacznie w górę, ale mimo ostrzeżenia nie zasłoniła ani ramienia, ani obojczyka. Gdy półelf wrócił i ponownie usiadł obok, tym razem ze swoimi zdobyczami, ona tkwiła w tej samej pozycji, w zamyśleniu lustrując go błyszczącym spojrzeniem. W końcu sięgnęła po woreczek z owocami i zajrzała do środka, z jakiegoś powodu nieruchomiejąc na moment, ze wzrokiem wbitym w kandyzowane owoce i nie odrywała go od nich gdzieś do połowy historii opowiadanej przez mężczyznę. Dopiero wtedy wyrwała się z tego bezruchu, sięgając po jedną z moreli i unosząc wzrok na Shirana. Nie przerywała mu, nie wybuchała też śmiechem, choć z jakiegoś powodu tego właśnie się po niej spodziewał. Przysunęła się za to jeszcze bliżej niego, by w pewnym momencie oprzeć głowę o jego ramię i w tej pozycji leniwie podjadać sobie owoce, które przyniósł. Jeśli sądził, że wydarzenia sprzed kilkunastu minut zniechęcą ją do niego, to miał teraz dowód na to, że nic takiego nie miało miejsca. Przynajmniej jej odkryte ramię zniknęło z jego pola widzenia.
- Zbuntowany chłopiec z dobrego domu - podsumowała. - Tego się nie spodziewałam. Nie tęsknisz za tym? Za wygodami i rodziną?
Wyciągnęła z woreczka kolejną garść owoców i rozłożyła je sobie na dłoni, tak, by móc wybierać sobie, który z nich zje jako następny. Choć półelf mógł czuć niepokój i stres związany z opowiadaniem o sobie, do jakiego nie był przyzwyczajony, tak okoliczności były w gruncie rzeczy dość sielankowe. Nikt im nie przeszkadzał, nie zawracał głowy, mieli jedzenie, picie i nawet Auth był zbyt zajęty obrażaniem się na cały świat, żeby czegoś od nich chcieć.
- To nie jesteś z Archipelagu? Czy jesteś? - spytała, unosząc na moment głowę, żeby na niego spojrzeć. - Myślałam, że na Archipelagu elfy mają spokój. Tylu ich tam przecież jest, że spiczaste uszy nie robią na nikim wrażenia. Może trafiłeś na jakiegoś lokalnego psychopatę?
Wzruszyła nieznacznie ramionami, na tyle, że gdyby Shiran tego nie poczuł, to mógłby tego nawet nie zauważyć.
- Może masz rację. Po prostu to było... nagłe. I brutalne. Nie żeby sama brutalność kogoś tu szokowała, tylko nikt nie spodziewał się jej tutaj i w tym momencie - uniosła rękę, by spojrzeć na owinięte bandażem przedramię, ale nie poświęciła mu szczególnie dużo uwagi. Shiran znał ją już na tyle, by wiedzieć, że miała w zwyczaju ignorowanie wszelkich obrażeń, jakie otrzymywała, niezależnie od tego, czy były małym dziobnięciem, czy przeoraniem wężowego zęba przez pół uda. Westchnęła. - Auth jest w porządku. Nie sądziłam, że kiedykolwiek powiem to o ptaku, ale chyba nawet trochę go lubię. Pasujecie do siebie.
Łóżko nie było na tyle szerokie, by dało się położyć w poprzek, ale Nellrien odsunęła się i po chwili namysłu wstała, by umożliwić półelfowi padnięcie na materac normalnie. Początkowo nie odpowiadała na jego pytania, poszła tylko w milczeniu w kierunku drzwi i choć mogło się wydawać, że chce wyjść, to jedynie przekręciła klucz w drzwiach, zamykając pokój od środka. Obróciła się z powrotem do Shirana, zupełnie niewinnie splatając dłonie za plecami i powoli ruszyła w jego stronę.
- Ciebie? Nie, Autha. To jemu kazałam zejść mi z oczu.
Jej ruchy były płynne i zdecydowane. Weszła na łóżko, przerzucając jedną nogę na drugą stronę bioder półelfa i zawisła tak nad nim, podparta na rękach po bokach jego głowy. Zasłona rudych włosów odcięła ich od światła lampy, ale patrząca na niego z góry Nellrien zdawała się mieć swój własny blask w oczach.
- Nie zamierzam cię stąd wyrzucać - powiedziała cicho i pochyliła się, żeby pocałować go lekko, zanim wyprostowała się, siadając na jego biodrach. - Nie wiem, dlaczego pytam. Może tak łatwiej mi udawać przed sobą samą, że jak to wszystko się skończy, to nie odpłyniesz w cholerę, zostawiając mnie za plecami, dalej prowadzić swoje awanturnicze życie, jak każdy dupek, z jakim miałam do czynienia.
Złapała brzeg koszuli, żeby bezceremonialnie i bez zbędnych wstępów przeciągnąć ją sobie przez głowę. I już nie tylko odsłonięte ramię rozpraszało półelfa. Dopiero teraz miał okazję zobaczyć, że podarowany przez driady wzór pnączy miał swoje źródło w samym pępku Nellrien i rozgałęział się w kilka stron - niektóre linie schodziły w boki i w dół, niknąc na plecach lub pod materiałem ciemnobrązowych spodni; inne wspinały się w górę, prosto po mostku bądź ukosem po żebrach, do samej szyi, do ramion i w dół wokół rąk. Obramowywały jej ciało hipnotycznym wzorem, odwracając uwagę od drobnych, szpecących je blizn i sprawiając, że chciało się prześledzić palcami każdą z linii. Nellrien miała raczej drobne, ale silne ciało, wyrobione przez lata pracy na statku. Z wielu powodów półelfowi ciężko było od niej oderwać spojrzenie.
- A może po prostu cię lubię, Shiran - uśmiechnęła się, a w jej oczach coś błysnęło, jakby to nie Auth był demonem w tym towarzystwie, tylko właśnie spoglądająca na półelfa z góry, półnaga, rudowłosa kobieta.
Obrazek

Karczma "Zły kot"

49
POST POSTACI
Shiran
- Taka jesteś tego pewna? - Uśmiechnąłem się zalotnie, gdy odpowiadałem na jej stwierdzenie, że widziała już całkiem sporo. Może z pewnym podtekstem, może nie... Pewien za to byłem, że jej kołyszące się biodra z pewnością nie były tylko dziełem przypadku.
Jej włosy zdawały się lśnić w świetle zapalonej lampy, nadając im całkowicie innego koloru. Prawie takiego, jak wtedy pod pokładem, gdy spotkałem ją po raz pierwszy. Zastanawiałem się wtedy, czy nie była czasem jakimś wampirem, a ona... Ona po prostu umartwiała się sama w swojej kajucie, niezrozumiana przez nikogo. Tym bardziej nie przez tamtego małego knypka, co to okazał się przerażoną chudziną, o posturze wcale nie lepszej niż ja.
Podobnie jak i wtedy, na jej twarzy wykwitał uśmiech. Ale jakiś taki inny niż wcześniej. Bardziej łagodny. Naturalny. Zastanawiam się czy nie nazwałbym go zjawiskowym? Rzadki niczym jednorożec, ale tak do niej pasujący, że aż żal ściskał serce, gdy pomyślało się, że nie za często gościł na jej ustach. Czy zasługiwałem na niego? Nie wiem...
Wiem jednak do czego wolno zmierzała Nellrien, która upomniana nie poprawiła koszuli. Możliwe, że się tylko droczyła, albo naprawę nie zdawała sobie sprawy jak wielkim wysiłkiem jest dla mnie powstrzymywanie swoich żądzy. Mam wrażenie, że od kiedy poczułem w sobie płomień, o wiele trudniej było mi opanować emocje. Powściągliwość stała się dla mnie swoistym wyczynem i nie mówię tu tylko o sprawach łóżkowych. Język też nie raz wpędził mnie w tarapaty...
Ostatkiem sił jednak odważyłem się opowiedzieć co nieco o sobie. Była pierwszą osobą, która aż tyle o mnie usłyszała. Czułem się z tym dziwnie. Odsłonięty... A ona? Ona po prostu się do mnie przytuliła, sprawiając że cała ta zbroja, którą przed nią zrzuciłem, przestała mi być chwilowo potrzebna. Miłe uczucie bezpieczeństwa i tego... Tego czegoś w środku. Nie wiem co to było, ale miałem wtedy wrażenie, że to tego poszukiwałem przez ten cały czas. Czy właśnie tuliła się do mnie osoba, która mogła być moim osobistym światem?

- Zbutnowany chłopiec - powtórzyłem głucho za nią. - Niegrzeczny, jak dla mnie, brzmi lepiej. Bardziej oddaje mój charakter - Roześmiałem się. Czułem się przy Nellrien naprawdę swobodnie.
- Czy tęsknię? Może trochę... Ale nigdy tam nie pasowałem - Kolejne słowa płynęły jakby same. Nie czułem już takiej blokady. Nie męczyło mnie poczucie winy, czy niechęć. Było w pytę. - Wielkie oczekiwania ludzi z dobrego domu. Niby drobnostka, bo wydawałoby się, że każdy marzy o takim życiu. Prawda jest jednak taka, że to życie pod ciągłe dyktando, z wielkim brzemieniem na plecach... Bo przecież wszyscy w Tobie pokładają nadzieje i swoje aspiracje... To po prostu krzywi człowieka - wyjaśniłem, bezradnie gestykulując. To nie było do opisania.
- W pewnym momencie budzisz się w rowie i zdajesz sobie sprawę, że to była najlepsza noc Twojego życia. Nikt Ci nie stał nad ramieniem mówiąc co masz robić... A potem... Potem już tylko robisz na złość, bo masz dość tego ciągłego układania, planowania, spełniania oczekiwań... - Wzruszyłem ramionami, kończąc nieco rozgoryczony. Panie i Panowie, Shiran Nerioander chyba pierwszy raz okazał przy kimś obcym emocje... Tylko, czy... Nellrien dalej była dla mnie obca?

