Lecznica imienia Rurfoda Opala

16
POST BARDA
- Naprawdę? - oczy Yunany zaświeciły się, gdy Aremani wspomniała o tym, jak została przez barda uratowana z chatki. Uśmiechnęła się najpierw do dziewczyny, a potem do bohatera. - Dzikie pnącza? Chciałabym poznać całą tę historię. Co chwilę dowiaduję się czegoś nowego, jedna rewelacja ciekawsza od drugiej. Będziesz to spisywał, Dandre, prawda? Historię waszej walki z naturą? Tego, jak odzyskaliście Kattok?
Przekrzywiła lekko głowę, wracając psotnym spojrzeniem do zielarki.
- A co jest złego w rzucaniu się na szyję w ramach wdzięczności? - spytała, a jej oceniający wzrok przesunął się po sylwetce Aremani. - Tupet, hm? Zawsze uważałam, że kobieta, która potrafi się postawić, jest bardziej interesująca, niż wszystkie ułożone panienki świata.
Oddała ścierkę dziewczynie, może dochodząc do wniosku, że ta poradzi sobie z twarzą Biriana lepiej, skoro miała mieć talent do składania ich do kupy. Nie ruszyła się jednak z miejsca, więc mężczyzna tkwił między kobietami, podczas gdy jedna obmywała go z krwi, a druga przyglądała się mu z żywym zainteresowaniem, gdy mówił. Tak jakby zalany czerwienią policzek nie robił na niej wrażenia... i może tak właśnie było - usadowiła się po tej stronie barda, która nie ucierpiała w spotkaniu z pięścią Torberosa. Chłodna, mokra ścierka napotkała na policzku dobrze znajome tarcie; Birianowi zaczynała odrastać utracona przy odmłodzeniu broda. Nie było lustra, w którym mógłby to sprawdzić.
Skinęła głową, a w jej ciemnych, migdałowych oczach na moment błysnęła niepewność, gdy rozmawiali o kruku. Zdecydowanie zamierzała trzymać się od niego teraz z daleka i wcale nie musieli jej do tego namawiać. Po tym, co zobaczyła, musiałoby jej mocno siąść na głowę, by dobrowolnie zbliżyć się do Autha i próbować się z nim zaprzyjaźnić.
Za to gdy Dandre wypomniał jej efekt, jaki miała na niego w karczmie, jej usta z powrotem rozciągnęły się w uśmiechu. Odgarnęła włosy z ramienia leniwym gestem, jakby doskonale wiedziała, co robi.
- Mam tendencję do wywoływania tego efektu w ludziach - przyznała z rozbawieniem.
Na odpowiedzi, dotyczące Neeli, zareagowała tylko stwierdzeniem, że ma nadzieję jednak poznać ją jutro, a potem już skupiła się na odpowiadaniu im na pytania dotyczące jej samej.
- Coś ten teges? - powtórzyła po Aremani i zaśmiała się cicho, kręcąc głową z niedowierzaniem. Zamilkła na moment, wyraźnie zastanawiając się od czego zacząć. - Zajmuję się szyciem. Preferuję ubrania, ale ostatnimi czasy głównie robię sieci, daszki i inne praktyczne bzdury. Gdybyś kiedyś potrzebowała sukienki, Ara, daj mi się tylko zmierzyć. To będzie dla mnie zaszczyt, ubrać bohaterkę Kattok. Ty Dandre też, jeśli byłbyś zainteresowany, chociaż to szycia damskich, ładnych rzeczy brakuje mi ostatnio najbardziej.
Założyła nogę na nogę i znów zmierzyła zielarkę spojrzeniem. Może już wstępnie oceniała w głowie jej sylwetkę, by wiedzieć, jak na nią szyć?
- Przypłynęliśmy później, chociaż nie razem. Ja przypłynęłam dwa miesiące temu, Aias już tu wtedy był. Prawdę mówiąc, nie rozmawialiśmy o tym, jak długo przebywał w Inie przede mną. Generalnie... chociaż się widywaliśmy sam na sam, to mało rozmawialiśmy. Więc tak, coś ten teges, jak to zgrabnie ujęłaś, ale mieliśmy diametralnie różne oczekiwania, jak się później okazało. Są dwie boginie, o których mówi się, że ich domeną jest miłość. Obawiam się, że nie wyznaję tej, którą wyznajecie wy, artyści. Aias nie mógł tego zrozumieć, myślał, że znalazł miłość życia - przewróciła oczami. - Od tamtej pory... nie był miły. Nie mam ochoty na niego patrzeć nie bez powodu. I tak, szkoda mi go, uważam, że nie zasłużył na to, co zrobił mu ten szalony kruk, ale dopóki będzie w stanie dalej grać...
Wzruszyła ramionami, zaciskając usta w wąską kreskę. Torberos musiał jej podpaść bardziej, niż była w stanie w tej chwili przyznać. Potrząsnęła głową, tym razem jakby odpychała od siebie niepotrzebne myśli, a gdy uniosła wzrok na Aremani, znów się uśmiechała.
- A ty, śliczna Furio? W czym się specjalizujesz? Jesteś medyczką?
Obrazek

Lecznica imienia Rurfoda Opala

17
POST POSTACI
Aremani
Gdy Dandre i Yunana mówili o jej tupecie Aremani uniosła się pozytywnie, jakby właśnie prawili jej najznamienitszy komplement jaki można było wymyślić. Jej postawa wobec świata z pewnością była dla niej powodem do dumy. "I tak mi proszę mówić!"
Zignorowała podtekstowe zaloty tej dwójki próbując nie poddać się odruchowi wymiotnemu. Z kolei po reakcji Dandre na jej miłe słowa o nim oraz po zadaniu jej pytania czy może zasnąć spokojnie w jej obecności Aremani zaśmiała się lekko po czym pacnęła lekko barda dzierżoną mokrą ściereczką po twarzy. Uznała, że to wystarczająca odpowiedź.
Z zainteresowaniem dostrzegła u Biriana ślady zarostu.
- No no, Dandre. Twoja dziecięca twarz wreszcie nabiera męskości. Osobiście chyba wolę Cię takiego.
Festiwal Bycia Miłym Dla Dandre musiał się jednak wkrótce skończyć, niezależnie czy to za sprawą barda czy fizycznej niezdolności Aremani do tolerowana czyjejś ekscentryczności przez dłużej niż pięć minut. Poeta jednak sam dostarczył jej powodów, gdy mężczyzna zaczął opowiadać o ich przyjaciółce.
"Głupia gaduła... Im mniej im rozpowiadać o stanie Neeli tym lepiej dla niej. Nikt nie będzie chciał zatrudnić w osadzie słabowitej zdriadziałeł dziewczynki co ledwo uszła z życiem."

Na wiadomość o tym, że Yunana zajmuje się szyciem dziewczyna nie była w stanie ukryć zdumienia i... żywego zainteresowania. Sama się sobie dziwiła, bowiem do tematów krawców i ogólnej mody ubioru podchodziła jak pies do jeżozwierza. "Przecież to takie... babskie." Z drugiej jednak strony będąc po raz pierwszy od dawna w centrum zainteresowań tutejszej ludności (i to w pozytywnym tego słowa znaczeniu!) poczuła potrzebę... odpowiedniej prezencji. Oferta kobiety zdecydowanie była warta rozważenia.
- Ja będę czuła się zaszczycona mogąc być dla Ciebie modelką! Od razu wyobrażam sobie motyw na takie ubranie, może coś mmm... z piórami?- zaśmiała się gdy jej pomysł wybrzmiał jej słowami. "Hehe. Ara, pióra, hehe. Zabawne." Nagle też nagminne bycie lustrowanym przez Yunane nabrało dla niej sensu. "Widocznie takie zboczenie zawodowe. Jak retor zwracający uwagę na dykcję. Albo jak zielarz na zapachy."

