Re: Apartamenty adeptów, część męska

16
"Cóż, po to każdy plan należy omówić z drugą osobą." Pomyślał Ernoth, gdy zobaczył zdziwienie sekretarki. Nawet zaczął czuć coś na podobieństwo skruchy że tak potraktował kobietę, która najwyraźniej uważała się za geniusza. Przynajmniej do czasu gdy jej następne słowa utwierdziły go w przekonaniu, że dla istot niezdolnych do zaakceptowania własnej niekompetencji nie ma już ratunku.

"Ty przypieczętowałaś ten list. Cenzor raczej zdążył już go przejrzeć." Pomyślał czarodziej, i mimo że te słowa cisnęły mu się na usta, nie wypowiedział ich. Bądź co bądź, nagle stała się taka zadowolona z siebie, a zadowolony idiota jest bardziej przewidywalny niż zdenerwowany, zwłaszcza jeśli jest wyżej w hierarchii. Nawet nie zaszczycił świadomą myślą faktu że to Piguła miał mu wszystko wytłumaczyć, nie ona, a jego obecność w tym pomieszczeniu była zasługą tylko i wyłącznie jego własnej drobiazgowości.

"Odmowa nie wchodzi w grę? Och, no tak. Nie ma to jak trochę starego dobrego szantażu. Szkoda że wybrała coś co i tak niedługo zamierzam porzucić." Pomyślał Ernoth, uważnie wsłuchując się w słowa kobiety. Uniósł lekko brew. "Ona serio myśli że ma mnie w garści..." Ledwo powstrzymał drwiący uśmieszek i przeciągłe westchnięcie jakie idealnie pasowałyby do rozgrywającej się przed nim sceny. Owa paczka zapewne zawierała jakiś żeński afrodyzjak, albo wielofunkcyjną "zabawkę". "Gdyby było to coś ważnego dla akademii, nawet jeśli tajnego, przyjechałoby pod eskortą, i zniknęłoby bez śladu, a nie zostało nadane do żeńskiego skrzydła na fałszywe nazwisko." Pomyślał, nie wiedząc dlaczego to właśnie jego ta kobieta z niezwykle wybujałym ego wybrała na swojego wysłannika. No, ale każdy by tak myślał na jego miejscu, prawda?

-Tsk... Wie pani, z tą odmową, co ponoć nie wchodzi w grę... - Skoro już usłyszał jak to miał biegać po żeńskim skrzydle jak zboczeniec szukając po pokojach jakiejś paczki znudzonej kobiety, chociaż chciał się nagrodzić dźwiękiem przesuwających się ze skrzętem zębatek w jej mózgu. Powoli zaczął swoją przemowę, z każdym następnym słowem nabierając tempa i wyzbywając się oficjalnych tonów, jakie powinny towarzyszyć rozmowie.

-Wiem że moja kariera wisi na włosku i w ogóle, ale mam nadzieję że sekretarka Sekretarza akademii zechce mnie oświecić w jaki konkretnie sposób przez parę dni zdoła mi zniszczyć karierę w sposób, którego Sekretarz nie zdoła odkręcić w parę godzin? Nie wspominając już o piekle jakie mógłby zgotować jednym listem dla osoby która nadużywa urzędu żeby szantażować biednych adeptów... - Zrobił tu półsekundową przerwę, żeby dać jej mózgowi szansę na pomyślenie o konsekwencjach, gdyby nagle się okazało że jej machlojka wyszła na jaw.

-Bo widzisz, mam również swoje rzeczy do roboty, i żeby nie byłaby to Twoja osobista sprawa, nie musiałabyś mi grozić pieczątkami, i nie wybierałabyś jakiegoś absolwenta do tego, a zawiadomiłabyś władze akademii. - Powiedział, mając już serdecznie dosyć tej kobiety. A do tego cała jej historia nawet nie trzymała się kupy. Nie dość że zmarnowała mu perfekcyjny poranek, to jeszcze śmiała mu grozić. Nie żeby był kimś komu grozić nie można, wręcz przeciwnie. Był do tego idealną osobą. Ale nawet do gróźb trzeba mieć odrobinę inteligencji. Postawił jedną nogę w kierunku drzwi, sygnalizując że zamierza wyjść, i czekał, zaciekawiony jaką to rzecz sekretarka może mu zgotować, nie naruszając przy tym samej siebie i swojej wiarygodności. Gdyby nic nie powiedziała, zamierzał wyjść, zmyć maź z ręki, i pójść na plac treningowy.

Istniała też oczywiście możliwość że sekretarka była wręcz diabelsko inteligentna, a to co on brał za głupotę, było idealnie wykalkulowaną akcją, a ta sekretarka gra na jego reakcjach jak na harfie. Chociaż wtedy raczej byłaby wyżej w hierarchii. Chyba że ktoś ją tu umieścił, żeby miała na niego oko. "Uspokój się" Powiedział sobie. Lata inwigilacji na każdym zostawiały swoje piętno. W przypadku Ernotha była to tendencja do tworzenia wybitnie nieprawdopodobnych wersji rzeczywistości. I uciekania od dobrych, acz natrętnych medyków.