- Jestem z Archipelagu. Gość wyglądał tylko na nietutejszego. Zgaduję, że przypłynął niedawno. Ale wolałem nie ryzykować. Wystarczyłby kolejny taki psychol napotkany podczas snu - wyjaśniłem bez większych emocji. To, że jegomość został skrócony o głowę, przy akompaniamencie krakania Autha, to historia na osobną posiadówkę.
Potem słuchałem jej, co mówiła o kruku. Nie wiem dlaczego, ale odczułem chyba pewną ulgę, wiedząc że go nie skreśliła.
- A co niby w nas takiego podobnego, co? - Wyszczerzyłem zęby, przechylając nieco w bok głowę. - Powiedz jeszcze, że poczucie humoru... - zironizowałem, obserwując jak ruszyła w kierunku drzwi. Chciała wyjść?
Nie. Tylko zamknęła drzwi.
Odwróciła się w moją stronę, zaplatając ręce za plecami, wracając, z niby niewinnym wyrazem twarzy. Szykowały się kłopoty... Chciałem jej jakoś zripostować to zejście z oczu, ale zwyczajnie nie byłem w stanie. Jej kołyszące się biodra, a potem przerzucana noga przez moje biodro, chyba lekko mnie przytkały. Czułem, jak pani kapitan usadawia się na mnie wygodniej, by chwilę później zawisnąć nade mną. Stanowczo krew nie trafiała mi teraz do mózgu. Jej lśniące włosy oddzieliły nas od światła lampy, tworząc niezaprzeczalnie magiczny klimat. Widziałem jej oczy, tak charakterne i błyszczące, sprawiające, że płomień w środku mojej klatki piersiowej zaczął szaleć. To było wariackie.
Powiedziała, że nie miała zamiaru mnie wyrzucać, a chwilę potem poczułem jej usta. Smakowały inaczej, już nie takie słodkie, acz wciąż upojnie fascynujące. Każda krzywizna jej warg, zdawała się przylegać do moich, tworząc dwie części idealnie pasującej do siebie układanki. Trwało to tylko chwilę, ale mam wrażenie, że przepadłem tam na wielki. W końcu jednak się wyprostowała, patrząc na mnie tym spojrzeniem, którym chyba sam pożerałem ją od momentu odkrycia przez nią obojczyka.

- Musi się kończyć? - zapytałem, obserwując jak chwyciła za brzeg koszuli. Chciałem powiedzieć, że nie mam ochoty jej zostawiać. Że mam ochotę pływać z nią na tym jej pieprzonym statku. I że jest inaczej niż do tej pory... Ale te słowa ugrzęzły mi w gardle. A potem przed oczyma widziałem tylko ją; Jej ciało było dla mnie niesamowite. Wzór pnączy ciągnął się od pępka w każdą stronę, sprawiając że nie byłem stanie pohamować swoich dłoni. Elfie dłonie, prawie samoistnie powędrowały do jej bioder, by uchwycić ją pewnym chwytem. Smukłymi palcami przeciągnąłem po kibici, pozostawiając za sobą przyjemny ślad paznokci. Wyglądała zjawiskowo. Nie umiałem się skupić, czując się zahipnotyzowany. Wszystko działo się tak szybko. Westchnąłem, przesuwając palcami po ścieżce wyznaczonej przez pnącza, czując pod palcami małe blizny, ale gdy labirynt doprowadził mnie wyżej, pozwoliłem sobie z boczyć z trasy, by wykonać kolisty ruch dookoła, najbardziej fascynującej mnie teraz, części. Zabrałem dłonie, by rozpiąć swoją koszulę. Ba, prawie ją zerwałem. Podniosłem tułów, zrzucając materiał z siebie i usiadłem, przylegając nagą skórą do równie nagiego ciała pani kapitan. Tym razem czułem ją całą - każdy jej oddech, który tylko mocniej napierał na moją klatkę. Zadarłem lekko głowę, by spojrzeć jej w oczy.
- Mam spotykać się z czarownicą, która sprawiła, że po raz pierwszy coś odwzajemniam? Raz się żyje... - Pozwoliłem sobie na bardzo szeroki uśmiech. Moja ręka wylądowała na jej szyi, przyciągając jej usta do moich. Pocałunek był długi i namiętny. Później zaś skupiłem się na reszcie ciała. Upragnione obojczyki ginęły w natłoku pocałunków, podobnie z resztą, jak jej piersi, którymi zajmowałem się na początku bardzo delikatnie, by potem oddać się im pełen namiętności. Mój oddech przyśpieszył niebezpiecznie, a smukłe palce pieściły każdy kawałek jej ciała, krążąc od pleców, po wymalowany wzorem przód. Pragnąłem więcej... Pozwoliłem sobie opaść z powrotem na łóżko, sięgając dłońmi z powrotem do bioder Nellrien, powoli zsuwając jej spodnie, patrząc jak zareaguje...

Karczma "Zły kot"

50
POST BARDA
Wyznania Shirana wydawały się być przez Nellrien w pełni zrozumiane, albo przynajmniej sprawiała takie wrażenie, co jakiś czas kiwając głową i rzucając jakieś twierdzące "mhm". Mogła nie pochodzić z dobrego domu i mieć rodziców o tak wysokich oczekiwaniach, ale potrafiła sobie przecież wyobrazić, dlaczego mogło to być irytujące. O jej pochodzeniu półelf wciąż nie wiedział zbyt wiele; znał tylko jej niedawną historię, gdy temat jej dzieciństwa pozostał nieporuszony. Ale mieli jeszcze sporo czasu, żeby się lepiej poznać, zakładając, że nie planowali się jeszcze rozstawać i iść każdy w swoją stronę, przynajmniej przez najbliższe dni.
- Nigdy nie sądziłam, że ktoś może uznać noc zakończoną w rowie za najlepszą w swoim życiu - zaśmiała się. - Ale skoro tak twierdzisz. Więc... nie planujesz tam wracać?
Uniosła głowę i odwzajemniła jego uśmiech, z bliska wpatrując się w złociste, półelfie tęczówki. Przez długą chwilę milczała, nie potrafiąc oderwać wzroku od tego nietypowego odcienia. Wśród ludzi próżno było go szukać.
- ...Kolorystyka - powiedziała w końcu. - Taka sama czerń, takie same oczy.

Widział znajome już rozbawienie, gdy Nellrien przeszła do działania, a on zaniemówił, całkowicie się jej poddając. Może nie sądziła, że będzie miała na niego podobny wpływ, albo spodziewała się, że mężczyzna zmieni zdanie, gdy zobaczy oplatający ją wzór i uzna go za odstręczający, tak, jak nie lubiła go ona. Kiedy jednak palce Shirana śladem tych linii zaczęły przesuwać się po jej skórze, wywołując idące za nimi ciarki, zamknęła oczy, nieruchomiejąc na moment, z dłońmi opartymi o jego klatkę piersiową. Wstrzymała oddech i zadrżała, gdy opuszki półelfa zatoczyły koło.
- Nie musi - powiedziała w końcu cicho, nieco ochryple. - A przynajmniej jeszcze nie dziś.
Podwijające się końcówki rudych włosów drażniły skórę ramion mężczyzny, kiedy podniósł się do pozycji siedzącej. Nellrien pogładziła delikatnie jego skroń, policzek i bok szyi, otwierając oczy i opuszczając na niego rozpalone spojrzenie.
- Ty tu jesteś czarownikiem, nie ja - zauważyła, pochylając się i przesuwając ustami po tej samej drodze, jaką wytyczyły przed chwilą jej własne palce.

Po tych słowach dała się już porwać namiętności, zapominając o wszystkim, co wydarzyło się wcześniej i co miało się zdarzyć w przyszłości. Jej pocałunki były wygłodniałe i zachłanne, jakby bliskość Shirana rekompensowała jej teraz pół życia w samotności i kto wie, może tak właśnie było. A może po tym, do czego doszło w dżungli, zanim zapadli w swój sen, wymagała teraz potwierdzenia, że przetrwali, że żyją i wszystko będzie dobrze? Dłonie Nellrien znów przesunęły się po jego klatce piersiowej i brzuchu w dół, tym razem nie zatrzymując się już na pasku od spodni. Mieli zamknięte okiennice, zablokowane drzwi. Sam na sam nie musieli się przed niczym powstrzymywać i rudowłosa nie zamierzała.
Posłusznie podniosła się i obróciła, pomagając mu pozbyć się reszty zarówno swoich, jak i jego ubrań. Widział, jak stara się ukryć dużą bliznę, zajmującą pół wewnętrznej strony uda, jaka została jej po ataku na plażę te kilka miesięcy temu, ale nie była w tym najskuteczniejsza - szybko też o niej zapomniała, gdy pochłonął ją ten sam ogień, który buzował w piersi Shirana. Jej pokryte pnączami nogi widział już wcześniej, gdy po zaćmieniu wszedł do jej namiotu po raz pierwszy, ale teraz kierunek linii nabierał więcej sensu, nowego kontekstu, gdy patrzyło się na jej nagie ciało w całej okazałości - nie licząc psującego ten obraz opatrunku na przedramieniu. I jeśli sądził, że pani kapitan odda mu kontrolę, to się grubo mylił... choć gdyby chciał to zmienić, była jedynie odrobinę zaskoczona, ale nie protestowała. Gdy tylko mogła, wróciła na swoje poprzednie miejsce i przywarła do półelfa, tym razem bez niczego, co dzieliłoby ich ciała, niezmiennie szukając ustami jego ust, tak doskonale pasujących do jej własnych. Pochłonięci przez żar, nie wiedzieli nawet, ile czasu minęło, zanim ich rzucane przez lampę cienie zaczęły poruszać się w zgodnym rytmie, splecione w uścisku, niepewne, gdzie kończy się jeden, a zaczyna drugi.
O butelce i owocach, przyniesionych przez Shirana, nikt już nie pamiętał.
Obrazek