Wysłuchała opowieści kobiety z uwagą. Relacje damsko-męskie nie były jej tematyką dobrze znaną. "Szczególnie to było widać przy tym drągalu Kerwinie..." Słyszała coś o dwóch boginiach przedstawiających dwojaki obraz miłości, jednak teologia nie była w zakresie jej kompetencji. A o te, jak mniemała, właśnie zapytała je Yunana.
- Ja Furia? Medyczka? Brońcie bogi... To znaczy rozumiem, taką łatkę mi przyszyto, bo te dwie łamagi są jak magnes na wszelkie rany i obrażenia, jak widać na załączonym obrazku. Osobiście jednak uznaję się za badaczkę. Przyjechałam tu eksplorować, zapisywać, poznawać i uwieczniać faunę i florę. Znajomość leczniczych właściwości pewnych substancji i zabijanie kamiennych potworów to tak przy okazji, rozumiesz. Powoli mam jednak tego po dziurki w nosie. - Aremani chyba coraz silniejszym ruchem i niekoniecznie delikatnym zaczęła wycierać zaschniętą krew z twarzy Dandre. - Niestety czuję się ostatnio jak podajnik na bandaże i mikstury. Wykorzystują moje zdolności przetrwania w dziczy, ale w dupie mają czy wykarczują sosnę czy lokalny endemit. Marnuję się na tej służbie, ale no co ja zrobię? Barnabo każe, Barnabo płaci. Każdy tu jakoś się poświęca. -wyrzuciła z siebie wcale nie przejmując się, że właśnie uzewnętrznia się przed nieznajomą. No ale co ona mogła zrobić? W końcu miała tupet.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Lecznica imienia Rurfoda Opala

18
POST POSTACI
Dandre
Bard musiał przed sobą przyznać, że bardzo podobał mu się sposób, w jaki błyskało wejrzenie Yunany. Uśmiechnął się więc szeroko, rozsiadł się nieco wygodniej na leżance i pokiwał powoli głową.
- Cóż mogę rzec… W karczmie ledwom miał czas, by przytoczyć wam odrobinę naszych przygód z pierwszych tygodni kolonizacji. Trudny był to czas i w wydarzenia od których człowiekowi włos może jeżyć się na karku, bardzo obfity. – szczególnie, gdy pomyśli się, jaką głupotą potrafili się nieraz popisać. Czy to Nellrien, wpieprzająca się do paszczy morskiego potwora, czy cała ich wesoła gromadka wchodząca do tej diabolicznej chatki pośrodku dżungli. Oczywiście, można dywagować, czy mieli wtedy jakiekolwiek przesłanki, by doszukiwać zagrożenia w oplatających budynek pnączach, ale, jak na Kerończyka mądrego po szkodzie przystało, Dandre w swoich akcjach z przeszłości widział jeno przebłysk głupoty. Na całe szczęście był już o kilka dobrych dni starszy i, jak to się zdarza z wiekiem, zmądrzał znacząco.
- Miałem zamiar pisać o Kattok, tak… Alem zapatrywał się na zbiór poezyj o świecie wolnym od człowieczej dłoni, tym dzikim pięknem zaborczej, przedwiecznej natury, które uparcie niszczymy pracą naszych rąk. Zaprawdę, ta paskudna wyspa oczarowała mnie na swój sposób i nadal się spod tego czaru nie uwolniłem, mimo jej usilnych prób do posłania mię… Nas wszystkich, w cholerę. I w terrorze można znaleźć chwytające za serce obrazy. Szczególnie, gdy terror ten mieni się tysiącem oszałamiających barw i przemawia do ciebie głosem duchów lasu. Aczkolwiek, muszę przyznać, że każda społeczność potrzebuje swych legend… – wydął lekko usta i umilkł na moment. Co prawda nie zależało mu na pieniądzach, ale patrząc po niepokojącym wręcz zainteresowaniu nowoprzybyłych na wyspę i wdzięczności samego tematu, historia ich zmagań z piekielną wyspą mogłaby przynieść mu fortunę. Niemal wszyscy potrafiący czytać, uwielbiali tego typu narracje.
Ni cholery nie wiedział po co mu fortuna, ani co by z nią zrobił, ale i tak go intrygowała. Więcej złota do przepuszczenia, to więcej zabawy, nieprawdaż?
Wzruszył ramionami.
- O pnączach później, później. – mruknął jeszcze, kiedy Yunana uciekła na moment wzrokiem do Aremani.

Uśmiechnął się na wspomnienie tupetu rudowłosej.
- Nie mogę się nie zgodzić. – przekrzywił lekko głowę, wpatrując się z umiarkowanym zainteresowaniem w Yunanę. Patrząc po jej zachowaniu w karczmie, tupetu z pewnością jej nie brakowało. I niechaj Bogowie mu będą świadkami, że było to dobre.
Dopiero dzięki dotykowi ściereczki, którą młoda Furia ścierała m zaschniętą krew z policzka, Birian zdał sobie sprawę, że najwyraźniej jeden z efektów driadziej magyi powoli zanikał, a jego odmłodzona twarzyczka na nowo włosiem się przyozdabiała. Miła to była świadomość, choć poczuł w sercu ukłucie niepokoju. Dobrze zadbana bródka, z której słynął, z pewnością mężowi uroku potrafiła dodać. Z drugiej jednak strony, jakieś nieforemne kępki włosia rozsiane tu i ówdzie po poliku były w stanie uczynić każdego po trzykroć odrażającym. Aż drgnął, ścięty zimnym strachem o swą aparycję, jak na człowieka lubującego się w samym sobie przystało. Spojrzenie Yunany było mu przychylne od samego początku, więc jakkolwiek by nie wyglądał, raczej jej nie odstraszał. Tyle dobrego.
Zaśmiał się cicho, z głęboko skrywaną ulgą, po słowach Aremani.
- Ja siebie też. Szczególnie teraz, po tych driadzich czarach. Gładziutki naprawdę wyglądam, jak jakiś nieopierzony żaczek, który urwał się z uniwersytetu… Czego zresztą nasz biedny muzyk nie omieszkał się mi wytknąć.


Cóż biedny mógł zrobić, gdy jego urocza rozmówczyni leniwym gestem odgarnęła włosy z ramieniem, a jej usta rozciągnęły się w przyjemnym dla oka uśmiechu? Wyszczerzył się, zadowolony, ale nie ciągnął tematu dalej.
Więc panienka Yunana była krawcową! Nie zapaliło go to tak bardzo, jak rudowłosą dzieweczkę, ale i tak z ciekawością zerknął na jej dłonie. Zdarzyło mu się je wcześniej pochwycić, ale specjalnie im się nie przyglądał, a przecież zręczne palce wymagają choć odrobiny atencji.
- Ach, krawiecka sztuka przytłoczona przez prozę codzienności. – jęknął, jakby doskonale rozumiał jej znużenie i bóle, choć wcale o nich nie wspomniała. Najprawdopodobniej dopisał sobie w głowie całą historię smutnej, stłamszonej Yunany, więc oczywistym było, że należało ją ratować od paskudnych sieci.
- Nie mógłbym sobie odmówić możliwości przetestowania waćpanny zdolności. – przekrzywił lekko głowę, wpatrując się w jej ciemne oczy. – Nie wzgardziłbym jakimś ekstrawaganckim, wyspiarskim strojem. Gdybyś zechciała więc zaszczycić mnie odrobiną waszego czaru, byłbym zobowiązany. Aczkolwiek pracować za darmo nie pozwolę, toć to się nie godzi. – pokręcił głową, po czym zamilkł, by kobieta mogła opowiedzieć o swej zaskakującej relacji z Torberosem.
Birian, szczerze zdziwiony, uniósł nieco brew. Prawdę mówiąc, nie spodziewał się, że między tą dwójką faktycznie do czegoś doszło. Bądź też przypuszczał, że mogła nastąpić jakaś próba, ale z jakiegoś powodu coś poszło nie tak i może się biedak ośmieszył, a może zawiódł jakoś i skończył biegając za panną z wywieszonym językiem. Nie mógł powstrzymać się od śmiechu, gdy Yunana wspomniała o boginiach.
- A więc zaprawdę z panienki sukkuba! Biedny Aias, leciał zbyt blisko słońca i się sparzył.
Po trzykroć rozczarowujący z niego mąż. Ubliża naszej Pani, tańcząc w rytm wybijany mu przez Syndykat Tygrysa i atakuje mię jak ki zbój, wycierając sobie usta miłością, której zaprzeczył w chwili, gdy przestałaś mieć ochotę zaszczycić go choćby spojrzeniem.
– westchnął, głęboko poruszony wyrazem twarzy swojej rozmówczyni. Wyglądało na to, że bardziątko bardzo zaszło jej za skórę.
- Uważam jednak, że nasza Pani, w swym godnym patronacie sztuki, zapomina o jednej, niesłychanie ważnej i bliskiej memu sercu, obdzierając tym samym miłość z jej kuszącego czaru. Myślę, że w kwestii wyznań możemy być sobie bliżsi, niż przypuszczasz. – przekrzywił nieco głowę, kiedy Aremani poczęła z werwą pocierać jego policzek.

