Dolina Śnieżki

1
[img]https://i.imgur.com/bJEt7z0.jpg[/img] Ukryta między południowymi szczytami masywu Ghuz Dun dolina, swego czasu dająca żyzną ziemię i schronienie dziesiątkom ludzi i nieludzi żyjącym w spokojnej, odciętej od wielkiego świata społeczności, dzisiaj jedyne co ofiaruje przejezdnym, to wspomnienia dawnych lat dobrobytu, idylli i porządku. Wedle opowieści wędrowców, bardów, miejskich i wiejskich plotkarzy, przeszło trzydzieści lat temu tutejsze rolnicze osady wyludniały w tajemniczych okolicznościach. Wielu wiąże ten incydent z pojawieniem się na Północy demonów z Wieży. Jednak od całkiem niedawna niejeden podróżny, przechodząc trawersem przez środek doliny, którędy przebiegał skrót łączący trakt Biały Fort — Salu i małą przystań nad zatoką Grenefod, usłyszy za dnia odgłosy ludzkie, a pomiędzy gęstym lasem iglastym dostrzeże czarne dymy ognisk. Powiadają że do Doliny coś przyciąga śmiertelników z państw Północy i północnego Keronu. Mówią że coś wiedzie ich poprzez senne wizje.

W Dolinie Śnieżki, zwanej również Doliną Widmowego Echa, zalegają ruiny starożytnych krasnoludzkich cywilizacji, pamiętające jeszcze czasy Pierwszej Ery. Omszałe, pochłonięte częściowo przez warstwy ziemi zrujnowane budowle, były niegdyś mieszkaniami, miejscami kultu, ośrodkami społecznego i kulturowego życia protoplastów dzisiejszych Krasnoludów z Turonu. Większość ze starożytnych budowli znajduje się jednak pod ziemią, wije siecią korytarzy i pomieszczeń pod szczytami Ghuz Dun. Wiele z nich jeszcze czeka na odkopanie i odkrycie przed współczesną cywilizacją.

***
Przybył spod Saran Dun, gdzie krążył po okolicy strzegąc karawan kupieckich i cywilnych. Imał się każdej możliwej pracy, a ta była jedną z lepiej płatnych i przy łucie szczęścia nie wymagała większego wysiłku. Robił to, na czym znał się najlepiej — na chłodnej analizie, bitce i piciu na koszt pracodawcy.

W ostatnim tygodniu Keisu nawiedził nocą sen, którego dzisiaj pamiętał zaledwie strzępki. Samych minionych kilku ostatnich dni nie pamiętał zbyt dobrze. Strumień świadomości Urdera przebudził się dopiero, gdy dojechał na swoim kucu pod wykutą w kamieniu bramę obrośniętą mchem, za którą malowały się pochyłe zielone pola, lasy, spływające po stokach strumienie, strzeliste szczyty i zakrywające ich czubki rozrzedzone obłoki. Powoli ogarniał swoim umysłem, co tak właściwie się stało.

W myślach odszukał urywki snu, w którym widział swoją ukochaną, piękną, uśmiechniętą, tak jak ją zapamiętał, nim odeszła zostawiając go w rozpaczy. Ale nie myślał o tym w swojej nocnej wizji. Wiedział tylko, że jej ręka wskazuje na północ, a jej oczy kuszą, zapraszają, by podążyć widoczną ścieżką. Sprzedał się pokusie w zamian za senny namiętny pocałunek. Następne co pamiętał, to mozolna droga, spanie po gospodach i stodołach, obojętność na otaczający świat i postrzeganie go jak przez mgłę, a na końcu tej podróży — kamienna brama i widok jak z obrazu utalentowanego malarza. Pamiętał coś jeszcze, głos niepodobny do żadnego mu znanego. Towarzyszył mu przez całą drogę. Nie należał do nikogo. Pochodził gdzieś z oddali, z odległej krainy, do której zmierzał.

