POST BARDA
Kwatermistrz mu opisał mniej więcej zachowanie Joverny, a było to, że często przestawiała mu rzeczy, dopisywała lub całkowicie zmieniała zapisy w notatkach, a czasami nawet dodawała dziwne przedmioty. Przez co rano zawsze miał bałagan i potrzebował więcej czasu spędzić na porządkowaniu. I o niczym innym nie wspominał. Nie istniała chyba osoba, która po czymś takim nie chciałaby kogoś udusić. Jakby Joverna chciała coś ukraść, nie zostawiałaby takich śladów. Powód do pojawienia się u niego znał - zadanie, jakie przydzielił jej kapitan, miało sprawdzić podatność twierdzy na infiltrację. Nie wspominał o szczegółach, ale gniew i złość w jego głosie były słyszalne. I powiedział mu wprost, że współczuje mu współpracy z tak wkurwiająca rekrutką. On sam pewnie by dnia nie wytrzymał.Dziewczyna parsknęła śmiechem, słysząc jego szczere wyznanie. Obejrzała się ku niemu z szerokim uśmiechem. Doprawdy rozbroił się tymi prostymi słowami. Na końcu pokręciła głową.
- Nawet za sto lat ciężkiej pracy nie byłbyś w stanie tego osiągnąć. - Powiedziała ze śmiechem, bo ludzi nie miała powodów się obawiać. Nawet najgroźniejsi z nich mieli swoje słabości. Najgorsi co prawda byli szaleńcy, ale tych stosunkowo rzadko się widywało. Zazwyczaj długo nie żyli, by stanowili problem.
- Problem ze sprawdzonymi ludźmi bywa taki, że są za mało elastyczni. Nauczeni radzić sobie z określonym typem sytuacji, mają trudności z adaptacją do sytuacji. Rekruci jeszcze nie mają takich nawyków. Takie wyróżnienie działa motywująco. Zastanów się, jeśli ktoś ma ambicje, to po czym poznamy to? - Zapytała, zadając mu dość prostą zagadkę. Miał rację, że nie każdy był godny zaufania, ale zazwyczaj to także ludzie po przejściach. Mieli swoje nawyki i nawet jeśli odbiegali od standardów, wiedziała dobrze, że chęci były ważniejsze.
- Dodatkowo to też będzie rodzaj treningu. Myślę, że jak uda się znaleźć taką dwójkę, która miejmy nadzieje, jeszcze przeżyje, będzie miała co im opowiadać. - To była tak naprawdę nieco zmieniona metoda kija i marchewki. Dlatego planowała niedużą grupę, dziesięciu osób z dwójką młodzików, którzy nie będą zbytnio przeszkadzać.
- Poza tym powodzenia im życzę w ucieczce w tak zimnym klimacie. Może stary wieloryb, jak ty, dałby sobie radę, ale oni? - Zapytała z uśmiechem, pokazując prostą prawdę, jak nieprzyjemne to były tereny dla tych, którzy dopiero tu przybyli. Ucieczka nie była prosta, bo łatwo było umrzeć z wyziębienia, głodu czy innych, niekoniecznie szczęśliwych wypadków.
- Grupa, którą chce zabrać, ma zawierać dziesięciu ludzi. Z tego ośmiu o konkretnych umiejętnością. Zwłaszcza, jak się orientuje, możemy się spodziewać niespodziewanego. - Stwierdziła spokojnie, bo ona nie zamierzała uciec. Owszem, pakt trochę ją irytował, ale uratowali ją od pewnej śmierci. I nie byli tacy, jak ludzie, których poznała. W pewien sposób fascynowała ją ich prostota, która jakimś cudem pozwalała na egzystencje.
- Będzie trzeba przekonać kucharki, by wydały nam dwie beczki z drogim piwem. Trzymają je na specjalne okazje, kiedy jakiś przeklęty ważniak się pojawia i trzeba mu zaprezentować gościnność twierdzy. Oczywiście nikt o nich nie wie, bo są ukryte tak głęboko w spiżarni, że nawet ciężko się do nich dobrać. Nawet nie chcą się przyznać, że je posiadają, bo tak wygodniej... dla nich. - Powiedziała, jakby to było jej największe zmartwienie, bo patrząc po tym, co sama wyczyniała, niekoniecznie miała najlepszą opinię gdziekolwiek, ale poznała twierdze, jak widać bardzo dobrze. Nie wspominała tu o kwatermistrzu, który powinien być za to odpowiedzialny. Nikt oczywiście nie chciał wojny z kucharkami, bo stara prawda mówi o tym, że ich się nie denerwuje. Nigdy nie wiadomo, co można znaleźć w posiłku, jak te będą złe. Różne opowieści można było słyszeć o osobach, które im podpadły.