Karczma "Zły kot"

51
POST POSTACI
Shiran
Nellrien była wyjątkową kobietą. Pełną pasji, uroku osobistego i charakteru, którego nikt nie mógł jej odmówić. Potrafiła być jednak rozbrajająco bezbronna. A przynajmniej taka mi się wydała, gdy prawie zawstydzona, zadała mi pytanie o to, czy zamierzam wracać w rodzinne strony.
- Nie zamierzam... - powiedziałem wolno, lekko się uśmiechając. - Nie planowałem... I ogólnie sytuacja się chyba trochę skomplikowała, bo... Brakowałoby mi kogoś, kogo poznałem podczas tej pierdolniętej wyprawy - Słowa wypowiadałem powoli, jakby dobitnie, nie do końca będąc pewien ich, a także tego jak zostaną odebrane. Dziwnie tak się uzewnętrzniać. Choć było to całkiem przyjemne.
Nellrien chyba nie oceniała, a po prostu słuchała. Uśmiechała się i w ogóle... Możliwe, że była to jakaś chora gra, albo po prostu sposób by sprowadzić mnie do łóżka? Ale nawet jeśli, całkowicie mi to nie przeszkadzało.

Mieliśmy teraz siebie i to tym teraz byliśmy zajęci.
Odchyliła głowę i przymknęła oczy, gdy palcami sunąłem po mistycznym wzorze na jej ciele. Czułem, jak pod opuszkami palców pojawiają się ciarki.
- Nie musi też jutro... - wydusiłem z siebie, nieco tajemniczo, po dłuższej chwili ciszy i głębszych oddechów, jaka zapadła po jej słowach.
Końcówki jej włosów pieściły moje ramiona. Były niczym drobne płomyczki, tańczące na mej skórze, wywołujące za każdym razem przyjemną falę rozkoszy. Chwilę potem zaś, jej kobiecy dotyk zaskoczył moją skroń. O dziwo subtelny, tak bardzo odmienny, od moich brutalnych i prostych ruchów. Pełna finezji gra, która skończyła się jej gorącymi ustami, wywołującymi tym razem dreszcze u mnie. Muskała mnie, raz za razem zmieniając miejsce na takie, które jeszcze nie doznało pieszczot, co dodatkowo potęgowało wszelkie doznania. A potem...
Potem przemówiła przez nas namiętność.

Nic się nie liczyło, prócz dwóch splątanych z sobą ciał. Nasze pocałunki były płomienne, szalejące, niczym dwa zbłąkane płomienie, które razem mogą spalić całą szopę jakiegoś nowobogackiego dupka. Byliśmy zachłanni. Nasze dłonie wzajemnie błądziły po ciałach, jakby w poszukiwaniu bliżej nieokreślonego miejsca rozkoszy. Nie powstrzymywaliśmy się...
Nie wiedzieć nawet kiedy, oboje skończyliśmy bez odzienia. Tym razem żadne nie mogło już się przed tym uchronić. Byliśmy odsłonięci i bezbronni - tacy, jakimi byliśmy na prawdę. Dwójka nieco szalonych rozbitków życiowych, po lżejszych i cięższych przejściach. Nasza historia, spisana na ciałach, których nie okrywało nic.
Nellrien starała się ukryć bliznę na nodze, ale to było tak bardzo... nieistotne... Chwyciłem ją wtedy za dłoń, a na ustach złożyłem kolejny płomienny pocałunek, który swoją namiętnością wykraczał poza wszelkie poprzednie ramy. Wciąż jednak fascynował mnie jej wzór, który teraz wydawał się tak oczywisty, że wstyd mi było, iż nie dostrzegłem tego wcześniej. Przycisnąłem ją bliżej siebie, przejmując na chwilę kontrolę, ale za długo jej nie miałem. Nie protestowałem, zachwycony nową możliwością i całkiem przyjemną odskocznią. Nellrien wróciła na swoje poprzednie miejsce i przywarła do mnie, tak że czułem ją w całości - tym razem bez dodatkowej warstwy, która jakkolwiek mogłaby nas powstrzymać. Następne namiętne pocałunki i przyśpieszone oddechy, zdawały się zlewać ze sobą i dopiero pierwszy, cichy jęk rozkoszy, gdy staliśmy się jednością, przerwał na chwilę upływ czasu, by zaraz przejść do kolejnej szaleńczej pogoni. Chcieliśmy tego oboje - zgodni rytmem, namiętnością i cieniami, które nie były w stanie przedstawić naszych ciał inaczej, niż połączonych ze sobą. Kończyny plątały się, niczym końce dwóch lin, a serca wydawały się rywalizować ze sobą o to, które szybciej będzie biło, gdy oboje zbliżaliśmy się do końca.
Ta noc szybko się nie skończy... I byłem dziwnie pewny, że po wszystkim, po raz pierwszy, nie będę miał ochoty uciekać, a po prostu pozwolić się jej wtulić i ochronić przed całym złem tego pierdolonego świata.

Karczma "Zły kot"

52
POST BARDA
Czas i miejsce przestały mieć dla nich znaczenie - nikogo nie obchodziło, czy znajdują się w pachnącej nowością karczmie, czy jaskini w sercu dżungli; czy minęło osiem miesięcy, czy zaledwie dzień. Zatopieni we własnej namiętności, pozwalali jej przejąć nad sobą pełną kontrolę. Nellrien była jednocześnie zdecydowana i zaskakująco delikatna, w sposób, jakiego Shiran być może się po niej nie spodziewał; nie kiedy na co dzień najeżona była kolcami i warczała na wszystkich: na nich, na swoich ludzi i na cały otaczający ich świat. Tutaj była inna, pozbawiona tego pancerza, który zrzuciła tak samo, jak swój zrzucił on. Być może, gdy poruszała się tak powoli, tak zmysłowo, zaciskając dłonie na ramionach Shirana i wbijając w niego swoje rozpalone spojrzenie, miał do czynienia z tą prawdziwą Nellrien, jaką mało kto miał szansę poznać... a może, kto wie, po prostu z pijaną.
Rudowłosa nie miała w sobie krzty magii, ale wzór, jakim pokryły ją driady, był przecież całkowicie, absolutnie magiczny. I półelf mógłby przysiąc, że był moment, w którym linie poruszyły się pod jego palcami, drgnęły, przesunęły, może nawet zajaśniały nieznacznym blaskiem, prawie niezauważalnym w świetle lampy. Pochłonięta uniesieniem kobieta zupełnie nie zwróciła na to uwagi i już teraz doskonale wiedział, że nawet jeśli jej o tym powie, to nie było szans, by mu uwierzyła.

Jakiś czas później leżeli już normalnie, wzdłuż łóżka, całkowicie wycieńczeni, ale próżno było szukać choćby skrawka niezadowolenia u któregokolwiek z nich. Nellrien ułożyła się na brzuchu, centralnie na Shiranie, podpierając głowę na dłoniach splecionych na jego klatce piersiowej. Długie, rude włosy rozsypały się po jej i jego ramionach, nieco mniej lśniące teraz, gdy kompletnie już były poplątane. Oddychała głęboko, spokojnie i długo milczała, być może nie potrafiąc znaleźć odpowiednich na teraz słów, albo nie mając właściwie nic do powiedzenia. Wpatrywała się za to w niego tajemniczo, z absolutnie nieprzeniknioną miną. Gdyby jej nie znał, mógłby uznać, że znów jest o coś zła; teraz wiedział, że jest zwyczajnie zamyślona.
W końcu kąciki jej ust ponownie powędrowały w górę, w tym uśmiechu, jaki miała tylko dla niego... i w chwilach słabości dla Autha. Po ostatnich niefortunnych wydarzeniach pewnie długo nim kruka nie uraczy.
- Więc mówisz, że kogoś by ci brakowało? - zagadnęła, poprawiając się w miejscu. - Myślę, że jakbyś ładnie poprosił, to Dandre wróciłby z tobą. Na pewno też się przywiązał.
Zbywanie potencjalnej deklaracji żartem było wygodniejsze, niż radzenie sobie z natrętną myślą, że służyła ona wyłącznie zaciągnięciu jej do łóżka. Nie to, żeby Shiran musiał się dziś jakoś szczególnie wysilać, żeby to osiągnąć. Z dołu dobiegał ich coraz większy harmider. Zapadła już noc, pewnie spora część osady zebrała się teraz w karczmie, żeby odpocząć po dniu ciężkiej pracy. Słyszeli śmiechy, jakieś fałszywe śpiewy, co jakiś czas niewyraźne okrzyki. Nic z tego nie sprawiało, by którekolwiek z nich miało ochotę w tej chwili opuszczać wąskie, w gruncie rzeczy nieszczególnie wygodne łóżko.
W tej chwili, gdy żądza nie otumaniała już jego zmysłów, Shiran mógł łatwo wyczuć pod palcami okrągły ślad na łopatce kobiety; wypalone przez krasnoluda znamię, świadczące o tym, że należała do niego. Stwierdzenie, że oddał jej wolność w zamian za przymusową współpracę, nie mogłoby być dalsze od prawdy. To wciąż była niewola, ubrana tylko w kolorowe piórka.
- Lubię twoje dłonie - wymruczała Nellrien, ten jeden, jedyny raz chyba zupełnie o tym nie myśląc. - Czy powinnam się cieszyć, że mnie przypadkiem nie spaliłeś?
Obrazek

Karczma "Zły kot"

53
POST POSTACI
Shiran
Padliśmy we dwoje wykończeni, gdzie wciąż niepewny byłem, czy to co się przed chwilą działo było realną walką, czy też synchronicznym spektaklem jednomyślności. Chyba po trochu jedno i drugie. Taniec namiętności był niebezpiecznie blisko ferworu walki, a wychodziło na to, że zarówno mi, jak i Nellrien, jedno i drugie obce nie było. Nikt też nie wydawał się być niezadowolony z wyniku. Myśl ta, choć ulotna, była bardzo przyjemna.