Droga do przeszłości. Droga ku wolności. Droga do spełnienia — głos powtarzał wielokrotnie, aż słowa te wbiły się do głowy Keisu niczym modlitewna mantra.

Słońce miało się ku zachodowi. Jego tarcza schylała się do szczytów, muskając ich zbocza i powoli, leniwie chowając się za nimi. Po przeciwnej stronie nieba dobrze widoczna była już różowa Mimbra w trzeciej kwadrze i niebieski Zarul w pełni. Lada moment miało zacząć się ściemniać. Nadchodziła jesień, a wraz z nią długie deszcze, wiatry i chłód. Spanie na odludziu nie należało do bezpiecznych, nawet nie ze względu na pogodę, ale na dzikie zwierzęta, od których roiło się w pobliskiej puszczy. Czarnowłosy mężczyzna zauważył jednak w oddali dym. Czarna smuga unosiła się ponad przerzedzonym lasem w Dolinie. Zdawało mu się też, że gdy ucichnął na moment wiatr, wśród górskiej ciszy słyszał ludzkie głosy rozmów. Wgłąb Doliny, ku cywilizacji, jak mu się wydawało, prowadziła ubita ścieżka, która w pewnym momencie spotykała wartki, szeroki strumień, a zaraz później niknęła między iglakami. Nie było innej drogi. Za plecami miał jedynie kamienne ostańce, skalne rumowiska i dzikie leśne ostępy.

Re: Dolina Śnieżki

2
Jechał bardzo długi czas czując się niczym w sennej melancholii, nie zważając specjalnie na potrzeby takie jak pragnienie, głód, wyczerpanie fizyczne, czy też potrzeby fizjologiczne. Po prostu jechał zatrzymując się co jakiś czas i robiąc tyle przerw ile to było tylko potrzebne, ciągnięty niczym jakimś urokiem. Dopiero gdy jego uwagę przykuła wykuta w kamieniu brama porośnięta mchem Keisu Urder zaczął powoli trzeźwo myśleć. Znajdował się w miejscu, którego nie kojarzył z swoich wcześniejszych podróży, a ochraniając karawany trochę szlaków przebył. Co oznaczało że niczym pionier zapuścił się w wcześniej nieodwiedzone miejsce bądź zboczył z jakiegoś szlaku, wiedziony... no właśnie Keisu sam nie wiedział co go przywiodło w owe miejsce. Nie zastanawiając się jednak przesadnie zszedł z swojego wierzchowca, wiedział że choć zwierze jest mu wierne i siły mu nie brak to jednak jest znacznie mniej wytrzymałe od konia. Mężczyzna do małych zdecydowanie nie należał jego rynsztunek też sporo ważył, a miał problem z oceną jak daleki dystans przebyli.

Pierwsze co zrobił po zejściu z swego kuca to było wyciągnięcie manierki z wodą i zaspokojenie pragnienia, a następnie zaczął się rozglądać. Dopiero teraz zauważył w jak niezwykłym i malowniczym miejscu się znajdował. Przed nim rozpościerały się pochyłe zielone pola, lasy, spływające po stokach strumienie, oraz wysokie szczyty, wszystko to zapierało dech w piersiach młodego mężczyzny. Zaś w jego myśli wkradło się wspomnienie snu, który choć piękny był również bardzo bolesny, bo ukazywał jego ukochaną, taką jak ją zapamiętał za życia. To ona, to ten sen sprowadził go w to miejsce, Keisu zaś w głowie zrodziło się jedno pytanie, czy to był przypadek, czy to był tylko sen, czy też on sam próbował lub jakaś inna siła sprowadziła go w to miejsce żeby zakończyć rozdział jego życia do którego już nie mógł wrócić. Ostatnie co zapamiętał był pocałunek, tak realny, zupełnie jakby był prawdziwy, po którym ruszył w drogę i nie przerywał jej aż do tego momentu. Było jeszcze coś, głos którego nie potrafił nikomu przypisać, który cały czas, aż do znudzenia powtarzał jedną sentencję.

