POST POSTACI
Shiran
Cóż tu więcej rzec? Auth permanentnie się obraził. Walnął foszka i stwierdził, że nie ma zamiaru przylecieć. Czasami ten ptak mnie zadziwiał. Potężny demon, jak się przedstawiał, a przy tym tak próżny, że niejeden księciuniu by przy nim wymiękł. Dzień jak co dzień...
Dalej jednak nie dawała mi spokoju jedna sprawa. Wydawało się, że reszta przeszła z tym już do porządku dziennego, ale mnie to męczyło, niczym drzazga w chuju. No bo jak to możliwe, że akurat Ara, Nellrien, Neela i Pajac zaczęli słyszeć Autha? Strzelałem w Zaćmienie, ale przecież Nellrien, Pajac i Neela go wcale nie doświadczyli. Nie mieli w sobie magii, prawda? No chyba, że chodziło o podarek od driad, który otrzymali? Tyle pytań...
Musiałem się jednak chwilowo zadowolić tym co wiedziałem. No i towarzystwem Nellrien oczywiście. Okazało się, że nie była na mnie wściekła. Bardziej... Zmieszana w stosunku do mnie.
- A myślisz, że mi to pasuje? Bycie bohaterem? Nawet Pajac mówi o mnie w swoich pieśniach szalony Shiran... Jebane Zaćmienie - burknąłem, wspominając sytuację, gdzie prawie spaliłem wszystkich przez nieumiejętność zapanowania nad wewnętrznym ogniem.
-
Z plusów, to chociaż mogłaś sobie popatrzeć na mój nagi tors - Próbowałem zażartować, chcąc nieco obrócić ponury i zrezygnowany ton Nellrien, w coś bardziej wesołego. Nie chciałem by w takim nastroju spędziła resztę wieczoru. Miała się wyluzować i odpocząć. Nie chciałem tego zepsuć.
Nie wiem czy podziałało, ale się uśmiechnęła, co dodał mi nieco odwagi. Wziąłem niepewnie bandaż i coś tam próbowałem wykręcić. Krew nie leciała, więc cel chyba osiągnięty. Sama pani Kapitan jakoś specjalnie nie komentowała całego tego nieporadnego teatru, za co w sumie byłem jej wdzięczny. Nie miałem ochoty słuchać teraz że zawijam jej rękę jak skończony patałach. Ech... Co się dzieje z poczciwymi elfami bez emocji, co? Poznajesz jedną dupę i od razu jakieś wyższe gówno się w Tobie budzi...
]Na prośbę o zapalenie lampy uśmiechnąłem się tylko krzywo. Wstałem i ruszyłem w jej kierunku pewnym siebie krokiem.
- Pa na to! - rzuciłem cwaniackim tonem, ale zaraz dodałem -
Ale za przypalone brwi nie odpowiadam. - Pstryknąłem raz, zbliżając rękę do knota, a drobny płomień zatańczył między moimi palcami, rozpalając lampę. Spojrzałem się na Nellrien, który postanowiła zamknąć okiennice.
- Przyznam, że zwykle po tym słyszę: "Łooooo, ja Cię, co jeszcze umiesz!?" - powiedziałem sam nawet nie wiem dlaczego. Jakiś taki odruch. Obserwowałem jak jej ciało porusza się z marynarską gracją, gdy wracała na łóżko. Wskazała miejsce obok siebie w taki sposób, że wydawało mi się że to w pewien sposób rozkaz. Cóż... Nie zamierzałem go lekceważyć. Usiałem przy niej, może nawet odrobinę za blisko. Czułem jej ciepło i wzrok, który uważnie mnie obserwował. Nie odważyłem się jednak na nic więcej. Chwilowo podarowałem jej... siebie. Tego prawdziwego. Nie chciałem tego psuć. Dlatego też posłuchałem, gdy poprosiła, bym nie odpowiadał na pytanie o bycie dupkiem. Poruszyłem tylko niemo ustami, w ostatniej chwili hamując słowa, które chciały wypłynąć z mojego gardła. Zadała inne pytanie.
Wtedy to zaczęły się schody. Spojrzałem na nią, jak odchyliła się do tyłu i dalej zarzucała mnie pytaniami. Jej włosy zsunęły się z ramienia, odkrywając apetycznie wyglądający obojczyk, który tak bardzo rozpraszał moją uwagę, że musiałem na chwilę zamknąć oczy, by dalej przetwarzać co do mnie mówi.
- Jeśli nie schowasz tego obojczyka, to zaraz stracę kontrolę i się na Ciebie rzucę - ostrzegłem, otwierając oczy i patrząc na nią wygłodniałym wzrokiem. Nie wiem jak wielu tak ją postrzegało. Nie wiem z iloma wcześniej miała do czynienia. Nie obchodziło mnie to. Ostatkiem sił zapanowałem nad sobą i po prostu wstałem z łóżka, pokazując ręką, że zaraz wrócę. Chwyciłem ze stołu butelkę i przyniesione przegryzki. Wróciłem na miejsce i postawiłem je w bardziej dostępnym miejscu. Butelka jednak została w mojej dłoni.
Znów poczułem jej ciepło, gdy tym razem usiadłem jeszcze bliżej. Stykaliśmy się, niby niechcący, nogami. Głupio to zabrzmi, ale dawało mi to trochę odwagi. Czułem się mniej... Bezbronny? Dziwne uczucie. Nie za bardzo przepadałem za opowieściami o sobie... Nie miałem na to ochoty... Ale słowo się rzekło, a przy niej... Przy niej czułem, że mogę spróbować się otworzyć.