Wybacz za to sprowadzanie cię do ziemi, Ara. Faktycznie mam jakąś przykrą tendencję do szukania guza. Ale musisz przyznać, że przy pani kapitan, to ja jestem grzeczny, jak aniołek! – zaśmiał się cicho, podczas gdy dziewczyna szurała mu ścierą po twarzy z taką werwą, jakby chciała z niej zetrzeć nie tylko krew, ale i całą skórę tak przy okazji.
- Eksplorowałaś i poznawałaś, teraz już tylko pora na zapisywanie i uwiecznianie. Jeśli faktycznie dadzą nam tu ziemię, to będziesz miała i czas i możliwości, by dopiąć swego i spisać to wszystko.
Obrazek

Lecznica imienia Rurfoda Opala

19
POST BARDA
Przesuwając dłonią po powracającym zaroście, Dandre mógł być prawie pewny, że nie są to trzy włoski na krzyż - wydawało się, że rośnie równo, tak, jak powinno. Ale nie odczuwał też zmęczenia, jakie czuł zanim driady postanowiły go odmłodzić; dłonie wciąż miał gładkie, odciski od lutni na palcach mniejsze, niż zwykle, a te od miecza niemal nieistniejące. Może gdyby poprosił tutejszą medyczkę, znalazłaby dla niego lustro? Z całą pewnością takie znajdowało się w pracowni Yunany, może więc tam będzie mógł się przejrzeć, gdy kobieta zechce faktycznie coś dla niego uszyć.
- Coś z piórami, mówisz? - kobieta uśmiechnęła się. - Mam pióra koguta, siodłowe i szyjne. Mogę je dla ciebie pofarbować. Przyjdziesz do mnie później? To znaczy, nie dzisiaj. Domyślam się, że są inne rzeczy, które wolałabyś teraz robić, niż stać i dać się mierzyć. Ale jutro, może po festynie? Byłoby świetnie.
Jej uśmiech przeszedł w głośny, perlisty śmiech, gdy Birian podsumował wyspiarską modę.
- Ekstrawaganckim - powtórzyła. - Dla was, ludzi z kontynentu, wszystko, co nie jest symetryczne i zabudowane pod szyję, jest ekstrawaganckie. Te wasze kaftany, gorsety, złocone guziki i ciężki len... Ale nie ma problemu, Dandre. Uszyję ci, co tylko będziesz chciał. I może znajdziemy jakiś sposób, żebyś wynagrodził mi moją ciężką pracę, skoro tak nalegasz.
Ani obecność Aremani, ani rozbita brew barda w żadnym stopniu nie przeszkadzały jej w bezwstydnym flircie. Uśmiechnęła się jeszcze do Biriana znacząco, gdy zasugerował, że w kwestii wiary łączy ich dużo więcej, niż Yunana mogła zakładać, ale potem zmiana tematu sprawiła, że mniej lub bardziej bezpośrednie umizgi między tą dwójką musiały chwilowo zejść na drugi plan. Za to przynajmniej zielarce udało się zmyć krew z twarzy mężczyzny i nie wyglądało to groźnie - potrzymanie czystej szmatki jeszcze przez chwilę przy brwi powinno rozwiązać problem resztek krwawienia. Choć Dandre mógł na to liczyć, po ciosie Torberosa nie zostanie mu efektowna blizna, której mógłby dopisać jakąś imponującą historię, wartą opowiadania naiwnym pannom. Trochę pobolewały go żebra z jednej strony, ale elf nie miał tyle siły, by swoim kopnięciem cokolwiek złamać - na szczęście.
- Co z Aiasem? - spytała Yunana, gdy w pomieszczeniu z powrotem pojawiła się młoda medyczka.
- Zasnął po makowym. Ale Hastron mówi, że jego rękom nic nie będzie - odparła dziewczyna, odnosząc stertę czystych ścierek za parawan. - Może będą wyglądać gorzej, ale to tyle. Nic nie jest poważnie uszkodzone. Od początku miał rację, jak nie chciał wpuszczać tego kruka do lecznicy.
Yunana nie miała na to komentarza, choć wyraźnie jej ulżyło na wieść o tym, że elf nie skończył z trwałym uszczerbkiem na zdrowiu. Przynajmniej nie musiała martwić się, że z powodu jej drobnych prowokacji doszło do czegoś nieodwracalnego. To pozwoliło jej skupić się na dwójce nowych znajomych i nie przejmować dłużej bardem, z którym i tak się nieszczególnie obecnie lubiła.
- To może skoro już ci lepiej, weźmiesz lutnię i wrócimy do wszystkich? - zaproponowała. - Mogę ci ją przynieść, jeśli chcesz. Tylko powiedz gdzie jest. Ara też musi poznać pozostałych. Słyszałam w ogóle, że dziś do Iny mają dopłynąć dwa statki, które Barbano wysłał do Taj'cah. Dziwię się w sumie, że jeszcze ich nie ma. Może się załapiemy na świeżą dostawę czegoś nowego i dobrego, hm? A i gwarniej się zrobi w Kocie, jak marynarze wrócą. Dlatego zresztą Olo nagotował tyle i wszystko było gotowe, kiedy przyszliście.
Czyżby miała pojawić się też Stara Suka? To była informacja, którą Nellrien z pewnością chciałaby usłyszeć, choć całkiem możliwe, że w tym momencie miała inne, ciekawsze sprawy na głowie.
Obrazek

Lecznica imienia Rurfoda Opala

20
POST POSTACI
Aremani
Młoda dziewczyna zareagowała entuzjastycznie kiwając głową, gdy krawcowa zaprosiła ją do siebie. Jednak z tego zaproszenia jedno słowo szczególnie przykuło jej uwagę i zareagowała na nie z zaciekawieniem.
- Festyn? Ma się odbyć jakiś festyn?
Idea festynu nie była jej obca. Na Apozo czasem wyprawiało się święta na całą osadę, ale nie przywiązywała do nich zbytniej uwagi. Zazwyczaj kazano jej się wtedy ładnie ubrać, udawać grzeczną i przytakiwać, a o wyprawach do dżungli nie było mowy, co uderzało ją najbardziej. Jednak najczęściej, gdy imprezy rozkręcały się na dobre, mało go zauważał, że Ara wybywała w dzicz przebierając się wcześniej w swoje robocze ubrania. "Mama by mnie zabiła jakbym pobrudziła jedną z jej sukienek." Zabawne, jak stroniąca od wyszukanych strojów dziewczyna teraz wręcz oczekiwała, aż ktoś dla niej coś uszyje. "Cholera jasna, chyba się starzeję."