Keisu miał się za mężczyznę twardo stąpającego po ziemi dlatego szybko odrzucił od siebie te wspomnienia, starając się zapamiętać te które mogą okazać się przydatne. Znajdował się obecnie w miejscu, którego totalnie nie znał, wszystko wskazywało że niebawem się ściemni, do tego pora była deszczowa i spędzenie w tym miejscu nocy mogłoby przynieść mu rychłą śmierć. Jednakże w dolinie przed sobą widział nikły dym unoszący się nad lasem, a w chwilach gdy nawet wiatr na chwile cichnął do jego uszu dochodziły czyjeś głosy. Wszystko wskazywało że gdzieś tutaj byli ludzie, a oni mogli mu pomóc przetrwać noc, albo też znaleźć się parę metrów pod ziemią. Urder postanowił podjąć to ryzyko i ruszyć ubitą ścieżką w głąb doliny. Oczywiście wybierają tą ścieżkę sugerował się również swoim towarzyszem, który musiał być zmęczony po podróży. Niestety biedny kuc musiał trochę poczekać zanim będzie mógł coś zjeść, ale teraz mógł przynajmniej zaspokoić swoje pragnienie zimną wodą ze strumienia.

Wojownik jak zwykle w swoim postępowaniu starał się być ostrożny, dlatego podróżował będąc w połowię gotowym do walki. W lewej ręce cały czas trzymając tarcze gotową do obrony, a w prawej zaś trzymając lejce. Nie chciał zostać odebrany jako napastnik dlatego jego młot cały czas spoczywał
na swoim miejscu i zamiast jechać spokojnie szedł obok zwierzęcia. Obserwował uważnie okolice i starał się mieć na uwadze wszelkie niepokojące dźwięki, które mogły by być przestrogą
-Jakim głupcem trzeba być żeby wyruszyć w taką podróż nie zabierając że sobą, ani krzty wina. Co jak nie ten boski trunek pomaga rozgrzać się w zimne wieczory, czy dodać otuchy w chwilach gdy odwaga nie wystarcza żeby iść dalej.

Re: Dolina Śnieżki

3
Kiedy mijali strumień, Szparag pociągnął swojego pana za wodze i zszedł do brzegu. Woda była krystalicznie czysta i przejrzysta, a pod jej taflą mieniły się kolorowe otoczaki. Pochyliwszy łeb nad wodopojem, kuc zaczął z niego żłopać. Widać było jego ogromne pragnienie, a i teraz, stojąc na ziemi, Keisu dostrzegł, że jego wierzchowiec schudł nieco, co objawiło się w wystających nadto żebrach. Nie pamiętał, żeby go karmił podczas półsennej wędrówki, ale wiedział, że gdyby tego nie robił, zwierz dawno by już nie żył. Sam też poczuł, jakby ubyło mu trochę w pasie, a uświadomił to sobie, kiedy przeciągle zaburczało mu w brzuchu.

Dalsza droga wiodła przez sosnowy las. W objęciach gęsto rosnących drzew zrobiło się ciemniej i chłodniej. Ubita ścieżka była nierówna, z wystającymi kamulcami i mulastymi kałużami, których nie zawsze dało się ominąć. Gdzieś po prawej stronie wciąż szumiał górski strumień i czasem można było dostrzec jego błyszczącą taflę wody, odbijającą ostatnie promienie zachodzącego słońca. Keisu poczuł upadającą na dłoń kroplę deszczu. Kolejną dostrzegł wpadającą z impetem prosto w kałużę. Wkrótce rozpadało się na dobre. Deszcz był ulewny, ale krótki. Zdążył jednak zmoczyć wychudzonego kuca, podróżne torby i samego Keisu, wciskając się we wszystkie szczeliny na łączeniach jego płytowej zbroi i niechronione żelastwem miejsca. Na szczęście podróżnego, na horyzoncie znowu pojawiły się dobrze widoczne czarne dymy, a głosy, które słyszał wcześniej z oddali, nasiliły się w momencie, kiedy tylko opuścił las kończący się równą ścianą drzew.