Leżeliśmy więc tak, skrajnie wycieńczeni, ale uśmiechnięci. Płomyczek, konkretniej, leżała na mnie, robiąc sobie ze mnie poduszkę. Nie żeby mi to przeszkadzało, absolutnie. Przyjemnie było czuć jej nagie ciało i każdy kształt, który przylegał do mojej skóry. Rude, teraz skołtunione włosy, wciąż lśniły w blasku, przyjemnie pieszcząc odkryte ramiona. Zabawne, że to po fryzurze kobiety najbardziej można się domyślić, co się przed chwilą działo...
Obserwowała mnie, z tym swoim nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Ja chyba też nieco zadumany, gapiłem się w jej oczy, tonąc jak nigdy wcześniej. Było już po wszystkim, a ja dalej nie miałem ochoty wstawać z łóżka. Kiedyś po prostu bym rzucił, że było całkiem miło, a potem rozpłynął się, niczym mgła nad jeziorem, po wschodzie słońca. A teraz? Coś w brzuchu nieznośnie mnie gilgotało, wzmacniając to uczucie, gdy Nellrien przybierała ten swój uśmiech. Trochę mnie to wkurzało.

- Taaa... - odpowiedziałem na jej komentarz o brakującej osobie. - Z pewnością byłby irytujący i potrafił mnie powstrzymać z każdą głupotą jaka wpadnie mi do łba. Może Ara? Z pewnością rozwścieczona nastolatka miałaby siłę przebicia. Och, nie, czekaj... - uśmiechnąłem się, drocząc się z nią. Sprawiało mi to jakąś dziką przyjemność. Ogólnie jak cała ta sytuacja. Cisza i to, że mogę sunąć swoimi dłońmi po jej nieidealnie idealnych plecach. Czułem, jak każda moja cząstka aż drży z ekstazy, którą powodował nawet najdrobniejszy ruch i to, jak Nellrien reagowała na mój dotyk.
- O wiem! Może Neela!? - kontynuowałem. - Myślę, że jakby nie paliła się ze wstydu za każdym razem, gdy otworzę usta, może nie byłoby to głupie... No, ale tą wyliczanką doszliśmy chyba do ostatniej osoby, co? - Uśmiech nie schodził mi z twarzy, ale jednocześnie nie umiałem mówić wprost. Cała ta gra pozorów wydawała się szalenie atrakcyjna i jednocześnie pozwalała mi unikać jakichkolwiek deklaracji, których po prostu nie nawidziłem. A może po prostu nie umiałem? Jedno, to mówić o zaufaniu i tym, że można na kogoś liczyć, tak jak wtedy mówiłem jej to w dżungli. Inna sprawa, to otwierać się przed kimś i deklarować coś... Nawet sam nie wiem co...

- Więc... Mówisz, że podobno mnie lubisz? Od dawna? - Wiedziałem, że to niemożliwe, ale liczyłem na to, że uda mi się ją trochę zawstydzić. Byłaby to ciekawa odmiana, od wiecznie wiedzącej co powiedzieć pani kapitan. Traktowałem to jak swoistego rodzaju grę - kto kogo zawstydzi pierwszy. Byłoby to niezłe osiągnięcie.

I możecie mi nie wierzyć, ale naprawdę wszystko to było w moim odczuciu wyjątkowe. Śmiechy z dołu nie przeszkadzały nam ani odrobinę. Nellrien chyba też nie miała zamiaru wracać. Mruczała, gdy miziałem ją po plecach. Pierwszy raz, widziałem ją też chyba aż tak zrelaksowaną i wyluzowaną. Nawet gdy opuszkami palców natrafiłem na jej znamię, wspomniała o moich dłoniach, nie próbując się przede mną ukryć. Czułem ją. Całą. Była pod moimi skrzydłami, schowana przed otaczającym ją światem. A to uczucie pragnienia chronienia jej, sprawiało że byłem nie do poruszenia, niczym skała, która zawsze będzie ją podpierać. Pogrzany koncept, ale lepiej nie potrafię tego zwizualizować. Uśmiechałem się tylko jak głupi, lekko mrużąc oczy, w rozkoszy jej ciepła, które grzało lepiej niż niejeden kominek.
- Ktoś sobie na to spalenie musiałby zasłużyć. Ty chyba jednak wkradłaś się w nieco inną kategorię - powiedziałem zaczepnie. - Sama więc oceń czy powinnaś się cieszyć... - wymruczałem, przechodząc dłoną z pleców, na jej polik. Dłoń sunęła powoli, napawając się każdą sekundą, płynnie idąc w kierunku szyi i ucha, za które odgarnąłem jej włosy.
- A Ty? Powiesz coś więcej o sobie? Skąd jesteś? - zachęciłem cicho do wyznania.

Karczma "Zły kot"

54
POST BARDA
Nellrien w milczeniu przysłuchiwała się wyliczance, a po jej twarzy błądził nieznaczny uśmiech. Oboje dobrze wiedzieli, o kogo Shiranowi chodziło, ale te niedopowiedzenia były teraz jakoś bardziej na miejscu, niż ubrane w konkrety wyznania. Ciepłe światło lampy tańczyło na ich skórze, zamazując nieco tę różnicę w odcieniach. Jednego mężczyzna mógł być pewien: nie pochodziła z Archipelagu, ani żadnego innego miasta na południu, jej karnacja była zbyt jasna.
- No to nie wiem kto - wymruczała z rozbawieniem, zamykając oczy i opierając policzek o rozgrzaną klatkę piersiową półelfa.
Potrzeba było więcej, żeby zawstydzić Nellrien Maver, albo po prostu musiał spróbować czegoś innego, bo póki co nic nie sprawiło, żeby zalała się rumieńcem, jak miała w zwyczaju robić to Neela. Gdy padło kolejne pytanie, rudowłosa uchyliła jedno oko, a potem z powrotem podniosła głowę, spoglądając na niego z góry.
- Nie wiem - przyznała i zamyśliła się na chwilę. - ...Myślę, że odkąd przyszedłeś po mnie po zaćmieniu. Do mojego namiotu. I kiedy...
Zamilkła, a on już wiedział, że w tym właśnie momencie wróciła do niej świadomość rzeczywistości, w której żyła. Przypomniało się jej znamię na łopatce, kontrakt i cała reszta bagna, w jakie zdołała się wpakować. Jej roziskrzone dotąd spojrzenie przygasło nieco, choć wciąż była spokojniejsza niż zwykle i wciąż nie zamierzała ruszać się z miejsca. Westchnęła bezgłośnie.
- Nie oceniałeś. Nie komentowałeś. Nie wiem - przekrzywiła lekko głowę, wyciągając dłoń, żeby przeczesać palcami włosy z boku jego głowy. Przez chwilę wpatrywała się w jego spiczaste ucho, choć nie jak w ciekawostkę przyrodniczą, a wzrokiem zupełnie nieobecnym. - Dziękuję.
W końcu uśmiechnęła się z powrotem, gdy Shiran odgarnął jej włosy.
- No i przyniosłeś mi owoce. Zarówno wtedy, jak i teraz, bo pamiętałeś, że je lubię. Małe mam wymagania, hm? Kto by pomyślał, że trzeba tak niewiele.
Mogła sobie żartować, ale to tłumaczyło, dlaczego wcześniej zawisła nad workiem ze słodkimi przekąskami i znieruchomiała, zapewne wyciągając sobie jakieś swoje własne, być może całkiem słuszne wnioski. Półelf z niezrozumiałego dla niej powodu troszczył się o nią i okazywał to na wiele sposobów, owoce były tylko jednym z wielu. A troska o nią nie była czymś, do czego Maver przez ostatnie lata była przyzwyczajona.
Z powrotem podparła głowę na dłoniach, gdy została spytana o przeszłość.
- Z drugiego końca świata... z Irios. Pochodzę z rodziny kupieckiej. Mój ojciec zajmuje się handlem, głównie tkaninami. Moja matka zmarła dawno temu, nawet jej za dobrze nie pamiętam... tata ożenił się potem drugi raz, z kobietą dużo od siebie młodszą. Z nią ma dwóch synów, bliźniaków, więc mam dwóch przyrodnich braci, chociaż to jeszcze dzieciaki... nie wiem, naprawdę chcesz o tym słuchać? - upewniła się, a jeśli dostała potwierdzenie, kontynuowała. - W każdym razie, jeśli myślisz, że to typowa historia o złej macosze i uciemiężonej córce, to nie. Tamina to dobra kobieta, chłopcy są rozpieszczeni, ale kochani. Teraz mają już po dziesięć lat... długo ich nie widziałam. Ja za to jak dorosłam, to zaczęłam pływać z ojcem. On mnie wszystkiego nauczył... no, prawie wszystkiego. Potem zaczęłam pracować na jednym z jego statków - zamilkła nagle, jakby było w tym wspomnieniu coś, o czym nie chciała mówić. W końcu westchnęła i znów poprawiła się w miejscu. - Płynęliśmy właśnie z ładunkiem do Portu Erola, kiedy zostaliśmy zaatakowani. Nawet... nawet nie wiem, czy ojciec przeżył. Co się stało z pozostałymi statkami. Może uciekły...? Oni na pewno zakładają, że tam wtedy umarłam. Gdybym... jeśli udałoby się rozwiązać... ten problem... myślę, że do Irios popłynęłabym najpierw. Tęsknię za nimi.
Ostatnie słowa wypowiedziała bardzo cicho, prawie bezgłośnie, jakby przyznawanie się do takiej słabości było dla niej strasznie trudne. W większym towarzystwie mogłaby uznać to za upokarzające, ale tu przecież był tylko Shiran... a on nie oceniał.
- Nie zawsze byłam taka - dodała.
Obrazek