Odkręciłem butelkę i pozwoliłem sobie pociągnąć z gwinta, dla kurażu. Przełknąłem bez popitki, nie czując w ogóle smaku wlewanego w siebie alkoholu. Nie chciałem się znowu doprowadzić do stanu bublania. Tylko trochę odwagi...
Westchnąłem ciężko, będąc pewien, że Nellrien mnie obserwuje. Odstawiłem butelkę i oparłem się o swoje kolana.
- Nerioadner - poprwaiłem ją, zaczynając z wyraźną trudnością.
- Ale Neliarner brzmi lepiej... Może pomyślę nad zmianą - uśmiechnąłem się krzywo, kamuflując stres jaki obecnie odczuwałem.
- Rodzina Nerioanderów, z nazwiskiem po matce elfce, bo się ojcu spodobało - powiedziałem, z pewną goryczą w głosie.
- Ogólnie nie będzie łzawej historii, ani nawet ciężkich przeżyć, bo całkiem dobrze mi się układało - ostrzegłem.
- Jak to się mówi, szczęśliwiec z bogatego domu. Ale i tak... Nie potrafię o tym opowiadać. Ogólnie mówić o sobie. Spierdolenie umysłowe, czy coś... Ale i tak spróbuję - wyjaśniłem. Kolejny oddech i trochę presja zeszła.
- No wiec jak to bywa w rodzinie, w której starzy przelewają na Ciebie swoje pragnienia i aspiracje... Po prostu się odcinasz. Uliczne życie, poznanie Syndykatu, walki, potem wyszło na to że ludzie zaczęli za mną podążać. Drobne rozróby i w ogóle... - Wzruszyłem ramionami, czując jakby trochę wstyd. Choć prawda była taka, że niczego nie żałowałem. Ani trochę.
- No i w końcu mówią, że Cię wyrzucą i wydziedziczą. To idziesz sobie w pizdu... Ot cała historia. Bez płakania tylko, bo zakończenie prawdziwie szczęśliwe - Kolejne ciężkie westchnięcie wymsknęło się z moich ust. Podniosłem się z podparcia i przekręciłem lekko by widzieć kobietę, przed którą obnażałem siebie. Nie wiedziałem jak zareaguje. Trochę się tego bałem, ale cóż. Stało się.
Korzystając z tego, że nieco się rozkręciłem, kontynuowałem opowieści. Dobra passa, czy coś. Przynajmniej do pierwszego jej skrzywienia, czy wybuchu śmiechem, które uznam za wyśmianie.
- Auth... Serio zyskuje przy bliższym poznaniu. Wkurwia niemożliwie. Uciążliwy jest. Ale nie raz mi dupę uratował. Ostrzegł, jak jakiś zjeb próbował na mnie napaść, próbując mi odciąć uszy - Przekrzywiłem lekko głowę, stukając się w nie aż takie długie jak u elfów ucho.
- Nie wiem za bardzo o co chodzi, ale ostatnio coraz więcej takich pojebów. Niby cenne są, a u handlarza można też całkiem niezłą sumkę zgarnąć... Przynajmniej tyle mi gość wyśpiewał. Stwierdziłem więc, że się trochę ukryję. Znalazłem ogłoszenie z Syndykatu, a że mnie trochę już znali, bez większego problemu zaciągnąłem się na podróż w nieznane - wytłumaczyłem trochę zbaczając z tematu. Może i nie jakoś szczegółowo, ale miałem nadzieję, że wystarczająco dokładnie, by Nellrien nie drążyła tematu.
-
Więc no... Jak już mówiłem, Auth zyskuje przy bliższym poznaniu. I myślę, że naprawdę Cię polubił. Trochę mi go szkoda... Do tej pory mógł rozmawiać tylko ze mną. Nawet nie wiem jak, bo za bardzo się na tym nie znam. To dzięki niemu wiemy, że można ten Twój magiczny kontrakt złamać. No i mogę Ci powiedzieć, że nigdy nie widziałem go tak szczęśliwego, gdy dowiedział się, że Wy też go słyszycie. Krakał głośniej niż podczas zajadania się przysmakami - Uśmiechnąłem się lekko na wspomnienie.
- I co z tego, że jest demonem? Ja bywałem najemnym siepaczem. Dandre też ma pewnie swoje grzeszki. Neela? Jeszcze ciekawsza historia. Nikt nie jest idealny, ale jeśli każdego tak oceniać... - Nie dokończyłem, nie mając dobrego zakończenia zdania.
Odczułem jakby zmęczenie. Cała ta rozmowa wydała mi się naprawdę abstrakcyjna. Zbyt szczera i przepełniona... Emocjami? Kij wie. Legnąłem się na łóżku, obok podpartej pani kapitan, tak że mogłem obserwować ją prawie w całej okazałości. Blada skóra ze wzorami, płomieniście rude włosy, atrakcyjna twarz i przyjemnie do całowania usta. A obojczyki? Lepiej nie wracajmy do tematu... Wciąż mnie pociągała, a kontakt fizyczny pobudzał każdą komórkę mojego ciała. Ale już nawet pomijając fizyczność, patrzyłem na nią i po prostu serce mi szybciej biło. O co mi chodziło? O jej styl bycia? Że imponowała mi jej odwaga, bystrość umysłu, może nawet i lekka impulsywność? To że nie szufladkowała i miała na tyle oleju w głowie i ogłady, że bez problemu pijana zareagowała w dobrym momencie, by powstrzymać rzeź na dworze?
- A Ty? Na dworze nie chciałaś mnie więcej znać... Dlaczego jeszcze mnie nie wyrzuciłaś? I dlaczego próbujesz mnie poznać? - zapytałem, obserwując jak zareaguje na to bezpośrednie pytanie.