Przed Urderem ukazała się wykarczowana polana nad brzegiem tego samego płytkiego strumienia, który mijał wcześniej, a w samym jej centrum — osada zbudowana z prostych drewnianych i glinianych chat pokrytych strzechą. Nie były one w najlepszym stanie, podobnie jak okalające je płoty, czy nawet psie budy, kurniki i obory, w których Keisu nie dostrzegł ani jednego zwierzęcia. Wszystko wyglądało tak, jak gdyby miejsce to opuszczono lata temu, a jednak, pośród tych zaniedbanych budowli, stała dwupiętrowa karczma z dymiącymi kominami. A przynajmniej na takową wyglądała ta zbutwiała rudera. Tuż nad wejściem wisiał powiewający na wietrze szyld z niewyraźnym rysunkiem kufla, którego kunszt artystyczny odpowiadał dwuletniemu dziecku. Pod wiatą przy wejściu siedział na ławce starszy mężczyzna, człowiek z bujnym wąsem, odziany w wełniane spodnie i kubrak. Strugał coś w drewnie małym kozikiem i co chwilę spoglądał spode łba w kierunku drogi, którą nadchodził Keisu i jego wierny wierzchowiec. Poprzez szczeliny w oknach widać było żółtawe światło ogni, można było usłyszeć brzdęki naczyń, głośne rozmowy i wygłuszony płacz dziecka. Obok gospody znajdowała się zadaszona stajenka, w której odpoczywały trzy czarne rumaki rasy kerońskiej.

Konia odstawić i wejść — odezwał się wąsaty mężczyzna. Jego głos był niewyraźny, świadczący o lekkim podpiciu alkoholem. — Ino uważać na próg, bo wysoki i wyrżnąć można — dodał jeszcze, uśmiechnął się krzywo i krótko, jakby zabrakło mu siły w twarzy i powrócił do swojego zajęcia. — Rycerzyk z daleka przybywa, hm? Też go dziwakie mary przywiodły? — zaczął mówić niespodziewanie, nie odrywając wzroku od struganej figurki. Rękodzieło przedstawiało przedziwną postać o głowie przypominającej zwierzęcą czaszkę. — Ja tu już od dwóch lat, jak nie więcej. Córka wskazała mi drogę. Moja mała córeczka. Ja żem myślał, że zmarła mi na rękach, a ona żywa, sama mnie prowadziła! Dzisiaj znów ją zobaczę. Oh, jak jaki ja szczęśliwy! — Słowa mężczyzny przypominały teraz szaleńcze majaki. Zaczął śmiać się pod nosem, coś szeptać do siebie, nie zwracając nawet uwagi na to, że skaleczył się w palec, a krwią ubrudził pracę swoich rąk.

Ej, panie — zawołał inny mężczyzna, który właśnie wychylił się z okna gospody. — Wchodź pan do środka, tutaj cieplej i przyjemniej. A ty, stary zgredzie, przestań straszyć ludzi!
Obrazek

Re: Dolina Śnieżki

4
Idąc ścieżką Keisu musiał zrobić małą przerwę, ciągnięty prze szparaga w kierunku strumienia. Nie zdołałby przeciągnąć siłą zwierzęcia i nawet nie chciał. Wiedział że jeśli chce nadal cieszyć się lojalnością stworzenia musi nadal się nim dobrze opiekować. Dlatego też czuł się winny widząc wystające żebra oraz fakt że kuc znacznie schudł. Wojownik sam dostrzegł jak i poczuł że jego ciało również się zmieniło to znaczy, ubyło go w konkretnym miejscu czyli pasie, a jego brzuch zaczął się domagać posiłku.