Karczma "Zły kot"

55
POST BARDA
Dandre i Aremani

Spoiler:
Yunana ze szczerą radością przyjęła zgodę Aremani i zaproponowała, by pojawiła się u niej z samego rana. Korzystając z okazji, na moment wprowadziła ich wszystkich za pierwszy rząd budynków, by nieco dalej od głównej ścieżki pokazać im swoją pracownię. Przedstawiający igłę i nić szyld nie był najwyższych lotów, więc albo kobieta nie miała talentu jeśli chodzi o rzeźbienie w drewnie, albo nie miał go ktoś, kto dla niej ten szyld wykonał, ale nie wydawała się tym przejęta. Jeśli jako jedyna na całej wyspie zajmowała się tym, czym się zajmowała, nie musiała martwić się konkurencją. Domek był niewielki, piętrowy, ale bardzo wąski. Na dole zapewne pracowała, na górze miała mieszkanie. Z okna spoglądał na nich rudy kot, leniwie zamiatając ogonem parapet.
- Bardzo mnie to cieszy - Sebalf uśmiechnął się ostrożnie do zielarki, w całkiem imponujący sposób całkowicie ignorując przekomarzanie się pomiędzy nią a bardem. - Może... jeśli będzie nam dana chwila spokoju po dotarciu na miejsce...
Chwila spokoju jednak nie miała im być dana, bo im bliżej byli karczmy, tym większy docierał do nich harmider. Zdecydowanie było w niej gęściej, niż w chwili, w której Dandre ją opuszczał. Przed samym wejściem zebrał się niewielki tłumek, głównie mężczyzn, o twarzach ogorzałych od słońca i wiatru. Faktycznie, wyglądało na to, że statki wróciły, docierając na wyspę prawdopodobnie mniej-więcej w momencie, w którym Biriana powalił na ziemię cios nowego arcywroga. Podczas ich misji ratunkowej, ci zdążyli zacumować w porcie i znaleźć drogę do Złego Kota. Niektórzy trzymali już nawet w dłoniach kufle i butelki - po rejsie paliło im się do przyjemnego odprężenia w tawernie.
- Sądzę... że strzelanie ogniem z... dowolnej części ciała, mogłoby nie być rozsądne - mruknął Sebalf, z rezygnacją poddając się ciągnącej go w stronę zamieszania kobiecie. - Ale bardzo cię proszę, Yunano, żebyś nie przekłamywała rzeczywistości. Potrzebuję informacji zgodnych z prawdą, rzeczywistej relacji z zaistniałych wydarzeń, by dojść do konstruktywnych wniosków. To poważne badania.
- Wszystkie twoje badania są poważne.
- Nie jest to nieprawda. W każdym razie, jeśli chodzi o moją specjalizację, faktycznie, magia ziemi jest mi najbliższa, panie Dandre.

Yunana przewróciła oczami i wciągnęła maga do karczmy.

Wewnątrz towarzystwo rozkręciło się już na całego. Grupka, z którą siedzieli przedtem przy stole, teraz już nie była najgłośniejszą w sali, choć elfie siostry kłóciły się o coś zawzięcie. Wszystkie miejsca były zajęte, ktoś przygrywał coś fałszywie na flecie, a za kontuarem, obok Pelora, krzątała się przysadzista, ciemnowłosa kobieta, pomagając mu z zamówieniami. Wchodząc do tawerny, zostali zauważeni niemal natychmiast i przywitał ich okrzyk radości ze strony dotychczasowego towarzystwa. Yunana bez zastanowienia skierowała się do nich, sadzając maga na jedynym wolnym krześle. Ten tylko westchnął ciężko, ale zrezygnował już z protestów.
- Jeśli mógłbym wino... - zaczął, ale podsunięto mu kufel z piwem, więc po chwili wahania poddał się ostatecznie, zgarbił i uniósł do ust to, co dostał.
Ktoś zainteresował się rozbitą brwią barda, ktoś spytał o Torberosa, ale Yunana szybko uznała to za nieistotne i zmieniła temat, informując zebranych, że Birian przyniósł lutnię i zaraz dla nich wszystkich wystąpi. To wystarczyło, by wywołać kolejny wybuch ekscytacji, nie tylko przy tym stole, ale i przy dwóch sąsiednich. Podczas ich nieobecności raczej nie zwalniali tu z piciem i skutki tego były teraz bardziej, niż oczywiste.
- Czy Aremani też będzie występować? - padło pytanie zza pleców dziewczyny. Głos wydawał się jakby znajomy; gdy się odwróciła, by sprawdzić, do kogo należał, jej oczom ukazały się twarze kilku żeglarzy ze Starej Suki, w tym ten, dla którego syrena straciła głowę. Rozparty wygodnie na krześle Kerwin uśmiechał się do niej szeroko, choć niestety jego koszula zasłaniała wszystko, co lubiła sobie czasem powspominać.
- Faktycznie miałaś do zaoferowania więcej, niż magiczne eliksiry. Bohaterowie Kattok, kto by pomyślał.
- Możemy się zawsze chwalić, że to na naszym statku tu przypłynęli, hehe
- zauważył wysoki i żylasty mężczyzna, siedzący obok niego.
- Ta. Ja się mogę chwalić, że jedna mnie prawie zadźgała, a druga pozszywała. A, i pan Birian mnie zdjął z buta.
- On cię zdjął z buta...? Jak?
- Byłem, kurwa, ranny, tak?

Żylasty człowiek uniósł brwi i ukrył powątpiewanie za uniesionym kuflem, zerkając w stronę barda z zaciekawieniem. W oczach Kerwina natomiast tego zaciekawienia zupełnie nie było... przynajmniej nie wtedy, kiedy patrzył na Biriana.
Obrazek

Karczma "Zły kot"

56
POST POSTACI
Shiran
Ciepły uśmiech, który wykwitł na mej twarzy kompletnie do mnie nie pasował. Tak przynajmniej stwierdziłbym, stojąc przed lustrem. Dziwne to wszystko. To droczenie się z Nellrien było tak niesamowicie przyjemnie dziwnym odczuciem, że chyba nigdy w życiu przekomarzanie się z kimś, nie sprawiało mi aż takiej frajdy.
- Ech... A podobno taka inteligentna - zażartowałem, będą prawie pewnym że się za to nie obrazi, a odgryzie się czymś podobnym. Wiedziałem, że była świadoma że chodzi mi o nią, ale mimo wszystko, podobnie do mnie, dalej grała w grę pozorów i niedopowiedzeń. Nie przeszkadzało mi to. Ba, było to bardzo wygodne.
Kolejne pytanie było chyba jednak ciut nietrafione. Pani kapitan nagle zamilkła, przybierając ten poważny wyraz twarzy, przygniecionej przez życie kobiety. Jej spojrzenie przygasło, a ja poczułem się podle, psując cały klimat. Ostrożnie wróciłem do miziania jej po plecach, powoli i delikatnie, sunąc dłońmi po jej skórze. Nie obchodziły mnie blizny, ani znamiona. Nie obchodziła mnie ta pieprzona pieczęć. Była teraz pod moimi skrzydłami.

- I za co dziękujesz, Głuptasie, co? - powiedziałem łagodnie, schodząc mocno ze złośliwego tonu. Takiego mnie chyba jeszcze nikt nie poznał... Nie skomentowałem jednak w żaden sposób braku oceniania. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Po prostu żyłem, odzywając się wtedy, kiedy było to wygodne. Nie raz za to wpadałem w kłopoty, ale... Jakoś zawsze się wychodziło w lepszy, czy gorszy sposób.
- Ach, owoce. Czyli sposóbem na zdobycie sympatii złowieszczej Nellrien Maver, było przyniesienie słodkości? - uśmiechnąłem się ponownie, próbując ją nieco rozweselić. - A Ty? Chcesz wiedzieć dlaczego...? - słowa wypowiadałem powoli i dobitnie, nie kończąc jednak zdania, nie będąc pewien czy na pewno chcę się tak odkrywać. Zależało mi jednak mocno na odciągnięciu jej myśli od mrocznej rzeczywistości. Miałem nadzieję, że się uda.