Dla Aremani przeprosiny Dandre nie były konieczne dla jej samopoczucia, ale w jakimś stopniu okazały się ważne. Zielarka zelżyła nacisk szmateczki i ostatnim ruchem wytarła ostatnie ślady po bójce.
- No, proszę! Buzia śliczniusia i wypucowana, że można aż z niej jeść. - zaśmiało się dziewczę. - Masz rację, muszę sobie wszystko w końcu spisać, ale jest tyle rzeczy do ogarnięcia po tym przebudzeniu... Na przykład sprzątanie bo waszych burdach.
Jej myśli pokierowały się na chwilę w kierunku Shirana i Nellrien. Gdy zastała ich na wyjściu z karczmy nie wyglądali, jakby byli w najlepszych stosunkach. Głupia nie była, widziała jak półelf z mniejszą lub większą udolnością uprawiał zaloty do kapitan. Głównie mniejszą. "Alkohol to magiczna substancja, a tego to z pewnością mieli dostatek. Aż mi się zbiera na wymioty jak sobie pomyślę, że oni między sobą..." Przerwała ten ciąg myślowy, bowiem faktycznie zebrało jej się na wymioty.

Gdy okazało się, że z drugim bardem jest w miarę w porządku, a Birian był już w miarę ogarnięty Aremani z ochotą przyjęła propozycję powrotu do karczmy.
- Ja chętnie! Trzeba odpocząć od tego niańczenia wszystkich dookoła. To ja zasługuję teraz na odrobinę rozrywki.
Choć powiedziała to z przekonaniem, to jednak gdzieś tam przeleciała myśl, że spotka w Kocie Shirana. A on pewnie nie był w najlepszym stanie. A ona pomimo wszystko jakoś się tym przejmie. No i oczywiście Nellrien z pewnością będzie chciała usłyszeć o tych statkach.
Aremani nie miała okazji uczestniczyć w tego rodzaju... biesiadach. Zwyczajnie nie miała z kim. A pijani ludzie działali jej na nerwy. Jednak bycie "Bohaterką Kattok", którą interesowało się otoczenie mogło być przyjemnym doświadczeniem, którego nie zamierzała unikać.
- Poczekajcie, ty weź lutnie a ja zabiorę swoją sakwę. Jeśli znowu ma być jakieś mordobicie to wolę przyjść przygotowana.
Przy okazji będzie w stanie zobaczyć, jak się ma Neela, swoje rzeczy zostawiła bowiem w pomieszczeniu, w którym się wybudzili. No i miała też chęć popisać się swoim dziennikiem przed "fanami". "Może opublikuje moje notatki pod nazwą "Bohaterski Dziennik Badawczy, czyli przemyślenia wybitnej odkrywczyni i naukoznawczyni Aremani z Apozo". Chociaż może za mało chwytliwe."
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Lecznica imienia Rurfoda Opala

21
POST POSTACI
Dandre
Był bliski odetchnięcia z ulgą, gdy poczuł pod dłonią znajomą, nierozczarowującą szorstkość. Oczywiście, mógłby poprosić o lusterko i przekonać się, jak wygląda w praktyce jego odmłodzona, powoli zarastająca twarzyczka, ale, szczerze mówiąc, w tej chwili nie interesowało go to aż tak bardzo. Musiał przyznać, że driady potraktowały go wyjątkowo dobrze i choć nie potrafił zrozumieć ich motywacji, to zdecydowanie nie mógł narzekać. Jego dłonie były teraz jeszcze gładsze niż wcześniej; nosiły ślady muzycznego rzemiosła, ale nie były to ręce człowieka, który przelewał krew. Jak dobrze się na nie patrzyło…
- Koniecznie musisz opowiedzieć nam o nim coś więcej. Zaprawdę, prześpi się człowiek ledwie parę miesięcy i już wypada z rytmu. – cmoknął, lekko niezadowolony. Oczy barda błyszczały jednak, a żwawe spojrzenie zdradzało żywe zainteresowanie kwestią wyspiarskiej zabawy.


Rozciągnął usta w szerokim uśmiechu, gdy do jego uszu dotarła przyjemna melodia kobiecego śmiechu. Rozłożył ramiona.
- Dość dobrego, że potrafimy przynajmniej sięgnąć po kolory inne od bieli i czerni. Gdzie dama, czy też mąż, nie może wyrazić się krojem, tam spróbuje zagrać barwą… Albo nawet małym akcesorium. Czasem stan jednego guzika pod szyją, czy sposób złożenia chusty w brustaszy powie ci o człowieku więcej, niż tysiąc słów. Bogom niech będą dzięki, artystom przyzwala się jednak na więcej, niż zwykłym arystokratom. Nie mogę się więc doczekać, by w przyszłości błysnąć dzięki twej kreacji na jakimś zapchlonym dworze. – zaśmiał się cicho, zaraz jednak zmarszczył czoło.
- Cóż panienka ma do złoconych guzików? – wydął lekko usta, przypomniawszy sobie swą ulubioną kreację. Dominowała w niej czerń i złoto, przewijające się w guzikach właśnie, ale i misternych, roślinnych ornamentach zdobiących mankiety i kołnierz. Choć bynajmniej nie zachwycała bogactwem kolorów, to, jego zdaniem, nadrabiała fasonem i dystyngowaniem.
Błysnął zębami w krótkim uśmiechu, gdy wspomniała o wynagrodzeniu, ale chwilowo nie ciągnął tematu dalej.


Aremani skończyła szorować mu twarz. Wnioskując po jej pełnych entuzjazmu słowach, wszystko było z nim w porządku. Sam przed sobą musiał przyznać, że bynajmniej nie czuł się źle. Na tyle skutecznie znieczulił się wcześniej alkoholem, że ból niemal go ominął, zastąpiony zdziwieniem i szczerą wściekłością, gdy czerwień powoli zalewała mu oko. Pewnie miał też sporo szczęścia, bo ten bard od siedmiu boleści nie potrafił go nawet porządnie skopać. Znów był młodym bogiem, dzięki driadom nawet bardziej, niż wcześniej. Kłucie w boku było teraz jedynie lekką niedogodnością, nie godną nawet jego uwagi.
- Dziękuję, moja droga Furio. Odwdzięczę się za wszystkie twe trudy, zapewniam! – dumnie wypiął do przodu pierś – Gdy tylko skończysz swe dzieło, będę piał o nim wszem i wobec w Keronie… i na Wyspach, aż każdy entuzjasta zielska zapragnie posiąść twoją pisaninę nie w jednym, a w dwóch egzemplarzach. Już teraz myśl o zatrudnianiu skrybów, albowiem ręka zwiędnie ci po pięciokroć, nim sprostasz zainteresowaniu, które niewątpliwie na ciebie opadnie. – zaśmiał się dźwięcznie.
- Nie będzie już żadnych burd! – zakrzyknął, zdecydowanym ruchem przecinając ręką powietrze, jakby chciał odepchnąć od siebie samą ideę prowokowania kłopotów. Gdzieś w odległym zakamarku jego umęczonego wcześniejszą libacją umysłu pojawił się cichy głos protestu, przypominający mu o próbie uwolnienia pani kapitan od jej magicznego kontraktu. Próbie, która, znając niesamowity talent Shirana i Nellrien do wpierdalania się po czubek głowy w kłopoty oraz ich kompletny brak finezji, czego pan Birian nigdy, przenigdy by sobie nie zarzucił, najprawdopodobniej skończy się tragiczną i krwawą porażką. Dandre, jak zwykle, nie słuchał tego głosu, tym razem zbyt zajęty witaniem młodej medyczki uśmiechem.