Jak tylko szparag zaspokoił swoje pragnienie dwójka ruszyła dalej ścieżką przez las. Niestety im głębiej wchodzili tym robiło się ciemniej i chłodniej co nadawało miejscu nieco mrocznego klimatu, ale Keisu cały czas słyszał szum strumienia. Właśnie na nim oraz na celu swojej podróży wolał się skupiać, niżeli na tym co zrodzi się w jego fantazji. Niestety nie mógł nic poradzić na nierówności będące na drodze, oraz kałuże których w nie był w stanie ominąć. Dodatkowo chwilę później zaczęło padać i choć las często jest w stanie zapewnić ochronę przed deszczem tym razem nie wystarczył, żeby uchronić Keisu i jego towarzysza. Z czasem jego ekwipunek i ubrania zrobiły się mokre przez co zaczęły mu bardziej ciążyć. Choć Keisu był zaprawionym w boju wojownikiem i niejednokrotnie było mu dane podróżować w takich warunkach to i tak nie mógł nic poradzić na fakt że nieco zwolnił. Jedynym pocieszeniem okazał się dym, który sugerował że zbliża się do miejsca, które było jego celem. Wciąż nie wiedział co go tam czeka, ale czuł że będzie mógł się tam ogrzać, odpocząć, zjeść coś ciepłego i miał nadzieję że jego przeczucia się nie mylą. Wkrótce udało mu się wyjść z lasu i pożegnać jego mrok, a do jego uszu ponownie zaczęły dochodzić głosy ludzi.

Mężczyzna wyszedł na polanę i ponownie ujrzał strumień, którego szum towarzyszył mu podczas przedzierania się przez las. Tak jak też się spodziewał na polanie tej ujrzał osadę składającą się z dość prymitywnie zbudowanych domków. Nie przeszkadzało by mu to wcale gdyby nie fakt, że wśród zabudowań nie był w stanie dostrzec ludzi, ani zwierząt, a to sprawiało że robił się podejrzliwy i niepokoił się. Jednakże z jednego z tych budynków unosił się dym, a Keisu szybko dostrzegł z którego i udał się wprost do niego. Budynek był większy i wyższy od innych, mężczyźnie od razu przyszło do głowy że musi to być miejscowa karczma, bo po co komu byłby tutaj tak wielki dom. Zbliżając się ujrzał szyld nad wejściem, mówiący że musiał zostać on zrobiony przez jakieś dziecko, a to był dobry znak, gdyż prowadzący karczmę musiał być ojcem i dobrym człowiekiem. Wojownik nie zatrzymywał się i idąc obserwował, po chwili dostrzegł starca siedzącego przed wejściem, który najwidoczniej od dłuższego czasu się mu przyglądał. Starszy mężczyzna strugał coś małym kozikiem, a gdy Keisu podszedł dostatecznie blisko odezwał się do niego, każąc odstawić konia w stajence obok gospody. Wojownik od razu zrobił krok bok chcąc odprowadzić szparaga pod dach, ale zaraz starzec zaczął dalej mówić, więc się zatrzymał. Początkowo był to głupi żart, ale zdanie za zdaniem wypowiadane przez mężczyznę zaczynały brzmieć coraz dziwniej i choć prowadził monolog to wyraźnie był on skierowany do Urdera, który bez słowa go słuchał. Zdziwił go przede wszystkim fakt ze starzec powiedział o marach, którego go tutaj przywiodły, bo bardzo przypominało to jego własną historię.
-Też Ci się coś przyśniło i prowadził Cię w to miejsce dziwny głos?-Keisu od razu zadał pytanie chcąc dowiedzieć się więcej. To nie przypadek że tutaj się znalazł i widocznie nie on jeden, ale nie wiedział dlaczego. Jednakże szybko zrozumiał że od tego staruszka nie dowie się niczego więcej, bo jego głos zmienił się w szaleńce majaki i przypominał osobę oderwaną od rzeczywistości. Nawet skaleczenie się w palec nie zrobiło na nim wrażenia, a krew zabarwiła czerwienią struganą figurkę, która już beż tego była dziwna. Wojownik nie wiedział co robić i całe szczęście z okna gospody zawołał do niego inny mężczyzna, zapraszając go do środka.