A później słuchałem jej opowieści. Ułożyłem się wygodniej, przytulając ją jedną ręką, a drugą, błądząc po jej nagim ciele. Opuszki krążyły w tę i z powrotem, czasem przechodząc w lekkie drapanie paznokciami, które wywoływały dreszcze ciągnące się od szyi, po sam koniec kręgosłupa. Gdy przerwała, pytając się czy na pewno chcę tego słuchać, pokiwałem głową, nie chcąc jej przerywać. O dziwo, naprawdę interesowała mnie jej historia. Pochodziła ze zwyczajnej rodziny, miała braci, pomagała ojcu w interesie. To hartuje i buduje charakter. Sam zastanawiałem się, jak bym skończył, gdybym... Gdybym nie był tym, kim jestem. Może trochę więcej cierpliwości i ojciec też by zaczął uczyć mnie fachu? Albo skończyłbym z jakąś ułożoną damulką, siedząc całymi dniami nad księgami rachunkowymi, czy innymi nudnymi rzeczami...
Różnica była tylko taka, że do mojego obecnego położenia doprowadziłem sam, na swoje własne życzenie i widzimisię. Nellrien nie miała takiego wyboru. Zabrali jej wszystko, łącznie z rodziną, miłością i wolnością. Pierdolona niesprawiedliwość. Spojrzałem na nią, patrząc jej w oczy. To głupie, ale chciałem spełnić jej życzenie. Zabrać ją do Irios. Tyle, że było to trochę ciężkie... Może gdybym chodził dalej na te głupie lekcje magii, nauczyliby mnie jakieś magii teleportacji, czy tworzenia portali. A teraz? Pozostaje mi po prostu słuchać. Chociaż może...
- A mnie też byś zabrała? - zapytałem, patrząc na nią poważnie. Nie była to żadna deklaracja. Zdawałoby się niewinne pytanie. Może trochę gdybanie? Coś jak zabawa z dzieciństwa w układanie własnej przyszłości. Tworzenie planów i marzeń, których można się trzymać, by nie poddawać się w najgorszych sytuacjach. - Pokazałabyś mi coś ciekawego? Albo poznała z kimś? Chociaż nie... Jeszcze stwierdzą, że jestem zbyt gburowany i mam niewyparzony pysk - Błysnąłem ząbkami, ponownie nie dopowiadając oczywistości, o kogo tak naprawdę mi chodziło.
- I wierzę, że nie byłaś taka, ale... Jesteśmy teraz. Tu. I. Teraz. Możemy być jacy chcemy. Tego nikt nam nie zabierze - Ponownie odgarnąłem jej włosy za ucho, a później chwyciłem ją za rękę. Prosty gest, a serce przyśpieszyło. W głowie pojawiła się myśl, że spróbuje się uwolnić, a ja... Nie wiedziałem nawet kiedy wstrzymałem oddech, patrząc jak zareaguje.

Karczma "Zły kot"

57
POST POSTACI
Aremani
Aremani starała się zapamiętać, gdzie leży pracownia Yunany, skoro miała do niej jeszcze zawitać. "O ile będę w stanie do niej samodzielnie dojść..." Im bardziej zbliżali się do przybytku tym większe dziewczyna czuła poddenerwowanie. Z początku nie rozumiała, dlaczego. Wcześniej nie uczestniczyła w takich... hulankach. Apozo w tym zakresie raczej zachowywało się bez ekscesów. W dodatku tłum ludzi, tłum obcych ludzi, obecność dużej ilości alkoholu... "Czy ja się kiedyś upiłam? Czy teraz jest najwyższy czas? Czy teraz właśnie nie powinnam? Jak będę się zachowywał?" To ją właśnie dręczyło - pytania pozostawione bez odpowiedzi. A to, jak wiadomo, było największą bolączką każdego naukowca. "Przynajmniej do fazy eksperymentu..."
Sebalf nie przypadł jej do gustu. Rozmowa z kimś, kto chociaż wykazywał się jakimś zainteresowaniem naukami, szczególnie na tej wyspie pełnej najemników i marynarzy, należała do wyjątkowych możliwości, których nie wolno było zaniedbać. Jednakże czas i miejsce z pewnością nie były na to dla niej odpowiednie.
- Zadaniem domowym zajmiesz się jutro, teraz jest czas na pierdoły. - dorzuciła tylko, parafrazując "lekko" swojego ojczyma.

Serce już zaczynało bić bardziej nerwowo, gdy docierali do wejścia. Świadomie czy nie, przybliżyła się do Dandre, pozwalając sobie nawet złapać go za ramię. Trochę jak przestraszone dziecko do ojca. Tylko, oczywiście, Aremani zaprzeczyłaby gdyby ktoś jej to zarzucił. "Co ten Dandre ma takiego bica? To od wywijania szablą, lutnią czy od czegoś innego?"
W końcu weszli do środka, a w Aremani od razu uderzyła intensywność żwawy. Wyobrażała sobie to wszystko w różny sposób, ale doświadczyć tego wszystkimi dostępnymi zmysłami... Było to ciekawe, było to ekscytujące! Ale dziewczyna była też przerażona ilością bodźców.
Tym bardziej prawie że podskoczyła przy bardzie, gdy tłum zakrzyknął na ich widok. Przynajmniej domyśliła się, że to dlatego krzyczą, w końcu nie było tu wielu Bohaterów Kattok. Zaczęła się uśmiechać, choć trochę nerwowo, nawet komuś chyba pomachała. Ale zaraz Yunana pognała ich gdzieś do przodu, a ona jak potulna ruda owca poddała się temu.

Dziwne skrępowanie potęgował fakt, że najwidoczniej znaleźli się w towarzystwie, które już Dandre i Yunana znali. Z kolei ona, choć chyba wyczekiwana przez innych, czuła się trochę wyobcowana. No i, przede wszystkim, dalej poddenerwowana.
Wtem ktoś wspomniał jej imię i zadał pytanie. Ara była zbyt przejęta całą sytuacją, by odpowiedzieć w jakiś kąśliwy dla siebie sposób, toteż po prostu odwróciła się. I bardzo tego pożałowała.
Jak kraken z wody przed nią z tłumu wynurzył się Kerwin. Jej zarumienienie osiągnęło swój zenit, czuła się jakby była w stanie zaprószyć ogień czy zapalić cygaro od własnych policzków. "Gorąco."
Po chwili osłupienia zdobyła się na wyżyny trzeźwego myślenia i odwzajemniła uśmiech Kerwina, zdobywając się na jedno zdanie:
- Wystąpić to ja mogę... o zakaz zbliżania się do mnie, słoneczko.

"DLACZEGO TO POWIEDZIAŁAŚ?" krzyczała na siebie w głowie Aremani. Nie wiedziała, czy już ma czuć zażenowanie, strach, ekstazę, czy jej gorąco, zimno, czy niedobrze. To pytanie zaczęło wybrzmiewać w jej głowie wielokrotnie i jednocześnie, jakby nagle aktywował się cały chór złośliwych papug Ar. Kolejne pytanie, na które nie potrafiła znaleźć odpowiedzi! A to już przerosło zielarkę. Głowa od natłoku bodźców, myśli i emocji odmówiła dalszego funkcjonowania. Aremani po raz pierwszy w życiu przestała myśleć.

Kerwin coś tam jeszcze dopowiedział, ktoś tam coś skomentował. Aremani tylko przytakiwała, uśmiechała się i czasem lekko zaśmiała. Z zewnątrz mniej więcej wszystko grało. W środeczku panika próbowała aktywować jakiekolwiek zapasy rozsądku czy energii do podjęcia jakiejkolwiek akcji, byle by tylko wróciła choć namiastka funkcjonowania. Dopiero gdy Kerwin skupił się na Dandre Aremani wycofała się parę kroków i podeszła do Yunany, prawie że błagalnie zwracając się do kobiety.
- Potrzebuję wina, natychmiast. Załatw mi, proszę.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Karczma "Zły kot"