Re: Apartamenty adeptów, część męska

17
Sekretarka rzeczywiście pracowała na stanowisku zdecydowanie ponad swoimi kompetencjami. Ernoth błyskawicznie przejrzał jej intrygę, podejrzanie omijającą struktury uczelni. Jakakolwiek byłaby to przesyłka - w tym momencie nie miało to dla niego żadnego znaczenia. Prywata została bezwzględnie zdemaskowana. Urzędniczka nawet nie otworzyła ust, kiedy zapadła cisza. Cała kreacja groźnej i stanowczej osoby rozsypała się, a postawa kobiety straciła swój wojskowy sznyt.

- Po prostu nie miałam czasu się tym wszystkim zająć - kobieta westchnęła z samego dna płuc, opadając powoli na krzesło. Widać było, że nie jest zadowolona obrotu sprawy, a lista jej silnych argumentów już dawno się skończyła. - Ale skoro oficjalnie potwierdzonym jest, że Zakon mimo wszystko zgłosi się do nas po “Srebrną Korę”? Dodałam dwa do dwóch, no i... Warto było przynajmniej spróbować. Stąd totalnie pusty list; aby choć trochę zmylić tutejszych szpiegów i szpicli - wyznała.

Bezradnie rozłożyła ręce. Nie potrafiła znaleźć więcej słów, więc po prostu odwróciła się do okna. Nie naciskała na dalszą rozmowę, powoli przenosząc rysunki na swoje biurko. Ostatnie pytanie wyrwało się jej, kiedy Ernoth już-już naciskał na klamkę.

- Kiedy masz zamiar wyruszyć poza mury Akademii, absolwencie?

Re: Apartamenty adeptów, część męska

18
"Zakon? Kurwa." Jakby dzisiejszy dzień nie był wystarczająco podły, nagle jeszcze najwyraźniej okazało się że zakon zamierza go zabrać? I ta kobieta jeszcze zamiast mu powiedzieć o tym prosto w twarz, najwyraźniej pomyślała że dobrze by było wykorzystać kogoś kogo już niedługo tu nie będzie, więc nikomu o tym nie powie. Typowe. Nie rozumiał za to do końca reszty jej wypowiedzi. Wydawała się wyrwana z kontekstu i bez większej ilości informacji nawet nie próbował dojść do sedna sprawy. "Muszę uciekać. Natychmiast. W każdej chwili mogą tu wpaść, a wtedy będę musiał albo się poddać, albo przebijać się przez zastępy Sakirowców. Obie te rzeczy oznaczają śmierć, czy to fizyczną, czy mentalną." Ernoth wiedział do czego stać nawet najmarniejszych z rycerzy Sakira. Ot co się dzieje kiedy bogowie nie mają świata gdzieś. Z jednej strony plagi, z drugiej zwykli ludzie zyskujący moce ponad wszelkimi wyobrażeniami.

- Teraz. Nie ma ani chwili do stracenia. Żebyś powiedziała mi wcześniej, prawdopodobnie byłbym już w drodze. Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? Na przykład kiedy się zjawią? - Zapytał, jego głos całkiem wyzbyty z poprzedniej wrogości i jadu, za to miękki, wykalkulowany. Obojętny. Na wieść o zakonie, twarz mężczyzny, zwykle opanowana i działająca jak dobrze naoliwiony mechanizm, zamarła na ułamek sekundy, blada, z cieniem dawnego strachu zaległym w oczach.

Ernoth zamierzał wydobyć jak najwięcej przydatnych informacji od sekretarki, a następnie wyruszyć jak najszybciej i najdalej od zakonu jak to tylko możliwe. Na południe. Gleba nadal była wilgotna, więc musiałby się póki co trzymać gościńca, aby nie mogli tak łatwo znaleźć jego śladów, a następnie opuścić go w pierwszym suchym miejscu, albo pojechać korytem jakiejś mniejszej rzeczki, zgubić trop. W mieście musi kupić jakiś płaszcz, aby nikt go nie rozpoznał. Prowiant i wszystko co mu potrzebne miał w torbie, a najkrótsza trasa zaliczająca stajnię, w której miał konia, i pokój, w którym miał swoją torbę podróżną jaśniała mu w głowie. Jedyną zagadką pozostawał czas.

Re: Apartamenty adeptów, część męska

19
Kobieta pokręciła jedynie głową. Nie była w stanie określić konkretnych terminów ani potencjalnych zarzutów. A na pewno nie bez kontaktu z Sekretarzem czy ponownym przejrzeniem akt. Wzruszyła więc tylko ramionami, niepewna tego, co miałaby powiedzieć. Przepraszający grymas już-prawie zagościł na jej twarzy, ale w porę upomniała sama siebie. Nie chciałaby przecież współczuć komuś, kto nie chciał jej pomóc z drobną przesyłką!