Keisu odetchnął z ulgą odprowadził szparaga, rzucił mu nieco siana do jedzenia i zdjął z jego pleców nie potrzebny ekwipunek by zwierzę mogło odpocząć. Następnie wszedł do karczmy rzucając jeszcze ostatnie spojrzenie na szalonego mężczyznę. Widział już podobnych ludzi, którzy szaleli po stracie bliski i mówili że widzą ich duchy chodzące po okolicy. Jednakże nigdy nie widział by komuś odbiło do tego stopnia, a to go zmartwiło, czuł że coś jest nie tak zarówno z tym człowiekiem jak i miejscem w którym się znajdował. Pocieszał się jedynie faktem że w środku w końcu będzie mógł się ogrzać, zjeść coś ciepłego, napić się wina i miał nadzieję że dowie się co tutaj się dzieję.

Re: Dolina Śnieżki

5
Po przekroczeniu progu podróżnika uderzyła fala duchoty i wyraźny zapach stęchlizny, który z pewnością zdominowałaby atmosferę, gdyby nie dobiegająca znad rożna woń pieczonego mięsa. Naprzeciw podwójnych drzwi, po drugiej stronie izby znajdował się szeroki szynkwas, a za nim stał łysy karczmarz, wlepiający ślepia w przybyłego podróżnika. Keisu rozglądając się po pomieszczeniu, całkiem przestronnym i wyposażonym w co najmniej tuzin szerokich stołów z ławami, nie dostrzegł żadnego wolnego miejsca. Gospoda dosłownie pękała w szwach. W tym mrowiu ludzi i nieludzi można było dostrzec różnorodność etniczną, o jaką czasem trudno było nawet w największych miastach Herbii. Tu i ówdzie przesiadywały elfy, trafiło się też kilku krasnoludów i gnomów, a nawet dwóch kędzierzawych niziołków. Połowę stołów zajmowali za to ludzie, zarówno ci bladzi o surowych, typowo północnych twarzach, jak i ci o cerze bardziej kerońskiej. Całą tę mieszankę wyróżniał jeden zespół cech — wszyscy byli wychudzeni, ospali i zmarnowani, jakby ledwo uszli z życiem po długiej, wyczerpującej walce. Pomimo wynędzniałego wyglądu karczemnego towarzystwa, wszyscy byli nader głośni. Rozmowy dobiegały z każdego kąta i trudno było z nich wyłapać więcej niż pojedyncze słowa.

Tylko czwórka z ludzi odstawała aparycją od reszty zbiorowiska. Rośli mężczyźni, uzbrojeni po zęby, siedzieli tuż przy oknie. Wśród nich Keisu dostrzegł nieznajomego, który przed chwilą go wołał do środka. Machał on ręką, zapraszając do stołu, przy którym zrobił miejsce na samym skraju ławy, przysuwając się bliżej kolegi.

Siadaj, siadaj. — Klepał dłonią w siedzisko. — Ejże, karczmarzu, strawy dla tego strudzonego podróżnego i czegoś na zwilżenie gardła! — zawołał od razu.

Koledzy nieznajomego wojaka spojrzeli na Keisu kątem oka i kontynuowali swoje zajęcie, jakim była gra w kości i zalewanie gardeł złotym trunkiem.

Nosisz broń i zbroję — zauważył mężczyzna, taksując Urdera od stóp do głów. — Albo jesteś tutaj, by zakończyć ich mękę, jak nasza czwórka, albo przywiodło cię tu to samo, co całą resztę. Słodkie i ulotne wspomnienia, przeklęta czarcia iluzja i fałszywe obietnice. — Splunął pod nogi i obejrzał się za siebie.Siadaj, bo wyglądasz jakby cię ktoś wyrwał z tygodniowej śpiączki. Na pewno masz dużo pytań.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Zachodnie Ghuz Dun”