58
POST BARDA
Shiran

Nellrien nie odgryzła się niczym podobnym, skwitowała komentarz Shirana wyłącznie lekkim uderzeniem pięścią w jego nagie ramię. Gest, naturalnie, miał na celu wyłącznie droczenie się, a nie zadanie mu jakiegokolwiek bólu. Potem znów zrobiła to, do czego półelf wciąż nie mógł się przyzwyczaić: zaśmiała się. Dzisiejszego wieczoru robiła to zaskakująco często.
- Mhm. Wyobrażasz sobie, że nikt na to wcześniej nie wpadł? - spytała niewinnie.
Uniosła się nieco na przedramionach, żeby widzieć Shirana lepiej i zastanawiała się przez chwilę, zanim odpowiedziała na jego pytanie.
- Nie wiem. Chcę? Niech będzie. Zaskocz mnie.
Wyglądała, jakby obawiała się odpowiedzi, albo nie traktowała jej do końca poważnie. Wciąż wyraźnie tkwiła w przekonaniu, że Shiran zapomni o niej, jak tylko ich drogi się rozejdą, a to przecież musiało nastąpić wcześniej czy później. Owszem, wylądowali razem w łóżku, ale to przecież o niczym nie świadczyło. W jej ciemnych oczach widział przebijającą się zza rozbawienia emocję, którą widywał już u niej nie raz. Chwilę zajęło mu znalezienie dla niej nazwy, ale w końcu mu się udało: to była zwyczajna rezygnacja, stara, dobra przyjaciółka rudowłosej kapitan. Położyła się z powrotem, chyba tylko po to, żeby schować twarz.
Gdy temat zszedł na jej rodzinę, a półelf zaproponował, że mógłby popłynąć do Irios z nią, błądząca po jego klatce piersiowej dłoń znieruchomiała.
- Coś ciekawego...? - powtórzyła w końcu. - Irios nie byłoby chyba najlepszym miejscem dla ciebie. Jest ciasne, brudne i dość... konserwatywne. I jest tam zbyt wielu Sakirowców, żebyś mógł tam funkcjonować bezpiecznie, biorąc pod uwagę, że lubisz czasem niekontrolowanie wybuchnąć ogniem. To nie są liberalne wyspy. Tam... - westchnęła. - Nie powinieneś płynąć do Irios, jeśli ci życie miłe. A gdybyś popłynął, musiałbyś ukrywać zarówno swoją magię, jak i... jak i swoje uszy.
Uniosła głowę i uśmiechnęła się do Shirana lekko, może nie chcąc, żeby odebrał jej słowa zbyt negatywnie. Bo to nie tak, że wyganiała go ze swojego życia, prawda? Chyba.
- Ale myślę, że byłbyś doskonałym wzorcem dla dziesięcioletnich chłopców.
Oboje wiedzieli, że to nieprawda. Wizja dzieciaków zafascynowanych jego życiem i biorących z niego przykład była całkiem zabawna. Macocha Nellrien raczej nie byłaby tym zachwycona.
Nie wyrwała mu ręki, bo nie miała powodu, by to robić. Przez chwilę wpatrywała się w ich złączone dłonie, być może kontemplując różnicę w odcieniu ich skóry, a może po prostu przyglądając się tym elfim palcom, które twierdziła, że lubi.
- Tutaj tak - zgodziła się w końcu cicho, nie dopowiadając tego, co wiedzieli oboje: że za tymi drzwiami kończyła się jej sielanka. Ale przecież nie o tym chciała teraz myśleć, prawda? Podciągnęła się nieco wyżej, żeby pochylić się nad mężczyzną i skraść mu kolejny delikatny, leniwy pocałunek, a potem jeszcze jeden. Nikt od nich niczego nie chciał, a choć byli bohaterami Kattok, to świat o nich zapomniał. Zdecydowanie trzeba było z tego korzystać, póki była taka możliwość.
- Przepraszam, że próbowałam cię zastrzelić - wymruczała cicho.


Aremani i Dandre

Brwi Kerwina powędrowały w górę, a żeglarz stęknął z niedowierzaniem, odstawiając kufel i rozkładając bezradnie ręce.
- A co ja ci zrobiłem, dziewczyno? - pożalił się.
- Nie lubi cię, hehe - skomentował żylasty.
- Pij to swoje piwo, Mal, bo ci kurwa wystygnie.
Gdy zielarka spojrzała na Yunanę, ta uśmiechała się szeroko, widocznie rozbawiona zasłyszaną wymianą zdań. W międzyczasie udało się jej upolować dwa zydelki, może niekoniecznie siedziska najwyższej jakości i wygody, ale przynajmniej coś, dzięki czemu nie będą musieli stać jak widły w gnoju. Jeden wskazała Arze, na drugim natomiast posadziła Biriana, sama stając za nim i opierając się łokciami o jego ramiona. Jej ciemne, gładkie włosy zsunęły się i opadły na jego klatkę piersiową. Gest ten jednak był bardziej przyjacielski, niż kokieteryjny, bo kobieta nie bawiła się już w ostentacyjne uwodzenie, jak przedtem, tylko zaangażowała się w kłótnię elfek, szybko stając po stronie jednej z nich i potwierdzając jej zdanie - coś zupełnie nieistotnego, dotyczącego ogrodu pod siedzibą zarządcy. Dandre w międzyczasie zagadywany był przez konkretnie już pijanego Folrego, domagającego się występu już teraz i natychmiast.
- Nie ma wina - ku rozpaczy Aremani powiedziała Yunana. - Ale jest to. Posmakuje ci! Tylko nie pij za szybko.
Odepchnęła się od barda, by sięgnąć po stojącą na stole butelkę i jeden z czystych, nieużywanych jeszcze kubków. Chwilę później w dłoni zielarki znalazła się już kwaśna nalewka z tutejszych owoców, jaką przedtem pili panowie i Nellrien. Wyrazisty smak całkiem nieźle tłumił siłę alkoholu, choć nieprzyzwyczajona do tego Ara i tak musiała powstrzymać kaszel, jeśli nie chciała się publicznie upokorzyć. Czerwona już była, więc nikt niczego nie podejrzewał.
- Ale też nie za wolno! - zaśmiała się Yunana. - Wasze zdrowie!
- Wasze zdrowie!
- zawtórowała reszta stołu, a także dwa sąsiednie.
- ...Tylko z daleka - mruknął z rozbawieniem Kerwin, zerkając na dziewczynę z ukosa, zanim opróżnił swój kufel do dna.
Drzwi do karczmy znów otworzyły się, tak jak kilka razy w międzyczasie, ale tym razem stanęła w nich znajoma sylwetka półorczej kobiety. Shayane przez ostatnie miesiące dorobiła się nowego kolczyka w nosie, ale poza tym wyglądała dokładnie jak wtedy, gdy widzieli się poprzednio. Pewnie weszła do środka, przesuwając spojrzeniem po zebranych, a gdy spostrzegła mężczyzn ze swojej załogi, machnęła do nich i zdecydowanym krokiem ruszyła w ich stronę.
I wtedy też zobaczyła ich.
- Co?! Ara? Dandre? Jak dobrze was widzieć! Obudziliście się? Kiedy?! - dopadła do nich z niedowierzaniem w swoich żółtych oczach. Złapała Aremani za ramiona i obróciła ją w jedną, potem drugą stronę, jakby chciała upewnić się, że wszystko jest z nią w porządku. Nalewka zachlupotała, ale nie rozlała się z trzymanego przez zielarkę kubka. - Najwyższy czas, do cholery! Nic wam nie jest? Wyglądacie dobrze!
Poklepała barda po ramieniu i rozejrzała się.
- Gdzie jest Maver?
- Poszła na górę
- odpowiedziała jej jedna z elfek.
- Z Shiranem - dodała druga i obie zachichotały. - Raczej prędko nie wrócą.
Shayane zamarła, z szeroko otwartymi oczami, a marynarze ze Starej Suki spojrzeli na siebie i zgodnie parsknęli śmiechem. Sebalf też znieruchomiał, z kuflem dłoni, i tylko strzelał spojrzeniem, to na nich, to na nią, to w stronę schodów.
- Co was tak bawi? - spytała oficer.
- Nic. Szkoda chłopa - odparł Kerwin.
- Co ty wiesz, Kerwin. Może spiczastouchy lubi, jak mu się w łóżku co chwilę mówi, że coś robi źle? Nie tak. Nie w tę stronę. Co tak wolno - przedrzeźniał rudowłosą Mal.
Półorczyca zrobiła dwa kroki w jego stronę i pacnęła go otwartą dłonią w tył głowy. Niezbyt delikatnie.
- To, że ty, kurwa, wszystko na statku robisz albo za wolno, albo źle, o niczym nie świadczy - warknęła na niego. - Jak tylko takie rzeczy od Maver słyszysz, to nie jej wina, tylko twoja. Dawno poszli na górę?
- A nie wiem, z godzinę temu?
- odpowiedziała elfka.
Nie mówiąc nic więcej, Shayane skierowała się do szynkwasu. Zadała karczmarzowi szybkie pytanie, uzyskała odpowiedź, a potem przepychając się przez tłum ruszyła w stronę schodów prowadzących na piętro.
Obrazek

Karczma "Zły kot"

59
POST POSTACI
Aremani
Czy Aremani cieszyła się, że znów spotkała Kerwina? Oczywiście, że tak! Czy Aremani była teraz w stanie to wyrazić? Oczywiście, że nie!
Tak czy inaczej czuła, że przede wszystkim musi włączyć swoje umiejętności interpersonalne (czytaj: złośliwość i sarkazm) bo inaczej daleko na tej imprezie nie zajedzie - zarówno z Kerwinem jak i kimkolwiek innym. A przecież nie mogła pozwolić, by zachwycający się "Bohaterką Kattok" ludzie uznali ją za sztywniaczkę, ponuraczkę i cichą, przestraszoną myszkę. O nie! Teraz wahał się jej prestiż jako postaci popularnej, a niedługo już znanej naukowczyni i eksploratorki, której podręczniki przecież wszyscy będą czytać. Nie mogła zaniedbać swojej reputacji w ten sposób. "A co się robi na dobrą reputację? No na pewno chleje w umór. Ech..." To była ostatnia deska ratunku.