Choć jego znajomość anatomii była ograniczona do jedynie najbardziej intrygujących go części ludzkiego ciała, to jednak w swoim życiu miał już dość styczności z ranami wszelkiej maści, by wyrobić sobie coś na kształt intuicji w tej konkretnej materii. Nie koniecznie wiedział, jak poskładać kogoś do kupy, ale potrafił domyślić się, kiedy jest naprawdę źle, a kiedy coś tylko wygląda okropnie. Słowa młodej pomocnicy Hastrona niespecjalnie go więc zdziwiły, ale i tak odetchnął z ulgą. Miał już dość powodów, by odczuwać wyrzuty sumienia.
- Najwyżej zapała nową miłością do długich rękawów. – machnął ręką, po czym klepnął się w nogi i wstał z leżanki.
Entuzjastycznie pokiwał głową, słysząc propozycję Yunany.
- Oczywiście! Z największą przyjemnością. Jestem ci wszak winien pieśń! Nie zasnąłbym dziś, gdybym nie wywiązał się ze swych słów. – uśmiechnął się szeroko, po czym pokręcił głową, powolnym krokiem ruszając w stronę drzwi.
- Sam wezmę, spokojnie. Nie zniedołężniałem po tym ciosie – zaśmiał się cicho. – Zapewniam, że najbardziej boli mnie duma – bard przeniósł wzrok na Arę. Zastanawiał się, jak ich urocza furiatka odnajdzie się w towarzystwie adorujących ją, pijanych mieszkańców wyspy.
- Koniecznie! Wyspiarze zasługują na poznanie kolejnej bohaterki. Ale, Ara, na bogów, zapewniam cię, żadnej burdy już dzisiaj nie będzie. Shiran pewnie siedzi gdzieś smutny w kącie, więc nic głupiego nie zrobi. – bo to oczywiście Szalony Shiran narobił im dziś kłopotów, nikt inny. On i jego kruk, o!
Dandre aż zatarł ręce na myśl o dostawie nowych trunków. Kto wie, może w jednej ze skrzyń znajdzie się odrobina jego ulubionego wina? Marzyciele muszą marzyć.
- Cóż, teraz nie istnieje już żadna siła w niebie i na ziemi, która powstrzymałaby mnie przed powrotem. Pędzę po lutnię i możemy iść. – skłonił się lekko, po czym wystrzelił z pokoju i ruszył korytarzem w głąb lecznicy, do pokoju, w którym się obudzili. [/akapit

Im bliżej był do swego celu, tym bardziej uspokajał krok. Niemal na palcach przekroczył próg pokoju, który przez przeszło pół roku był ich nowym domem.
Nie chciał budzić Neeli. Nie chciał niepokoić jej swoją rozbitą brwią i opowieściami o arcywrogach. Cichutko jak myszka sunął przez pokój, w stronę ściany, o którą oparł swój ukochany instrument. W pewnym momencie zatrzymał się jednak i uśmiechnął do śpiącej, zdriadziałej szlachcianki. Nawet teraz była rozbrajająco urocza, choć żal ściskał mu serce, gdy myślał o jej ciężkim stanie. Miał nadzieję, że jutro już poczuje się lepiej i będzie mogła udać się z nimi na festyn… Poczuć uwielbienie ludzi, którzy zobaczą w niej nie potwora, czego tak się bała, a bohaterkę Kattok, oswobodzicielkę ich nowego domu.
Zasługiwała na to.
Westchnął cicho, sięgając po lutnię.
- Śpij dobrze… Bo jutro zmiażdżę cię tysiącem historii z dzisiejszego dnia. – acz pewne rzeczy najpewniej przyjdzie mu, z grzeczności, przemilczeć.
Obrazek

Lecznica imienia Rurfoda Opala

22
POST BARDA
W odpowiedzi na pytanie Aremani Yunana pokiwała głową.
- Jutro jest równonoc - wyjaśniła. - Więc tak, jak co roku na pozostałych wyspach, świętować będziemy najpierw dzień, potem noc, żeby uczcić jedno i drugie. Wielu rzeczy będzie nam brakowało, bo to nie jest duże miasto, jak Taj'cah chociażby. Nie będziemy mieć występów tanecznych i magicznych, tęczowych wybuchów na niebie. Nie ma tu sztukmistrzów i trup aktorskich. Ale może to i dobrze? Wrócimy trochę do natury, bo przecież o naturę tu chodzi.
Przeczesała włosy palcami, wyglądając przez okno. Na dworze zapadła już prawie zupełna noc, więc medyczka zapaliła dwie lampy, jedną zawieszoną na ścianie tuż przy nich, drugą przy drzwiach. Ciepłe światło ognia wypełniło pomieszczenie.
- Marynarze mówili, że przygotują jakieś atrakcje dla dzieciaków, Olo z pomocą kilkunastu chętnych ma przygotować poczęstunek. Ma być jakiś konkurs, za który Barbano zapowiadał dużą nagrodę. Nie słuchałam dokładnie, ale mówił, że poprowadzi atrakcje, bo czuje się odpowiedzialny jako zarządca - zaśmiała się krótko. - Moim zdaniem powinien to prowadzić ktoś, kto się do tego nadaje, a nie ktoś, komu wypada, ale cóż... nie mnie decydować. Ciekawe, czy nocne też będzie prowadził, poszukiwania złotej paproci chociażby, albo lampiony dla Iny i Myry. Jakoś tego nie widzę.
Dla zielarki wszystko to, o czym mówiła Yunana, było znajome, nawet jeśli nie z doświadczenia, to przynajmniej ze słyszenia. Dandre natomiast nie był zaznajomiony z tymi wyspiarskimi zwyczajami. Trzeba było jednak przyznać, że mogło się dobrze składać - jeśli Barbano będzie zajęty wioskowym festynem, być może da to im większą swobodę w poszukiwaniach rezerwuaru magicznego, jaki wpływał na trwanie podpisanego przez Nellrien kontraktu?
- Myślę, że nie omieszka uhonorować waszej piątki przy okazji. Szkoda, że do jutra nie zdążę niczego dla was uszyć... ale gdybyś chciała, Ara, mogę poszukać dla ciebie czegoś gotowego. Tylko bez piór, niestety - zerknęła na Biriana, a w jej ciemnych, migdałowych oczach błysnęło rozbawienie. - Nic nie mam do złotych guzików, jeśli nie są jedynym, co czyni strój eleganckim. Przepraszam, Dandre - rozłożyła bezradnie ręce. - W moim fachu Kerończycy uchodzą za pruderyjnych i mało kreatywnych.

Yunana poczekała na nich przed wejściem, nie pchając się głębiej w lecznicę. Pozwoliło im to na spokojnie wrócić do przydzielonej im sali, znaleźć rzeczy, które ich interesowały, przebrać się, gdyby chcieli i sprawdzić, czy z Neelą wszystko w porządku. Szlachcianka słodko spała, z dłońmi wciśniętymi pod policzek i zarumienionymi policzkami, jak namalowana. Pozostało im mieć nadzieję, że faktycznie kilka godzin snu więcej pozwoli jej dojść do siebie, a jej złe samopoczucie wynikało wyłącznie z tego, że nie była zaprawiona życiowo, jak wszyscy pozostali z ich małej gromadki. Gdy krzątali się po pomieszczeniu, westchnęła cicho i obróciła się na plecy, ale żaden, nawet największy hałas nie sprawił, że podniosła powieki. Zioła były całkiem skuteczne.
Gdy wyszli na zewnątrz, osada pogrążona była w ciemności, ale dwa księżyce i rozsypane po niebie gwiazdy dawały wystarczająco dużo światła, żeby widzieli, dokąd idą. Droga do karczmy na szczęście była w miarę prosta i był z nimi ktoś tutejszy. Yunana jednak nie od razu ruszyła z nimi w kierunku tawerny, bo pogrążona była w rozmowie z wysokim, szczupłym mężczyzną, o zgolonej na zero czaszce.
- O, i są - zauważyła ich, wyciągając rękę w kierunku wychodzącej z wnętrza dwójki. - Jedna wciąż śpi, dwójka... chyba została w Kocie.
Obróciła się i uśmiechnęła do nich.
- To Sebalf, nasz mag - przedstawiła obcego im człowieka. - Bardzo chciał z wami porozmawiać.
- To prawda - zgodził się. Jego głos nie należał do najprzyjemniejszych, jakie dane im było słyszeć, ale skłonił głowę w kulturalnym geście powitania i uniósł nieznacznie kąciki ust w słabym uśmiechu, co trochę rekompensowało to wrażenie.- Przez ostatnie miesiące badałem kryształ, jaki odnaleźliście w kręgu w dżungli. Gdy tylko usłyszałem o waszym przebudzeniu, uznałem, że muszę porozmawiać z wami, zamiast w nieskończoność patrzeć się w kamień. Prawdę powiedziawszy, nie spodziewałem się, że tak szybko postanowicie... zmienić lokal.
- Właśnie tam wracamy. Pójdziesz z nami, Sebalf?
- zaproponowała Yunana, łapiąc maga pod łokieć. Mężczyzna spiął się i przez chwilę wyglądał, jakby próbował wrosnąć w ziemię, ale mu się nie udało. Ostatecznie, pociągnięty w stronę karczmy, zrobił ten pierwszy krok, po którym kobieta już skutecznie ciągnęła go w kierunku celu.
- Sądziłem... że może w lecznicy...
- Oj, Sebalf, nie chcesz ich chyba przesłuchiwać zaraz po przebudzeniu? Daj im się nacieszyć życiem. Iną. Tym wszystkim, do czego sami doprowadzili
- wolną ręką wskazała praktycznie wszystko wokół.
- Pan Barbano...
- ...Też może poczekać, jeden wieczór nic nie zmieni. Prawda?
- obróciła się do Biriana i Aremani. - Nie zamierzacie dziś spędzić wieczoru na rozmawianiu o kamieniach, hm?
Obrazek