Zza pleców Ernotha rozległo się pukanie do drzwi. Serce - zamarło. Słodki smak - wjechał w kubki smakowe tak mocno, że niemal powalił czarodzieja na posadzkę. Umysł Ernotha zachował jednak pełną trzeźwość. Oczywiście, mężczyzna odczuwał stres na poziomie biologicznym. Całe tony stresu, potrafił to przecież rozpoznać. Wydawało się jednak, że jest przy tym spokojniejszy, niż być powinien. Korzystając z pełni zdolności analitycznych mógł więc zaplanować i przebyć całą swoją trasę. Bez walki z drżącym głosem, zimnym potem czy nieprzyjemnymi dreszczami.

Drzwi uchyliły się w końcu, a do środka zajrzała drobna blondynka. Uśmiechnęła się do sekretarki i wypaliła krótko, nim znowu zniknęła w korytarzu:

- Cześć ciociu! Wróciłam!

Serce Ernotha waliło już tak, jak gdyby zamknąć w nim stado żywych gołębi. Słodki smak - mdlił i przeszkadzał. Umysł czekał jednak na jasny sygnał do działania. W pełni opanowany i kojąco analityczny.
Spoiler:

Re: Apartamenty adeptów, część męska

20
Fala ulgi jaka zalała Ernotha od razu została powstrzymana przez falę determinacji i zaparcia. Zanim wyszedł przez zamykające się drzwi, skinął głową w podziękowaniu dla sekretarki, która, mimo że była niezbyt miłą osobą, w końcu jednak ostrzegła go o nadchodzącym Zakonie. Rozejrzał się wokół, i nie widząc żadnych śladów Sakirowców, puścił się biegiem po korytarzach.

Unikając w pełnym biegu przechodzących uczniów, zbierając okrzyki "Uważaj!" i "Jak Cię jeszcze raz zobaczę to urwę Ci jaja za takie bieganie!" Od nauczycieli, oraz wybierając inną drogę na widok Piguły, wyglądającego ze swojego gabinetu, młody mężczyzna przemierzał korytarze najszybciej jak potrafił. Ernoth rozmyślał nad tym, jak pięknie by było, gdyby mógł umagicznić nie tylko swoją broń, ale też swoje ciało. Odrobina prędkości w takich sytuacjach zdecydowanie by mu nie zaszkodziła. Bądź co bądź, w sytuacji kiedy mógł mieć całe tygodnie czasu, bądź całe sekundy, zakładać należało najgorszy scenariusz, toteż poluzował miecz w pochwie, gotów na najgorsze.

Zanim wybiegł na dziedziniec, ostrożnie się rozejrzał, po czym, nie widząc nikogo kto mógłby go wydać zakonowi, puścił się biegiem do kwater mieszkalnych, przeskakując w biegu parę ławek, murków i żywopłot. Gdy wreszcie dobiegł do swojego pokoju i otworzył go kluczem, wyjął zza pazuchy chustę i zasłoniwszy nią parę glifów na torbie, począł wrzucać do niej wszystkie ważne rzeczy, począwszy od ważnych dokumentów, paru ksiąg i zapasowej bielizny, na paru nieistotnych pamiątkach i notatnikach kończąc. Zabrał chustę i zamknął torbę, ponownie aktywując glify, po czym poświęcił minutę na przeczesanie mieszkania w poszukiwaniu swojego ubrania z czasów szkolnych, albo chociaż jakiegoś płaszcza zimowego, który pomógłby mu ukryć tożsamość na wypadek gdyby wpadł na Sakirowców gdzieś po drodze.

Następnie, z okryciem czy bez, zostawił klucz od pokoju na łóżku, i rozejrzawszy się czy na korytarzu nikogo nie ma, przebiegł cichaczem do stajni, tym razem stawiając bardziej na ostrożność, w końcu widok biegnącego Ernotha nie był niczym nadzwyczajnym, ale gdyby biegł z torbą, mogłyby się rozpocząć pytania. Szybkim krokiem wszedł do budynku, potwierdził że jest właścicielem swojego konia dla stajennego, po czym od niechcenia przebąknął coś o tym że jedzie na północny zachód na wycieczkę - jeśli będą przepytywać ludzi, może naprowadzi Zakon na fałszywy trop. Następnie osiodłał swoją wierną klacz, i kłusem wyjechał ze stajni, po czym przeszedł w powolny galop ludzi którzy się nie spieszą, ale chcą dojechać do celu przed zmierzchem, i opuścił znajome mury akademii.

Re: Apartamenty adeptów, część męska

21
Opuszczanie murów swojej alma mater zawsze kojarzy się z egzotycznymi potrawami lub nieudanym polowaniem. Dziwnie smakuje, ludzie się bezczelnie gapią, no i nie do końca wiadomo co z tym całym ścierwem zrobić. A jednak, ucieczka Ernotha wydawała się zgoła inna. Jasne, gapiów nie zabrakło, ale taki problem to naprawdę nie problem, kiedy smutni zakonnicy uderzają w konkury.

/Przenosimy się tutaj.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Akademia Mniejsza”