Kojarzyła mniej więcej wygląd, woń i smak wina, gdyż, po osiągnięciu dorosłości, podawano jej trochę tego trunku od święta. Oczywiście, w ilościach które na pewno nie pozwalały na odczucie jakichkolwiek efektów alkoholu. Przez to doznała lekkiego niepokoju, gdy zamiast wyproszonego trunku postawiono przed nią jakąś nieznaną nalewkę. "O Bogi..." Nawet pokrzepiające słowa Yunany nie pocieszały. Podziękowała tylko kiwnięciem głową, gdy ta podała jej kubek.
Teraz Aremani na chwilę wyłączyła się od otoczenia, a w stworzonej przez siebie strefie komfortu pozostawała teraz tylko ona i kubek z nalewką, w której tafli dziewczyna próbowała odnaleźć swoje odbicie. "Kiedy patrzysz w Otchłań, ona patrzy na Ciebie." Jej mózg dalej nie był w stanie przetworzyć tego, co się dzieje. Ale społeczny konwenans tawerny nakazywał jedno: Pij! No to piła.
Zaczęła od zamoczenia języka a potem od małego, niepewnego łyku. Smak okazał się... dużo lepszy niż się spodziewała. Alkohol na języku przechodził w miarę niepostrzeżenie, a owocowe nuty były zdecydowanie w jej guście. Jednak po przelaniu się przez gardło poczuła charakterystyczne "pieczenie". Odważnie powstrzymała kaszel, choć będący najbliżej niej pewnie się zorientowali, że klatka piersiowa dziewczyny poruszyła się dwa razy w bardziej gwałtowny sposób. Yunana się zaśmiała, inni zawtórowali toast, Kerwin też coś bąknął pod nosem. Aremani odważyła się uśmiechnąć do mężczyzny i podnieść w jego stronę kubek w geście toastu, ale nic poza tym. Jednak zaraz po tym odwróciła się do Dandre i w przypływie poczucia zaufania powiedziała mu na ucho:
- Jeśli zacznę świrować... W sensie panikować albo skakać po stołach... to proszę, ogarnij mnie. - Nie chodziło jej o samo działanie alkoholu: przecież nie planowała się upijać, ale ona sama nie mogła wiedzieć, jak zachowa się w tej nowej sytuacji. W związku z tym wolała mieć zabezpieczenie w postaci zaprzyjaźnionego barda.

Wtem głos, który chyba już wcześniej słyszała, wydarł się w okolicy jej ucha. Ledwo zdołała zidentyfikować znajomą orczycę gdy ta złapała ją i obróciła wte i wewte jak szmacianą lalkę, aż Arze zrobiło się prawie niedobrze. Pomimo to cieszyła się, że widzi kolejną znaną osobę, która utwierdzała ją w przekonaniu, że ta impreza odbywa się naprawdę i ona jej jej integralną częścią.
- A tak jakoś... niedawno... - udało jej się wybąkać ledwo przez usta na pytanie Shayane.
Jednak kolejne pytanie, o Maver, pozwoliło dziewczynie na chwilę odzyskać koncentrację. Aremani kompletnie zapomniała, że mieli w planach znaleźć panią kapitan. No i Shirana. Również spojrzała z przerażeniem w stronę schodów.
- Weźcie mi nie mówcie takich rzeczy, bo teraz to na pewno zwymiotuję. - skomentowała docinki marynarzy, pozwalając sobie na odrobinę odwagi. Jednak zaraz to minęło, bowiem szybko usiadła na miejsce i postanowiła dalej kontemplować smak trunku.
Chodź wyraziła swoje obrzydzenie to poruszyła się w niej ciekawość. Choć pewnie jej ojczym nazwałby to "wścibstwem".
- Co tutaj się w ogóle zadziało, jak mnie nie było? I czemu Maver skończyła z Shiranem? - zapytała Dandre jak i w sumie resztę osób przy stole, które mogłyby ją usłyszeć. "Przekierowanie uwagi na innych to też dobry sposób radzenia sobie z uwagą otoczenia."
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Karczma "Zły kot"

60
POST POSTACI
Shiran
Uwielbiałem się z nią droczyć. Jej śmiech wydawał się wręcz nieprawdopodobny i choć wiedziałem, że jest tylko chwilowy, chciałem by trwał jak najdłużej.
- A ktoś wpadł? - zapytałem, udając zdziwienie. - Póki co, chyba żadnemu się nie udało - Uśmiechnąłem się szerzej, patrząc jak podnosi się na swoich ramionach, odkrywając apetyczne kształty, które od razu przyciągnęły mój wzrok. Zamrugałem, jakby z niedowierzania w całą tą sytuację. Po chwili z powrotem wróciłem do oczu Nellrien.
- Daruj sobie tylko te teksty, że oczy masz wyżej - ostrzegłem, uśmiechając się szeroko i serdecznie. Nie pamiętam kiedy ostatnio cieszyłem się tak prawdziwie. Bez żadnych masek. Nigdy nie czułem się tak bezpiecznie, jak przy niej...
Westchnąłem. Chcąc nie chcąc w mojej głowie chyba też pokazywała się świadomość tego, że wieczór ten nie będzie trwał wiecznie. Kwestią czasu było to, że zostanie prędzej czy później zakończony. A potem? Będzie niezręcznie? Czy Nellrien będzie chciała czegoś więcej? Czy będzie chciała do tego wrócić?

Wszystkie te pytania kołatały mi się po głowie, sprawiając że z chwili na chwilę, mój uśmiech bladł. Wtedy jednak z zadumy wyrwał mnie jej głos. Nie wiem co w nim było. Zachrypły, a jednocześnie niesamowicie przyjemny. Szorstki, a przy tym niesamowicie kobiecy. Mógłby mnie budzić co...
- Jakoś tak bez przekonania... - odpowiedziałem, gdy położyła się z powrotem na mnie, próbując zagłuszyć wcześniejszą myśl. - Ale niech Ci będzie. Banalnie i być może słyszałaś to już od niejednego naprutego amanta - ostrzegłem. - Bo wymiękłem chyba już w kajucie. Uśmiech - wyjaśniłem, spoglądając jej śmiertelnie poważnie w oczy. - Nie potrafię tego opisać, ale gdy uśmiechnęłaś się do mnie po raz pierwszy, miałem wrażenie że nigdy nie było piękniejszego widoku na tym zasranym świecie. Panno Maver - cholernie dobrze pani w uśmiechu - oznajmiłem poważnie, a chwilę później roześmiałem się, wracając do miziania jej po całym ciele.
- Inteligencja, która sprawiła, że byłaś w stanie odpowiedzieć na każdą moją pyskówkę, nie obrażając jak Ara, ani nie unosząc się jak Dandre. - wymieniałem. - A do tego zaakceptowałaś moją... inność? Nie wypominasz mi nic jak reszta. Nie określasz mnie po tym co mówię i o dziwo liczysz się z moim zdaniem. Może to głupie, ale... Wiele to dla mnie znaczy - To ostatnie dodałem trochę nieśmiało.
- No, a to, że ślinię się na Twoje ciało, gorzej niż pies na pęto kiełbasy, chyba mówić nie muszę... - Odgarnąłem jej znowu włosy za ucho. Było to dla mnie dziko satysfakcjonujące. Jakby za każdym razem, coś we mnie całkowicie się spełniało. - Ech... Cholerne obojczyki. Musisz mnie tak pociągać?

Gdy mówiła o Irios, obserwowałem ją czujnie. Nie byłem w stanie rozgryźć co dokładnie miała na myśli. Bałem się trochę, że po prostu mnie tam nie chciała...
- Oj, raz przez pieprzony księżyc się nie zapanowało nad ogniem i będą wypominać do końca życia - żachnąłem się. - A co do uszów, to po coś wymyślili kapelusze, co nie? Poza tym co to za życie, jak nie będzie tam... - przerwałem nagle, spinając się lekko. Trochę, jakbym wystraszył się własnych słów. Czy ja właśnie chciałem przed Nellrien przyznać, że bez niej moje życie nie będzie takie same? Idiotyczne.
Docierało do mnie jednak powoli, że była to chyba prawda. Po każdym jej uśmiechu, coś w środku mnie zdawało się topnieć i rozświetlać me wnętrze. Miałem wrażenie, że staję się lepszym pół-elfem, czy tam inne motyle w brzuchu zaczynały latać. Całkowicie nie wiedziałem co się ze mną działo.
- Wzór do naśladowania - powtórzyłem za nią, smakujący tych słów. - Pewnie nauczyliby się walki mieczem. Albo jak się bić z dwa razy większym pijakiem w karczmie - zażartowałem, rozluźniając się nieco na taką wizję. Jakkolwiek nieprawdziwa by ona nie była, nie miało to wtedy znaczenia. Czułem ją - nic więcej się nie liczyło.

Nie zabrała ręki, czego się bałem. Kontemplowała zamiast tego. Spojrzałem na nasze złączone ręce, zastanawiając się jakim cudem w ogóle do tego doszło. Cała ta czułość i... I nawet nie wiem jak to opisać. To wszystko po prostu. Trochę jak bańka, która mogła pęknąć w każdej chwili. Której zarówno ja, jak i pani kapitan, nie chcieliśmy przekłuwać.
- Bądźmy więc nie tylko tutaj, a też tam - zasugerowałem cicho. - Nie chcę tego kończyć - odważyłem się na kolejne niedopowiedzenie, ale myślę że będzie wiedziała o co chodzi. Kolejny pocałunek tylko mnie w tym utwierdził. Odwzajemniłem go, pozwalając skraść sobie jeszcze kolejne kilka. Ostatni z nich przeciągnąłem, odwzajemniając go bardzo namiętnie. Pozostało mi po nim przyjemne mrowienie na wargach.
- To ja dla odmiany nie przeproszę. Wszedłbym jeszcze raz, bez pozwolenia, do tej kajuty - oznajmiłem bezczelnie, a potem przyciągnąłem ją pewnym ruchem do siebie, składając kolejny pocałunek. Tym razem długi i namiętny, wtulając się w jej ciało. Czując jej każdy kształt. Ponownie, bez żadnej dzielącej nas warstwy ubrań...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ina'Kattok”