Lecznica imienia Rurfoda Opala

23
POST POSTACI
Dandre
Młody mężczyzna z zainteresowaniem wpatrywał się w Yunanę, która odpowiadała na pytanie rudowłosej furii. Pokiwał głową ze zrozumieniem już po kilku pierwszych słowach kobiety. Równonoc, oczywiście! Trudno było mu sobie wyobrazić lud, który nie świętowałby tego wyjątkowego czasu choćby symbolicznie. Tradycje wyspiarskie zaś zdawały się być podobne do tego, co można było uświadczyć w Keronie, jednak ich opiewana na kontynencie wolność wyrazu zapewne mogła wpłynąć na… rozmach samych celebracji. Nieco żałował, że nie znajdował się w Taj’cah, ale cóż mógł zrobić? Chyba jeno chłonąć lokalną kulturę i bawić się do upadłego, jak kazał jego własny obyczaj.
- Zawsze uważałem, że natura może dostarczyć człowiekowi wspaniałych wrażeń – stwierdził z kamienną twarzą, tonem na tyle neutralnym, że trudno było określić, czy zdanie to było kolejną częścią gry w dwuznaczności, którą toczył z wyspiarką, czy szczerym wyznaniem poety zakochanego w przyrodzie.
Jego usta rozciągnęły się w nieco ironicznym uśmieszku.
- Pobyt na tej piekielnej wyspie z pewnością zapewnił mi ich mnóstwo. Kwestią dyskusyjną pozostaje, oczywiście, ich wspaniałość, ale… To już mamy za sobą. Wierzę, że już żadne pnącze nie postawi sobie za punkt honoru zduszenia w kimś życia. Ach, z ogromną przyjemnością przyjrzę się waszym zabawom… Aż mnie nogi świerzbią do tańca! – mruknął, mimochodem zerkając przez okno. Ciemność głębokiej nocy pochłaniała małe, wyspiarskie miasteczko, tak jak idea zabawy na festynie kompletnie wypychała z jego wciąż podchmielonej głowy jakiekolwiek myśli związane z panią kapitan i jej magicznym kontraktem.

- Trochę wiary w Dupobrodego! Któż inny, poza tak wybitnie charyzmatycznym osobnikiem, mógłby odpowiadać za prowadzenia atrakcji? – zaśmiał się cicho, wstając powoli z leżanki i udając się w stronę drzwi.
- Fascynujące… To wszystko brzmi wprost wspaniale. – pokiwał głową, po czym założył ramię na ramię i oparł się o framugę drzwi. Przez chwilę milczał, wpatrzony w przestrzeń. Wyobrażał sobie, jak potoczyć się może jutrzejszy dzień. Jakież atrakcje przygotuje ten paskudny krasnolud? Tajemniczy konkurs bardzo go intrygował. Birian uwielbiał rywalizację do niezdrowego wręcz stopnia. Zdawał sobie sprawę, że niejako właśnie przez to skończył dziś w lecznicy z rozbitą twarzą, a drugi grajek został zmasakrowany przez ptaka rodem z otchłani, ale czy te małe niedogodności cokolwiek zmieniały? Nie. Na samą myśl o konkursie serce biło mu szybciej. Już on im wszystkim pokaże, jak robi się… coś!
Z odmętów jego rozmarzonego umysłu do świadomości barda dobiła się jedna, nieśmiała myśl. Jej cichy głos niemal niknął w panującym tam chaosie. „Czyż nie obiecałeś parze swoich ulubionych szaleńców, że pomożesz im zawalczyć o wolność?”
Skrzywił się.

Machnął ręką.
- Chuj z nim i jego honorami. Zawszona żmija – prychnął, wciąż niezadowolony kontaktem z bezczelnym widmem odpowiedzialności.
Na całe szczęście sąd Yunany o Kerończykach sprawił, że zaśmiał się cicho, na chwilę odsuwając od siebie irytację.
- Pruderia? Och, tak, z pewnością. Przejmująca do bólu i odrzucana w okamgnieniu, gdy tylko zgasną światła. Aczkolwiek z brakiem kreatywności uprzejmie się nie zgodzę. – uśmiechnął się, skłonił i wyszedł.


Dandre brakowało słów, by opisać urok i słodycz śpiącej Neeli. Przystanął na krótką chwilę i patrzył na jej zarumienioną twarzyczkę, złożoną na wciśniętych pod policzek dłoniach. Za każdym razem, gdy ją widział, odżywało w nim silne przeświadczenie, że należy ją chronić za wszelką cenę. Sam nie wiedział przed czym. Przed światem, przed wszystkimi? Przed sobą samym?
Zdjął pomiętą, zakurzoną i nieco zakrwawioną koszulę, by rzucić ją zaraz niedbale na ‘swoje’ łóżko. Prędko przebrał się, podniósł lutnię, przewiesił ją sobie na pasku przez plecy i pomknął ku wyjściu z lecznicy.


Yunanę zastali pogrążoną w rozmowie z jakimś wysokim, szczupłym mężczyzną, o twarzy, którą Dandre zdawał się widywać przed połową najgorszych kerońskich spelun. Po podejściu bliżej musiał zrewidować swój sąd; oczy niejakiego Sebalfa nie były zamglone głupotą, ni alkoholem.
Uśmiechnął się szeroko, a w oku błysnęła mu iskierka rozbawienia. Pokłonił się w wyszukany, dworski sposób, kurtuazyjnie wywijając dłonią.
- Serce moje zawsze się raduje, gdy ktoś przedkłada me towarzystwo ponad obcowanie z kamieniem – zatrajkotał bard, stawiając jednocześnie pierwszy krok ku tawernie.
- Oczywiście, że pójdzie! Nie będziem rozmawiać w leczniczych oparach. Szkoda na to życia – zawyrokował, jeszcze nim biedny czarodziej został pociągnięty w dół ulicy. Ubawiony Birian złapał Sebalfa pod drugie ramię, niejako biorąc go z Yunaną za zakładnika dobrej zabawy.
- Niech Bogowie mnie dziś bronią przed dywagacjami na temat magicznych kryształów rodem z otchłani. Dość się nad nim nagłowiłem, kiedy wyszarpywałem go z łba tej kamiennej bestyji. Dziś, drogi Sebalfie, bawimy się. Wasi bohaterowie wrócili do świata żywych.
Obrazek

Lecznica imienia Rurfoda Opala

24
POST BARDA
Yunana uniosła tylko pytająco brwi, słysząc nagłą niechęć w kierunku zarządcy nowej kolonii. Nie znała historii Nellrien, nie wiedziała, do czego krasnolud był zdolny i jak potrafił zamotać rzeczywistość, by wykorzystać ją do własnych celów. Dla niej to był ledwie urzędnik, siedzący sobie na swoim świeżo wystruganym, drewnianym stołku, za szerokim, zawalonym dokumentami biurkiem. Skąd miała wiedzieć, że dzięki magii trzymał on taką kapitan w garści? Kto wie, mogło istnieć więcej takich, jak Nellrien Maver, schwytanych w sidła kontraktu, z którego nie było tak łatwo się wyplątać. Czy krasnolud zajmował to zaszczytne stanowisko dzięki swoim zasługom, czy dzięki umiejętności wykorzystania ludzkich (i elfich) słabości?
- To raczej będą honory Syndykatu, nie jego prywatne - zauważyła Yunana. - Byli tu przedstawiciele kilka miesięcy temu, chcieli uhonorować bohaterów, ale wy... no... sami wiecie. Barbano przyjął podziękowania i nagrody w waszym imieniu. Teraz pewnie po prostu je wam przekaże.
...Zakładając, że już tych nagród nie przydzielił sobie samemu i nie wydał na własne zachcianki - o ile było to złoto. Ale z drugiej strony, na co mógł je wydać tutaj, w Inie? W dziewiczej osadzie niełatwo było znaleźć okazję na sprzeniewierzenie potencjalnego bogactwa. Poza tym, wszyscy wciąż czekali, aż grupka śmiałków, odpowiedzialna za uwolnienie wyspy od wieloletniej klątwy, wybudzi się ze zbyt długiego snu. On także.
Niewinność ewidentnie zauroczonej nim, śpiącej Neeli nie obudziła w Birianie wyrzutów sumienia. Ale czy ktoś mu się dziwił? Nowo poznana wyspiarka stanowiła absolutne przeciwieństwo zdriadziałej szlachcianki i barda ciągnęło do niej jak ćmę do ognia. Różniły się nawet w kolorystyce - jedna miała sięgające ramion, białe włosy, druga długie i kruczoczarne. Cera jednej była jasna, blada wręcz, druga miała oliwkową karnację, do jakiej Dandre nie był przyzwyczajony. Zresztą Neela spała i nie miała się obudzić do jutra; to nie tak, że bard musiał podejmować jakieś trudne decyzje i dokonywać życiowe wybory.

- Mh... nie... nie to miałem na myśli - odpowiedział Sebalf na komentarz Biriana, ale nieco zagubiony w meandrach interakcji towarzyskich nie znalazł słów, żeby wytłumaczyć, dlaczego właściwie przyrównał ich do kamienia. A potem, pociągnięty już w stronę karczmy, jęknął tylko cicho coś niewyraźnie i podążył za nimi, bo nie miał innego wyjścia.
- O, więc był w głowie bestii? - ożywił się nagle, wyłapując interesujący go fragment. - Znaleźliśmy plątaninę suchych gałęzi, tworzącą pewien rodzaj... czaszki. Z otworem, prowadzącym do jej wnętrza. To były moje przypuszczenia, ale nie miałem pewności, a struktura rozpadła się po drodze, kiedy próbowaliśmy dostarczyć ją do wioski. To był drewniany golem, tak? Konstrukt magiczny?
- To był wielki potwór, z drewna i kamieni
- odpowiedziała Yunana. - Gdy umarł, nastąpił wielki, magiczny wybuch, który zabił całą przyrodę w zasięgu wzroku. Oni przeżyli, bo ochroniły ich driady.
Jej słowa niewiele miały wspólnego z prawdą, ale wydawała się bawić przednio, ciągnąc maga w stronę karczmy i opowiadając mu niestworzone historie. Czarodziej przewrócił tylko oczami i przeniósł pytające spojrzenie na barda, kompletnie ignorując kobietę.
- Sebalf, wiesz co, tak sobie myślę. W Taj'cah magowie wywoływali tęczowe wybuchy na niebie. Czy ty potrafisz zrobić coś takiego, czy potrafisz tylko oglądać kamienie i poza tym jesteś całkiem bezużyteczny?
- Yunano...
- westchnął mężczyzna.
- Skoro nawet Barbano chce wziąć udział w świętowaniu, chyba nie będziesz siedział u siebie przez cały jutrzejszy dzień, a potem całą jutrzejszą noc?
- Mmm. Może nie
- przyznał niechętnie. - Ale wybuchy w powietrzu nie są moją specjalnością.
To przypomniało im o Shiranie. Czyż nie w ten sposób walczył z potworem z serca dżungli? Wybuchami w powietrzu? Może jeśli go poproszą, uda mu się jakoś dopracować to zaklęcie, by było bardziej widowiskowe?
Obrazek

Lecznica imienia Rurfoda Opala

25
POST POSTACI
Aremani
Dziewczyna otworzyła szeroko oczy na wieść o tym, że zbliża się równonoc.
- Naprawdę? - zdołała tylko bąknąć pod nosem. Aremani zawsze była obeznana z cyklem natury, choć mało znała się jeszcze na astrologii. Tym bardziej nie zdarzyło jej się jeszcze przegapić równonocy. Pamiętała dobrze, że na wyspie odbywały się święta, był drobny festyn dla całej wioski, a paprotek nikt nie umiał znaleźć tak sprawnie jak ona sama. To był chyba jedyny moment w roku, gdy udzielała się w społeczności i nie patrzono na nią jak na odszczepieńca. "Nie wiem, dlaczego, ale zawsze podczas zrównań dżungla wydaje się taka magiczna. Tak przynajmniej było na Apozo" rozmarzyła się na myśl o miłych wspomnieniach z domu. Jednak zaraz za tym pojawił się jakiś dziwny dreszcz zwątpienia. "A jaki wpływ będzie miała równonoc na dżunglę Kattok? Pomimo utraty Serca to miejsce wciąż jest dzikie i przesiąknięte jakąś starożytną mocą. Aż strach pomyśleć, co może się wydarzyć". Zdecydowanie wolałaby nie przeżywać powtórki z plaży i ataku morskich stworów. Będzie miała się na baczności podczas festynu.
Jednak dopóki do festynu pozostało trochę czasu Ara postanowiła skupić się na przyjemności. Ochoczo zaakceptowała propozycję Yunany.
- Z chęcią założę coś szykownego dla odmiany. Szczególnie, jak mają mnie obsypywać honorami, a co!

Gdy weszli do pomieszczenia w którym się przebudzili Aremani postanowiła założyć czystsze rzeczy, co by ładnie zaprezentować się w karczmie. Nie zapomniała teraz zabrać ze sobą swojej niezastąpionej sakwy-plecaka wraz z dobytkiem - dziennikiem badawczym, drewnianą figurką oraz... oczywiście bandażem i fiolką leczniczej mikstury na wszelki wypadek. "Dandre mówi, że będzie grzeczny, ale to w końcu Dandre. Więcej gada niż myśli".
Patrząc na spokojnie śpiącą Neelę poczucie winy przestało już tak mocno dręczyć Arę. Może faktycznie jej przyjaciółka potrzebowała trochę spokojnego, nieindukowanego magicznie snu. "Jestem ciekawa, czy ucieszy się jak usłyszy, że jest festyn. Na kontynencie raczej mają festyny, nie?"

Nie sądziła, że Kattok nocą może wydawać się jej bezpieczne. W miarę ustrukturyzowana osada jednak działa lepiej na pewność ducha niż kilka namiotów otoczonych drewnianymi balami.
Yunana powitała ich z jakimś mężczyzną. "Sebalf? Co to za imię w ogóle?" ugryzła się w język. Samokontrola Aremani nad nie paplaniem od razu tego, co się pomyśli rosła z każdym dniem. Z pewnością zasługiwała na medal. "Nawet dwa!"
Gdy tak szli sobie w czwórkę Aremani była żywo zaintrygowana tym, jakiego rodzaju "nagrody" mógł przydzielić im sam Syndykat. "Oby Dandre i Shiran nie dostali czegoś lepszego niż ja! W końcu nikt nie wie, że to oni bardziej przyczynili się do powalenia golema. Chyba, że chujki to wypaplały już w karczmie." Spojrzała z oburzeniem na Dandre, chociaż ten nie mógł wiedzieć, o czym właśnie pomyślała.
- Ja tam bym pogadała o kamieniach... Z pewnością bywają bardziej interesujące niż monologi Pana Złotoustego. - powiedziała z przekąsem.

Sebalf wydawał się być przytłoczony osobą Yunany, co z jej perspektywy wydawało się komiczne. Aremani z pewnością by obejrzała wybuchy na niebie, jednak przypomniała sobie ostatni pokaz magicznego ognia od ich znajomego półelfa.
- Shiran potrafi strzelać ogniem. Robi to tak dobrze, że były w stanie nawet wystrzelić z tyłka. Tylko ostatnio o mało co nie spalił dżungli, więc uważałabym z tym. Oby równonoc Równonoc nie miała na magów takiego samego efektu, co Zaćmienie... A jeśli tak, to przygotuj się na ponowne dźwiganie mojego cielska, Dandre. - dorzuciła żartobliwie w stronę barda, szturchając go ramieniem,. W ciągu pięciu minut chyba zdążyła zapomnieć, że się na niego obraziła.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Lecznica imienia Rurfoda Opala

26
POST POSTACI
Dandre
Młody bard machnął tylko zrezygnowany ręką, widząc uniesione brwi Yunany. Muzyk był w stosunkowo dobrym nastroju i nie miał zamiaru psuć tego opowieściami o krasnoludzie, który najwyraźniej lubił nieczyste zagrania. Nie oburzało go to co prawda nawet w połowie tak mocno jak lowelasa pani kapitan, ale jego chwilami absurdalnie idealistyczne serce nie pozwoliłoby przejść obok tak rażącej niesprawiedliwości obojętnie.
Nie rozważał motywacji Dupobrodego ani tego, jak wiele niefortunnych dusz mógł złapać na podobne, magiczne kontrakty.
- Moja piękna pani, prędzej sczeznę w Otchłani, niźli z uśmiechem pobiegnę pławić się w blasku kompaniji takiej jak Syndykat. Dość już, że musiałem się im sprzedać, by w ogóle móc tu przypłynąć – westchnął, spuszczając na chwilę wzrok. Mógł monologować na temat bycia jeno szarymi siepaczami, ostrzami w ramieniu monstrualnej organizacji, która w mgnieniu oka mogłaby zastąpić ich wszystkich szeregiem innych osób, ale prawda była taka, że wcale mu to nie leżało. Był człowiekiem fundamentalnie skonfliktowanym, idealistą i romantykiem odkąd tylko pamiętał, z roku na rok coraz bardziej rozczarowanym i cynicznym. Jak często te dwa ekstrema walczyły w jego sercu o dominację, tylko po to, by rozejść się bez żadnej konkluzji.
Nie obchodziło go złoto Syndykatu, ziemia, ani cokolwiek innego, co mieli mu do zaoferowania, nawet jeśli naprawdę na to zapracował. Prawdę mówiąc, był gotów oddać wszystko co dostanie Neeli, tylko po to, by mogła poczuć, że ma swój kąt w tym paskudnym świecie.
Sławę… Sławę przyjmie zawsze. Szczególnie tą zasłużoną.
- Niemniej jednak, ciekaw jestem, co ma nam do zaoferowania wszechmocny Tygrys. Bez wątpienia w życiu nie miałem do czynienia z większym patronem. – pokiwał głową w zamyśleniu.

Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że widok niewinnie drzemiącej Neeli nie poruszył czegoś w sercu Biriana. Czuł wszak tę przemożną potrzebę chronienia jej przed światem, w tym i przed sobą samym. Wiedział, że najpewniej nie potrafiłby dać jej wiele. Nigdy nie pokocha tak szczerą i czystą miłością, o jakiej pisywał wiersze i ballady… W jaką może jeszcze wierzył Torberos.
Był niewolnikiem swoich apetytów, które raz rozbudzone przed laty, nigdy nie przestawały płonąć, był więźniem pragnienia, które odarte z pięknych słów i dworskich gier stawało się niczym więcej, ponad zwierzęcym ciągiem. Wydawało mu się, że zepsułby Neelę jeszcze bardziej, skaził ją swoim własnym zwyrodnieniem. Nie chciał tego.
Czuł jednak, że nie będzie potrafił się powstrzymać. Dziś spała, spokojna, urocza i cicha. Jutro zaś znów wrócą do swojej gry, której młoda dziewczyna może jeszcze nie rozumiała, zbyt szczera i czysta, by dotrzymywać mu kroku.

***
Bard roześmiał się dźwięcznie w odpowiedzi na zmieszane dukanie Sebalfa.
- Niech się waćpan nie martwi! – odrzekł, machając ręką, już ciągnąc go powoli w stronę karczmy, mimo uszu puszczając jego ciche jęknięcia i mizerne próby sprzeciwu. Dobra zabawa znajdzie i dorwie każdego, czy mu się to podoba, czy nie.
Otwierał usta, by powiedzieć coś więcej na temat ludzi, kamieni i Bogowie wiedzą czego jeszcze, ale ostatecznie wydobyło się z nich tylko oburzone pufnięcie.
- Cóż za oburzający sąd! Nie wiem, czy ktokolwiek kiedykolwiek tak mnie obraził. Raziłaś mię prosto w serce, ranisz głębiej od stali! O twym okrucieństwie będą krążyć legendy, Aremani z Apozo, zapamiętaj me słowa. Kamienie! – prychnął jeszcze, kręcąc powoli głową.
Kontrast Iny’Kattok z prowizorycznym obozem do którego przywykł, był oszałamiający i aż dziw, że artysta nie poświęcał mu więcej uwagi. Podczas pierwszej podróży do karczmy rozglądał się na boki, chłonął ‘miejski’ krajobraz wszystkimi zmysłami, starał się poczuć jego duszę… Teraz zaś zerkał jeno kątem oka na Yunanę, zachwycony jej aparycją.
- Bestyja była wielka jak kamienica z Saran Dun, w której gzi się kreońskie mieszczaństwo. Zdaje mi się jednak, że było weń więcej skały, niźli drewna, stąd walka z nią zdawała się być z góry skazaną na porażkę. – rzekł Birian, marszcząc lekko czoło. Za chwilę uniósł lekko brew, słysząc dziwy dopowiedziane przez Yunanę. Czy mówił o tym w karczmie, czy sama dopowiedziała sobie resztę historii?
Ich legenda już teraz żyła własnym życiem. Aż strach pomyśleć, na czym stanie, gdy nie będzie już nikogo, kto zadbałby o choć lekkie ugruntowanie jej w rzeczywistości.
- To my doprowadziliśmy do… obumarcia flory wokół magicznego kręgu. Shiran zadął w róg, który znaleźliśmy w opanowanej przez żywe pnącza chatce w środku dżungli. Mieliśmy chyba nadzieję, że wpłynie jakoś na to nieboskie stworzenie, ale myliliśmy się. Fakt faktem, ni cholery nie wiedzieliśmy, czy zrobi cokolwiek. – uznał, że rozwieje nieco baśniową mgłę roztoczoną przez Yunanę. O driadach jednak już nie dyskutował, zapaliwszy się tematem tęczowych wybuchów.
- Och, to by było wspaniałe! Po dobrym przedstawieniu z pewnością z większą ochotą rozprawiałoby się o magicznych kamieniach. – z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w nieciekawą twarz maga, nijak nie kryjąc ekscytacji.
Prędko jednak został rozczarowany. Westchnął i począł patrzeć przed siebie, wydąwszy usta w mały, niezadowolony dziubek.
- Rozczarowująca rewelacja. Cóż więc jest twoją specjalnością? Kamienie? – jęknął. Powinien go cisnąć w ramiona Ary i spierdalać.
Przynajmniej na razie. Kryształ fascynował barda o wiele bardziej, niż był to skłonny przed sobą przyznać, ale w tej chwili wolałby rozmawiać dosłownie o czymkolwiek innym.
- Bogowie… Spalenie dżungli jeszcze przeżyję, ale gdyby puścił z dymem całe miasto, to wyrwałbym mu łeb z kręgosłupem. Ileż musielibyśmy czekać na nową karczmę! – poprawił lutnię, przewieszoną przez plecy. Uśmiechnął się do rudowłosej dziewczyny, po czym żartobliwie jej zasalutował, stukając obcasami butów.
- Tragarz Birian gotów do służby! Nic się nie bój. – puścił jej oczko.


Spoiler:
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ina'Kattok”